Pani_Łyżeczka napisal(a): Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że nie tylko alkoholizm jest złem. Problem jest także pijaństwo czyli częste wprowadzanie się się w stan upojenia alkoholowego. Czasami mam wrażenie, że niektórzy nie potrafią spędzać wolnego czasu i relaksować się bez alko. Zdarzyło mi się być w wakacje w sobotnie popołudnie na Drodze Pod Reglami - dużo podlanych, niby wesołych wulgarnych głośnych a jednak jakoś apatycznych w swojej masie ludzi z dziećmi z którymi komunikowali się "drąc na nie ryja' - byli na wakacjach. Oni nie wypoczną, nie zregenerują się , nie zaznają rekreacji, przez co cierpieć będzie, ciało ,psychika ,dzieci, produktywność, system ochrony zdrowia PKB itp. Moim zdaniem pijanswo obok alkoholizmu jest to jest pełzający wielkoskalowy problem.
Pijaństwo to jest gigantyczny problem. Formatuje życie w perspektywie tygodnia. Piątek wieczór jest nagrodą. W piątek jest luz, zrobiłem to miałem zrobić, mam więc spotkanie z flaszką, piwkiem, winkiem, w towarzystwie lub nie, w knajpie, w domu, na działce. Często do odcięcia. W sobotę jest różnie, ale poprawka być musi, jakaś robótka przydomowa żeby nie było, że dwa dni tylko melanż. Często też do odcięcia.
W niedzielę próbujemy dojść do siebie. W niedzielę jest kac. Na przetrzymanie, walaniem się do 16. ale też do zwalczenia, sauną, spacerami, jakimś ruchem. Nie da się wygrać, więc poniedziałek jest też ciężki, przymulony, ale z wahaniami nastroju. We wtorek jest już trochę lepiej, zaczyna wracać humor i stabilność. Środa i czwartek to udowadnianie sobie, że już dobrze, efektywność, koncentracja jako takie.
W piątek mogę wszystko ! To był dobry tydzień, dużo zrobiłem, odbębniłem swoje, należy mi się nagroda !
JORGE napisal(a): W niedzielę próbujemy dojść do siebie. W niedzielę jest kac. Na przetrzymanie, walaniem się do 16. ale też do zwalczenia, sauną, spacerami, jakimś ruchem.
Rzchanym napisal(a): Jak nie ma problemu to jest w porządku, ale jak reaguje rechotem to świadczy o nim jak najgorzej.
Dla mnie nie ma problemu. Chyba że niepijący zachowuje się jak nawiedzony wegetarianin. A są i tacy.
Pierwsze słyszę. :P
Oj są, są. Z moich doświadczeń anegdotycznych najczęstsi są "zatroskani psychologowie". "Masz jakieś problemy, że musisz pić? Zagłuszasz coś w sobie?" itp. A raz trafił mi się "spoufalacz". "No przyznaj się, kiedy ostatni raz film ci się zerwał".
Rzchanym napisal(a): Jak nie ma problemu to jest w porządku, ale jak reaguje rechotem to świadczy o nim jak najgorzej.
Dla mnie nie ma problemu. Chyba że niepijący zachowuje się jak nawiedzony wegetarianin. A są i tacy.
Pierwsze słyszę. :P
Oj są, są. Z moich doświadczeń anegdotycznych najczęstsi są "zatroskani psychologowie". "Masz jakieś problemy, że musisz pić? Zagłuszasz coś w sobie?" itp. A raz trafił mi się "spoufalacz". "No przyznaj się, kiedy ostatni raz film ci się zerwał".
Prawdę powiedziawszy, ja poza sobą nie znam nikogo (w "realu" oczywiście, nie w internecie), kto byłby abstynentem (to znaczy osobiście, bo ktoś ze znajomych kiedyś zetknął się z kimś z Krucjaty, ale ja tej osoby nie znam), nie mówiąc już o wykazywaniu jakichś negatywnych cech.
Tych kilku co przelotnie spotkałem przy mnie nie piło. Ale nie gwarantuję, że to byli prawdziwi abstynenci. Może sami mieli problem i tak się maskowali :-)
Pani_Łyżeczka napisal(a): Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że nie tylko alkoholizm jest złem. Problem jest także pijaństwo czyli częste wprowadzanie się się w stan upojenia alkoholowego. Czasami mam wrażenie, że niektórzy nie potrafią spędzać wolnego czasu i relaksować się bez alko. Zdarzyło mi się być w wakacje w sobotnie popołudnie na Drodze Pod Reglami - dużo podlanych, niby wesołych wulgarnych głośnych a jednak jakoś apatycznych w swojej masie ludzi z dziećmi z którymi komunikowali się "drąc na nie ryja' - byli na wakacjach. Oni nie wypoczną, nie zregenerują się , nie zaznają rekreacji, przez co cierpieć będzie, ciało ,psychika ,dzieci, produktywność, system ochrony zdrowia PKB itp. Moim zdaniem pijanswo obok alkoholizmu jest to jest pełzający wielkoskalowy problem.
Pijaństwo to jest gigantyczny problem. Formatuje życie w perspektywie tygodnia. Piątek wieczór jest nagrodą. W piątek jest luz, zrobiłem to miałem zrobić, mam więc spotkanie z flaszką, piwkiem, winkiem, w towarzystwie lub nie, w knajpie, w domu, na działce. Często do odcięcia. W sobotę jest różnie, ale poprawka być musi, jakaś robótka przydomowa żeby nie było, że dwa dni tylko melanż. Często też do odcięcia.
W niedzielę próbujemy dojść do siebie. W niedzielę jest kac. Na przetrzymanie, walaniem się do 16. ale też do zwalczenia, sauną, spacerami, jakimś ruchem. Nie da się wygrać, więc poniedziałek jest też ciężki, przymulony, ale z wahaniami nastroju. We wtorek jest już trochę lepiej, zaczyna wracać humor i stabilność. Środa i czwartek to udowadnianie sobie, że już dobrze, efektywność, koncentracja jako takie.
W piątek mogę wszystko ! To był dobry tydzień, dużo zrobiłem, odbębniłem swoje, należy mi się nagroda !
Miliony ludzi w Polsce tak żyją.
I hasło jednej z rpzglosni Byle do piątku. Jakby inne dni były bez wartości
Cóż. Trzeźwość to jeden z filarów godności człowieka jako stworzenia Bożego. Warto się w niej rozsmakować, bardzo polecam. Bogu dzięki, dotąd łatwo mi to przychodziło, ponieważ napoje z zwartością alkoholu nie stanowią dla mnie żadnej atrakcji, przeciwnie. Zasadniczo etanol psuje mi smak napoju. Mogę od wielkiego święta wypić kieliszek wina do posiłku, ale co najmniej równie dobrze świętuje się przecież i bez tego.
Coś się w człeku ściska, głęboki sprzeciw się budzi na widok kogoś upodlonego a często i fizycznie zniszczonego własnym pijaństwem.
Powiedzcie mi - dlaczego piwo, wino i trunki mocniejsze (nie lubię słowa al-kohol) kojarzycie natychmiast z duchową i fizyczną degradacją? Mam takie niejasne wrażenie, że w Kanie Galilejskiej Jezus zamienił wodę nie w smaczną i pożywną oranżadę (najczęściej straszne paskudztwo) a właśnie w wino, więc podejrzewam, że jego celem nie była duchowa i fizyczna degradacja uczestników wesela tylko co innego. No właśnie, co?
Wszystko zależy od ilości. Wino w małych ilościach spożywa się dla ugaszenia pragnienia, popicia posiłku, walorów smakowych, wzrokowych i zapachowych. Jednak nieco większa ilość prowadzi do różnego stopnia upojenia ahkolowego (od "zaszumiało" do "zwałki").
Z kolei częste spożywanie nawet drobnych ilości prowadzi do uzależnienia chemicznego. Chodzi o substancję zawartą w napojach z zawartością anko, czyli również w piwie i winie.
Można być ankoholikiem a nawet pijakiem spożywając wyłącznie piwo i wino. Goś, co mi drzi montował, AA, opowiadał mi, że wypijał 20 butelek/puszek piwa dziennie, zaczynał dzień od kilku.
W Łodzi pod patronatem ówczesnego metropolity - abp. Marka J. - wydana zostałą książka pt. Czwarte przykazanie. W jednym z rozdziałów tego świetnego dzieła przytaczano statystyki ankoholizmu u seniorów i procenty (nomen omen) były zatrważające. Znajduje to potwierdzenie w obserwacjach KM a i w rodzinie mieliśmy/mamy kilka takich przypadków.
Maria "Ciocia Maria" Sawicka, prawnik pro bono przez całe życie, twórczyni telefonu zaufania dla kobiet w ciąży, znała życie od podszewki i również uważała anko za najgroźniejszą przyczynę problemów społecznych.
Istnieją oczywiście osoby pozostającej w całkowitej abstynencji od produktów zawierających etanol i nie zachowujący się jak jechowi. Patrząc na nasze grono choćby Rafał. Również mój przyjaciel K (opisywany na sąsiednim forumnie) podarował swoją całkowitą dożywotnią abstynencję w intencji zdrowia swojego syna.
Powiedzcie mi - dlaczego piwo, wino i trunki mocniejsze (nie lubię słowa al-kohol) kojarzycie natychmiast z duchową i fizyczną degradacją?
Ponieważ wynikająca z nadużywania napojów alkoholowych degradacja nie pozostawia obojętnym, jest czymś wstrętnym, a przy tym stanowi widok nierzadki. Skojarzenie powstaje więc naturalnie i jest silne. Co gorsza, często bywa taka degradacja u praktykujących ją bagatelizowana a nawet pochwalana, takie zaś głupie postawy z kolei rodzą potrzebę sprzeciwu.
Po głowie kołacze mi takie powiedzonko: Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym.
Wiecie może, kto jest jego autorem, co ono znaczy i jak się ma do tego wątku?
No właśnie, no właśnie. Jeśli ktoś jak tylko dotknie butelki, to musi już ją wychlać i kilka następnych też aż nieprzytomny padnie pod stół, to rzeczywiście lepiej niech od tych butelek trzyma się z dala. Ale to chyba nie wszystko, bo jeśli ma taką skłonność, to coś z nim jest niedobrze, nawet jeśli przez lata pił tylko soczek i herbatkę.
Alkohol nie jest zły, alkohol jest dobry. Czy Kolega myśli, że ja się nie lubię napić? Lubię, jeszcze jak! Moje najlepsze wspomnienie z gór latem to kufel zimnego piwa po zejściu Ale "krucjata" jest święta, gdy jest wyrzeczeniem dla innych, a nie nienawiścią do alkoholu (piwa, wina, wódki itd) jako substancji. Nie piję, by dać świadectwo i pomóc tym, którzy już nie mogą przestać.
los napisal(a): Powiedzcie mi - dlaczego piwo, wino i trunki mocniejsze (nie lubię słowa al-kohol) kojarzycie natychmiast z duchową i fizyczną degradacją? Mam takie niejasne wrażenie, że w Kanie Galilejskiej Jezus zamienił wodę nie w smaczną i pożywną oranżadę (najczęściej straszne paskudztwo) a właśnie w wino, więc podejrzewam, że jego celem nie była duchowa i fizyczna degradacja uczestników wesela tylko co innego. No właśnie, co?
+1 Sam w życiu wypiłem 1 lampkę szampana - na 18 urodziny. I tyle. Mimo ze sporą rezerwą odnoszę się do różnego typu "apostołów trzeźwości" czy antyalkoholowych doktrynerów. Z kilku powodów (kolejność niehierarchiczna):
- w bardzo wielu znanych mi przypadkach i tak alkohol był dla nich rodzajem obsesji. I tak jak pijusy przez cały poniedziałek potrafiły opowiadać o tym jak to w weekend zachlali, tak "trzeźwościowcy" masowali się opowieściami jak to świetnie się bawili bez alkoholu. Przy czym zwrot "I nikt nie wypił ani kropli alkoholu" pojawiał się w co drugim zdaniu
- wręcz nabożny strach przed alkoholem i "zrównywactwo". Alkohol to zło absolutne, a wiec facet, który raz na parę tygodni wysączy sobie przy grillu półlitrowego lagera to w zasadzie też alkoholik tylko o tym jeszcze nie wie. To przy okazji wiąże się z "oszczednym gospodarowaniem prawdą" - przykład tego był w niedzielnym liście, gdy podano, że wg badan naukowych każda, nawet najmniejsza dawka alkoholu jest szkodliwa. Tyle, że nie ma takich badań. Najbliższe im są badania nad FAZ, ale te o małych dawkach zrobione są w sposób gwałcący metodologię epidemiologiczną.
- zafiksowanie na jednym problemie z niedostrzeganiem innych i znów nie liczenie się z faktami. To w niedzielnym licie było widać doskonale - słuchając go można było odnieść wrażenie, że problem nadużywania alkoholu jest coraz powszechniejszy. Przyznam szczerze, że nie jestem pawian. Może dlatego, że dobrze pamiętam lata 70-te i 80-te gdzie widok pijaków na ulicy, w pracy czy nawet zalanych nauczycieli w szkole nie był rzeczą niezwykłą. Oczywiście możliwe, że teraz pije się bardziej kameralnie ale więcej. Tyle, że znowu warto zadać pytanie czy kufel piwa co drugi dzień jest bardziej czy mniej szkodliwy niż ta sama ilość alkoholu przyswojona jednorazowo raz na 2 tygodnie. Nie twierdzę, bynajmniej, że nadużywanie alkoholu nie jest problemem, ale czy aby nie poświęca mu się zbyt dużej uwagi w stosunku do np. uzależnienie od mediów społecznościowych czy ponoć powszechnego korzystania z pornografii?
to rzeczywiście lepiej niech od tych butelek trzyma się z dala
Tak jest. Napoje alkoholowe są dla ludzi, więc jeśli u kogoś istnieje skłonność do wchodzenia w układ odwrotny, to widać akurat on się do tych ludzi nie zalicza.
Ale "krucjata" jest święta, gdy jest wyrzeczeniem dla innych
Nie twierdzę, bynajmniej, że nadużywanie alkoholu nie jest problemem, ale czy aby nie poświęca mu się zbyt dużej uwagi w stosunku do np. uzależnienie od mediów społecznościowych czy ponoć powszechnego korzystania z pornografii?
Zapewne z jednej strony trochę nawyk myślowy, z drugiej i zwłaszcza efekt soczewki. W naszej percepcji proporcje tego, na czym się skupiamy, z czym mamy bliski kontakt, są wyolbrzymione względem ogółu. Z trzeciej ja w sumie nie wiem, jaka jest rzeczywista skala problemu i jej dynamika... Mnie w tym interesuje raczej kwestia ogólniejsza - wartość trzeźwości myśli, sądu i aktu woli w opozycji do każdej formy wyzuwania się z przytomności umysłu, ucieczki od siebie i rzeczywistości.
allium napisal(a): Tyle, że znowu warto zadać pytanie czy kufel piwa co drugi dzień jest bardziej czy mniej szkodliwy niż ta sama ilość alkoholu przyswojona jednorazowo raz na 2 tygodnie.
Kufel piwa co drugi dzień to bardziej problem dietetyczny.
Rydygier napisal(a): Mnie w tym interesuje raczej kwestia ogólniejsza - wartość trzeźwości myśli, sądu i aktu woli w opozycji do każdej formy wyzuwania się z przytomności umysłu, ucieczki od siebie i rzeczywistości.
Doktór Pieterson powiada, że jest jakieś 5 czy 10% ludności, które reagują na ankohol inaczej niż reszta i to właśnie te osoby mają najwiętszą szansę na zostanie ankoholikami. Bo im ankohol uruchamia jakąś tam serotoninę i działa to tak jak u innych ludzi narkotyk iakowyś.
Robili experymenty na maupiszonach i one też tak. 90% wysączyło po kielonku i wróciło do domu, a reszta łoiła aż do zerwania filmozy.
Komentarz
W niedzielę próbujemy dojść do siebie. W niedzielę jest kac. Na przetrzymanie, walaniem się do 16. ale też do zwalczenia, sauną, spacerami, jakimś ruchem. Nie da się wygrać, więc poniedziałek jest też ciężki, przymulony, ale z wahaniami nastroju. We wtorek jest już trochę lepiej, zaczyna wracać humor i stabilność. Środa i czwartek to udowadnianie sobie, że już dobrze, efektywność, koncentracja jako takie.
W piątek mogę wszystko ! To był dobry tydzień, dużo zrobiłem, odbębniłem swoje, należy mi się nagroda !
Miliony ludzi w Polsce tak żyją.
Oj są, są. Z moich doświadczeń anegdotycznych najczęstsi są "zatroskani psychologowie". "Masz jakieś problemy, że musisz pić? Zagłuszasz coś w sobie?" itp. A raz trafił mi się "spoufalacz". "No przyznaj się, kiedy ostatni raz film ci się zerwał".
Prawdę powiedziawszy, ja poza sobą nie znam nikogo (w "realu" oczywiście, nie w internecie), kto byłby abstynentem (to znaczy osobiście, bo ktoś ze znajomych kiedyś zetknął się z kimś z Krucjaty, ale ja tej osoby nie znam), nie mówiąc już o wykazywaniu jakichś negatywnych cech.
Byle do piątku.
Jakby inne dni były bez wartości
Coś się w człeku ściska, głęboki sprzeciw się budzi na widok kogoś upodlonego a często i fizycznie zniszczonego własnym pijaństwem.
Z kolei częste spożywanie nawet drobnych ilości prowadzi do uzależnienia chemicznego. Chodzi o substancję zawartą w napojach z zawartością anko, czyli również w piwie i winie.
Można być ankoholikiem a nawet pijakiem spożywając wyłącznie piwo i wino. Goś, co mi drzi montował, AA, opowiadał mi, że wypijał 20 butelek/puszek piwa dziennie, zaczynał dzień od kilku.
W Łodzi pod patronatem ówczesnego metropolity - abp. Marka J. - wydana zostałą książka pt. Czwarte przykazanie. W jednym z rozdziałów tego świetnego dzieła przytaczano statystyki ankoholizmu u seniorów i procenty (nomen omen) były zatrważające. Znajduje to potwierdzenie w obserwacjach KM a i w rodzinie mieliśmy/mamy kilka takich przypadków.
Maria "Ciocia Maria" Sawicka, prawnik pro bono przez całe życie, twórczyni telefonu zaufania dla kobiet w ciąży, znała życie od podszewki i również uważała anko za najgroźniejszą przyczynę problemów społecznych.
Ale jak sobie z tym systemowo poradzić?
Podobnież mózg po zatruciu etanolem wraca do równowagi i sprawności po 3 tygodniach dopiero.
Powiedzmy to sobie wprost - piwo to prusak, wódka to rusek, sarmata pije tylko wino. Albo miód.
Wiecie może, kto jest jego autorem, co ono znaczy i jak się ma do tego wątku?
Alkohol nie jest zły, alkohol jest dobry. Czy Kolega myśli, że ja się nie lubię napić? Lubię, jeszcze jak! Moje najlepsze wspomnienie z gór latem to kufel zimnego piwa po zejściu Ale "krucjata" jest święta, gdy jest wyrzeczeniem dla innych, a nie nienawiścią do alkoholu (piwa, wina, wódki itd) jako substancji. Nie piję, by dać świadectwo i pomóc tym, którzy już nie mogą przestać.
Sam w życiu wypiłem 1 lampkę szampana - na 18 urodziny. I tyle. Mimo ze sporą rezerwą odnoszę się do różnego typu "apostołów trzeźwości" czy antyalkoholowych doktrynerów. Z kilku powodów (kolejność niehierarchiczna):
- w bardzo wielu znanych mi przypadkach i tak alkohol był dla nich rodzajem obsesji. I tak jak pijusy przez cały poniedziałek potrafiły opowiadać o tym jak to w weekend zachlali, tak "trzeźwościowcy" masowali się opowieściami jak to świetnie się bawili bez alkoholu. Przy czym zwrot "I nikt nie wypił ani kropli alkoholu" pojawiał się w co drugim zdaniu
- wręcz nabożny strach przed alkoholem i "zrównywactwo". Alkohol to zło absolutne, a wiec facet, który raz na parę tygodni wysączy sobie przy grillu półlitrowego lagera to w zasadzie też alkoholik tylko o tym jeszcze nie wie. To przy okazji wiąże się z "oszczednym gospodarowaniem prawdą" - przykład tego był w niedzielnym liście, gdy podano, że wg badan naukowych każda, nawet najmniejsza dawka alkoholu jest szkodliwa. Tyle, że nie ma takich badań. Najbliższe im są badania nad FAZ, ale te o małych dawkach zrobione są w sposób gwałcący metodologię epidemiologiczną.
- zafiksowanie na jednym problemie z niedostrzeganiem innych i znów nie liczenie się z faktami. To w niedzielnym licie było widać doskonale - słuchając go można było odnieść wrażenie, że problem nadużywania alkoholu jest coraz powszechniejszy. Przyznam szczerze, że nie jestem pawian. Może dlatego, że dobrze pamiętam lata 70-te i 80-te gdzie widok pijaków na ulicy, w pracy czy nawet zalanych nauczycieli w szkole nie był rzeczą niezwykłą. Oczywiście możliwe, że teraz pije się bardziej kameralnie ale więcej. Tyle, że znowu warto zadać pytanie czy kufel piwa co drugi dzień jest bardziej czy mniej szkodliwy niż ta sama ilość alkoholu przyswojona jednorazowo raz na 2 tygodnie. Nie twierdzę, bynajmniej, że nadużywanie alkoholu nie jest problemem, ale czy aby nie poświęca mu się zbyt dużej uwagi w stosunku do np. uzależnienie od mediów społecznościowych czy ponoć powszechnego korzystania z pornografii?
Robili experymenty na maupiszonach i one też tak. 90% wysączyło po kielonku i wróciło do domu, a reszta łoiła aż do zerwania filmozy.