Skip to content

Swój do swego po swoje?

D2OD2O
edytowano March 2015 w Forum ogólne
Zdaje się, że tego swego już niedługo nie będzie. I bankruci spod znaku "Piotra i Pawła" się wyprzedają...
https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/polskie-sieci-handlowe-nie-wytrzymuja,141,0,2398861.html
Czasem chodzę do sklepu Społem - ceny kosmiczne, grożące bankructwem...
A zawsze sądziłem, że Polacy pohandlować potrafią. A tu guzik panie.
I co zrobisz jak nic nie zrobisz...

https://infogram.io/p/3315b739f95c7cc494bfc26e4499440b.png
Otagowano:
«13456

Komentarz

  • qizqiz
    edytowano February 2018
    Zna ktos ten przypadek? PiP wyglądało na kandydata do rozwoju, a nie trupa pokroju Almy...

    Najwyraźniej miliardzik eurokredyciku dla Lidla załatwił sprawę, a o innych "pomocach" jeszcze nie wiemy.
  • Pip od dawna placi dostawcom z ogromnymi opoźnieniami, wiec cud, że dopiero teraz. Sam pomysł na delikatesy premium samobójczy. U nas tylko dyskonty premium mają sens. Taki rynek. Nawet klasa średnia nie chce płacić dużo za żywność.
  • PiP wcale nie jest drogi, jeśli się czyta etykiety i nie chce kupować badziewia. Pozostałe sieci sprzedaja shit udający normalny produkt, a ludzie chcą być oszukiwani i patrza tylko na cenę.
    PiP ma również coś takiego, że jeśli klient kupuje najtaniej i szuka określonego rodzaju produktu, to zwykle znajdzie na polce jeden. Bardzo tani chleb, ser, mleko, masło, wędlinę w cenie nie odbiegającej od np. Tesco czy Biedronki, za to w jakości typowej dla PiP czyli bdb. Nie ma wtedy wyboru (jeden produkt) ale jest bardzo tanio.
    PiP nie oszukuje na opakowaniach i składzie, co jest obecnie podstawowym sposobem handlowania w sieciach. Nie ma coli 1,75l nie ma skrobi w dżemie żeby był gesty i maskował niemal całkowity brak owoców, nie muszę sprawdzać ile mięsa będzie w mięsie, a ile MOMu.

    Zakupy w PiP to dla mnie relaks taki sam jak na giełdzie hurtowej. Nie muszę szukać pułapki i oszustwa w każdym produkcie który biorę do ręki.
  • Powoli zaczyna mnie irytować maniera kolegi D2O doebywania się do Polaków.
  • Z całym szacunkiem. Ostre osądy i irytacja stały się ostatnimi czasy znakiem firmowym Szanownego Kolegi na Tymforum.
  • Za 10 lat nie będzie żadnych sieci w dzisiejszym kształcie - ani hipermarketów, ani supermarketów, ani dyskontów jeśli nie wejdą w e-handel z dostawą do domu. Sklep staje się coraz bardziej stałą ekspozycją. Na razie tak jest, czy staje się, w AGD, elektronice i odzieży oraz niektórych innych specjalnościach. To wchodzi jednak szybko także w spożywkę, także świeżą i szybko psującą się.
  • edytowano February 2018
    Alma jako pierwsza zaczęła sprzedawać spożywkę przez internet z dostawą do domu. Zaczęliśmy z tego korzystać i bardzo szybko przestalismy, bo firma notorycznie oszukiwała na asortymencie sprzedając produkty na granicy terminu przydatności, czasami psujące się na drugi dzień po dostawie, itp.
    Jeżeli w branży nie będzie uczciwości (a jest notoryczny głęboki deficyt i nie zanosi sie na poprawę) to zakupy spożywcze przez net mają bardzo ograniczony sens.
  • randolph napisal(a):
    Z całym szacunkiem. Ostre osądy i irytacja stały się ostatnimi czasy znakiem firmowym Szanownego Kolegi na Tymforum.
    Nie tylko na tym i od zawsze. Taka słabość charakteru godna pożałowania.
  • AGD, elektronika, nawet łachy i buty, mozna odesłać, bez trudu, na koszt sprzedawcy.
    Żywność każdy lubi obejrzeć - przysłowiowo pomacać.
    Nie wyobrażam sobie kupowania jedzenia - prócz soli ,cukru i takich tam, przez net.

    Piotra i Pawła lubiłam i korzystałam. Mieli świetne makarony w dobrych cenach, tzw luksusowe towary- oliwa, kawa kubańska , twarde sery też miały lepsze ceny niż o żabojadów.
    Wielka szkoda.
  • edytowano February 2018
    Oni mają własną markę sklepową nazwaną tak samo jak firma, o cenach porównywalnych z hipermarketami
  • edytowano February 2018
    randolph napisal(a):
    Alma jako pierwsza zaczęła sprzedawać spożywkę przez internet z dostawą do domu. Zaczęliśmy z tego korzystać i bardzo szybko przestalismy, bo firma notorycznie oszukiwała na asortymencie sprzedając produkty na granicy terminu przydatności, czasami psujące się na drugi dzień po dostawie, itp.
    Jeżeli w branży nie będzie uczciwości (a jest notoryczny głęboki deficyt i nie zanosi sie na poprawę) to zakupy spożywcze przez net mają bardzo ograniczony sens.
    Może dlatego Alma padła. E-sprzedaż to trudny biznes. Sama platforma zamówień i płatności to już nie jest problem. To chyba można sobie kupić z rynku i wcale nie tak drogo. Problem to wydłużony łańcuch dostaw. Dochodzi "ostatnia mila" czyli to co w firmach kurierskich. To zresztą one głównie mają obsługiwać tę część łańcucha. Kolejne zagadnienie to kompletacja zindywidualizowanych małych zamówień. Do tego potrzebne jest sprawne centrum logistyczne z dużym zaangażowaniem pracy ludzkiej.Te operacje bardzo słabo poddają się automatyzacji i robotyzacji, szczególnie pełnej. To się może opłacić tylko wtedy jeśli koszt tej części łańcucha zmieści się w okolicach marży w markecie plus dostawa w rozsądnej cenie, jak pizzy. Taki system w spożywce ma, rzecz jasna, szanse powodzenia w okolicach gęściej zaludnionych i dość zamożnych (obycie z internetem, dbałość o dietę, planowanie domowe itp) czyli na razie w większych aglomeracjach.
  • Alma miała swoje samochody i kierowców, podobnie jak Leclerc i inni. Towary pakowała i wysyłała z lokalnych sklepów. To co opisywałem (śmierdzące stare mięso, zwiędłe warzywa, itp.) wynikało że świadomej nieuczciwej polityki firmy. To jest obecnie podstawowa bolączką calego spożywczego handlu detalicznego (sieci). Konkurencja jest tak duża a ludzie ogłupieni, że bez oszustwa nie tylko nie ma zysków ale są straty.
  • edytowano February 2018
    randolph napisal(a):
    Alma miała swoje samochody i kierowców, podobnie jak Leclerc i inni. Towary pakowała i wysyłała z lokalnych sklepów. To co opisywałem (śmierdzące stare mięso, zwiędłe warzywa, itp.) wynikało że świadomej nieuczciwej polityki firmy. To jest obecnie podstawowa bolączką calego spożywczego handlu detalicznego (sieci). Konkurencja jest tak duża a ludzie ogłupieni, że bez oszustwa nie tylko nie ma zysków ale są straty.
    Zważywszy kim byli ludzie trzymający stery Almy - absolutne zero zdziwienia.
  • Michał5 napisal(a):
    AGD, elektronika, nawet łachy i buty, mozna odesłać, bez trudu, na koszt sprzedawcy.
    Żywność każdy lubi obejrzeć - przysłowiowo pomacać.
    Nie wyobrażam sobie kupowania jedzenia - prócz soli ,cukru i takich tam, przez net.

    Piotra i Pawła lubiłam i korzystałam. Mieli świetne makarony w dobrych cenach, tzw luksusowe towary- oliwa, kawa kubańska , twarde sery też miały lepsze ceny niż o żabojadów.
    Wielka szkoda.
    Kupuje się to co jest pakowane i znane, ze szczególnym uwzględnieniem ciężkich napojów. Dawno temu kupowałem we frisco.pl - bylo super, byc może trafiłem na sam poczatek funkcjonowania. Potem się popsuły słyszałem, ale już nie kupowałem.
  • Ja nie pisalem ze Pip drogi tulko że faktury płacą z ogromnymi opóźnieniami.
  • MarianoX napisal(a):
    Oni mają własną markę sklepową nazwana tak samo jak firma o cenach porównywalnych z hipermarketami
    No właśnie o te produkty mi chodzi. Ale kto jest producentem towarów zwanych Piotr i Paweł?
    W przypadku Biedry i Tesco - firmy kupują niekonfekcjonowany , mniej wartościowy towar za psie pieniądza i sprzedają jako towar własny. Córka miała praktyki w Jogo i mieli tam trzy linie produkcyjne- jedna do sklepó firmowych, inna do pozostałych i trzecia, do dyskontów
    Trzecia linia obejmowała produkty mleczarskie o najdłuższym terminie spozycia, z najwiekszą ilością konserwantów, z surowcem najgorszej jakości. Przykład- twarozek bez szczypiorku w plastikowych kubeczkach. Mleczarnia nie produkowała serków po burzy w kubeczkach Jogo, bo było wiadomo, że warunki baryczne wpływaja na jakośc ziarna . Ale słabe ziarno mleczarskie szło na produkcję serków dyskontowych . Itd
    Jeszcze gorzej jest ze słodyczami dla Biedronki czy Tesco.
    Ilość ziarna kakaowca uzyta w tej gorszej produkcji właściwie nie pozwala nazywać tych słodyczy czekoladowymi.
  • edytowano February 2018
    No tak Rafał, ale to nie znaczy, że problemy nie zostaną rozwiązane i cały biznes ogarnięty. Jak pisałeś, to jest kwestia czasu. I nie ma od tego ucieczki.

    Przychodziła do was Pani ze Wsi ? Za komuny ? Bo do nas tak, parę razy w miesiącu, przynosiła mięso, jajka, nabiał itp. Czekam kiedy będę mógł taką Panią przez internety zamówić.

    Wszystko da się zrobić. Swego czasu spróbowałem jeść jedzenie pudełkowe. Znalazłem na internecie firmę, wybrałem najmniej dietetyczne (bo mi chodziło, żeby mieć święty spokój z jedzeniem). Codziennie przywozili mi jedzenie i stawiali pod drzwiami. Jak zauważyłem, przyjeżdżali między 1 a 3 w nocy. To mnie zdziwiło, zacząłem grzebać. Otóż firma była z Warszawy. Codziennie wysyłają transporty jedzenia w całą Polskę. Z dowozem do klienta finalnego. Da się ?

    Eksperyment trwał miesiąc, jedzenie dopieszczone i w sumie nawet ok, ale po miesiącu miałem odruch wymiotny jak na to patrzyłem. Nie jestem w stanie znieść rukoli do wszystkiego, jakiś ciecierzyc, częstych ryb, sałatek, sratek i drobiu non stop. Jestem prosty chłop z Podlasia, 6 palców. Podziwiam ludzi, którzy na tych pudełkach jadą.
  • Z diety pudełkowej korzysta mimo mody niewielki procent ludzi. Z kupowania na śniadanie wędliny na plasterki- olbrzymia większość, która sobie nie robi sama wędlin.
    Pani ze wsi przychodzi do nas co drugi dzień- producentka;) mleka i jaj i gęsiny i królika czasem. Bezpośrednio baba i ja.
    Mleko sprzedaje po zamówionych domach, bo jej mleczarnia kazała kupić wszystkie te niezbędne urządzenia
    Chłodziarkę ma, dojarkę ma i zbyt po 2, 50 zł z 1,5 litra mleka od ciągle tych samych meciek- tyż ma.
  • JORGE napisal(a):
    No tak Rafał, ale to nie znaczy, że problemy nie zostaną rozwiązane i cały biznes ogarnięty. Jak pisałeś, to jest kwestia czasu. I nie ma od tego ucieczki.

    Przychodziła do was Pani ze Wsi ? Za komuny ? Bo do nas tak, parę razy w miesiącu, przynosiła mięso, jajka, nabiał itp. Czekam kiedy będę mógł taką Panią przez internety zamówić.
    Krokiem w tym kierunku mogą być - z przeproszeniem - platformy w stylu 'Lokalny Rolnik'.
    Może tkwię w błędach, ale w takich rozwiązaniach widzę nadzieję na uniezależnienie producentów od zbyt silnych pośredników, czy'ryneczków lidla'.
  • Ryneczki Lidla będą istnieć dopóki nie zmądrzeje konsument, na co się nie zanosi ani w krótkiej ani w długiej perspektywie czasowej.

    Druga sprawa. Żyłem od lat w fałszywej świadomości, że Macro Cash&Carry i Selgross to są firmy holenderskie. Niedawno sprawdziłem, że owszem ... niemieckie, a właściciel tej pierwszej służył w Waffen-SS. Z katalogu sklepów gdzie czasami robię zakupy odpadły mi więc dwie marki. Jeżeli rozmawiam o podobnych sprawach z przypadkowymi ludźmi, połowa zupełnie nie rozumie o co chodzi. Druga owszem pojmie motywacje ale uzna je za niewystarczające dla siebie i dalej będzie jeździć hitlerwagenami i kupować produkty spożywcze w wielkiej blaszanej budzie od jakiegoś Helmuta.

  • Mam nieco doświadczeń własnych - operacyjnych i sprzedażowych w FMCG w spożywce. Otóż to nieprawda że marki własne (privat label) czyli marketów są niskiej jakości.Jeśli już to by dotyczyło wszystkich produktów. To prehistoria - sprzed 20 lat kiedy były jakieś Lider Price na dolnych półkach i kiedy Biedronka, jeszcze w rękach Świtalskiego, sprzedawała w halach o wyglądzie garaży ze skrzynek z podłogi.

    Procedura - model biznesowy jest taki:
    - Umowy z dostawcami są na okresy roczne lub półroczne,
    - Specyfikację produktu uzgadnia się z kupcem w sieci na kilka miesięcy przed dostawami. Kupiec odpowiada za jedną lub kilka kategorii (grup towarowych) dla całej sieci lub jej części (kilku centrów logistycznych). Specyfikacja jest bardzo szczegółowa: skład, cechy organoleptyczne, mikrobiologia, domieszki, opakowanie indywidualne i zbiorcze, etykiety, mix na palecie itd.
    - Często trzeba wykonać produkcje próbne i dać do analizy. często trzeba poddać zakład produkcyjny i procedury operacyjne i kontrolne w nim audytowi odbiorcy, zwykle na własny koszt,
    - Taki proces przechodzi zawsze kilku potencjalnych dostawców.
    - Na 2-3 miesiące przed dostawami kupiec (sieć) organizuje aukcję internetową na specjalnej platformie dla wspomnianych wyżej dostawców. Decydującym kryterium przy wystandaryzowanej (w powyższych krokach) ofercie jest cena - wygrywa najtańszy. Kryterium uzupełniającym może być skala - lepiej większa i wiele produktów.
    - Specyfikacja produktów w marce własnej (sieci) nie odbiega niczym istotnym od specyfikacji produktów markowych tego samego producenta. Specyfikacja produktu brandowego jest dla kupca wręcz wskazówką do jego specyfikacji.
    Powyższe doprowadziło do sytuacji że nie ma sensu kupować produktów markowych bo w niczym nie przewyższają marek własnych. Trzeba patrzeć na producenta - zwykle brandowy z wyższej półki jest też producentem tego samego w marce własnej z nieco niższej półki. Różnią się opakowaniem, miejscem ekspozycji i ceną - sporo niższą. Brand może coś znaczyć jakościowo tylko w produktach naprawdę luksusowych. Po co i czemu więc brand? Sieci chciały je wyeliminować, ale okazało się że klient chce różnorodności. To zapewniają brandy niesieciowe i dlatego pozostały. Bywałem w fabrykach dużych koncernów ze znanymi brandami. Z rozmów z kadrą dowiadywałem się, że produkcja brandowa to max 20 %,a reszta to marki własne sieci.

    Handel obwoźny w wersji e-handel będzie korzystał z takiego samego modelu zaopatrzenia. Inaczej nie osiągnie kosztowego efektu skali.Równolegle może się rozwijać specjalistyczny obwoźny handel lokalny czy ekologiczny. Po moim osiedlu, okolicy domków, jeździ regularnie furgonetka piekarz w kooperacji z cukiernikiem. Kiedyś mieli tez wyroby lokalnej masarni. Latem rozwożą lody. Sezonowo jeździ "chłop z kartoflami i warzywami" i ogrodnik z ziemią, torfem i nawozami.
  • edytowano February 2018
    randolph napisal(a):
    Ryneczki Lidla będą istnieć dopóki nie zmądrzeje konsument, na co się nie zanosi ani w krótkiej ani w długiej perspektywie czasowej.

    Druga sprawa. Żyłem od lat w fałszywej świadomości, że Macro Cash&Carry i Selgross to są firmy holenderskie. Niedawno sprawdziłem, że owszem ... niemieckie, a właściciel tej pierwszej służył w Waffen-SS. Z katalogu sklepów gdzie czasami robię zakupy odpadły mi więc dwie marki. Jeżeli rozmawiam o podobnych sprawach z przypadkowymi ludźmi, połowa zupełnie nie rozumie o co chodzi. Druga owszem pojmie motywacje ale uzna je za niewystarczające dla siebie i dalej będzie jeździć hitlerwagenami i kupować produkty spożywcze w wielkiej blaszanej budzie od jakiegoś Helmuta.

    +1 Też nie wiedziałem o włascicielach tych firm, dzieki.
    Lokalny rynek organizuje (-ował?) Radio Wnet, składało się zamówienia na odpowiednią ilość i to przypływało od rolników do Warszawy Wisłą, gdzie sie odbierało zamówioną ilość produktów.
  • Nie oceniałbym polskiego konsumenta zbyt negatywnie. Jeśli on jest głupi to jaki jest niemiecki czy angielski? Chyba piramidalnie głupi. Polski konsument przynajmniej umie liczyć. Szuka okazji i tańszego produktu. Jest bardzo odporny na reklamę, wbrew temu co twierdzą spece od marketingu i agencje reklamowe oraz media. Skąd to wiadomo? A choćby stąd ze plajtują delikatesy,a rozwijają się dyskonty. A stąd że Benteleyów, Range Rowerów i Porshe jest w Polsce z dziesięć razy mniej na głowę mieszkańca stolicy niż w Moskwie czy nawet w Kijowie. Że Rolexy nie rozchodzą się jak świeże bułeczki i że nie ma salonów Armaniego w każdym powiecie. No te ostatnie rzeczy to może świadczą o mniejszym zamiłowaniu do luksusu i tandetnej demonstracji niż gdzie indziej, w tym w uwielbianej Ameryce. Polski konsument wciąż potrzebuje edukacji, ale głodny wiedzy jest. Stowarzyszenia konsumenckie są słabe i chyba głównie zajmują się sobą, znaczy swymi działaczami, i łapaniem dotacji. RPO zajmuje się głównie walką z rządem i promowaniem lewicowego światopoglądu. Ma więc polski konsument wciąż mało i słabo dostępną informację o produktach i usługach, ich cechach, porównaniach, swoich prawach i sposobach ich dochodzenia oraz mały wpływ na legislację w zakresie rzetelności reklamy i informacji. To kolejny obszar za który, mam nadzieję, Dobra Zmiana się weźmie.

    Głupi natomiast i często nieuczciwy jest polski producent i usługodawca - często hodowca, rzemieślnik, nowo wzbogacony przedsiębiorca. Niskie morale: złe traktowanie - wykorzystywanie pracowników, oszukiwanie na jakości i ilości produktów i usług, zaległości płatnicze, fałszywe reklamacje, donosy na konkurencję, pomówienia, oszustwa podatkowe itd. Do tego życie ponad stan, luksusowa konsumpcja zamiast inwestowania, niskie kwalifikacje i brak chęci ich podnoszenia, postawa roszczeniowa wobec państwa, niechęć i nieumiejętność współpracy lokalnej i branżowej, wręcz skrajna nielojalność w tych obszarach. Taka jest dominująca praktyka małej i średniej przedsiębiorczości. Może mam spaczony obraz, może obracam się w specyficznych branżach i środowiskach. Wydaje się jednak że co najwyżej nieco przejaskrawiam. O przyczynach tego już pisałem. Główna to pochodzenie polskiego przedsiębiorcy. Udział byłych esbeków, ich agentów, postkomunistycznej partyjnej nomenklatury i związanej z nimi mafii i półświatka w obecnych elitach biznesowych RP na wyższym i niższym szczeblu jest ogromny. Ta rzesza, podobnie jak w polityce i administracji, jest uzupełniana przez kooptację o materiał najgorszego sortu z młodszych pokoleń, w tym spora część drogą rodzinnej sukcesji układów.
  • edytowano February 2018
    Rafał napisal(a):
    Mam nieco doświadczeń własnych - operacyjnych i sprzedażowych w FMCG w spożywce. Otóż to nieprawda że marki własne (privat label) czyli marketów są niskiej jakości.Jeśli już to by dotyczyło wszystkich produktów.
    Większości. Coca cola kombinować w składzie nie pozwoli, więc jest butelka 1,75l zamiast 2,0l, żeby wyglądało, że taniej.

    Biedronka z połowy pierwszej dekady usiłowała mieszać dostawcom w recepturach, żeby obniżyć cenę. Znam to z relacji dużego producenta ciastek. Opowiadał o Delicjach, które chciał sprzedawać hurtowo z rabatem za kwotę x, a Biedronka chciała kupić za kwotę o ~połowię mniejszą. Na argument, że za podobne pieniądze nie da się wyprodukować żądanego towaru, Biedronka wyciągała zmodyfikowaną recepturę , w której kluczowe składniki zostały zredukowane do minimum lub zastąpione syropem gównolitowym i takąż mąką.

    Ale wtedy to już nie będą Delicje - odpowiedział producent, którego marka miała widnieć na opakowaniu - i wstał od stołu. Patrząc na mnogość marek jakie są na półkach w Biedronce - zachowanie niestandardowe, a jeśli się nie zapomina jak wyglądały negocjacje i do czego dążyła sieć, to ... smacznego.

    Drugi przykład. Powstały przed dekadą zakład produkujący przetwory w słoikach (zupy, pulpety, gołąbki, bigos, ogórki, kapusta kiszona, papryka konserwowa, etc.). Nie koncern. Jeden zakład - jeden fizyczny właściciel, pracowników ponad setka, produkcja zmianowa. Ich wyroby, ale w 90% etykieta firmy trzeciej lub jakiejś sieci handlowej (jest jakiś niewielki eksport do UK pod własny szyldem). Właściciel mówi, że to gra o sumie zerowej. Z jednej strony nie musi się bić o klienta, odpadają koszty reklamy i własnej sieci dystrybucyjnej. Z drugiej, tacy zamawiający dołują cenę niby zabierając problemy ale i pieniądze z marży, które są potrzebne do rozwiązania tychże problemów. To jeszcze stosunkowo niegroźne. Gorzej jeśli jeden z w/w odbiorców zostaje przeważającym w obrotach, wtedy zawsze zaczynają się próby zdominowania przez presję na cenę, połączoną z przyblokowaniem płatności i groźbami zerwania współpracy jeśli firma nie będzie elastyczna. Bywa, że groźby się urzeczywistniają. Człowiek mówił, że produkując bez własnej marki starannie pilnuje równowagi w portfelu klientów, bo inaczej któryś z nich dawno by firmę przejął (inny producent) lub bezwiednie wykończył (sieć handlowa).
  • No takie są mechanizmy. Trzeba to przyjąć do wiadomości, zrozumieć, dostosować się i znaleźć swoją przewagę konkurencyjną. Z rynkiem się nie wgra. Jak napisałem do rynku można się dostosować. Czasem daje się nieco go zmodyfikować wprowadzić coś nowego i na tym wygrać. Nowego raczej co do koncepcji, podejścia, a nie samego produktu.

    Mały, tak jak ten jednozakładowy, nie ma szans na rynku sieci. Powinien raczej szukać niszy jeśli nie ma pomysłu na prawdziwą innowację, a przecież zdecydowana większość nie ma i to normalne. Na rynku masowym, na którym działają sieci, dominujący typ konkurencji dostawców to konkurencja kosztowa. Trzeba być doskonałym operacyjnie i osiągnąć skalę. W sieciach sprzedaje się towary masowe (commodities). Wszyscy sprzedają de facto to samo. Różnicowanie ma charakter prawie wyłącznie powierzchownie marketingowy: opakowanie, brand, historia opowiadana w reklamie. Polski przedsiębiorca rodzinny mający jeden zakład, po zawodówce lub nic nie wartej wyższej szkole marketingu w Małej Wólce, wstający na kacu o 10-ej i jeżdżący panamerą na piwo i występy Sławomira oraz do siłowni, raczej doskonałości operacyjnej nie osiągnie. Skalę mógłby osiągnąć w grupie, ale grupy to on zakłada zasadniczo po to aby dostać dotacje unijne. Potem się żre ze wspólnikami, oszukuje na tej dotacji niemiłosiernie dzieląc się kasą z podobnymi mu dostawcami dóbr inwestycyjnych po cenach 30-40% powyżej rynku, i oszukuje wspólników i stara się grupę przejąć aby kupić sobie tym razem helikopter aby polecieć na wiadro wina na jachcie w Chorwacji.
    Potem biznes zaczyna się kurczyć i zbliżać do upadku. Winne są oczywiście sieci, rząd i leniwi pracownicy oraz konkurenci.
  • W Polsce, w "większych" sklepach, nie udało mi się kupić przetworzonego mięsa zadowalającej jakości. Nigdy.

    W najlepszym razie buda na bazarze, od małego, lokalnego masarza.

    To jest dramat- cywilizacyjny. Zdobycie niezatrutego pożywienia, wykarmienie dzieci, stanowi wyzwanie logistyczne. Potrzebne są zamrażarki, rzemieślniczy dostawcy ze wsi... No smutne to bardzo.
  • Dostawcy ze wsi nie wystarczą obawiam się, to musi być hodowca który tuczy zwierzaki w miarę nieprzetworzonym żarciem i bez chemii - a to wychodzi drogo, nawet sama kukurydza gmo która jest generalnie najtańsza wychodzi drogo w porównaniu do pasz wysokoprzetworzonych. Nie kupisz w Polsce słoniny grubszej niż dwa palce, nikt nie tuczy już tak wieprzowiny.
  • Mięso jedynie od firmy zaopatrującej gastronomię, z giełdy towarowej lub straganu a i to nie każdego. Sieciowki to bez wyjątku badziew, no może za wyjątkiem Piotra i Pawła.

    Nie znajduję pozytywnego aspektu hasła "polska żywność", bo to co jest robione dla mas na rynek krajowy to w większości trudno jadalny gnój. Nie chce mi się wierzyć, ze gdzie indziej jest jeszcze gorzej. Węgry sa porównywalne, czesto lepsze. Kupowałem w ichnim Tesco, maja rzeczy takie same jak w Polsce ale jest cala gama produktów regionalnych i dlatego np. kiełbasę madziarską, pasty paprykowe itp.regularnie woziłem do Polski. Serbskie produkty spożywcze z małego sklepu (male dominują)smakują wybornie, jak polskie sprzed trzech dekad. Rumunia i Bulgaria gdzieś pośrodku. Domniemywam, ze jakość ginie za sprawą zmian w handlu, których nie wytrzymują małe podmioty (producenci, hurtownicy, sklepikarze), a wygrywa globalizm w każdej z tych sfer.
  • A ja w wakacje jade na Ukraine. Mam nadzieje, że rezuny mają jeszcze trochę naturalnego jedzenia.
  • Kolega ma firmę w Lucku, jeździ regularnie i przywozi ukraińska spozywke, ktora jest wyborna. Nie wiem czy wszystko maja w podobnej jakości, czy tylko wybrane rzeczy. Za to Ukraińcy masowo wożą badziewie ze specjalnie dla nich pobudowanych przygranicznych Biedronek i Lidlow, bo tańsze.

    Kiedyś przy granicy były różne hurtownie spożywcze, nierzadko profilowane pod klienta (np. śledzie solone).Właściwie wszystko wyginęło gdy weszły sieciówki.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.