TecumSeh napisal(a): Tak się zastanawiam - Putin swoimi decyzjami: 1. osłabił Rosję, czyli naszego głównego wroga. 2. nastawił antyrosyjsko Ukrainę, czyli również zadziałał w naszym interesie 3. wyzwolił w Polakach odruch miłosierdzia na niespotykaną skalę, co zapewne raczej pomogło niż przeszkodziło w zbawieniu polskich dusz, a jednocześnie nastawiło Ukrainę propolsko. 4. Napędził (i to już od 2014) miliony Ukraińców, czym zasypał przepaść demograficzną i co najmniej odsunął katastrofę demograficzna o ileś tam lat. 5. Zdecydowanie podnósł rangę dyplomatyczną i wizerunkową Polski w Europie i na świecie
I to pewnie nie wszystko... Czy doczekamy się wątka "Pochwała wielkiego Putina"?
Jedną z bardziej przygnębiających map-infografik była dla mnie ta, która pokazywała percepcję poszczególnych krajów odnośnie największego zagrożenia dla świata. Cała masa upatrująca tego zagrożenia w USA, jedynie w Polsce była to kacapia. Boba otwiera oczy tutaj lokalnie, ale wszechświatowo też idzie mu nieźle. Szczególnie, że daje pożywkę emocjom, z których ludziom trudno się wyzwalać.
@natenczas - bo widzi Kolega, ze światem jest pewien problem. Otóż Kolega @los twierdzi że najlepsi w propagandę są amerykańce bo sprzedali światu kiepskie spodnie oraz niesmaczne i niezdrowe żarcie, a ja się nie zgadzam - bo ani spodnie nie takie złe (ja lubię ich praktyczność i mam powody, choć wolę bojówki, które dżinsami nie są), ani żarcie które wcisnęli światu w zasadzie nie jest amerykańskie (pizza włoska, hamburger niemiecki, hot dog w zasadzie też niemiecki, frytki belgijskie).
Natomiast nieważne co wcisnęli a czego nie - miarą ich absolutnej porażki na polu propagandowym jest fakt, że 90% amerykańskiego społeczeństwa w ogóle NIE WIE po jaką cholerę oni byli w Wietnamie!
Kiedy kacapia każde swoje skurwysyństwo przedstawia jako moralną wyższość, sukces, walkę o dobro i tak dalej - obojętne jak bezczelne i ordynarne jest to kłamstwo, obojętne czy ktoś w to wierzy czy nie, oni będą w kółko swoje, bez żadnej żenady - hamerykańce uwypuklają swoje zbrodnie, swoje błędy, ich fatalne skutki itp kompletnie POMIJAJĄC o co w ogóle tam poszło!
A to akurat nieco zmienia postać rzeczy, coś jak różnica między złodziejem a ofiarą złodziejstwa. Ok, nie było pięknie, ok były błędy, były zbrodnie, itp - ale myśmy tam kurwa próbowali chronić kraj i świat przed zalewem komunizmu i zbrodni na skalę przemysłową!
Tymczasem tego oczywistego kontekstu brakuje nie tylko w filmach, ale i w tekstach, w szkole, w samych wypowiedziach ludzi znanych i nieznanych - wszystko to tylko błąd, zbrodnia, wstyd, itp.
Przecież gra między takim krajem jak USA a takim jak ZSRR czy obecna Rosja to powinna być gra do jednej bramki - ale dzięki sprytowi jednych i kompletnemu jego braku (na tym polu) u drugich mamy skutki jakie mamy.
Zresztą - daleko szukać. Polska w przekazie historycznym w szkołach i propagandowym nie licząc PiSu, który robi to rękami Kurskiego czyli najgorzej jak tylko można - też grała w samowstyd bez kontekstu jak USA, tylko dla odmiany nie miała pięknych samolotów, lotniskowców, holywoodu, itp itd.
Ja się o Wołyniu dowiedziałem 7 lat po studiach, ale pikuś - znacznie gorzej, że doskonale pamiętam jak w podręczniku (a wtedy cała Polska miała takie same) pisano jakim to paskudnym błędem było zajęcie Zaolzia w 1938, ale tego co nam kurwa Czesi zrobili w 1920 nie napisał nikt, ani pół słowa. Ot mieliśmy pretensje do Zaolzia (dlaczego?!) najechaliśmy biedne ofiary Hitlera w zasadzie bez powodu, oj niedobrzy my.
Bo to takie szlachetne i moralnie głębokie bić się w piersi, i tak dojrzale przyznawać się do błędów, c'nie?
Natomiast nieważne co wcisnęli a czego nie - miarą ich absolutnej porażki na polu propagandowym jest fakt, że 90% amerykańskiego społeczeństwa w ogóle NIE WIE po jaką cholerę oni byli w Wietnamie!
Przecież tu też wykonawcy propagandy byli amerykańscy - reżyserzy, aktorzy, muzycy, nie wiem jak amerykańska opozycja.
Natomiast nieważne co wcisnęli a czego nie - miarą ich absolutnej porażki na polu propagandowym jest fakt, że 90% amerykańskiego społeczeństwa w ogóle NIE WIE po jaką cholerę oni byli w Wietnamie!
Przecież tu też wykonawcy propagandy byli amerykańscy - reżyserzy, aktorzy, muzycy, nie wiem jak amerykańska opozycja.
Nie no, oczywiście że tak, i o tym właśnie mówię - tyle że propaganda była skierowana przeciw, a nie za. I to bezdyskusyjnie, bezkontekstowo przeciw, bez żadnych praktycznie odcieni szarości. Można oczywiście docenić że ktoś się skutecznie dźga nożem, robi dokładnie to co zamierzał acz osiągnięcem sukcesu bym tego nie nazwał.
Czytałem gdzieś że za czasów Reagana próbowano odwrócić ten trend i to się częściowo udało - a przykładem na to był John Rambo. Ok, żołnierz stał się obiektem współczucia, prześladowanie swoich niekoniecznie chwalebne, ale zabrakło tego prostego, nawet mimochodem wspomnianego przekazu: myśmy tam kurwa byli chronić wolny świat przed światem absolutnego zniewolenia. Nie wyszło, źle się za to zabraliśmy, ok, wszystko pięknie - ale jest między najeźdźcą a obrońcą pewna delikatna różnica, jakby ktoś nie zauważył.
Pojawiło się w ogóle coś takiego w kulturze masowej? W osiągających zasięgi artykułach, książkach? W programach do nauki w szkole? Nie zauważyłem, ale poprawcie mnie jeśli się mylę. I fajnie byłoby ocenić skalę tego.
Zwycięski Rambo to dopiero numer 2 i 3. Pierwszy film był raczej gorzkim oskarżeniem instytucji, które pozostawiły weteranów samym sobie. W stosunku do powieści Morrella zmieniono tylko zakończenie (w książce Rambo ginie od kuli Trautmana).
Natomiast nieważne co wcisnęli a czego nie - miarą ich absolutnej porażki na polu propagandowym jest fakt, że 90% amerykańskiego społeczeństwa w ogóle NIE WIE po jaką cholerę oni byli w Wietnamie!
Przecież tu też wykonawcy propagandy byli amerykańscy - reżyserzy, aktorzy, muzycy, nie wiem jak amerykańska opozycja.
Ciekawe dlaczego dopiero Wietnam został obrzydzony. Powodem przegrana? Przecież była już wczesniej Korea i tu sukces był taki se... (status quo ante bellum)
wojtek napisal(a): Ciekawe dlaczego dopiero Wietnam został obrzydzony. Powodem przegrana? Przecież była już wczesniej Korea i tu sukces był taki se... (status quo ante bellum)
Trauma. W Wietnamie walczyła chyba najbardziej zdemoralizowana amerykańska armia w historii. Popełniono katastrofalne błędy na szczeblu politycznym (wspieranie dyktatury i w zasadzie zadowolenie się tym że nie jest komunistyczna, bez żadnych dodatkowych wymagań), błędy w dowodzeniu, kompletna porażka również w samym USA na polu propagandowym, użwanie trujących substancji powodujących kalectwo u setek tysięcy cywilów i wisienka na torcie - masakra kilkuset cywili, która się odbiła echem na świecie. No i porażka oraz kompromitująca ewakuacja z Sajgonu, żeby dopełnić obraz.
Idealny materiał na film, idealne czasy i klimat dla łowców jeleni i innych czasów apokalipsy. Korea nie miała jednej dziesiątej tego potencjału "artystycznego" - nie było poza tym jeszcze rewolucji seksualnej, dzieci kwiatów, itp - no i radziecka agentura wpływu nie była aż tak rozwinięta.
Większej chyba porażki w dziejach USA jak dotąd nie zanotowało. Jeszcze 20 lat później jednym z głośnych filmów był "urodzony 4 lipca" o tym - a potem to już Mogadishu, Word Trade Center i inne takie przejęły rolę "Wietnamu". No i pokonanie ZSRR też im trochę poprawiło samopoczucie.
Już chciałem Ci pisać (po pierwszym wpisie o filmach), żebyś sobie doczytał o starych filmach, ale po drugim widzę, że jednak robisz tylko duże skróty myślowe, ale raczej wiesz o co kaman. Więc żeby uporządkować. Amerykanie raczej kręcili pozytywne filmy o wojnie i wcale nie pacyfistyczne. W latach 40. modne było polowania na ukrywających się nazistów, polecam znakomity "The Stranger" z Wellesem i Robinsonem. Aż do lat 70. i wojny w Wietnamie trudno mi znaleźć jakiś otwarcie pacyfistyczny film, nawet "Działa Nawarony" mimo ogólnej krytyki wojny nie mają nawet połowy takiego negatywnego przesłania jak "Full Metal Jacket" czy "Apocalypse Now". Wszystkich filmów o wojnie z tamtych lat oczywiście nie widziałem (bo było ich sporo), mogę się mylić, ale serio nie znam. Potem znowu od lat 80. jest powrót kina, które pokazuje amerykańskie wojsko pozytywnie, "Rambo", ale też macie "Top Gun" z Cruisem.
Bardziej niż sama wojna w Wietnamie katalizatorem były tu przemiany kulturowe i polityczne z lat 60. (głównie drugiej połowy), co zresztą widać jak weźmiemy jakąkolwiek kategorię amerykańskich filmów, kryminały, westerny czy komedie i porównamy kolejno lata 50., 60. i 70.
Btw; antyrosyjskim pisarzem (podobno najbogatszym na świecie) jest Frederic Forsythe, no ale to Anglik. Co do propagandy; kłamca jest w lepszej sytuacji; może powiedzieć wszystko, największą bzdurę, nic go nie ogranicza. Człowiek prawdomówny obraca się tylko w sferze faktów, jest nimi ograniczony, nie może zmyślać.
Aż do lat 70. i wojny w Wietnamie trudno mi znaleźć jakiś otwarcie pacyfistyczny film, nawet "Działa Nawarony" mimo ogólnej krytyki wojny nie mają nawet połowy takiego negatywnego przesłania jak "Full Metal Jacket" czy "Apocalypse Now". Wszystkich filmów o wojnie z tamtych lat oczywiście nie widziałem (bo było ich sporo), mogę się mylić, ale serio nie znam.
Mania napisal(a): Btw; antyrosyjskim pisarzem (podobno najbogatszym na świecie) jest Frederic Forsythe, no ale to Anglik. Co do propagandy; kłamca jest w lepszej sytuacji; może powiedzieć wszystko, największą bzdurę, nic go nie ogranicza. Człowiek prawdomówny obraca się tylko w sferze faktów, jest nimi ograniczony, nie może zmyślać.
Z drugiej strony to tylko wymówka, gdyż istnieją prawdziwe historie, które przerastają wyobraźnię a nie są filmowane.
Problem jest taki, że awangarda (w znaczeniu talentu) sztuki filmowej jest czerwona i jej dzieła przebijają się na plan pierwszy. Dzieła wojenne patriotyczne, nawet z Nam, były może i liczniejsze, ale była to rąbanka. Oglądałem tego naprawdę sporo w latach 80, ale na video i tytułów już nie wymienię.
Już chciałem Ci pisać (po pierwszym wpisie o filmach), żebyś sobie doczytał o starych filmach, ale po drugim widzę, że jednak robisz tylko duże skróty myślowe, ale raczej wiesz o co kaman. Więc żeby uporządkować. Amerykanie raczej kręcili pozytywne filmy o wojnie i wcale nie pacyfistyczne. W latach 40. modne było polowania na ukrywających się nazistów, polecam znakomity "The Stranger" z Wellesem i Robinsonem. Aż do lat 70. i wojny w Wietnamie trudno mi znaleźć jakiś otwarcie pacyfistyczny film, nawet "Działa Nawarony" mimo ogólnej krytyki wojny nie mają nawet połowy takiego negatywnego przesłania jak "Full Metal Jacket" czy "Apocalypse Now".
Chyba faktycznie robię duże skróty myślowe:) Nie no - pewnie że Amerykanie nie kręcili tylko antywojennych/pacyfistycznych filmów - ja bym powiedział że aż do czasu Wietnamu w zasadzie takich nie było, a już na pewno nie takie gdzie przedstawiali się jako kaci, zbrodniarze, zwyrodnialcy, itp. Co do filmów o II wojnie, to temat jest oczywisty - wiadomo kto był zły, a kto dobry, cała reszta może stanowić kanwę filmu, co w ogóle nie przesłania całości. Ale w Wietnamie - konia z rzędem temu co po jakimkolwiek filmie amerykańskim (jeśli nie zna historii z innych źródeł) dowie się o co tam w ogóle poszło?
rozum.von.keikobad napisal(a): Bardziej niż sama wojna w Wietnamie katalizatorem były tu przemiany kulturowe i polityczne z lat 60. (głównie drugiej połowy), co zresztą widać jak weźmiemy jakąkolwiek kategorię amerykańskich filmów, kryminały, westerny czy komedie i porównamy kolejno lata 50., 60. i 70.
Być może. Ale nie zmienia to faktu, że kacapy, czyli ich wrogowie, zdołali przekabacić ich społeczeństwo, a oni sami nie zdołali nawet wytłumaczyć swojemu społeczeństwu o co biega. I w tym problem.
Mania napisal(a): Co do propagandy; kłamca jest w lepszej sytuacji; może powiedzieć wszystko, największą bzdurę, nic go nie ogranicza. Człowiek prawdomówny obraca się tylko w sferze faktów, jest nimi ograniczony, nie może zmyślać.
Zasadniczo to Amerykanie niekoniecznie są jakoś wielce prawdomówni, acz fakt - w porównaniu z ruskimi są niemal święci. Tyle że w tym przypadku najśmieszniejsze jest to, że nie trzeba było w ogóle kłamać! Wystarczyło wytłumaczyc - dobrze, wojna, zło, błędy, zbrodnie, wszystko prawda. Ale co do zasady - myśmy tam jechali chronić naród przed komuną! Nie udało się, komuna wygrała - świetnie, to teraz pokażmy jaki los przypadł Wietnamowi pod komuszymi rządami. Wszystko prawda, proszę Pani, zero ściemy. To naprawdę wystarczy.
Nie da się schować, Wielgi Szatan jako mocarstwo morskie jest przeciwnikiem Jedwabnego Szlaku czyli naszym, geopolityki pan nie zmienisz. Ale mogą jeszcze o tym nie wiedzieć.
los napisal(a): Nie da się schować, Wielgi Szatan jako mocarstwo morskie jest przeciwnikiem Jedwabnego Szlaku czyli naszym, geopolityki pan nie zmienisz. Ale mogą jeszcze o tym nie wiedzieć.
Pewnie na rękę im byłoby kontrolowac oba szlaki, morski i lądowy. Jak sie poprowadzi linię na mapie wzdłuż krajów jak Dania, Polska, Ukraina, Rumunia, Turcja to mamy swoistą bramę dla lądowego szlaku do Chin.
los napisal(a): P-ko Chinom? Przecież Chiny to nasz największy sojusznik i nie może być inaczej. Jedwabny Szlak, geopolityki pan nie zmienisz. Nie da się schować, Wielgi Szatan jako mocarstwo morskie jest przeciwnikiem Jedwabnego Szlaku czyli naszym, geopolityki pan nie zmienisz. Ale mogą jeszcze o tym nie wiedzieć.
Grzegorz Braun lubi to. Korwin chyba też. A mnie się wydaje że nie bardzo - bo może z mapy tak wynikać, ale jest jeszcze mentalność. Chińska, podobnie jak kacapska, jest plemienna, nietknięta chrześcijaństwem.
Przecież o to idzie - spór Ameryki z Chinami to nie jest cywilizacyjna wojna o kształt świata (w co się próbuje wkręcać słabsze umysły) ale kłótnia wspólników o podział zysku. Znaczy - wspaniałości do Ameryki będą wozić statki, bo się inaczej nie da, a morzem rządzi Ameryka. Ale z Europą jest inaczej - można wodą (jak chce Ameryka ze zrozumiałych niskich pobudek) a można i lądem, jak wolałyby Chiny ze wschodniego krańca Jedwabnego Szlaku i ta z zachodniego krańca, ta no, ta... Polska. Choć Polska chyba jeszcze tego nie wie.
Między Ameryką a Chinami nie ma sporu cywilizacyjnego! Za to jest spór cywilizacyjny między Rosją a konsorcjum chińsko-polskim. Rosji w Eurazji marzy się imperium Dżingis Chana a Chińczycy i Polacy by raczej woleli Jedwabny Szlak. Tradycyjny spór między kupczykami a bandytami.
Komentarz
Nie ma obrony.
Natomiast nieważne co wcisnęli a czego nie - miarą ich absolutnej porażki na polu propagandowym jest fakt, że 90% amerykańskiego społeczeństwa w ogóle NIE WIE po jaką cholerę oni byli w Wietnamie!
Kiedy kacapia każde swoje skurwysyństwo przedstawia jako moralną wyższość, sukces, walkę o dobro i tak dalej - obojętne jak bezczelne i ordynarne jest to kłamstwo, obojętne czy ktoś w to wierzy czy nie, oni będą w kółko swoje, bez żadnej żenady - hamerykańce uwypuklają swoje zbrodnie, swoje błędy, ich fatalne skutki itp kompletnie POMIJAJĄC o co w ogóle tam poszło!
A to akurat nieco zmienia postać rzeczy, coś jak różnica między złodziejem a ofiarą złodziejstwa. Ok, nie było pięknie, ok były błędy, były zbrodnie, itp - ale myśmy tam kurwa próbowali chronić kraj i świat przed zalewem komunizmu i zbrodni na skalę przemysłową!
Tymczasem tego oczywistego kontekstu brakuje nie tylko w filmach, ale i w tekstach, w szkole, w samych wypowiedziach ludzi znanych i nieznanych - wszystko to tylko błąd, zbrodnia, wstyd, itp.
Przecież gra między takim krajem jak USA a takim jak ZSRR czy obecna Rosja to powinna być gra do jednej bramki - ale dzięki sprytowi jednych i kompletnemu jego braku (na tym polu) u drugich mamy skutki jakie mamy.
Zresztą - daleko szukać. Polska w przekazie historycznym w szkołach i propagandowym nie licząc PiSu, który robi to rękami Kurskiego czyli najgorzej jak tylko można - też grała w samowstyd bez kontekstu jak USA, tylko dla odmiany nie miała pięknych samolotów, lotniskowców, holywoodu, itp itd.
Ja się o Wołyniu dowiedziałem 7 lat po studiach, ale pikuś - znacznie gorzej, że doskonale pamiętam jak w podręczniku (a wtedy cała Polska miała takie same) pisano jakim to paskudnym błędem było zajęcie Zaolzia w 1938, ale tego co nam kurwa Czesi zrobili w 1920 nie napisał nikt, ani pół słowa. Ot mieliśmy pretensje do Zaolzia (dlaczego?!) najechaliśmy biedne ofiary Hitlera w zasadzie bez powodu, oj niedobrzy my.
Bo to takie szlachetne i moralnie głębokie bić się w piersi, i tak dojrzale przyznawać się do błędów, c'nie?
Można oczywiście docenić że ktoś się skutecznie dźga nożem, robi dokładnie to co zamierzał acz osiągnięcem sukcesu bym tego nie nazwał.
Czytałem gdzieś że za czasów Reagana próbowano odwrócić ten trend i to się częściowo udało - a przykładem na to był John Rambo. Ok, żołnierz stał się obiektem współczucia, prześladowanie swoich niekoniecznie chwalebne, ale zabrakło tego prostego, nawet mimochodem wspomnianego przekazu: myśmy tam kurwa byli chronić wolny świat przed światem absolutnego zniewolenia. Nie wyszło, źle się za to zabraliśmy, ok, wszystko pięknie - ale jest między najeźdźcą a obrońcą pewna delikatna różnica, jakby ktoś nie zauważył.
Pojawiło się w ogóle coś takiego w kulturze masowej? W osiągających zasięgi artykułach, książkach? W programach do nauki w szkole?
Nie zauważyłem, ale poprawcie mnie jeśli się mylę. I fajnie byłoby ocenić skalę tego.
Przecież była już wczesniej Korea i tu sukces był taki se... (status quo ante bellum)
W Wietnamie walczyła chyba najbardziej zdemoralizowana amerykańska armia w historii. Popełniono katastrofalne błędy na szczeblu politycznym (wspieranie dyktatury i w zasadzie zadowolenie się tym że nie jest komunistyczna, bez żadnych dodatkowych wymagań), błędy w dowodzeniu, kompletna porażka również w samym USA na polu propagandowym, użwanie trujących substancji powodujących kalectwo u setek tysięcy cywilów i wisienka na torcie - masakra kilkuset cywili, która się odbiła echem na świecie. No i porażka oraz kompromitująca ewakuacja z Sajgonu, żeby dopełnić obraz.
Idealny materiał na film, idealne czasy i klimat dla łowców jeleni i innych czasów apokalipsy. Korea nie miała jednej dziesiątej tego potencjału "artystycznego" - nie było poza tym jeszcze rewolucji seksualnej, dzieci kwiatów, itp - no i radziecka agentura wpływu nie była aż tak rozwinięta.
Większej chyba porażki w dziejach USA jak dotąd nie zanotowało. Jeszcze 20 lat później jednym z głośnych filmów był "urodzony 4 lipca" o tym - a potem to już Mogadishu, Word Trade Center i inne takie przejęły rolę "Wietnamu". No i pokonanie ZSRR też im trochę poprawiło samopoczucie.
He, ja to widzę raczej jako udział w zamordowaniu takiego ichniego Piłsudskiego.
Już chciałem Ci pisać (po pierwszym wpisie o filmach), żebyś sobie doczytał o starych filmach, ale po drugim widzę, że jednak robisz tylko duże skróty myślowe, ale raczej wiesz o co kaman.
Więc żeby uporządkować. Amerykanie raczej kręcili pozytywne filmy o wojnie i wcale nie pacyfistyczne. W latach 40. modne było polowania na ukrywających się nazistów, polecam znakomity "The Stranger" z Wellesem i Robinsonem. Aż do lat 70. i wojny w Wietnamie trudno mi znaleźć jakiś otwarcie pacyfistyczny film, nawet "Działa Nawarony" mimo ogólnej krytyki wojny nie mają nawet połowy takiego negatywnego przesłania jak "Full Metal Jacket" czy "Apocalypse Now". Wszystkich filmów o wojnie z tamtych lat oczywiście nie widziałem (bo było ich sporo), mogę się mylić, ale serio nie znam.
Potem znowu od lat 80. jest powrót kina, które pokazuje amerykańskie wojsko pozytywnie, "Rambo", ale też macie "Top Gun" z Cruisem.
Bardziej niż sama wojna w Wietnamie katalizatorem były tu przemiany kulturowe i polityczne z lat 60. (głównie drugiej połowy), co zresztą widać jak weźmiemy jakąkolwiek kategorię amerykańskich filmów, kryminały, westerny czy komedie i porównamy kolejno lata 50., 60. i 70.
Co do propagandy; kłamca jest w lepszej sytuacji; może powiedzieć wszystko, największą bzdurę, nic go nie ogranicza. Człowiek prawdomówny obraca się tylko w sferze faktów, jest nimi ograniczony, nie może zmyślać.
Problem jest taki, że awangarda (w znaczeniu talentu) sztuki filmowej jest czerwona i jej dzieła przebijają się na plan pierwszy. Dzieła wojenne patriotyczne, nawet z Nam, były może i liczniejsze, ale była to rąbanka. Oglądałem tego naprawdę sporo w latach 80, ale na video i tytułów już nie wymienię.
Nie no - pewnie że Amerykanie nie kręcili tylko antywojennych/pacyfistycznych filmów - ja bym powiedział że aż do czasu Wietnamu w zasadzie takich nie było, a już na pewno nie takie gdzie przedstawiali się jako kaci, zbrodniarze, zwyrodnialcy, itp.
Co do filmów o II wojnie, to temat jest oczywisty - wiadomo kto był zły, a kto dobry, cała reszta może stanowić kanwę filmu, co w ogóle nie przesłania całości.
Ale w Wietnamie - konia z rzędem temu co po jakimkolwiek filmie amerykańskim (jeśli nie zna historii z innych źródeł) dowie się o co tam w ogóle poszło?
Być może. Ale nie zmienia to faktu, że kacapy, czyli ich wrogowie, zdołali przekabacić ich społeczeństwo, a oni sami nie zdołali nawet wytłumaczyć swojemu społeczeństwu o co biega. I w tym problem.
Zasadniczo to Amerykanie niekoniecznie są jakoś wielce prawdomówni, acz fakt - w porównaniu z ruskimi są niemal święci. Tyle że w tym przypadku najśmieszniejsze jest to, że nie trzeba było w ogóle kłamać!
Wystarczyło wytłumaczyc - dobrze, wojna, zło, błędy, zbrodnie, wszystko prawda. Ale co do zasady - myśmy tam jechali chronić naród przed komuną!
Nie udało się, komuna wygrała - świetnie, to teraz pokażmy jaki los przypadł Wietnamowi pod komuszymi rządami. Wszystko prawda, proszę Pani, zero ściemy. To naprawdę wystarczy.
próby przeciągnięcia nas na (drugą) stronę Wielkiej Wody?
mokry wpis mnie wyszedł
Decyzję to podjąć mogą Moskale - czy chcą być dziedzicami Sogdów czy Mongołów? Wbrew swemu interesowi wybrali to drugie.
A mnie się wydaje że nie bardzo - bo może z mapy tak wynikać, ale jest jeszcze mentalność. Chińska, podobnie jak kacapska, jest plemienna, nietknięta chrześcijaństwem.
Echa, Dzięki Jedwabnemu Szlakowi Europa robiła interesy z Chinami przez drobne dwa tysiąclecia. Podejrzewam, że różnicę mentalności mieli w dupie.
Między Ameryką a Chinami nie ma sporu cywilizacyjnego! Za to jest spór cywilizacyjny między Rosją a konsorcjum chińsko-polskim. Rosji w Eurazji marzy się imperium Dżingis Chana a Chińczycy i Polacy by raczej woleli Jedwabny Szlak. Tradycyjny spór między kupczykami a bandytami.