Mordechlaju, pisz, pisz coraz więcej. Tak mi dzisiaj było hadko, bo to, bo sio. No i tak niechcący i od niechcenia czytam sobie coś tu aść przeskrobał. Wydałam takie wycie, żeaż mój kundel skoczył pod stół, myśląc, że zwariowałam i przez to zniknie mu jego ukochana kieubasa. Pozdrów żonę mimo jej beztrunkowości. Ja też nie pijam, więc tem bardziej pozdro dla kobity.
Oczywiście, że nie. Ale to nie ma tu znaczenia. Dziewczyna nie odróżniała wędlin. Wyjęła przecież w końcu pastrami ale nazwała je prosciutto bo myślała, że to jedno i to samo. Robiła błąd za błędem i pogrążała się w niewiedzy. Dlatego sytuacja robiła się coraz bardziej komiczna. Czego nie rozumiesz?
Zazu napisal(a): Mordechlaju, pisz, pisz coraz więcej. Tak mi dzisiaj było hadko, bo to, bo sio. No i tak niechcący i od niechcenia czytam sobie coś tu aść przeskrobał. Wydałam takie wycie, żeaż mój kundel skoczył pod stół, myśląc, że zwariowałam i przez to zniknie mu jego ukochana kieubasa. Pozdrów żonę mimo jej beztrunkowości. Ja też nie pijam, więc tem bardziej pozdro dla kobity.
Oczywiście, że nie. Ale to nie ma tu znaczenia. Dziewczyna nie odróżniała wędlin. Wyjęła przecież w końcu pastrami ale nazwała je prosciutto bo myślała, że to jedno i to samo. Robiła błąd za błędem i pogrążała się w niewiedzy. Dlatego sytuacja robiła się coraz bardziej komiczna.
Czego nie rozumiesz?
Aaaa! Pomidor! Znaczy się, pastrami!
(Czyli też nie znam włoskich wędlin... O, farciminis! (ze mnie) )
Robiła błąd za błędem i pogrążała się w niewiedzy. Dlatego sytuacja robiła się coraz bardziej komiczna. Czego nie rozumiesz?
A jednak intuicja mnie nie zawiodła, nie chodzi o żart sytuacyjny. No dobra, jednak pogrzebię w tym prześmiesznym zdarzeniu, bo paru spraw nie rozumiem.
Dlaczego pani przyszła kupować włoskie wędliny w polskim sklepie ? Ale jeszcze ciekawsze dla mnie jest to dlaczego polski sklep miał w ofercie włoskie wędliny ? Czy to są naprawdę polskie delikatesy, czy tylko prowadzone przez Polaków delikatesy typowe ?
I powiem tak, gdyby ktoś poprosił w polskim sklepie o kindziuka a pani by nie zrozumiała, to bym był jednak zawiedziony. Ale jakieś włoskie specjały, w polskim sklepie, naprawdę to taka straszna niewiedza ? Oczywiście jeżeli coś masz na stanie to dobrze wiedzieć, ze masz, nawet jeżeli jest to produkt w tym momencie niszowy, ale to nie jest wina dziewczyny. Szefostwa, że nie przeszkoliło jej z asortymentu, szczególnie jeżeli mają jakieś włoskie badziewie. Gdybym pracował w polskim sklepie dyshonorem by było nie znać polskich produktów, ale włoskich ?
Sprawa kolejna, naprawdę fakt że dziewczyny nie rozumieją zwrotów łacińskich to jest powód do szydery ? Naprawdę mam temat ciągnąć ? Przychodzi baba do sklepu po włoskie mięcho i obraża się po łacinie ?
Z czego więc tak naprawdę się śmiejemy ? Z siebie się śmiejemy, a właściwie śmiejecie. Bo uważacie, że to wstyd nie znać włoskiego mięcha. Oł rily ?
Kurde, przyznam się bez bicia, że z podanych wędlin to tylko salami kojarzę i słyszałem, że podobno ktoś kiedyś robił je z osioła. Omnis definitio in iure civili periculosa est: parum est enim ut non subverti potest!
Jakiś kulturowy zonk tu chyba się pojawił. Pastrami u nas to jak jakiś Cassoulet, uj wi co to. Gdyby mi ktoś żart opowiedział o człowieku, co to wina Blebleblą od Żarłpanżur nie odróżnia, to bym się nie zaśmiał. Za to za wielką wodą pastrami jest chyba modne, bo żymskie knajpy je spopularyzowały, więc może tam nie wiedzieć co to pastrami to jak u nas nie wiedzieć, co to śledź w occie.
Nie wiem jak w Kanadzie ale w Australii największy wybór wędlin, serów i innych pyszności jest (a przynajmniej był) w polskich delikatesach. Polish Delicatessen nie znaczy, że w sklepie są polskie dania czy polska obsługa. Słowo Delikatessen w ogóle jest niemieckim zapożyczeniem z francuskiego.
los napisal(a): Nie wiem jak w Kanadzie ale w Australii największy wybór wędlin, serów i innych pyszności jest (a przynajmniej był) w polskich delikatesach. Polish Delicatessen nie znaczy, że w sklepie są polskie dania czy polska obsługa. Słowo Delikatessen w ogóle jest niemieckim zapożyczeniem z francuskiego.
polmisiek napisal(a): Jakiś kulturowy zonk tu chyba się pojawił. Pastrami u nas to jak jakiś Cassoulet, uj wi co to. Gdyby mi ktoś żart opowiedział o człowieku, co to wina Blebleblą od Żarłpanżur nie odróżnia, to bym się nie zaśmiał. Za to za wielką wodą pastrami jest chyba modne, bo żymskie knajpy je spopularyzowały, więc może tam nie wiedzieć co to pastrami to jak u nas nie wiedzieć, co to śledź w occie.
Tak jest!
los napisal(a): Nie wiem jak w Kanadzie ale w Australii największy wybór wędlin, serów i innych pyszności jest (a przynajmniej był) w polskich delikatesach. Polish Delicatessen nie znaczy, że w sklepie są polskie dania czy polska obsługa. Słowo Delikatessen w ogóle jest niemieckim zapożyczeniem z francuskiego.
A pastrami to potrawa turecka.
W Kanadzie tak samo.
JORGE napisal(a): A jednak intuicja mnie nie zawiodła, nie chodzi o żart sytuacyjny.
Chodzi
JORGE napisal(a): Dlaczego pani przyszła kupować włoskie wędliny w polskim sklepie ? Ale jeszcze ciekawsze dla mnie jest to dlaczego polski sklep miał w ofercie włoskie wędliny ? Czy to są naprawdę polskie delikatesy, czy tylko prowadzone przez Polaków delikatesy typowe ?
Delikatesy typowe prowadzone przez Polaków, cokolwiek ma to znaczyć. Ponieważ są polskie produkty, pracują Polacy i mówi się po polsku nazywamy je polskimi delikatesami. Nie widzę różnicy. Może ze 20% produktów jest z Polski. Są to jednak jakieś słodycze, przetwory w słoikach, puszkach, suche produkty w torebkach, coś co szybko się nie psuje. Reszta jest robiona na miejscu, czyli w Kanadzie często przez polskie firmy ale niekoniecznie. Wszystkie mięsa i wędliny, sery, ciasta, chleb, ogórki kiszone, kapusta, śledzie, ryby wędzone, pierogi, mrożonki itp. Wszystko co się sprzedaje można tam znaleźć. Niekoniecznie polskie. Wędliny włoskie są bardzo popularne wśród Polonii i dlatego w każdych delikatesach (polskich i innych) są dostępne. Wydawało mi się to oczywiste. Pani przyszła kupować, bo jak napisałem sklep je oferuje a pani chce popierać polski biznes. Poza tym 50 metrów dalej jest polski kościół i pani może robiła zakupy po kościele, zamiast jechać daleko do włoskiego sklepu a w okolicy takiego nie ma.
JORGE napisal(a): I powiem tak, gdyby ktoś poprosił w polskim sklepie o kindziuka a pani by nie zrozumiała, to bym był jednak zawiedziony.
Ja nie wiem co to jest.
JORGE napisal(a): Ale jakieś włoskie specjały, w polskim sklepie, naprawdę to taka straszna niewiedza ?
Tak. Są tak popularne, że każdy tu je zna.
JORGE napisal(a): Oczywiście jeżeli coś masz na stanie to dobrze wiedzieć, ze masz, nawet jeżeli jest to produkt w tym momencie niszowy, ale to nie jest wina dziewczyny. Szefostwa, że nie przeszkoliło jej z asortymentu, szczególnie jeżeli mają jakieś włoskie badziewie.
Zgoda, ale dziewczyny tu urodzone, chociaż mówią po polsku są to jednak Kanadyjki. Powinny znać. Again, wydawało mi się to oczywiste.
JORGE napisal(a): Gdybym pracował w polskim sklepie dyshonorem by było nie znać polskich produktów, ale włoskich ?
Ja nie mówię o jakimś szerokim, niszowym asortymencie ale te co były wymienione to podstawa. Ja np. kiedyś chciałem kupić kaszankę (w innym sklepie), a kobita mówi, że nie ma, jest tylko krupniok. WTF? Znałem tylko krupnik, poznałem nowe słowo.
JORGE napisal(a): Sprawa kolejna, naprawdę fakt że dziewczyny nie rozumieją zwrotów łacińskich to jest powód do szydery ?
Zero szydery, koleżanka koleżance powiedziała, że jest tępa i obie się chichotały. Paniusia dystyngowana się nie obraziła, wyraziła swoje spostrzeżenie, a że po łacinie? A my na forum tego nie robimy?
JORGE napisal(a): Z czego więc tak naprawdę się śmiejemy ? Z siebie się śmiejemy, a właściwie śmiejecie. Bo uważacie, że to wstyd nie znać włoskiego mięcha. Oł rily ?
Tak to była śmieszna historia a opisałem ją dla poprawy humoru forumkowiczów. Myślę, że większości się podobała. Wszyskim nie dogodzisz. Jeśli chodzi o mnie to prawda, ja się śmieję ze wszystkiego, często też z siebie i z sytuacji, które na codzień obserwuję i doświadczam. Tak już mam.
polmisiek napisal(a): Jakiś kulturowy zonk tu chyba się pojawił. Pastrami u nas to jak jakiś Cassoulet, uj wi co to. Gdyby mi ktoś żart opowiedział o człowieku, co to wina Blebleblą od Żarłpanżur nie odróżnia, to bym się nie zaśmiał. Za to za wielką wodą pastrami jest chyba modne, bo żymskie knajpy je spopularyzowały, więc może tam nie wiedzieć co to pastrami to jak u nas nie wiedzieć, co to śledź w occie.
Tak jest!
los napisal(a): Nie wiem jak w Kanadzie ale w Australii największy wybór wędlin, serów i innych pyszności jest (a przynajmniej był) w polskich delikatesach. Polish Delicatessen nie znaczy, że w sklepie są polskie dania czy polska obsługa. Słowo Delikatessen w ogóle jest niemieckim zapożyczeniem z francuskiego.
A pastrami to potrawa turecka.
W Kanadzie tak samo.
JORGE napisal(a): A jednak intuicja mnie nie zawiodła, nie chodzi o żart sytuacyjny.
Chodzi
JORGE napisal(a): Dlaczego pani przyszła kupować włoskie wędliny w polskim sklepie ? Ale jeszcze ciekawsze dla mnie jest to dlaczego polski sklep miał w ofercie włoskie wędliny ? Czy to są naprawdę polskie delikatesy, czy tylko prowadzone przez Polaków delikatesy typowe ?
Delikatesy typowe prowadzone przez Polaków, cokolwiek ma to znaczyć. Ponieważ są polskie produkty, pracują Polacy i mówi się po polsku nazywamy je polskimi delikatesami. Nie widzę różnicy. Może ze 20% produktów jest z Polski. Są to jednak jakieś słodycze, przetwory w słoikach, puszkach, suche produkty w torebkach, coś co szybko się nie psuje. Reszta jest robiona na miejscu, czyli w Kanadzie często przez polskie firmy ale niekoniecznie. Wszystkie mięsa i wędliny, sery, ciasta, chleb, ogórki kiszone, kapusta, śledzie, ryby wędzone, pierogi, mrożonki itp. Wszystko co się sprzedaje można tam znaleźć. Niekoniecznie polskie. Wędliny włoskie są bardzo popularne wśród Polonii i dlatego w każdych delikatesach (polskich i innych) są dostępne. Wydawało mi się to oczywiste. Pani przyszła kupować, bo jak napisałem sklep je oferuje a pani chce popierać polski biznes. Poza tym 50 metrów dalej jest polski kościół i pani może robiła zakupy po kościele, zamiast jechać daleko do włoskiego sklepu a w okolicy takiego nie ma.
JORGE napisal(a): I powiem tak, gdyby ktoś poprosił w polskim sklepie o kindziuka a pani by nie zrozumiała, to bym był jednak zawiedziony.
Ja nie wiem co to jest.
JORGE napisal(a): Ale jakieś włoskie specjały, w polskim sklepie, naprawdę to taka straszna niewiedza ?
Tak. Są tak popularne, że każdy tu je zna.
JORGE napisal(a): Oczywiście jeżeli coś masz na stanie to dobrze wiedzieć, ze masz, nawet jeżeli jest to produkt w tym momencie niszowy, ale to nie jest wina dziewczyny. Szefostwa, że nie przeszkoliło jej z asortymentu, szczególnie jeżeli mają jakieś włoskie badziewie.
Zgoda, ale dziewczyny tu urodzone, chociaż mówią po polsku są to jednak Kanadyjki. Powinny znać. Again, wydawało mi się to oczywiste.
JORGE napisal(a): Gdybym pracował w polskim sklepie dyshonorem by było nie znać polskich produktów, ale włoskich ?
Ja nie mówię o jakimś szerokim, niszowym asortymencie ale te co były wymienione to podstawa. Ja np. kiedyś chciałem kupić kaszankę (w innym sklepie), a kobita mówi, że nie ma, jest tylko krupniok. WTF? Znałem tylko krupnik, poznałem nowe słowo.
JORGE napisal(a): Sprawa kolejna, naprawdę fakt że dziewczyny nie rozumieją zwrotów łacińskich to jest powód do szydery ?
Zero szydery, koleżanka koleżance powiedziała, że jest tępa i obie się chichotały. Paniusia dystyngowana się nie obraziła, wyraziła swoje spostrzeżenie, a że po łacinie? A my na forum tego nie robimy?
JORGE napisal(a): Z czego więc tak naprawdę się śmiejemy ? Z siebie się śmiejemy, a właściwie śmiejecie. Bo uważacie, że to wstyd nie znać włoskiego mięcha. Oł rily ?
Tak to była śmieszna historia a opisałem ją dla poprawy chumoru forumkowiczów. Myślę, że większości się podobała. Wszyskim nie dogodzisz. Jeśli chodzi o mnie to prawda, ja się śmieję ze wszystkiego, często też z siebie i z sytuacji, które na codzień obserwuję i doświadczam. Tak ju mam.
Mordechlaj_Mashke napisal(a): Może ze 20% produktów jest z Polski. Są to jednak jakieś słodycze, przetwory w słoikach, puszkach, suche produkty w torebkach, coś co szybko się nie psuje. Reszta jest robiona na miejscu, czyli w Kanadzie często przez polskie firmy ale niekoniecznie. Wszystkie mięsa i wędliny, sery, ciasta, chleb, ogórki kiszone, kapusta, śledzie, ryby wędzone, pierogi, mrożonki itp. Wszystko co się sprzedaje można tam znaleźć. Niekoniecznie polskie. Wędliny włoskie są bardzo popularne wśród Polonii i dlatego w każdych delikatesach (polskich i innych) są dostępne.
Dobrze pamiętam. Wszystkie smaki z całego świata są do znalezienia w polskich delikatesach. Świeże, tanie, łatwo dostępne. Jest kilka dużych sieci i mnóstwo sklepów poza siecią.
Pamiętam, jak kupowałem parówki. Parołki, pliz. A, parówki - poprawiła mnie Greczynka za ladą.
Ok Mordechaj, dlatego zapytałem na wstępie o co chodzi. Poprzednie twoje opowieści mnie rozbawiły, ta nie, bo kompletnie nie znam amerykańskich realiów.
Komentarz
Pozdrów żonę mimo jej beztrunkowości. Ja też nie pijam, więc tem bardziej pozdro dla kobity.
👣
🐾
🐾
👣
🐾
🐾
(Czyli też nie znam włoskich wędlin... O, farciminis! (ze mnie) )
Dlaczego pani przyszła kupować włoskie wędliny w polskim sklepie ? Ale jeszcze ciekawsze dla mnie jest to dlaczego polski sklep miał w ofercie włoskie wędliny ? Czy to są naprawdę polskie delikatesy, czy tylko prowadzone przez Polaków delikatesy typowe ?
I powiem tak, gdyby ktoś poprosił w polskim sklepie o kindziuka a pani by nie zrozumiała, to bym był jednak zawiedziony. Ale jakieś włoskie specjały, w polskim sklepie, naprawdę to taka straszna niewiedza ? Oczywiście jeżeli coś masz na stanie to dobrze wiedzieć, ze masz, nawet jeżeli jest to produkt w tym momencie niszowy, ale to nie jest wina dziewczyny. Szefostwa, że nie przeszkoliło jej z asortymentu, szczególnie jeżeli mają jakieś włoskie badziewie. Gdybym pracował w polskim sklepie dyshonorem by było nie znać polskich produktów, ale włoskich ?
Sprawa kolejna, naprawdę fakt że dziewczyny nie rozumieją zwrotów łacińskich to jest powód do szydery ? Naprawdę mam temat ciągnąć ? Przychodzi baba do sklepu po włoskie mięcho i obraża się po łacinie ?
Z czego więc tak naprawdę się śmiejemy ? Z siebie się śmiejemy, a właściwie śmiejecie. Bo uważacie, że to wstyd nie znać włoskiego mięcha. Oł rily ?
Za to za wielką wodą pastrami jest chyba modne, bo żymskie knajpy je spopularyzowały, więc może tam nie wiedzieć co to pastrami to jak u nas nie wiedzieć, co to śledź w occie.
A pastrami to potrawa turecka.
Wszyskto teraz jasne!
Przecież o rozładowanie spinajacej się sytuacji.
Zamiast irrytacji, wyszło luźno.
Krakowska z Krakowa a Żywiecka z Żywca. Niech będzie, Lisiecka z Liszek.
Prosto, patriotycznie smacznie.
W Kanadzie tak samo.
Chodzi
Delikatesy typowe prowadzone przez Polaków, cokolwiek ma to znaczyć. Ponieważ są polskie produkty, pracują Polacy i mówi się po polsku nazywamy je polskimi delikatesami. Nie widzę różnicy.
Może ze 20% produktów jest z Polski. Są to jednak jakieś słodycze, przetwory w słoikach, puszkach, suche produkty w torebkach, coś co szybko się nie psuje. Reszta jest robiona na miejscu, czyli w Kanadzie często przez polskie firmy ale niekoniecznie. Wszystkie mięsa i wędliny, sery, ciasta, chleb, ogórki kiszone, kapusta, śledzie, ryby wędzone, pierogi, mrożonki itp. Wszystko co się sprzedaje można tam znaleźć. Niekoniecznie polskie. Wędliny włoskie są bardzo popularne wśród Polonii i dlatego w każdych delikatesach (polskich i innych) są dostępne. Wydawało mi się to oczywiste.
Pani przyszła kupować, bo jak napisałem sklep je oferuje a pani chce popierać polski biznes. Poza tym 50 metrów dalej jest polski kościół i pani może robiła zakupy po kościele, zamiast jechać daleko do włoskiego sklepu a w okolicy takiego nie ma. Ja nie wiem co to jest.
Tak. Są tak popularne, że każdy tu je zna.
Zgoda, ale dziewczyny tu urodzone, chociaż mówią po polsku są to jednak Kanadyjki. Powinny znać. Again, wydawało mi się to oczywiste.
Ja nie mówię o jakimś szerokim, niszowym asortymencie ale te co były wymienione to podstawa.
Ja np. kiedyś chciałem kupić kaszankę (w innym sklepie), a kobita mówi, że nie ma, jest tylko krupniok. WTF? Znałem tylko krupnik, poznałem nowe słowo.
Zero szydery, koleżanka koleżance powiedziała, że jest tępa i obie się chichotały.
Paniusia dystyngowana się nie obraziła, wyraziła swoje spostrzeżenie, a że po łacinie? A my na forum tego nie robimy?
Tak to była śmieszna historia a opisałem ją dla poprawy humoru forumkowiczów. Myślę, że większości się podobała. Wszyskim nie dogodzisz.
Jeśli chodzi o mnie to prawda, ja się śmieję ze wszystkiego, często też z siebie i z sytuacji, które na codzień obserwuję i doświadczam. Tak już mam.
👣
🐾
🐾
Pamiętam, jak kupowałem parówki. Parołki, pliz. A, parówki - poprawiła mnie Greczynka za ladą.
Moje dzieci mówią ''pałówki''.
👣
🐾
🐾
i tak jest tu mówione i pisane w kartach dań
kaszana to kaszana
a krupniok to krupniok