los napisal(a): Nuale to zastanawia, że prawie wszyscy myślący samodzielnie nagle dostają świra na punkcie ograniczeń covidowych. Żadnemu z miłośników Średniowiecza nie przyjdzie do głowy poszperać w starych szpargałach, jak wyglądały ograniczenia podczas zarazy w Średniowieczu.
Owszem można szperać, tyle że różne skarby można znaleźć. Tacy Kapucyni. Właściwie ten odłam Franciszkanów powstał na fali kolejnego ruchu obserwanckiego, z tą różnicą, że w opozycji do franciszkanów włoskich, którzy w czasie lockdownu zamykali się w swoich klasztorach. Kapucyni uznali, że to sprzeniewierzenie się regule św. Franciszka.
Mnie nie szło o to, co sobie indywidualni ludzie myśleli, bo myśleli różne rzeczy, tylko co robiły władze. Jakie były obostrzenia i co burmistrz powietrzny robił z tymi, co negowali ich sens. Szczegóły po 23.
A wiecie, co ludzie w dawnych wiekach wiedzieli, czego nie wiemy my? Że człowiek nie jest sam, że każdy jest częścią jakiejś wspólnoty, regułom której, dobrym albo nie, głupim albo mądrym, musi się podporządkować. A dziś? Każdy z nas jest królem wszechświata. Jaka była pierwsza myśl qiza, Jordana Petersona, Barbary Nowak, Grzegorza Browna i wszystkich innych bohaterów? Powiem wam: nie będzie mi jakiś minister mówił, co mam robić. Wszystkie teorie są wokół tej idei zbudowane. Non serviam.
A z jakiej to niby racji ma minister coś wiedzieć? Ludzie generalnie nic nie wiedzą a jak kto czegoś się dowie, to jest dziw nad dziwy i przez lata ludzie palcami pokazują. Wspólnota nie działa inaczej niż jednostka - w sytuacji zagrożenia miota się, szarpie, popełnia błędy, próbuje się zorientować, uczy się, i całkiem często w końcu się ratuje. Podstawianie nogi to najgorsze co można zrobić.
1. Jestem mądrzejszy niż jakiś tam zarzygany minister zdrowia. (A jeśli nie wierzycie, to zobaczcie filmik w Jutrąbce, oto link ---------> .......)
2. Jeśli minister zdrowia coś rozkaże to winien jest śmierci wszystkich, co w związku z tym umrą. A jeśli nie rozkaże -- to śmierci tych, którzy umrą w związku z tym, że nie rozkazał.
3. Nikt mi nie będzie wydawał rozkazów.
Ten trzeci to chyba w ogóle pierwszym powinien być.
A punkty pierwszy i drugi bardzo często są prawdziwe. Qizu na temat epidemii wie pewnie nieporównanie więcej niż minister zdrowia, który z wykształcenia jest ekonomistą a z zawodu menedżerem. Polityk też odpowiada za swoje złe decyzje a podejmuje ich wiele. Tylko co z tego?
Sarmata1.2 napisal(a): A może po prostu na drodze analizy myślnej doszedł, że obostrzenia przyspieszają rozkład cywilizacji? Czy odważy się kolega dopuścić taką myśl czy to już będzie zbrodnia?
To nie pandemia, ani obostrzenia rozkładają tą cywilizację. A powiem więcej, dawno nie czułem się tak dobrze jak podczas pełnego lokdałnu. I wszystko stało się proste i na swoim miejscu.
Tak, czekam na zderzenie z kometą ...
A nic nie mówiłeś, że wyjechałeś z Polski. No bo albo byłeś w czasie "pełnego lokdałnu" albo byłeś w Polsce.
I nie, nauka zdalna dla dzieciaków, zamknięte knajpy i lasy oraz maseczkowanie na polu to właśnie nie jest żaden lokdałn, tylko jakieś-takie obostrzenia. My przekładamy nasze polskie wyobrażenia na realne i dotkliwe lockdowny na zachodzie i wychodzi jedno wielkie nieporozumienie.
Dalej, zarazy "ze średniowiecza". Otóż w średniowieczu zarazą by nie określono czegoś, co ma śmiertelność na poziomie 1% i to nawiasem mówiąc głównie wśród takiej części populacji, która w średniowieczu już dawno nie żyła. Taki poziom śmiertelności miały zwykłe, codzienne choroby.
Czy to znaczy, że wszystkie obostrzenia teraz u nas były złe? Niekoniecznie, ale trzeba sobie zdawać sprawę ze skali - tak skali obostrzeń i skali choroby w sensie jej zaraźliwości i śmiertelności.
Dla mnie pełny lockdown był ten pierwszy, u nas, innego nie znam. Wg mnie działały wtedy tylko sklepy spożywcze i to w dużych ograniczeniach. Nic więcej. W każdym razie - praktycznie wszyscy siedzieli w domach i wychodzili tylko do sklepu (raz na parę dni). Żadnej aktywności. Ja to trochę olewałem na samym początki i pamiętam jak w niedzielę stałem w kompletnie pustym centrum Białegostoku i liczyłem samochody, przez pół godziny może z 5 przejechało. Chodziłem do kościoła w niedziele, wpuszczano 6 osób mszę. Biegałem po lasach z kolegą, dojeżdżaliśmy praktycznie pustymi drogami, policja olewała nas pomimo że wiedzieli, że jedziemy do lasu. Taki stan trwał, nie wiem, 2 tygodnie ? Później ludzie zaczęli olewać pewne sprawy.
Naprawdę były postapokaliptyczne momenty na początku pierwszej fali. Przy 300 zakażeniach w skali Polski ...
JORGE napisal(a): Taki stan trwał, nie wiem, 2 tygodnie ? Później ludzie zaczęli olewać pewne sprawy.
Naprawdę były postapokaliptyczne momenty na początku pierwszej fali. Przy 300 zakażeniach w skali Polski ...
Tak. Choć państwowy lockdown zaczął się w marcu 2020 roku, to ten społeczny, samozwańczy już w lutym.
Ludzie sami przestawali chodzić na siłownie itp. Syn1 chodził na zajęcia sportowe i nagle w lutym po troje dzieci! A trenerka załamana, bo ją wyzywają, że nie przerywa zajęć (a pieniądze bierze!) bo... wirus we Włoszech!
Państwowy lockdown 16. marca 2020 roku (pięć dni po ogłoszeniu pandemii przez WHO) przez bardzo wielu został przyjęty z ulgą. I na ulicach naprawdę było pusto. Choć pierwszy przypadek zakażenia w Polsce potwierdzono dopiero 4 .marca.
JORGE napisal(a): Naprawdę były postapokaliptyczne momenty na początku pierwszej fali. Przy 300 zakażeniach w skali Polski ...
I wtedy zaczął się pierdolec części osób, które uznały, że skoro zachorowało 'tak mało ludzi, a nie zmarł prawie nikt' to nie ma nic groźnego. Nie zrozumieli, że tak mała zachorowalność była efektem drakońskiego lockdownu. Później okazało się, że część obostrzeń była nadmiarowa, no ale zrozumienie, że analiza post factum służy czemu innemu, a w dodatku ewidentnie wskazała, że rażących błędów nie popełniono, więc czepiano się pierdół. To taka zadziwiająca ludzka przypadłość, że znaczna część społeczeństwa nie umie zrozumieć, że procesy obarczone błędami, dają zadowalające, choć niedoskonałe rezultaty i powinny być traktowane jako rewelacyjny sukces.
Jak podała uczelnia w projekcie kierowanym przez prof. dr. hab. nauk medycznych Marcina Moniuszko oraz dr. hab. nauk biologicznych Mirosława Kwaśniewskiego udało się zidentyfikować wariant genetyczny, który ponad dwukrotnie zwiększa ryzyko ciężkiego przebiegu oraz śmierci z powodu COVID-19. Szacuje się, że posiada go nawet 14 proc. Polaków, choć ogółem w populacji europejskiej występuje z częstością około 9 proc. Zdaniem autorów odkrycia, może ono pomóc we wczesnym identyfikowaniu tych najbardziej zagrożonych pacjentów.
ms.wygnaniec napisal(a): To taka zadziwiająca ludzka przypadłość, że znaczna część społeczeństwa nie umie zrozumieć, że procesy obarczone błędami, dają zadowalające, choć niedoskonałe rezultaty i powinny być traktowane jako rewelacyjny sukces.
No bo ludzie nie są od tego, by coś rozumieć, tylko by słuchać tych nielicznych, co odrobinę rozumieją. Tak wymyśliła natura. Czyli Bóg.
No widzisz losie, mnie to zadziwia, bo idealne procesy, które mają być powtarzalne, praktycznie nie istnieją, o ile nie są wyjątkowo mało złożonymi. Pojęcie 'tolerancji' w mechanice świata realnego jest powszechne, a mierniki minimalizujące błąd paralaksy za pomocą włosowej wskazówki i lustra spotkałem tylko w laboratorium. To można mnożyć, z kardynalnym błędem logicznym, czyli krytyką wybranej drogi, po poznaniu jej skutków (pomogę: taka krytyka może dotyczyć sprawdzenia, czy proces decyzyjny był poprawny i nic więcej).
Ja tam nie pamiętam dużego lokdownu. Codziennie chodziłem do biura i do sklepu, a na obiad do lokalnych punktów gastronomicznych, ok, często było to jedzenie na wynos. Dzieci większość czasu do przedszkola i szkoły, w sumie może miały 5 tygodni przerwy; Fakt, był okres gdzie ruch samochodowy na kilkupasmowej ulicy w Krakowie (Wadowicka) zamierał na tyle, że bez skupułów przechodziłem byle gdzie (daleko od świateł), ale to trwało bardzo krótko. W mediach kreowano jakiś medialny lokdown i ludzi się bali wychodzić z domów, ale żadnych takich prawnych ograniczeń chyba nie było (tylko "rekomendacje"). A, no i zamknięcie lasów, to było ciekawe, człowiek się zaczął zastanawiać które krzaki są lasem a które nie
Kowid zmniejsza siusiaka, jak to was nie przekona do szczepień to już nie wiem.
"Man claims he has lost 1.5 inches from length of his penis after COVID caused him severe vascular damage - and doctors have told him it's irreversible"
Przemko napisal(a): Kowid zmniejsza siusiaka, jak to was nie przekona do szczepień to już nie wiem.
"Man claims he has lost 1.5 inches from length of his penis after COVID caused him severe vascular damage - and doctors have told him it's irreversible"
Przemko napisal(a): Kowid zmniejsza siusiaka, jak to was nie przekona do szczepień to już nie wiem.
"Man claims he has lost 1.5 inches from length of his penis after COVID caused him severe vascular damage - and doctors have told him it's irreversible"
To, co było w Polsce to nie był żaden "pełen lockdown". Co to w ogóle znaczy lockdown? Słownik oxfordzki podaje: an official order to control the movement of people or vehicles because of a dangerous situation
Czy coś takiego było w Polsce? W bardzo ograniczonym zakresie. Były ograniczone zakazy, np. wymienione tu już chodzenie po lesie (czym jest las, a czym nie jest to wynika z ustawy o lasach , a jak ktoś jest ciekaw gdzie jest formalnie las - to już bdl.lasy.gov.pl ), dość szybko zamknięto szkoły i galerie handlowe, a po jakimś czasie (bo nie od razu) zamknięto fryzjerów i knajpy, okresowo nakaz trzymania masek na twarzy na ulicy. Rzeczywiście był w pewnym momencie zakaz poruszania się dzieci bez opiekunów. Natomiast tak, po pierwsze nikt w praktyce nie limitował ludziom wyjść z domu. Po drugie w Polsce nie zamknięto istotnych gałęzi gospodarki, a w każdym razie nie zrobił tego rząd (np. fabryki aut zamknęły zachodnie centrale). Teoretyczne ograniczenia w kontaktach międzyludzkich - piszę teoretyczne, bo nie słyszałem o absolutnie żadnym przypadku, żeby ktoś to sprawdzał - były za to potem, w czasie Bożego Narodzenia 2020 r. czy Wielkanocy 2021 r. W 2020 r. można było zgodnie z prawem zaprosić i 100 osób do mieszkania - choć rząd zachęcał, by tego nie robić.
W innych krajach natomiast wyjścia z domu były limitowane, wyłączano istotne sektory gospodarki, a nawet zaspawano drzwi do kamienic.
No ale my to pamiętamy jako "pełen lockdown", bo istotnie ludzie wtedy masowo, oddolnie, ograniczali kontakty, do knajp nie chodzili jeszcze przed ich zamknięciem, siedzieli w domach itd. To z tego czasu pochodzący słynne zdjęcia pustych ulic, już z weekendu 14-15 marca 2020 r., kiedy w zasadzie nie było żadnych ograniczeń. Potem, na jesieni 2020 r. i na wiosnę 2021 r., przy trudniejszej sytuacji epidemiologicznej i teoretycznie ostrzejszych obostrzeniach, nikogo już to nie ruszało.
A teraz co do odczuć, otóż ja też wiosnę 2020 r. wspominam bardzo miło, a czemu? Nie ma co ukrywać, że gospodarka na świecie bardzo zwolniła, w Polsce niektóre (!) rzeczy urzędowo powyłączano, więc w wielu branżach, w tym w mojej nie było co robić. Jednocześnie kasa płynęła... a jak nazywamy czas, w którym kasa płynie, a nie trzeba pracować? Urlop, wakacje itd. i zazwyczaj miło to wspominamy, nie tylko ze względu na ewentualny wyjazd. A propos pogoda wtedy była na ogół bardzo dobra. Więc, odnosząc się do cytatu:
"Główny argument był taki - w końcu nic nie muszę. Pomimo totalnych ograniczeń poczuli się wolni jak nigdy. Ciekawe, co ?
Ale o czym to świadczy ? Tylko o świecie w którym żyjemy ..."
Tak, a o świecie, w którym praca nie sprawia nam tyle radości, co wypoczynek. Ale nie wiem, co tu odkrywczego.
rozum.von.keikobad Ale o czym to świadczy ? Tylko o świecie w którym żyjemy ... Tak, a o świecie, w którym praca nie sprawia nam tyle radości, co wypoczynek. Ale nie wiem, co tu odkrywczego.
Czas lockdownu był w wielu płaszczyznach odkrywczy. Łącznie z tą radościową płaszczyzną.
Ja (i mała żonka) nie łączę jednak "uziemienia" z "wypoczynkiem". Dochody żony to były 80 % + bez premii (goła podstawa, premie między 1000 a 1500), a moje spadły do zera.
Nie da się tedy wypoczywać... (a stałe koszty życiowe przecież nie spadły!)
ale zgaduję wobec tego nie jesteś w gronie uważających ten okres za "złoty czas"... no bo dla jednych był złoty (introwertycy z budżetówki), dla wielu w Polsce taki jak inne (wielu pracowników niezamkniętych branż), a dla innych właśnie cięższy. Ja od połowy marca do końca maja 2020 r. pracowałem gdzieś 1/3 tego, co przed pandemią, nie jeździłem też codziennie, więc jeszcze odpadły dojazdy, czasu do przodu miałem multum, a pensja bez zmian. Więc jasne, że jak @Jorge i pewnie wiele innych osób wspominam ten okres jako "złoty", ale z pełną świadomością, że nie mógł trwać wiecznie, tak jak wiecznie nie trwają wakacje czy urlop.
Komentarz
1. Jestem mądrzejszy niż jakiś tam zarzygany minister zdrowia. (A jeśli nie wierzycie, to zobaczcie filmik w Jutrąbce, oto link ---------> .......)
2. Jeśli minister zdrowia coś rozkaże to winien jest śmierci wszystkich, co w związku z tym umrą. A jeśli nie rozkaże -- to śmierci tych, którzy umrą w związku z tym, że nie rozkazał.
3. Nikt mi nie będzie wydawał rozkazów.
Ten trzeci to chyba w ogóle pierwszym powinien być.
I nie, nauka zdalna dla dzieciaków, zamknięte knajpy i lasy oraz maseczkowanie na polu to właśnie nie jest żaden lokdałn, tylko jakieś-takie obostrzenia. My przekładamy nasze polskie wyobrażenia na realne i dotkliwe lockdowny na zachodzie i wychodzi jedno wielkie nieporozumienie.
Dalej, zarazy "ze średniowiecza". Otóż w średniowieczu zarazą by nie określono czegoś, co ma śmiertelność na poziomie 1% i to nawiasem mówiąc głównie wśród takiej części populacji, która w średniowieczu już dawno nie żyła. Taki poziom śmiertelności miały zwykłe, codzienne choroby.
Czy to znaczy, że wszystkie obostrzenia teraz u nas były złe? Niekoniecznie, ale trzeba sobie zdawać sprawę ze skali - tak skali obostrzeń i skali choroby w sensie jej zaraźliwości i śmiertelności.
Dla mnie pełny lockdown był ten pierwszy, u nas, innego nie znam. Wg mnie działały wtedy tylko sklepy spożywcze i to w dużych ograniczeniach. Nic więcej. W każdym razie - praktycznie wszyscy siedzieli w domach i wychodzili tylko do sklepu (raz na parę dni). Żadnej aktywności. Ja to trochę olewałem na samym początki i pamiętam jak w niedzielę stałem w kompletnie pustym centrum Białegostoku i liczyłem samochody, przez pół godziny może z 5 przejechało. Chodziłem do kościoła w niedziele, wpuszczano 6 osób mszę. Biegałem po lasach z kolegą, dojeżdżaliśmy praktycznie pustymi drogami, policja olewała nas pomimo że wiedzieli, że jedziemy do lasu. Taki stan trwał, nie wiem, 2 tygodnie ? Później ludzie zaczęli olewać pewne sprawy.
Naprawdę były postapokaliptyczne momenty na początku pierwszej fali. Przy 300 zakażeniach w skali Polski ...
Ludzie sami przestawali chodzić na siłownie itp.
Syn1 chodził na zajęcia sportowe i nagle w lutym po troje dzieci! A trenerka załamana, bo ją wyzywają, że nie przerywa zajęć (a pieniądze bierze!) bo... wirus we Włoszech!
Państwowy lockdown 16. marca 2020 roku (pięć dni po ogłoszeniu pandemii przez WHO) przez bardzo wielu został przyjęty z ulgą.
I na ulicach naprawdę było pusto. Choć pierwszy przypadek zakażenia w Polsce potwierdzono dopiero 4 .marca.
To taka zadziwiająca ludzka przypadłość, że znaczna część społeczeństwa nie umie zrozumieć, że procesy obarczone błędami, dają zadowalające, choć niedoskonałe rezultaty i powinny być traktowane jako rewelacyjny sukces.
https://pulsmedycyny.pl/polscy-naukowcy-zidentyfikowali-wariant-genetyczny-ciezkiego-przebiegu-covid-19-ile-proc-polakow-go-posiada-1138314?fbclid=IwAR304lbfjLEgfCAyctMET1EzuFwqVg1eb-4sipCE11FhIsngTZL29rNHzSc
Jak podała uczelnia w projekcie kierowanym przez prof. dr. hab. nauk medycznych Marcina Moniuszko oraz dr. hab. nauk biologicznych Mirosława Kwaśniewskiego udało się zidentyfikować wariant genetyczny, który ponad dwukrotnie zwiększa ryzyko ciężkiego przebiegu oraz śmierci z powodu COVID-19. Szacuje się, że posiada go nawet 14 proc. Polaków, choć ogółem w populacji europejskiej występuje z częstością około 9 proc. Zdaniem autorów odkrycia, może ono pomóc we wczesnym identyfikowaniu tych najbardziej zagrożonych pacjentów.
Pojęcie 'tolerancji' w mechanice świata realnego jest powszechne, a mierniki minimalizujące błąd paralaksy za pomocą włosowej wskazówki i lustra spotkałem tylko w laboratorium.
To można mnożyć, z kardynalnym błędem logicznym, czyli krytyką wybranej drogi, po poznaniu jej skutków (pomogę: taka krytyka może dotyczyć sprawdzenia, czy proces decyzyjny był poprawny i nic więcej).
Jak ja nie lubię nosić tej maseczki w autobusach!
Obserwacja: 95% przypadków w autobusie, nie przestrzegania noszenia maseczki.
Dziewczeta i kobiety 16-35 lat
"Man claims he has lost 1.5 inches from length of his penis after COVID caused him severe vascular damage - and doctors have told him it's irreversible"
https://www.dailymail.co.uk/news/article-10397797/Man-claims-lost-1-5-inches-length-penis-Covid-vascular-damage.html
)
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
To, co było w Polsce to nie był żaden "pełen lockdown". Co to w ogóle znaczy lockdown? Słownik oxfordzki podaje: an official order to control the movement of people or vehicles because of a dangerous situation
Czy coś takiego było w Polsce? W bardzo ograniczonym zakresie. Były ograniczone zakazy, np. wymienione tu już chodzenie po lesie (czym jest las, a czym nie jest to wynika z ustawy o lasach , a jak ktoś jest ciekaw gdzie jest formalnie las - to już bdl.lasy.gov.pl ), dość szybko zamknięto szkoły i galerie handlowe, a po jakimś czasie (bo nie od razu) zamknięto fryzjerów i knajpy, okresowo nakaz trzymania masek na twarzy na ulicy. Rzeczywiście był w pewnym momencie zakaz poruszania się dzieci bez opiekunów.
Natomiast tak, po pierwsze nikt w praktyce nie limitował ludziom wyjść z domu. Po drugie w Polsce nie zamknięto istotnych gałęzi gospodarki, a w każdym razie nie zrobił tego rząd (np. fabryki aut zamknęły zachodnie centrale).
Teoretyczne ograniczenia w kontaktach międzyludzkich - piszę teoretyczne, bo nie słyszałem o absolutnie żadnym przypadku, żeby ktoś to sprawdzał - były za to potem, w czasie Bożego Narodzenia 2020 r. czy Wielkanocy 2021 r. W 2020 r. można było zgodnie z prawem zaprosić i 100 osób do mieszkania - choć rząd zachęcał, by tego nie robić.
W innych krajach natomiast wyjścia z domu były limitowane, wyłączano istotne sektory gospodarki, a nawet zaspawano drzwi do kamienic.
No ale my to pamiętamy jako "pełen lockdown", bo istotnie ludzie wtedy masowo, oddolnie, ograniczali kontakty, do knajp nie chodzili jeszcze przed ich zamknięciem, siedzieli w domach itd. To z tego czasu pochodzący słynne zdjęcia pustych ulic, już z weekendu 14-15 marca 2020 r., kiedy w zasadzie nie było żadnych ograniczeń. Potem, na jesieni 2020 r. i na wiosnę 2021 r., przy trudniejszej sytuacji epidemiologicznej i teoretycznie ostrzejszych obostrzeniach, nikogo już to nie ruszało.
A teraz co do odczuć, otóż ja też wiosnę 2020 r. wspominam bardzo miło, a czemu? Nie ma co ukrywać, że gospodarka na świecie bardzo zwolniła, w Polsce niektóre (!) rzeczy urzędowo powyłączano, więc w wielu branżach, w tym w mojej nie było co robić. Jednocześnie kasa płynęła... a jak nazywamy czas, w którym kasa płynie, a nie trzeba pracować? Urlop, wakacje itd. i zazwyczaj miło to wspominamy, nie tylko ze względu na ewentualny wyjazd. A propos pogoda wtedy była na ogół bardzo dobra.
Więc, odnosząc się do cytatu:
"Główny argument był taki - w końcu nic nie muszę. Pomimo totalnych ograniczeń poczuli się wolni jak nigdy. Ciekawe, co ?
Ale o czym to świadczy ? Tylko o świecie w którym żyjemy ..."
Tak, a o świecie, w którym praca nie sprawia nam tyle radości, co wypoczynek. Ale nie wiem, co tu odkrywczego.
Ja (i mała żonka) nie łączę jednak "uziemienia" z "wypoczynkiem". Dochody żony to były 80 % + bez premii (goła podstawa, premie między 1000 a 1500), a moje spadły do zera.
Nie da się tedy wypoczywać... (a stałe koszty życiowe przecież nie spadły!)
ale zgaduję wobec tego nie jesteś w gronie uważających ten okres za "złoty czas"... no bo dla jednych był złoty (introwertycy z budżetówki), dla wielu w Polsce taki jak inne (wielu pracowników niezamkniętych branż), a dla innych właśnie cięższy.
Ja od połowy marca do końca maja 2020 r. pracowałem gdzieś 1/3 tego, co przed pandemią, nie jeździłem też codziennie, więc jeszcze odpadły dojazdy, czasu do przodu miałem multum, a pensja bez zmian. Więc jasne, że jak @Jorge i pewnie wiele innych osób wspominam ten okres jako "złoty", ale z pełną świadomością, że nie mógł trwać wiecznie, tak jak wiecznie nie trwają wakacje czy urlop.