@7my powiedział(a):
A zamykanie ludziom sklepów monopolowych niczego dobrego nie przyniesie (patrz suhoj zakon z czasów Gorbaczowa).
Chodzi o zamykanie sklepów monopolowych na noc. To zasadnicza kwestia. Nie raz zdażyło mi się dokupywać alkohol pod wpływem, mimo że na trzeźwo planowałem wypić mniej.
Cały czas okazuję statystyki policji, straży, lekarzy że przynosi to same korzyści, łatwo sprawdzić zresztą. Coś jak upieranie się że zamykanie sklepów w niedzielę nie przyniesie nic dobrego.
No tak, ale Rozum prosił o link a linka jak nie było tak nie ma.
W zasadzie każdy ma w rodzinie bliższej lub dalszej alkoholika.
No właśnie nie każdy, ale zdrowy chorego nie zrozumie (albo na odwrót też)
Co ciekawe, z papierosami pdobnie, zetknąłem się dopiero w placówkach edukacyjnych, z żadnych spotkań rodzinnych nie znałem i do tej pory nie znam, a mam blisko 20ścioro kuzynowstwa, już większość ma swoje rodziny i tam też posucha jeśli chodzi o palaczy i alkoholików.
@7my powiedział(a):
A zamykanie ludziom sklepów monopolowych niczego dobrego nie przyniesie (patrz suhoj zakon z czasów Gorbaczowa).
Chodzi o zamykanie sklepów monopolowych na noc. To zasadnicza kwestia. Nie raz zdażyło mi się dokupywać alkohol pod wpływem, mimo że na trzeźwo planowałem wypić mniej.
Cały czas okazuję statystyki policji, straży, lekarzy że przynosi to same korzyści, łatwo sprawdzić zresztą. Coś jak upieranie się że zamykanie sklepów w niedzielę nie przyniesie nic dobrego.
No tak, ale Rozum prosił o link a linka jak nie było tak nie ma.
Bo takich statystyk się po prostu nie publikuje. Ja lubię statystyki, więc mniej-więcej wiem, co się publikuje, a co nie. Oczywiście mogłem być pozytywnie zaskoczony tym razem.
Czyli temat - czy ograniczenie sprzedaży piwa, wina i wódki w sklepach (bo w knajpach można - wiadomo pijany w ogródku knajpianym to żaden problem, pijany na ławce po zakupie w monopolowym to trve problem) pozostaje otwarty, w sumie nie wiemy jakie to ma skutki. Jedni będą pisać o melinach i wódzie niewiadomego pochodzenia, inni może serio nawet wierzą, że już w rok spowodowało to ograniczenie nałogowych alkoholików o 10% (tak, w artykule wrzuconym przez Przemka pada i taka statystyka!).
Reszta poruszonych wątków.
Czy jest na sali lekarz? Może jest, nie wiem do końca, jaki kto ma zawód. Ale specjalistów od medycyny od groma, doskonale wiedzą, co i jak działa. Ile alkohol siedzi w mózgu, czy 21 dni czy 30 a może i więcej. Tak samo jak znali się na szczepionkach - deksametacyklina, cytoplazmohemoglobilna itd. - w jedną i drugą stronę zresztą, można odkopać. Ja lekarzem nie jestem i nie będę nawet udawał, że wiem. Wiem z doświadczenia, jak ja reaguję na określoną ilość i dlatego po konsultacji z lekarzem (!) bardzo ograniczyłem picie piwa, zwłaszcza jak chodzi o to, ile jednorazowo można wypić.
Tyle o tym, czy i jak alkohol szkodzi medycznie.
Skutki społeczne. Są cywilizacje, kultury, w których się piło dużo, piło mało i takie, w których się nie piło. Którzy odnieśli sukces i jaki? Jest świat islamu, jest Rosja i w ogóle byłe ZSRR, jest Europa zachodnia. Można porównać.
Nikt nie neguje społecznych, negatywnych skutków nadużywania alkoholu. A potencjalne skutki prohibicji? Tego nie testowaliśmy - tzn. w latach dwudziestych tak (w USA i w Skandynawii, o czym mniej się pamięta), ale więcej nie. Ludzie z jakiegoś względu piją. Żeby było fajnie na imprezach, żeby się lekko czy bardziej odurzyć, żeby się rozluźnić. Od prohibicji alkoholowej te potrzeby nie znikną, ale ludzie zaczną sobie radzić inaczej. Ci, którzy mają poważny problem pójdą w dragi i to te ostre, niekoniecznie nawet stereotypowe kokainę, amfetaminę i heroinę. Lekarze na dyżurach jeszcze by zatęsknili za odtruwaniem z wódy i metanolu, bo to każdy umie, a jak się pacjent odurzy nieznanym g... to co masz robić?
Ludzie, którzy piją dla smaku akurat sobie poradzą, jest wiele smacznych rzeczy niealkoholowych, także imitujących w smaku alkohol (w Szkocji kiedyś kupiłem herbatę o smaku whisky ), ale patologii to nie pomoże.
Mnie tu niepokoją zresztą nie tyle same wnioski, co sposób myślenia. Alkohol jest obecny w europejskiej kulturze w zasadzie od jej początku, już w Rzymie, starożytnym Izraelu i Grecji pili wino. Przy tym, jak bardzo ze swej istoty życie społeczne jest skomplikowane, nie jesteśmy w stanie przewidzieć skutków wyeliminowania alkoholu, ale już to postulujemy, bo jakiś naukowiec coś tam "odkrył".
I na koniec wrócę do tych zakazów, bo my tu poruszamy tylko wątki czy to pomaga na porządek w mieście. A jaki jest aspekt finansowy? Bo coś mi się wydaje, że ta zainicjowana nagonka na alkohol nie ma na celu wcale zdrowia pijących tylko ich pieniądze. Mniej alkoholu sprzedanego w sklepach, to więcej w knajpach - drożej, więc z wyższym VAT, wyższą marżą, zatem i potencjalnie z wyższym PIT / CIT. Postulowane minimalne ceny na alkohol to też ten sam skutek - wyższy VAT, wyższa akcyza itd. Oczywiście to wszystko krótkoterminowo, przywołano już jak Miller obniżył akcyzę, a wpływy do budżetu wzrosły. Ale może kasy brakuje już dziś, a za dwa-trzy lata wielkim problemem będzie odurzanie się Polaków kofeiną, minimalna cena za herbatę i kawę, jak serio uważacie, że to absurdalne to nie macie wyobraźni. I serio chciałbym jednak nie podbijać tego akapitu za te dwa-trzy lata.
Zamiast walczyć ze sprzedażą alkoholu osobom pełnoletnim proponuję zacząć walczyć ze zjawiskiem powodującym nieporównywalnie większe szkody moralne, demograficzne i społeczne, a także sprzyjającym alkoholizmowi płci obojga, mianowicie agresywnym feminizmem, który w Polsce utorował drogę ideologii LGBT.
Podobnie "państwo zarabia na fotoradarach". W Polsce jest chyba 600 fotoradarów, na zachód od nas to są ilości rzędu 3-4 jak w Niemczech czy bodaj 10 tysięcy we Włoszech. Po drugie do budżetu z tytułu mandatów wpadało kilka lat temu ok. 1 miliarda a koszty wypadków szacowano na 60 miliardów, takie to zarabianie.
Wyliczane niebotyczne straty to spodziewane zyski, które z całą pewnością zostałyby osiągnięte, gdyby dany człowiek (np. zmarły) nie spożywał alkoholu?
I na koniec wrócę do tych zakazów, bo my tu poruszamy tylko wątki czy to pomaga na porządek w mieście. A jaki jest aspekt finansowy? Bo coś mi się wydaje, że ta zainicjowana nagonka na alkohol nie ma na celu wcale zdrowia pijących tylko ich pieniądze.
"Nagonka na alkohol" to jest trend ogólnospołeczny, którego nie da się sprowadzić do jakiegoś jednego inicjatora. Poza tym, czy knajpy zyskają, to w ogóle nie ma znaczenia dla oceny, czy "zakaz nocny" jest słuszny.
Z tych 31 mld okazuje się, że 25 mld (80%), to "przedwczesna śmiertelność" i jest tam odesłanie do jakiegoś-tam "projektu badawczego", nawet odnośnika nie ma. Kompletnie nie wiadomo, co składa się na tę kwotę. Zwracam też uwagę, że jak ktoś żyje już po ukończeniu wieku emerytalnego, to już nie przynosi "Polsce" dochodu, ale stratę, bo trzeba mu wypłacać emeryturę z państwowego ZUS, a taka osoba najczęściej już nie pracuje.
Ale i to nie wszystko, raz jest liczone 25 mld z przedwczesnej śmiertelności, ale potem jeszcze raz jest liczone "PKB utracone w wyniku śmiertelności" i "utracone podatki przez krótszą pracę". Ja bym jeszcze doliczył "emerytury niewypłacone z uwagi na śmiertelność" i jeszcze raz "pieniądze niewydane przez emerytów z uwagi na niższą śmiertelność", szybko miałbym 100 mld.
Btw.
31 mld złotych to jakiś ... 1-1,2% PKB Polski. Czyli nawet gdyby te wyliczenia miały jakiś sens, to problem finansowy jest marginalny.
Zakaz nocny jest słuszny, bo nie ma żadnego argumentu za swobodą sprzedaży wódy po nocy a jest całkiem sporo przeciw. Jest chyba tylko jeden rodzaj konsumenta, któremu taka usługa jest potrzebna: koleżkowie chlali, skończyła im się wóda a nadal czują się niedopici. Nie widzę żadnego powodu, dla którego mielibyśmy robić im dobrze.
I na koniec wrócę do tych zakazów, bo my tu poruszamy tylko wątki czy to pomaga na porządek w mieście. A jaki jest aspekt finansowy? Bo coś mi się wydaje, że ta zainicjowana nagonka na alkohol nie ma na celu wcale zdrowia pijących tylko ich pieniądze.
"Nagonka na alkohol" to jest trend ogólnospołeczny, którego nie da się sprowadzić do jakiegoś jednego inicjatora. Poza tym, czy knajpy zyskają, to w ogóle nie ma znaczenia dla oceny, czy "zakaz nocny" jest słuszny.
A w sumie co ma znaczenie dla tej oceny? Co chcemy osiągnąć tym zakazem?
Ja tu przy okazji dam przykład z mojego miasta. Został uchwalony zakaz, dotyczy ścisłego centrum. Obejmuje sprzedaż alkoholu od 23 do 6. Na terenie objętym zakazem jest kilka sklepów - jedno "społem" (czynne do 18), jeden sklep m. in. z winami morawskimi (czynny do 19), kilka żabek (jak wszystkie - czynne od 6 do 23) i był jeden sklep, który oferował sprzedaż po 23. Serio ktoś jest przekonany, że chodziło o dobro mieszkańców, a nie wykoszenie konkurencji dla żabek przez odebranie jej oczywistego atutu?
Mieszkam tuż za granicą tej strefy bez nocnego alkoholu. Nie odczuwam zmniejszenia liczby głośnych imprezowiczów - większość przecież i tak chleje po knajpach. Ci już legendarni "pijani Angole" w Krakowie to też myślicie, że kupują Żubra w monopolowym i piją na ławeczce?
@los powiedział(a):
Zakaz nocny jest słuszny, bo nie ma żadnego argumentu za swobodą sprzedaży wódy po nocy a jest całkiem sporo przeciw. Jest chyba tylko jeden rodzaj konsumenta, któremu taka usługa jest potrzebna: koleżkowie chlali, skończyła im się wóda a nadal czują się niedopici. Nie widzę żadnego powodu, dla którego mielibyśmy robić im dobrze.
Ale jak tacy koleżkowie (i koleżanki - co to za dyskryminacja?) doznają takiego uczucia przed 22/23 czy o której ten zakaz ma wchodzić, to już jest ok? Z kolei jeśli doznają takiego uczucia po 23, ciągle mogą zamówić buletkę w knajpie i ją wynieść, jest tylko kwestia ceny.
Więc tu wchodzimy w takie trochę absurdy, bo naprawdę patologiczni pijący mogą pić o każdej porze, już do śniadania. A wtedy też normalny człowiek może kupować alkohol, bo akurat jest na porannych zakupach.
Oczywiście sam koncept, żeby tacy przywołani koleżkowie i koleżanki nie mogli kupować dalszej flaszki jest zasadniczo słuszny. I na poziomie ustawowym został rozwiązany - jest zakaz sprzedaży alkoholu osobom, cyt. których zachowanie wskazuje, że znajdują się w stanie nietrzeźwości. Notorycznie nieprzestrzegany, więc wymyśla się nowe.
W tej samej ustawie, gdyby ktoś był ciekaw, od początku (czyli od 1983 r.) jest też zakaz cyt. sprzedaży, podawania i spożywania napojów alkoholowych na terenie szkół oraz innych zakładów i placówek oświatowo-wychowawczych, opiekuńczych i domów studenckich.
I na koniec wrócę do tych zakazów, bo my tu poruszamy tylko wątki czy to pomaga na porządek w mieście. A jaki jest aspekt finansowy? Bo coś mi się wydaje, że ta zainicjowana nagonka na alkohol nie ma na celu wcale zdrowia pijących tylko ich pieniądze.
"Nagonka na alkohol" to jest trend ogólnospołeczny, którego nie da się sprowadzić do jakiegoś jednego inicjatora. Poza tym, czy knajpy zyskają, to w ogóle nie ma znaczenia dla oceny, czy "zakaz nocny" jest słuszny.
A w sumie co ma znaczenie dla tej oceny? Co chcemy osiągnąć tym zakazem?
@rozum.von.keikobad powiedział(a):
Oczywiście sam koncept, żeby tacy przywołani koleżkowie i koleżanki nie mogli kupować dalszej flaszki jest zasadniczo słuszny. I na poziomie ustawowym został rozwiązany - jest zakaz sprzedaży alkoholu osobom, cyt. których zachowanie wskazuje, że znajdują się w stanie nietrzeźwości. Notorycznie nieprzestrzegany, więc wymyśla się nowe.
I na koniec wrócę do tych zakazów, bo my tu poruszamy tylko wątki czy to pomaga na porządek w mieście. A jaki jest aspekt finansowy? Bo coś mi się wydaje, że ta zainicjowana nagonka na alkohol nie ma na celu wcale zdrowia pijących tylko ich pieniądze.
"Nagonka na alkohol" to jest trend ogólnospołeczny, którego nie da się sprowadzić do jakiegoś jednego inicjatora. Poza tym, czy knajpy zyskają, to w ogóle nie ma znaczenia dla oceny, czy "zakaz nocny" jest słuszny.
A w sumie co ma znaczenie dla tej oceny? Co chcemy osiągnąć tym zakazem?
Ograniczyć nadmiarowe spożycie
To przynajmniej jest cel chwalebny, piszę bez ironii.
A czy środek adekwatny? No więc należałoby się zastanowić, ileż to tego alkoholu schodzi w monopolowym od 23 / 22 do 6 / 7 i czy głównie go konsumują osoby, które nadmiernie go spożywają.
Więc ja niestety w debacie publicznej głównie słyszałem argumenty, że takie osoby to się głośno w nocy zachowują i nie dają spać mieszkańcom centrów miast. Sam mieszkam w centrum miasta i stwierdzam tak - problemu jak nie było, tak nie ma w dni chłodne, deszczowe i zazwyczaj już niezależnie od pogody od niedzieli wieczór do piątku rana. W ciepłe, ładne weekendy jak był, tak jest, zakaz sprzedaży w jednym sklepie po 23 nic nie dał. A ile ludzie po domach chleją, ale po cichu i czy nadużywają to serio nie wiem.
To są takie wyliczenia jak z tymi zmywarkami czy oddawaniem moczu pod prysznicem. Nie bierze się pod uwagę, że jazda wolniejsza niż najszybsza bezpieczna, to więcej czasu spędzone za kółkiem i mniej zysków w tym czasie wypracowane.
-Dziś zarobiłem 1000 zł!
-W jaki sposób?
-Jechałem dziś tramwajem i na hamulcu bezpieczeństwa było napisane, że za nieuzasadnione użycie kara wynosi 1000 zł.
-No i?
-No i nie pociągłem!
Na marginesie: filmik o najbardziej znanych alkoholikach Hollywood. Większość z nich to najbardziej utalentowani, wielcy aktorzy, moi fani, jak S.Tracy, O'Tool, Wayne, Ford, Burton, Clift, Hardy...
Inni z Hollywood też chlali, jak choćby inny mój fan - D.Martin, czy Sinatra, ale - ciekawostka- nie poddali się nałogowi. Nie mieli genu uzależnienia?
(wkleja mi się inny filmik. Co jest/!)
Teraz chyba ok...
Po pierwsze, alkoholicy są wszędzie, w każdym środowisku.Właściwie wszystko staje się jasne, kiedy wjedzie się do domów i zobaczy co się dzieje, kiedy nikt nie patrzy, kiedy nie trzeba udawać. I to dotyczy nie tylko tzw. alkoholików wysoko funkcjonujących, ale taż i takich piwoszy, co to codziennie, 2-3 piwka wieczorem na kanapie (swoją drogą ten schemat jest dewastujący bardziej niż negatywne działanie na zdrowie). W każdym razie, część z was nie wie jak patrzeć i jak poznać.
A zdrowie ? Kac to destruktor. Z rozbawieniem obserwuję dwie osoby, które bohatersko walczą z notorycznymi infekcjami, przeziębieniami, osłabieniem organizmu, chodząc po lekarzach, stosując diety, a nie widzą jednej zasadniczej sprawy. Popadają w choroby po tęgim chlaniu weekendowym, albo 2 dniach imprezowania delikatniejszego. Jeden zaraz jedzie na cykliczną alko wyprawę do Bułgarii (pokupowali tam apartamenty, żeby chlać dla odmiany zagranicą w jednym miejscu). Będzie się oszczędzał z piciem, faktycznie stara się, ale w 5 dni po będzie chory, 4 dni relaksu nie biorą jeńców.
Odstawienie alkoholu ma wpływ na zdrowie gigantyczny, w każdym aspekcie. Ale co się dzieje z duszą, z psychiką to jest dopiero zmiana. A może inaczej, nie zdajemy, naprawdę nie zdajemy sobie sprawy jakim bogiem on dla nas jest, i mam tu na myśli całe społeczeństwo.
@los powiedział(a):
Z filmu: Larry Hagman wypijał pięć butelek wina dziennie przez 60 lat, zmarł w wieku lat 81 po długije walce z rakiem."
Niewątpliwie alkohol jest trucizną ale bardzo wolno działającą.
Jak czytam szampana i nie codziennie ale na planie Dallas, czytam też że ogólnie imprezował, ćpał, córka wspomina go jako ochlajmordę tak że między bajki można włożyć te wspomnienia.
Ciekawe statystyki, więc mówicie że przyszłość świata należy do katolickiej Afryki? O ile nie zachleje się wcześniej na śmierć. Wiadomo, jakość medycyny, jakość życia, ale to jest wielki rynek i rozwojowy, koncerny nie odpuszczą im.
Po pierwsze, alkoholicy są wszędzie, w każdym środowisku.Właściwie wszystko staje się jasne, kiedy wjedzie się do domów i zobaczy co się dzieje, kiedy nikt nie patrzy, kiedy nie trzeba udawać. I to dotyczy nie tylko tzw. alkoholików wysoko funkcjonujących, ale taż i takich piwoszy, co to codziennie, 2-3 piwka wieczorem na kanapie (swoją drogą ten schemat jest dewastujący bardziej niż negatywne działanie na zdrowie). W każdym razie, część z was nie wie jak patrzeć i jak poznać.
A zdrowie ? Kac to destruktor. Z rozbawieniem obserwuję dwie osoby, które bohatersko walczą z notorycznymi infekcjami, przeziębieniami, osłabieniem organizmu, chodząc po lekarzach, stosując diety, a nie widzą jednej zasadniczej sprawy. Popadają w choroby po tęgim chlaniu weekendowym, albo 2 dniach imprezowania delikatniejszego. Jeden zaraz jedzie na cykliczną alko wyprawę do Bułgarii (pokupowali tam apartamenty, żeby chlać dla odmiany zagranicą w jednym miejscu). Będzie się oszczędzał z piciem, faktycznie stara się, ale w 5 dni po będzie chory, 4 dni relaksu nie biorą jeńców.
Odstawienie alkoholu ma wpływ na zdrowie gigantyczny, w każdym aspekcie. Ale co się dzieje z duszą, z psychiką to jest dopiero zmiana. A może inaczej, nie zdajemy, naprawdę nie zdajemy sobie sprawy jakim bogiem on dla nas jest, i mam tu na myśli całe społeczeństwo.
Komentarz
No tak, ale Rozum prosił o link a linka jak nie było tak nie ma.
W zasadzie każdy ma w rodzinie bliższej lub dalszej alkoholika.
No właśnie nie każdy, ale zdrowy chorego nie zrozumie (albo na odwrót też)
Co ciekawe, z papierosami pdobnie, zetknąłem się dopiero w placówkach edukacyjnych, z żadnych spotkań rodzinnych nie znałem i do tej pory nie znam, a mam blisko 20ścioro kuzynowstwa, już większość ma swoje rodziny i tam też posucha jeśli chodzi o palaczy i alkoholików.
Powiem więcej:
W zasadzie każdy ma w rodzinie, bliższej lub dalszej każdego.
Uzależnionego, bogatego, biednego, chorego psychicznie, chorego fizycznie, przestępcę, przekręciarza i tak dalej. Tylko co ma to niby udowadniać?
Ja w dalszej. I to tak dalekiej, że nie znam.
Bo takich statystyk się po prostu nie publikuje. Ja lubię statystyki, więc mniej-więcej wiem, co się publikuje, a co nie. Oczywiście mogłem być pozytywnie zaskoczony tym razem.
Czyli temat - czy ograniczenie sprzedaży piwa, wina i wódki w sklepach (bo w knajpach można - wiadomo pijany w ogródku knajpianym to żaden problem, pijany na ławce po zakupie w monopolowym to trve problem) pozostaje otwarty, w sumie nie wiemy jakie to ma skutki. Jedni będą pisać o melinach i wódzie niewiadomego pochodzenia, inni może serio nawet wierzą, że już w rok spowodowało to ograniczenie nałogowych alkoholików o 10% (tak, w artykule wrzuconym przez Przemka pada i taka statystyka!).
Reszta poruszonych wątków.
Czy jest na sali lekarz? Może jest, nie wiem do końca, jaki kto ma zawód. Ale specjalistów od medycyny od groma, doskonale wiedzą, co i jak działa. Ile alkohol siedzi w mózgu, czy 21 dni czy 30 a może i więcej. Tak samo jak znali się na szczepionkach - deksametacyklina, cytoplazmohemoglobilna itd. - w jedną i drugą stronę zresztą, można odkopać. Ja lekarzem nie jestem i nie będę nawet udawał, że wiem. Wiem z doświadczenia, jak ja reaguję na określoną ilość i dlatego po konsultacji z lekarzem (!) bardzo ograniczyłem picie piwa, zwłaszcza jak chodzi o to, ile jednorazowo można wypić.
Tyle o tym, czy i jak alkohol szkodzi medycznie.
Skutki społeczne. Są cywilizacje, kultury, w których się piło dużo, piło mało i takie, w których się nie piło. Którzy odnieśli sukces i jaki? Jest świat islamu, jest Rosja i w ogóle byłe ZSRR, jest Europa zachodnia. Można porównać.
Nikt nie neguje społecznych, negatywnych skutków nadużywania alkoholu. A potencjalne skutki prohibicji? Tego nie testowaliśmy - tzn. w latach dwudziestych tak (w USA i w Skandynawii, o czym mniej się pamięta), ale więcej nie. Ludzie z jakiegoś względu piją. Żeby było fajnie na imprezach, żeby się lekko czy bardziej odurzyć, żeby się rozluźnić. Od prohibicji alkoholowej te potrzeby nie znikną, ale ludzie zaczną sobie radzić inaczej. Ci, którzy mają poważny problem pójdą w dragi i to te ostre, niekoniecznie nawet stereotypowe kokainę, amfetaminę i heroinę. Lekarze na dyżurach jeszcze by zatęsknili za odtruwaniem z wódy i metanolu, bo to każdy umie, a jak się pacjent odurzy nieznanym g... to co masz robić?
Ludzie, którzy piją dla smaku akurat sobie poradzą, jest wiele smacznych rzeczy niealkoholowych, także imitujących w smaku alkohol (w Szkocji kiedyś kupiłem herbatę o smaku whisky ), ale patologii to nie pomoże.
Mnie tu niepokoją zresztą nie tyle same wnioski, co sposób myślenia. Alkohol jest obecny w europejskiej kulturze w zasadzie od jej początku, już w Rzymie, starożytnym Izraelu i Grecji pili wino. Przy tym, jak bardzo ze swej istoty życie społeczne jest skomplikowane, nie jesteśmy w stanie przewidzieć skutków wyeliminowania alkoholu, ale już to postulujemy, bo jakiś naukowiec coś tam "odkrył".
I na koniec wrócę do tych zakazów, bo my tu poruszamy tylko wątki czy to pomaga na porządek w mieście. A jaki jest aspekt finansowy? Bo coś mi się wydaje, że ta zainicjowana nagonka na alkohol nie ma na celu wcale zdrowia pijących tylko ich pieniądze. Mniej alkoholu sprzedanego w sklepach, to więcej w knajpach - drożej, więc z wyższym VAT, wyższą marżą, zatem i potencjalnie z wyższym PIT / CIT. Postulowane minimalne ceny na alkohol to też ten sam skutek - wyższy VAT, wyższa akcyza itd. Oczywiście to wszystko krótkoterminowo, przywołano już jak Miller obniżył akcyzę, a wpływy do budżetu wzrosły. Ale może kasy brakuje już dziś, a za dwa-trzy lata wielkim problemem będzie odurzanie się Polaków kofeiną, minimalna cena za herbatę i kawę, jak serio uważacie, że to absurdalne to nie macie wyobraźni. I serio chciałbym jednak nie podbijać tego akapitu za te dwa-trzy lata.
Zamiast walczyć ze sprzedażą alkoholu osobom pełnoletnim proponuję zacząć walczyć ze zjawiskiem powodującym nieporównywalnie większe szkody moralne, demograficzne i społeczne, a także sprzyjającym alkoholizmowi płci obojga, mianowicie agresywnym feminizmem, który w Polsce utorował drogę ideologii LGBT.
"Niemal 31 mld zł rocznie kosztuje Polskę nadmierne spożycie alkoholu, podczas gdy wpływy z akcyzy od trunków sięgają niespełna 12 mld zł."
https://www.rp.pl/przemysl-spozywczy/art930061-podatnicy-placa-niemal-31-mld-zl-za-nadmierne-picie-polakow
Podobnie "państwo zarabia na fotoradarach". W Polsce jest chyba 600 fotoradarów, na zachód od nas to są ilości rzędu 3-4 jak w Niemczech czy bodaj 10 tysięcy we Włoszech. Po drugie do budżetu z tytułu mandatów wpadało kilka lat temu ok. 1 miliarda a koszty wypadków szacowano na 60 miliardów, takie to zarabianie.
Ale czyje koszty wypadków? Bo jeśli kerowców, to co to ma do wpływów budżetowych?
Chyba, że ktoś policzył utracone wpływy z racji skonu podatnika, to tak.
Wyliczane niebotyczne straty to spodziewane zyski, które z całą pewnością zostałyby osiągnięte, gdyby dany człowiek (np. zmarły) nie spożywał alkoholu?
Dokładnie. Porównywanie konkretnych liczb z oszacowaniami spod dużego palca jest hmmm hmmm metodologicznie.
"Nagonka na alkohol" to jest trend ogólnospołeczny, którego nie da się sprowadzić do jakiegoś jednego inicjatora. Poza tym, czy knajpy zyskają, to w ogóle nie ma znaczenia dla oceny, czy "zakaz nocny" jest słuszny.
@Przemko,
Z tych 31 mld okazuje się, że 25 mld (80%), to "przedwczesna śmiertelność" i jest tam odesłanie do jakiegoś-tam "projektu badawczego", nawet odnośnika nie ma. Kompletnie nie wiadomo, co składa się na tę kwotę. Zwracam też uwagę, że jak ktoś żyje już po ukończeniu wieku emerytalnego, to już nie przynosi "Polsce" dochodu, ale stratę, bo trzeba mu wypłacać emeryturę z państwowego ZUS, a taka osoba najczęściej już nie pracuje.
Ale i to nie wszystko, raz jest liczone 25 mld z przedwczesnej śmiertelności, ale potem jeszcze raz jest liczone "PKB utracone w wyniku śmiertelności" i "utracone podatki przez krótszą pracę". Ja bym jeszcze doliczył "emerytury niewypłacone z uwagi na śmiertelność" i jeszcze raz "pieniądze niewydane przez emerytów z uwagi na niższą śmiertelność", szybko miałbym 100 mld.
Btw.
31 mld złotych to jakiś ... 1-1,2% PKB Polski. Czyli nawet gdyby te wyliczenia miały jakiś sens, to problem finansowy jest marginalny.
Zakaz nocny jest słuszny, bo nie ma żadnego argumentu za swobodą sprzedaży wódy po nocy a jest całkiem sporo przeciw. Jest chyba tylko jeden rodzaj konsumenta, któremu taka usługa jest potrzebna: koleżkowie chlali, skończyła im się wóda a nadal czują się niedopici. Nie widzę żadnego powodu, dla którego mielibyśmy robić im dobrze.
A w sumie co ma znaczenie dla tej oceny? Co chcemy osiągnąć tym zakazem?
Ja tu przy okazji dam przykład z mojego miasta. Został uchwalony zakaz, dotyczy ścisłego centrum. Obejmuje sprzedaż alkoholu od 23 do 6. Na terenie objętym zakazem jest kilka sklepów - jedno "społem" (czynne do 18), jeden sklep m. in. z winami morawskimi (czynny do 19), kilka żabek (jak wszystkie - czynne od 6 do 23) i był jeden sklep, który oferował sprzedaż po 23. Serio ktoś jest przekonany, że chodziło o dobro mieszkańców, a nie wykoszenie konkurencji dla żabek przez odebranie jej oczywistego atutu?
Mieszkam tuż za granicą tej strefy bez nocnego alkoholu. Nie odczuwam zmniejszenia liczby głośnych imprezowiczów - większość przecież i tak chleje po knajpach. Ci już legendarni "pijani Angole" w Krakowie to też myślicie, że kupują Żubra w monopolowym i piją na ławeczce?
Zakaz handlu w niedziele to również zrobienie dobrze Żabkom i nic więcej? No ok, niech tak będzie.
Ale jak tacy koleżkowie (i koleżanki - co to za dyskryminacja?) doznają takiego uczucia przed 22/23 czy o której ten zakaz ma wchodzić, to już jest ok? Z kolei jeśli doznają takiego uczucia po 23, ciągle mogą zamówić buletkę w knajpie i ją wynieść, jest tylko kwestia ceny.
Więc tu wchodzimy w takie trochę absurdy, bo naprawdę patologiczni pijący mogą pić o każdej porze, już do śniadania. A wtedy też normalny człowiek może kupować alkohol, bo akurat jest na porannych zakupach.
Oczywiście sam koncept, żeby tacy przywołani koleżkowie i koleżanki nie mogli kupować dalszej flaszki jest zasadniczo słuszny. I na poziomie ustawowym został rozwiązany - jest zakaz sprzedaży alkoholu osobom, cyt. których zachowanie wskazuje, że znajdują się w stanie nietrzeźwości. Notorycznie nieprzestrzegany, więc wymyśla się nowe.
W tej samej ustawie, gdyby ktoś był ciekaw, od początku (czyli od 1983 r.) jest też zakaz cyt. sprzedaży, podawania i spożywania napojów alkoholowych na terenie szkół oraz innych zakładów i placówek oświatowo-wychowawczych, opiekuńczych i domów studenckich.
Ograniczyć nadmiarowe spożycie
A propos, w knajpach jest to bardziej pilnowane.
To przynajmniej jest cel chwalebny, piszę bez ironii.
A czy środek adekwatny? No więc należałoby się zastanowić, ileż to tego alkoholu schodzi w monopolowym od 23 / 22 do 6 / 7 i czy głównie go konsumują osoby, które nadmiernie go spożywają.
Więc ja niestety w debacie publicznej głównie słyszałem argumenty, że takie osoby to się głośno w nocy zachowują i nie dają spać mieszkańcom centrów miast. Sam mieszkam w centrum miasta i stwierdzam tak - problemu jak nie było, tak nie ma w dni chłodne, deszczowe i zazwyczaj już niezależnie od pogody od niedzieli wieczór do piątku rana. W ciepłe, ładne weekendy jak był, tak jest, zakaz sprzedaży w jednym sklepie po 23 nic nie dał. A ile ludzie po domach chleją, ale po cichu i czy nadużywają to serio nie wiem.
To są takie wyliczenia jak z tymi zmywarkami czy oddawaniem moczu pod prysznicem. Nie bierze się pod uwagę, że jazda wolniejsza niż najszybsza bezpieczna, to więcej czasu spędzone za kółkiem i mniej zysków w tym czasie wypracowane.
Metodyka liczenia jak w dowcipie.
-Dziś zarobiłem 1000 zł!
-W jaki sposób?
-Jechałem dziś tramwajem i na hamulcu bezpieczeństwa było napisane, że za nieuzasadnione użycie kara wynosi 1000 zł.
-No i?
-No i nie pociągłem!
No to doszliśmy do punktu "jak możesz cośtam kiedy łamana jest konstytucją", jak zwykle.
Na marginesie: filmik o najbardziej znanych alkoholikach Hollywood. Większość z nich to najbardziej utalentowani, wielcy aktorzy, moi fani, jak S.Tracy, O'Tool, Wayne, Ford, Burton, Clift, Hardy...
Inni z Hollywood też chlali, jak choćby inny mój fan - D.Martin, czy Sinatra, ale - ciekawostka- nie poddali się nałogowi. Nie mieli genu uzależnienia?
(wkleja mi się inny filmik. Co jest/!)
Teraz chyba ok...
Kolegi postulat co najmniej znacznego ograniczenia sprzedaży nocnej alkoholu jest jak słuszny i godny rozważenia, co tu już zauważono.
Z filmu: Larry Hagman wypijał pięć butelek wina dziennie przez 60 lat, zmarł w wieku lat 81 po długije walce z rakiem."
Niewątpliwie alkohol jest trucizną ale bardzo wolno działającą.
Mleko, powiadacie ? Mhmmm ...
Po pierwsze, alkoholicy są wszędzie, w każdym środowisku.Właściwie wszystko staje się jasne, kiedy wjedzie się do domów i zobaczy co się dzieje, kiedy nikt nie patrzy, kiedy nie trzeba udawać. I to dotyczy nie tylko tzw. alkoholików wysoko funkcjonujących, ale taż i takich piwoszy, co to codziennie, 2-3 piwka wieczorem na kanapie (swoją drogą ten schemat jest dewastujący bardziej niż negatywne działanie na zdrowie). W każdym razie, część z was nie wie jak patrzeć i jak poznać.
A zdrowie ? Kac to destruktor. Z rozbawieniem obserwuję dwie osoby, które bohatersko walczą z notorycznymi infekcjami, przeziębieniami, osłabieniem organizmu, chodząc po lekarzach, stosując diety, a nie widzą jednej zasadniczej sprawy. Popadają w choroby po tęgim chlaniu weekendowym, albo 2 dniach imprezowania delikatniejszego. Jeden zaraz jedzie na cykliczną alko wyprawę do Bułgarii (pokupowali tam apartamenty, żeby chlać dla odmiany zagranicą w jednym miejscu). Będzie się oszczędzał z piciem, faktycznie stara się, ale w 5 dni po będzie chory, 4 dni relaksu nie biorą jeńców.
Odstawienie alkoholu ma wpływ na zdrowie gigantyczny, w każdym aspekcie. Ale co się dzieje z duszą, z psychiką to jest dopiero zmiana. A może inaczej, nie zdajemy, naprawdę nie zdajemy sobie sprawy jakim bogiem on dla nas jest, i mam tu na myśli całe społeczeństwo.
Jak czytam szampana i nie codziennie ale na planie Dallas, czytam też że ogólnie imprezował, ćpał, córka wspomina go jako ochlajmordę tak że między bajki można włożyć te wspomnienia.
https://www.independent.co.uk/news/people/profiles/larry-hagman-i-was-drinking-five-bottles-of-champagne-on-set-but-i-was-never-drunk-8092749.html
No i przeszedł w 1995 przeszczep wątroby a więc de facto umarł w wieku 64 lat.
Ciekawe statystyki, więc mówicie że przyszłość świata należy do katolickiej Afryki? O ile nie zachleje się wcześniej na śmierć. Wiadomo, jakość medycyny, jakość życia, ale to jest wielki rynek i rozwojowy, koncerny nie odpuszczą im.
https://www.nature.com/articles/s41575-022-00688-6
Uczyłem się (określenie trochę na wyrost) angielskiego z podręcznika L. G. Alexander i tam była taka czytanka o jaraniu:
Tak i tu: chyba z tego wszystkiego się dzisiaj napiję.