Obcym przybyszom w moim mieście spróbuję poetycznie wyjaśnić znaczenie trawników
Nie deptać trawników! Nie deptać trawników! Deptanie trawników to hańba trzewików. Bo trawnik zdeptany - jak cześć lub uczucie - jak krew pozostawi chlorofil na bucie. Wojskowy i cywilu, nie marnuj chlorofilu!...
Nie deptać trawników! Nie deptać trawników! W trawnikach bez liku jest polnych koników. I polne tam klaczki, i polne źrebaczki, ogierki, wałaszki, ojej! Deptanie dla tych stworzeń to pasmo upokorzeń...
Nie deptać trawników! Nie deptać trawników! W trawnikach milutko jest żyć krasnoludkom. To mrówkę pocieszą, to muszkę powieszą, to sami się śmieszą cha, cha! Deptanie trawy w skutkach wypiera krasnoludka...
Nie deptać trawników! Nie deptać trawników! Trawniki rzecz jasna to włosy dla miasta. Gdy włos tobie deptać, przekleństwa chcesz szeptać, więc czemu katusza cię trawy nie wzrusza. Mężczyźnie i niewieście Jest łyso w łysym mieście...
Po tym, jak do Polski przyjechały setki tysięcy Ukraińców, nadal nie jesteśmy krajem imigrantów?
To jest ta druga charakterystyczna część tej opowieści. Doświadczenia innych krajów europejskich pokazują, że z czasem znaczna część imigrantów zarobkowych przekształca się w imigrantów długookresowych albo osiedleńczych. Takie same dyskusje dotyczyły też polskiej migracji po 2004 roku. W pierwszej fazie spodziewaliśmy się, że będą to migranci krótkookresowi, którzy wrócą do kraju. Dzisiaj wydaje się, że duża część pozostanie za granicą.
A jak wygląda to w przypadku imigracji do Polski?
Liczba kart pobytu wydawanych między 2013 a 2017 rokiem zwiększyła się około trzykrotnie i dziś wynosi około 325 tysięcy. Jeżeli porównamy tę liczbę z liczbą Polaków za granicą – a tę ocenia się na 2,5 miliona – to widać, że Polska nie stała się jeszcze krajem imigracji netto.
Domyślam się, że jest jednak jakieś „ale”…
Gdy popatrzymy wyłącznie na ludzi z kartami pobytu – o relatywnie stabilnym statusie pobytowym w Polsce – możemy powiedzieć, że przemiana z kraju emigranckiego na kraj imigracji jeszcze się w Polsce nie dokonała. Jednocześnie jednak dynamicznie zmienia się sytuacja na rynku pracy. Liczba zezwoleń na pracę wzrosła w ostatnich latach pięciokrotnie.
Ile wynosi?
Mówimy o liczbach rzędu 200–250 tysięcy. Czyli nie jest to przesadnie dużo. Jest jednak jeszcze jedna, bardzo specyficzna kategoria imigrantów – ci, którzy przyjeżdżają do Polski na podstawie procedury uproszczonej. Ta procedura została wprowadzona do polskiego porządku prawnego w roku 2007 i stało się to pod jawną presją polskich rolników – szczególnie tych zaangażowanych w uprawę owoców. Wywarli skuteczną presję na ówczesnego ministra rolnictwa, Andrzeja Leppera, który wprowadził to rozwiązanie, umożliwiające cudzoziemcom pracę w Polsce bez zezwolenia na pracę. To bardzo rzadki przypadek w UE, gdzie zasady podejmowania pracy przez obywateli krajów spoza Unii generalnie są mocno restrykcyjne. Początkowo prawo to miało dotyczyć wyłącznie obywateli niektórych krajów byłego ZSRR i wyłącznie pracy w rolnictwie. Potem zostało rozszerzone i dziś obejmuje obywateli ośmiu państw i dotyczy również innych sektorów gospodarki. Było tak przynajmniej do niedawna, bo od stycznia tego roku ponownie wyłączono z tych zasad rolnictwo, w przypadku którego konieczne jest pozyskiwanie zezwolenia na pracę sezonową.
Czyli to pierwszy rząd PiS-u otworzył drzwi dla pracowników sezonowych z zagranicy?
Wtedy wprowadzono te rozwiązania i z mojej perspektywy nie było to rozwiązanie pozbawione podstaw. W pierwszych latach rokrocznie zwiększała się liczba ludzi, którzy przyjeżdżali tu na podstawie procedury uproszczonej, ale nie przekraczała 200–400 tysięcy. Przełom dokonał się po agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, czego skutkiem był nie tylko kryzys militarny, ale i polityczny oraz ekonomiczny, który wypchnął sporą część populacji Ukrainy z kraju. We wcześniejszej fazie do Polski przyjeżdżali ludzie z zachodniej Ukrainy. Takie, które miały w Polsce sieci znajomości – i te powiązania były dla nich kluczowe. Po 2014 roku nastąpiła znaczna egalitaryzacja procesu – docierają do nas Ukraińcy z różnych części kraju, także tacy, który nie mieli wcześniej „epizodów migracyjnych” związanych z naszym krajem.
IIu więc łącznie mamy teraz imigrantów w Polsce?
Przedstawiciele MSWiA oficjalnie mówią, że mamy teraz w Polsce około 2 milionów imigrantów. Moim zdaniem jest ich nieco mniej, między 1,5 a 2 milionami. Ale to dlatego, że mamy szczyt sezonu w rolnictwie. Jesienią ta liczba z dużym prawdopodobieństwem się zmniejszy.
Pana zdaniem to duże liczby?
Dzięki uproszczonej procedurze – tak ochoczo wykorzystanej przez obywateli Ukrainy po 2014 roku – Polska stała się największym importerem cudzoziemskiej siły roboczej na świecie. Większym niż Stany Zjednoczone. Pokazują to jednoznacznie niedawno opublikowane dane OECD.
Większym niż Stany Zjednoczone? Ale chyba nie w liczbach bezwzględnych, tylko w stosunku do populacji?
Nie, mówimy o liczbach bezwzględnych! W roku 2017 Polska stała się globalnym liderem, jeśli chodzi o import cudzoziemskiej sezonowej, krótkoterminowej siły roboczej. I to mimo że w wielu krajach mamy specjalne programy rekrutacji pracowników sezonowych.
To pokazuje paradoks Polski. Z jednej strony, jesteśmy krajem z nikłym doświadczeniem imigracji – takim, w przypadku którego wciąż możemy się zastanawiać, czy staliśmy się krajem migracji netto, czy też nie. A z drugiej – globalnym liderem pod względem napływu ludzi, co do przyszłości których możemy jedynie spekulować, bo jutro może ich tu nie być.
Prawo i Sprawiedliwość proponuje szybką ścieżkę integracyjną dla ukraińskich imigrantów pracujących w Polsce. Rząd jest zainteresowany większą integracją imigrantów pracujących w Polsce – zwłaszcza Ukraińców. Pomocą mają być objęte również ich rodziny. Szybsze otrzymywanie zgody na pobyt stały czy możliwość sprowadzenia najbliższej rodziny już po roku pracy na zezwoleniu to najważniejsze elementy znowelizowanej ustawy o cudzoziemcach, której część przepisów (dotyczących pożądanych zawodów w Polsce) wejdzie w życie 1 stycznia 2019 roku. Szacuje się, że pomoc miałoby uzyskać 200 tysięcy osób.
Program wsparcia dla imigrantów zakłada możliwość wystąpienia o udzielenie zgody na pobyt stały po dwóch i pół roku zatrudnienia na podstawie zezwolenia na pobyt. Po roku pracy na zezwoleniu imigrant będzie mógł sprowadzić najbliższą rodzinę, której członkowie również otrzymają możliwość pracy w Polsce. Dziś na stałe zezwolenie pobytowe trzeba czekać minimum cztery lata. Faktycznie imigranci będą mogli sprowadzić swoje rodziny po roku pracy na zezwoleniu oraz kilku miesiącach załatwiania formalności.
Propozycji rząd nie kieruje jednak do wszystkich przebywających w Polsce. Pierwszym warunkiem jest to, że ma ona dotyczyć wyłącznie tych obywateli, którzy obecnie mogą być zatrudnieni w Polsce, posługując się oświadczeniami, a więc Ormian, Białorusinów, Gruzinów, Mołdawian, Rosjan i Ukraińców. Drugim – konieczność pracy w kluczowych dla Polski zawodach. Listę tych zawodów opracowuje Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Resort zachęca do pobytu tych, którzy pozostają w bliskości kulturowej z Polską. „Zmiany mają na celu wprowadzenie ułatwień dla osiedlania się w Polsce bliskich kulturowo, którzy posiadają kwalifikacje w zawodach pożądanych dla polskiej gospodarki” – można przeczytać w projekcie ustawy
Ryzykowne ale słuszne posunięcie. Znam Ukrainę i trochę Białoruś i Rosję. Działam tam operacyjnie i jako eksporter. Bywam często. Też w Mołdawii. Ukraina i Mołdawia zapadają się politycznie i społecznie. Gospodarczo są, co najwyżej, w stagnacji. Coraz bardziej zostają w tyle już nie tylko za Polską, ale też widocznie za Rosją a także krajami wzrastającymi jak Turcja. Zawsze od upadku ZSRR była stamtąd wysoka emigracja. Ludność Ukrainy zmniejszyła się z ca 54 milionów do 43 milionów obecnie!, Mołdawii z ponad 4 do mniej niż 3 milionów. Ostatnie półtora roku to przyspieszający exodus. Dotyczy szczególnie młodzieży. Nic nie wskazuje na to aby miał się zakończyć. Co najwyżej tempo może nieco spaść. Z Białorusi to świeższe zjawisko i na mniejszą skalę ale już widoczne. Ci ze wschodu czują się w Polsce dobrze i są dobrze traktowani, lepiej niż na Zachodzie. Mołdawianie jada głównie do Rumunii. Bliskość kraju rodzinnego, bliskość kulturowa i językowa oraz malejące dysproporcje w dochodach realnych pomiędzy Polską a starą UE sprawiają że większość z nich zaczyna przygodę z Zachodem w Polsce. Jest duża szansa że większość tej większości tu pozostanie i się zaaklimatyzuje. To nie to samo co zasymiluje, ale i to nastąpi u dużej części.
"Grona gniewu" Steinbecka, w prologu genialnie traktują o tym problemie. Do uprawiania ziemi nie trzeba wioski, rodzin farmerskich ani kołchozu. Wystarczy jeden kierowca dziesięcioskibowego pługa, który wraz ze zmianą pór roku przesiada się na coraz to inne behemoty. W zimie ma urlop.
@romeck - ma zonę i dwójkę dzieci w mieście. Zaorał rodzinne obejście i dom, bo bliższa ciału koszula niż kożuch, w dodatku porwany. @peterman - pójdzie w świat szukać szczęścia i albo je znajdzie albo sczeźnie w trakcie poszukiwań. Przykład różnych NIemiec i Polsk jest o tyle niefortunny i mało tipicznyj, że w Europie zapanowała moda sadzania papug na własnej głowie i czekania aż (pardonsik) nasrają na potylicę. Niemcy to robią demonstracyjnie, polska władza po cichu i z zawstydzeniem.
Polecam książkę, bo w pewnym sensie traktuje i o globaliźmie i o banksterstwie oraz problemie migracji.
peterman napisal(a): Nie no, Sztajnbeka to sie zna sie.
Tembardziej smutno, że wszystko wraca, a mechanizacja pracy sama w sobie nie ułatwia sytuacji.
niestety, jestem nieczytelnikiem od osiemnastu lat... Na pocieszenie powiem, że syn w ciągu ostatnich dwu lat zakupił z pięćdziesiąt książek (większośc po angielsku w antykwariatach w Edynburgu) Ja teraz wchodzę - ponownie - w Kubusia Puchatka, wiersze Tuwima i Brzechwy i itd.
peterman napisal(a): Ale co z tym, co jest coś warte, a pozostanie u nich? Czyje to coś będzie, i kto będzie się tym zajmował?
W przypadku Okrainy tym czymś jest na przykład czarnoziem.
No oczywiście, ale tym czarnoziemem zarządzają oekraińscy oligarchowie.
To już pisałem. Żywność i to co służy jej wytwarzaniu staje się, a właściwie już się stało zasobem strategicznym. Może nawet bardziej niż paliwa - węglowodory. No i znowu przypomnę że 2/3 czarnoziemu światowego to pas - Ukraina, południowa Rosja, Kazachstan. Z tego ponad połowa na Ukrainie i tam też warunki klimatyczne lepsze do uprawy. Do uprawy tego bogactwa i przetwórstwa wystarczy z 5 milionów ludności.
"Grona gniewu" Steinbecka, w prologu genialnie traktują o tym problemie. Do uprawiania ziemi nie trzeba wioski, rodzin farmerskich ani kołchozu. Wystarczy jeden kierowca dziesięcioskibowego pługa, który wraz ze zmianą pór roku przesiada się na coraz to inne behemoty. W zimie ma urlop.
W zimie jeździ pługiem śnieżnym, jeśli kocha specjalizację, albo kładzie kafelki, jeśli uznaje urozmaicenie, urlop miewa na ogólnych zasadach.
Co to za argument z pożywienia? Buty też są ważne, zwłaszcza w naszym klimacie, a nie podporządkowuje się życia społecznego szewcom.
Komentarz
Nie deptać trawników!
Nie deptać trawników!
Deptanie trawników
to hańba trzewików.
Bo trawnik zdeptany -
jak cześć lub uczucie -
jak krew pozostawi
chlorofil na bucie.
Wojskowy i cywilu,
nie marnuj chlorofilu!...
Nie deptać trawników!
Nie deptać trawników!
W trawnikach bez liku
jest polnych koników.
I polne tam klaczki,
i polne źrebaczki,
ogierki, wałaszki,
ojej!
Deptanie dla tych stworzeń
to pasmo upokorzeń...
Nie deptać trawników!
Nie deptać trawników!
W trawnikach milutko
jest żyć krasnoludkom.
To mrówkę pocieszą,
to muszkę powieszą,
to sami się śmieszą
cha, cha!
Deptanie trawy w skutkach
wypiera krasnoludka...
Nie deptać trawników!
Nie deptać trawników!
Trawniki rzecz jasna
to włosy dla miasta.
Gdy włos tobie deptać,
przekleństwa chcesz szeptać,
więc czemu katusza
cię trawy nie wzrusza.
Mężczyźnie i niewieście
Jest łyso w łysym mieście...
(a sralcom trawnikowym mówimy stanowczo NIE!!!111!)
Qizu, starczy?
No dobsz.
Ale ile można?
W przypadku Okrainy tym czymś jest na przykład czarnoziem.
@peterman - pójdzie w świat szukać szczęścia i albo je znajdzie albo sczeźnie w trakcie poszukiwań. Przykład różnych NIemiec i Polsk jest o tyle niefortunny i mało tipicznyj, że w Europie zapanowała moda sadzania papug na własnej głowie i czekania aż (pardonsik) nasrają na potylicę. Niemcy to robią demonstracyjnie, polska władza po cichu i z zawstydzeniem.
Polecam książkę, bo w pewnym sensie traktuje i o globaliźmie i o banksterstwie oraz problemie migracji.
ale to powieść!
i nie znalazłem prologu...
Tembardziej smutno, że wszystko wraca, a mechanizacja pracy sama w sobie nie ułatwia sytuacji.
Na pocieszenie powiem, że syn w ciągu ostatnich dwu lat zakupił z pięćdziesiąt książek (większośc po angielsku w antykwariatach w Edynburgu)
Ja teraz wchodzę - ponownie - w Kubusia Puchatka, wiersze Tuwima i Brzechwy i itd.
Co to za argument z pożywienia? Buty też są ważne, zwłaszcza w naszym klimacie, a nie podporządkowuje się życia społecznego szewcom.