los napisal(a): Buy one beer for the price of two and get one absolutely free!
mmaria napisal(a):
Mamy cztery drogie noże. Jak najlepiej sprzedać? Nie: każdy osobno po 99 zł. ale jeden za "Rewelacyjną niską cenę 399 zł! A jeśli kupisz teraz (romeck: zawsze będzie "teraz") dołożymi ci gratis dodatkowo trzy takie fantastyczne noże!!!"
@los, @romeck rolnik spod Lublina bije Wasze przykłady na głowę. On gra na coś zupełnie innego. Wcale nie na oszczędność, tylko na konieczność udowodnienia bliźniemu jego "debilizmu". Się popłakałam z radości
mmaria napisal(a): @los, @romeck rolnik spod Lublina bije Wasze przykłady na głowę. On gra na coś zupełnie innego. Wcale nie na oszczędność, tylko na konieczność udowodnienia bliźniemu jego "debilizmu". Się popłakałam z radości
mmaria napisal(a): @los, @romeck rolnik spod Lublina bije Wasze przykłady na głowę. On gra na coś zupełnie innego. Wcale nie na oszczędność, tylko na konieczność udowodnienia bliźniemu jego "debilizmu". Się popłakałam z radości
Przedszkolaki przestraszyły się Polaka o ciemnej skórze. "Proszę pani, to uchodźca. Boję się"
"Student z Poznania spotkał w barze grupę przedszkolaków. Ma ciemną karnację, mówił po angielsku, więc dzieci wzięły go za uchodźcę. - Przestraszyły się. Dwie dziewczynki zaczęły płakać. Przedszkolanka poprosiła mnie, abym wyszedł z lokalu - opowiada. Nietypowe spotkanie z przedszkolakami opisał na Facebooku Marcin*, student anglistyki z Poznania. Nazwał je "kolejną historią z cyklu: Marcin uchodźca/arab/muzułmanin/terrorysta". Jak opowiada, we wtorek wybrał się do jednego z poznańskich barów fast food. Zamówił frytki i usiadł przy stoliku. I pewnie zjadłby posiłek w spokoju, gdyby nie kolor skóry i rozmowa, którą akurat prowadził przez telefon po angielsku.
Tak się składa, że Marcin ma ciemną karnację. To dzięki pradziadkowi, który był Gruzinem. - Jestem Polakiem bez wątpienia, ale ludzie często pytają mnie o pochodzenie. Ostatnio z przyjaciółmi z Iranu uznaliśmy, że bardzo przypominam Irańczyka. Zdarza się, że ludzie nazywają mnie "ciapatym" lub "Arabem". Teraz wzięli mnie za uchodźcę - opowiada w rozmowie z "Wyborczą".
Narastająca fala strachu. Co się wydarzyło w barze
"Jem spokojnie frytki i rozmawiam przez telefon. Do lokalu wchodzi 20 uroczych, acz wkurzających przedszkolaków z pięcioma bardzo głośnymi nauczycielkami. - Tu jest uchodźca - zwróciło na mnie uwagę jedno z dzieci i wskazało na mnie palcem. - Co? Nie jem koło uchodźców - mówiło drugie. - Psze pani, boję się... - dodało trzecie. Po chwili dwie dziewczynki zaczęły płakać. Osłupiałem" - opisywał.
Marcin relacjonuje, że gdy dzieci zaczęły płakać, nauczycielki zaczęły się naradzać. "W końcu zbliża się do mnie przerażona, wydelegowana pani i łamanym angielskim stara się mi wytłumaczyć, że Polacy nie lubią obcokrajowców, zwłaszcza uchodźców, i że dzieci się mnie boją. Wreszcie pyta... czy mógłbym już wyjść" - opisywał.
Co dokładnie mówiła przedszkolanka? - dopytujemy Marcina. - To nie była długa rozmowa. Była podenerwowana sytuacją. Dzieci krzyczały coraz głośniej, rosła panika. Było po nich widać, że nie wiedzą, co się dzieję, ale reagują na zachowanie kolegów. To było trochę jak rosnąca fala strachu. Myślę, że przedszkolanki obawiały się głównie tego, że dzieci zwróciły uwagę ludzi, którzy siedzieli dookoła - mówi Marcin.
Ale pan ładnie mówi po polsku. Pewnie ma pan tu rodzinę
- Wydelegowały najmłodszą przedszkolankę, która próbowała mówić po angielsku. Miałem wrażenie, że nie chciała mnie urazić. Starała się wytłumaczyć: "Excuse me... excuse me.. sorry to interrupt... but you know, Polish people don't like foreigners... special refugees... You understand? Children are scared... Sad... Sorry... could you leave the restaurant? I don't like children scared... [ang. Proszę wybaczyć... Przepraszam, że przeszkadzam... ale wie pan, Polacy nie lubią obcokrajowców... zwłaszcza uchodźców. Czy pan rozumie? Dzieci są przestraszone. Smutne... Przepraszam... Czy mógłby pan opuścić restaurację? Nie lubię, gdy dzieci są przestraszone] - opowiada Marcin.
Student mówi, że był zdumiony, tym co usłyszał. - Obawiam się, że nie wszyscy mają takie podejście... - odpowiedział na propozycję opuszczenia lokalu. Swoją polszczyzną sam wprawił w zdumienie przedszkolankę. - Odpowiedziała: "Ale pan ładnie mówi po polsku już. Pewnie ma pan rodzinę tutaj...". Wróciła do przedszkolaków i mówi: "Dzieci, nie ma się czego bać. Pan jest tu tylko w odwiedziny i niczego wam nie zrobi...". Usiadłem oniemiały ludzką ignorancją i dokończyłem frytki, zjadany wzrokiem przez dzieci - mówi Marcin. - Wygląda na to, że wyrasta kolejne pokolenie przekonane, że świat składa się z białych ludzi, a jeśli ktoś wygląda inaczej, należy się go bać - komentuje.
Moi uczniowie za bezdomnymi krzyczeli "uchodźcy"
Ludzie na Facebooku komentują historię Marcina. Wśród nich nauczycielka Elwira Przyjemska, która opisuje podobne doświadczenia. "Wstyd mi w imieniu nauczycieli. Gdy moi uczniowie krzyknęli na grupę bezdomnych 'uchodźcy', kazałam im podejść i przeprosić, a kolejną lekcję w klasie poświęciliśmy na dyskusję o imigracji. Więc tak trzeba dawać przykład młodszym. Oczywiście można nie reagować i mogłam przejść koło tego obojętnie, ale gdy słyszę, że słowo 'uchodźca' podobnie jak 'pedał' i 'Żyd' nabiera znaczenia negatywnego, to ja cicho siedzieć nie umiem - opisuje.
"Wierzyć się nie chce. Wykorzystam tę historię na zajęciach antydyskryminacyjnych z nauczycielami" - zapowiada Bartosz Kicki z Wrocławskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli.
"Ja dzisiaj stałam w korku, a przy ulicy stała grupka dzieci. W pewnym momencie trzy dziewczynki złapały się za ręce i przeszły przez pasy na plac zabaw, śmiejąc się i gadając. Jedna była murzynką, taką czarniutką jak heban, a dwie białe. Rasizm pojawia się z wychowaniem" - opisuje Katarzyna Janowicz.
Nie wzbudzać skandalu, nie ośmieszać, ale edukować
Wiele osób prosi, aby ujawnić, o jakie przedszkole chodzi. Chcieliśmy podjąć próbę ustalenia, gdzie pracowały przedszkolanki, ale Marcin się na to nie zgadza. - Celowo opisałem tę sytuację w sposób ogólny, aby osoby, które wzięły w niej udział, nie mogły zostać rozpoznane. Chciałem pokazać absurdalność sytuacji, a nie komuś zaszkodzić - mówi. - W żaden sposób nie zgadzam się na tego typu zachowanie, wierzę, że trzeba z nim walczyć... Ale nie przez wzbudzanie skandalu czy ośmieszanie kogoś, lecz przez edukację - dodaje.
Marcin ma tu doświadczenie. Opowiada, że przez pół roku był koordynatorem projektu prowadzonego w szkołach przez studencką organizację AIESEC. Organizował warsztaty kulturowo-językowe prowadzone przez studentów z 20 państw w 60-70 szkołach województw wielkopolskiego i lubuskiego.
- Po skończonych warsztatach prawie każda szkoła dziękowała nam za to doświadczenie, ponieważ zmieniło ich podejście, otworzyło oczy na wiele spraw. Wtedy zrozumiałem, że nie tylko ludzie są winni. Winny są przede wszystkim system, media, władze... Według mnie agresja, w tym udowadnianie ludzkiej głupoty, wywołuje jedynie agresję - mówi.
Inność znika, kończy się panika
- Nie są mi obce przypadkowe komentarze na ulicy typu "This is a fucking Arab" [ang. to jeb... arab], "Patrz, ciapaty idzie", "Polska dla Polaków". Ten ostatni bawi mnie najbardziej. Zabawna jest też reakcja, gdy zaczynam mówić po polsku. Zwykle następuje zmiana o 180 stopni. Ludzie rzucają: "Ziomek, sorry, myślałem, że jesteś jakimś Arabem" albo dostaję komplementy za to, że dobrze opanowałem polski - mówi Marcin.
- Nie zawsze spotykam się z agresją. Nigdy nie musiałem przed nikim uciekać, nikt nie chciał mnie bić... Może to dlatego, że gdy ludzie słyszą język polski, czują się bezpieczniej. Myślę, że to pokazuję, jak bardzo zamkniętym społeczeństwem jesteśmy. Wystarczy jedna przesłanka inności i zaczyna się panika. Przesłanka znika i można oddychać z ulgą - komentuje.
*Personalia Marcina na jego prośbę pozostają do wiadomości redakcji"
Parę lat temu Wiara Lecha ufundowała wszystkim przedszkolakom kamizelki odblaskowe z herbami Lecha Poznań oraz Wiary Lecha i teraz mamy tego takie efekty.
W 2007 ukończyła studia magisterskie z zakresu prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, w tym samym roku uzyskała również licencjat z finansów i bankowości w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie /.../ Pracowała zawodowo w firmach prawniczych, później była zatrudniona w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.
Komentarz
Czy Unia wiedziala na co szly dotacje?
EDIT: https://web.archive.org/web/20150801210115/http://kotdog.eu/
innowacyjna gospodarka
:x
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Mamy cztery drogie noże. Jak najlepiej sprzedać? Nie: każdy osobno po 99 zł.
ale
jeden za "Rewelacyjną niską cenę 399 zł! A jeśli kupisz teraz (romeck: zawsze będzie "teraz") dołożymi ci gratis dodatkowo trzy takie fantastyczne noże!!!"
Się popłakałam z radości
chłop swój rozum ma
Przedszkolaki przestraszyły się Polaka o ciemnej skórze. "Proszę pani, to uchodźca. Boję się"
"Student z Poznania spotkał w barze grupę przedszkolaków. Ma ciemną karnację, mówił po angielsku, więc dzieci wzięły go za uchodźcę. - Przestraszyły się. Dwie dziewczynki zaczęły płakać. Przedszkolanka poprosiła mnie, abym wyszedł z lokalu - opowiada.
Nietypowe spotkanie z przedszkolakami opisał na Facebooku Marcin*, student anglistyki z Poznania. Nazwał je "kolejną historią z cyklu: Marcin uchodźca/arab/muzułmanin/terrorysta". Jak opowiada, we wtorek wybrał się do jednego z poznańskich barów fast food. Zamówił frytki i usiadł przy stoliku. I pewnie zjadłby posiłek w spokoju, gdyby nie kolor skóry i rozmowa, którą akurat prowadził przez telefon po angielsku.
Tak się składa, że Marcin ma ciemną karnację. To dzięki pradziadkowi, który był Gruzinem. - Jestem Polakiem bez wątpienia, ale ludzie często pytają mnie o pochodzenie. Ostatnio z przyjaciółmi z Iranu uznaliśmy, że bardzo przypominam Irańczyka. Zdarza się, że ludzie nazywają mnie "ciapatym" lub "Arabem". Teraz wzięli mnie za uchodźcę - opowiada w rozmowie z "Wyborczą".
Narastająca fala strachu. Co się wydarzyło w barze
"Jem spokojnie frytki i rozmawiam przez telefon. Do lokalu wchodzi 20 uroczych, acz wkurzających przedszkolaków z pięcioma bardzo głośnymi nauczycielkami. - Tu jest uchodźca - zwróciło na mnie uwagę jedno z dzieci i wskazało na mnie palcem. - Co? Nie jem koło uchodźców - mówiło drugie. - Psze pani, boję się... - dodało trzecie. Po chwili dwie dziewczynki zaczęły płakać. Osłupiałem" - opisywał.
Marcin relacjonuje, że gdy dzieci zaczęły płakać, nauczycielki zaczęły się naradzać. "W końcu zbliża się do mnie przerażona, wydelegowana pani i łamanym angielskim stara się mi wytłumaczyć, że Polacy nie lubią obcokrajowców, zwłaszcza uchodźców, i że dzieci się mnie boją. Wreszcie pyta... czy mógłbym już wyjść" - opisywał.
Co dokładnie mówiła przedszkolanka? - dopytujemy Marcina. - To nie była długa rozmowa. Była podenerwowana sytuacją. Dzieci krzyczały coraz głośniej, rosła panika. Było po nich widać, że nie wiedzą, co się dzieję, ale reagują na zachowanie kolegów. To było trochę jak rosnąca fala strachu. Myślę, że przedszkolanki obawiały się głównie tego, że dzieci zwróciły uwagę ludzi, którzy siedzieli dookoła - mówi Marcin.
Ale pan ładnie mówi po polsku. Pewnie ma pan tu rodzinę
- Wydelegowały najmłodszą przedszkolankę, która próbowała mówić po angielsku. Miałem wrażenie, że nie chciała mnie urazić. Starała się wytłumaczyć: "Excuse me... excuse me.. sorry to interrupt... but you know, Polish people don't like foreigners... special refugees... You understand? Children are scared... Sad... Sorry... could you leave the restaurant? I don't like children scared... [ang. Proszę wybaczyć... Przepraszam, że przeszkadzam... ale wie pan, Polacy nie lubią obcokrajowców... zwłaszcza uchodźców. Czy pan rozumie? Dzieci są przestraszone. Smutne... Przepraszam... Czy mógłby pan opuścić restaurację? Nie lubię, gdy dzieci są przestraszone] - opowiada Marcin.
Student mówi, że był zdumiony, tym co usłyszał. - Obawiam się, że nie wszyscy mają takie podejście... - odpowiedział na propozycję opuszczenia lokalu. Swoją polszczyzną sam wprawił w zdumienie przedszkolankę. - Odpowiedziała: "Ale pan ładnie mówi po polsku już. Pewnie ma pan rodzinę tutaj...". Wróciła do przedszkolaków i mówi: "Dzieci, nie ma się czego bać. Pan jest tu tylko w odwiedziny i niczego wam nie zrobi...". Usiadłem oniemiały ludzką ignorancją i dokończyłem frytki, zjadany wzrokiem przez dzieci - mówi Marcin. - Wygląda na to, że wyrasta kolejne pokolenie przekonane, że świat składa się z białych ludzi, a jeśli ktoś wygląda inaczej, należy się go bać - komentuje.
Moi uczniowie za bezdomnymi krzyczeli "uchodźcy"
Ludzie na Facebooku komentują historię Marcina. Wśród nich nauczycielka Elwira Przyjemska, która opisuje podobne doświadczenia. "Wstyd mi w imieniu nauczycieli. Gdy moi uczniowie krzyknęli na grupę bezdomnych 'uchodźcy', kazałam im podejść i przeprosić, a kolejną lekcję w klasie poświęciliśmy na dyskusję o imigracji. Więc tak trzeba dawać przykład młodszym. Oczywiście można nie reagować i mogłam przejść koło tego obojętnie, ale gdy słyszę, że słowo 'uchodźca' podobnie jak 'pedał' i 'Żyd' nabiera znaczenia negatywnego, to ja cicho siedzieć nie umiem - opisuje.
"Wierzyć się nie chce. Wykorzystam tę historię na zajęciach antydyskryminacyjnych z nauczycielami" - zapowiada Bartosz Kicki z Wrocławskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli.
"Ja dzisiaj stałam w korku, a przy ulicy stała grupka dzieci. W pewnym momencie trzy dziewczynki złapały się za ręce i przeszły przez pasy na plac zabaw, śmiejąc się i gadając. Jedna była murzynką, taką czarniutką jak heban, a dwie białe. Rasizm pojawia się z wychowaniem" - opisuje Katarzyna Janowicz.
Nie wzbudzać skandalu, nie ośmieszać, ale edukować
Wiele osób prosi, aby ujawnić, o jakie przedszkole chodzi. Chcieliśmy podjąć próbę ustalenia, gdzie pracowały przedszkolanki, ale Marcin się na to nie zgadza. - Celowo opisałem tę sytuację w sposób ogólny, aby osoby, które wzięły w niej udział, nie mogły zostać rozpoznane. Chciałem pokazać absurdalność sytuacji, a nie komuś zaszkodzić - mówi. - W żaden sposób nie zgadzam się na tego typu zachowanie, wierzę, że trzeba z nim walczyć... Ale nie przez wzbudzanie skandalu czy ośmieszanie kogoś, lecz przez edukację - dodaje.
Marcin ma tu doświadczenie. Opowiada, że przez pół roku był koordynatorem projektu prowadzonego w szkołach przez studencką organizację AIESEC. Organizował warsztaty kulturowo-językowe prowadzone przez studentów z 20 państw w 60-70 szkołach województw wielkopolskiego i lubuskiego.
- Po skończonych warsztatach prawie każda szkoła dziękowała nam za to doświadczenie, ponieważ zmieniło ich podejście, otworzyło oczy na wiele spraw. Wtedy zrozumiałem, że nie tylko ludzie są winni. Winny są przede wszystkim system, media, władze... Według mnie agresja, w tym udowadnianie ludzkiej głupoty, wywołuje jedynie agresję - mówi.
Inność znika, kończy się panika
- Nie są mi obce przypadkowe komentarze na ulicy typu "This is a fucking Arab" [ang. to jeb... arab], "Patrz, ciapaty idzie", "Polska dla Polaków". Ten ostatni bawi mnie najbardziej. Zabawna jest też reakcja, gdy zaczynam mówić po polsku. Zwykle następuje zmiana o 180 stopni. Ludzie rzucają: "Ziomek, sorry, myślałem, że jesteś jakimś Arabem" albo dostaję komplementy za to, że dobrze opanowałem polski - mówi Marcin.
- Nie zawsze spotykam się z agresją. Nigdy nie musiałem przed nikim uciekać, nikt nie chciał mnie bić... Może to dlatego, że gdy ludzie słyszą język polski, czują się bezpieczniej. Myślę, że to pokazuję, jak bardzo zamkniętym społeczeństwem jesteśmy. Wystarczy jedna przesłanka inności i zaczyna się panika. Przesłanka znika i można oddychać z ulgą - komentuje.
*Personalia Marcina na jego prośbę pozostają do wiadomości redakcji"
Zara, zara, a tera to za prawniczkę robi.