Skip to content

Coronawirus

1121122124126127257

Komentarz

  • los napisal(a):
    natenczas napisal(a):
    Jest w społeczeństwie jakaś zauważalną część z charakterystyką wiecznych antysytemowców, buntowników, sceptyków, usilnych indywidualistów.
    Strasznie ich nienawidzę i bardzo ubolewam, że powstrzymujemy się od tępienia tej zarazy tradycyjnymi środkami o dużej sile przekazu.

    Pamiętajcie! Z takich się wzięli komuniści.

    Spoko, proszę sobie ulżyć. Będąc adminem ma Profesor dane wystarczające do namierzenia mnie i złożenia zawiadomienia.

    Poniższy tekst i analogie w nim zawarte wydały mi się, jeszcze przed chwilą, grubo przesadzone. Ale po Koleżeństwa wpisach uznałem, że nie... już chyba osiągnęliśmy ten stan.

    "... Ja wiem, że władze mamy patriotyczną, że stoi po drugiej stronie od tej, gdzie stało kiedyś ZOMO, ale prawidła zarządzania masowymi emocjami są ponadczasowe i nie mają barw politycznych. Więc proszę nie mieć do mnie pretensji za poniższe analogie. Nie uważam, że Kaczyński to dzisiejszy Jaruzelski, zaś Morawiecki to Kiszczak, czy jak tam to u nich było. Uważam, że w dziedzinie strategii komunikacji masowej mamy podobne mechanizmy, zwłaszcza jak mamy zafundować społeczeństwu potężną niedogodność. Jak w… stanie wojennym w Polsce.

    ... Tak samo jak wtedy zaczęło się od wcześniejszego stałego falowania społecznych nastrojów. Jak w teatrze. Widz, by się bujał emocjonalnie – a o to chodzi w tej fazie, by go stymulowanymi reakcjami rozhuśtać tak, aby wypatrywał JAKIEGOKOLWIEK końca tej gehenny – nie może być poddawany stałemu, zwłaszcza wysokiemu poziomowi wzmożenia. Bo wtedy świadomość się przyzwyczaja...

    To samo mieliśmy teraz z kowidem. A to, że wszystko w porządku, że Polacy są odpowiedzialni, że dane najlepsze w Europie. Zaraz potem, że na Śląsku kryzys, dwa ogniska w DPSach, wesela, które zbijają i co to będzie. Potem, w dół z napięciem – że wakacje i dobrze, że do szkoły i fajnie, a Polacy wynaleźli lekarstwo na kowida. I znowu w górę społecznych emocji – utrwalona triada, że jak test pozytywny, to gościu zakażony, a jak zakażony to chory, czyli przeszliśmy niepostrzeżenie do jednoznaczności pozytywnego wyniku z chorobą, choć większość pacjentów bez testu to by nawet nie wiedziała, że jest chora, tfu! zakażona, tfu! dodatnia w teście. I że zaraz będzie sezon grypowy, szczepionki wciąż nie ma, choć w lutym już była, u Czechów, którzy już świętowali, teraz sobie sypią głowę popiołem – widzicie Pepiki za wczesna ta radość, ale może teraz nasza kolej? I tak mieliśmy wtedy w 1981 roku i teraz naród rozbujany od ściany do ściany, gotowy na każdą propozycję czy obietnicę rozwiązania ostatecznego.

    Od mniej więcej 10 dni obserwuję taką samą „padgatowkę”. Napięcie rośnie już stale. W mediach coraz bardziej alarmistyczne wieści, zasilane rosnącą statystyką zakażenio-zgonów. Zatykają się szpitale, brakuje respiratorów, kolejki karetek pod szpitalami, które nie mogą podjąć chorych. I tu mamy cudowną zgodę ponad podziałami. Media państwowe nie będą przecież kwestionować działań rządu, opozycyjne – będą, ale w stronę tego, że władze niewystarczająco zadbały, nie zamknęły i nie zakwarantannowały narodu. Czyli będą jeszcze bardziej podostrzać rzeczywistość proponując coraz bardziej radykalne środki. Można więc zarządzać nawet nieprzychylnymi sobie mediami dokarmiając je codziennie alarmistycznymi danymi, które zasilą sensacyjne media karmiące cielca strachu.

    Bo nie wiem, czy zauważyliście – pojawił się nowy element. Odpowiednik zrewoltowanej ekstremy Solidarności sprzed stanu wojennego – kowidowi płaskoziemcy. Wcześniej w mainstreamie nie było w ogóle o tym, że są jacyś ludzie, którzy w kwestii pandemii mają inne zdanie. Teraz wyciągnięto ich z kapelusza, by pokazać ludowi głowę zdrajcy, winnego wszystkiemu. Bo jak się komunikacyjnie wprowadza stan wojenny/drugi lockdown (niepotrzebne skreślić) to trzeba znaleźć do niego uzasadnienie. I jak za komuny, tak i teraz nie można się przecież przyznać, że to przez władzę, nie można też powiedzieć, że to przez całe społeczeństwo, bo się jeszcze obrazi. Społeczeństwo trzeba uwieść, a żadna udana randka nie zaczyna się od wywalania wad ukochanej jej w oczy. Trzeba znaleźć jednego, konkretnego, łatwo identyfikowalnego wroga-winowajcę. Nie trzeba się wtedy tłumaczyć co spartoliliśmy, jaki jest deficyt w publicznym budżecie, ile branż padło i ilu bezrobotnych łazi po świecie. Nic. Jest drugi lockdown, bo jest druga fala, a druga fala jest przez nich – koronasceptyków, płaskoziemskich dewiantów, co to chodzili bez maseczek, mieszali ludziom w głowach na social mediach i zakazili nas, niewinnych, którzy przestrzegaliśmy prawa z telewizji i byliśmy, i jesteśmy odpowiedzialni.

    I takiego zaplutego karła kowidowej reakcji wyciągnięto dziś za uszy z mroków niepamięci i już wszystko gotowe. Na dodatek dodało mu się cech paranoidalnych – a to wierzy w płaską ziemię, a to w eksterminację ludzkości przez maszty 5G, a to Pana Jezusa na Króla Polski wynosi. Taka pokraka zwalnia z wymiany argumentów – zostają wyzwiska i… (tak, tak – mam takiego „dyskutanta”) zawiadomienia na ABW.


    Teraz zobaczymy, czy jak mówił w piątek profesor Gut, fala opadnie, na co wpływ ma mieć przez najbliższy tydzień „odpowiedzialne zachowanie społeczeństwa”. Co to za sygnał? Ano przechodzimy już do fazy trzeciej społecznego pilnowania: pierwsza to wtedy jak porządku pilnowali mundurowi i mieli narzędzia bezpośrednie do jego egzekwowania. Druga – wtedy, kiedy państwo przekazało je funkcyjnym – nauczycielce, motorniczemu, sprzedawczyni. Dziś – w wyniku powyższej metody, co tu dużo mówić, szczucia strachem – porządku przypilnują… sami ludzie. To oni wywloką bezmaseczkowego mordercę z tramwaju, już nie trzeba będzie czekać na mundurowych, a wiadomo jak spanikowany tłum wymierza sprawiedliwość. Tak samo było wtedy, w stanie wojennym, tylko ciężko było rozpoznać podziemniaka w tramwaju. Dziś płaskoziemcę poznamy po braku maseczki i samoobsługa przestrzegania prawa zostanie zagwarantowana.

    W ciągu tygodnia stosowania ta propaganda będąca cyniczną mieszanką strachu i nibyodpowiedzialności przeszła już na ludzi. Wcześniej o koronie to można było jeszcze od biedy podyskutować, wymienić się argumentami. Teraz koniec tej zabawy. Tak albo tak. Jak wątpisz w sensowność maseczek na chodniku, kneblowania dzieci od 5 roku wzwyż, jak nie zgadasz się na separowanie matek od nowonarodzonych dzieci na porodówce – jesteś wyzywany od koronaidiotów, ba – wskazywany jako winny tego stanu, bo po kiego było się opierać noszeniu maseczek? Co ci szkodziło/szkodzi nałożyć je sobie? Co się stanie? Zmydlisz się, czy co? A innych przecież możesz ocalić. Ortodoksyjny egoisto jeden. Ludzie plują na tych innych, wyzywają, wyrzucają ze znajomych. Tak samo byłoby w stanie wojennym, gdyby istniał internet. Nie mam wątpliwości. Widziałem wtedy opór niewielu i strach lub co najwyżej obojętność większości.

    Całość
    https://dziennikzarazy.pl/11-10-stan-zolcienny/
  • "Dziś – w wyniku powyższej metody, co tu dużo mówić, szczucia strachem – porządku przypilnują… sami ludzie. To oni wywloką bezmaseczkowego mordercę z tramwaju, już nie trzeba będzie czekać na mundurowych, a wiadomo jak spanikowany tłum wymierza sprawiedliwość. "
    Bardzo przepraszam, ale tego się nie da wytrzymać. W tym samym tekście odrobinkę wyżej ubolewanie, jak to się ustawia tych słynnych "koronasceptyków" że niby półgłówki, płaskoziemcy itd., a natychmiast potem prezentuje się dokładnie taki sam chwyt, prezentując żądny mordu, rozszalały tłum linczujący szlachetnego bojownika o Wolność i Demokrację. A, przepraszam, o Wolność i Prawdę.

    Żenadka trochę.

    BTW ciekawe, że w codziennym życiu to raczej ta druga - sceptyczna - strona prezentuje zachowania agresywne. Kiedy wchodzę w buffie do pobliskiego sklepiku prowadzonego, niestety, przez koronasceptyków to nie mogę zrobić po prostu zakupów, tylko przy okazji wysłuchuję sążnistych kazań o tym, jak się ludzie dają ogłupić i że grypa jest gorsza, i że "poważni naukowcy powiedzieli..." itd, mimo że zupełnie nie proszę o oświecenie.

    A niedawno dość cuchnącym oddechem w twarz mi chuchał jakiś palant który w innym sklepie po kolei uzmysławiał wszystkim noszącym maseczki, że są strachliwymi jednostkami, zupełnie zmanipulowanymi, w odróżnieniu od niego, który zgłębił temat i teraz już wszystko wie.

    Akurat jemu przydałoby się nosić maseczkę na stałe, bo ewidentnie dbanie o higienę jamy ustnej było mu obce, ale o to mniejsza. Zastanawia mnie tylko, na wuj to wyskakiwanie do ludzi ze swoimi mądrościami. Nikt gościa nie zaczepiał, jak słowo. No ale, jak to mówią - każdy świr czasem musi, inaczej się udusi.

    I nie od maseczki bynajmniej. :-/
  • Berek napisal(a):
    Zastanawia mnie tylko, na wuj to wyskakiwanie do ludzi ze swoimi mądrościami. Nikt gościa nie zaczepiał, jak słowo. No ale, jak to mówią - każdy świr czasem musi, inaczej się udusi.

    I nie od maseczki bynajmniej. :-/
    Niejeden forumowicz zauważył, że w realu najczęściej "wyskakiwanie do ludzi ze swoimi mądrościami." jest domeną albo rozfanatyzowanych zwolenników Totalnej albo rozmaitych "antysystemowców". Normalni zwykle siedzą cicho, co ma dobre i złe strony.
  • W ostatnią niedzielę wracałem z Małżonką z kościoła i przy wejściu w osiedle minęliśmy dwóch gości bez maseczek. Nie wiem, czy przypadkowo czy nie, ale jeden z nich zakaszlał akurat w momencie gdy nas mijali.
  • MarianoX napisal(a):
    Berek napisal(a):
    Zastanawia mnie tylko, na wuj to wyskakiwanie do ludzi ze swoimi mądrościami. Nikt gościa nie zaczepiał, jak słowo. No ale, jak to mówią - każdy świr czasem musi, inaczej się udusi.

    I nie od maseczki bynajmniej. :-/
    Niejeden forumowicz zauważył, że w realu najczęściej "wyskakiwanie do ludzi ze swoimi mądrościami." jest domeną albo rozfanatyzowanych zwolenników Totalnej albo rozmaitych "antysystemowców". Normalni zwykle siedzą cicho, co ma dobre i złe strony.
    Weganie to wzorcowa grupa charateryzująca się tym zachowaniem.
  • @dentysta; to nie jest inteligentny tekst, to jeszcze jedno bicie piany przez osobnika, który uważa, że musi zabrać głos. Pytanie: po co? Trudną sytuację znamy wszyscy. A określenie "szczucie strachem" przypomina mi dawne, wyświechtane "wymachiwanie szabelką". To dyskwalifikuje autora.
  • Pani_Łyżeczka napisal(a):
    Weganie to wzorcowa grupa charateryzująca się tym zachowaniem.
    Znacie? Znamy. No to posłuchajcie


  • edytowano October 2020
    MarianoX napisal(a):
    Berek napisal(a):
    Zastanawia mnie tylko, na wuj to wyskakiwanie do ludzi ze swoimi mądrościami. Nikt gościa nie zaczepiał, jak słowo. No ale, jak to mówią - każdy świr czasem musi, inaczej się udusi.

    I nie od maseczki bynajmniej. :-/
    Niejeden forumowicz zauważył, że w realu najczęściej "wyskakiwanie do ludzi ze swoimi mądrościami." jest domeną albo rozfanatyzowanych zwolenników Totalnej albo rozmaitych "antysystemowców". Normalni zwykle siedzą cicho, co ma dobre i złe strony.
    Niech mi kto wytlumaczy, w jaki sposob wolnosc Browna zostalaby zagrozona, gdyby sie cofnął ten 1,5 m od pracownicy sejmu i nie pluł jej na głowę?
    Totalny zjeb

  • MarianoX napisal(a):
    Berek napisal(a):
    Zastanawia mnie tylko, na wuj to wyskakiwanie do ludzi ze swoimi mądrościami. Nikt gościa nie zaczepiał, jak słowo. No ale, jak to mówią - każdy świr czasem musi, inaczej się udusi.

    I nie od maseczki bynajmniej. :-/
    Niejeden forumowicz zauważył, że w realu najczęściej "wyskakiwanie do ludzi ze swoimi mądrościami." jest domeną albo rozfanatyzowanych zwolenników Totalnej albo rozmaitych "antysystemowców". Normalni zwykle siedzą cicho, co ma dobre i złe strony.
    Nie w realu też.
    Jeśli jest ktoś zalogowany na najliczniejszą grupę postFF na facebooku, to polecam porównać dominujący ton wypowiedzi z wynikami ankiet.
  • Tymczasem Orange Man śladem teutońskich przodków już w tanecznej manii, daje znać zgromadzonym, by ruszyli za nim w korowodzie zgubionych: Ale pono nawet w obliczu tej srogiej apokalipsy zachował jeszcze resztki rozsądku i maseczki rozrzucał, coby się inni choreomanci mogli zabezpieczyć.
  • rozum.von.keikobad napisal(a):
    Maria napisal(a):
    robert.gorgon napisal(a):
    W końcu chyba nie jest aż tak wielkim problemem podanie przypadku rządu, który sobie poradził i przenieść genialne rozwiązania w skali 1:1. To przecież jest bardzo proste. Z dużym zainteresowaniem czekam na przykłady do kopiowania.
    Odpowiadam bardzo serio.
    Jedynym chyba(?) państwem, które naprawdę dało radę jest Tajwan. Bez drakońskich restrykcji, bez lockdownu, ale z bardzo staranną kontrolą przyjezdnych.
    I co dziwne, nie słyszałam o innym wyspiarskim państwie, które by ich metodę postępowania powtórzyło.
    Jest na Oceanii kilka państw z dokładnym zerem przypadków. Jak to osiągnęli? Całkowitą izolacją.
    Pewnie każdy argument da się sprowadzić do absurdu. Jak się bardzo chce.
    Pytanie po co.

    Ps. O Tajwanie pisałam dużo wcześniej. nie będę się powtarzać.
    A, i wiele państw zamknęło przed przybyszami swoje granice. Na pewien okres. Dokładnie tak samo jak Tajwan.
  • Ale to nie jest "sprowadzanie sprawy do absurdu" tylko pokazanie, jakie środki - i najprawdopodobniej wyłącznie jakie środki - doprowadzą nas do stanu 0. A stan >0 to przy braku lekarstwa, szczepionki i różnych środków ostrożności, zawsze stwarza ryzyko gwałtownego rozprzestrzeniania.
  • Generalnie jak czytam wypowiedzi w duchu antymaseczkowym, to sobie myślę, ależ tut. społeczęstwo jest zanarchizowane! Maseczki uwierają w szlachetne oblicza, gdyż nie chronią tego kto je nosi, a co najwyżej jego bliźnich. Kurde, jak gdyby nie docierał wogle do nich sens taki, że nawet jeśli Pan Bóg dał im organizm zdrowy i silny i nie umrą ani nie zostaną od wirusa im. KPCh kalekami do końca życia, to może się to zdarzyć niezerowej liczbie innychn ludzi.

    Słyszę, że dane maseczki to namordniki, to rozpasana samowola Państwa itp. A pódzies, serio, już nie pamiętają jak naprawdę wygląda rozpasana samowola?

    Rozpasane to jest sobiepaństwo, egoizm i anarchizm. Niezdolność do przyjęcia jakiegokolwiek nakazu legalnej władzy, do podporządkowania się wspólnocie i jej umocowanym przedstawicielom.

    Serio, mikkizm-balceryzm przeorał Tenkraj w sposób niemożebny. W przypadku mikkizmu najzabawniejsze jest to, że jego wyznawcy nazywają się "konserwatystami", ba "monarchistami". Ale nie zdzierżą żadnej władzy nad sobą.
  • loslos
    edytowano October 2020
    Sojusznicy Mikkego nazywają siebie narodowcami. Słowa są wyrzeźbione w powietrzu a powietrze jest plastyczne.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    W przypadku mikkizmu najzabawniejsze jest to, że jego wyznawcy nazywają się "konserwatystami", ba "monarchistami". Ale nie zdzierżą żadnej władzy nad sobą.
    Może gdyby to był prawdziwy satrapa wzbudzający strach to by zdzierżyli? "Bagadyr! Bagadyr!"

  • Całkiem wygodny ten ich monarchizm - jako że na prawowitego króla szans w Tenkraju nie ma, można sobie w duchu moralnej wyższości kontestować każdą władzę. Sprytne.
  • Tomasz Gabiś wiele lat temu stworzył nawet na tę okoliczność neologizm. Swoją stałą rubrykę w "Arcanach" zatytułował "Zapiski manarchisty"
  • A jaka to dynastia powinna być jagby co? Wettynowie, Hochenzollernowie czy Romanowowie?
  • A na wuj nam niemiecki król?
  • Psiakość, Hapsburgi też Niemce. Lubomirscy mogli by być, jeśli porządnie naciągnąć.
  • Piasta!
    Piasta nam trzeba!
  • albo Rurykowicza?
  • Zakładając legalność konstytucji majowej, legalną dynastią w Polsce byliby Wettynowie.
  • los napisal(a):
    Psiakość, Hapsburgi też Niemce. Lubomirscy mogli by być, jeśli porządnie naciągnąć.
    Lubomirscy? Ci potomkowie żupnika wielickiego? Niestety wszystkie rody polskie godne korony wyginęli... Ostali się jeno potomkowie ruskich kniaziów... Ech...
  • Niby kawałkiem regenta był Lubomirski. Bo Ostrowski umarł bezpotomnie a Kakowski duchowny. Może z tego...
  • "Generalnie jak czytam wypowiedzi w duchu antymaseczkowym, to sobie myślę, ależ tut. społeczęstwo jest zanarchizowane! Maseczki uwierają w szlachetne oblicza, gdyż nie chronią tego kto je nosi, a co najwyżej jego bliźnich. Kurde, jak gdyby nie docierał wogle do nich sens taki, że nawet jeśli Pan Bóg dał im organizm zdrowy i silny i nie umrą ani nie zostaną od wirusa im. KPCh kalekami do końca życia, to może się to zdarzyć niezerowej liczbie innychn ludzi."
    Zdarza mi się podczytywać forum bogobojnych wielodzietnych, głownie mamuś. Powiem szczerze - zgrozą mnie przejęły wypowiedzi tych kobiet które nic, ino majtają swoim katolicyzmem w różnych wątkach, a z których wynikało że w sumie niechaj jakieś staruchy zdychają, i tak im to pisane, kogo to obchodzi... one nie będą chodzić w namordniku bo je w uszki uwiera, no i "muszą" napić się "kawusi" u sąsiadki podczas lockdownu, bo tak.
  • Ja tak nieśmiało się zapytam, czy między antymaseczkowym zajobem a zajobem sanitarnym jest jeszcze miejsce na jakąś rozmowę? Cokolwiek? Bo, moi drodzy, ja rozumiem, że mętne efekciarstwo czy wręcz kabotyństwo pewnych politycznych wodzirejów z rudymi brodami bądź też walka o gęby bez maseczek jak o niepodległość może budzić opór, niesmak i niechęć. Ale czy musimy przez to kończyć ogólną dyskusję na temat sposobów reagowania na koronawirusa, tym bardziej że jak w ostatnich dniach dało się zauważyć, tego konsensusu nie ma również wśród możnych tego świata (Trump) czy mądrych głów (ze Stanfordów, Harvardów i innych Oxfordów)? Przypadek mojej babci opisywałem tutaj kilka stron wcześniej. Nie wiem, czy wiele osób to przeczytało. To było na dwa czy trzy dni przed planowanym wypisem (przypomnę, wypisem spowodowanym zamknięciem oddziału). No i dostała pocałunek śmierci, a jakże, w postaci pozytywnego wyniku. Co się działo, możecie sobie wyobrazić. To znaczy, jak może zareagować starsza osoba, która od początku żyje obawami przed koronawirusem. Miała ciężką przeprawę trwającą 1,5 dnia, zanim udało się ją wyciągnąć z mordowni w naszym mieście, gdzie została przewieziona do zakaźnego. Nie było objawów (poza kaszlem, ale ten wynika z choroby przewlekłej), więc trafiła na kwarantannę domową. Nie było innej opcji; ona zapowiedziała, że jak pójdzie do szpitala, to nie będzie jeść. Nie będę wchodzić w szczegóły z tamtego dnia; to i owo dało się zaobserwować (pominę już standardową dawkę impertynencji ze strony służby zdrowia) i pewne wątpliwości mogły się zrodzić w głowie – co poradzę – sceptyka (a niestety nie potrafię nie być sceptykiem, gdy o naszą służbę zdrowia idzie). Nad "brudną stroną" (to z nomenklatury lekarskiej na ów zakaźnym) kilkunastoma sztukami (tak określani są tam pacjenci) opiekowało się dwóch lekarzy. Czy ci pacjenci dostają specjalistyczną opiekę zdrowotną w swoich chorobach? Proszę się postawić w naszej (bliskich) sytuacji i powiedzieć: czy mogliśmy mieć pewność, że babcia będzie dostawać około 10 przepisanych leków na swoją chorobę? Tam, na tej "brudnej stronie"? Czy nie można żywić obawy, że jednak jest to problem systemowy i że poniekąd z tego wynika umieralność? Pacjenci, często starsi, idą do szpitala ze swoją chorobą, zostaje u nich stwierdzony koronawirus (bo ten testowany jest u każdego, kto trafia do szpitala), lecą na zakaźny, a tam? Czy nadal leczy się tam ich podstawowe, nierzadko groźne choroby?

    Kontynuuję. Babcia w końcu trafiła do domu. 12 godzin spała tamtej nocy. Tak zeszło z niej ciśnienie (a ma ogromne problemy ze snem od wielu miesięcy). Przez następne dni obawy, że stwierdzony koronawirus ją przyciśnie. Ona w samotności w ramach solidaryzmu społecznego, my tylko do drzwi mogliśmy donosić jedzenie. I tak dobrze, że sami nie trafiliśmy na kwarantannę (a nie trafiliśmy, bo koronę podarowano jej w szpitalu, a jak ją przyjmowali, jeszcze nie miała). Jedynie kontakt przez telefon. Przybita codziennie, słaba. Ale słaba to już od miesięcy mniej lub bardziej. Z niedzieli na poniedziałek kończyła się jej kwarantanna. Przetrwała praktycznie bez objawów. 84-latka z zatorowością płuc, naciekiem na płucach, POChP (to ostatnie to w sumie nie wiem, czy nie dodane w rozpoznaniu tak z rozpędu). Ale w tym wpisie nie chodzi o podważanie tego, że ten wirus może być groźny. Wirus to nie choroba (o czym zresztą chyba też wielu zapomina), może miała szczęście i nie zachorowała. O czym innym piszę. 10 dni w samotności, miesiące w strachu. Wczoraj, my, niecni atomiści społeczni, mogliśmy wreszcie do niej przyjść, narażając ją przecież na ponowne zachorowanie, no bo w gruncie rzeczy nie wiadomo, czy nie mamy tego. Była zupełnie inna niż przez telefon. Ożywiona, cieszyła się. Wiem, wyzłośliwiam się z tymi atomistami, ale to dlatego, że nie potrafię inaczej, widząc, jak sobie znaczna część koleżeństwa wystrugała tego antymaseczkowego chochoła i właśnie do tego antymaseczkowego zajoba rzecz całą sprowadza. No nie, jednak nie tylko o to chodzi.

    Kleciłem tę wypowiedź już parę dni, gdy tu robertgorgon pisał, że działanie służby zdrowia to się w gruncie rzeczy nie zmieniło. Nosz kurwa mać. Pięści na takie coś ze złości i bezsilności się zaciskają. Żeby stwierdzić, że jej działanie się zmieniło, to nie trzeba dowodów anegdotycznych, czy to o płucach z galaretki, czy to takich opowieści, jak moja. Wystarczy zajrzeć w rozporządzenia. Wystarczy wiedzieć, że chorych w szpitalach nie można odwiedzać. To jedno. Naprawdę wystarczy to jedno. Nie trzeba współczesnych mądrych głów, chociaż i te o tym mówią, by wiedzieć, czym jest towarzyszenie człowiekowi w chorobie, jakie ma znaczenie dla niego, wystarczy zajrzeć do Mt 25, 31-46, a już coś może zaświtać. Samotność ludzi starszych jest druzgocąca. Ich leczenie obecnie leży. W mieście u nas znowu jednoimienny, tamten wspomniany oddział chorób płuc w wojewódzkim zamknięty (gdzie ona ma teraz w razie czego udać się z nagłym atakiem jej choroby?) Diagnostyka nowotworów już spadła o kilkadziesiąt procent, a i tak nigdy nie byliśmy w tym prymusem. Mama informuje mnie dzisiaj rozedrgana, bo też się jej udziela ogólna panika, że w radio jakaś mądra głowa powiedziała, że po drugim zachorowaniu jest gorzej niż po pierwszym. Wczoraj ciotka dzwoni i mówi, że jakiś ekspert powiedział, że powikłania są niszczące dla organizmu. Czemu to służy? To pomaga ludziom? Widzę po bliskich, jak są w ciągłym napięciu przez bombardowanie takimi informacjami. Są dzięki temu zdrowsi? Wiele się mówi o nieodpowiedzialności antymaseczkowych zajobów, a to jest odpowiedzialne zachowanie? Straszenie do tego stopnia? To jest skandaliczne zachowanie, medialny syf, żadnej już odpowiedzialności.

    Proponowałbym wyjść poza wygodną dla wielu z was batalię maseczkową. Wczoraj dentysta w jednym miejscu wkleił wypowiedź profesora pulmonologii, który wypowiadał się o powikłaniach. Tam nie było nic o maseczkach, nie było ody do wolności ani wezwań do dezynwoltury, a jednak przyleciał pan Berek nawiązał w pierwszym zdaniu do antycovidowców i wprowadził wątek maseczek. I posypały się kolejne wypowiedzi o maseczkach. Mam gdzieś te maseczki (to ósmorzędny wątek), chodzę w nich, mam gdzieś też poszukiwanie świętego graala wolności i to, czy za pandemią stoi BilGejts, reptilianie czy nasz sanepid z ministerstwem zdrowia, najbardziej boli mnie (i jest to taka ponura niechęć wynikająca z poczucia niesprawiedliwości) właśnie to, że obecny, radykalny sposób działania ma negatywny wpływa na chorych, w tym szczególnie starszych. Bo ma i nikt mi nie powie, że nie ma. I można tylko konfrontować opinie na temat tego, czy bez tego byłoby gorzej (a to jest tylko mglista hipoteza). Nie dam się wmanewrowywać w żaden atomizm społeczny. Mam właśnie kurewsko wyostrzone poczucie wspólnotowości.

    ---

    Dobra, zacząłem nieśmiało, śmiało zakończyłem, ulało się, ale musiałem.
  • W kwestii formalnej, wydaje mi się że Berek to pani.
  • Słusznie.
  • Motes napisal(a):
    Ja tak nieśmiało się zapytam, czy między antymaseczkowym zajobem a zajobem sanitarnym jest jeszcze miejsce na jakąś rozmowę? Cokolwiek? Bo, moi drodzy, ja rozumiem, że mętne efekciarstwo czy wręcz kabotyństwo pewnych politycznych wodzirejów z rudymi brodami bądź też walka o gęby bez maseczek jak o niepodległość może budzić opór, niesmak i niechęć. Ale czy musimy przez to kończyć ogólną dyskusję na temat sposobów reagowania na koronawirusa, tym bardziej że jak w ostatnich dniach dało się zauważyć, tego konsensusu nie ma również wśród możnych tego świata (Trump) czy mądrych głów (ze Stanfordów, Harvardów i innych Oxfordów)?
    A dlaczego niby to mamy mieć zdanie na każdy temat, zwłaszcza na ten, o którym nie mamy pojęcia? Św. Tomasz w takich sytuacjach zaleca posłuszeństwo władzy a ci święci to zadziwiająco często mieli rację.

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.