los napisal(a): Katolik, nawet zaangażowany, w stylu Tygodnika Powszechnego i Więzi. Na Wydział Fizyki UW to i tak dobrze, bo są tam mocno skodziali: Suszek, Kijowski-senior etc. Fizyk przyzwoity choć nie na poziomie Dietla czy Horodeckich.
To o Meissnerze, prawda ? Bo Dragan nie ma niczego wspólnego z chrześcijaństwem, a wręcz jest ostentacyjnie ateistyczny. Czytałem jego książki, oglądałem trochę wykładów, strasznie to wszystko u niego udawane, takie odniosłem wrażenie.
Obecnie IMHO żeby dowiedzieć się z kim mamy do czynienia należy sprawdzić przede wszystkim poglądy polityczne, a nie religijne danego osobnika.
Prawie każdy (puki co jeszcze) powie, że wierzy w Boga, ale gdy przejdzie do szczegółów...Bóg - tak, Kościół - nie, LGBT, Marsze K., eutanazja - ok, itp
Podejście filozoficzne do nauki i wiary ma biegunowo różne niż Dragan. Twierdzi wręcz (nie pamiętam czy w tym wykładzie czy w innych) że bez transcendentalnej inspiracji (iluminacji) nie byłoby rozwoju współczesnej fizyki, bo refleksja teoretyczna wyprzedza empirię.
Jedno dobre można o Meissnerze powiedzieć - ubiera się jak człowiek, co jest osiągnięciem a nawet nonkonformizmem w środowisku ustrojonym w powycierane flanelowe koszule, odblaskowe t-shirty, krótkie gacie i sandały, koniecznie do skarpet (także w zimie). Każdy z nich ma tak rozpaczliwą potrzebę pokazania się jako geniusz.
Penrose ma 89 lat, jego współpracę z młodszymi naukowcami może polegać tylko na tym, że oni coś piszą a on się dopisuje "dając nazwisko" jak to się mówi. Rzecz niby dla obu stron korzystna ale żadnej z nich nie przynosząca chwały.
To osoby Meissnerowi nieżyczliwe właśnie mu zarzucają - że jest pozorantem. Nie pisałem o tym wcześniej, bo nie chciałem rozpowszechniać plotek o facecie, którego prawie nie znam. W końcu każdy naukowiec jest w jakimś stopniu pozorantem.
Wiem tyle o Meissnerze co sam mówił na wykładach i to co mówili o nim przedmówcy (np. ks. Heller). Z Penrouse współpracował od kilkunastu, a może i od 20 lat. Penrose przyjeżdżał do Polski, do jakiegoś klasztoru i tam ponoć się zamykali razem i twórczo rozmawiali/pracowali. To tak indywidualnie, bo w zespołach Penrose też nasz rodak pracował. Problem jednak w tym, że złapałem Meissnera na trochę buraczeniu, delikatnym , ale ma zupełnie niepotrzebne wstawki o swoim pochodzeniu, trochę też te częste chwalenie się kontaktami mi niezbyt przypadło do gustu. Ale bez dramatu, Meissner trzyma poziom, wg mnie. Jest w tym trochę szołu, ale dla popularyzatora się wybacza takie niuanse. Oczywiście jakim jest fizykiem (w skali branży) się nie będę wypowiadał, bo nie wiem, nie jestem w stanie ocenić.
los napisal(a): Jedno dobre można o Meissnerze powiedzieć - ubiera się jak człowiek, co jest osiągnięciem a nawet nonkonformizmem w środowisku ustrojonym w powycierane flanelowe koszule, odblaskowe t-shirty, krótkie gacie i sandały, koniecznie do skarpet (także w zimie). Każdy z nich ma tak rozpaczliwą potrzebę pokazania się jako geniusz.
Zdecydowana większość autentycznych oryginałów, które znałem w realu, bardzo, ale to bardzo nie chciała się wyróżniać. Oni chcieli być tacy jak wszyscy. A im bardziej próbowali tym bardziej komiczni i kwadratowi w tym byli.
JORGE napisal(a): Zdecydowana większość autentycznych oryginałów, które znałem w realu, bardzo, ale to bardzo nie chciała się wyróżniać. Oni chcieli być tacy jak wszyscy. A im bardziej próbowali tym bardziej komiczni i kwadratowi w tym byli.
To nie jest przypadek polskich fizyków, ich ubiór jest wystudiowany i starannie przygotowany. Mój znajomy fizyk (teraz profesor) chodził w wojskowych spodniach moro ufarbowanych na jakiś fioletowy kolor. Ileż się on napracował zanim nabrały one właściwego odcienia. Nie wiedziałem w ogóle, że tyle kolorów istnieje!
los napisal(a): Z Penrosem Meissner ma jedną pracę z roku 2020. Natomiast ma wiele prac z Veneziano, którego znaczenie jest wiele większe.
Ale z prof. Veneziano chyba prac dot. teorii strun. Tyle, że on (znaczy prof. Meissner) się wycofał z tych badań w tej domenie bo są nieefektywne - cieżko znaleźć jakiś empiryczny sposób na potwierdzenie tych teoryj.
A co to zagadnienia rozpoczynajacego ten wywłątek - tzn. - Boga nie ma to mam tyle do powiedzenia, że zawsze śmieszą mnie ateiści (gimbo), którzy twierdzą, że ludzie kiedyś tam wymyślili Boga, A tymczasem prawda jest taka, że w okresie Oświecenia wymyślono właśnie, że Boga nie ma - wcześniej to, że Bóg jest było tak oczywiste jak to, że Słońce wschodzi rano, a zachodzi wieczorem.
Istnieją też pogańskie dogmaty (pojęcie to wprowadził bodaj o. Jacek Salij), a ich lista się wciąż wydłuża, poniżej tylko pierwsze z brzegu przykłady
- lepiej się rozwieść niż żyć w toksycznym (czyli w/g obecnej nomenklatury w praktycznie każdym) małżeństwie - religia traumatyzuje i wprowadza w nieuzasadnione poczucie winy
TecumSeh napisal(a): Słuszna uwaga. Ludzie zawsze i wszędzie coś czcili. Ateizm to pewnego rodzaju ewenement.
Ateiści także różnym bożkom oddają cześć. Jakie są te wspolczesne bożki? Własne ego, człowiek jako taki. Technologia. Nauka. Państwo. Naród etc
Tak, ale oni to czczą "nieświadomie". To trochę inna sytuacja bo w przeszłości aboslutną normą było czczenie świadome, nie wierzący w nic to był ewenement.
Mie to się podobała ostatnia przysrywka Jordanu Pietersonu. Mianowicie, że takim koleżkom jak ten, no, Dawkins, to się zdaje, że odrzuciwszy pojęcie Boga Absolutnego, ludzie nie wkręcą się w jakieś bałwany i idolatrie, tylko zostaną racjonalnymi myślicielami jak taki Ajzyk Newton. Który był z zawodu alchemikiem.
Skąd bierze się pokutujące wyraźnie przekonanie o rzekomej wyższości moralnej lub intelektualnej "naukowego" ateisty nad wyznawcą jakiegokolwiek kultu niechrzescijanskiego?
Spotkałem się z opiniami że ateistyczny racjonalizm w jakiś sposób wywodzi się w cywilizacji chrześcijańskiej - jeśli nawet to prawda, to nie jest on w żadnym stopniu i lepszy od kultu jakiegoś Mzimu na płaskowyżu Uluru.
MarianoX napisal(a): Skąd bierze się pokutujące wyraźnie przekonanie o rzekomej wyższości moralnej lub intelektualnej "naukowego" ateisty nad wyznawcą jakiegokolwiek kultu niechrzescijanskiego?
Z tego samo samego powodu co przekonanie o wyższości ateisty nad wyznawcą kultu chrześcijańskiego. Tu nie ma specjalnej różnicy.
Problem z ateistami wyjaśnia archeologia: - o stanowiskach ludów cywilizowanych mówimy wtedy, gdy tam się pojawiają elementy transcendencji, czyli cywilizacja to Wiara plus elektryfikacja (ale ta później), czyli ateiści postulują zmianę ino nie rozumianą jako postęp, a powrót do zezwierzęcenia. Co też ładnie wyjaśnia kult kopulacyjności, tak charakterystyczny dla wspólnot szympansów czy innych lemurów.
Był taki śmieszny artykuł Górnego, jak to Dołnkins i reszta naukowych ateistów wymyśliła sobie, że jak pozbędą się zabobonu religii, to będzie można w kącu pogadać naukowo. I jak naukowo chcieli powiedzieć, że mężczyzna to mężczyzna a kobita to kobita, to przyszli transi i zamiast naukowo polimeryzować, zakrzykli WYPIEDRALAĆ. I Dołnkins się popłakał.
Komentarz
Prawie każdy (puki co jeszcze) powie, że wierzy w Boga, ale gdy przejdzie do szczegółów...Bóg - tak, Kościół - nie, LGBT, Marsze K., eutanazja - ok, itp
To osoby Meissnerowi nieżyczliwe właśnie mu zarzucają - że jest pozorantem. Nie pisałem o tym wcześniej, bo nie chciałem rozpowszechniać plotek o facecie, którego prawie nie znam. W końcu każdy naukowiec jest w jakimś stopniu pozorantem.
Ludzie zawsze i wszędzie coś czcili. Ateizm to pewnego rodzaju ewenement.
- lepiej się rozwieść niż żyć w toksycznym (czyli w/g obecnej nomenklatury w praktycznie każdym) małżeństwie
- religia traumatyzuje i wprowadza w nieuzasadnione poczucie winy
- rozum z narzędzia awansowany do roli Stworzyciela czyli odkrywca staje się kreatorem i problemy gotowe.
Spotkałem się z opiniami że ateistyczny racjonalizm w jakiś sposób wywodzi się w cywilizacji chrześcijańskiej - jeśli nawet to prawda, to nie jest on w żadnym stopniu i lepszy od kultu jakiegoś Mzimu na płaskowyżu Uluru.
- o stanowiskach ludów cywilizowanych mówimy wtedy, gdy tam się pojawiają elementy transcendencji, czyli cywilizacja to Wiara plus elektryfikacja (ale ta później), czyli ateiści postulują zmianę ino nie rozumianą jako postęp, a powrót do zezwierzęcenia.
Co też ładnie wyjaśnia kult kopulacyjności, tak charakterystyczny dla wspólnot szympansów czy innych lemurów.