W każdym razie myślę, że jeśli będą zbyt mocno naciskali na Ukrainę, to ci zaczną solidną eskalację. Tym bardziej, że mają Moskwę w zasięgu.
Nic nie wskazuje żeby Biden chciał zakończyć wojnę, wręcz przeciwnie chciałby aby ona jak najdłużej trwała wykańczając Rosję. Putin nie chce zakończyć wojny inaczej jak zwycięstwem na Ukrainie więc o jakim porozumieniu ten dzbannikarz mówi?
Przemko napisal(a): Putin nie chce zakończyć wojny inaczej jak zwycięstwem na Ukrainie
Nie. Putin chce traktatu pokojowego, nie wiem, co go zadowoli, ale ewidentnie marzy o pokoju. Jakby chciał zająć Ukrainę, nie masakrowałby jej bombardowaniami. W sposób oczywisty chce uczynić wojnę nieznośną dla drugiej strony, by chciała ją zakończyć. Nie inaczej postępował Hitler pod koniec wojny - te wszystkie okrucieństwa i szalone kontrataki były objawami desperacji.
W każdym razie myślę, że jeśli będą zbyt mocno naciskali na Ukrainę, to ci zaczną solidną eskalację. Tym bardziej, że mają Moskwę w zasięgu.
Nic nie wskazuje żeby Biden chciał zakończyć wojnę, wręcz przeciwnie chciałby aby ona jak najdłużej trwała wykańczając Rosję. Putin nie chce zakończyć wojny inaczej jak zwycięstwem na Ukrainie więc o jakim porozumieniu ten dzbannikarz mówi?
Rogojsza mam od dawna zablokowanego na TT. Jak widać słusznie.
Przemko napisal(a): A tak, traktat oczywiście jest mu potrzebny.
Dolo Hycler wraz z kumplami szantażował możliwością uwolnienia lub zamordowania więźniów obozów, intensywnie pracował nad bronią atomową oraz działami V3 budowanymi w celu terroryzowania Londynu oraz intensyfikował bombardowania bombowe oraz dokonywane ówczesnymi dronami V2.
Przemko napisal(a): Bardzo ciekawy wątek o Krabach, jaki to jest wspaniały i przemyślany sprzęt, cześć i chwała polskim inżynierom.
Też, ale nie tylko. Z Krabami udało się wszystko - a mogło nie udać się nic.
Po pierwsze - Kraby nie są od początku do końca polskim dziełem, słynne koreańskie podwozie, koncepcja całościowa też nie do końca nasza, ale... co z tego?
Polacy wzięli i sklecili kilka dobrych pomysłów, dołożyli swoje, a jak utknęli z podwoziem to po prostu zamówili czyjeś - i mamy to. I mamy super sprzęt powstający w polskiej fabryce, do którego mamy pełne prawo - produkować i eksportować. I owszem, były perturbacje, ale koniec końców się udało, i to udało się znakomicie.
Ja się wstrzymywałem z zachwytami wiedząc że tego typu sprzęt (jak w zasadzie każdy) weryfikuje wojna, ale teraz już można odrtąbić górne hymny - i zwracam uwagę że dotyczy to KAŻDEGO polskiego sprzętu wysłanego na Ukrainę. Zarówno Pioruny jak i Kraby czy Warmaty, ale także Groty - WSZYSTKO się sprawdziło. Wszystko.
Przemko napisal(a): Bardzo ciekawy wątek o Krabach, jaki to jest wspaniały i przemyślany sprzęt, cześć i chwała polskim inżynierom.
Też, ale nie tylko. Z Krabami udało się wszystko - a mogło nie udać się nic.
Po pierwsze - Kraby nie są od początku do końca polskim dziełem, słynne koreańskie podwozie, koncepcja całościowa też nie do końca nasza, ale... co z tego?
No więc właśnie, poskładać do kupy to też trzeba umieć.
Polacy wzięli i sklecili kilka dobrych pomysłów, dołożyli swoje, a jak utknęli z podwoziem to po prostu zamówili czyjeś - i mamy to.
Brzmi jak ajfon!
Serio? A to nie jest 100% projekt Apple? W tych czasach nie ma 100% projektów. Zasługą Apple'a a właściwie Jobsa było dopracowanie kluczowych detali, produkt już od dawna był gotów do wypuszczenia na rynek a Jobs ciągle wiercił dziury w brzuchach projektantom.
I sprawdziło się, już straciłem rachubę ile lat mamy z małżonką kilka iPhone'ów i iPadów. Niezawodne.
O ajfonie nie wiedziałem że się wzorowali na Krabie Ale to tylko pokazuje że to jest słuszna i uniwersalna koncepcja - po wuja wymyślać koło od nowa.
Co do Appla nigdy nic nie miałem, gdyż mnie zniesmaczył proces o pierwszego ajfona - firma ponoć celowo zaprojektowała niewymienną baterię na 18 miesięcy. I mam jakąś taką awersję, że to firma co robi swoich użyszkodników w balona - w ten czy inny sposób, tylko ten wykryto i zdemaskowano, a inne być może nie.
Czy inne firmy robią dokładnie to samo? Można domniemywać, ale twardych dowodów nie mam, a w przypadku appla mam.
Nie rozumiem „ w celu dostosowania ceny do wartości o 5 procent niższej od oferty Rosjan na rynku”.
Co stoi na przeszkodzie by Ruskie podnosili cenę swojej oferty o 10%.
Tam są lepsze rzeczy :-). Na początek chodzi o tych wrednych kapitalistów co chcą dużo za ubezpieczenie tankowców - podobno "zdejmuje" to z zysku Rosjan kolejne dolary. Generalnie Rosjanie ponoć już teraz powiedzieli, że część szybów idzie do zamknięcia bo przyniosą za duże straty.
No i 7 pakiet sankcji (z naciskiem na przemysł wydobywczy - long game) na Rosję jaki ponoć mamy wstępnie dogadany. Tutaj niestety jest problem pod nazwą Węgry...
Rozwiązanie wojskowe to chociażby GPS z lat 70., ekrany dotykowe były opracowywane już w latach 80. - IBM, Xerox, a przede wszystkim Bell Labs (warto sprawdzić czym się chwalą - https://pl.wikipedia.org/wiki/Bell_Labs ) to zaawansowane R&D. Co ciekawe komercyjnie pierwszy ekran dotykowy wypuściły Francuzy, na rycinie Lemur z 2005 roku
Nikt chyba Apple nie gani za to że pozbierał koncepcje, dołożył swoje (również marketing) i działał - tak trzeba żyć.
No i tutaj info: podobno chciwi Indusi i Chińczycy winszują sobie za ubezpieczenie frachtu rosyjskiej ropy tyle, że wychodzi po 20-25 USD na baryłkę. Jakby nasi przepchnęli te 30 USD (nierealne) to by zaraz Rosja musiała dopłacać aby wydobyć i sprzedać...
Nie dziwię się pederastom, że nie chcą się wcielać. Nie mają motywacji... A dla normalnego człowieka miesiąc bez zgryźliwej baby to lepsze niż wakacje.
Fragment postu (bez historii o Finach), II wojna światowa w kolorze.
Czyż nie tak samo postępuje rosja putinowska, wycofując się z Ukrainy?
••••••••••••••
Unternehmen Barbarrossa - cz. LXIII: bitwa radiowa. Próg: 500. Sprawdź, czy widziałeś ostatni wpis o niemieckich jeńcach w sowieckiej niewoli i ludobójstwie Niemców nadwołżańskich, oraz o rozkazie 270.
Pisałem już kiedyś, że ZSRR posiadał najnowocześniejszą armię świata. Już na początku lat 30. przeprowadzano liczne próby z minami odpalanymi za pomocą fal radiowych. Pierwszą masowo produkowaną miną była F-10, zaprojektowana w 1929 roku. Ważyła ona 35 kg i składała się z radiostacji odbiorczej, baterii, 30-metrowej anteny oraz przekaźnika. Mina mogła być zakopana w ziemi, lub zanurzona w wodzie w gumowej torbie i znajdować się ok. 50 metrów od materiału wybuchowego. Mechanizm zegarowy pozwalał na okresowe wyłączanie miny, by oszczędzać baterię. Do jej odpalenia potrzebny był specjalny, zaszyfrowany sygnał na określonej częstotliwości. Po jego odebraniu, następowało automatyczne rozkodowanie i eksplozja. Zasięg odbierania sygnału wynosił teoretycznie 600 km, aczkolwiek najczęściej nadawano go z mniejszego dystansu. Wyprodukowano w sumie ok. 5 tys. takich min.
Okazja do przetestowania min nadeszła szybko. Już w lipcu 1941 roku w Pskowie - nim Sowieci się jeszcze z niego wycofali - w trzech budynkach zamontowano miny. Ich montażem zajmowały się specjalne plutony saperskie. 12 lipca nadano sygnał do ich odpalenia, a zwiad powietrzny potwierdził eksplozje. Niemcy wówczas już dowiedzieli się o istnieniu sowieckich min odpalanych radiowo, choć sądzili, że jest to wynalazek amerykański, i utworzyli cztery specjalne plutony saperskie, mające zająć się ich poszukiwaniem.
* * *
Chyba najsłynniejszym momentem użycia min odpalanych radiowo, było to, co nastąpiło w Kijowie.
Po południu 24 września 1941 roku, pięć dni po zajęciu miasta przez Wehrmacht w największej batalii, jaką widział świat, seria eksplozji wstrząsnęła ukraińską stolicą. Wybuchy następowały kolejno, nie jednocześnie. Najwięcej ich miało miejsce w rejonie Chreszczatyku - głównej alei miasta, odpowiednika warszawskiej Marszałkowskiej. Reprezentacyjna arteria została niemal całkowicie zburzona - zniszczeniu uległo ponad 200 budynków, w tym Dom Ginzburga, pierwszy kijowski drapacz chmur. Ucierpiały też wodociągi, mosty na Dnieprze, elektrownia, ciepłownia, poczta, telegraf i centrala telefoniczna. W wielu budynkach znajdowały się zgromadzone przez Sowietów do obrony miasta materiały wybuchowe i koktajle Mołotowa, których nie zdążono użyć. Panowało poza tym suche, gorące lato. Rozpętały się liczne pożary, obejmujące z łatwością drewniane budynki i szopy. Wybuchła burza ogniowa, trwająca przez pięć dni. Większa część starej zabudowy centrum Kijowa została wówczas zniszczona, w tym wiele bezcennych zabytków. Straty materialne i kulturalne były ogromne.
Niemców doprowadziło to do furii odwetu. Szukano winnych.
Dwa dni po eksplozjach, komendant miasta, generał Kurt Eberhard, dowódca SS i policji w Kijowie SS-Obergruppenführer Friedrich Jeckeln, SS-Standartenführer Paul Blobel, dowódca Sonderkommando 4a z Einsatzgruppe ''C'', oraz przełożony Blobela, SS-Brigadeführer dr Otto Rasch (znanego nam już z mordów na Żydach we Lwowie i egzekucji polskich profesorów tamże) spotkali się w tyłowej siedzibie dowództwa GA ''Południe''. Ustalili oni, że w Kijowie należy rozpocząć eksterminację Żydów, jako głównych podejrzanych o współpracę z sowieckimi dywersantami i zamontowanie materiałów wybuchowych.
Od 29 września - żydowskiego święta Jom Kipur - do 3 października 1941 roku doszło do masakry w Babim Jarze - wąwozie dziś na terenie Kijowa - gdzie członkowie Einsatzgruppe ''C'', oraz niemieccy i ukraińscy policjanci zamordowali 33 771 Żydów.
Jednak nie był to koniec ''wojny minowej'' w Kijowie. 3 listopada 1941 roku potężna eksplozja targnęła soborem Zaśnięcia Matki Bożej na Ławrze Peczerskiej - najstarszym kompleksie klasztornym w Kijowie, zbudowanym w 1073 roku. Wg niektórych źródeł, eksplozja miała miejsce tuż po opuszczeniu katedry przez księdza-prezydenta Józefa Tisę, przywódcę Słowacji, odbywającego wizytę w Kijowie, ale dość wątpliwe, by to on był celem zamachu. Sobór został w większości zniszczony. Dziwnym zrządzeniem losu, ocalało tylko prezbiterium z freskiem przedstawiającym Chrystusa. Zdjęcia jego ruin potem bezczelnie wykorzystywali Sowieci, twierdząc, jakoby Niemcy go zbombardowali.
Cóż, zupełnie, jak przy wysadzeniu zapory DnieproGES, gdzie też łobuzy spod czerwonej szmaty próbowali przerzucić winę za swoje zbrodnie na innych...
Niemcom w końcu udało się pojmać dowódcę jednego z sowieckich plutonów saperskich, który wskazał im lokalizacje pozostałych min i pomógł je rozbroić. Dzięki jego wskazówkom miny usunięto m.in. z gmachu kijowskiej Opery i Domu Nauczyciela.
* * *
Bliźniacze wydarzenia miały miejsce w Charkowie, co wiecie także z mojego wpisu. Dowodził tam pułkownik Ilja Starinow, radziecki spec od dywersji, weteran wojny domowej i wojny w Hiszpanii, nazywany ''dziadkiem Specnazu''. Słynął z uderzeń na tyłach wroga. Jego saperzy rozmieścili w mieście 3 tysiące min-pułapek i z opóźnionym zapłonem. Zaminowali wszystkie ważniejsze obiekty: elektrownię, ciepłownię, torowiska, wodociągi itp. Zakopali też w reprezentacyjnym, modernistycznym budynku Komitetu Centralnego ukraińskiej kompartii dwie miny. Jedną na głębokości metra, drugą - na głębokości pięciu metrów. W sumie 350 kilogramów amonalu. Liczyli, że po znalezieniu pierwszej, Niemcy przestaną szukać kolejnych.
Nie pomylili się.
Niemieccy saperzy, wiedząc o przypadkach z Kijowa i innych miast, od razu po wkroczeniu do miasta rozpoczęli oczyszczanie go z min, szczególnie F-10. Wiele udało im się znaleźć i rozbroić, lub zniszczyć. W tym jedną z budynku Komitetu Centralnego.
Generał Georg Braun, dowódca 68. Dywizji Piechoty, wybrał ten właśnie budynek na kwaterę dla swojego sztabu.
14 listopada 1941 roku Charkowem wstrząsnęła potężna eksplozja. Gdy opadła chmura pyłu i rozwiał się dym, okazało się, że z budynku Komitetu zostały gruzy. Pod nimi zginął sam generał, jak i trzynastu członków jego sztabu.
I tu doszło do furii niemieckiego odwetu, w którym uczestniczyło Sonderkommando 4a po zakończeniu ''pracy'' w Babim Jarze. Po śmierci gen. Brauna aresztowano natychmiast 200 osób (głównie Żydów) i je powieszono. W nieodległym od miasta uroczysku Drobyćkyj Jar od grudnia 1941 do czerwca 1942 roku Niemcy zamordowali ok. 15 tysięcy charkowskich Żydów.
* * *
''Ataki radiowe'' miały miejsce także w Rżewie oraz okupowanej przez Rumunów Odessie. W tym ostatnim mieście zginął komendant miasta, generał Ioan Glogojeanu, dowódca 10. Dywizji Piechoty, oraz 60 innych osób, w tym szesnastu rumuńskich oficerów. Dla Sowietów, a później także Rosjan, historia min odpalanych radiowo była i jest powodem do dumy, że Armia Czerwona była w stanie zadawać straty poważne Niemcom, nawet z dużych odległości, za pomocą fal radiowych. Uderzać niczym widma za ich plecami.
Rzeczywiście, był to niesamowity wyczyn i wielki sukces sowieckich saperów, niemający chyba dotąd żadnego odpowiednika w historii. Akcje te były iście hollywoodzkie, nie ustępowały niczym akcjom brytyjskich komandosów i nadają się na fabułę filmu, jeśli nie serialu. Dowodzi to też fachowości i sprawności oddziałów specjalnych Armii Czerwonej, oraz wybitnego poziomu radzieckiego wywiadu.
Jednak legenda ta też mroczną twarz. Od min odpalanych radiowo cierpieli głównie radzieccy cywile.
Ginęli masowo w eksplozjach i pożarach, tracili dom i dobytek. Wskutek zniszczeń infrastruktury miejskiej byli pozbawieni prądu, wody i ciepła. Widokiem codziennym jesienią 1941 roku były tłumy cywilów z wiadrami, czerpiących wodę z Dniepru, dopóki Niemcy nie naprawili wodociągów i elektrowni. Wskutek zniszczeń linii komunikacyjnych, szybko zaczęło brakować żywności. Sam Wehrmacht miał problemy aprowizacyjne, poza tym III Rzesza nie zamierzała pomagać sowieckim jeńcom wojennym, a co dopiero radzieckim cywilom. Wehrmacht nie był też w stanie usuwać na bieżąco zniszczeń dokonywanych przez eksplozje, zwłaszcza, że Sowieci prowadzili wszędzie politykę spalonej ziemi, niszcząc także inne miasta, wsie i płody rolne, skazując tym samym własną ludność cywilną na głód i nędzę. To, czego Sowieci nie zniszczyli wycofując się, było konfiskowane przez niemieckie władze okupacyjne na mocy zbrodniczego Hunger-Plan, zakładającego, że Niemcy będą żywić się kosztem okupowanych terytoriów. Sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej wraz z nadejściem zimy. 450 tysięcy mieszkańców Kijowa i 300 tysięcy z Charkowa koszmarnie cierpiało z głodu i zimna na przełomie 1941 i 1942 roku. Szacuje się, że w Kijowie zmarło z głodu, chorób i zimna ok. 50 tysięcy osób, a w Charkowie - 20 tysięcy.
Wreszcie - eksplozje min wywoływały niemiecką i rumuńską furię, wyładowywaną na niewinnych mieszkańcach, podejrzanych o dywersję, co doprowadziło do tysięcy ofiar.
* * *
Tylko w jednym miejscu Sowietom nie wyszedł ich plan (...)
Z opisu na niemieckiej wikipedii wynika, że to połączenie odbiornika radiowego i nieco gratów do telegrafii wielokrotnej (detekcja kodu przy pomocy kamertonów i przekaźników) .
Wysoki, choć nie zadziwiający, poziom techniki ówczesnych lat.
Urządzenie do zastosowań typowo stacjonarnych. Bateria, rozmiaru akumulatora samochodowego i podobnie ciężka, starczała na kilka dni. Antena miała długość 30m. Dla uzyskania efektu, podłączano do niego ładunek wielu ton trotylu.
Komentarz
Z Krabami udało się wszystko - a mogło nie udać się nic.
Po pierwsze - Kraby nie są od początku do końca polskim dziełem, słynne koreańskie podwozie, koncepcja całościowa też nie do końca nasza, ale... co z tego?
Polacy wzięli i sklecili kilka dobrych pomysłów, dołożyli swoje, a jak utknęli z podwoziem to po prostu zamówili czyjeś - i mamy to. I mamy super sprzęt powstający w polskiej fabryce, do którego mamy pełne prawo - produkować i eksportować. I owszem, były perturbacje, ale koniec końców się udało, i to udało się znakomicie.
Ja się wstrzymywałem z zachwytami wiedząc że tego typu sprzęt (jak w zasadzie każdy) weryfikuje wojna, ale teraz już można odrtąbić górne hymny - i zwracam uwagę że dotyczy to KAŻDEGO polskiego sprzętu wysłanego na Ukrainę. Zarówno Pioruny jak i Kraby czy Warmaty, ale także Groty - WSZYSTKO się sprawdziło. Wszystko.
Krótka wypowiedź, a przypomina czemu w Polsce był taki entuzjazm i wewnętrzna potrzeba pomóc Czeczenii.
W tych czasach nie ma 100% projektów. Zasługą Apple'a a właściwie Jobsa było dopracowanie kluczowych detali, produkt już od dawna był gotów do wypuszczenia na rynek a Jobs ciągle wiercił dziury w brzuchach projektantom.
I sprawdziło się, już straciłem rachubę ile lat mamy z małżonką kilka iPhone'ów i iPadów. Niezawodne.
W większości jest to projekt armii amerykańskiej.
Genialnym pomysłem Jobsa było to, żeby wywalić klawiaturę z tej układanki, ale poza tym wszystko od zupaków.
Pan Żorżyk wszystko detalicznie państwu wyłoży:
Ale to tylko pokazuje że to jest słuszna i uniwersalna koncepcja - po wuja wymyślać koło od nowa.
Co do Appla nigdy nic nie miałem, gdyż mnie zniesmaczył proces o pierwszego ajfona - firma ponoć celowo zaprojektowała niewymienną baterię na 18 miesięcy. I mam jakąś taką awersję, że to firma co robi swoich użyszkodników w balona - w ten czy inny sposób, tylko ten wykryto i zdemaskowano, a inne być może nie.
Czy inne firmy robią dokładnie to samo? Można domniemywać, ale twardych dowodów nie mam, a w przypadku appla mam.
No i 7 pakiet sankcji (z naciskiem na przemysł wydobywczy - long game) na Rosję jaki ponoć mamy wstępnie dogadany. Tutaj niestety jest problem pod nazwą Węgry...
Co ciekawe komercyjnie pierwszy ekran dotykowy wypuściły Francuzy, na rycinie Lemur z 2005 roku
Nikt chyba Apple nie gani za to że pozbierał koncepcje, dołożył swoje (również marketing) i działał - tak trzeba żyć.
A dla normalnego człowieka miesiąc bez zgryźliwej baby to lepsze niż wakacje.
Czyż nie tak samo postępuje rosja putinowska, wycofując się z Ukrainy?
••••••••••••••
Unternehmen Barbarrossa - cz. LXIII: bitwa radiowa. Próg: 500. Sprawdź, czy widziałeś ostatni wpis o niemieckich jeńcach w sowieckiej niewoli i ludobójstwie Niemców nadwołżańskich, oraz o rozkazie 270.
Pisałem już kiedyś, że ZSRR posiadał najnowocześniejszą armię świata. Już na początku lat 30. przeprowadzano liczne próby z minami odpalanymi za pomocą fal radiowych. Pierwszą masowo produkowaną miną była F-10, zaprojektowana w 1929 roku. Ważyła ona 35 kg i składała się z radiostacji odbiorczej, baterii, 30-metrowej anteny oraz przekaźnika. Mina mogła być zakopana w ziemi, lub zanurzona w wodzie w gumowej torbie i znajdować się ok. 50 metrów od materiału wybuchowego. Mechanizm zegarowy pozwalał na okresowe wyłączanie miny, by oszczędzać baterię. Do jej odpalenia potrzebny był specjalny, zaszyfrowany sygnał na określonej częstotliwości. Po jego odebraniu, następowało automatyczne rozkodowanie i eksplozja. Zasięg odbierania sygnału wynosił teoretycznie 600 km, aczkolwiek najczęściej nadawano go z mniejszego dystansu. Wyprodukowano w sumie ok. 5 tys. takich min.
Okazja do przetestowania min nadeszła szybko. Już w lipcu 1941 roku w Pskowie - nim Sowieci się jeszcze z niego wycofali - w trzech budynkach zamontowano miny. Ich montażem zajmowały się specjalne plutony saperskie. 12 lipca nadano sygnał do ich odpalenia, a zwiad powietrzny potwierdził eksplozje. Niemcy wówczas już dowiedzieli się o istnieniu sowieckich min odpalanych radiowo, choć sądzili, że jest to wynalazek amerykański, i utworzyli cztery specjalne plutony saperskie, mające zająć się ich poszukiwaniem.
* * *
Chyba najsłynniejszym momentem użycia min odpalanych radiowo, było to, co nastąpiło w Kijowie.
Po południu 24 września 1941 roku, pięć dni po zajęciu miasta przez Wehrmacht w największej batalii, jaką widział świat, seria eksplozji wstrząsnęła ukraińską stolicą. Wybuchy następowały kolejno, nie jednocześnie. Najwięcej ich miało miejsce w rejonie Chreszczatyku - głównej alei miasta, odpowiednika warszawskiej Marszałkowskiej. Reprezentacyjna arteria została niemal całkowicie zburzona - zniszczeniu uległo ponad 200 budynków, w tym Dom Ginzburga, pierwszy kijowski drapacz chmur. Ucierpiały też wodociągi, mosty na Dnieprze, elektrownia, ciepłownia, poczta, telegraf i centrala telefoniczna. W wielu budynkach znajdowały się zgromadzone przez Sowietów do obrony miasta materiały wybuchowe i koktajle Mołotowa, których nie zdążono użyć. Panowało poza tym suche, gorące lato. Rozpętały się liczne pożary, obejmujące z łatwością drewniane budynki i szopy. Wybuchła burza ogniowa, trwająca przez pięć dni. Większa część starej zabudowy centrum Kijowa została wówczas zniszczona, w tym wiele bezcennych zabytków. Straty materialne i kulturalne były ogromne.
Niemców doprowadziło to do furii odwetu. Szukano winnych.
Dwa dni po eksplozjach, komendant miasta, generał Kurt Eberhard, dowódca SS i policji w Kijowie SS-Obergruppenführer Friedrich Jeckeln, SS-Standartenführer Paul Blobel, dowódca Sonderkommando 4a z Einsatzgruppe ''C'', oraz przełożony Blobela, SS-Brigadeführer dr Otto Rasch (znanego nam już z mordów na Żydach we Lwowie i egzekucji polskich profesorów tamże) spotkali się w tyłowej siedzibie dowództwa GA ''Południe''. Ustalili oni, że w Kijowie należy rozpocząć eksterminację Żydów, jako głównych podejrzanych o współpracę z sowieckimi dywersantami i zamontowanie materiałów wybuchowych.
Od 29 września - żydowskiego święta Jom Kipur - do 3 października 1941 roku doszło do masakry w Babim Jarze - wąwozie dziś na terenie Kijowa - gdzie członkowie Einsatzgruppe ''C'', oraz niemieccy i ukraińscy policjanci zamordowali 33 771 Żydów.
Jednak nie był to koniec ''wojny minowej'' w Kijowie. 3 listopada 1941 roku potężna eksplozja targnęła soborem Zaśnięcia Matki Bożej na Ławrze Peczerskiej - najstarszym kompleksie klasztornym w Kijowie, zbudowanym w 1073 roku. Wg niektórych źródeł, eksplozja miała miejsce tuż po opuszczeniu katedry przez księdza-prezydenta Józefa Tisę, przywódcę Słowacji, odbywającego wizytę w Kijowie, ale dość wątpliwe, by to on był celem zamachu. Sobór został w większości zniszczony. Dziwnym zrządzeniem losu, ocalało tylko prezbiterium z freskiem przedstawiającym Chrystusa. Zdjęcia jego ruin potem bezczelnie wykorzystywali Sowieci, twierdząc, jakoby Niemcy go zbombardowali.
Cóż, zupełnie, jak przy wysadzeniu zapory DnieproGES, gdzie też łobuzy spod czerwonej szmaty próbowali przerzucić winę za swoje zbrodnie na innych...
Niemcom w końcu udało się pojmać dowódcę jednego z sowieckich plutonów saperskich, który wskazał im lokalizacje pozostałych min i pomógł je rozbroić. Dzięki jego wskazówkom miny usunięto m.in. z gmachu kijowskiej Opery i Domu Nauczyciela.
* * *
Bliźniacze wydarzenia miały miejsce w Charkowie, co wiecie także z mojego wpisu. Dowodził tam pułkownik Ilja Starinow, radziecki spec od dywersji, weteran wojny domowej i wojny w Hiszpanii, nazywany ''dziadkiem Specnazu''. Słynął z uderzeń na tyłach wroga. Jego saperzy rozmieścili w mieście 3 tysiące min-pułapek i z opóźnionym zapłonem. Zaminowali wszystkie ważniejsze obiekty: elektrownię, ciepłownię, torowiska, wodociągi itp. Zakopali też w reprezentacyjnym, modernistycznym budynku Komitetu Centralnego ukraińskiej kompartii dwie miny. Jedną na głębokości metra, drugą - na głębokości pięciu metrów. W sumie 350 kilogramów amonalu. Liczyli, że po znalezieniu pierwszej, Niemcy przestaną szukać kolejnych.
Nie pomylili się.
Niemieccy saperzy, wiedząc o przypadkach z Kijowa i innych miast, od razu po wkroczeniu do miasta rozpoczęli oczyszczanie go z min, szczególnie F-10. Wiele udało im się znaleźć i rozbroić, lub zniszczyć. W tym jedną z budynku Komitetu Centralnego.
Generał Georg Braun, dowódca 68. Dywizji Piechoty, wybrał ten właśnie budynek na kwaterę dla swojego sztabu.
14 listopada 1941 roku Charkowem wstrząsnęła potężna eksplozja. Gdy opadła chmura pyłu i rozwiał się dym, okazało się, że z budynku Komitetu zostały gruzy. Pod nimi zginął sam generał, jak i trzynastu członków jego sztabu.
I tu doszło do furii niemieckiego odwetu, w którym uczestniczyło Sonderkommando 4a po zakończeniu ''pracy'' w Babim Jarze. Po śmierci gen. Brauna aresztowano natychmiast 200 osób (głównie Żydów) i je powieszono. W nieodległym od miasta uroczysku Drobyćkyj Jar od grudnia 1941 do czerwca 1942 roku Niemcy zamordowali ok. 15 tysięcy charkowskich Żydów.
* * *
''Ataki radiowe'' miały miejsce także w Rżewie oraz okupowanej przez Rumunów Odessie. W tym ostatnim mieście zginął komendant miasta, generał Ioan Glogojeanu, dowódca 10. Dywizji Piechoty, oraz 60 innych osób, w tym szesnastu rumuńskich oficerów. Dla Sowietów, a później także Rosjan, historia min odpalanych radiowo była i jest powodem do dumy, że Armia Czerwona była w stanie zadawać straty poważne Niemcom, nawet z dużych odległości, za pomocą fal radiowych. Uderzać niczym widma za ich plecami.
Rzeczywiście, był to niesamowity wyczyn i wielki sukces sowieckich saperów, niemający chyba dotąd żadnego odpowiednika w historii. Akcje te były iście hollywoodzkie, nie ustępowały niczym akcjom brytyjskich komandosów i nadają się na fabułę filmu, jeśli nie serialu. Dowodzi to też fachowości i sprawności oddziałów specjalnych Armii Czerwonej, oraz wybitnego poziomu radzieckiego wywiadu.
Jednak legenda ta też mroczną twarz. Od min odpalanych radiowo cierpieli głównie radzieccy cywile.
Ginęli masowo w eksplozjach i pożarach, tracili dom i dobytek. Wskutek zniszczeń infrastruktury miejskiej byli pozbawieni prądu, wody i ciepła. Widokiem codziennym jesienią 1941 roku były tłumy cywilów z wiadrami, czerpiących wodę z Dniepru, dopóki Niemcy nie naprawili wodociągów i elektrowni. Wskutek zniszczeń linii komunikacyjnych, szybko zaczęło brakować żywności. Sam Wehrmacht miał problemy aprowizacyjne, poza tym III Rzesza nie zamierzała pomagać sowieckim jeńcom wojennym, a co dopiero radzieckim cywilom. Wehrmacht nie był też w stanie usuwać na bieżąco zniszczeń dokonywanych przez eksplozje, zwłaszcza, że Sowieci prowadzili wszędzie politykę spalonej ziemi, niszcząc także inne miasta, wsie i płody rolne, skazując tym samym własną ludność cywilną na głód i nędzę. To, czego Sowieci nie zniszczyli wycofując się, było konfiskowane przez niemieckie władze okupacyjne na mocy zbrodniczego Hunger-Plan, zakładającego, że Niemcy będą żywić się kosztem okupowanych terytoriów. Sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej wraz z nadejściem zimy. 450 tysięcy mieszkańców Kijowa i 300 tysięcy z Charkowa koszmarnie cierpiało z głodu i zimna na przełomie 1941 i 1942 roku. Szacuje się, że w Kijowie zmarło z głodu, chorób i zimna ok. 50 tysięcy osób, a w Charkowie - 20 tysięcy.
Wreszcie - eksplozje min wywoływały niemiecką i rumuńską furię, wyładowywaną na niewinnych mieszkańcach, podejrzanych o dywersję, co doprowadziło do tysięcy ofiar.
* * *
Tylko w jednym miejscu Sowietom nie wyszedł ich plan (...)
KONIEC CZĘŚCI SZEŚĆDZIESIĄTEJ TRZECIEJ
Wysoki, choć nie zadziwiający, poziom techniki ówczesnych lat.
Urządzenie do zastosowań typowo stacjonarnych. Bateria, rozmiaru akumulatora samochodowego i podobnie ciężka, starczała na kilka dni. Antena miała długość 30m.
Dla uzyskania efektu, podłączano do niego ładunek wielu ton trotylu.
Tym niemniej sama perspektywa prowadzenia z Moskalami otwartego dialogu z pomocą palnej broni rozlewa mi pewne ciepełko na serduszku.