Staszek2 napisal(a): To nie ma nic do rzeczy, czy mamy czy nie mamy szczepionkę na raka. Chodzi o to podejście, kreowanie grozy i napięcia. Czy widziałeś Przemko lekarza tak teatralnie opisującego swojego pacjenta onko?!
Ma talent do pisania... to napisał teatralnie. Czepiasz się formy.
A treść jest taka, że kobieta ledwo, ledwo, ledwo uszła śmierci, płuca zniszczone (nieodrwacalnie?,) a ona niewierzy, że szczepionka pomoże jej przeżyć bez "ledwo".
Czy ktoś z Forum zna bezpośrednio tego narratora z Twittera?
Czy to jest wszystko prawda, co on tam pisze?
Jeden taki na tym forum przestrzegał przed ślepą wiarą w słowo pisane i nieufaniu nikomu, kogo się nie zna.
Tak mam właśnie z tym opisem.
How dare you!!! Tu się zgodzę i z @qiz i @Sarmata1.2 i @Staszek2 że fejk to możliwy jest .. Fejki latają i tu i tam, jak to na wojnie.
(Za dużo dokładnych szczegółów, jakby paru pacjentów na oddziale było. Z drugiej strony, opisana bohaterka może być literackim bohaterem zbiorowym, ale i tedy lekarz literaturą. Taką typu reality-serial-paradokumentalno-fabularyzowany.)
Staszek2 napisal(a): Czytałem to. Jakoś nie widzę takiej uzewnętrznianej publicznie egzaltacji przy ratowaniu chorych na raka. Mamy już food porn, torture porn, a teraz będzie covid porn.
A pomyślał Szanowny, że Jego "nie widzę" może wynikać z tego, że nie spoglądał tam, gdzie mógłby to znaleźć? A niekoniecznie z tego, że ma Szanowny 100% obrazu świata przed oczami (więc skoro "nie widzę", to "nie ma"?).
Porównanie jest z jednej strony celne, a jednocześnie z d*py. Celne, bo przez analogię - jest pełno emocjonalnych onko-historii, a wśród nich bardzo wiele dotyczących onko-negacjonistów. Jest tam wstępna diagnoza, propozycja leczenia, często agresywna reakcja odrzucająca, próba leczenia alternatywnego (wlewiki witaminkowe i inne szmańskie metody) i na koniec powrót z przerzutami niemożliwymi do leczenia.
Porównanie onko- vs. korona jest jednocześnie z d*py, bo to próba zestawienia choroby o krótkim i dynamicznym przebiegu z chorobą o często długotrwałym i mało efektownym przebiegu, ze żmudnymi procesami terapeutycznymi po drodze.
natenczas napisal(a): Celne, bo przez analogię - jest pełno emocjonalnych onko-historii, a wśród nich bardzo wiele dotyczących onko-negacjonistów. Jest tam wstępna diagnoza, propozycja leczenia, często agresywna reakcja odrzucająca, próba leczenia alternatywnego (wlewiki witaminkowe i inne szmańskie metody) i na koniec powrót z przerzutami niemożliwymi do leczenia.
Pierwszy przykład - Jacek Kaczmarski. Każdy z nas zna takie przypadki.
natenczas napisal(a): Celne, bo przez analogię - jest pełno emocjonalnych onko-historii, a wśród nich bardzo wiele dotyczących onko-negacjonistów. Jest tam wstępna diagnoza, propozycja leczenia, często agresywna reakcja odrzucająca, próba leczenia alternatywnego (wlewiki witaminkowe i inne szmańskie metody) i na koniec powrót z przerzutami niemożliwymi do leczenia.
Pierwszy przykład - Jacek Kaczmarski. Każdy z nas zna takie przypadki.
Znam. Moja Ciocia tak się "leczyła" x lat temu :-(
Staszek2 napisal(a): Czytałem to. Jakoś nie widzę takiej uzewnętrznianej publicznie egzaltacji przy ratowaniu chorych na raka. Mamy już food porn, torture porn, a teraz będzie covid porn.
A pomyślał Szanowny, że Jego "nie widzę" może wynikać z tego, że nie spoglądał tam, gdzie mógłby to znaleźć? A niekoniecznie z tego, że ma Szanowny 100% obrazu świata przed oczami .
Oczywiście nie roszczę sobie prawa do tego by mieć pełną 100% wiedzę w każdej dziedzinie, ale po wielu świadectwach osób bliskich jak i doświadczeniach rodzinnych, jakoś ciężko mi uwierzyć w taką egzaltację przy okazji chorób onko. To są raczej postawy: "a nie mówiłem, głupi był to leczył się u szamana".
Z kroniki przypadków anegtodycznych: koleżanka w pracy właśnie oznajmiła, że zaszczepiony w sierpniu 47-letni szwagier zmarł na zawał. Zdrowy chłop był.
Przyczyną zawału serca jest najczęściej miażdżyca, czyli zwężenie naczynia przez odkładający się między innymi cholesterol. Jednak miażdżyca narasta powoli, dlaczego więc powoduje ona zawał, który jest stanem nagłym?
Czynniki ryzyka zawału serca wpływają właśnie na tworzenie się blaszek miażdżycowych i ich pękanie. Do najlepiej poznanych czynników ryzyka należą:
hiperlipidemia, czyli nadmiar "złego cholestrolu" LDL palenie papierosów cukrzyca nadciśnienie tętnicze otyłość brak aktywności fizycznej niewłaściwa dieta
Z kroniki przypadków anegtodycznych: gdybym prawie 3 lata temu słuchał osób kwestionujących medycynę hehe oficjalną (onkologiczną), to bym dziś córki nie miał.
Przyczyną zawału serca jest najczęściej miażdżyca, czyli zwężenie naczynia przez odkładający się między innymi cholesterol. Jednak miażdżyca narasta powoli, dlaczego więc powoduje ona zawał, który jest stanem nagłym?
Rura kanalizacyjną jest zapychana powoli przez odkladajace sie substancje, jednakże kończy się to nagłym wybiciem szamba
Kurcze, w pracy jestem i czasu brak. Krótko. Gość lubil sport i zdrowo się odżywiał. ale dobra, ona nic nie wie - tylko szwagierka. Jak mial umrzeć, to umarł.
Słowo "egzaltacja" użyte wobec lekarzy ratujących chorego na granicy życia i śmierci, w sytuacji gdy o życiu decydują minuty, a może sekundy - jest m.z. niestosowne. Krzywdzące dla ratujących.
Jak wyżej napisano - choroby onkologiczne mają długi przebieg, leczy się je miesiącami, często latami i - dziś już - skutecznie, wraz z postępem medycyny ozdrowieńców jest coraz więcej. Nowotwory leczy się metodycznie; lekarz ma czas na wybór najlepszej metody i konsekwentne jej wdrażanie. Na OIOMach sytuacja jest diametralnie inna. Że też trzeba tłumaczyć takie rzeczy!?!
Staszek2 napisal(a): Czytałem to. Jakoś nie widzę takiej uzewnętrznianej publicznie egzaltacji przy ratowaniu chorych na raka. Mamy już food porn, torture porn, a teraz będzie covid porn.
A pomyślał Szanowny, że Jego "nie widzę" może wynikać z tego, że nie spoglądał tam, gdzie mógłby to znaleźć? A niekoniecznie z tego, że ma Szanowny 100% obrazu świata przed oczami .
Oczywiście nie roszczę sobie prawa do tego by mieć pełną 100% wiedzę w każdej dziedzinie, ale po wielu świadectwach osób bliskich jak i doświadczeniach rodzinnych, jakoś ciężko mi uwierzyć w taką egzaltację przy okazji chorób onko. To są raczej postawy: "a nie mówiłem, głupi był to leczył się u szamana".
Z kroniki przypadków anegtodycznych: koleżanka w pracy właśnie oznajmiła, że zaszczepiony w sierpniu 47-letni szwagier zmarł na zawał. Zdrowy chłop był.
Przepraszam, bo może to zabrzmi natrętnie albo znęcająco, ale bez trudu można odnaleźć onkohistorie na podobnym lub wyższym poziomie emocji (lub jak Szanowny woli - egzaltacji). Niewymieniona wcześniej różnica to to, że nie są to problemy dotyczące (1)powszechnie (2)naszej codzienności. Nie ma gorącej dyskusji, nie ma argumentacji z takich przykładów. Osobiście nie trafia do mnie narracja emocjonalna, ale w przywoływanym korono-przykładzie skupiając się na "egzaltacji" pominięte zostało to, co ważniejsze i chyba bardziej wartościowe od historii onko-, tzn. perspektywa "od kuchni". Tu stajemy na rozstaju dróg. Albo założenie złej woli narratora i domyślny tryb skrajnej nieufności, albo nie. Przy czym to "nie" nje musi oznaczać naiwności.
Ten ostatni przykład zmarłego na zawał wpisuje się wraz wałkowaną historią z twittera w coś jeszcze innego: "żywieniową" funkcję przykładów anegdotycznych karmiących utrwalone już postawy. Słucham ostatnio ze smutnym uśmiechem o poszukiwaniach przez rodzinę odpowiedniego lekarza dla dzieciaków. Dobry i godny zaufania okazał się dopiero ten, który był zgodny z ich pozytywnym nastawieniem do medycyny alternatywnej (nie oceniając kierunku, bo tutaj to mało ważne). W opowieści padły słowa o tym, jak pan doktor "otworzył im oczy" na wiele spraw. Takie "otwieranie oczu" już dawno otwartych i ukierunkowanych jest bardzo charakterystyczne przy okazji przykładów anegdotycznych. Tu kropka, bo wszystko co dalej to są sprawy osobistego sumienia, stawania w prawdzie przed sobą, itd.
Jest jedno ale w stosunku do zapodanej historii. Skoro kobieta przeszła covida w najbardziej drastycznej formie, wyleżała swoje na oddziale covidowym, będąc ciągle narażona na nadkażenie od współchorych, to po powrocie do żywych ma najprawdopodobniej przeciwciał pod sufit albo i wyżej. Więc powuj jej "śmiercionka"? Może za rok... Jej negacja szczepienia w danym momencie jest racjonalna.
Nowotwory leczy się metodycznie; lekarz ma czas na wybór najlepszej metody i konsekwentne jej wdrażanie.
Z moich ostatnich (niestety) obserwacji: nikt nie wybiera najlepszej metody i tak dalej, lecą tabelkami jakie mają od NFZ i wszelkie próby rozmów o odstępstwie od tychże tabelek owocują paniką i złością.
Staszek2 napisal(a): Nie znam jeszcze szczegółów, mówiła, że był zdrowy. Skądinąd wiemy, że ryzyko powikłań sercowo-naczyniowych po szczepionkach istnieje (AZ?)
Nie wykluczając tej przyczyny śmierci zadziwiające jest jak łatwo zapomniano o odwleczonych w czasie powikłaniach pokowidowych (tych sercowych i udarowych włącznie)..
W przypadku nieszczęść takich, jak przywołany młody, zdrowy człowiek pałować można się bez końca argumentując w obie strony, bez związku z ustalaniem stanu faktycznego.
Nowotwory leczy się metodycznie; lekarz ma czas na wybór najlepszej metody i konsekwentne jej wdrażanie.
Z moich ostatnich (niestety) obserwacji: nikt nie wybiera najlepszej metody i tak dalej, lecą tabelkami jakie mają od NFZ i wszelkie próby rozmów o odstępstwie od tychże tabelek owocują paniką i złością.
Nowotwory leczy się metodycznie; lekarz ma czas na wybór najlepszej metody i konsekwentne jej wdrażanie.
Z moich ostatnich (niestety) obserwacji: nikt nie wybiera najlepszej metody i tak dalej, lecą tabelkami jakie mają od NFZ i wszelkie próby rozmów o odstępstwie od tychże tabelek owocują paniką i złością.
Staszek2 napisal(a): Z kroniki przypadków anegtodycznych: koleżanka w pracy właśnie oznajmiła, że zaszczepiony w sierpniu 47-letni szwagier zmarł na zawał. Zdrowy chłop był.
To najgorsze, jak zawał trafi zdrowego chłopa. Mój teść tak zmarł.
A w kwestii anegdotycznych dowodów - zaszczepiło się 2/3 dorosłych Polaków. Jeśli komuś teraz coś się stanie, jest prawdopodobieństwo 66%, że był wcześniej szczepiony. Raj dla teorii spisków.
Staszek2 napisal(a): Z kroniki przypadków anegtodycznych: koleżanka w pracy właśnie oznajmiła, że zaszczepiony w sierpniu 47-letni szwagier zmarł na zawał. Zdrowy chłop był.
To najgorsze, jak zawał trafi zdrowego chłopa. Mój teść tak zmarł.
Bywa to rodzinne. Ojciec i wuj mojego najlepszego przyjaciela z podstawówki odjechali na zawały przed 40.
On sam nadal żyje, bo już od tamtego czasu jest pod kontrolą lekarzy.
Staszek2 napisal(a): Z kroniki przypadków anegtodycznych: koleżanka w pracy właśnie oznajmiła, że zaszczepiony w sierpniu 47-letni szwagier zmarł na zawał. Zdrowy chłop był.
To najgorsze, jak zawał trafi zdrowego chłopa. Mój teść tak zmarł.
A w kwestii anegdotycznych dowodów - zaszczepiło się 2/3 dorosłych Polaków. Jeśli komuś teraz coś się stanie, jest prawdopodobieństwo 66%, że był wcześniej szczepiony. Raj dla teorii spisków.
Czasami genetyka, wady wrodzone i ukryte, wychodzą w szczególnych okolicznościach. Takie są częste przyczyny zgonów mlodych sportowców. Pomijając srodki dopingujące które mają wpływ na krzepliwość krwi. Ostatnio jest chryja związana z rzekomą nadreprezentacją zgonów sportowców. 8 miliardow dawek poszlo w żyły, parę osób umarło i problem jest w szczepionkach a nie w tych osobach, logiczne.
Staszek2 napisal(a): Z kroniki przypadków anegtodycznych: koleżanka w pracy właśnie oznajmiła, że zaszczepiony w sierpniu 47-letni szwagier zmarł na zawał. Zdrowy chłop był.
Komentarz
Tu się zgodzę i z @qiz i @Sarmata1.2 i @Staszek2
że fejk to możliwy jest ..
Fejki latają i tu i tam, jak to na wojnie.
(Za dużo dokładnych szczegółów, jakby paru pacjentów na oddziale było. Z drugiej strony, opisana bohaterka może być literackim bohaterem zbiorowym, ale i tedy lekarz literaturą. Taką typu reality-serial-paradokumentalno-fabularyzowany.)
Porównanie jest z jednej strony celne, a jednocześnie z d*py.
Celne, bo przez analogię - jest pełno emocjonalnych onko-historii, a wśród nich bardzo wiele dotyczących onko-negacjonistów. Jest tam wstępna diagnoza, propozycja leczenia, często agresywna reakcja odrzucająca, próba leczenia alternatywnego (wlewiki witaminkowe i inne szmańskie metody) i na koniec powrót z przerzutami niemożliwymi do leczenia.
Porównanie onko- vs. korona jest jednocześnie z d*py, bo to próba zestawienia choroby o krótkim i dynamicznym przebiegu z chorobą o często długotrwałym i mało efektownym przebiegu, ze żmudnymi procesami terapeutycznymi po drodze.
Z kroniki przypadków anegtodycznych: koleżanka w pracy właśnie oznajmiła, że zaszczepiony w sierpniu 47-letni szwagier zmarł na zawał. Zdrowy chłop był.
Jak wyżej napisano - choroby onkologiczne mają długi przebieg, leczy się je miesiącami, często latami i - dziś już - skutecznie, wraz z postępem medycyny ozdrowieńców jest coraz więcej. Nowotwory leczy się metodycznie; lekarz ma czas na wybór najlepszej metody i konsekwentne jej wdrażanie. Na OIOMach sytuacja jest diametralnie inna.
Że też trzeba tłumaczyć takie rzeczy!?!
Z kroniki przypadków anegtodycznych: koleżanka w pracy właśnie oznajmiła, że zaszczepiony w sierpniu 47-letni szwagier zmarł na zawał. Zdrowy chłop był.
Przepraszam, bo może to zabrzmi natrętnie albo znęcająco, ale bez trudu można odnaleźć onkohistorie na podobnym lub wyższym poziomie emocji (lub jak Szanowny woli - egzaltacji). Niewymieniona wcześniej różnica to to, że nie są to problemy dotyczące (1)powszechnie (2)naszej codzienności. Nie ma gorącej dyskusji, nie ma argumentacji z takich przykładów.
Osobiście nie trafia do mnie narracja emocjonalna, ale w przywoływanym korono-przykładzie skupiając się na "egzaltacji" pominięte zostało to, co ważniejsze i chyba bardziej wartościowe od historii onko-, tzn. perspektywa "od kuchni". Tu stajemy na rozstaju dróg. Albo założenie złej woli narratora i domyślny tryb skrajnej nieufności, albo nie. Przy czym to "nie" nje musi oznaczać naiwności.
Ten ostatni przykład zmarłego na zawał wpisuje się wraz wałkowaną historią z twittera w coś jeszcze innego: "żywieniową" funkcję przykładów anegdotycznych karmiących utrwalone już postawy.
Słucham ostatnio ze smutnym uśmiechem o poszukiwaniach przez rodzinę odpowiedniego lekarza dla dzieciaków. Dobry i godny zaufania okazał się dopiero ten, który był zgodny z ich pozytywnym nastawieniem do medycyny alternatywnej (nie oceniając kierunku, bo tutaj to mało ważne). W opowieści padły słowa o tym, jak pan doktor "otworzył im oczy" na wiele spraw.
Takie "otwieranie oczu" już dawno otwartych i ukierunkowanych jest bardzo charakterystyczne przy okazji przykładów anegdotycznych. Tu kropka, bo wszystko co dalej to są sprawy osobistego sumienia, stawania w prawdzie przed sobą, itd.
Skoro kobieta przeszła covida w najbardziej drastycznej formie, wyleżała swoje na oddziale covidowym, będąc ciągle narażona na nadkażenie od współchorych, to po powrocie do żywych ma najprawdopodobniej przeciwciał pod sufit albo i wyżej. Więc powuj jej "śmiercionka"? Może za rok...
Jej negacja szczepienia w danym momencie jest racjonalna.
W przypadku nieszczęść takich, jak przywołany młody, zdrowy człowiek pałować można się bez końca argumentując w obie strony, bez związku z ustalaniem stanu faktycznego.
A w kwestii anegdotycznych dowodów - zaszczepiło się 2/3 dorosłych Polaków. Jeśli komuś teraz coś się stanie, jest prawdopodobieństwo 66%, że był wcześniej szczepiony. Raj dla teorii spisków.
On sam nadal żyje, bo już od tamtego czasu jest pod kontrolą lekarzy.
zdrowie = operacja → traci głos (nie będzie mógł śpiewać, ciężko z mową)
Szamaństwo:
zdrowie = ohmmm = moc jest w tobie (w którymś tam czakramie) → głos jak młody bóg