Skip to content

Swój do swego po swoje?

1235

Komentarz

  • AnnaE napisal(a):
    Czy te ogóraski aby nie świecą?
    Daleko od Czarnobyla?
    No bez przesady. Gdzie Czarnobyl, a gdzie nasza granica z Białorusią. Niedaleko Chełma, dodam. Poza tym świecenia akurat nie sprawdzisz i np. pod Wawelem może bardziej świecić niż pod Warszawą. Tak w ogólności.
  • Tak jak już tutaj pisali przedmówcy. Większosć chce jak najataniej. To że jedzą syf nie ma dla nich znaczenia.
  • edytowano February 2018
    To się zmienia. Przynajmniej na Zachodzie i to nie tylko w Europie. Obserwuję wyrywkowo rynki żywności od wielu lat. 15-20 lat temu rzeczywiście tak było. Konsumenci werbalnie i w badaniach ankietowych deklarowali chęć zakupu zdrowej żywności za wyższą cenę, ale nie realizowali tego. Mój ówczesny koncern poszedł nieco w tym kierunku i sporo stracił. Od około 10 lat konsumenci coraz częściej kupują zdrowe i drożej. To już nie nisza. W Unii spożycie żywności w zasadzie nie rośnie ilościowo. Wartościowo i owszem z uwagi na różnicowanie - tzw segment convenience, horeca, też nowe kanały dystrybucji itd. To jednak daje, zależnie od kategorii, maksimum 1-2% rocznie, a w większości stagnacja lub lekki spadek. Co innego żywność ekologiczna. Tam wzrosty rzędu 7 % nie są wyjątkowe. Ten segment w Niemczech przekracza już 10 %, a w niektórych kategoriach więcej. Najwyraźniej coś się zmienia. Chyba nie tylko poziom dochodów bo na Zachodzie nie rosły tak dynamicznie w ostatniej dekadzie. To zmiana jakościowa. Pytanie na ile trwała i jak duży może być ten segment - jego udział w rynku.
  • Zmiana, mz. jest trwała i powoli rosnąca. Na rynku kosmetyków poszło to o wiele szybciej; naturalne (organiczne) olejki, pachnidła i mydła, z powodzeniem konkurują z chemią. O ile olejki i pachnidła, cenowo są porównywalne z kremami najbardziej znanych firm, to ceny mydełek i szamponów są nadal wysokie. No, ale buteleczka olejku arganowego do twarzy, wystarcza na dwa miesiące, a jeść trzeba codziennie... Stąd, kiepska żywność ma przed sobą długi żywot.
    Wczoraj rozmawiałam p. tel. z kuzynką, która osiedliła się w okolicach San Francisco; powiedziała, że liczba otyłych aż bije po oczach, a przecież California, to ponoć najbogatszy stan USA.
  • posix napisal(a):
    Tak jak już tutaj pisali przedmówcy. Większosć chce jak najataniej. To że jedzą syf nie ma dla nich znaczenia.
    Co jest dosyć absurdalne ale wryło się w czerepy. Na moim bazarku jabłuszka są po trzy złote, jeden sprzedawca ma wyraźnie lepsze od innych po cztery. Nie ma u niego tłumów. Co da oszczędzenie złotówki?
  • edytowano February 2018
    Mania napisal(a):
    Zmiana, mz. jest trwała i powoli rosnąca. Na rynku kosmetyków poszło to o wiele szybciej; naturalne (organiczne) olejki, pachnidła i mydła, z powodzeniem konkurują z chemią. O ile olejki i pachnidła, cenowo są porównywalne z kremami najbardziej znanych firm, to ceny mydełek i szamponów są nadal wysokie. No, ale buteleczka olejku arganowego do twarzy, wystarcza na dwa miesiące, a jeść trzeba codziennie... Stąd, kiepska żywność ma przed sobą długi żywot.
    Wczoraj rozmawiałam p. tel. z kuzynką, która osiedliła się w okolicach San Francisco; powiedziała, że liczba otyłych aż bije po oczach, a przecież California, to ponoć najbogatszy stan USA.
    Praktycznie każdy, kto był w USA jest wręcz przerażony tamtejszą ilością ekstremalnie otyłych ludzi.

    W Polsce grubas to zwykle pan z dużym brzuchem. We Wielkim Szatanie zaś to osoba przypominająca wyglądem boję ratunkową - ma ona grube łydki, uda, brzuch, ręce i praktycznie wszystko...Te osoby mają spore problem z poruszaniem.

    To jest głownie kwestia tamtejszego jedzenia - moja dawna nauczycielka angielskiego wyjeżdżała corocznie na trzy miesiące do USA. Podczas każdego pobytu przybierała na wadze sporo kilogramów jedząc według swojego rozeznania normalnie. Stwierdziła, że od tamtejszego jedzenia się "puchnie". Po powrocie do Polski wagę szybko gubiła bez jakiś specjalnych diet i wyrzeczeń.
  • Przyczyny jedno.
    To co Kolega opisuje może być sprawa genetyki (rodzaj otyłości). Na Węgrzech widać dużo ludzi z nadwagą nie brzuszna jak u nas, tylko słoniowatą właśnie.
  • edytowano February 2018
    randolph napisal(a):
    Przyczyny jedno.
    To co Kolega opisuje może być sprawa genetyki (rodzaj otyłości). Na Węgrzech widać dużo ludzi z nadwagą nie brzuszna jak u nas, tylko słoniowatą właśnie.
    Oczywiście może tak być. U nas jest wielu gości, którzy od tyłu wyglądają dobrze, a od boku przedstawiają efekt "połkniętej piłki lekarskiej".
  • MarianoX napisal(a):
    Mania napisal(a):
    Zmiana, mz. jest trwała i powoli rosnąca. Na rynku kosmetyków poszło to o wiele szybciej; naturalne (organiczne) olejki, pachnidła i mydła, z powodzeniem konkurują z chemią. O ile olejki i pachnidła, cenowo są porównywalne z kremami najbardziej znanych firm, to ceny mydełek i szamponów są nadal wysokie. No, ale buteleczka olejku arganowego do twarzy, wystarcza na dwa miesiące, a jeść trzeba codziennie... Stąd, kiepska żywność ma przed sobą długi żywot.
    Wczoraj rozmawiałam p. tel. z kuzynką, która osiedliła się w okolicach San Francisco; powiedziała, że liczba otyłych aż bije po oczach, a przecież California, to ponoć najbogatszy stan USA.
    Praktycznie każdy, kto był w USA jest wręcz przerażony tamtejszą ilością ekstremalnie otyłych ludzi.

    W Polsce grubas to zwykle pan z dużym brzuchem. We Wielkim Szatanie zaś to osoba przypominająca wyglądem boję ratunkową - ma ona grube łydki, uda, brzuch, ręce i praktycznie wszystko...Te osoby mają spore problem z poruszaniem.

    To jest głownie kwestia tamtejszego jedzenia - moja dawna nauczycielka angielskiego wyjeżdżała corocznie na trzy miesiące do USA. Podczas każdego pobytu przybierała na wadze sporo kilogramów jedząc według swojego rozeznania normalnie. Stwierdziła, że od tamtejszego jedzenia się "puchnie". Po powrocie do Polski wagę szybko gubiła bez jakiś specjalnych diet i wyrzeczeń.
    We wszystkim syrop glukozowo-fruktozowy, jedna z najbardziej tuczących substancji. Do tego rozmaite sole w roli konserwantów, organizm kumuluje wodę.
  • @Mania

    no, jeśli sam Donald Trump zachęca.... :)

    reklama M'cDonalds z 2002 roku
    https://www.youtube.com/watch?time_continue=31&v=yr9LwiSayWU
  • Fakt, hamerykańskie żarcie jest koszmarne. Tym zabawniej, że mają naprawdę mnóstwo dobrych knajp, drogich i tanich, koreańskich, chińskich, tajskich, polskich, peruwiańskich i jakie jeszcze tylko zechcecie. A żrą tę panierkę i zapijają colą.
  • los napisal(a):
    posix napisal(a):
    Tak jak już tutaj pisali przedmówcy. Większosć chce jak najataniej. To że jedzą syf nie ma dla nich znaczenia.
    Co jest dosyć absurdalne ale wryło się w czerepy. Na moim bazarku jabłuszka są po trzy złote, jeden sprzedawca ma wyraźnie lepsze od innych po cztery. Nie ma u niego tłumów. Co da oszczędzenie złotówki?
    Jeżeli wyglądają wyraźnie lepiej to jest podejrzenie że sztucznie popędzane, na dodatek droższe - to jasne że wybiorę wtedy te wyglądające bardziej naturalnie.
  • ad USA


    przejrzałem kilkanaście stron na temat problemu otyłości (USA)
    i streszczę

    odsetek jedzących fast food regularnie - wg przedziałów zarobkowych - jest w zasadzie niewielkim wzniesieniem, na grafie; wszyscy jedzą, a najmniej... najbiedniejsi i najbogatsi.

    otyłych wśród najbiedniejszych jest przynajmniej 30 % (masakra!) ale wśród najbogatszych zbliża się do dwudziestu procent



    to co naprawdę różni dwie skrajne grupy, to podejście do "żdrowego stylu życia".
    U biednych prawie nie ma ruchu (ćwiczeń) oraz kupowania (kupują o ok. 1/3 więcej mięsa) i przyrządzania i zamawiania (restauracje) wg "zdrowotności": "less likely to use proven weight-loss strategies":
    dwa razy mniej biednych ćwiczy, większość wybiera słodkie napoje i przekąski zamiast wody.


  • los napisal(a):
    Fakt, hamerykańskie żarcie jest koszmarne. Tym zabawniej, że mają naprawdę mnóstwo dobrych knajp, drogich i tanich, koreańskich, chińskich, tajskich, polskich, peruwiańskich i jakie jeszcze tylko zechcecie. A żrą tę panierkę i zapijają colą.
    Lenistwo i gnuśność ich niszczy. Wolą jeść gotowce, mimo iż stać ich na dobre mięsa i warzywa ( mają takie), nie lubią się ruszać, mimo iż na wyciągnięcie ręki mają cudowne plaże, ocean i góry- mówię o Calif.
  • edytowano February 2018
    los napisal(a):
    posix napisal(a):
    Tak jak już tutaj pisali przedmówcy. Większosć chce jak najataniej. To że jedzą syf nie ma dla nich znaczenia.
    Co jest dosyć absurdalne ale wryło się w czerepy. Na moim bazarku jabłuszka są po trzy złote, jeden sprzedawca ma wyraźnie lepsze od innych po cztery. Nie ma u niego tłumów. Co da oszczędzenie złotówki?
    Dawno nauczyłem się nie oszczędzania na warzywach i owocach bo to niewielka część kwoty którą wydaje na jedzenie. Przeanalizowalem raz rodzinne wydatki i byłem w szoku jak dużą część "koszyka" stanowi żywność przetworzona (słodycze, przekąski itp.) i alkohol. Tu należy przede wszystkim szukać oszczędności. Potem mięso, nabiał. Warzywa i produkty zbożowe na końcu.
  • los napisal(a):
    posix napisal(a):
    Tak jak już tutaj pisali przedmówcy. Większosć chce jak najataniej. To że jedzą syf nie ma dla nich znaczenia.
    Co jest dosyć absurdalne ale wryło się w czerepy. Na moim bazarku jabłuszka są po trzy złote, jeden sprzedawca ma wyraźnie lepsze od innych po cztery. Nie ma u niego tłumów. Co da oszczędzenie złotówki?
    Moja mama ma emeryturę w wysokości 8
    raste napisal(a):
    los napisal(a):
    posix napisal(a):
    Tak jak już tutaj pisali przedmówcy. Większosć chce jak najataniej. To że jedzą syf nie ma dla nich znaczenia.
    Co jest dosyć absurdalne ale wryło się w czerepy. Na moim bazarku jabłuszka są po trzy złote, jeden sprzedawca ma wyraźnie lepsze od innych po cztery. Nie ma u niego tłumów. Co da oszczędzenie złotówki?
    Dawno nauczyłem się nie oszczędzania na warzywach i owocach bo to niewielka część kwoty którą wydaje na jedzenie. Przeanalizowalem raz rodzinne wydatki i byłem w szoku jak dużą część "koszyka" stanowi żywność przetworzona (słodycze, przekąski itp.) i alkohol. Tu należy przede wszystkim szukać oszczędności. Potem mięso, nabiał. Warzywa i produkty zbożowe na końcu.

    Alko? Duża część?;) po co koledze tyle alkoholu do dezynfekcji?
  • edytowano February 2018
    Byłem tylko kilka razy krótko, ale faktycznie ich obyczaje kulinarne są przerażające. Porcje mają gigantyczne wszystkiego od coli i kawy, przez sałatki, hamburgery i steki po desery. Opychają się bez pamięci wypełniaczami w szczególności w postaci dmuchanego białego pieczywa i frytek obowiązkowo oblanych obficie ketchupem i majonezem. Wkrótce zanikną im nogi bo bez samochodu przemieszczają się co najwyżej po własnym ogródku, ale i tam wolą na quadzie lub kosiarce.
  • Pół roku byłem w usiech na diecie pizzowo-donutowej. Wrociłem w doskonałej formie i z żelazną kondycją jakiej nigdy od tamtego czasu nie miałem. Tyle że zaiwaniałem fizycznie po 14 godzin dziennie w przeprowadzkach :-) a w niujorku w robocie się biega.
  • Pizza jest ok,włoska kuchnia ok.
  • Pizza nowojorska z małej rodzinnej włoskiej pizzerii na Brooklynie to jest dopiero czad.
  • Mania napisal(a):
    Pizza jest ok,włoska kuchnia ok.
    :-)

    Mój pierwszy kontakt z amerykańską żywnością omal nie zakończył się katastrofą. Przez pierwszych kilka dni mój przewód pokarmowy gromadził te plastiki i nic nie trawił. Już oczami duszy widziałem się na jakimś ostrym dyżurze, kiedy zaproszono nas na kolację do włoskiej restauracji. Oliwa, czosnek i czerwone wino wytrawne mnie odblokowały.
  • Przemko napisal(a):
    los napisal(a):
    posix napisal(a):
    Tak jak już tutaj pisali przedmówcy. Większosć chce jak najataniej. To że jedzą syf nie ma dla nich znaczenia.
    Co jest dosyć absurdalne ale wryło się w czerepy. Na moim bazarku jabłuszka są po trzy złote, jeden sprzedawca ma wyraźnie lepsze od innych po cztery. Nie ma u niego tłumów. Co da oszczędzenie złotówki?
    Jeżeli wyglądają wyraźnie lepiej to jest podejrzenie że sztucznie popędzane, na dodatek droższe - to jasne że wybiorę wtedy te wyglądające bardziej naturalnie.

    +1
    Owoce i warzywa kupuję na falenickim bazarku (generalnie drogim, jak nie powiem co...) Omijam szerokim łukiem stragany handlarzy z pięknymi, umytymi owocami (oni zaopatrują się na giełdzie) i idę do dostawców, którzy przywożą towar zebrany z własnego pola/sadu. Ich produkty często wyglądają ciut gorzej, ale są zdecydowanie smaczniejsze. Też nie u każdego - po tylu latach, wiem który ma dobre a nie plastikowe pomidory, u którego rosną "polskie" jabłka, kto przywozi smaczną, bez goryczki marchew itd.
    Ładny wygląd bardzo często jest jest mylący i nie o oszczędność na złotówce może tu chodzić.
  • Maria napisal(a):
    Też nie u każdego - po tylu latach, wiem który ma dobre a nie plastikowe pomidory, .
    O! Od dobrych paru lat nie widziałem innych pomidorów niż plastikowe, aż znielubiłem to ulubione dawniej warzywo.
  • D2O napisal(a):
    los napisal(a):
    posix napisal(a):
    Tak jak już tutaj pisali przedmówcy. Większosć chce jak najataniej. To że jedzą syf nie ma dla nich znaczenia.
    Co jest dosyć absurdalne ale wryło się w czerepy. Na moim bazarku jabłuszka są po trzy złote, jeden sprzedawca ma wyraźnie lepsze od innych po cztery. Nie ma u niego tłumów. Co da oszczędzenie złotówki?
    Moja mama ma emeryturę w wysokości 8
    raste napisal(a):
    los napisal(a):
    posix napisal(a):
    Tak jak już tutaj pisali przedmówcy. Większosć chce jak najataniej. To że jedzą syf nie ma dla nich znaczenia.
    Co jest dosyć absurdalne ale wryło się w czerepy. Na moim bazarku jabłuszka są po trzy złote, jeden sprzedawca ma wyraźnie lepsze od innych po cztery. Nie ma u niego tłumów. Co da oszczędzenie złotówki?
    Dawno nauczyłem się nie oszczędzania na warzywach i owocach bo to niewielka część kwoty którą wydaje na jedzenie. Przeanalizowalem raz rodzinne wydatki i byłem w szoku jak dużą część "koszyka" stanowi żywność przetworzona (słodycze, przekąski itp.) i alkohol. Tu należy przede wszystkim szukać oszczędności. Potem mięso, nabiał. Warzywa i produkty zbożowe na końcu.
    Alko? Duża część?;) po co koledze tyle alkoholu do dezynfekcji?

    To nie wie kolega że 500+ to na wódę idzie?
  • Jak ktoś z Krakowa (najlepiej południowo-wschodniego i Wieliczki) - ponoć Market-Point jest super (wybieramy się wkrótce na większe zakupy).
  • Przemko napisal(a):
    los napisal(a):
    posix napisal(a):
    Tak jak już tutaj pisali przedmówcy. Większosć chce jak najataniej. To że jedzą syf nie ma dla nich znaczenia.
    Co jest dosyć absurdalne ale wryło się w czerepy. Na moim bazarku jabłuszka są po trzy złote, jeden sprzedawca ma wyraźnie lepsze od innych po cztery. Nie ma u niego tłumów. Co da oszczędzenie złotówki?
    Jeżeli wyglądają wyraźnie lepiej to jest podejrzenie że sztucznie popędzane, na dodatek droższe - to jasne że wybiorę wtedy te wyglądające bardziej naturalnie.

    Jako jako były producent jabłek powiem, że zdrowotność nie zależy od wyglądu. Jabłka z małego sadu o "naturalnym" wyglądzie mogą mieć o wiele więcej chemii ,niż te wyglądające jak z plastiku.
  • SigmundvonBurak napisal(a):
    Jako jako były producent jabłek powiem, że zdrowotność nie zależy od wyglądu. Jabłka z małego sadu o "naturalnym" wyglądzie mogą mieć o wiele więcej chemii ,niż te wyglądające jak z plastiku.
    Do podkreślenia!
    Dziś nowoczesne sadownictwo w niczym nie nie przypomina obrazków sielskich-anielskich z czasów PRL i zamierzchłych.

    Drzewa jabłoni prowadzone są (!) jak krzewy winorośli! Nisko przycinane, nie wyższe niż 3 metry, gałęzie układa się wzdłuż alejki.
    Nie wiem jak się zbiera - w Holandii np, ręcznie "odwija" się ogonek, by nie bylo obić (gruszki tak na pewno).
    Oraz składuje się owoce w chłodniach beztlenowych! Wchodzi i wjeżdża się tam w maskach i butlach tlenowych.
    I to jest w Polsce, pod Starym Sączem na przykład!

  • Prowadzenie drzewek tudzież chłodnie z tlenkiem węgla to nie problem.

    Problemem jest "przycinanie" trawy i chwastów na całym podłożu wokół drzewek. Aby inne rośliny nie ssały wody, nie zarastały i w ogóle... wszystko polane jest Randapem. Wypalone.
  • qiz napisal(a):
    Prowadzenie drzewek tudzież chłodnie z tlenkiem węgla to nie problem.
    Ależ ja w sensie - bardzo dobrze! :)

    Ostatnio (przy okazji) oglądam program rolniczy w tv, a producent nawozów mówi, że problemem jest jak (drobni, mali) rolnicy "walą" nawozami ile się da, i nie przestrzegają terminów karencji (przerw pomiędzy).
    Dlatego zgadzam się, że od małego, lokalnego, "eko" sadownika mogą być gorsze owoce, mimo, że "naturalnie" wyglądają!
  • qiz napisal(a):
    ... i w ogóle... wszystko polane jest Randapem. Wypalone.
    RoundUp (Monsanto) już nie ma patentu (z 1964) na syntetyczną sól glifosatu (środek czynny) od dekady - i są dostępne inne randapowe środki. Randap cieszy się złą sławą, więc bierze się inny środek, który jest.. ten sam w istocie.
    (To co złe, to raczej inne dodatki do glifosatu, który rokłada się w glebie do nawozu fosforowego)

    RoundUp w Unii europejskiej (arykuł)
    , stan na czerwiec 2016, nie szukałem więcej z braku czasu.
    Wśród naszych propozycji były: zakaz wykorzystywania w produktach opartych na glifosacie surfaktantu POEA (romeck: detergent), czyli środka ułatwiającego przenikanie glifosatu do roślin, zwiększenie kontroli nad stosowaniem herbicydu w czasie, zanim dojdzie do zbiorów, a także ograniczenie jego stosowania w takich miejscach, jak publiczne parki, ogrody czy place zabaw dla dzieci. Będziemy się starać, żeby te restrykcje zaczęły jak najszybciej obowiązywać" -

    mówi Brivio, rzecznik KE ds. zdrowia i bezpieczeństwa żywności
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.