Maria napisal(a): Tym czy dawna Chmielna od obecnej Arkadii.
Nie znam dawnej Chmielnej. Nie znam niczego dawnego. Znam za to współczesną Oxford Street i nie lubię, bo nie lubię domów towarowych. W ulicach handlowych nie ma przytulnych butików, są domy towarowe. Sieciowe. Przepraszam za świat, że taki jest.
Ja wiem, świat powinien wyglądać tak jak sobie trzysta lat temu arystokraci wyobrażali życie pastuszków. Oczywiście z szybkim internetem.
Pamięta może ktoś jak pisałem o sklepiku spożywczym na dole, który co rok zmienia właściciela ? I jest zawsze ten sam cykl, rozmach, rozczarowanie, ograniczenie asortymentu, odpływ klientów i zmiana właściciela. I jeden to przełamał ! Wszystko szło zgodnie z cyklem, ale kiedy nastąpiło rozczarowanie gość się zawziął. Zwolnił sprzedawczynie i sam siedział, od rana do nocy. Zobaczył czego ludzie potrzebują, po 3 miesiącach półki znowu zaczęły być pełne, ludzie przychodzili, pojawili się pracownicy.
I pieprznęli mu Żabkę miesiąc temu, 10 m dalej w nowym bloku. No cóż, szacun za walkę, ale już u niego nie kupuję. Nie ma szans, Żabka to świetny sieciowy pomysł. A do tego paczki mi tam zostawiają. Tak być musi.
Pigwa napisal(a): Żabka to słabizna, jeśli ten sklepik był gorszy to był po prostu bardzo kiepski.
Jakby Żabka była słabizną to by ich tyle się nie mnożyło. Mój kolega nie lubi Żabki to tam nie ma dobrego piwa. Nie rozumie jednak, że do Żabki nie chodzi się po dobre piwo. Żabka jest dokładnie odpowiedzią na szybkie zakupy bez sensu, bo się nie ma, bo się zapomniało i ma w ofercie to co trzeba. Czego ludzie chcą na szybko. To nie jest sklep dla koneserów.
Albo fenomen Biedronki. Idealnie dobrana ilość asortymentu. Nie za mało, żeby był wybór, ale nie za dużo, żeby ludzie nie musieli wybierać zbytnio. I wszędzie to samo. Świat poukładany, nie przytłacza ilość, nie przytłacza zmienność, jest powtarzalność.
Pigwa napisal(a): Jakby Żabka była słabizną to by ich tyle się nie mnożyło. __ Nie wynika.
Nie ? To powiedz, czy właściciele Żabek i franczyzodawca dokładają do interesów ? Nie ? To czy wolą mniej zarabiać czy więcej ? Więcej ? To jeżeli nie ma wyszukanego asortymentu to znaczy, że są idiotami którzy nie chcą zarabiać więcej ? Bo ludzie by więcej kupowali w Żabkach, gdyby były np. niszowe piwa, albo czekolady za 35 zł ? To dlaczego nie ma tysięcy małych sklepików "Koneser" w całej Polsce ?
Wkleiłem parę dni temu film pewnego człowieka-naukowca o fejkniusach dotyczących wirusa. Film został olany, a on podawał bardzo konkretne i ogólne argumenty. Jednym z tych ogólnych było stwierdzenie - czy wszyscy geniusze podający proste rozwiązania naprawdę zakładają, że setki ekspertów fachowców nie wpadliby na te genialne rozwiązania wcześniej ?
A ja mam "centrum handlowe" z ok. 50-cioma super sklepikami. Każdy z oddzielnym wejściem, asortymentem od spożywczaka przez artykuły wędkarskie, mięsne po kawę. Każdy sklepik bardzo zadbany, z bardzo zróżnicowaną ale również bogatą i bardzo dobrej jakości ofertą. Wszystko świeże. Jest też część usługowa (krawcowa - znakomite przeróbki), obuwie, bielizna, czapki, rękodzieło - mogłabym jeszcze wymieniać. Mnóstwo świeżych jarzyn i owoców - część z giełdy, część z własnego "chowu". W sobotę dodatkowo zjeżdżają nawet z daleka kupcy i jest targ na całego. Oraz tłumy kupujących. Czego nie ma? Ubrań. Te kupuję przez internet. Już dawno zrezygnowałam ze sklepów.
Opisane "centrum handlowe" to słynne targowisko falenickie, obecnie etapowo w przebudowie - nowe pawilony są ekstra. Znakomicie funkcjonuje to od czasów, gdy tu zamieszkałam. Nie zabiły go pobliskie Żabka z jej pocztą, dom handlowy "Fala" a nawet Biedronka. Nie wiem, czy ten przykład można uogólnić. Czy uliczki handlowe z polskimi kupcami mogą istnieć. Przypominam, że nie tak dawno kupcy handlowali z rozkładanych łóżek i dawali radę. Potem przenieśli się do własnego "centrum", które HGW, zamiast wspomóc, zniszczyła. Zostali zgnieceni przez zachodnie sieci handlowe.
los napisal(a): Nie znam dawnej Chmielnej. Nie znam niczego dawnego. Znam za to współczesną Oxford Street i nie lubię, bo nie lubię domów towarowych. W ulicach handlowych nie ma przytulnych butików, są domy towarowe. Sieciowe. Przepraszam za świat, że taki jest.
Też nie lubię. I co z tego? Czy w Londynie już nie ma innych ulic handlowych? Czy przy każdej innej ulicy nie napotkasz kilku małych sklepów? Pytam, bo nie wiem. Gdy ja chodziłam ulicami Londynu, nie miałam problemu z zakupami np. żywności. Jeśli dobrze pamiętam, to mieszkańcy mogli się zaopatrywać we wszystkie potrzebne im na co dzień przedmioty (chemia gospodarcza, garnki, różne drobiazgi do domu itp.) blisko miejsca zamieszkania. Zwracałam na takie sklepiki uwagę wszędzie, gdzie byłam, bo czasem kupowałam jakieś gadżety do kuchni lub łazienki.
los napisal(a): Ja wiem, świat powinien wyglądać tak jak sobie trzysta lat temu arystokraci wyobrażali życie pastuszków. Oczywiście z szybkim internetem.
Akurat. Wydaje Ci się, że wiesz. Może i nie pamiętasz, jak wyglądały ulice Warszawy 20 lat temu, co dziwne, więc silisz się na ironię, ale zapewniam Cię, że po świeże pieczywo nie musiałeś latać do galerii handlowej. Obecnie mieszkańcy Marszałkowskiej mogą nią iść kilometrami i żadnej piekarni nie zobaczą. W bocznej uliczce takoż.
Nie będę ukrywać - nie znoszę robić zakupów. Z wielu powodów. A galerii handlowych w szczególności. Nie trawię tłumów. Mam uraz do stania w kolejkach, przerzucania miliona macanych rzeczy, grzebania w stertach rzeczy wyłożonych na ladzie itp. Właściwie wszystkie rzeczy użytkowe kupuję przez internet. Nawet buty. Poza tym klimatyzację dopuszczam jako zło konieczne tylko we własnym domu w czasie upałów. Zatem poza patriotyzmem (won z tymi, którzy nie płacą w Polsce podatków) mam jeszcze osobiste powody, by nie lubiąc galerii handlowych, obwiniać je o zanik życia w centrum miasta. To oczywisty przeskok myślowy, bo w rzeczywistości winą obarczam jego włodarzy.
Ul. Marszałkowska, między Rotundą i Pl. Konstytucji jest dziś trupiarnią, a to przecież centrum miasta. Jeszcze parę lat rządów PO w W-wie, a nasza stolica będzie najbrzydszą, nieprzyjazną dla ludzi wiochą w Europie. Kto nie widział ul. Chmielnej 30 lat temu, ten nie wie czym jest żyjące miasto. Przeżyłam w W-wie większą część życia, a teraz nie chce mi się tam nawet jeździć. Niewykorzystane wybrzeża Wisły napawają smutkiem i świadczą o tym, że nikt - od lat 60-tych- nie myślał o uczynieniu tego miasta pięknym. Smutne.
Pigwa napisal(a): Właściciele sieci zapewne nie dokładają do biznesu, tak jak i twórcy Amber Gold. Natomiast franczyzobiorcy dokładają bardzo często.
I nie bankrutują ? Tak dokładają, dokładają ? Sami frajerzy wokół i spiskowy kapitał, który zarabia i wszystkim trzęsie ? Dlaczego tworzymy piętrowe teorie, zamiast po prostu przyjąć do wiadomości, że Żabki trafiły w punkt w potrzebami ludzi, podobnie jak Biedry ?
Żeby przyjąć do wiadomości trzeba wyjść poza swoją bańkę społeczną, w której się żyje. Zaczęłam odwiedzać płaza jak pojawiła się możliwość odbierania paczek i pooobserwowałem sobie klientele młodzi ludzie, budowlańcy, relatywnie dużo mężczyzn o "spragnionych" nie wspomnę. To nie są ludzie starannie planujący zakupy, to nie są kobiety z imperatywem zdrowego odżywiania ani skrzętne gospodynie domowe jakie widać w marketach czy sklepach ze zdrową żywnością. A potrzeba są i siła nabywcza jest co Ż. doskonale wykorzystuje.
Pani_Łyżeczka napisal(a): Żeby przyjąć do wiadomości trzeba wyjść poza swoją bańkę społeczną, w której się żyje. Zaczęłam odwiedzać płaza jak pojawiła się możliwość odbierania paczek i pooobserwowałem sobie klientele młodzi ludzie, budowlańcy, relatywnie dużo mężczyzn o "spragnionych" nie wspomnę. To nie są ludzie starannie planujący zakupy, to nie są kobiety z imperatywem zdrowego odżywiania ani skrzętne gospodynie domowe jakie widać w marketach czy sklepach ze zdrową żywnością. A potrzeba są i siła nabywcza jest co Ż. doskonale wykorzystuje.
Oczywiście, poza tym czas to pininiąc i trudno żeby budowlaniec lub pani pracująca w pobliskim biurowcu (a takich widuję w sąsiedzkiej Ż.) biegali w przerwach lub tuż przed pracą na targ lub do hipermarketu. Zresztą jakby się zakupów ne planowało, zwykle okazuje się że jednak coś trzeba dokupić i wtedy - najbliższy sklep oczywistym wyborem,
Pigwa napisal(a): Właściciele sieci zapewne nie dokładają do biznesu, tak jak i twórcy Amber Gold. Natomiast franczyzobiorcy dokładają bardzo często.
I nie bankrutują ?
Bankrutują, w moim sąsiedztwie co chwilę jakaś pada. Sprawa jest znana, opisana w mediach i książkach, model Zabki jest obliczony na zarobek sieci, kosztem franczyzobiorców.
Pigwa napisal(a): Właściciele sieci zapewne nie dokładają do biznesu, tak jak i twórcy Amber Gold. Natomiast franczyzobiorcy dokładają bardzo często.
I nie bankrutują ?
Bankrutują, w moim sąsiedztwie co chwilę jakaś pada. Sprawa jest znana, opisana w mediach i książkach, model Zabki jest obliczony na zarobek sieci, kosztem franczyzobiorców.
pomysł jest z Brechta w socjaliżmie pacholęciem będąc czytałem i nie rozumiałem Opera za trzy grosze Bertold Brecht, niemiecki komunista, który tantiemy kazała płacić sobie do Szwajcarji
Swoją drogą twórcą Żabki jest Mariusz Świtalski. Tak, ten Świtalski: od Biedronki sprzedanej Portugalczykom i od Tygodnika Miliarder i współpracującego z Urbanem.
No dobrze, zostawmy żabkę, bo Jorgemu pewnie nie biegało o kąkretną markę, lecz o realia zmieniającego się świata, w którym pojedynczy sklepik nie ma racji bytu. Otóż nieopodal miejsca, w którym dość długo mieszkałem, na rogu Narutowicza i Wschodniej, był taki rodzinny sklep spożywczo-delikatesowo-mięsno-garmażeryjno-ankoholowy. Słynął ze świetnego chleba okrgągłego. Sporo osób robiło tam zakupy, bo blisko a markety daleko. Z czasem, jak popularność zaczęły zdobywać tzw. dyskonty (Bieda, Lidr, a ostatnio Polo, Mila, Dino), zaczął podupadać, zaczęli oszukiwać. Żeby się nie zamknąć, weszli w sieć Carrefour. Ustawili w środku regały, zrobili samoobsługę. Pojawiło się sporo potrzebnych a tańszych, niż uprzednio mieli, towarów. Zakupy odbywały się szybciej. Pracownicy cały czas ci sami. Wg mnie, jako klienta, była to zmiana na lepsze.
(nie wię, czy sklep przetrwał, bo 5 lat temu się stamtąd wyniosłem, ale) Wydaje się, że poza sieciami nie ma już życia handlowego.
No, jest na Teofilowie taki specjalistyczny sklepik hydrauliczny, że jak w dwuhektarowej casto czegoś nie mają to mówią: niech pan tam sprawdzi. Ale spożywczy nie wydoli i już.
wachmistrz napisal(a): Swoją drogą twórcą Żabki jest Mariusz Świtalski. Tak, ten Świtalski: od Biedronki sprzedanej Portugalczykom i od Tygodnika Miliarder i współpracującego z Urbanem.
Komentarz
Ja wiem, świat powinien wyglądać tak jak sobie trzysta lat temu arystokraci wyobrażali życie pastuszków. Oczywiście z szybkim internetem.
I pieprznęli mu Żabkę miesiąc temu, 10 m dalej w nowym bloku. No cóż, szacun za walkę, ale już u niego nie kupuję. Nie ma szans, Żabka to świetny sieciowy pomysł. A do tego paczki mi tam zostawiają. Tak być musi.
__
Nie wynika.
Wkleiłem parę dni temu film pewnego człowieka-naukowca o fejkniusach dotyczących wirusa. Film został olany, a on podawał bardzo konkretne i ogólne argumenty. Jednym z tych ogólnych było stwierdzenie - czy wszyscy geniusze podający proste rozwiązania naprawdę zakładają, że setki ekspertów fachowców nie wpadliby na te genialne rozwiązania wcześniej ?
Czego nie ma? Ubrań.
Te kupuję przez internet. Już dawno zrezygnowałam ze sklepów.
Opisane "centrum handlowe" to słynne targowisko falenickie, obecnie etapowo w przebudowie - nowe pawilony są ekstra.
Znakomicie funkcjonuje to od czasów, gdy tu zamieszkałam. Nie zabiły go pobliskie Żabka z jej pocztą, dom handlowy "Fala" a nawet Biedronka.
Nie wiem, czy ten przykład można uogólnić. Czy uliczki handlowe z polskimi kupcami mogą istnieć. Przypominam, że nie tak dawno kupcy handlowali z rozkładanych łóżek i dawali radę. Potem przenieśli się do własnego "centrum", które HGW, zamiast wspomóc, zniszczyła. Zostali zgnieceni przez zachodnie sieci handlowe. Też nie lubię. I co z tego? Czy w Londynie już nie ma innych ulic handlowych? Czy przy każdej innej ulicy nie napotkasz kilku małych sklepów? Pytam, bo nie wiem. Gdy ja chodziłam ulicami Londynu, nie miałam problemu z zakupami np. żywności. Jeśli dobrze pamiętam, to mieszkańcy mogli się zaopatrywać we wszystkie potrzebne im na co dzień przedmioty (chemia gospodarcza, garnki, różne drobiazgi do domu itp.) blisko miejsca zamieszkania.
Zwracałam na takie sklepiki uwagę wszędzie, gdzie byłam, bo czasem kupowałam jakieś gadżety do kuchni lub łazienki. Akurat. Wydaje Ci się, że wiesz.
Może i nie pamiętasz, jak wyglądały ulice Warszawy 20 lat temu, co dziwne, więc silisz się na ironię, ale zapewniam Cię, że po świeże pieczywo nie musiałeś latać do galerii handlowej. Obecnie mieszkańcy Marszałkowskiej mogą nią iść kilometrami i żadnej piekarni nie zobaczą. W bocznej uliczce takoż.
Nie będę ukrywać - nie znoszę robić zakupów. Z wielu powodów. A galerii handlowych w szczególności. Nie trawię tłumów. Mam uraz do stania w kolejkach, przerzucania miliona macanych rzeczy, grzebania w stertach rzeczy wyłożonych na ladzie itp. Właściwie wszystkie rzeczy użytkowe kupuję przez internet. Nawet buty. Poza tym klimatyzację dopuszczam jako zło konieczne tylko we własnym domu w czasie upałów.
Zatem poza patriotyzmem (won z tymi, którzy nie płacą w Polsce podatków) mam jeszcze osobiste powody, by nie lubiąc galerii handlowych, obwiniać je o zanik życia w centrum miasta.
To oczywisty przeskok myślowy, bo w rzeczywistości winą obarczam jego włodarzy.
Kto nie widział ul. Chmielnej 30 lat temu, ten nie wie czym jest żyjące miasto. Przeżyłam w W-wie większą część życia, a teraz nie chce mi się tam nawet jeździć.
Niewykorzystane wybrzeża Wisły napawają smutkiem i świadczą o tym, że nikt - od lat 60-tych- nie myślał o uczynieniu tego miasta pięknym.
Smutne.
życie nawet spacerowo-kawiarniane przeniosło się do CH
To nie są ludzie starannie planujący zakupy, to nie są kobiety z imperatywem zdrowego odżywiania ani skrzętne gospodynie domowe jakie widać w marketach czy sklepach ze zdrową żywnością. A potrzeba są i siła nabywcza jest co Ż. doskonale wykorzystuje.
https://bezprawnik.pl/zabka-wymagania-franczyzy/
pomysł jest z Brechta
w socjaliżmie pacholęciem będąc czytałem i nie rozumiałem
Opera za trzy grosze
Bertold Brecht, niemiecki komunista, który tantiemy kazała płacić sobie do Szwajcarji
(nie wię, czy sklep przetrwał, bo 5 lat temu się stamtąd wyniosłem, ale) Wydaje się, że poza sieciami nie ma już życia handlowego.
No, jest na Teofilowie taki specjalistyczny sklepik hydrauliczny, że jak w dwuhektarowej casto czegoś nie mają to mówią: niech pan tam sprawdzi. Ale spożywczy nie wydoli i już.
jakoś nikt go nie podejrzewa o oficera prowadzącego