JORGE napisal(a): A powiedzcie mi, co Chodakiewicz zrobił dla sprawy polskiej ? Jakieś konkrety ?
Absolwenci IWP co roku ida pracowac w wywiadzie/administracji/etc USA, znajac prawdziwa historie Polski. Jak sie poszuka opinii o IWP w Internecie to sa one takie, ze IWP jest be bo prawicowo tam strasznie i nie jest jakos megaprestizowo, ale ze potem sie znajduje prace wlasnie np. w wywiadzie.
No i, jak tu w ktoryms filmiku tlumaczyl, jak Republikanie potrzebuja kogos od Polski, to to jest jedyny amerykanski (czyli wylaczajac ambasade RP) osrodek w Waszyngtonie gdzie sie moga zwrocic.
Najbardziej rzeczowo w angloswiecie walczyl z Grossem.
Nie Brzoście. W tym wątku naprawdę chce człowieka sprawdzić, bez szukania dziury w całym, na zasadzie, że może o czymś nie wiem ? Bardzo mi się spodobało, że w końcu ktoś z naszej strony ma wpływ na prezydenta USA. Jak widać nie do końca on, ale można tak uznać.
Natomiast na czym polega tytaniczna praca Chodakiewicza ? Na jeżdżeniu na spotkania, pisaniu książek i walce medialnej. Tyle wiem, coś jeszcze ? Czyli JBPP w Polsce nie różni się zbytnio od JBPP amerykańskiej, no zasadniczo jest o wiele skuteczniejsza. Ale zasada ta sama, zbierzmy się, napiszmy, pogadajmy, zróbmy wrażenie, napompujmy się, odkłammy, wyprostujmy, powalczmy o pamięć itp. Nie neguje potrzeby dla tego typu działań. Ale ponawiam pytanie, coś jeszcze ?
polmisiek napisal(a): Czy zawodowy historyk moze cos jeszcze?
Czyli nic więcej ? Oczywiście to dużo, bardzo dużo. Ale w walce z systemem, układem III RP, w walce o wolną Polskę jest parę rzędów za Markiem Suskim.
Nie porównujmy nieporównywalnego. Każdy orze jak może, tudzież każdy pracuje dla Ojczyzny tam, gdzie jest i tak, jak może i potrafi. Możliwość wpływania przez pana Suskiego na publicity hamerykancką i zjednywania jej dla sprawy polskiej oscyluje w okolicach zera. A taki pan Chodakiewicz może niejedno i niejedno czyni.
Masz rację. Potrzebny jest Chodakiewicz ogromnie, niezbędny wręcz. Ale szacun dla pisuarów ma mieć ! Póki co, wszystkie amerykańskie gwiazdki, kiedy zderzyły się z realem w Polsce, kiedy na nich Oko Saurona przez chwilkę skierowało swoją koncentrację, spieprzały jak zdechłe zające.
Będę jednak upierdliwy dalej, napisałeś "A taki pan Chodakiewicz może niejedno i niejedno czyni." Czyli co jeszcze ?
Publikacje odkłamujące stosunki polsko - żydowskie, wykłady z historii i kultury polskiej dla studentów będących w przyszłości elitą amerykańską, wreszcie lobbying w administracji Trumpa. Tyle widzę. Oburzam się na zestawienie z Suskim, bo obaj działają na różnych odcinkach frontu, w różnych warunkach i ani nie sposób ich uczciwie zestawić, ani nie wiadomo właściwie po co to czynić.
Póki co, wszystkie amerykańskie gwiazdki, kiedy zderzyły się z realem w Polsce, kiedy na nich Oko Saurona przez chwilkę skierowało swoją koncentrację, spieprzały jak zdechłe zające.
Matthew Tyrmand nie spieprzył, nawet się dzielnie stawia. Chociaż jego rola to bardziej w okolicach śmiechowo-kabaretowych.
krzychol66 napisal(a): Publikacje odkłamujące stosunki polsko - żydowskie, wykłady z historii i kultury polskiej dla studentów będących w przyszłości elitą amerykańską, wreszcie lobbying w administracji Trumpa. Tyle widzę. Oburzam się na zestawienie z Suskim, bo obaj działają na różnych odcinkach frontu, w różnych warunkach i ani nie sposób ich uczciwie zestawić, ani nie wiadomo właściwie po co to czynić.
Chodakiewicz zachwyca się inteligencją Korwina (właściwie bardziej pamięcią fotograficzną), widać, że tego typu przymioty ludzkie mu imponują. Wyraźnie natomiast lekceważy polityków PiSu (no, przynajmniej niektórych). Całkiem słusznie, wali po oczach naszym mentalnym niewolnictwem, ale zupełnie nie porusza aspektu, że jednak ktoś w końcu wstał (a wstawał latami) i powiedział dość. Jego narracja w bardzo małym stopniu uwzględnia fakt, że jednak w 2015 roku coś się w Polsce wydarzyło. A może inaczej, za mało podkreśla, że jednak jest po jasnej stronie mocy. Jakby cały czas czekał na swoich. Na kogo ? Korwina, Michalkiewicza, Sommera ? Trochę w nim widzę Ziemkiewicza, powiem wam.
ja tam rozumiem krytyczny stosunek do źródeł, ale Chodakiewicz jako źródło informacji wygląda nieźle. A pytanie "co zrobił dla Polski" jest dziwne, pewnie nic nie zrobił, albo bardzo mało, z pewnością mniej niż by chciał, ale przecież nie startuje w wyborach.
Robi z siebie drugiego Kieżuna niemalże, trochę to irytujące prawdę mówiąc. Porównanie do Ziemkiewicza bardzo dobre, obaj mają podobną manierę żarcików - Ziemkiewicz kiedyś poleciał na antenie, że "coli używam do czyszczenia kibla ale niektórzy podobno to piją". Taaak.
Bo ja trochę inaczej odebrałem to my/wy Chodakiewicza. Ja jestem Polak, ale z USA, tam jest mój dom, tam jest moje życie, tamtą rzeczywistość rozumiem i jest mi dobrze. Ale chcę pomóc Polsce, wam, tak jak mogę. Ale żeby było zwycięstwo to wy musicie się zmienić. To od was wszystko zależy. To wy macie wyrzucić mentalność niewolnika (w domyśle, ja dzięki Ameryce ją wyrzuciłem).
JORGE napisal(a): Ja jestem Polak, ale z USA, tam jest mój dom, tam jest moje życie, tamtą rzeczywistość rozumiem i jest mi dobrze.
No i tak właśnie wygląda porządny Amerykanin
To nie jest dobry okres, żeby rozmawiać ze mną o polskich Amerykanach (czy amerykańskich Polakach). Mam teraz na tapecie dwóch prawdziwków, którzy po latach chcieli zainwestować w swoje rodzinne miasto. Niech ich piekło pochłonie i ich mentalność. Są uparci, roszczeniowi i totalnie rozjebani, mało co do nich dociera. Jak dzieci. Mam przez to poważne kłopoty.
Ale nic to, amerykańskość Chodakiewicza (jeżeli jest taka jaką opisałem) mnie nie irytuje.
trep napisal(a): Już samo to, że publikował w najwyższym czasie czyni go potencjalnym agentem kutafona. Nie zapominajmy też, że jeździł na wakacje z Sommerem i Pyfflem, a te nazwiska na polskie nie wyglądają.
Hm cóż, nie wypowiadałem się dotąd o Chodakiewiczu, bom go na oczy nie widział, a entuzjastyczne o nim recenzje znam li tylko z wypowiedzi znajomych. I jednym z nich jest właśnie Sommer, że tak powiem - wielki Polak. Krótki test: Co się stanie, jeśli w Google wpiszecie: Tomasz Sommer - i potem klikniecie spację? Proszę o info, bo może mój Google jest skrzywiony.
Pyfello: tego znam jakby dalej, ale poza zabawnym nazwiskiem nie ma nic, co by z niego robiło nie-Polaka.
Przepraszam bardzo. Wydawało mnie się, że sarkas będzie aż nadto widoczny, lecz wyszedł z tego trolling. Oczywiście wiem, że Sommer Tomasz od grubo ponad dekady walczy jako jeden z nielicznych Polaków o pamięć rodaków poległych w operacji antypolskiej NKWD. Bardzo cenię również Pyffla Radosława za jego działalność naukowo-publicystyczną. Ale obaj są przecież w przegródce "Januszek" a to wg wielu implikuje, że są tegoż NKWD agentami, a cała ich działalność, choćby trwała dziesięciolecia całe, to tylko przykrywka. Muszą się legendować, żeby w odpowiednim momencie wbić PiSom nuż w plecy.
Colega Jorge, jak się zdaje, wziął całą sprawę na serio. Kto nie ma zdania o Misiewiczu (Tu dokładnie nie wiadomo, jakiego, bo część prawdziwych patriotów uważa, że Misiewicz jest ok, gdyż na różne państwowe stanowiska wstawia go Antonio, jedyny patriota, inni, jednak, prawdziwi patrioci uważają, że skoro naszego pulchnego ulubieńca odwołał sam Manitou, to jednak było coś z aptekarzem nie halo, bo wiadomo, Jarro się nie myli), ten po prostu nie może być patriotą, a już z całą pewnością jest "podejrzany".
A co takiego zrobił dla Polski Chodakiewicz? Niektórzy powiedzą, że jakoś tam przyczynił się do, jak to określił sam Tusk, wielkiego sukcesu dyplomatycznego kraju. Co by jednak nie zrobił, to i tak wiadomo, że tylko się legenduje (o tym było wyżej). Bo w sprawie Misiewicza się nie wypowiedział (nie wypowiedział, prawda?).
Aa, jeszcze tych nazwisk nie wyjaśniłem. Był tu niedawno jakiś wątek, w którym nazwiska świadczyły o jakości ich posiadaczy (-;
A co robił i co zrobił? Jak już pisano, odkłamywał antypolskie kłamstwa rozpowszechniane przez Żydów. Jako szef czy członek jakiegoś instytutu polsko-żydowskiego, a więc z pozycji mainstreamu. Nie pisał laurek, lecz prawdę. Podobnie, jak np. kol. kol. Turon czy Vanitas, którzy z tego powodu często spotykali się z krytyką.
1. Na co Polska może być jeszcze potrzebna? Jaki jest/może być sens polskości (Polski) dla Polaków, jaki dla tutejszych, jaki dla sąsiadów, dla innych (dla naszego regionu, dla Europy, dla świata)?
Józef Piłsudski powiedział, że Polska jest skazana na wielkość. Wątpię aby potrafił to wytłumaczyć, czy rozumiał co mówił, ze względu na jego poważne luki edukacyjne, on raczej wyczuwał pewne rzeczy intuicyjnie. Ale miał rację. Chodzi o to, że Polska będzie albo wielka i zatriumfuje, albo skundlona i powoli zwiędnie. Nie ma innej opcji.
Schowanie się pod „opiekę” Unii Europejskiej oznacza w rzeczywistości na krótką metę demobilizację polskości, a na długą jej demontarz. Ponadto UE nie będzie Polski – w znaczeniu tradycyjnym – bronić przed zewnętrznymi wrogami bowiem UE nie identyfikuje się z Polską jako państwem samodzielnym i jego interesami. EU może się interesować obszarem polskim z różnych względów, ale to nie to samo. Przecież EU nie jest przymierzem państw narodowych, tylko superpaństwem centralizującym post-kraje zatracające swoje jednorodne oblicze, a co najwyżej wyróżniające się nadal odrębnościami regionalnymi.
Polska nie jest potrzebna ani Niemcom, ani Rosji. Widzi się ją jako przeszkodę do zacieśnienia współpracy między Berlinem a Moskwą. Polska nie służy wcale żadnym interesom amerykańskim, bowiem przeszkadza Waszyngtonowi dogadywać się a już to z Brukselą, a już to z Berlinem czy Moskwą. Polska nie jest też potrzebna krajom bałtyckim, Białorusi, Ukrainie, Czechom, Słowacji, czy Węgrom bowiem Polska nie potrafi właściwie nic im w chwili obecnej zaoferować, a szczególnie rzeczy najważniejszej: bezpieczeństwa i możliwości dalszego rozwoju ich odrębnych kultur bez strachu przed kolejną ofensywą gospodarczą czy wojskową mocarstw ościennych. Polska jest tak samo słaba jak one.
W obecnym układzie geopolitycznym miejsca na Polskę jako odrębnego i suwerennego gracza po prostu nie ma. W innym układzie, to inna sprawa. Ale trzebaby wznieść się poza UE i wyobrazić inne możliwości. Ale aby cokolwiek takiego sobie wyobrazić musi nastąpić kontrewolucja w nas samych, której wynikiem będzie odnowa duchowa i zmiana paradygmatu.
W nowym układzie geopolitycznym Polska może być potrzebna po to aby stała się sworzniem, który zorganizuje Intermarium. Kultura polska ma w sobie potencjał uniwersalny, który zakwitł chwilowo w dobie Jagiellonów i I RP, niestety zabrakło dyscypliny i wizji na jego zrealizowanie. Potencjał dalej istnieje, choć prawie nikt nie śmie o nim śnić. Gdy znajdą się śmiałkowie, panie i panowie, można zacząć taki program realizować. Niech elity rządzące pokarzą najpierw, że potrafią chociaż wybudować nad Wisłą autostrady. Ale aby to się stało, Polska musi najpierw otrząsnąć się ze skundlenia. First things first.
Jednym słowem potrzeba Kazimierza Wielkiego i jego dzieła. Gdy Polska powstanie z kolan, gdy wyemancypuje się z niewolniczego syndromu PRL, gdy zakwitnie gospodarczo, intelekutalnie i kulturowo, stanie się atrakcyjnym partnerem i magnesem dla sąsiadów. Sami wtedy do Polaków przyjdą. Co więcej, zwrócą oczy na Polskę jako na potencjalnego partnera możni tego świata. Na razie nie ma czym imponować, ani sobie, ani sąsiadom, a tym bardziej Europie czy światu. Trzeba się najpierw wziąść w garść i odbudować wewnętrznie. A to znaczy głębokie reformy wolnorynkowe i bezwzględne bezpieczeństwo, które może zapewnić jedynie polska force de frappe, ze strony wojskowości, oraz elektrownie atomowe, ze strony energetycznej. Nikt Polski za Polaków bronić nie będzie, bowiem nikt inny nie uważa Polskę za szczególnie ważną czy potrzebną.
Polska jest potrzebna jedynie tym, którzy uważają, że Polska jest potrzebna. Czyli, takim, którzy myślą, że Polska jest jakimś dobrem, bytem wypełniającym rolę pozytywną, porządaną. A tacy, co to uznają przede wszystkim identyfikują się jako Polacy. Robią to z wolnego wyboru, z wolnej woli. Łączy ich pewna wspólnota, oparta głównie na concensusie kulturowym, w większości niekwestionowanym, odruchowym, wynikającym z historii. Czyli można powiedzieć, że świadomymi Polakami są tylko ci, którzy uważają polskość i Polskę za wartość pozytywną. Idąc dalej, tylko ci, którzy uważają, że Polska jest potrzebna winni być uznani za pełnoprawnych obywateli. Inni – tacy, co uznają, że Polskę należy zlikwidować, czy tacy, którzy mają to wszystko w nosie nie powinni o Polsce decydować bowiem nie mają ku temu prawa ani żadnych innych przesłanek. Negując czy olewając Polskę, nie są bowiem Polakami. Z własnej, nieprzymuszonej woli.
Naturalnie taki wywód można przeprowadzić o ile dogadamy się co do definicji Polski i Polaków. Logicznie można określić taki byt jak Polska jedynie na podstawie nagromadzonego przez ponad tysiąclecie materiału dowodowego. Polska jest sumą doświadczeń przeszłości i tradycji wyodrębnionych jako polskie i afirmujących polskość w rozmaitej postaci. Oznacza to, że polskość może być i zjednoczona, scentralizowana, jak i rozdrobniona, dzielnicowa, regionalna, wiejska, miejska, a nawet – a może i przede wszystkim -- federacyjna i wielonarodowa. Ale kultura jest jej jedna, choć rozmaita. Pozwala to Polakom mieć rozmaite świadomości narodowe, czasami jednocześnie (e.g., tatarską, żydowską, kaszubską, śląską, czy ormiańską) ale jedną haute kulturę (polską).
Podkreślmy ponownie, że koncepcja polskości ma sens tylko o ile wywodzi się z doświadczeń pokoleń, z polskiej tradycji. Czyli Polak to twór a posteriori. Trudno przecież sklecić Polaka w oderwaniu od historii, na podstawie aprioryzmu. Polak to nie homo sovieticus. Ludzie upierający się, że są Polakami, a jednocześnie odrzucający czy niszczący tradycję, z polskości w rzeczywistości się emancypują. Stają się post-Polakami, albo nie Polakami, szczególnie gdy wybierają dla siebie poza polską świadomość. Polskość bowiem to wybór kulturowy, a nie wypływający z postępowych etno-nacjonalistycznych mrzonek.
2. Jakie zobowiązanie może dziś wynikać z akceptowanej przynależności do polskiej wspólnoty historycznej/obywatelskiej/narodowej? Na co my możemy być Polsce potrzebni?
Nasza rola jest prosta: kontynuować pracę w celu wyrugowania PRL z duszy Polaków. Gdy Polacy przestaną być post-PRLowcami i odrzucą syreni śpiew post-Polaków pchających do homogenizującej UE, gdy uwierzą w siebie, to wtedy będzie można coś z nimi zrobić. Na razie standartową odpowiedzią post-PRLowców na cokolwiek prawie jest: „Fajny pomysł, ale tego się nie da zrobić.” Związane z nami środowisko „Glaukopisu” oraz garstka czujących po polsku Polonusów z Zachodu, z USA szczególnie, stale pokazuje na polu intelektualnym i społecznym, że można zrobić, co można zrobić, jak można zrobić i dlaczego trzeba stale robić. Trzeba wytyczyć cel strategiczny i uparcie dążyć do niego. Wbrew szyderstwom, wbrew chwilowym modom. Semper fidelis.
Rolą naszą jest krzewić realistyczny optymizm co do przyszłości. Mamy czasy saskie. Trzeba Szkoły Rycerskiej, trzeba reform, trzeba wiedzy. Trzeba zasypać przepaść między konfederatami barskimi i kościuszkowskimi reformatorami. Oby tym razem nie było za późno. Póki my żyjemy.
Dobra, już widzę. Historyk, który może być (i jest) znakomitym panem od solowej propagandy (w dobrym tego słowa znaczeniu). Ale niech mi nie pieprzy jes łi ken, poczuj moc Luk, czy jak chcesz to możesz.
Komentarz
No i, jak tu w ktoryms filmiku tlumaczyl, jak Republikanie potrzebuja kogos od Polski, to to jest jedyny amerykanski (czyli wylaczajac ambasade RP) osrodek w Waszyngtonie gdzie sie moga zwrocic.
Najbardziej rzeczowo w angloswiecie walczyl z Grossem.
Natomiast na czym polega tytaniczna praca Chodakiewicza ? Na jeżdżeniu na spotkania, pisaniu książek i walce medialnej. Tyle wiem, coś jeszcze ? Czyli JBPP w Polsce nie różni się zbytnio od JBPP amerykańskiej, no zasadniczo jest o wiele skuteczniejsza. Ale zasada ta sama, zbierzmy się, napiszmy, pogadajmy, zróbmy wrażenie, napompujmy się, odkłammy, wyprostujmy, powalczmy o pamięć itp. Nie neguje potrzeby dla tego typu działań. Ale ponawiam pytanie, coś jeszcze ?
Możliwość wpływania przez pana Suskiego na publicity hamerykancką i zjednywania jej dla sprawy polskiej oscyluje w okolicach zera. A taki pan Chodakiewicz może niejedno i niejedno czyni.
Będę jednak upierdliwy dalej, napisałeś "A taki pan Chodakiewicz może niejedno i niejedno czyni." Czyli co jeszcze ?
Zadrażniło mnie jedynie, że o nas - Polakach w Polsce - mówi per "wy".
Wy zróbcie...
Chyba jednaj hamerykańscy Polonusi są na "my" z nami?
Ale nic to, amerykańskość Chodakiewicza (jeżeli jest taka jaką opisałem) mnie nie irytuje.
https://www.salon24.pl/u/chodakiewicz/
Miałam zawsze sceptycyzm.
Colega Jorge, jak się zdaje, wziął całą sprawę na serio. Kto nie ma zdania o Misiewiczu (Tu dokładnie nie wiadomo, jakiego, bo część prawdziwych patriotów uważa, że Misiewicz jest ok, gdyż na różne państwowe stanowiska wstawia go Antonio, jedyny patriota, inni, jednak, prawdziwi patrioci uważają, że skoro naszego pulchnego ulubieńca odwołał sam Manitou, to jednak było coś z aptekarzem nie halo, bo wiadomo, Jarro się nie myli), ten po prostu nie może być patriotą, a już z całą pewnością jest "podejrzany".
A co takiego zrobił dla Polski Chodakiewicz? Niektórzy powiedzą, że jakoś tam przyczynił się do, jak to określił sam Tusk, wielkiego sukcesu dyplomatycznego kraju. Co by jednak nie zrobił, to i tak wiadomo, że tylko się legenduje (o tym było wyżej). Bo w sprawie Misiewicza się nie wypowiedział (nie wypowiedział, prawda?).
Aa, jeszcze tych nazwisk nie wyjaśniłem. Był tu niedawno jakiś wątek, w którym nazwiska świadczyły o jakości ich posiadaczy (-;
„Ankieta ‘Arcanów’ -- 2011,” Arcana, no. 100 (no. 4, lipiec-sierpien 2011): 20-22.
1. Na co Polska może być jeszcze potrzebna? Jaki jest/może być sens polskości (Polski) dla Polaków, jaki dla tutejszych, jaki dla sąsiadów, dla innych (dla naszego regionu, dla Europy, dla świata)?
Józef Piłsudski powiedział, że Polska jest skazana na wielkość. Wątpię aby potrafił to wytłumaczyć, czy rozumiał co mówił, ze względu na jego poważne luki edukacyjne, on raczej wyczuwał pewne rzeczy intuicyjnie. Ale miał rację. Chodzi o to, że Polska będzie albo wielka i zatriumfuje, albo skundlona i powoli zwiędnie. Nie ma innej opcji.
Schowanie się pod „opiekę” Unii Europejskiej oznacza w rzeczywistości na krótką metę demobilizację polskości, a na długą jej demontarz. Ponadto UE nie będzie Polski – w znaczeniu tradycyjnym – bronić przed zewnętrznymi wrogami bowiem UE nie identyfikuje się z Polską jako państwem samodzielnym i jego interesami. EU może się interesować obszarem polskim z różnych względów, ale to nie to samo. Przecież EU nie jest przymierzem państw narodowych, tylko superpaństwem centralizującym post-kraje zatracające swoje jednorodne oblicze, a co najwyżej wyróżniające się nadal odrębnościami regionalnymi.
Polska nie jest potrzebna ani Niemcom, ani Rosji. Widzi się ją jako przeszkodę do zacieśnienia współpracy między Berlinem a Moskwą. Polska nie służy wcale żadnym interesom amerykańskim, bowiem przeszkadza Waszyngtonowi dogadywać się a już to z Brukselą, a już to z Berlinem czy Moskwą. Polska nie jest też potrzebna krajom bałtyckim, Białorusi, Ukrainie, Czechom, Słowacji, czy Węgrom bowiem Polska nie potrafi właściwie nic im w chwili obecnej zaoferować, a szczególnie rzeczy najważniejszej: bezpieczeństwa i możliwości dalszego rozwoju ich odrębnych kultur bez strachu przed kolejną ofensywą gospodarczą czy wojskową mocarstw ościennych. Polska jest tak samo słaba jak one.
W obecnym układzie geopolitycznym miejsca na Polskę jako odrębnego i suwerennego gracza po prostu nie ma. W innym układzie, to inna sprawa. Ale trzebaby wznieść się poza UE i wyobrazić inne możliwości. Ale aby cokolwiek takiego sobie wyobrazić musi nastąpić kontrewolucja w nas samych, której wynikiem będzie odnowa duchowa i zmiana paradygmatu.
W nowym układzie geopolitycznym Polska może być potrzebna po to aby stała się sworzniem, który zorganizuje Intermarium. Kultura polska ma w sobie potencjał uniwersalny, który zakwitł chwilowo w dobie Jagiellonów i I RP, niestety zabrakło dyscypliny i wizji na jego zrealizowanie. Potencjał dalej istnieje, choć prawie nikt nie śmie o nim śnić. Gdy znajdą się śmiałkowie, panie i panowie, można zacząć taki program realizować. Niech elity rządzące pokarzą najpierw, że potrafią chociaż wybudować nad Wisłą autostrady. Ale aby to się stało, Polska musi najpierw otrząsnąć się ze skundlenia. First things first.
Jednym słowem potrzeba Kazimierza Wielkiego i jego dzieła. Gdy Polska powstanie z kolan, gdy wyemancypuje się z niewolniczego syndromu PRL, gdy zakwitnie gospodarczo, intelekutalnie i kulturowo, stanie się atrakcyjnym partnerem i magnesem dla sąsiadów. Sami wtedy do Polaków przyjdą. Co więcej, zwrócą oczy na Polskę jako na potencjalnego partnera możni tego świata. Na razie nie ma czym imponować, ani sobie, ani sąsiadom, a tym bardziej Europie czy światu. Trzeba się najpierw wziąść w garść i odbudować wewnętrznie. A to znaczy głębokie reformy wolnorynkowe i bezwzględne bezpieczeństwo, które może zapewnić jedynie polska force de frappe, ze strony wojskowości, oraz elektrownie atomowe, ze strony energetycznej. Nikt Polski za Polaków bronić nie będzie, bowiem nikt inny nie uważa Polskę za szczególnie ważną czy potrzebną.
Polska jest potrzebna jedynie tym, którzy uważają, że Polska jest potrzebna. Czyli, takim, którzy myślą, że Polska jest jakimś dobrem, bytem wypełniającym rolę pozytywną, porządaną. A tacy, co to uznają przede wszystkim identyfikują się jako Polacy. Robią to z wolnego wyboru, z wolnej woli. Łączy ich pewna wspólnota, oparta głównie na concensusie kulturowym, w większości niekwestionowanym, odruchowym, wynikającym z historii. Czyli można powiedzieć, że świadomymi Polakami są tylko ci, którzy uważają polskość i Polskę za wartość pozytywną. Idąc dalej, tylko ci, którzy uważają, że Polska jest potrzebna winni być uznani za pełnoprawnych obywateli. Inni – tacy, co uznają, że Polskę należy zlikwidować, czy tacy, którzy mają to wszystko w nosie nie powinni o Polsce decydować bowiem nie mają ku temu prawa ani żadnych innych przesłanek. Negując czy olewając Polskę, nie są bowiem Polakami. Z własnej, nieprzymuszonej woli.
Naturalnie taki wywód można przeprowadzić o ile dogadamy się co do definicji Polski i Polaków. Logicznie można określić taki byt jak Polska jedynie na podstawie nagromadzonego przez ponad tysiąclecie materiału dowodowego. Polska jest sumą doświadczeń przeszłości i tradycji wyodrębnionych jako polskie i afirmujących polskość w rozmaitej postaci. Oznacza to, że polskość może być i zjednoczona, scentralizowana, jak i rozdrobniona, dzielnicowa, regionalna, wiejska, miejska, a nawet – a może i przede wszystkim -- federacyjna i wielonarodowa. Ale kultura jest jej jedna, choć rozmaita. Pozwala to Polakom mieć rozmaite świadomości narodowe, czasami jednocześnie (e.g., tatarską, żydowską, kaszubską, śląską, czy ormiańską) ale jedną haute kulturę (polską).
Podkreślmy ponownie, że koncepcja polskości ma sens tylko o ile wywodzi się z doświadczeń pokoleń, z polskiej tradycji. Czyli Polak to twór a posteriori. Trudno przecież sklecić Polaka w oderwaniu od historii, na podstawie aprioryzmu. Polak to nie homo sovieticus. Ludzie upierający się, że są Polakami, a jednocześnie odrzucający czy niszczący tradycję, z polskości w rzeczywistości się emancypują. Stają się post-Polakami, albo nie Polakami, szczególnie gdy wybierają dla siebie poza polską świadomość. Polskość bowiem to wybór kulturowy, a nie wypływający z postępowych etno-nacjonalistycznych mrzonek.
2. Jakie zobowiązanie może dziś wynikać z akceptowanej przynależności do polskiej wspólnoty historycznej/obywatelskiej/narodowej? Na co my możemy być Polsce potrzebni?
Nasza rola jest prosta: kontynuować pracę w celu wyrugowania PRL z duszy Polaków. Gdy Polacy przestaną być post-PRLowcami i odrzucą syreni śpiew post-Polaków pchających do homogenizującej UE, gdy uwierzą w siebie, to wtedy będzie można coś z nimi zrobić. Na razie standartową odpowiedzią post-PRLowców na cokolwiek prawie jest: „Fajny pomysł, ale tego się nie da zrobić.” Związane z nami środowisko „Glaukopisu” oraz garstka czujących po polsku Polonusów z Zachodu, z USA szczególnie, stale pokazuje na polu intelektualnym i społecznym, że można zrobić, co można zrobić, jak można zrobić i dlaczego trzeba stale robić. Trzeba wytyczyć cel strategiczny i uparcie dążyć do niego. Wbrew szyderstwom, wbrew chwilowym modom. Semper fidelis.
Rolą naszą jest krzewić realistyczny optymizm co do przyszłości. Mamy czasy saskie. Trzeba Szkoły Rycerskiej, trzeba reform, trzeba wiedzy. Trzeba zasypać przepaść między konfederatami barskimi i kościuszkowskimi reformatorami. Oby tym razem nie było za późno. Póki my żyjemy.
Marek Jan Chodakiewicz
Washington, DC, 20 maja 2011