Ale mówi, że ostatnią piosenką, jaką w życiu wysłucha będzie File it under fun from the past, Marianny, która została wyoutowana w dniu, w którym , w którym to wlepiłem.
Gość, który snadnie namieszał w głowie nastoletniej mnie.
Natomiast przy bliższym poznaniu okazał się chyba najbardziej śliską odstręczającą, pretensjonalną, kreaturą jaką spotkałam w życiu.
No „toxic masculinity”
@trep powiedział(a):
Ale mówi, że ostatnią piosenką, jaką w życiu wysłucha będzie File it under fun from the past, Marianny, która została wyoutowana w dniu, w którym , w którym to wlepiłem.
Aaa, teraz widzę związek.
Bo wideła nie oglądałem.
Gość, który snadnie namieszał w głowie nastoletniej mnie.
Natomiast przy bliższym poznaniu okazał się chyba najbardziej śliską odstręczającą, pretensjonalną, kreaturą jaką spotkałam w życiu.
No „toxic masculinity”
Nieźle, że koleżanka młodego beksę poznała. Może coś więcej?
Mniej więcej rok po śmierci Ernesta Brylla, autora spektaklu muzycznego "Kolęda nocka", z którego pochodził "Psalm stojących w kolejce" Krystyny Prońko, zmarł kompozytor muzyki - Wojciech Trzciński, który skomponował zresztą wiele innych piosenek ("Kawiarenki", "Dancing queen", "Staruszek świat", "Jak minął dzień" "Byle było tak", "Kochaj mnie miły", "Hi fi", "Warszawa jest smutna bez ciebie").
Gość, który snadnie namieszał w głowie nastoletniej mnie.
Natomiast przy bliższym poznaniu okazał się chyba najbardziej śliską odstręczającą, pretensjonalną, kreaturą jaką spotkałam w życiu.
No „toxic masculinity”
Nieźle, że koleżanka młodego beksę poznała. Może coś więcej?
Kraków, knajpa na Kazimierzu, który nie był jeszcze imprezownią ale jeszcze trochę miejscem przeklętym z trzema andergrandowymi knajpami gdzie odbywał się niszowy koncert niszowej kapeli w klimacie smutek jest moją radością i tamże zostałam mu przedstawiona a z perspektywy czasu mogę rzec nastręczona (bo się kolor oczu i włosów zgadzał oraz nosiłam się na czarno) .
Fizis podła, postura nikczemna, ego wyebane w kosmos d tego jakaś aura obrzydliwej, śliskiej „lubieżności” (nie znajduję słowa). Okropność nawet dla jedynej uczennicy technikum elektrotechnicznego zaznajomionej z patologiami zachowań godowych młodych mężczyzn.
To bardzo interesujące, bo on się na radiowej antenie autokreował na typ nieco nieśmiałego, wysublimowanego romantyka-intelektualisty, co jak widać z relacji nie polegało na prawdzie, delikatnie mówiąc.
Mi się czerwone lampki zapaliły dopiero, gdy zaczął się chwalić felietonie w "Tylko Rocku" jak to ma w zwyczaju w każdy Wielki Piątek ostentacyjnie spożywać mięso vw restauracji.
Miałam potężny dysonans „nieśmiały wysublimowany romantyk - intelektualista” vs brzydki, wymoczkowaty, pretensjonalny, stary dziad, dla mnie wtedy, (naście lat różnicy) odwalający jakieś chore karesy.
Z perspektywy czasu myślę, że jego geniusz dziennikarski oparty był na nieograniczonym dostępie do płyt z Zachodu zapewnionym przez dobrze ustosunkowanego, zamożnego ojca.
@MarianoX powiedział(a):
To bardzo interesujące, bo on się na radiowej antenie autokreował na typ nieco nieśmiałego, wysublimowanego romantyka-intelektualisty, co jak widać z relacji nie polegało na prawdzie, delikatnie mówiąc.
Mi się czerwone lampki zapaliły dopiero, gdy zaczął się chwalić felietonie w "Tylko Rocku" jak to ma w zwyczaju w każdy Wielki Piątek ostentacyjnie spożywać mięso vw restauracji.
Lubował się w ciemności a Kościół niesie Światło. To musiał być dysonans.
Mnie ten cały satanista Beksiński jest zupełnie obojętny – jak kończył żywot, to ja dopiero żułem gumy Turbo, dłubiąc w nosie, a muzyki w ogóle nie słuchałem (nawet moi rodzice byli trochę zaniepokojeni, dlaczego nie słucham w ogóle muzyki), ale jestę rozbawiony, ilekroć widzę, jakimi meandrami posuwa się wyobraźnia pci niewieściej. W cywilizacji białego człowieka przyjęło się bowiem, że wysublimowani romantycy-intelektualiści nie podnoszą hantli, tylko piszą wiersze i przez to zamiast bicepsów mają żabie pięty, a do tego może nawet garba, bo przecież piszą na siedząco, a nie stojąco. Krótko mówiąc, kultura zdaje się wdrukowywać w ludzkie czaszki obraz nędznej postury różnej maści romantyków i intelektualistów, a już nieśmiałych to w ogóle. A tu proszę, widzimy, że wymoczkowatość nijak się nie paruje jednak z romantycznością, a nawet podbija dysonans, z czego wnoszę, że modelowym romantykiem-intelektualistą dla pani wyżej musi być Dżejson Momoa.
@Motes powiedział(a):
modelowym romantykiem-intelektualistą dla pani wyżej musi być Dżejson Momoa.
Otusz nie, choć ma swoje przymioty, jeśli już wchodzimy na grunt archetypiczno modelowy to raczej Kyle MacLachlan w roli agenta Coopera. (Stadion i Akademia powinny się równoważyć)
@los powiedział(a):
Już Dostojewski wiedział, że demony są żałosne i pokraczne.
Co tam Dostojewski?! Już pisacze pierwszych bajek wiedzieli. Tam pewnie ciemno było w tym andegrandowym klubie i wszystkiego forumowa koleżanka nie dojrzała, ale może nawet jakie bielmo na oku miał nasz satanista? Kto wie, kto wie.
Gość, który snadnie namieszał w głowie nastoletniej mnie.
Natomiast przy bliższym poznaniu okazał się chyba najbardziej śliską odstręczającą, pretensjonalną, kreaturą jaką spotkałam w życiu.
No „toxic masculinity”
Nieźle, że koleżanka młodego beksę poznała. Może coś więcej?
Kraków, knajpa na Kazimierzu, który nie był jeszcze imprezownią ale jeszcze trochę miejscem przeklętym z trzema andergrandowymi knajpami gdzie odbywał się niszowy koncert niszowej kapeli w klimacie smutek jest moją radością i tamże zostałam mu przedstawiona a z perspektywy czasu mogę rzec nastręczona (bo się kolor oczu i włosów zgadzał oraz nosiłam się na czarno) .
Fizis podła, postura nikczemna, ego wyebane w kosmos d tego jakaś aura obrzydliwej, śliskiej „lubieżności” (nie znajduję słowa). Okropność nawet dla jedynej uczennicy technikum elektrotechnicznego zaznajomionej z patologiami zachowań godowych młodych mężczyzn.
Beksiński w sporej części ukształtował moje gusta muzyczne. Do tego stopnia, że raz nawet zadzwoniłem do niego podczas audycji, to było jakieś dwa miesiące przed jego śmiercią. Byłem zresztą zbyt stremowany, by wydusić z siebie coś poza banalnym podziękowaniem.
Nie poznawanie osobiście swoich idoli to dobry sposób na życie.
To zależy od idoli. Jeśli chodzi o pieśniarzy, bardów, balladzistów, to spotkanie z Wojciechem Młynarskim wspominam negatywnie, z Jackiem Kaczmarskim - pozytywnie, z Jackiem Kowalskim BARDZO pozytywnie.
@Brzost powiedział(a):
To zależy od idoli. Jeśli chodzi o pieśniarzy, bardów, balladzistów, to spotkanie z Wojciechem Młynarskim wspominam negatywnie, z Jackiem Kaczmarskim - pozytywnie, z Jackiem Kowalskim BARDZO pozytywnie.
E no ja go spytałem, co to za symbol, święty Franciszek jak tamaryszek, bo powiadam pół internatu przegrzebałem i nic. A on mie, że iiitam, że mi do rytmu i rymu pasowao.
I jeszcze okazało się, że jest synem Kowalskich, co jakoś mie jednak zaskoczyo.
No bo że Bexa to syn Beksińskiego, to każdy gupi wiedział, nawet ja. Choć paradoksalnie o danym Bexie bodaj po raz pierwszym usłyszał, gdy odstawił sandały.
@los Ad1) Młynarski - koncertował swego czasu w ogródku kawiarni "Niespodzianka" z okazji I rocznicy wyjścia z podziemia "Radia Solidarność" (które jeszcze wówczas działało, po czym podupadło a następnie wyewoluowało w "Eskę"), wiosna 1991. Przyjechaliśmy tam z dwiema małymi córeczkami i byliśmy świadkami awantury, jaką słynny satyryk urządził gościom kawiarenki, którzy jego zdaniem gadali przy stoliku zamiast go słuchać. Potem zaczął śpiewać ale słuchaliśmy go w stresie i napięciu, nie mając pewności czy i nas nie wyrzuci jeśli któreś dziecko głośniej się odezwie.
Ad2) Kaczmarski - To też epizod, krótka wymiana zdań w czasie składania autografu po koncercie. Druga połowa lat 90. XX w (1998 lub 1999). Podając płytę do podpisu zagadałem, nawiązując do wykonanego kilkanaście minut wcześniej "Autoportretu z psem".Powiedziałem: "Lubię Pana, chociaż Pan nie lubi ludzi! ;-)" na co Bard zripostował z uśmiechem: "Podmiot liryczny nie lubi ludzi!" po czym dodał: "To taki wygodny wybieg wszystkich twórców..." na co odpowiedziałem: "Wiem. To rozróżnienie wkładała nam do głowy moja nauczycielka polskiego, Anna Radziwiłł"
Ad3) Kowalski - Spotkaliśmy się jako uczestnicy koncertu "Artyści o Smoleńsku", zorganizowanego w kościele na Piasku przez naszego byłego kolegę z Forum w kwietniu 2012. Wśród całej plejady artystów zawodowych i amatorów, ja recytowałem swój wiersz "10 kwietnia", mój Syn śpiewał "Guziki" Herberta z muzyką Gintrowskiego a Jacek Kowalski wykonał Antyfonę do pieśni o słowach Chrystusa "Nikt nie może dwom panom służyć". Po koncercie była kolacja w podziemiach kościoła, na której poproszono Jacka Kowalskiego żeby jeszcze coś zaśpiewał. Wykonał parę piosenek ale potem przekazał gitarę innym uczestnikom (wśród nich i mnie) i tak kontynuowane były "nocne rodaków śpiewania". Stwierdziłem wtedy, że wizerunek Barda Sarmackiego "w realu" niczym nie różni się od jego wizerunku scenicznego.
@peterman powiedział(a):
Beksiński w sporej części ukształtował moje gusta muzyczne. Do tego stopnia, że raz nawet zadzwoniłem do niego podczas audycji, to było jakieś dwa miesiące przed jego śmiercią. Byłem zresztą zbyt stremowany, by wydusić z siebie coś poza banalnym podziękowaniem.
Nie poznawanie osobiście swoich idoli to dobry sposób na życie.
Nie mogę powiedzieć, że kształtował, ale lubił kilka kapel i wykonawców, które/których i ja wtedy lubiłem. Sporo 4AD (dziś już mi przeszło - mało co się ostało). Oprócz tych mrocznych (ale nie bardzo mrocznych, raczej tych popowych) lubił Waterboys, jak i ja. Podobało mi się, jak tłumaczył teksty a także listy dialogowe. Kilka Bondów oglądamy z jego translacjami. Np. Ksenią Onatop przełożył na Ksenie Nagórną. M zachęca Bonda do nalania whisky i instruuje go, że stoi na górnej (on a top) półce.
Zapamiętałem też, jak puszczono w tv seans Dawno temu na Dzikim Zachodzie. W jednej z pierwszych scen, Frank i jego banda zabijają rudą rodzinę, z pobudyku wychodzi rudy chłopczyk. Rozgląda się, widzi martwe ciała członków swojej rodziny.
-- Co z nim zrobimy, Frank? - pyta bandzior.
-- Nareszcie wymówiłeś moje imię - odpowiada Fonda.
W kolejnym ujęciu widzimy chłopca martwego, co wydawało się być nieco bez sensu.
W rzeczywistości Frank powiedział: "Now, when you called my name", na co uprzejmie Beskiński zwrócił uwagę podczas jednej ze swoich audycji.
@peterman powiedział(a):
Beksiński w sporej części ukształtował moje gusta muzyczne. Do tego stopnia, że raz nawet zadzwoniłem do niego podczas audycji, to było jakieś dwa miesiące przed jego śmiercią. Byłem zresztą zbyt stremowany, by wydusić z siebie coś poza banalnym podziękowaniem.
Nie poznawanie osobiście swoich idoli to dobry sposób na życie.
Nie mogę powiedzieć, że kształtował, ale lubił kilka kapel i wykonawców, które/których i ja wtedy lubiłem. Sporo 4AD (dziś już mi przeszło - mało co się ostało). Oprócz tych mrocznych (ale nie bardzo mrocznych, raczej tych popowych) lubił Waterboys, jak i ja. Podobało mi się, jak tłumaczył teksty a także listy dialogowe. Kilka Bondów oglądamy z jego translacjami. Np. Ksenią Onatop przełożył na Ksenie Nagórną. M zachęca Bonda do nalania whisky i instruuje go, że stoi na górnej (on a top) półce.
Zapamiętałem też, jak puszczono w tv seans Dawno temu na Dzikim Zachodzie. W jednej z pierwszych scen, Frank i jego banda zabijają rudą rodzinę, z pobudyku wychodzi rudy chłopczyk. Rozgląda się, widzi martwe ciała członków swojej rodziny.
-- Co z nim zrobimy, Frank? - pyta bandzior.
-- Nareszcie wymówiłeś moje imię - odpowiada Fonda.
W kolejnym ujęciu widzimy chłopca martwego, co wydawało się być nieco bez sensu.
W rzeczywistości Frank powiedział: "Now, when you called my name", na co uprzejmie Beskiński zwrócił uwagę podczas jednej ze swoich audycji.
Zdaje się, że w tym Bondzie Onatop było użyte jako innuendo.
A co do Beksińskiego jr, to jego pretensjonalność wzbudzała we mnie taki ból zębów, że Van der Graaf Generator posłuchałem dopiero parę lat temu, czego nieco żałuję.
@peterman powiedział(a):
Beksiński w sporej części ukształtował moje gusta muzyczne. Do tego stopnia, że raz nawet zadzwoniłem do niego podczas audycji, to było jakieś dwa miesiące przed jego śmiercią. Byłem zresztą zbyt stremowany, by wydusić z siebie coś poza banalnym podziękowaniem.
Nie poznawanie osobiście swoich idoli to dobry sposób na życie.
Nie mogę powiedzieć, że kształtował, ale lubił kilka kapel i wykonawców, które/których i ja wtedy lubiłem. Sporo 4AD (dziś już mi przeszło - mało co się ostało). Oprócz tych mrocznych (ale nie bardzo mrocznych, raczej tych popowych) lubił Waterboys, jak i ja. Podobało mi się, jak tłumaczył teksty a także listy dialogowe. Kilka Bondów oglądamy z jego translacjami. Np. Ksenią Onatop przełożył na Ksenie Nagórną. M zachęca Bonda do nalania whisky i instruuje go, że stoi na górnej (on a top) półce.
Zapamiętałem też, jak puszczono w tv seans Dawno temu na Dzikim Zachodzie. W jednej z pierwszych scen, Frank i jego banda zabijają rudą rodzinę, z pobudyku wychodzi rudy chłopczyk. Rozgląda się, widzi martwe ciała członków swojej rodziny.
-- Co z nim zrobimy, Frank? - pyta
W rzeczywistości Frank powiedział: "Now, when you called my name", na co uprzejmie Beskiński zwrócił uwagę podczas jednej ze swoich audycji.
Co sie ostało Ci z 4ad?
Ten tekst Fondy to 20 lat wcześniej w Białym Żarze mial najwiekszy psychol wśród gangsterskich wcieleń, a w życiu najwierniejszy z mężow i przyjaciel Reagana, James Cagney. Tylko że on odczekał do momentu kiedy się okazało, że jwgo ksywę, nieopacznie rzuconą przez jednego z drabów, świadkowie napadu zapamiętali i kojarzą. U Leonego została tylko klisza z tego wyblakła, gdyby nie Ennio.
hmm, no ale miałeś wiedzę, coś ci zostało, to podaj to co zostało. Mnie to interesuje jako osobę, która już słuchała elektroniki i rapu, albo wykonawców mojego Taty, a śpiewane lata 80 i 90 to słabo kojarzę.
Komentarz
Ale mówi, że ostatnią piosenką, jaką w życiu wysłucha będzie File it under fun from the past, Marianny, która została wyoutowana w dniu, w którym , w którym to wlepiłem.
Znaczy?
Co zrobił?
Gość, który snadnie namieszał w głowie nastoletniej mnie.
Natomiast przy bliższym poznaniu okazał się chyba najbardziej śliską odstręczającą, pretensjonalną, kreaturą jaką spotkałam w życiu.
No „toxic masculinity”
Aaa, teraz widzę związek.
Bo wideła nie oglądałem.
👣
🐾
🐾
@Pani_Łyżeczka powiedział(a):
Nieźle, że koleżanka młodego beksę poznała. Może coś więcej?
Mniej więcej rok po śmierci Ernesta Brylla, autora spektaklu muzycznego "Kolęda nocka", z którego pochodził "Psalm stojących w kolejce" Krystyny Prońko, zmarł kompozytor muzyki - Wojciech Trzciński, który skomponował zresztą wiele innych piosenek ("Kawiarenki", "Dancing queen", "Staruszek świat", "Jak minął dzień" "Byle było tak", "Kochaj mnie miły", "Hi fi", "Warszawa jest smutna bez ciebie").
Kraków, knajpa na Kazimierzu, który nie był jeszcze imprezownią ale jeszcze trochę miejscem przeklętym z trzema andergrandowymi knajpami gdzie odbywał się niszowy koncert niszowej kapeli w klimacie smutek jest moją radością i tamże zostałam mu przedstawiona a z perspektywy czasu mogę rzec nastręczona (bo się kolor oczu i włosów zgadzał oraz nosiłam się na czarno) .
Fizis podła, postura nikczemna, ego wyebane w kosmos d tego jakaś aura obrzydliwej, śliskiej „lubieżności” (nie znajduję słowa). Okropność nawet dla jedynej uczennicy technikum elektrotechnicznego zaznajomionej z patologiami zachowań godowych młodych mężczyzn.
A to innych uczennic nie zaznajamiano? Dziwne.
Domniemuję, że przedstawiano ale tam była obsesja zielonookiej brunetki więc dobrze targetowałam.
To bardzo interesujące, bo on się na radiowej antenie autokreował na typ nieco nieśmiałego, wysublimowanego romantyka-intelektualisty, co jak widać z relacji nie polegało na prawdzie, delikatnie mówiąc.
Mi się czerwone lampki zapaliły dopiero, gdy zaczął się chwalić felietonie w "Tylko Rocku" jak to ma w zwyczaju w każdy Wielki Piątek ostentacyjnie spożywać mięso vw restauracji.
Miałam potężny dysonans „nieśmiały wysublimowany romantyk - intelektualista” vs brzydki, wymoczkowaty, pretensjonalny, stary dziad, dla mnie wtedy, (naście lat różnicy) odwalający jakieś chore karesy.
Z perspektywy czasu myślę, że jego geniusz dziennikarski oparty był na nieograniczonym dostępie do płyt z Zachodu zapewnionym przez dobrze ustosunkowanego, zamożnego ojca.
Lubował się w ciemności a Kościół niesie Światło. To musiał być dysonans.
Mnie ten cały satanista Beksiński jest zupełnie obojętny – jak kończył żywot, to ja dopiero żułem gumy Turbo, dłubiąc w nosie, a muzyki w ogóle nie słuchałem (nawet moi rodzice byli trochę zaniepokojeni, dlaczego nie słucham w ogóle muzyki), ale jestę rozbawiony, ilekroć widzę, jakimi meandrami posuwa się wyobraźnia pci niewieściej. W cywilizacji białego człowieka przyjęło się bowiem, że wysublimowani romantycy-intelektualiści nie podnoszą hantli, tylko piszą wiersze i przez to zamiast bicepsów mają żabie pięty, a do tego może nawet garba, bo przecież piszą na siedząco, a nie stojąco. Krótko mówiąc, kultura zdaje się wdrukowywać w ludzkie czaszki obraz nędznej postury różnej maści romantyków i intelektualistów, a już nieśmiałych to w ogóle. A tu proszę, widzimy, że wymoczkowatość nijak się nie paruje jednak z romantycznością, a nawet podbija dysonans, z czego wnoszę, że modelowym romantykiem-intelektualistą dla pani wyżej musi być Dżejson Momoa.
Otusz nie, choć ma swoje przymioty, jeśli już wchodzimy na grunt archetypiczno modelowy to raczej Kyle MacLachlan w roli agenta Coopera. (Stadion i Akademia powinny się równoważyć)
https://youtube.com/shorts/boQ330bHjYU?si=iR_rBdtyA2_jTimK
Beksiński to było jakieś upośledzone dziecię mroku na miarę czeciejerpe, skuteczne lansowane we trujce.
Już Dostojewski wiedział, że demony są żałosne i pokraczne.
Co tam Dostojewski?! Już pisacze pierwszych bajek wiedzieli. Tam pewnie ciemno było w tym andegrandowym klubie i wszystkiego forumowa koleżanka nie dojrzała, ale może nawet jakie bielmo na oku miał nasz satanista? Kto wie, kto wie.
banalistka
Beksiński w sporej części ukształtował moje gusta muzyczne. Do tego stopnia, że raz nawet zadzwoniłem do niego podczas audycji, to było jakieś dwa miesiące przed jego śmiercią. Byłem zresztą zbyt stremowany, by wydusić z siebie coś poza banalnym podziękowaniem.
Nie poznawanie osobiście swoich idoli to dobry sposób na życie.
To zależy od idoli. Jeśli chodzi o pieśniarzy, bardów, balladzistów, to spotkanie z Wojciechem Młynarskim wspominam negatywnie, z Jackiem Kaczmarskim - pozytywnie, z Jackiem Kowalskim BARDZO pozytywnie.
Spotkania z Ignacem bardzo dobrze wspominam.
Daesz!
E no ja go spytałem, co to za symbol, święty Franciszek jak tamaryszek, bo powiadam pół internatu przegrzebałem i nic. A on mie, że iiitam, że mi do rytmu i rymu pasowao.
Noji, książkę mi podpisał.
I jeszcze okazało się, że jest synem Kowalskich, co jakoś mie jednak zaskoczyo.
No bo że Bexa to syn Beksińskiego, to każdy gupi wiedział, nawet ja. Choć paradoksalnie o danym Bexie bodaj po raz pierwszym usłyszał, gdy odstawił sandały.
@los Ad1) Młynarski - koncertował swego czasu w ogródku kawiarni "Niespodzianka" z okazji I rocznicy wyjścia z podziemia "Radia Solidarność" (które jeszcze wówczas działało, po czym podupadło a następnie wyewoluowało w "Eskę"), wiosna 1991. Przyjechaliśmy tam z dwiema małymi córeczkami i byliśmy świadkami awantury, jaką słynny satyryk urządził gościom kawiarenki, którzy jego zdaniem gadali przy stoliku zamiast go słuchać. Potem zaczął śpiewać ale słuchaliśmy go w stresie i napięciu, nie mając pewności czy i nas nie wyrzuci jeśli któreś dziecko głośniej się odezwie.
Ad2) Kaczmarski - To też epizod, krótka wymiana zdań w czasie składania autografu po koncercie. Druga połowa lat 90. XX w (1998 lub 1999). Podając płytę do podpisu zagadałem, nawiązując do wykonanego kilkanaście minut wcześniej "Autoportretu z psem".Powiedziałem: "Lubię Pana, chociaż Pan nie lubi ludzi! ;-)" na co Bard zripostował z uśmiechem: "Podmiot liryczny nie lubi ludzi!" po czym dodał: "To taki wygodny wybieg wszystkich twórców..." na co odpowiedziałem: "Wiem. To rozróżnienie wkładała nam do głowy moja nauczycielka polskiego, Anna Radziwiłł"
Ad3) Kowalski - Spotkaliśmy się jako uczestnicy koncertu "Artyści o Smoleńsku", zorganizowanego w kościele na Piasku przez naszego byłego kolegę z Forum w kwietniu 2012. Wśród całej plejady artystów zawodowych i amatorów, ja recytowałem swój wiersz "10 kwietnia", mój Syn śpiewał "Guziki" Herberta z muzyką Gintrowskiego a Jacek Kowalski wykonał Antyfonę do pieśni o słowach Chrystusa "Nikt nie może dwom panom służyć". Po koncercie była kolacja w podziemiach kościoła, na której poproszono Jacka Kowalskiego żeby jeszcze coś zaśpiewał. Wykonał parę piosenek ale potem przekazał gitarę innym uczestnikom (wśród nich i mnie) i tak kontynuowane były "nocne rodaków śpiewania". Stwierdziłem wtedy, że wizerunek Barda Sarmackiego "w realu" niczym nie różni się od jego wizerunku scenicznego.
Nie mogę powiedzieć, że kształtował, ale lubił kilka kapel i wykonawców, które/których i ja wtedy lubiłem. Sporo 4AD (dziś już mi przeszło - mało co się ostało). Oprócz tych mrocznych (ale nie bardzo mrocznych, raczej tych popowych) lubił Waterboys, jak i ja. Podobało mi się, jak tłumaczył teksty a także listy dialogowe. Kilka Bondów oglądamy z jego translacjami. Np. Ksenią Onatop przełożył na Ksenie Nagórną. M zachęca Bonda do nalania whisky i instruuje go, że stoi na górnej (on a top) półce.
Zapamiętałem też, jak puszczono w tv seans Dawno temu na Dzikim Zachodzie. W jednej z pierwszych scen, Frank i jego banda zabijają rudą rodzinę, z pobudyku wychodzi rudy chłopczyk. Rozgląda się, widzi martwe ciała członków swojej rodziny.
-- Co z nim zrobimy, Frank? - pyta bandzior.
-- Nareszcie wymówiłeś moje imię - odpowiada Fonda.
W kolejnym ujęciu widzimy chłopca martwego, co wydawało się być nieco bez sensu.
W rzeczywistości Frank powiedział: "Now, when you called my name", na co uprzejmie Beskiński zwrócił uwagę podczas jednej ze swoich audycji.
Przeczytałem "lubił kąpiel."
Zdaje się, że w tym Bondzie Onatop było użyte jako innuendo.
A co do Beksińskiego jr, to jego pretensjonalność wzbudzała we mnie taki ból zębów, że Van der Graaf Generator posłuchałem dopiero parę lat temu, czego nieco żałuję.
. > @trep powiedział(a):
Co sie ostało Ci z 4ad?
Ten tekst Fondy to 20 lat wcześniej w Białym Żarze mial najwiekszy psychol wśród gangsterskich wcieleń, a w życiu najwierniejszy z mężow i przyjaciel Reagana, James Cagney. Tylko że on odczekał do momentu kiedy się okazało, że jwgo ksywę, nieopacznie rzuconą przez jednego z drabów, świadkowie napadu zapamiętali i kojarzą. U Leonego została tylko klisza z tego wyblakła, gdyby nie Ennio.
Sporo tego zaczęło walić formaliną.
hmm, no ale miałeś wiedzę, coś ci zostało, to podaj to co zostało. Mnie to interesuje jako osobę, która już słuchała elektroniki i rapu, albo wykonawców mojego Taty, a śpiewane lata 80 i 90 to słabo kojarzę.