A jest inna historyjka, opowiedziana chyba przez Aleksandra Dumas. Znany paryski adwokat zatrzymał się w gospodzie na prowincji. Po pewnym czasie przyszedł do niego oberżysta z taką sprawą: w oberży umiera właśnie zatwardziały ateusz, sprowadzono do niego księdza, którego ten nie chce przyjąć, czy adwokat nie chciałby z nim porozmawiać? Nie ma sprawy - odpowiedział adwokat, wszedł do pokoju i po 10 minutach wyszedł mówiąc, że ateusz prosi o księdza. Człowiek się wyspowiadał, przyjął sakramenty i umarł. Jak żeś pan go przekonał? - spytano adwokata. Nie argumentowałem - ten odrzekł - opowiadałem mu o Piekle.
Exspectans napisal(a): Mnie się jednakowoż wydaje, że to nie jest tak łatwo, że ktoś się przez całe życie zatraca w nienawiści do Boga, a potem pyk i nagle zwrot o 180 stopni (chociaż nie wykluczam, że w pewnych wypadkach może tak być, np. gdy to wynikało z tego, że ktoś został na pewnym etapie życia okłamany czy skrzywdzony). Raczej przez całe życie buduje się postawę przyjęcia bądź odrzucenia, a potem jest już tylko finalizowanie wyboru.
Nie pamiętam, czy już o tym nie pisałem (chyba tak, ale tu pasuje). Pewna umierająca osoba nie chciała przyjąć księdza, mimo różnych sugestii, naprowadzania. Poszłem do księdza i proszę go o radę, co zrobić, żeby ją namówić. - Nic pan nie zrobisz - on na to - to jest tak jak w słowach piosenki: "Jake życie taka śmierć". Jak człowień całe życie się umacnia w jakiejś postawie to ciężko mu ją nagle w jednej chwili zmienić.
No, ale może to dotyczy jeszcze czasu niepewności. Może w chwili, gdy już wszystko wiadomo jest inaczej. Mam taką nadzieję.
Święty doktor Kościoła - Alfons Liguori w książce "Przygotowanie do śmierci" napisał, że człowiek podobnie jak umierające drzewo upada najczęściej w tym kierunku, w jakim skłaniał się przez całe życie. Dlatego też nawrócenie się zatwardziałego grzesznika w godzinę śmierci jest możliwe, ale bywa bardzo trudne.
Zaryzykuję - Pan nasz chciał, ewidentnie, żebyśmy wszyscy trafili do raju, a nie tam w te gorętsze rejony na dole. Więc udało się jedną duszyczkę wyrwać Złemu z łap, na chwałę Najwyższego - to chyba nieźle?
BTW chyba cała ta rozmowa rzeczywiście wymagałaby definicji słowa "straszenie".
Po wielu latach pamiętam taką jedną mszę u Franciszkanów na Nowym Mieście, byliśmy dużym gronem i, co ciekawe - po długim czasie uczestnicy, indagowani na ten temat, wszyscy to wspominają; no więc pewien starszy xiądz miał był kazanie niedługie, a zaś na temat: ludzie, jak będziecie grzeszyć, to pójdziecie do piekła, więc zróbcie coś z tym, bo możecie!
Oczywiście że nie było tam żadnych opisów płomieni i mąk piekielnych, tylko owo proste stwierdzenie - ale tak to odbiegało od zwyczajowych długich a nudnych homilii o niczym wysłuchiwanych przez nas w naszych kościołach parafialnych, że zrobiło na słuchaczach gigantyczne wrażenie.
"Straszenie" to było? No przecież, że nie, raczej stwierdzenie faktu - a przecież w miałkości i nijakości w które się trochę w naszej religii staczamy można by było tak powiedzieć. No bo jakżeż można, przecież powinno być tylko mli mli - i przeistaczanie pełnokrwistej wiary w coś a'la NGOs ze statutem wzmiankującym czynienie bliżej nieokreślonego dobra (z zachowaniem pełnej tolerancji dla wszelkiej odmienności, ma się rozumieć).
Zaryzykuję - Pan nasz chciał, ewidentnie, żebyśmy wszyscy trafili do raju, a nie tam w te gorętsze rejony na dole. Więc udało się jedną duszyczkę wyrwać Złemu z łap, na chwałę Najwyższego - to chyba nieźle?
Cudnie wręcz. Też jestem za. Ale w praktyce nie każdemu się może udać. inaczej chyba Pan nasz by nie ostrzegał "czuwajcie' albo "I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego", "A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz - w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów"
A mnie przeraziło gdym gdzieś wyczytała, że O.Pio znalazł się w czyśćcu, bo se pomyślałam, że jeśli On w czyśćcu, to ja tam się znajdę tym bardziej :-(
Samo słowo "piekło" bez opisów nie może być skuteczne. Bardzo wiele razy słyszałem, że w Niebie to będzie strasznie nudno, tylko w koło aniołki i różowe chmurki, to ja już wolę piekło. Albo: spotkamy się w piekle (to na filmach najczęściej). Otóż nie.
Natomiast tak, uważam (z tym, że nikt nie musi tego nawet czytać a już zwłaszcza traktować poważnie), straszenie piekłem może być dobre do czasu. Może kogoś odwieść od czynienia źle. Może taka postawa uczyni go lepszym, pozwoli mu otworzyć serce na łaskę nawrócenia i umiłować Najwyższego. Natomiast na łożu śmierci? Gdy ktoś się wyspowiada tylko ze strachu, że pójdzie do piekła, czy to mu pozwoli, pomoże w jakiś sposób umiłować całym swoim sercem Boga? Miłość ze strachu? Być może dlatego właśnie mądrzejsi od nasz doszli do wniosku, żeby już nie straszyć? Nie z powodów udzisiejszenia?
W filmie Nieplanowane była taka scena polemiki nt. skuteczności epatowania zdjęciami zmasakrowanych płodów. Filmowy ksiądz katowicki stał na stanowisku, że inne metody są lepsze.
Ale w praktyce nie każdemu się może udać. inaczej chyba Pan nasz by nie ostrzegał "czuwajcie' albo "I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego", "A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz - w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów"
Paaanie, ocenzuruje się. Żeby ludzie nie mieli dyskomfortu. Wszak teologia ewoluuje czy tam coś w ten deseń. "Świat się zmienia" itd.
Tak mi się przypomniała piosenka sprzed 30 lat: a konkretnie jej przedostatnia zwrotka, choć jako żywo dziś "strasząc ich wizją piekielnych mąk" bardziej niż z kazaniami kościelnymi kojarzy mi się z wykładami nt. walki z "climate change" ;-)
Być może dlatego właśnie mądrzejsi od nasz doszli do wniosku, żeby już nie straszyć? Nie z powodów udzisiejszenia?
No i znów, definicja "straszenia" się kłania. Od "nie straszyć" przeszliśmy bowiem, mam wrażenie, do "po co o tym w ogóle wspominać, to niedobrze jest".
P.S. mam straszliwe uczulenie na trio Gintrowski-Kaczmarski-Łapiński (zwłaszcza Kaczmarski...) używane jako autorytet w rozmowach o religii.
Grażka ? Serio ? A co za debilne słowo jest ? Od Grażyna, tak ? Taki tam kawałek, miał być klimatyczną szyderą, a przez ten refren żenada wyszła. Jak zwykle, zawsze coś. A zresztą, przyćpane towarzystwo, nie mówię że podczas kręcenia, ale to widać, że chemię wprowadzają regularnie. Laska paskudna, okropna, z mojego punktu widzenia najgorszy typ kobiecej urody, nie trawię.
Na przykładzie detektywa Mike'a Hammera, który tym się wyróżniał spośród detektywów, że maniery miał nieco gangsterskie. W którymś z filmów próbował wydobyć jakieś informacje od dziewczyny i wypowiedział spiżowe słowa: Boisz się, że przyjdą i zrobią ci krzywdę, co? Słusznie się boisz, bo oni istotnie mogą przyjść. A ja już tu jestem.
Niestety, ci po prawej już tak mają - widziałem reklamy jego debat z Lisickim. Unikam wchodzenia w takie rzeczy i koncentruje się wyłącznie na religii. A gdybym miał wszystkich przestał czytać/słuchać, którzy coś tam, to nie wiem, czy ktoś by mi został. Mistrz An zdaje się że został szurem antyszczepionkowym - na szczęście ten kowich odchodzi w zapomnienie.
X. Chrostowski jest wybitnym teologiem - z papieską nagrodą otrzymaną z rąk św. Benedykta XVI, do tego jest bardo wierzący. Jego wykłady dają mi b. dużo.
trep napisal(a): Niestety, ci po prawej już tak mają.
Ciekawe666 dlaczego. Różne są hipotezy, jedna z nich jest straszna: są to ludzie, którzy koniecznie muszą się sprzeciwić. Cały świat popiera Ukrainę, to ja poprę Moskali, będę inny. Cały świat walczy z covidem, to ja powiem, że nie ma tej choroby, będę inny. Wiecie, kto im tę postawę podpowiedział, prawda? Ten, który mówi: nie
trep napisal(a): Niestety, ci po prawej już tak mają.
Ciekawe666 dlaczego. Różne są hipotezy, jedna z nich jest straszna: są to ludzie, którzy koniecznie muszą się sprzeciwić. Cały świat popiera Ukrainę, to ja poprę Moskali, będę inny. Cały świat walczy z covidem, to ja powiem, że nie ma tej choroby, będę inny. Wiecie, kto im tę postawę podpowiedział, prawda? Ten, który mówi: nie
Ja tu wyczuwam problemy z poczuciem własnej wartości i chęcia zaistnienia. Siedzi sobie taka osoba gdzieś kącie nikt jej nie zauważa, w najlepszym razie spotyka się z pobłażliwą obojętnością. Z chwilą gdy zaczyna głosić ww typu rewelacje ogniskuje na sobie uwagę innych i jeszcze bonusy typu "myślę poza pudełkiem, jestem szlachetnym antysystemowym rebeliantem" etc. Finalnie w socialach znajduje popleczników co tylko eskaluje chęć przekazywania urojeń dalej przy coraz większej wrzawie. Wreszcie coś się dzieje w życiu.
Komentarz
Po wielu latach pamiętam taką jedną mszę u Franciszkanów na Nowym Mieście, byliśmy dużym gronem i, co ciekawe - po długim czasie uczestnicy, indagowani na ten temat, wszyscy to wspominają; no więc pewien starszy xiądz miał był kazanie niedługie, a zaś na temat: ludzie, jak będziecie grzeszyć, to pójdziecie do piekła, więc zróbcie coś z tym, bo możecie!
Oczywiście że nie było tam żadnych opisów płomieni i mąk piekielnych, tylko owo proste stwierdzenie - ale tak to odbiegało od zwyczajowych długich a nudnych homilii o niczym wysłuchiwanych przez nas w naszych kościołach parafialnych, że zrobiło na słuchaczach gigantyczne wrażenie.
"Straszenie" to było?
No przecież, że nie, raczej stwierdzenie faktu - a przecież w miałkości i nijakości w które się trochę w naszej religii staczamy można by było tak powiedzieć. No bo jakżeż można, przecież powinno być tylko mli mli - i przeistaczanie pełnokrwistej wiary w coś a'la NGOs ze statutem wzmiankującym czynienie bliżej nieokreślonego dobra (z zachowaniem pełnej tolerancji dla wszelkiej odmienności, ma się rozumieć).
Natomiast tak, uważam (z tym, że nikt nie musi tego nawet czytać a już zwłaszcza traktować poważnie), straszenie piekłem może być dobre do czasu. Może kogoś odwieść od czynienia źle. Może taka postawa uczyni go lepszym, pozwoli mu otworzyć serce na łaskę nawrócenia i umiłować Najwyższego. Natomiast na łożu śmierci? Gdy ktoś się wyspowiada tylko ze strachu, że pójdzie do piekła, czy to mu pozwoli, pomoże w jakiś sposób umiłować całym swoim sercem Boga? Miłość ze strachu? Być może dlatego właśnie mądrzejsi od nasz doszli do wniosku, żeby już nie straszyć? Nie z powodów udzisiejszenia?
W filmie Nieplanowane była taka scena polemiki nt. skuteczności epatowania zdjęciami zmasakrowanych płodów. Filmowy ksiądz katowicki stał na stanowisku, że inne metody są lepsze.
a konkretnie jej przedostatnia zwrotka, choć jako żywo dziś "strasząc ich wizją piekielnych mąk" bardziej niż z kazaniami kościelnymi kojarzy mi się z wykładami nt. walki z "climate change" ;-)
P.S. mam straszliwe uczulenie na trio Gintrowski-Kaczmarski-Łapiński (zwłaszcza Kaczmarski...) używane jako autorytet w rozmowach o religii.
Słusznie ktoś kiedyś zauważył na forum (bodaj Los), że boimy się nie tego co trzeba.
X. Chrostowski jest wybitnym teologiem - z papieską nagrodą otrzymaną z rąk św. Benedykta XVI, do tego jest bardo wierzący. Jego wykłady dają mi b. dużo.
(...) W moim domu panuje kult jednostki. I tą jednostką jestem ja. To jest mój dom i w związku z tym, jak mnie będą pytać, czy to jest miejsce kultu – jak najbardziej. Moja posesja jest miejscem kultu jednostki W.C. – skwitował Wojciech Cejrowski.
https://nczas.com/2023/03/21/cejrowski-kpi-z-zielonych-absurdow-w-moim-domu-panuje-kult-jednostki-i-ta-jednostka-jestem-ja-video/
Z chwilą gdy zaczyna głosić ww typu rewelacje ogniskuje na sobie uwagę innych i jeszcze bonusy typu "myślę poza pudełkiem, jestem szlachetnym antysystemowym rebeliantem" etc. Finalnie w socialach znajduje popleczników co tylko eskaluje chęć przekazywania urojeń dalej przy coraz większej wrzawie.
Wreszcie coś się dzieje w życiu.