Mało kto wie, że obecny wzrost płac nie przekłada się na podwyżkę cen kontraktów w obrocie między firmami. Pracodawcy piszczą jak myszy i żyją na krawędzi, w dziedzinach które tradycyjnie pracą ludzką stoją czyli w budowlance na przykład. To co się szumnie nazywa "wzrostem efektywności pracy" oznacza po ludzku postawienie zautomatyzowanych linii i kilku operatorów w miejsce ręcznej produkcji (redukcja etatów), a w rolnictwie zakup kombajnu do aronii w miejsce dziesiątek sezonowych zbieraczy (redukcja etatów). W budowlance gipsiarza i kafelkarza robot nie zastąpi, więc albo będzie podwyżka cen w relacjach zleceniodawca-wykonawca albo reszta panów posiadających w/w umiejętności ewaporuje gdzieś za Odrę.
Dziedzin wytwórczości głównie pracą ludzką stojących jest jeszcze trochę. Wzrost wynagrodzeń sprawi, że te dziedziny zanikną jak swego czasu zaniknęła Łódź na rzecz sweatshopów z Bangladeszu.
Czytelnikom słuchającym wywodów Mecha lub innych, proponuję tłumaczyć sobie w głowie co w świecie realnym oznaczają poszczególne slogany-wytrychy, pojęcia jak cepy.
Rafał napisal(a): Może go nieprzychylnie nadinterpretuję, albo on jest tendencyjnie interpretowany. Jakakolwiek jest przyczyna tych interpretacji - jego czy obca, na tym forum jego wypowiedzi są używane jednoznacznie jako argumenty za zamknięciem granic na imigrantów, w szczególności z Ukrainy. Te interpretacje to jest własnie skrajne uproszczenie słusznie zwane populizmem. Zostawmy więc Mecha. Może i nie jest wrogiem każdej imigracji. Lepiej by tak było.
"Może go nieprzychylnie nadinterpretuję, albo on jest tendencyjnie interpretowany. Jakakolwiek jest przyczyna tych interpretacji - jego czy obca, na tym forum jego wypowiedzi są używane jednoznacznie jako argumenty za zamknięciem granic na imigrantów, w szczególności z Ukrainy" Że co?Kolega chyba nie do mnie pije ,bo ja nigdy niczego podobnego nie sugerowałem. A wracając do tematu. to chciałem żeby Kolega się odniósł do tego artykułu
"Napływ imigrantów schładza procesy związane z nakładami inwestycyjnymi pracodawców, by zwiększyć wydajność pracy - mówi PAP ekonomista, były wiceminister finansów dr Cezary Mech komentując piątkowe dane GUS dotyczące wydajności pracy.
Główny Urząd Statystyczny podał, że wydajność pracy w przemyśle w okresie styczeń-lipiec 2018 r. wzrosła o 3,9 proc. rdr przy większym o 2,7 proc. zatrudnieniu i wzroście przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto o 7,4 proc.
"Masowy napływ imigrantów schładza procesy związane z koniecznością nakładów inwestycyjnych pracodawców w celu zwiększenia wydajności pracy pracowników. Wzrost wynagrodzeń na poziomie 7,4 proc. niedostatecznie skłania ich do tego" - powiedział Mech.
No bardzo ciekawe. Bardzo. Czyli niskie wynagrodzenia są przyczyną braku inwestycji i wzrostu wydajności. Ale podwyżka wynagrodzeń też nie zachęca do tych inwestycji wzrostu wydajności. Nawet podwyżka przekraczająca wzrost wydajności. Przecież to jest zupełnie bezpodstawny wniosek. Jeżeli już jakiś by maił być to raczej że wysokość wynagrodzeń ma mały wpływ na inwestycje. I drugi że wydajność rośnie na skutek wzrostu wynagrodzeń, ale nie wprost proporcjonalnie. Oczywiście nie ma co takich wniosków wyciągać bo za mała próba i za krótki kres analizy. Najwyraźniej sprawa jest bardziej złożona i na wysokość nakładów inwestycyjnych i wzrost wydajności pracy wpływają istotnie inne czynniki niż wynagrodzenia
Jak dodał, analizując piątkowe dane GUS można dojść do wniosku, że znacząco wzrosło zatrudnienie, podczas gdy tempo wzrostu płac realnych spadło.
No nie wiem z jakich to danych wynika bo nie z przytoczonych. &,4 % to sporo o znacznie powyżej inflacji więc i realnie sporo - tak z 6 %. Czy to znaczy że było już wyższe? A nawet jeśli spadło do tak wysokiego poziomu z jeszcze wyższego to co?
"I byłoby to takim bardzo pozytywnym sygnałem, gdyby wiązało ze wzrostem aktywności zawodowej, której wskaźnik spadł a nie z forsowaniem masowej imigracji " - podkreśla.
Jak tłumaczy, społeczeństwo w Polsce z jednej strony się starzeje, a z drugiej polityka forsowania imigracji sprawia, że pracodawcy nie mają motywacji do aktywizacji zawodowej - zarówno bezrobotnych, jak i tych, którzy przekroczyli wiek emerytalny.
"
Jakieś kolejne bałamuctwa. Przedmiotem aktywizacji są nieaktywni a nie pracodawcy. Prawda jednak że dostępność emigrantów zmniejsza napięcie na rynku pracy
Fakt, że wzrost zatrudnienia jest pochodną forsowania procesów imigracyjnych jest negatywnym czynnikiem. Ponieważ to, na czym powinno nam zależeć, to z jednej strony wzrost zatrudnienia przez aktywację bezrobotnych, a także osób, które nabyły prawa emerytalne, a z drugiej szybszy wzrost wydajności pracy czyniącej wysiłek ludzki bardziej efektywnym" - powiedział.
No i to się właśnie dzieje. Bezrobocie spada i to znacznie pomimo imigracji. No i wydajność pracy rośnie chociaż niepokoi ze wolniej niż płace. Miejmy nadzieję ze to chwilowe. Nawoływanie do aktywizacji zawodowej emerytów przy równoczesnym zamrożeniu wieku emerytalnego jest ciutkę schizofreniczne.
Zdaniem ekonomisty schładzanie dynamicznego wzrostu wydajności pracy związane jest z forsowaniem procesów imigracyjnych.
"W danych tych widać, że widać, że wzrost wydajności pracy na poziomie 3,9 proc. - w zeszłym miesiącu 3,3% nie pozwoli Polsce na przyspieszenie procesów dochodowych jak i produktywności w procesie konwergencji. W krajach Europy Zachodniej jest kilkakrotna różnica, jeśli chodzi o PKB zarówno na pracownika, jak i na obywatela w porównaniu z Polską, a wynagrodzenie jest tam dwu, a nawet trzykrotnie większe niż u nas" - wyjaśnia Mech.
No odkrywcze jak cholera. Mają wydajność wyższą niż my i place wyższe niż my. Niesamowite.Czyli co ? Podnieśmy płace ostro to i wydajność wzrośnie ostro? Skąd taki wniosek?
W ocenie ekonomisty, masowy napływ imigrantów nie sprzyja przyspieszeniu wzrostu wydajności pracy i dokonaniu procesu konwergencji.
"Polityka forsowania imigracji nakierowuje decyzje pracodawców na oszczędności w funduszu płac kosztem podjęcia nakładów inwestycyjnych sprzyjających wzrostowi wydajności pracy w Polsce" - powiedział.
Zdaniem Mecha z punktu widzenia pozycji Polski, czyli kraju, który powinien doganiać kraje o wysokich wynagrodzeniach i wysokiej wydajności pracy, "podane wskaźniki nie ukazują przyspieszenia procesów konwergencji, mimo iż mogą skłaniać do błędnych komentarzy, że w płace rosną za szybko gdyż wolniej niż wydajność pracy".
No a czemu błędnych? No i jaki dowód na tezę o forsowaniu imigracji? Po prostu nie ma hamowania imigracji z niektórych kierunków
"Zwiastują zwiększenie problemów w przyszłości związanych z akomodacją obywateli innych państw, o innej kulturze, co będzie się przejawiało w pogorszeniu stabilności społecznej i finansowej kraju" - powiedział.
No tez się obawiam. Jednak Ukraińcy sa nam dość bliscy kulturowo. Białorusini też. Arabowie i inni muzułanie mniej.
Dodał, że łatwość sprowadzenia pracowników z takich krajów, jak np. Ukraina, czy Filipiny, powoduje, że pracodawca skupia się na kontroli funduszu płac, a zatem na oszczędzaniu na wynagrodzeniu zamiast na dokonywaniu inwestycji skutkujących wyższą wydajnością pracy.
Do Polski może przyjechać jeszcze milion Ukraińców. Ile imigranci wydają w Polsce?"
To nieprawda przynajmniej w mojej branży - u klientów. Zatrudnia bardzo dużo Ukraińców i inwestuje równocześnie w podnoszenie wydajności pracy "
Znaczna część problemu z imigracja jest zupełnie gdzie indziej. U nas podobnie jak na Zachodzie ludzie nie chcą coraz częściej wykonywać pewnych prac wcale bez względu na wynagrodzenie. To są zajęcia wykluczane i rezerwowane dla ludzi 2 kategorii. Oni nie potrzebują imigrantów tylko służących. Ich lista na razie u nas jest krótka - ciężkie lub monotonne i brudne prace fizyczne - proste prace budowlane, sprzątanie, ręczne prace polowe, sprzedaż detaliczna itd. Na Zachodzie lista się wydłuża: kierowcy, obsługa hotelowa, prace pielęgniarskie i opiekuńcze, niższe funkcje biurowe, produkcja przy taśmie. I stawia się szklany lub stalowy sufit. I się ich spycha do etnicznych gett. Takie społeczeństwo musi wybuchnąć. Takie społeczeństwo nie jest jednak już w stanie bez służących żyć. To nie sprawa płac. To znacznie głębsze.
To nieprawda, bo jest mnóstwo Polaków, którzy wykonują zajęcia jak to nazwałeś wykluczane, tylko po prostu część została wydrenowana - za wyższą płacę na zachodzie albo kalkuluje im się bardziej na czarno - jak np. często w budowlance. Jeszcze parę lat temu były reportaże o obieraniu cebuli za grosze, przecież ci ludzie nie wymarli. Tysiące ludzi pracuje za 1000 złotych w ramach stażów unijnych, i jakoś ich rynek nie zasysa natychmiastowo. Mnie osobiście najlepiej pracowało się w handlu detalicznym, problemem nie było to, że się mogłabym poczuć wykluczona tylko problemem była wysokość płacy a raczej jej niskość.
mdb napisal(a): To nieprawda, bo jest mnóstwo Polaków, którzy wykonują zajęcia jak to nazwałeś wykluczane, tylko po prostu część została wydrenowana - za wyższą płacę na zachodzie albo kalkuluje im się bardziej na czarno - jak np. często w budowlance. Jeszcze parę lat temu były reportaże o obieraniu cebuli za grosze, przecież ci ludzie nie wymarli. Tysiące ludzi pracuje za 1000 złotych w ramach stażów unijnych, i jakoś ich rynek nie zasysa natychmiastowo. Mnie osobiście najlepiej pracowało się w handlu detalicznym, problemem nie było to, że się mogłabym poczuć wykluczona tylko problemem była wysokość płacy a raczej jej niskość.
Lekkie nieporozumienie. Mam w tym akapicie na myśli głównie Zachód i obawiam się że tak będzie u nas. Może tak być bo symptomy już są. Kto pracuje w UK czy Holandii w charakterze pokojowej w hotelu? Oczywiście że zdarza się wciąż rodowita Angielka czy Holenderka, ale to jest coraz mniejsza mniejszość. Może i "problemem nie jest wykluczanie tylko płaca". To wbrew pozorom to samo. Wyjaśniam: to praca prosta i miejscowi nie chcą jej wykonywać za pensje jaka za nią jest dawana. Czy to czego chcą to tak zwana "godziwa" płaca czy to może nadmierne oczekiwanie za taką pracę? Jak to ocenić? W Polsce w mojej branży w części rolnej przy zbiorze zarabia się na rękę około 3.000 zł + za dobrą pracę bez rekordów w normalnym czasie pracy. To jest brutto około 4.200 +. I nie ma chętnych Polaków. Udział Ukraińców zbliża się do 40% na moje oko. Czy problemem jest płaca? Czy w sklepie lub jako referent w gminie dostanie się więcej? Tak więc albo będą chętni imigranci albo jedno z dwojga: Te branże padną i pójdą do krajów gdzie chętni są. Mogą pójść w świecie wolnego handlu. To dotyczy tych których wyroby lub usługi można importować. Moja akurat eksportuje ponad 70% wyrobów więc ten eksport upadnie i pójdzie gdzie indziej. Są jednak takie które muszą być lokalne - pielęgniarstwo, właśnie owe usługi hotelowe, transport publiczny i usługi jak wywóz śmieci, prace biurowe - większość, sprzedaż detaliczna itp. Tutaj przestrzeń do "inwestycji we wzrost wydajności" jest mała lub żadna. Trzeba będzie więc pogodzić się z radykalnym wzrostem kosztów w tych branżach lub ich zanikiem i drastycznym pogorszeniem jakości usług i życia. No widzimy to już w ochronie zdrowia. Pewnie że można podnieść płace pielęgniarkom i salowym. Ile wystarczy aby zostały? Myślę ze pielęgniarki zostaną za 7 na rękę , a salowe za 4. Ukrainki mogą im "zabrać pracę" za odpowiednio 4 + i pod 3. Jakie to inwestycje modernizacyjne mogą być wykonane aby zwiększyć ich wydajność? Roboty do przewijania dzieci, wymiany wenflonów, mierzenia ciśnienia i temperatury? Przecież już narzekamy na wysokie koszty ochrony zdrowia. Narzekamy na wysokie marże detaliczne. Zaakceptujemy wyższe o 20-30%, składkę zdrowotna nie pod 10% ale 15-20%? Proszę bardzo. Czy już, jutro czy może bardziej ewolucyjnie? To są realne pytania z zakresu polityki gospodarczej i społecznej a nie banialulki o konieczności wzrostu plac dla postępu i gonienia Zachodu.
Nie wystarczy podnieść płace, bo w latach poprzednich zwolniono część personelu, wprowadzono outsourcing usług - dla salowych, co spowodowało, że warunki pracy są bardzo ciężkie i mogą być praktycznie zawsze nieadekwatne do zarobków. Jaki sens pchać się do zawodu, z którego wiadomo że zwalniali ludzi i traktowano ich czasami w sposób po prostu podły? Natomiast mam koleżankę, która wcześniej zajmowała się z sukcesami sprzedażą na call center i jakoś bardziej opłacało jej się wyjechać za granicę i zostać właśnie salową. Co więcej czuje się w pracy bardziej doceniana i potrzebna niż wysłuchując trzasków słuchawki. Czy 3000 zł w rolnictwie w sezonie jak się domyślam to jest mało, nie jest, ale w sezonie to ewentualni chętni jadą do Norwegii na truskawki zarobić dużo więcej. Odnośnie kierowców autobusów - mam dwóch znajomych, obaj zostali kierowcami ze względu na zarobki - nauczyciel i drugi drobny przedsiębiorca, po prostu zarobki dla kierowców musiały pójść w górę i chętni zaczęli się znajdować. Trzeba wziąć też pod uwagę, że praca kierowcy autobusu jest coraz częściej niebezpieczna. Opowiadanie, że ludzie nie chcą gdzieś pracować to w znaczącej mierze propaganda. W jednym kraju do zawodu nauczyciela odbywa się selekcja negatywna, w innym to najbardziej szanowany i rozchwytywany zawód. Kwestia podejścia.
No zgoda. Tak płaca ma znaczenie ale owo podejście też i być może większe.
Co do mojej branży to nie jest sezonowa tylko całoroczna. Te pensje to za prace stałą na etacie. Zwykle jest to akord, oczywiście ponad pensję minimalną. Ukraińcy są nawet drożsi bo trzeba im zapewnić zakwaterowanie. Są dla nich budowane hotele o całkiem niezłym standardzie bo mój przeciętny klient zatrudnia ponad 100 pracowników stałych, a większy bywa ze ponad 300. Widziałem takie hotele. Rozmawiałem z pracownikami. Znam Ukraińców bo, jak pisałem, mamy tam dwie fabryki.Mam w biurze zatrudnioną analityczkę do nadzoru nad tymi fabrykami. Jest Ukrainką. Zarabia tak samo jak analitycy polscy. W niczym to nie obniża średniej. Jakoś mało młodych Polaków zna ukraiński i chce tam jeździć i zrozumieć tamtejsza specyfikę. Jej chciało się przyjechać do Polski, nauczyć polskiego i pracować w polskim środowisku. Angielski oczywiście też zna.
Sama pracowałam z Rosjanką i to w małej firmie, miałam szefa Hindusa, a jak szefem jest Hindus, to wiadomo że będzie redukcja kosztów, recesja i redukcja To naprawdę nic nadzwyczajnego, że ludzie jeżdżą po świecie i pracują. Mnóstwo młodych Polaków nauczyło się angielskiego i wyjechało pracować w innym środowisku. I teraz, jeśli nie chcą wracać, to uznajemy to za zysk czy za stratę dla naszego społeczeństwa... Jeśli to strata, to przyjazd ludzi z całego świata jest większym zyskiem czy jedynie minimalizacją poniesionych strat? W tym strat niemierzalnych, co miało przez szereg lat swój czas - rozłąka, rozpad rodzin, opuszczeni zniedołężniali rodzice, wychowane przez dziadków dzieci itd. Akurat wycieczki na Ukrainę stały się bardzo popularne wśród młodych ludzi - Lwów to tak jak kiedyś Kraków dla Londyńczyków, odzież, jedzenie i bistro i restauracje ukraińskie też są popularne. O wiele więcej ludzie wiedzą o Ukrainie niż np. o Białorusi.
Ta imigracja to częściowa rekompensata poniesionych strat oczywiście. Gdyby Polska miała porządny przyrost naturalny i nie było by kilku dziesiątków lat emigracji to imigranci nie byliby potrzebni albo byliby tylko uzupełnieniem. Gdyby tak było to może nawet Polacy by rekolonizowali pokojowo Ukrainę i Białoruś wyjeżdżając tam zakładać firmy, osiedlać się i mieszkać. Niestety mamy niski przyrost naturalny, dziesiątki lat polityki antyrodzinnej za sobą oraz miejmy nadzieję że odwracalną zmianę postaw i aspiracji społecznych zwaną dzieciofobią. Musimy się ratować i próbujemy Ukraińcami zanim postawy się zmienią i dzieci przybędzie - straciliśmy 30 lat a może więcej. Ukraińcy to lepszy ratunek niż Turcy, Arabowie, Afgańczycy, Czeczeni i nawet Hindusi. Mamy więc nieco większe szanse niż Niemcy bo i przyrost naturalny nie spadł u nas tak mocno i tak dawno.
Nie kumam jak sprowadzanie imigrantów do Polski ma oznaczać ratowanie przyrostu naturalnego Polaków. To oznaczać może "ratowanie" wzrostu PKB, dalsze utrzymywanie stref ekonomicznych... Raczej takie rzeczy.
No przyrostu ludności. Nie chce mi się teraz szukać definicji "naturalny" w przyroście naturalnym. Chodzi o przyrost obywateli Polski, a potem być może Polaków. Proces jest znany: przyjeżdża imigrant ekonomiczny zarobić, wraca albo zostaje na stałe, jak zostaje to mamy nowego obywatela, podoba mu się i zaczyna się identyfikować i wychowuje dzieci w pełni świadomie lub zgadza się na to na Polaków pochodzenia z jego kraju rodzinnego, albo mu się nie podoba i rozwala kraj oraz podkłada bomby i nawraca na inna kulturę i wiarę. Jak to pierwsze to mamy nowych Polaków, jak to drugie to mamy starą UE. To trwa tak od 20 do 60 lat. Szansa że się uda jest większa jak imigrant jest z bliska w sensie kultury bardziej niż przestrzeni, ale to zwykle się łączy. Szansa jest większa gdy kraj - tu Polska jest atrakcyjny kulturowo i ekonomicznie - zasobny, rozwijający się, dumny, radosny i przyjazny. Ot i tyle.
mdb napisal(a): Aha, a to już dokładnie ten sam scenariusz Francja i Niemcy przerobili.
No źle przerobili. Nie spełnili obu warunków koniecznych powodzenia. Wzięli imigrantów obcych kulturowo i często z daleka. Byli i są zasobni ale niezbyt rozwijający się, szczególnie Francja, dumę pomylili z butą i arogancją, ich radość dość sztuczna, przyziemna, doprawiona perwersją i trącąca depresją, a przypisywanie im przyjazności wobec obcych i innych, których rzekomo wielbią, to bezczelna kpina.
Uczynki już są, mamy jedną z najbardziej liberalnych polityk imigranckich na świecie, a w całej UE jesteśmy pierwsi w ilości wydanych zezwoleń na pracę i drudzy po Wielkiej Brytanii w kwocie wydanych zezwoleń na pobyt. Ponieważ to są dane za rok 2016, więc prawdopodobne, że już we wszystkim jesteśmy pierwsi.
Bywało nieraz w Lądku, że byłem jedynym białym w przedziale metra czy w autobusie. Trudno, nikt mnie do wyjazdu nie zmuszał. Krótkie wypady do W-wy i podróż z Okęcia byle autobusem (w którym sami biali)
Muszę jednak powiedzieć, że od czasu powrotu na stałe, W-wa do której wróciłem, nie przypomina tej, z której na prawie 2 lata wyjechałem. Nie wiem, może turyści których nawet w październiku nie ubywa.
No ironizuje Kolega, ale może właśnie chodzi o nadużywanie statusu turysty przez śniadych przybyszów i przybyszki w szczelnych chustach. No bo jak długo może przebywać turysta - 3 miesiące? Czy ktoś sprawdza co robi przez ten czas - dokąd jeździ, z kim się spotyka, z czego żyje i gdzie nocuje? Podejrzewam że niezbyt dokładnie. Jest prawdopodobne że inicjatorzy i organizatorzy akcji najazdu nachodźców na Europę zwrócili swoje oczy na Polskę. Zwrócili bo Polska im zaczęła mocno przeszkadzać - jej polityka imigracyjna i jej praktyka imigracyjna. Bo Polska przyjmując setki tysięcy imigrantów pozostaje oazą bezpieczeństwa w Europie. No jak to się dzieje? No tak to, co oczywiste ale poprawność polityczna nie pozwala tego wyartykułować, że te setki tysięcy to są w miażdżącej większości biali chrześcijanie w dodatku mówiący językiem podobnym do polskiego i mający dawne związki historyczne z Polską. I to jest widoczny, chociaż publicznie nie nazywany, przykład skutecznej polityki imigracyjnej zapobiegający islamskiemu zagrożeniu. Tak więc może przyczyną tej nowej śniadej turystyki jest polityka imigracyjna, ale nie jej liberalizm tylko wprost przeciwnie. Dlatego możliwe że organizatorzy opanowania Europy przez islam i fanatycy wielokulturowości postanowili zburzyć to bezpieczeństwo. Imigrantów Polacy od nich nie chcą, a i imigranci się tu nie kwapią, to może wysłali turystów na przeszpiegi i przygotowanie zamachów.
Tak więc Polska nie tyle powinna zmienić politykę imigracyjną co wzmóc kontrolę obcokrajowców, w tym przybyszów, u siebie. Chyba są na to przepisy i możliwe jest też ich zaostrzenie? Na początek udokumentowane środki na pobyt i obowiązek meldunkowy.
Francja i inne (poza Niemcami po II WW) sprowadzały z prowincji własnego kraju tyle że zamorskich. Przypominam, że imigrantem dla Angoli Wtem! Dla ulubionego przez wielu i tutaj Nigela FaradŻa Jest Polak, Łotysz, Bułgar i Rumun A nie Pakistańczyk, Hindus czy murzyn z Innych byłych kolonji
To nie łaska czy chęć kraju przyjmującego a postawa przybyszów rozstrzyga. I czy pozwala sie na / tworzy sie getta. Znajomy pracował w firmie handlującej ludźmi do Holandji. Mieli problemy z alkoholem. Ludzi było 200. Wynajęli mieszkania na 5 osób pośród samych Holendrów. Odległość do pracy max 6 km plus służbowe rowery. Pomoglo
Nie ma samozachwytu. Decyduje postawa, ale nie tylko przybyszów, bo też przyjmujących. Od dawna przedstawiam tu opinię, nie potwierdzoną dogłębnymi badaniami socjologicznymi i statystykami (to uwaga dla czytelników postu tradycyjnie a niesłusznie oczekujących tego) że to społeczeństwa starej UE, a nie polskie, są ksenofobiczne. Dodam że, w moim odczuciu, ta ksenofobia jest u nich głęboko kulturowo zakorzeniona poprzez setki lat dominacji nad innymi, w tym aktywnego kolonializmu i skutecznych agresji. Jest ona jednak skutecznie chociaż powierzchownie przykryta poprawnością polityczną z jej nachalną afirmacją inności i wielokulturowości. To jest możliwe w sposób trwały w tych społeczeństwach bo z podobnych powodów co ksenofobia jest w ich kulturach głęboko wbudowana hipokryzja. Ta z kolei jest charakterystyczna dla ochrony trwałości hierarchii i dominacji elit które są kontynuacją dawnych elit którym te społeczeństwa zawdzięczały sukcesy kolonialne oraz dominację gospodarczą i militarną przez długie dekady. U nas takie elity przegrały dawno i zanikły. Mamy elity postkolonialne, ale to są elity kolonii a nie metropolii. Mamy też zalążki nowych elit, zwalczających te postkolonialne, nawiązujących do zupełnie niepoprawnych politycznie elit patriotyczno - buntowniczych i do państwowo i narodowotwórczego mitu I RP oraz szlachty. Tak więc nie samozachwyt tylko stwierdzenie faktu że jesteśmy zupełnie inni niż nasi bracia z Zachodu. Moim zdaniem zdecydowanie lepsi i z lepszymi perspektywami na przyszłość. Cechy które reprezentujemy, z powodu historii a nie własnych zasług, czynią nas lepiej przystosowanymi do tak zwanych wyzwań współczesności. Damy radę, ale spokojnie, łatwo i zawsze przyjemnie nie będzie chociaż tego byśmy chcieli.
Proponowałabym zdjąć różowe okulary. Opisałeś powyżej sam jak wygląda obecna sytuacja w twojej branży: kilkuset pracowników akordowych w hotelu robotniczym i jedna pani analityk zintegrowana z zespołem pracowników w biurze.
Nie wydaje mię się, aby samo "manie dzieci" przez Polaków przez ostatnie 20 lat byłoby czymś radykalnie poprawiającym naszą sytuację. Przypuszczam raczej że tylko statystyki emigracji Polaków na zachód byłyby kilka razy większe.
W_Nieszczególny napisal(a): Nie wydaje mię się, aby samo "manie dzieci" przez Polaków przez ostatnie 20 lat byłoby czymś radykalnie poprawiającym naszą sytuację.
W tym względzie? Brak dzieci jest jedynym czynnikiem niedoli. Niektórzy używają określenia katastrofa demograficzna i oba słowa mają uzasadnienie.
Komentarz
Dziedzin wytwórczości głównie pracą ludzką stojących jest jeszcze trochę. Wzrost wynagrodzeń sprawi, że te dziedziny zanikną jak swego czasu zaniknęła Łódź na rzecz sweatshopów z Bangladeszu.
Czytelnikom słuchającym wywodów Mecha lub innych, proponuję tłumaczyć sobie w głowie co w świecie realnym oznaczają poszczególne slogany-wytrychy, pojęcia jak cepy.
Starałem się jedynie rzec, ze problem jest troche bardziej złożony niż skutki naciskania pedału gaz/hamulec.
Opowiadanie, że ludzie nie chcą gdzieś pracować to w znaczącej mierze propaganda. W jednym kraju do zawodu nauczyciela odbywa się selekcja negatywna, w innym to najbardziej szanowany i rozchwytywany zawód. Kwestia podejścia.
Co do mojej branży to nie jest sezonowa tylko całoroczna. Te pensje to za prace stałą na etacie. Zwykle jest to akord, oczywiście ponad pensję minimalną. Ukraińcy są nawet drożsi bo trzeba im zapewnić zakwaterowanie. Są dla nich budowane hotele o całkiem niezłym standardzie bo mój przeciętny klient zatrudnia ponad 100 pracowników stałych, a większy bywa ze ponad 300. Widziałem takie hotele. Rozmawiałem z pracownikami. Znam Ukraińców bo, jak pisałem, mamy tam dwie fabryki.Mam w biurze zatrudnioną analityczkę do nadzoru nad tymi fabrykami. Jest Ukrainką. Zarabia tak samo jak analitycy polscy. W niczym to nie obniża średniej. Jakoś mało młodych Polaków zna ukraiński i chce tam jeździć i zrozumieć tamtejsza specyfikę. Jej chciało się przyjechać do Polski, nauczyć polskiego i pracować w polskim środowisku. Angielski oczywiście też zna.
Chciałbym mieć sióstr wiarę
Trudno, nikt mnie do wyjazdu nie zmuszał.
Krótkie wypady do W-wy i podróż z Okęcia byle autobusem (w którym sami biali)
Muszę jednak powiedzieć, że od czasu powrotu na stałe, W-wa do której wróciłem, nie przypomina tej, z której na prawie 2 lata wyjechałem.
Nie wiem, może turyści których nawet w październiku nie ubywa.
Tak.
To muszą być turyści.
Tak więc Polska nie tyle powinna zmienić politykę imigracyjną co wzmóc kontrolę obcokrajowców, w tym przybyszów, u siebie. Chyba są na to przepisy i możliwe jest też ich zaostrzenie? Na początek udokumentowane środki na pobyt i obowiązek meldunkowy.
Łyżeczka smaru do osi
Francja i inne (poza Niemcami po II WW) sprowadzały z prowincji własnego kraju tyle że zamorskich.
Przypominam, że imigrantem dla Angoli
Wtem! Dla ulubionego przez wielu i tutaj Nigela FaradŻa
Jest Polak, Łotysz, Bułgar i Rumun
A nie Pakistańczyk, Hindus czy murzyn z Innych byłych kolonji
To nie łaska czy chęć kraju przyjmującego a postawa przybyszów rozstrzyga. I czy pozwala sie na / tworzy sie getta.
Znajomy pracował w firmie handlującej ludźmi do Holandji. Mieli problemy z alkoholem. Ludzi było 200. Wynajęli mieszkania na 5 osób pośród samych Holendrów. Odległość do pracy max 6 km plus służbowe rowery.
Pomoglo
Decyduje postawa, ale nie tylko przybyszów, bo też przyjmujących. Od dawna przedstawiam tu opinię, nie potwierdzoną dogłębnymi badaniami socjologicznymi i statystykami (to uwaga dla czytelników postu tradycyjnie a niesłusznie oczekujących tego) że to społeczeństwa starej UE, a nie polskie, są ksenofobiczne. Dodam że, w moim odczuciu, ta ksenofobia jest u nich głęboko kulturowo zakorzeniona poprzez setki lat dominacji nad innymi, w tym aktywnego kolonializmu i skutecznych agresji. Jest ona jednak skutecznie chociaż powierzchownie przykryta poprawnością polityczną z jej nachalną afirmacją inności i wielokulturowości. To jest możliwe w sposób trwały w tych społeczeństwach bo z podobnych powodów co ksenofobia jest w ich kulturach głęboko wbudowana hipokryzja. Ta z kolei jest charakterystyczna dla ochrony trwałości hierarchii i dominacji elit które są kontynuacją dawnych elit którym te społeczeństwa zawdzięczały sukcesy kolonialne oraz dominację gospodarczą i militarną przez długie dekady. U nas takie elity przegrały dawno i zanikły. Mamy elity postkolonialne, ale to są elity kolonii a nie metropolii. Mamy też zalążki nowych elit, zwalczających te postkolonialne, nawiązujących do zupełnie niepoprawnych politycznie elit patriotyczno - buntowniczych i do państwowo i narodowotwórczego mitu I RP oraz szlachty. Tak więc nie samozachwyt tylko stwierdzenie faktu że jesteśmy zupełnie inni niż nasi bracia z Zachodu. Moim zdaniem zdecydowanie lepsi i z lepszymi perspektywami na przyszłość. Cechy które reprezentujemy, z powodu historii a nie własnych zasług, czynią nas lepiej przystosowanymi do tak zwanych wyzwań współczesności. Damy radę, ale spokojnie, łatwo i zawsze przyjemnie nie będzie chociaż tego byśmy chcieli.