Za finansowanie grupy Engelking i Grabowskiego odpowiada NCN podległe Ministrowi Nauki i Szkolnictwa Wyższego https://www.ncn.gov.pl/o-ncn/dyrekcja 03:00 - 17 maj 2018
Jeden mądry senator PiSu interweniował w sprawie antypolskiego mowonienawiściowca, Bilewicza, kurwa, tfu. Obsypywany grantami przez NCN i MNiSW, ale Gowin nie widzi problemu i mówi, że decyzje są "apolityczne".
Rafał napisal(a): Ten mors ze Szczecina może chciałby postraszyć delfina z Wrocławia starym rekinem, ale ja raczej widzę rozgrywki przemądrzałych łososi.
No tak "uczone łososie" i "tylko wysp tych nie ma".
Wypowiedź Brudzińskiego jest zasmucająca bo symptomatyczna dla pewnego typu sytuacji. To sytuacja starego dworu starego władcy w czasie jego choroby. Stary i chory władca stopniowo traci siły, rozeznanie sytuacji, zrozumienie świata i kontrolę nad własnym otoczeniem, dworem i państwem. Odbudował je, usamodzielnił, wzmocnił ale traci siły i wie że nie poprowadzi go dalej. Dwór jest stary, z długą historią, rytuałami których znaczenie się zatarło i mało kto je pamięta, historią intryg i układów, trwałych i chwiejnych, oraz sympatii i uprzedzeń. Stary władca wciąż góruje nad dworem intelektem i wolą, no bo przecież przez dziesiątki lat dbał o posłuszeństwo i eliminował buntowników, niestety często inteligentne i wybitne indywidualności i talenty. Tak więc dwór jest bierny, mało odkrywczy (w nowomowie kreatywny) i skłonny do hipokryzji, intryg i kunktatorstwa.Tacy są główni funkcyjni dworu, stara gwardia. Oni, jak Brudziński, za główne zadanie mają pilnowanie status quo oraz posłuszne wykonywanie poleceń i zaspokajanie zachcianek władcy. Bardzo ważni dla władcy w czasie choroby bo mają gwarantować jego powrót do władzy po rekonwalescencji i zapobiegać buntom i próbom zmuszania go do abdykacji. Brudziński właśnie ogłosił że widzi takie próby, a nawet jeśli nie widzi to się ich spodziewa, a nawet jeśli się nie spodziewa to ostrzega przed myśleniem o nich. To jawna choć niejasna groźba. Formalnie w interesie chorego władcy, a faktycznie dla podkreślenia i obrony własnej pozycji. Nie ma w tej groźbie nic konstruktywnego. Nie ma żadnego pomysłu na przyszłość po nieuchronnym i coraz bliższym odejściu władcy, a szczególnie na wypadek jego gwałtownego i niespodziewanie szybkiego odejścia. Oczywiście te pogróżki nie wstrzymują intryg i budowy koalicji nakierowanych na sukcesję, wręcz je wzbudzają, chociaż oczywiście czynią trudniejszymi i bardziej ryzykownymi. Dwór jest już mocno odnowiony, w sposób świadomy, przez władcę, który zdaje sobie sprawę ze zbliżającego się końca swojej bezpośredniej władzy, a pragnącego de facto ją kontynuować pośrednio przez swoich nominatów choćby zza grobu. Wydaje mu się że to jest możliwe i oczywiście się myli, ale taki jest przebieg choroby władzy w ostatnim stadium. Namaścił, na razie nieoficjalnie i nie ostatecznie, delfina który go zauroczył. Nieoficjalnie i nieostatecznie bo podświadomie jednak nie do końca mu ufa i chce sam sprawować władzę jak najdłużej, czyli de facto do grobowej deski, do czego nie przyznaje się nawet przed sobą samym. Władca nie jest ani rodzinny, ani empatyczny i słabo zna się na ludziach. Wydaje mu się że się zna gdyż umie na nich wpływać, manipulować nimi, ale nie rozumie ich do końca. Delfina też słabo rozpoznał, znacznie słabiej niż swoich starych druhów i nie zdążył go wychować i podporządkować sobie w pełni jak ich. Widzi wady delfina, przymyka na nie oczy, a nawet jeśli widzi nie może już się wycofać z decyzji. Nie ma na to czasu i innego kandydata. Na potem są dwa skrajne scenariusze i mnóstwo pośrednich. Jeden to że delfin przejmie władzę, spacyfikuje starą gwardię, podporządkuje sobie dwór, najpewniej popełni masę błędów, zniechęci społeczeństwo i straci władzę lub ją utrzyma ze wsparciem sił zewnętrznych za cenę ustępstw. Przeciwny to taki w którym stara gwardia z poparciem dworu szybko utrąci lub zmarginalizuje delfina i sama zabierze się za organizację sukcesji. Wobec niskiej jakości kadr oraz służalczych nawyków może to doprowadzić do długotrwałego spadku skuteczności władzy, nawet jej paraliżu, utraty poparcia społecznego i utraty władzy. Oba scenariusze z nieprzewidywalnymi konsekwencjami co do układu po zamęcie w związku z sukcesją. Nie sądzę aby na dworze JarKacza była grupa wybitnych, dalekowzrocznych i odważnych możnych zdolnych do znalezienia współczesnego Jagiełły, dogadania się z nim i doprowadzenia do tronu.
Kurdesz, alesz to Kolega elegąs opisał, jak jakiś Sun of the Tzu!
Wniosek? Konsekwencje znaczące. W zasadzie Ozyrys powinien rozpisać konkurs na Horusa i tyle. Z tym że stary dwór jest tak samo ślepy jak Ozyrys, ale dworakom wciąż się zdaje że jak Ozyrys kipnie, to któryś z nich zostanie nowym Ozyrysem.
Tymczasem Ozyrys, jak to Ozyrys, jest ślepy - i po to jest nam potrzebny Horus, żeby umiał widzieć, tj. rozpoznawać zagrożenia oraz umiał mówić magiczne słowa, tj. podejmować działania p-ko tymże zagrożeniom.
Magiczne zaś słowa Matołuszka są jakieś niedorobione. Albo okazują się bezsilne, jak to o żydowskich współsprawcach Holocaustu, albo idą w zupełnie złą stronę, jak to o wielgim zagrożeniu kibolkowaniem.
To co Matołuszek może dać radę zrobić, to uwalić ostatnich PiS-owców w rządzie; już jego agencje PR dmą w rogi w danej sprawie.
Natomiast pytanie jest takie, co beńdzie w PiS czy też z PiS. Marek Jurtek szuka szalupy u naszego b. kolegi. Jarek Go Win ucieka do przodu, no ale to blotka płotka, niedojedzona przystawka. Może przez to trochę spuchnie, no ale bądźmyż poważni.
ZZ Top? Zawsze był Wielkim Delfinem, nie wiadomo za co i po co przez Ozyrysa przeczołganym. Teraz wrócił nowy lepszy, ma tę swoją Solarną Polskę. Ale SP jak każde SPV daje mu pewne bezpieczeństwo przed kaprysami starego tyrana, natomiast z drugiej strony blokuje rozwój. Pewnie miałby więc ochotę na merger, najchętniej reverse takeover, no ale jak; nie wpuszczą go przecie uczone łososie z Partii Wewnętrznej.
Matołuszek? Arcymciekaw, czy liczba jego zwolenników w PiS przekracza 1.
Kto tedy? Jak patrzę wokół to widzę tylko jak płynie łagodny miękki głos chóru kastratów, natomiast nie bałdzo widzę Horusa.
Hadrian? Może gdyby się tak nie błaźnił swoim przywiązaniem do Ethosu UD. No ale już pińcet razy okazał, że nadaje się tylko do polerowania żyrandola, w innych sprawach bardziej przeszkadza.
Sęk w tym, że tak naprawdę my nie wiemy, co Manitou/Theoden/O Sir is sobie myśli, czy stetryczał na amen czy przeprowadza operacje o przemyślności i przewrotności nie do pojęcia dla przeciętnego obywatela.
Jeśli to pierwsze, to żadne oko mu już nie pomoże, tylko zasłużona emerytura. 70 lat to naprawdę stosowny wiek.
O Sir is był zdaje się nieśmiertelny, więc mógł sobie pozwolić na naprawianie błędów, śmiertelnikom po 60-tce to prawo już nie przysługuje. A wcześniej też tylko w ograniczonym zakresie.
No niestety nie jestem Son of Tsu nawet przybranym, jak Pan Mateusz Jarkacza i nie wiem co też tego wyniknie. Koledzy jednak zapomnieli o Izydzie, a ta żyje i nawet Ozyrysa może ożywić jeśli zechce. O reszcie kandydatów mam opinię jak Szturmowiec poza ZZ. Tego najlepiej byłoby zadusić bo to jest niebezpieczny ambicjoner i dość głupi.
Małe i średnie firmy są zarządzane przez założyciela, któren ma żelazową wolę wykonawczą napędzającą interes. Od sposobu zarządzania interesem zależy jego przyszłość. Większość biznesów rozpada się na atomy gdy właściciel umrze, bo pozostała struktura ludzka jest bierna i potrafi tylko wykonywać rozkazy. Nieliczne firmy potrafią dalej istnieć,o ile szef umiał znaleźć odpowiednich ludzi, dać im samodzielność w ramach struktury i mądrze podzielić kompetencje.
Za sprawą właściciela, PiS jest organizacją pierwszego rodzaju. Wuc najwyraźniej dostrzega problem, bo Matołusz to nieudolna próba rozwiązania tegoż. Nieudolna, bo Kaczyński nie potrafi dobierać sobie właściwych ludzi ani zarządzać nimi inaczej niż kijem. W przeciwieństwie do biernej reszty z Zakonu PiS, Matołusz chce i próbuje ale ciąży na nim worek nawyków z korporacji. Ryć pod innymi potrafi jak mało kto, ściemniać podobnie, ale wizjoner i budowniczy z niego żaden. W dodatku ma jakiś strukturalny problem z prywatnymi nabiałami i krzywą gembę do kompletu.
Z gliny, która zostanie po satrapie nie ulepi się ani nowego przywódcy ani nic innego. Wieszczę rozpad przez rozmemłanie, oklapnięcie i wielką śmierdzącą kałużę na środku.
"Nie sądzę aby na dworze JarKacza była grupa wybitnych, dalekowzrocznych i odważnych możnych zdolnych do znalezienia współczesnego Jagiełły, dogadania się z nim i doprowadzenia do tronu."
Mam inne wrażenie. Manitou nie jest idiotą, wie wszystko vide supra i przez lata próbował wciągać podwładnych do procesu decyzyjnego. W którymś wywiadzie lata temu mówił nawet, że już doprowadził PiS do miejsca, że będzie w stanie działać bez niego. A może to było nawet o PC. Wiele zmienił Smoleńsk ale dziadygą-tyranem z farsy stał się dopiero, kiedy pojawił się Matołusz. Wszyscy działacze PiS ustawili się wtedy do Prezesa w kolejce z wieloletnimi przyjaciółmi na czele i wkrótce zauważyli dziwną prawidłowość - im bardziej który na Matołusza psioczył, tym większe miał trudności z dotarciem do ucha prezesa później. Mądrzejsi wyciągnęli wnioski.
Matołusz natomiast PiSu nie zauważa. Ma swoich bankowych ludzi, na których się opiera a z PiSu korzysta tylko z prezesiej gwardii jako ochrony. Zostanie pogoniony w dniu, kiedy Prezes przestanie być autokratą.
Bez wątpienia zgraja będzie w stanie wygenerować wzmożenie potrzebne do skutecznego pogonienia Matołusza za siódme góry ale czy da radę cokolwiek więcej? Powątpiewam. Zakon PiS rozwinął w stopniu doskonałym umiejętność mimikry oraz te wszystkie dworskie instynkta i behawiory. Wizjonerów nie stwierdza się. Trudno uwierzyć, że jacyś soliści siedzą przyczajeni na tyłkach i czekają swojej kolejki. Szydło żadnym wizjonerem nie jest, prędzej uczciwym rzemieślnikiem. Jeżeli przywołać Gęsicką, Gosiewskiego, itp. to należy również zauważyć, że po 10.04 zwyczajowo krótka ławka opustoszała i taka pozostaje do dziś. Ważnym faktem jest, że Zakon nowych nie chciał wpuścić, choć po Smoleńsku było niemałe wzmożenie i parcie na pomoc. Coś w ogólności podobnego podziało się również jesienią 2015.
Jeszcze się mi przypomniało, co mi kiedyś zwierzył jeden znajomy, starszy człeń. Ovaj, kiedy przekroczył magiczne 70 lat to gwałtownie i niespodziewanie zdziadział. Przestał ogarniać sprawy. Kiedyś, powiada, napisanie prostego listu ofertowego zajmowało mi 15 minut. Dziś - godzinę. Zdziadziałem!
los napisal(a): Mam inne wrażenie. Manitou nie jest idiotą, wie wszystko vide supra i przez lata próbował wciągać podwładnych do procesu decyzyjnego. W którymś wywiadzie lata temu mówił nawet, że już doprowadził PiS do miejsca, że będzie w stanie działać bez niego. A może to było nawet o PC. Wiele zmienił Smoleńsk ale dziadygą-tyranem z farsy stał się dopiero, kiedy pojawił się Matołusz.
Zajebanie Beaty to był moment zwrotny. To już nie było rekreacyjne hodowanie delfinka w akwarium, a ohydne, zdradzieckie matkobójstwo. W tym momencie okrutny starzec wkroczył na drogę zła. A że Piekło jest na dole, to droga do niego jest bardzo szybka-przed siebie i cały czas z górki.
Summa summarum, ostał nam się jeno Endrju, Mat i Betty. I co by o nich nie sądzić, to wyrastają o kilka centymetrów ponad pisowską resztę. Jest jeszcze kilku niezłych europosłów (poza znanymi: Legutką, Krasnodębskim i Czarneckim), ale nie dane nam było ich bliżej poznać jako wizjonerów, czy mówców. Może któryś z nich objawi się nam za jakiś czas jako Polityk?
Wassermannówna, Jaki - młode pokolenie przejmie stery PiS z korzyścią dla Polski. Wystarczy, że poprze ich stara gwardia ustawiona w kontrze do MM i Unii Wolności.
KAnia napisal(a): Wassermannówna, Jaki - młode pokolenie przejmie stery PiS z korzyścią dla Polski. Wystarczy, że poprze ich stara gwardia ustawiona w kontrze do MM i Unii Wolności.
Stara gwardia rada by kolejny dzień przetrwać, nie w głowie im nadstawianie karku i wojowanie.
Nie lubię "kuchennych analiz psychologicznych" ale jest jeszcze kwestia bólu. PJK od miesięcy ma chore kolano. To boli. A długotrwały, nawet niekoniecznie bardzo intensywny, ból daje człowiekowi w kość. Wiem co piszę. Ludzie robią się drażliwi, gorzej analizują, reagują mniej racjonalnie i bardziej impulsywnie. Do tego dochodzą leki - też różnie się je znosi. Nie wiem czy pamiętacie jak po Smoleńsku PJK, sam przyznał, że jakaś niefortunna wypowiedź mogła mieć związek z tym, że musiał przyjmować leki.
Komentarz
Wypowiedź Brudzińskiego jest zasmucająca bo symptomatyczna dla pewnego typu sytuacji. To sytuacja starego dworu starego władcy w czasie jego choroby. Stary i chory władca stopniowo traci siły, rozeznanie sytuacji, zrozumienie świata i kontrolę nad własnym otoczeniem, dworem i państwem. Odbudował je, usamodzielnił, wzmocnił ale traci siły i wie że nie poprowadzi go dalej. Dwór jest stary, z długą historią, rytuałami których znaczenie się zatarło i mało kto je pamięta, historią intryg i układów, trwałych i chwiejnych, oraz sympatii i uprzedzeń. Stary władca wciąż góruje nad dworem intelektem i wolą, no bo przecież przez dziesiątki lat dbał o posłuszeństwo i eliminował buntowników, niestety często inteligentne i wybitne indywidualności i talenty. Tak więc dwór jest bierny, mało odkrywczy (w nowomowie kreatywny) i skłonny do hipokryzji, intryg i kunktatorstwa.Tacy są główni funkcyjni dworu, stara gwardia. Oni, jak Brudziński, za główne zadanie mają pilnowanie status quo oraz posłuszne wykonywanie poleceń i zaspokajanie zachcianek władcy. Bardzo ważni dla władcy w czasie choroby bo mają gwarantować jego powrót do władzy po rekonwalescencji i zapobiegać buntom i próbom zmuszania go do abdykacji. Brudziński właśnie ogłosił że widzi takie próby, a nawet jeśli nie widzi to się ich spodziewa, a nawet jeśli się nie spodziewa to ostrzega przed myśleniem o nich. To jawna choć niejasna groźba. Formalnie w interesie chorego władcy, a faktycznie dla podkreślenia i obrony własnej pozycji. Nie ma w tej groźbie nic konstruktywnego. Nie ma żadnego pomysłu na przyszłość po nieuchronnym i coraz bliższym odejściu władcy, a szczególnie na wypadek jego gwałtownego i niespodziewanie szybkiego odejścia. Oczywiście te pogróżki nie wstrzymują intryg i budowy koalicji nakierowanych na sukcesję, wręcz je wzbudzają, chociaż oczywiście czynią trudniejszymi i bardziej ryzykownymi. Dwór jest już mocno odnowiony, w sposób świadomy, przez władcę, który zdaje sobie sprawę ze zbliżającego się końca swojej bezpośredniej władzy, a pragnącego de facto ją kontynuować pośrednio przez swoich nominatów choćby zza grobu. Wydaje mu się że to jest możliwe i oczywiście się myli, ale taki jest przebieg choroby władzy w ostatnim stadium. Namaścił, na razie nieoficjalnie i nie ostatecznie, delfina który go zauroczył. Nieoficjalnie i nieostatecznie bo podświadomie jednak nie do końca mu ufa i chce sam sprawować władzę jak najdłużej, czyli de facto do grobowej deski, do czego nie przyznaje się nawet przed sobą samym. Władca nie jest ani rodzinny, ani empatyczny i słabo zna się na ludziach. Wydaje mu się że się zna gdyż umie na nich wpływać, manipulować nimi, ale nie rozumie ich do końca. Delfina też słabo rozpoznał, znacznie słabiej niż swoich starych druhów i nie zdążył go wychować i podporządkować sobie w pełni jak ich. Widzi wady delfina, przymyka na nie oczy, a nawet jeśli widzi nie może już się wycofać z decyzji. Nie ma na to czasu i innego kandydata. Na potem są dwa skrajne scenariusze i mnóstwo pośrednich. Jeden to że delfin przejmie władzę, spacyfikuje starą gwardię, podporządkuje sobie dwór, najpewniej popełni masę błędów, zniechęci społeczeństwo i straci władzę lub ją utrzyma ze wsparciem sił zewnętrznych za cenę ustępstw. Przeciwny to taki w którym stara gwardia z poparciem dworu szybko utrąci lub zmarginalizuje delfina i sama zabierze się za organizację sukcesji. Wobec niskiej jakości kadr oraz służalczych nawyków może to doprowadzić do długotrwałego spadku skuteczności władzy, nawet jej paraliżu, utraty poparcia społecznego i utraty władzy. Oba scenariusze z nieprzewidywalnymi konsekwencjami co do układu po zamęcie w związku z sukcesją. Nie sądzę aby na dworze JarKacza była grupa wybitnych, dalekowzrocznych i odważnych możnych zdolnych do znalezienia współczesnego Jagiełły, dogadania się z nim i doprowadzenia do tronu.
Wniosek? Konsekwencje znaczące. W zasadzie Ozyrys powinien rozpisać konkurs na Horusa i tyle. Z tym że stary dwór jest tak samo ślepy jak Ozyrys, ale dworakom wciąż się zdaje że jak Ozyrys kipnie, to któryś z nich zostanie nowym Ozyrysem.
Tymczasem Ozyrys, jak to Ozyrys, jest ślepy - i po to jest nam potrzebny Horus, żeby umiał widzieć, tj. rozpoznawać zagrożenia oraz umiał mówić magiczne słowa, tj. podejmować działania p-ko tymże zagrożeniom.
Magiczne zaś słowa Matołuszka są jakieś niedorobione. Albo okazują się bezsilne, jak to o żydowskich współsprawcach Holocaustu, albo idą w zupełnie złą stronę, jak to o wielgim zagrożeniu kibolkowaniem.
To co Matołuszek może dać radę zrobić, to uwalić ostatnich PiS-owców w rządzie; już jego agencje PR dmą w rogi w danej sprawie.
Natomiast pytanie jest takie, co beńdzie w PiS czy też z PiS. Marek Jurtek szuka szalupy u naszego b. kolegi. Jarek Go Win ucieka do przodu, no ale to blotka płotka, niedojedzona przystawka. Może przez to trochę spuchnie, no ale bądźmyż poważni.
ZZ Top? Zawsze był Wielkim Delfinem, nie wiadomo za co i po co przez Ozyrysa przeczołganym. Teraz wrócił nowy lepszy, ma tę swoją Solarną Polskę. Ale SP jak każde SPV daje mu pewne bezpieczeństwo przed kaprysami starego tyrana, natomiast z drugiej strony blokuje rozwój. Pewnie miałby więc ochotę na merger, najchętniej reverse takeover, no ale jak; nie wpuszczą go przecie uczone łososie z Partii Wewnętrznej.
Matołuszek? Arcymciekaw, czy liczba jego zwolenników w PiS przekracza 1.
Kto tedy? Jak patrzę wokół to widzę tylko jak płynie łagodny miękki głos chóru kastratów, natomiast nie bałdzo widzę Horusa.
Hadrian? Może gdyby się tak nie błaźnił swoim przywiązaniem do Ethosu UD. No ale już pińcet razy okazał, że nadaje się tylko do polerowania żyrandola, w innych sprawach bardziej przeszkadza.
Jeśli to pierwsze, to żadne oko mu już nie pomoże, tylko zasłużona emerytura. 70 lat to naprawdę stosowny wiek.
O Sir is był zdaje się nieśmiertelny, więc mógł sobie pozwolić na naprawianie błędów, śmiertelnikom po 60-tce to prawo już nie przysługuje. A wcześniej też tylko w ograniczonym zakresie.
Za sprawą właściciela, PiS jest organizacją pierwszego rodzaju. Wuc najwyraźniej dostrzega problem, bo Matołusz to nieudolna próba rozwiązania tegoż. Nieudolna, bo Kaczyński nie potrafi dobierać sobie właściwych ludzi ani zarządzać nimi inaczej niż kijem. W przeciwieństwie do biernej reszty z Zakonu PiS, Matołusz chce i próbuje ale ciąży na nim worek nawyków z korporacji. Ryć pod innymi potrafi jak mało kto, ściemniać podobnie, ale wizjoner i budowniczy z niego żaden. W dodatku ma jakiś strukturalny problem z prywatnymi nabiałami i krzywą gembę do kompletu.
Z gliny, która zostanie po satrapie nie ulepi się ani nowego przywódcy ani nic innego. Wieszczę rozpad przez rozmemłanie, oklapnięcie i wielką śmierdzącą kałużę na środku.
tylko turbojagiellonizm ma przyszłość
Matołusz natomiast PiSu nie zauważa. Ma swoich bankowych ludzi, na których się opiera a z PiSu korzysta tylko z prezesiej gwardii jako ochrony. Zostanie pogoniony w dniu, kiedy Prezes przestanie być autokratą.
Wizjonerów nie stwierdza się. Trudno uwierzyć, że jacyś soliści siedzą przyczajeni na tyłkach i czekają swojej kolejki. Szydło żadnym wizjonerem nie jest, prędzej uczciwym rzemieślnikiem. Jeżeli przywołać Gęsicką, Gosiewskiego, itp. to należy również zauważyć, że po 10.04 zwyczajowo krótka ławka opustoszała i taka pozostaje do dziś. Ważnym faktem jest, że Zakon nowych nie chciał wpuścić, choć po Smoleńsku było niemałe wzmożenie i parcie na pomoc. Coś w ogólności podobnego podziało się również jesienią 2015.
A że Piekło jest na dole, to droga do niego jest bardzo szybka-przed siebie i cały czas z górki.
Jest jeszcze kilku niezłych europosłów (poza znanymi: Legutką, Krasnodębskim i Czarneckim), ale nie dane nam było ich bliżej poznać jako wizjonerów, czy mówców. Może któryś z nich objawi się nam za jakiś czas jako Polityk?
PJK od miesięcy ma chore kolano. To boli. A długotrwały, nawet niekoniecznie bardzo intensywny, ból daje człowiekowi w kość. Wiem co piszę. Ludzie robią się drażliwi, gorzej analizują, reagują mniej racjonalnie i bardziej impulsywnie. Do tego dochodzą leki - też różnie się je znosi. Nie wiem czy pamiętacie jak po Smoleńsku PJK, sam przyznał, że jakaś niefortunna wypowiedź mogła mieć związek z tym, że musiał przyjmować leki.