los napisal(a): A co zalokdołnowano w zeszłym roku poza knajpami i podobnymi przybytkami? Chyba tylko na chwilę zachodnie koncerny wstrzymał produkcję ale nie na prośbę polskiego rządu tylko centrali. Wszystko inne pracowało bez przerw.
Początkowo nawet parki
Jak jest wkład parków w PKB? W tym wątku PKB mnie nie interesuje, wnioskuję, że byśmy oberwali jak Bergamo, z poskładana Służbą Zdrowia i stosem trupów.
AnnaE napisal(a): No i wymarły najsłabsze jednostki.
No, ale co roku i grypa i zapalenia płuc i zwykłe przeziębienia czyni takie statystyki - że "wymierają najsłabsze jednostki".
na boku, po całej tej pandemii mam nadzieję, że dozowniki alkoholu pozostaną w sklepach, urzędach, a nawet w kościołach a w przychodniach większy rygor sanitarny itp itd
AnnaE napisal(a): No i wymarły najsłabsze jednostki.
No, ale co roku i grypa i zapalenia płuc i zwykłe przeziębienia czyni takie statystyki - że "wymierają najsłabsze jednostki".
na boku, po całej tej pandemii mam nadzieję, że dozowniki alkoholu pozostaną w sklepach, urzędach, a nawet w kościołach a w przychodniach większy rygor sanitarny itp itd
To już się boję większego rygoru w przychodniach. Byłam niedawno u protetyka i przychodnia wyglądała, jakby wszyscy umarli.
AnnaE napisal(a): No i wymarły najsłabsze jednostki.
No, ale co roku i grypa i zapalenia płuc i zwykłe przeziębienia czyni takie statystyki - że "wymierają najsłabsze jednostki".
na boku, po całej tej pandemii mam nadzieję, że dozowniki alkoholu pozostaną w sklepach, urzędach, a nawet w kościołach a w przychodniach większy rygor sanitarny itp itd
Zdecydowanie. Przed zarazą nawet u mnie na wsie ludziska uwielbiali dosłownie wisieć na plecach innych osób w kolejkach, urzędach etc.
AnnaE napisal(a): No i wymarły najsłabsze jednostki.
No, ale co roku i grypa i zapalenia płuc i zwykłe przeziębienia czyni takie statystyki - że "wymierają najsłabsze jednostki".
na boku, po całej tej pandemii mam nadzieję, że dozowniki alkoholu pozostaną w sklepach, urzędach, a nawet w kościołach a w przychodniach większy rygor sanitarny itp itd
Zdecydowanie. Przed zarazą nawet u mnie na wsie ludziska uwielbiali dosłownie wisieć na plecach innych osób w kolejkach, urzędach etc.
Teraz ciut bardziej się pilnują. Mając astmę potrafię w chwili zniecierpliwienia sobie pokasływać
los napisal(a): Szczepienia pomogły, to zresztą wszyscy gadali od początku. 70% z przeciwciałami to jest odporność stadna. 40% zaszczepionych przynajmniej jedną dawką, 20% dwoma, 10% przechorowało oficjalnie czyli przynajmniej 30% naprawdę. Jak w książce.
Badali przed szczepieniem każdego na przeciwciała ? Bo jeśli nie to nie jestem pawian, że te procenty sumować można.
rozum.von.keikobad napisal(a): Zeszłej wiosny był faktyczny lockdown, bo ludzie go chcieli i przestrzegali oddolnie. . Knajpy jeszcze przed urzędowym zamknięciem były praktycznie puste. Telepraca była wymuszana jedynie w przypadku jakichś urzędów w przypadku prywaciarzy była to i jest ich wola. .
To prawda, że ludzie chcieli pracy zdalnej, ale nie z powodu lockdownu, tylko dlatego, że to wygdodne, nie trzeba nigdzie jechac, mozna w dzien cos zalatwic, szef nie patrzy na rece. Co do tych knajp to nie kojarze, ale wiosna nie jest sezonem knajpowym. Na jesieni za to pamietam ostatni dzien przed zamknieciem w knajpie bylo pełno.
Mieszkam w centrum i wokół domu zwyczajnie mijam kilka, a może i kilkanaście restauracji. Naocznie stwierdzam, że już w I połowie marca 2020 r. było tam znacznie (podkreślam: znacznie!) mniej ludzi niż zazwyczaj. A szacunki, które widziałem w mediach mówiły nawet o 90% spadku obrotów w marcu 2020 r. w stosunku do okresu sprzed.
I jak napisałem wyżej, mniej więcej od maja / czerwca 2020 r. nastawienie się zmieniło, wtedy już ludzie zamykać się nie chcieli. Twój przykład o ostatnim dniu przed jesiennym zamknięciem knajp tylko to potwierdza.
Co do telepracy, to oczywiście od strony pracownika może być zawsze motywacja jak mówisz, ale ze strony szefostwa (szefostwa firmy, nie państwa!) przecież ktoś im na to zezwolił - i tu już wątpię w motywację "szef nie będzie patrzył i coś sobie załatwicie na mieście".
Praca zdalna to też oszczędności dla firmy i to na rzeczach prozaicznych jak prąd, woda, utrzymanie czystości - wszystko jest przerzucone na pracowników. W moim korpo kultura jakiejś pracy zdalnej już istniała, teraz tylko sprawdzono wyniki eksperymentu na dużą skalę i cóż, sprzedajemy niektóre budynki lub kończymy najem.
Pewnie w jakiejś części to było uświadomienie sobie "o, to tak można". Być może motywacje wcale nie były szczytne, a finansowe... ale jednak to zadziałało o tyle, że mniej ludzi przemieszczało się, spotykało się, roznosiło zarazki. Zrobili to sami od siebie (albo z sugestii centrali), a nie że rząd im kazał. Bo tego akurat nie kazał, a zawsze "dojazd do pracy" traktowano jako uzasadnioną przyczynę przemieszczania się.
Kuba_ napisal(a): Praca zdalna to też oszczędności dla firmy i to na rzeczach prozaicznych jak prąd, woda, utrzymanie czystości - wszystko jest przerzucone na pracowników. W moim korpo kultura jakiejś pracy zdalnej już istniała, teraz tylko sprawdzono wyniki eksperymentu na dużą skalę i cóż, sprzedajemy niektóre budynki lub kończymy najem.
Zależnie od wielkości biura ale to nie są bardzo duże oszczędności, może 20% łącznych kosztów maksymalnie, głównym kosztem utrzymania biura jest czynsz a te w znakomitej większości wcale nie spadły. Za to kto wrócił do pracy w biurze w kowidzie doszły mu dużo wyższe koszty sprzątania i utrzymania higieny.
rozum.von.keikobad napisal(a): Pewnie w jakiejś części to było uświadomienie sobie "o, to tak można". Być może motywacje wcale nie były szczytne, a finansowe... ale jednak to zadziałało o tyle, że mniej ludzi przemieszczało się, spotykało się, roznosiło zarazki. Zrobili to sami od siebie (albo z sugestii centrali), a nie że rząd im kazał. Bo tego akurat nie kazał, a zawsze "dojazd do pracy" traktowano jako uzasadnioną przyczynę przemieszczania się.
Rząd nie kazał, ale groził dezynfekcja i zmuszal do dystansu w biurze, więc praca zdalna była rozwiązaniem. A centrala zagraniczna nieraz była z kraju gdzie rząd kazał.
Lekarze mówią, że odporność musi być wtedy na poziomie 75 proc. populacji. Tyle osiągniemy do wakacji?
Ostatnio przeglądałem dane z Izraela, które pokazywały, że jak tam zostało zaszczepione dokładnie 26 proc. społeczeństwa, to był bardzo wyraźny spadek zachorowań i oni się wówczas "przestawili" na pewien większy komfort funkcjonowania w normalny sposób.
Tylko co to znaczy dziś "normalny" dla pana?
Jeśli mnie pytacie, czy wrócimy do czasów sprzed pandemii, to nie. Nie wrócimy. Nigdy.
Co to znaczy "nigdy"? Przez rok? Dwa lata?
Nigdy! Nigdy już nie wrócimy do świata sprzed pandemii. Część z nas już zawsze będzie używała maseczek i będzie trzymała dystans w obawie przed zakażeniem.
A co będzie potem? Przyjdzie kolejny koronawirus? Wersja nie brytyjska, nie afrykańska, tylko jeszcze inna?
Dokładnie tak. I powiem więcej: my musimy być świadomi i pewni takiego zagrożenia.
Panie ministrze, czy nasze pokolenie…
Jeśli chcą mnie państwo zapytać, czy pokolenie dzisiejszych 50- i 40-latków będzie do końca swoich dni żyło w stanie zagrożenia epidemicznego, to odpowiedź brzmi: absolutnie tak.
No ale co się zmieniło? Bo nietoperze są takie same. Jeśli nic się nie zmieniło, to o ryzyku następnej pandemii decydują Bortkiewicz z Płasonem. Jeśli ma tych pandemii być nagle więcej, to coś się musiało zmienić. Ale nietoperze się przecież nie zmieniły.
w polskich internetach opisywano przypadki wejścia policji na teren kościołów i próby liczenia wiernych, żeby sprawdzić przestrzeganie przepisów sanitarnych, na szcęście to Londyn i Calgary
u nasz na wsi ksiądz tylko przed Mszą św. wyszedł i powiedział za dużo was tu, zapraszam na łąweczki przed kościołem Pan, Bóg, jest miłosierny, śnieg dopiero od wczora wieczora
polmisiek napisal(a): No ale co się zmieniło? Bo nietoperze są takie same. Jeśli nic się nie zmieniło, to o ryzyku następnej pandemii decydują Bortkiewicz z Płasonem. Jeśli ma tych pandemii być nagle więcej, to coś się musiało zmienić. Ale nietoperze się przecież nie zmieniły.
Przypominam dowcip, że nosicielem pośrednim pomiędzy nietoperzami a ludźmi jest chińska armia.
Króliki nie są gatunkiem, który naturalnie występował w Nowej Zelandii. Na ten obszar w XIX wieku sprowadzili je brytyjscy koloniści. Ponieważ króliki nie znalazły tam naturalnych wrogów, bardzo szybko zwiększyły swoją populację.
Obecnie są one uważane za szkodniki. Króliki odpowiedzialne są przede wszystkim za niszczenie upraw rolników, jak również zjadanie warzyw w przydomowych ogródkach.
Ponieważ króliki zaczęły być poważnym zagrożeniem dla hermetycznego ekosystemu, rozpoczęto akcję ich wytępienia. Sporą pomocą okazało się zarażanie ich wirusem. Na zmniejszenie liczby tych osobników miało wpłynąć ściągniecie gronostajów (naturalny wróg królików). Te jednak, zamiast tępić króliki, zaczęły polować na lokalne okazy ptaków.
Ale królikołak powstał po wszczepieniu królikowi chińskiego wisusa, który miał spowodować, że króliki przestaną lubić warzywa (Warzywa złe!) i niszczyć uprawy pani Grządki.
rozum.von.keikobad napisal(a): Pewnie w jakiejś części to było uświadomienie sobie "o, to tak można". Być może motywacje wcale nie były szczytne, a finansowe... ale jednak to zadziałało o tyle, że mniej ludzi przemieszczało się, spotykało się, roznosiło zarazki. Zrobili to sami od siebie (albo z sugestii centrali), a nie że rząd im kazał. Bo tego akurat nie kazał, a zawsze "dojazd do pracy" traktowano jako uzasadnioną przyczynę przemieszczania się.
Rząd nie kazał, ale groził dezynfekcja i zmuszal do dystansu w biurze, więc praca zdalna była rozwiązaniem. A centrala zagraniczna nieraz była z kraju gdzie rząd kazał.
Akurat dotychczasowe przepisy, ile ma być metrażu na osobę w biurze już dawały pewien komfort i chyba wystarczający dystans.
A "zmuszanie do dezynfekcji..." ??? w korpach przed pandemią nie sprzątało się biur i nie było mydła w łazienkach, serio?
W szpitalach tymczasowych brakuje lekarzy. Ci z Małopolski otrzymują wezwania do pracy dostarczane przez strażaków, a to powoduje zmniejszenie obsady podczas strażackich dyżurów. Tymczasem medycy przestrzegają, że takie działanie może doprowadzić m.in. do ograniczenia ilości punktów szczepień.
Organizacja szpitali tymczasowych do walki z COVID-19 to jedno. W tych placówkach musi pracować jeszcze personel. Tego jednak zaczyna brakować. Dlatego m.in. w Małopolsce do lekarzy, m.in. pediatrów, lekarzy rodzinnych czy internistów wysyłane są wezwania do stawienia się do pracy. Dostarczają je... strażacy.
- Jeździmy i rozwozimy te "przesyłki", a potem robimy adnotacje typu: adresat przyjął, adresat odmówił przyjęcia, adresat nieobecny, adres adresata błędny/nieaktualny... Jeśli nikogo nie zastało się pod wskazanym adresem, próbujemy w późniejszej porze lub kolejnego dnia - opisują w "Gazecie Wyborczej" strażacy.
I dodają, że wykonują tę pracę na dyżurach, a to oznacza automatyczne zmniejszenie obsady podczas 24-godzinnego dyżuru. Ponadto podkreślają, że listy dostarczają medykom bez żadnego polecenia na piśmie.
Akurat dotychczasowe przepisy, ile ma być metrażu na osobę w biurze już dawały pewien komfort i chyba wystarczający dystans.
A "zmuszanie do dezynfekcji..." ??? w korpach przed pandemią nie sprzątało się biur i nie było mydła w łazienkach, serio?
Nie mogłem sie rozpisaywać bo miałem tylko komórkowy dostęp, więc skrótowo pisałem. Sytuacja wygladała tak, że w biurze dajmy na to 500 osób na kilku piętrrach, odstępy miedzy siedzącymi około 1.5m. Jeśli wyjdzie na jaw, że ktoś ma korone, to pewnie dużo osób idzie na kwarantannę i biuro do dezynfekcji, czyli nie zwykłego sprzątania, tylko takiego bardziej chemicznego. No i jeszcze lab, tam to juz nie wiadomo za bardzo jak dezynfekować, bo pełno elektroniki i nie powinno być przestojów. Takie przynajmniej były obawy, więc zachęcano do pracy z domu (która już wcześniej była u nas możliwa, ale ograniczana i limitowana).
Ponadto koledzy z innych krajów z którymi gadaliśmy codziennie na spotkaniach online, już od 2-3 tygodni pracowali z domu i mieli nawet zakaz wstępu do biura, no więc nasi manadżerowie nie musieli się dużo wysilić aby powielić ten pomysł.
Tak, ryzyko kwarantanny istotnie było. Natomiast te zasady są ogólne, nie jest tak, że ktoś je wymyślił specjalnie, żeby wysłać korpoludków do domu. Jak ktoś pracuje w pokoju z 2-3 osobami i z innymi osobami ma kontakt doraźny i to przez maseczkę, to nie ma powodów, żeby całe biuro słać na kwarantannę. No a jak biuro ma open-space'a z wspólną wentylacją na kilkadziesiąt osób, wspólną kuchnię na pogaduchy itd. to się istotnie robi problem.
Co do "dezynfekcji pomieszczeń" to nie wiem, czy są jakieś przepisy, w instytucjach publicznych może na początku były pomysły typu "zamknąć cały urząd i dezynfekować", gdzieś od maja po stwierdzeniu covida nikt niczego jakoś specjalnie nie dezynfekuje.
Tyle że opisane problemy, o ile owszem, mogą skłaniać do wysyłania ludzi na zdalną pracę, istnieją tak samo przy ogólnych zasadach kwarantanny i "DDM", niezależnie czy jest jakiś rządowy "lockdown" (w postaci, umownie i skrótowo, zamknięcia basenów i knajp), czy go nie ma.
Komentarz
na boku,
po całej tej pandemii mam nadzieję, że dozowniki alkoholu pozostaną w sklepach, urzędach, a nawet w kościołach
a w przychodniach większy rygor sanitarny
itp itd
Teraz ciut bardziej się pilnują.
Teraz ciut bardziej się pilnują. Mając astmę potrafię w chwili zniecierpliwienia sobie pokasływać
I jak napisałem wyżej, mniej więcej od maja / czerwca 2020 r. nastawienie się zmieniło, wtedy już ludzie zamykać się nie chcieli. Twój przykład o ostatnim dniu przed jesiennym zamknięciem knajp tylko to potwierdza.
Co do telepracy, to oczywiście od strony pracownika może być zawsze motywacja jak mówisz, ale ze strony szefostwa (szefostwa firmy, nie państwa!) przecież ktoś im na to zezwolił - i tu już wątpię w motywację "szef nie będzie patrzył i coś sobie załatwicie na mieście".
u nasz na wsi ksiądz tylko przed Mszą św. wyszedł i powiedział
za dużo was tu, zapraszam na łąweczki przed kościołem
Pan, Bóg, jest miłosierny, śnieg dopiero od wczora wieczora
Obecnie są one uważane za szkodniki. Króliki odpowiedzialne są przede wszystkim za niszczenie upraw rolników, jak również zjadanie warzyw w przydomowych ogródkach.
Ponieważ króliki zaczęły być poważnym zagrożeniem dla hermetycznego ekosystemu, rozpoczęto akcję ich wytępienia. Sporą pomocą okazało się zarażanie ich wirusem. Na zmniejszenie liczby tych osobników miało wpłynąć ściągniecie gronostajów (naturalny wróg królików). Te jednak, zamiast tępić króliki, zaczęły polować na lokalne okazy ptaków.
nie tylko Chiny bawią sie wirusami
A "zmuszanie do dezynfekcji..." ??? w korpach przed pandemią nie sprzątało się biur i nie było mydła w łazienkach, serio?
Organizacja szpitali tymczasowych do walki z COVID-19 to jedno. W tych placówkach musi pracować jeszcze personel. Tego jednak zaczyna brakować. Dlatego m.in. w Małopolsce do lekarzy, m.in. pediatrów, lekarzy rodzinnych czy internistów wysyłane są wezwania do stawienia się do pracy. Dostarczają je... strażacy.
- Jeździmy i rozwozimy te "przesyłki", a potem robimy adnotacje typu: adresat przyjął, adresat odmówił przyjęcia, adresat nieobecny, adres adresata błędny/nieaktualny... Jeśli nikogo nie zastało się pod wskazanym adresem, próbujemy w późniejszej porze lub kolejnego dnia - opisują w "Gazecie Wyborczej" strażacy.
I dodają, że wykonują tę pracę na dyżurach, a to oznacza automatyczne zmniejszenie obsady podczas 24-godzinnego dyżuru. Ponadto podkreślają, że listy dostarczają medykom bez żadnego polecenia na piśmie.
Sytuacja wygladała tak, że w biurze dajmy na to 500 osób na kilku piętrrach, odstępy miedzy siedzącymi około 1.5m. Jeśli wyjdzie na jaw, że ktoś ma korone, to pewnie dużo osób idzie na kwarantannę i biuro do dezynfekcji, czyli nie zwykłego sprzątania, tylko takiego bardziej chemicznego. No i jeszcze lab, tam to juz nie wiadomo za bardzo jak dezynfekować, bo pełno elektroniki i nie powinno być przestojów. Takie przynajmniej były obawy, więc zachęcano do pracy z domu (która już wcześniej była u nas możliwa, ale ograniczana i limitowana).
Ponadto koledzy z innych krajów z którymi gadaliśmy codziennie na spotkaniach online, już od 2-3 tygodni pracowali z domu i mieli nawet zakaz wstępu do biura, no więc nasi manadżerowie nie musieli się dużo wysilić aby powielić ten pomysł.
Co do "dezynfekcji pomieszczeń" to nie wiem, czy są jakieś przepisy, w instytucjach publicznych może na początku były pomysły typu "zamknąć cały urząd i dezynfekować", gdzieś od maja po stwierdzeniu covida nikt niczego jakoś specjalnie nie dezynfekuje.
Tyle że opisane problemy, o ile owszem, mogą skłaniać do wysyłania ludzi na zdalną pracę, istnieją tak samo przy ogólnych zasadach kwarantanny i "DDM", niezależnie czy jest jakiś rządowy "lockdown" (w postaci, umownie i skrótowo, zamknięcia basenów i knajp), czy go nie ma.