By sobie w sposób widoczny zaszkodzić alkoholem trzeba latami tankować absurdalne ilości. Od mleka zaś można umrzeć po jednorazowym spożyciu niewielkiej porcji. Nie dotyczy to większości przedstawicieli rasy kaukaskiej, więc dla nas nie jest tak widoczne, ale dla żółtych, czarnych i białych z Południa (wliczając Greków, Hiszpanów i Włochów) niesfermentowane krowie mleko zawiera substancje silnie trujące.
@los powiedział(a):
By sobie w sposób widoczny zaszkodzić alkoholem trzeba latami tankować absurdalne ilości. .
Dokładnie tak jest.
Żeby umrzeć od jednokrotnego spożycia trzeba by szybko wypić "z gwinta" około litra i po tym nie zwymiotować, co jest podobnie prawdopodobne jak np. zjedzenie kilograma soli z podobnymi zastrzeżeniami.
Oczywiście osoby z tendencją do uzależnień nie powinny pić w ogóle, ale nie o tym tutaj dyskutujemy lecz o drastycznym ograniczeniu dostępności dla wszystkich czego nawet AA nigdy nie postulowało.
Jednak po wypiciu mleka robi się mniej głupich i ryzykownych rzeczy oraz nie ma się tak ograniczonej sensoryki czy motoryki, żeby zagrażało to życiu i zdrowiu własnemu i innych.
Otóż to, oprócz zagrożenia medycznego (był niedawno opisywany przypadek zgonu młodej kobiety po szybkim spożyciu 2l wody) alkohol niesie skutki społeczne, przemoc wobec rodziny, przepijanie wypłaty, wykroczenia, nieuwagę powodującą wypadki samochodowe i inne, itd itp.
@W_Nieszczególny powiedział(a):
Jednak po wypiciu mleka robi się mniej głupich i ryzykownych rzeczy oraz nie ma się tak ograniczonej sensoryki czy motoryki, żeby zagrażało to życiu i zdrowiu własnemu i innych.
"Nietolerancja laktozy jest zaburzeniem trawienia i stanowi jedną z najczęstszych nietolerancji pokarmowych u człowieka. W Polsce - według danych z różnych źródeł - występuje u 1,5% niemowląt i dzieci oraz u 20-37% osób dorosłych."
Nietolerancję alkoholu ma 100% niemowląt i dorosłych ale nauczyliśmy się z tym żyć.
I generalnie alkohol, tłuszcz, cukier, sól, gluten, tytoń etc. to wszystko są składniki śmiertelnej choroby zwanej życiem.
tłuszcz, cukier (w sensie węglowodany a nie tylko rafinowana sacharoza) czy sól są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu, co do pozostałych to można je uformować w dalszy ciąg : LSD, DDT, NKWD w zasadzie ad infinitum
Nie żyć jest dużo zdrowiej.
"Dla mnie umrzeć to zysk" jak napisał Apostoł Narodów
Zagadka: Jak nazywa się potwornie niebezpieczna trucizna, której należy spożyć wiele hektolitrów w ciągu co najmniej kilkunastu lat, by bezpośrednio w wyniku spożycia tejże umrzeć?
"Dla mnie umrzeć to zysk" jak napisał Apostoł Narodów
to był jego wybór i dlatego miało to wartość.
A jak ktoś nie potrafi rozładować stresu inaczej niż alkoholem to też jest jego wybór? Każdy palacz mówi "palę bo lubię" chociaż dobrze wiemy że to nie jest cała prawda.
"Dla mnie umrzeć to zysk" jak napisał Apostoł Narodów
to był jego wybór i dlatego miało to wartość.
A jak ktoś nie potrafi rozładować stresu inaczej niż alkoholem to też jest jego wybór? Każdy palacz mówi "palę bo lubię" chociaż dobrze wiemy że to nie jest cała prawda.
Generalnie bardzo dobrze jest stawiać sobie różne ograniczenia a zaczynać od tego, co najbardziej lubimy a co nie jest niezbędne do życia.
I przypomina mi się opowieść mojego najlepszego kolegi z liceum. Był on półsierotą, ojciec (lekarz) zmarł młodo. Wspominał kolega, jak szli gdzieś z ojcem, spotkali sąsiada pijaka i ojciec klarował mu, jak to ten sąsiad będzie miał marskoś wątroby i od tego umrze. Opowiadał o tym lata po śmierci rodziciela, gdy ten sąsiad żył w najlepsze.
A o czym to świadczy? Niespecjalnie o czymś. Ten ojciec zdążył przekazać synowi różne zasady, które pozwoliły mu wyrosnąć na człowieka. Jak było z pijakiem - nie wiem. Zdrowie i długoś życia nie mają takiego wielkiego znaczenia (pamiętam wieszcza Jana). Problemem są właśnie skutki społeczne.
A propos palaczy, właśnie przeczytałem parę dni temu o tym jak malowano obraz bł. (wkrótce św.) Piera Giorgio Frassatiego. Za wzór posłużyło jego zdjęcie, które jednak wyretuszowano, ponieważ trzymał w zębach fajkę :-)
@Pani_Łyżeczka powiedział(a):
Heroina doskonale redukuje stres, kokaina podnosi nastrój jak mało co, może trochę szybciej uzależniają no ale nie niszczą układu pokarmowego i nerek.
No fajnie, ale alkohol jest częścią naszej kultury, to jest radykalizm jakoś źle skierowany.
Umiar, wstrzemięźliwość, ograniczanie się, rezygnacja z czegoś w imię dobra wyższego, pokuta, post, abstynencja
to wszystko fajnie, jak ktoś chce niech stosuje i innych namawia, przyniesie to same dobre rezultaty.
Ale to musi być moja decyzja dotycząca mojego życia.
A zamykanie ludziom sklepów monopolowych niczego dobrego nie przyniesie (patrz suchoj zakon z czasów Gorbaczowa).
Osobiście poza destylatami lubię prawie wszystko i nie zamierzam rezygnować np. z piwa, które zdażyło mi się amatorsko warzyć. Tym bardziej, że jak napisał Ignac, korzyści z abstynencji nie muszą być jakieś radykalnie pozytywne. Natomiast widzę dużą wartość w świadomości o szkodliwości alkoholu i że ta szkodliwość nie kończy się na kacu następnego dnia.
A druga rzecz, że Polacy mają patologiczny stosunek do alkoholu i to jest po prostu fakt. W zasadzie każdy ma w rodzinie bliższej lub dalszej alkoholika. Ale nawet wśród osób umiarkowanie pijących panuje specyficzny sentyment do procentów. Dlatego nie przeszkadzają mi radykalni antagoniści. Nie zaszkodzi nam terapia szokowa.
Poniżej zdjęcie, które zrobiłem chyba w zeszłym roku:
@7my powiedział(a):
A zamykanie ludziom sklepów monopolowych niczego dobrego nie przyniesie (patrz suhoj zakon z czasów Gorbaczowa).
Chodzi o zamykanie sklepów monopolowych na noc. To zasadnicza kwestia. Nie raz zdażyło mi się dokupywać alkohol pod wpływem, mimo że na trzeźwo planowałem wypić mniej.
@los powiedział(a):
By sobie w sposób widoczny zaszkodzić alkoholem trzeba latami tankować absurdalne ilości.
Według mojej wiedzy to nie jest prawda, chyba że chodzi o jakieś specyficzne rozumienie słowa "widoczny" -
zauważalny dla nieznajomego, współpracownika, małżonka? Obniżający wyniki w pracy, sporcie?
Czy dyskutujemy z tym, że nawet małe ilości alkoholu niszczą komórki nerwowe?
Aha, pomyślałem jeszcze że tak jak ze spożyciem mleka, jesteśmy obdarowani też genem szybkiego rozkładania alkoholu i może nas to trochę usprawiedliwia, ale też wpędza w kłopoty.
Czy zafiksowanie niektórych protestantów na częściowej lub całkowitej prohibicji nie wynika przypadkiem z faktu, że materia wina jest niezbędna do dokonania konsekracji?
Czy byłoby stosowne, żeby na ową materię Pan Bóg obok chleba wybrał również faktyczną truciznę?
@los powiedział(a):
By sobie w sposób widoczny zaszkodzić alkoholem trzeba latami tankować absurdalne ilości.
Według mojej wiedzy to nie jest prawda, chyba że chodzi o jakieś specyficzne rozumienie słowa "widoczny" -
zauważalny dla nieznajomego, współpracownika, małżonka? Obniżający wyniki w pracy, sporcie?
Czy dyskutujemy z tym, że nawet małe ilości alkoholu niszczą komórki nerwowe?
"Widoczny" znaczy tyle co "widoczny", kto pyta o znaczenie powszechnie używanych słów, rzadko robi to z dobrą intencją. Przez stulecia, wróć tysiąclecia ludzie pili wino lub piwo na śniadanie, obiad i kolację i świat istniał. Ile razy słyszeliśmy o alkoholikach, którzy przez lata, wróć dziesięciolecia ukrywali swój nałóg. Nie byli to ludzie, którzy dziennie wypijali piwko czy lampkę wina, oni chlali bliżej litra wódy i byli w stanie żyć, pracować i tworzyć na najwyższym poziomie jak np. Stefan Banach.
Chyba się zgodzę z tym, że pożytku raczej z alkoholu nie ma, ale robienie z niego demona jest w najlepszym razie protestanckie.
Techniczne zabawki. 90% produkcji Izaaka Newtona to interpretacje Biblii. Jest to do przeczytania ale owłosienie lepiej wcześniej zabezpieczyć siatką z obawy przed wyrwaniem. Prekursorstwa Monty Pythona też jest sporo. Coś z sensem potrafił napisać tylko o materii, którą można obmacać i się nie wyrywa.
@celnik.mateusz powiedział(a):
Osobiście poza destylatami lubię prawie wszystko i nie zamierzam rezygnować np. z piwa, które zdażyło mi się amatorsko warzyć. Tym bardziej, że jak napisał Ignac, korzyści z abstynencji nie muszą być jakieś radykalnie pozytywne. Natomiast widzę dużą wartość w świadomości o szkodliwości alkoholu i że ta szkodliwość nie kończy się na kacu następnego dnia.
A druga rzecz, że Polacy mają patologiczny stosunek do alkoholu i to jest po prostu fakt. W zasadzie każdy ma w rodzinie bliższej lub dalszej alkoholika. Ale nawet wśród osób umiarkowanie pijących panuje specyficzny sentyment do procentów. Dlatego nie przeszkadzają mi radykalni antagoniści. Nie zaszkodzi nam terapia szokowa.
Poniżej zdjęcie, które zrobiłem chyba w zeszłym roku:
Rozum i godność przez kolegę przemawia, dokładnie do takich samych wniosków doszedłem.
@7my powiedział(a):
A zamykanie ludziom sklepów monopolowych niczego dobrego nie przyniesie (patrz suhoj zakon z czasów Gorbaczowa).
Chodzi o zamykanie sklepów monopolowych na noc. To zasadnicza kwestia. Nie raz zdażyło mi się dokupywać alkohol pod wpływem, mimo że na trzeźwo planowałem wypić mniej.
Cały czas okazuję statystyki policji, straży, lekarzy że przynosi to same korzyści, łatwo sprawdzić zresztą. Coś jak upieranie się że zamykanie sklepów w niedzielę nie przyniesie nic dobrego.
Chyba nikt nie broni nocnej sprzedaży wódy. Jak kto chce się spontanicznie zaprawić w porze nocnej, może się zaprawić, lokale z wyszynkiem działają. Jak kto się chce tanio zaprawić w porze nocnej, też się może zaprawić, jeśli choć godzinę wcześniej będzie mieć tego świadomość i z tej świadomości wyciągnie praktyczne wnioski. Ale na raz po nocy, spontanicznie i tanio się nie da. Wybierz dwa. I dobrze, nie powinno być za łatwo.
Jak się z tym przesadzi to pojawią się jakieś meliny, alkohol niewiadomego pochodzenia, tylko SORy będą miały więcej ruchu, więc wyjątki dla nocnego handlu alkoholem bym zostawił, ze względów porządkowych poza rejonami ścisłej zabudowy mieszalnej etc.
Podstawowym problemem jest cena alkoholu, on jest straszliwie tani, szczególnie koncernowe piwska, ostatnio widziałem 0,5 wyborowej za 28 PLN, powinno być dwa razy więcej, jakieś ceny minimalne bym wprowadził,
dalej sprzedają mocne trunki w butelkach 200 ml. tego nie powinno być.
Jest za nisko ustawiona bariera finansowa codziennego picia, miliony ludzi chleją codziennie po kilka piw czy po małpce,
i nie stanowi to specjalnego wydatku.
@7my powiedział(a):
Jak się z tym przesadzi to pojawią się jakieś meliny
Nie jestem pawian. Meliny by się pojawiły, jakby była (prawie) pełna prohibicja jak za komuny. Niby wtedy były nocne knajpy ale było ich tak mało, że mówienie o prohibicji nie jest przesadzone. Dziś można się spokojnie napierdolić nocną porą tylko trzeba zapłacić odrobinę więcej niż 20 zł za pół litra. Melina też musi wziąć swój narzut.
Komentarz
By sobie w sposób widoczny zaszkodzić alkoholem trzeba latami tankować absurdalne ilości. Od mleka zaś można umrzeć po jednorazowym spożyciu niewielkiej porcji. Nie dotyczy to większości przedstawicieli rasy kaukaskiej, więc dla nas nie jest tak widoczne, ale dla żółtych, czarnych i białych z Południa (wliczając Greków, Hiszpanów i Włochów) niesfermentowane krowie mleko zawiera substancje silnie trujące.
Dokładnie tak jest.
Żeby umrzeć od jednokrotnego spożycia trzeba by szybko wypić "z gwinta" około litra i po tym nie zwymiotować, co jest podobnie prawdopodobne jak np. zjedzenie kilograma soli z podobnymi zastrzeżeniami.
Oczywiście osoby z tendencją do uzależnień nie powinny pić w ogóle, ale nie o tym tutaj dyskutujemy lecz o drastycznym ograniczeniu dostępności dla wszystkich czego nawet AA nigdy nie postulowało.
Jednak po wypiciu mleka robi się mniej głupich i ryzykownych rzeczy oraz nie ma się tak ograniczonej sensoryki czy motoryki, żeby zagrażało to życiu i zdrowiu własnemu i innych.
Otóż to, oprócz zagrożenia medycznego (był niedawno opisywany przypadek zgonu młodej kobiety po szybkim spożyciu 2l wody) alkohol niesie skutki społeczne, przemoc wobec rodziny, przepijanie wypłaty, wykroczenia, nieuwagę powodującą wypadki samochodowe i inne, itd itp.
"Nietolerancja laktozy jest zaburzeniem trawienia i stanowi jedną z najczęstszych nietolerancji pokarmowych u człowieka. W Polsce - według danych z różnych źródeł - występuje u 1,5% niemowląt i dzieci oraz u 20-37% osób dorosłych."
Nietolerancję alkoholu ma 100% niemowląt i dorosłych ale nauczyliśmy się z tym żyć.
Lubię tę nietolerancję, którą ma 100% niemowląt.
Alkohol ma również pozytywne cechy, redukuje stres, pomaga odpocząć, pełni istotną rolę w relacjach międzyludzkich etc.
I generalnie alkohol, tłuszcz, cukier, sól, gluten, tytoń etc. to wszystko są składniki śmiertelnej choroby zwanej życiem.
Nie żyć jest dużo zdrowiej.
Oczywiście umiar jest potrzebny.
tłuszcz, cukier (w sensie węglowodany a nie tylko rafinowana sacharoza) czy sól są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu, co do pozostałych to można je uformować w dalszy ciąg : LSD, DDT, NKWD w zasadzie ad infinitum
"Dla mnie umrzeć to zysk" jak napisał Apostoł Narodów
to był jego wybór i dlatego miało to wartość.
Zagadka: Jak nazywa się potwornie niebezpieczna trucizna, której należy spożyć wiele hektolitrów w ciągu co najmniej kilkunastu lat, by bezpośrednio w wyniku spożycia tejże umrzeć?
Monotlenek diwodoru. proste
A jak ktoś nie potrafi rozładować stresu inaczej niż alkoholem to też jest jego wybór? Każdy palacz mówi "palę bo lubię" chociaż dobrze wiemy że to nie jest cała prawda.
każdy ma swój krzyż.
Generalnie bardzo dobrze jest stawiać sobie różne ograniczenia a zaczynać od tego, co najbardziej lubimy a co nie jest niezbędne do życia.
I przypomina mi się opowieść mojego najlepszego kolegi z liceum. Był on półsierotą, ojciec (lekarz) zmarł młodo. Wspominał kolega, jak szli gdzieś z ojcem, spotkali sąsiada pijaka i ojciec klarował mu, jak to ten sąsiad będzie miał marskoś wątroby i od tego umrze. Opowiadał o tym lata po śmierci rodziciela, gdy ten sąsiad żył w najlepsze.
A o czym to świadczy? Niespecjalnie o czymś. Ten ojciec zdążył przekazać synowi różne zasady, które pozwoliły mu wyrosnąć na człowieka. Jak było z pijakiem - nie wiem. Zdrowie i długoś życia nie mają takiego wielkiego znaczenia (pamiętam wieszcza Jana). Problemem są właśnie skutki społeczne.
Heroina doskonale redukuje stres, kokaina podnosi nastrój jak mało co, może trochę szybciej uzależniają no ale nie niszczą układu pokarmowego i nerek.
A propos palaczy, właśnie przeczytałem parę dni temu o tym jak malowano obraz bł. (wkrótce św.) Piera Giorgio Frassatiego. Za wzór posłużyło jego zdjęcie, które jednak wyretuszowano, ponieważ trzymał w zębach fajkę :-)
No fajnie, ale alkohol jest częścią naszej kultury, to jest radykalizm jakoś źle skierowany.
Umiar, wstrzemięźliwość, ograniczanie się, rezygnacja z czegoś w imię dobra wyższego, pokuta, post, abstynencja
to wszystko fajnie, jak ktoś chce niech stosuje i innych namawia, przyniesie to same dobre rezultaty.
Ale to musi być moja decyzja dotycząca mojego życia.
A zamykanie ludziom sklepów monopolowych niczego dobrego nie przyniesie (patrz suchoj zakon z czasów Gorbaczowa).
Osobiście poza destylatami lubię prawie wszystko i nie zamierzam rezygnować np. z piwa, które zdażyło mi się amatorsko warzyć. Tym bardziej, że jak napisał Ignac, korzyści z abstynencji nie muszą być jakieś radykalnie pozytywne. Natomiast widzę dużą wartość w świadomości o szkodliwości alkoholu i że ta szkodliwość nie kończy się na kacu następnego dnia.
A druga rzecz, że Polacy mają patologiczny stosunek do alkoholu i to jest po prostu fakt. W zasadzie każdy ma w rodzinie bliższej lub dalszej alkoholika. Ale nawet wśród osób umiarkowanie pijących panuje specyficzny sentyment do procentów. Dlatego nie przeszkadzają mi radykalni antagoniści. Nie zaszkodzi nam terapia szokowa.
Poniżej zdjęcie, które zrobiłem chyba w zeszłym roku:
Chodzi o zamykanie sklepów monopolowych na noc. To zasadnicza kwestia. Nie raz zdażyło mi się dokupywać alkohol pod wpływem, mimo że na trzeźwo planowałem wypić mniej.
Według mojej wiedzy to nie jest prawda, chyba że chodzi o jakieś specyficzne rozumienie słowa "widoczny" -
zauważalny dla nieznajomego, współpracownika, małżonka? Obniżający wyniki w pracy, sporcie?
Czy dyskutujemy z tym, że nawet małe ilości alkoholu niszczą komórki nerwowe?
Aha, pomyślałem jeszcze że tak jak ze spożyciem mleka, jesteśmy obdarowani też genem szybkiego rozkładania alkoholu i może nas to trochę usprawiedliwia, ale też wpędza w kłopoty.
To akurat miało sens. Wszystkie protestanckie pomysły nie mają. Czy w ogóle protestant kiedyś wymyślił coś mądrego? Tylko techniczne zabawki.
Czy zafiksowanie niektórych protestantów na częściowej lub całkowitej prohibicji nie wynika przypadkiem z faktu, że materia wina jest niezbędna do dokonania konsekracji?
Czy byłoby stosowne, żeby na ową materię Pan Bóg obok chleba wybrał również faktyczną truciznę?
"Widoczny" znaczy tyle co "widoczny", kto pyta o znaczenie powszechnie używanych słów, rzadko robi to z dobrą intencją. Przez stulecia, wróć tysiąclecia ludzie pili wino lub piwo na śniadanie, obiad i kolację i świat istniał. Ile razy słyszeliśmy o alkoholikach, którzy przez lata, wróć dziesięciolecia ukrywali swój nałóg. Nie byli to ludzie, którzy dziennie wypijali piwko czy lampkę wina, oni chlali bliżej litra wódy i byli w stanie żyć, pracować i tworzyć na najwyższym poziomie jak np. Stefan Banach.
Chyba się zgodzę z tym, że pożytku raczej z alkoholu nie ma, ale robienie z niego demona jest w najlepszym razie protestanckie.
To chyba Leibniz, Newton czy Kepler same głupoty powymyślali. Albo matematyka i fizyka zaliczają się do kategorii technicznych zabawek. nie wiem.
Techniczne zabawki. 90% produkcji Izaaka Newtona to interpretacje Biblii. Jest to do przeczytania ale owłosienie lepiej wcześniej zabezpieczyć siatką z obawy przed wyrwaniem. Prekursorstwa Monty Pythona też jest sporo. Coś z sensem potrafił napisać tylko o materii, którą można obmacać i się nie wyrywa.
Rozum i godność przez kolegę przemawia, dokładnie do takich samych wniosków doszedłem.
Cały czas okazuję statystyki policji, straży, lekarzy że przynosi to same korzyści, łatwo sprawdzić zresztą. Coś jak upieranie się że zamykanie sklepów w niedzielę nie przyniesie nic dobrego.
Chyba nikt nie broni nocnej sprzedaży wódy. Jak kto chce się spontanicznie zaprawić w porze nocnej, może się zaprawić, lokale z wyszynkiem działają. Jak kto się chce tanio zaprawić w porze nocnej, też się może zaprawić, jeśli choć godzinę wcześniej będzie mieć tego świadomość i z tej świadomości wyciągnie praktyczne wnioski. Ale na raz po nocy, spontanicznie i tanio się nie da. Wybierz dwa. I dobrze, nie powinno być za łatwo.
Jak się z tym przesadzi to pojawią się jakieś meliny, alkohol niewiadomego pochodzenia, tylko SORy będą miały więcej ruchu, więc wyjątki dla nocnego handlu alkoholem bym zostawił, ze względów porządkowych poza rejonami ścisłej zabudowy mieszalnej etc.
Podstawowym problemem jest cena alkoholu, on jest straszliwie tani, szczególnie koncernowe piwska, ostatnio widziałem 0,5 wyborowej za 28 PLN, powinno być dwa razy więcej, jakieś ceny minimalne bym wprowadził,
dalej sprzedają mocne trunki w butelkach 200 ml. tego nie powinno być.
Jest za nisko ustawiona bariera finansowa codziennego picia, miliony ludzi chleją codziennie po kilka piw czy po małpce,
i nie stanowi to specjalnego wydatku.
Nie jestem pawian. Meliny by się pojawiły, jakby była (prawie) pełna prohibicja jak za komuny. Niby wtedy były nocne knajpy ale było ich tak mało, że mówienie o prohibicji nie jest przesadzone. Dziś można się spokojnie napierdolić nocną porą tylko trzeba zapłacić odrobinę więcej niż 20 zł za pół litra. Melina też musi wziąć swój narzut.