romeck napisal(a): Chyba już tylko cytaty ze świętych.... (zamiast własnej gadki).
No nie wiem. Kiedyś czytałem coś świętego Augustyna (nie Wyznania) i z tego wynikało że zdecydowana większość ludzkości znajdzie się w piekle. Jakby dziś jakiś proboszcz w kazaniu w połowie był tak twardy to by go chyba ludzie wynieśli z kościoła.
Ksiądz Dominik Chmielewski ma wielką i rosnącą grupę fanów, krytykuje go część hierarchii i ludzie typu Terlikowski. Nie wiadomo mi nic by wierni go z kościoła wynieśli ani nawet protestowali.
...i ludzie typu ja (romeck). Serio uważam go za semi-sekciarza. Ja na wszelki wypadek stałbym po przeciwnej stronie niż Terlikowski ze swoim śluzem.
Nie czytam, nie słucham Terlikowskiego. Słucham często o. Chmielewskiego. (YT mi podsyła.) Bo kiedy o nim pierwszy raz usłyszałem zaimponował mi swoją historią nawrócenia oraz przeszłością (przed nawróceniem i bardziej dlatego).
... nauczanie ks. Dominika Chmielewskiego wymaga korekty
– informuje Komisja Nauki Wiary KEP w oświadczeniu przekazanym KAI. Z dokumentu dowiadujemy się, że „ks. Dominik Chmielewski działający w porozumieniu ze swoją władzą zakonną, pragnie być wierny nauce Kościoła i zastosuje się do krytycznych uwag, zawartych we wspomnianej opinii teologicznej”.
... Zaproponowano także, aby w każdej diecezji, w której działają Wojownicy Maryi, ustanowić asystenta kościelnego, ...
KEP-scy niczym cyklop z jednym, lewym okiem konsekwentnie nie zauważają kreatywnych pivotów doktrynalnych i liturgicznych "ultraortodoksów" z tzw. Kościoła Otwartego.
Środowiska Tradycji, o. Augustyn Pelanowski, o. Dominik Chmielewski - kto następny?
Ks. Piotr Glas ma tą właściwość, ze jako podlegający pod biskupa znad Tamizy pozostaje poza zasięgiem miłosnego uścisku długich rąk polskiego Episdiaskopu.
MarianoX napisal(a): KEP-scy niczym cyklop z jednym, lewym okiem konsekwentnie nie zauważają kreatywnych pivotów doktrynalnych i liturgicznych "ultraortodoksów" z tzw. Kościoła Otwartego.
Środowiska Tradycji, o. Augustyn Pelanowski, o. Dominik Chmielewski - kto następny?
Ks. Piotr Glas ma tą właściwość, ze jako podlegający pod biskupa znad Tamizy pozostaje poza zasięgiem miłosnego uścisku długich rąk polskiego Episdiaskopu.
Czy "KEP-scy" podjęli w tym przypadku jakąś kontrowersyjną decyzję? Czy ks. Dominik się z nią nie zgodził?
Chyba nie jest też właściwą drogą używanie szkodnictwa "Kościoła Otwartego" dla ewentualnych niedomagań gdzieś indziej. To by było proste równanie w dół.
Właśnie spacyfikowane ks. Dominika Chmielewskiego odsuwając go od kierowania Wojownikami Maryi. Maryjność gorszy i kłuje w zalewane tłuszczem i kultem świętego spokoja oczy.
MarianoX napisal(a): Właśnie spacyfikowane ks. Dominika Chmielewskiego odsuwając go od kierowania Wojownikami Maryi. Maryjność gorszy i kłuje w zalewane tłuszczem i kultem świętego spokojna oczy.
KS. Dominik nie jest moim fanem ale sprawa jest tak grubo szyta, że mnie bulwersuje. Zgrilowali go jak nic.
Św. Jan Paweł II nie straszył piekłem (na ile pamiętam) - przedziwnie! Był zwolennikiem teorii o apokatastazie. Drugi mój autorytet, x. prof. Chrostowski, wręcz krytykował tekst pieśni
Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze, Szczęśliwy, kto się do Matki uciecze.
twierdząc, że to fałszywe przedstawienie Pana Boga, który w rozgniewaniu siecze.
Czytam ostatnio sporo św. Benedykta XVI i nigdzie straszenia piekłem nie widziałem.
W ub. piątek papież Franciszek straszył piekłem (kto wie, może i słusznie). To biorąc pod uwagę te osoby uważam, że straszenie piekłem nie jest jakieś specjalnie kewl.
Rozwój doktryny papieża Franciszka jest zaś głównie taki, że trafia tam także pozostali katolicy, którzy starają się żyć i wierzyć, jak Kościół naucza(ł).
JORGE napisal(a): Ksiądz w z filmu poniżej ma parę poglądów, które mi nie do końca leżą. Ale o jedności Kościoła i wielu innych sprawach mówi
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Rozwój doktryny papieża Franciszka jest zaś głównie taki, że trafia tam także pozostali katolicy, którzy starają się żyć i wierzyć, jak Kościół naucza(ł).
Przede wszystkim ci najgorsi z obślizłych, czyli sklerykalizowani świeccy, tfu!
MarianoX napisal(a): Jeśli czymkolwiek straszyć, to tylko piekłem.
Czeluściami puekielnymi straszyli Ojcowie Pustyni, św. Alfons Liguori, św. Ojciec Pio, św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Avila i wielu innych.
[nie zajmuję żadnego stanowiska w kwestii istnienia i zaludnienia piekła]
Jeśli zakładamy, że teologia jest nauką, to znaczy, że ona się rozwija. Są nowe przemyślenia i ustalenia a także nowe odkrycia (fakty). Jedną z takich nowości jest objawienie św. Faustyny, jej dzienniczek.
Sam vlepiałeć gościa ze zgromadzenia powstałego na wezwanie siostry Faustyny i jego pogadankę, kto będzie zbawiony.
X. prof. Chrostowski nazwał (jeszcze za życia) Benedykta XVI największym teologiem naszych czasów. Można powiedzieć, że w pewnym stopniu on i św. Jan Paweł II byli jednością - uważa się ich rządy za jeden pontyfikat. Czy można ich nazywać "modernistami"?
Czy znany i lubiany bł. Fulton Sheen straszył piekłem?
Bóg jest Miłością i być może skuteczniejsze niż straszenie piekłem jest przybliżanie tej prawdy (zapewne nie dla wszystkich, bo ludzi jest dużo i na każdego działa co innego - więc może dla większości?).
No, jeśli prawdą jest to, co mówił ten zakonnik od kawy, to każdy człowiek w godzinie śmierci dostanie propozycję zbawienia. Nie wiem czy ta nauka jest prawdziwa. Nie wiem, skąd on ją wywiódł (tj. poza tym, co mówi, czyli dzienniczkiem) ani czy ma ona poparcie Kościoła. Nie mam jak go spytać, jaki ciąg logiczny go do tego doprowadził.
Teologia mówi, że jedyne decyzje mogące decydować o zbawieniu/potępieniu człowiek może podejmować za życia doczesnego.
Jeśli to, co ksiądz od kawy mówi jest prawdą, to propozycja ta musi nastąpić w pewnym specyficznym momencie, w "godzinie" śmierci? momencie gdy jeszcze żyjemy, ale już naprawdę bardzo niedługo będziemy żyć? w jakiejś chwili gdy już nasza doczesna śmierć jest pewna, ale jeszcze za życia? Rozumiem, że dla Pana Boga nie ma nic niemożliwego, zwłaszcza, że nie ogranicza się On specjalnie czasem.
Sama koncepcja mi się podoba, bo wyjaśnia, jak jedynie przez Chrystusa można zostać zbawionym i nie wyklucza przy okazji tych, co Go nie znali, nie poznali, nie poznali wystarczająco dobrze, urodzili się przed Nim. Lubię takie proste wyjaśnienia.
Czy to by oznaczało puste piekło? Czy w myśl tej teorii samobójcy nie muszą być koniecznie potępieni?
No, bo pomyślmy. My mamy wątpliwości (piszę tu głównie o sobie - nie bierzcie tego do siebie). Mamy niby tę wiarę, ale brak nam pewności. Jesteśmy uwiązani do tego świata. Nie postępujemy tak, jakby na 100% nauka Pana Jezusa była prawdziwa (przykład: nie spieniężamy swojego majątku i nie rozdajemy go ubogim). Jeśli już, to zachowujemy się jak bogaty młodzieniec. Ale gdy realny Chrystus złoży nam w chwili śmierci swoją propozycję zbawienia, bez wahania ją przyjmiemy, wiedząc co jest na jednej szali i co na drugiej.
Czy istniałaby jakakolwiek osoba, która by taką propozycję odrzuciła? Wydaje się, że nie. Bo nawet osoby, które walczyły z Panem Bogiem przez całe życie (jak np. św. Paweł), w momencie, gdy dowiedziałyby się jaka jest prawda, praktycznie musiałyby przyjąć propozycję zbawienia. Chyba że byliby tak zaślepieni nienawiścią, że to uczucie nie pozwoliłoby im - co jednak wydaje się mało prawdopodobne...
W każdym razie jeśli o mnie chodzi, to oczywiście wolałbym, żeby powszechne zbawienie było prawdą. A jak jest? Zapewne się nie dowiemy, zanim nadejdzie odpowiednia chwila.
Myślę ja sobie, że praktycznie musiałyby, ale teoretycznie nie.
Poza tym Pan Jezus niejednokrotnie porusza, że ciasna jest brama a wąska jest ścieżka, natomiast droga krajowa do Helu jest szeroka i nią wszyscy popylają.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Myślę ja sobie, że praktycznie musiałyby, ale teoretycznie nie.
Poza tym Pan Jezus niejednokrotnie porusza, że ciasna jest brama a wąska jest ścieżka, natomiast droga krajowa do Helu jest szeroka i nią wszyscy popylają.
Zaszło chyba zbyt swobodne potraktowanie słowa "straszenie". Opis, wizja, coś o towarzyszących im uczuciach są konieczne, ale nie wystarczające do wypełnienia znamion "straszenia".
Niby detal, ale dla omawianego tematu i osoby - o fundamentalnym znaczeniu.
No i jest szeroki zakres pomiędzy ostrzeganiem przed okropnością piekła, a umiłowaną przez niektórych (nie tylko tradsów) doktryną powszechnego potępienia...
Mnie się jednakowoż wydaje, że to nie jest tak łatwo, że ktoś się przez całe życie zatraca w nienawiści do Boga, a potem pyk i nagle zwrot o 180 stopni (chociaż nie wykluczam, że w pewnych wypadkach może tak być, np. gdy to wynikało z tego, że ktoś został na pewnym etapie życia okłamany czy skrzywdzony). Raczej przez całe życie buduje się postawę przyjęcia bądź odrzucenia, a potem jest już tylko finalizowanie wyboru.
Jeśli ktoś twierdzi, iż realistyczna wizja piekła przytaczana przez świętych nie wprowadza go w stan choćby lekkiego przestrachu, to albo konfabuluje albo ma pewność, że doń nie trafi.
MarianoX napisal(a): Jeśli ktoś twierdzi, iż realistyczna wizja piekła przytaczana przez świętych nie wprowadza go w stan choćby lekkiego przestrachu, to albo konfabuluje albo ma pewność, że doń nie trafi.
Sama wizja nieskończonego istnienia, gdyby miało trwać w sposób linearny, tak jak na ziemi, jest już mocno przerażająca.
Exspectans napisal(a): Mnie się jednakowoż wydaje, że to nie jest tak łatwo, że ktoś się przez całe życie zatraca w nienawiści do Boga, a potem pyk i nagle zwrot o 180 stopni (chociaż nie wykluczam, że w pewnych wypadkach może tak być, np. gdy to wynikało z tego, że ktoś został na pewnym etapie życia okłamany czy skrzywdzony). Raczej przez całe życie buduje się postawę przyjęcia bądź odrzucenia, a potem jest już tylko finalizowanie wyboru.
Nie pamiętam, czy już o tym nie pisałem (chyba tak, ale tu pasuje). Pewna umierająca osoba nie chciała przyjąć księdza, mimo różnych sugestii, naprowadzania. Poszłem do księdza i proszę go o radę, co zrobić, żeby ją namówić. - Nic pan nie zrobisz - on na to - to jest tak jak w słowach piosenki: "Jake życie taka śmierć". Jak człowień całe życie się umacnia w jakiejś postawie to ciężko mu ją nagle w jednej chwili zmienić.
No, ale może to dotyczy jeszcze czasu niepewności. Może w chwili, gdy już wszystko wiadomo jest inaczej. Mam taką nadzieję.
Komentarz
Ja na wszelki wypadek stałbym po przeciwnej stronie niż Terlikowski ze swoim śluzem.
Nie czytam, nie słucham Terlikowskiego.
Słucham często o. Chmielewskiego.
(YT mi podsyła.) Bo kiedy o nim pierwszy raz usłyszałem zaimponował mi swoją historią nawrócenia oraz przeszłością (przed nawróceniem i bardziej dlatego).
Środowiska Tradycji, o. Augustyn Pelanowski, o. Dominik Chmielewski - kto następny?
Ks. Piotr Glas ma tą właściwość, ze jako podlegający pod biskupa znad Tamizy pozostaje poza zasięgiem miłosnego uścisku długich rąk polskiego Episdiaskopu.
UPS!
Królowa nie zyje
Chyba nie jest też właściwą drogą używanie szkodnictwa "Kościoła Otwartego" dla ewentualnych niedomagań gdzieś indziej. To by było proste równanie w dół.
Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze,
Szczęśliwy, kto się do Matki uciecze.
twierdząc, że to fałszywe przedstawienie Pana Boga, który w rozgniewaniu siecze.
Czytam ostatnio sporo św. Benedykta XVI i nigdzie straszenia piekłem nie widziałem.
W ub. piątek papież Franciszek straszył piekłem (kto wie, może i słusznie). To biorąc pod uwagę te osoby uważam, że straszenie piekłem nie jest jakieś specjalnie kewl.
Czeluściami piekielnymi straszyli Ojcowie Pustyni, św. Alfons Liguori, św. Ojciec Pio, św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Avila i wielu innych.
Jeśli zakładamy, że teologia jest nauką, to znaczy, że ona się rozwija. Są nowe przemyślenia i ustalenia a także nowe odkrycia (fakty). Jedną z takich nowości jest objawienie św. Faustyny, jej dzienniczek.
Sam vlepiałeć gościa ze zgromadzenia powstałego na wezwanie siostry Faustyny i jego pogadankę, kto będzie zbawiony.
X. prof. Chrostowski nazwał (jeszcze za życia) Benedykta XVI największym teologiem naszych czasów. Można powiedzieć, że w pewnym stopniu on i św. Jan Paweł II byli jednością - uważa się ich rządy za jeden pontyfikat. Czy można ich nazywać "modernistami"?
Czy znany i lubiany bł. Fulton Sheen straszył piekłem?
Bóg jest Miłością i być może skuteczniejsze niż straszenie piekłem jest przybliżanie tej prawdy (zapewne nie dla wszystkich, bo ludzi jest dużo i na każdego działa co innego - więc może dla większości?).
Chrześcijańska teologia nie jest nauką w sensie świeckim* , a w "Dzienniczku" straszenia piekłem jest całkiem sporo
*gdyby takową była, to teologiem, którego dokonania obowiązują katolików mógłby być nawet ateistą i wróg Kościoła
Teologia mówi, że jedyne decyzje mogące decydować o zbawieniu/potępieniu człowiek może podejmować za życia doczesnego.
Jeśli to, co ksiądz od kawy mówi jest prawdą, to propozycja ta musi nastąpić w pewnym specyficznym momencie, w "godzinie" śmierci? momencie gdy jeszcze żyjemy, ale już naprawdę bardzo niedługo będziemy żyć? w jakiejś chwili gdy już nasza doczesna śmierć jest pewna, ale jeszcze za życia? Rozumiem, że dla Pana Boga nie ma nic niemożliwego, zwłaszcza, że nie ogranicza się On specjalnie czasem.
Sama koncepcja mi się podoba, bo wyjaśnia, jak jedynie przez Chrystusa można zostać zbawionym i nie wyklucza przy okazji tych, co Go nie znali, nie poznali, nie poznali wystarczająco dobrze, urodzili się przed Nim. Lubię takie proste wyjaśnienia.
Czy to by oznaczało puste piekło? Czy w myśl tej teorii samobójcy nie muszą być koniecznie potępieni?
No, bo pomyślmy. My mamy wątpliwości (piszę tu głównie o sobie - nie bierzcie tego do siebie). Mamy niby tę wiarę, ale brak nam pewności. Jesteśmy uwiązani do tego świata. Nie postępujemy tak, jakby na 100% nauka Pana Jezusa była prawdziwa (przykład: nie spieniężamy swojego majątku i nie rozdajemy go ubogim). Jeśli już, to zachowujemy się jak bogaty młodzieniec. Ale gdy realny Chrystus złoży nam w chwili śmierci swoją propozycję zbawienia, bez wahania ją przyjmiemy, wiedząc co jest na jednej szali i co na drugiej.
Czy istniałaby jakakolwiek osoba, która by taką propozycję odrzuciła? Wydaje się, że nie. Bo nawet osoby, które walczyły z Panem Bogiem przez całe życie (jak np. św. Paweł), w momencie, gdy dowiedziałyby się jaka jest prawda, praktycznie musiałyby przyjąć propozycję zbawienia. Chyba że byliby tak zaślepieni nienawiścią, że to uczucie nie pozwoliłoby im - co jednak wydaje się mało prawdopodobne...
W każdym razie jeśli o mnie chodzi, to oczywiście wolałbym, żeby powszechne zbawienie było prawdą. A jak jest? Zapewne się nie dowiemy, zanim nadejdzie odpowiednia chwila.
Poza tym Pan Jezus niejednokrotnie porusza, że ciasna jest brama a wąska jest ścieżka, natomiast droga krajowa do Helu jest szeroka i nią wszyscy popylają.
https://www.rp.pl/kraj/art9694111-fronda-autobus-666-diabelska-propaganda-na-helu
Opis, wizja, coś o towarzyszących im uczuciach są konieczne, ale nie wystarczające do wypełnienia znamion "straszenia".
Niby detal, ale dla omawianego tematu i osoby - o fundamentalnym znaczeniu.
- Nic pan nie zrobisz - on na to - to jest tak jak w słowach piosenki: "Jake życie taka śmierć". Jak człowień całe życie się umacnia w jakiejś postawie to ciężko mu ją nagle w jednej chwili zmienić.
No, ale może to dotyczy jeszcze czasu niepewności. Może w chwili, gdy już wszystko wiadomo jest inaczej. Mam taką nadzieję.