Już nawet nie patrzę w kontekście cywilizacji, narodu, a siebie. Większość istotnych czynników określających Chińczyków stoi w sprzeczności z moimi postawami. A przynajmniej z tym do czego dążę i jaki bym nie chciał być. Właśnie nie chciał bym być taki jak Chinole. Dzicy ludzie.
Chińczycy zyskują przy bliższym Poznaniu, co Łupina dość dobrze wyjaśnia - sieci powiązań rodzinnych i towarzyskich są dla nich bardzo ważne, dużo ważniejsze niż dla białych, więc jeśli w takiej sieci się znajdziesz, będą dla ciebie bardzo mili, pomocni i nawet bezinteresowni. A zostać adoptowanym białasem nie jest wcale bardzo trudno, starczy tylko okazać to, czego się samemu chce: szacunek i życzliwość.
Byłem na kameralnej imprezie Tajwańczyków (zakładam, że są podobni do tych z Republiki Ludowej) i było fajnie i miło. Mam z niego ciekawy filmik, na piwku mogę pokazać. Jak dla mnie normalni ludzie.
trep napisal(a): Jestem przekonany, że przeciętny kodziarz jest sporo gorszy niż przeciętny Chińczyk.
To nie oznacza jednak, ze mamy aprobować chiński, w swej istocie trybalistyczny i przedchrześcijański model stosunków międzyludzkich.
A nie aprobujesz? Nie masz swojego hydraulika czy dentysty, do których będzie mieć więcej zaufania niż do innych?
Miałem na myśli raczej przytaczane w filmie i uznane przez w/w znawcę Chin za dość typowe przypadki nieudzielenia jakikolwiek pomocy ofiarom wypadków przez świadków i przechodniów. W literaturze dotyczącej wypraw wysokogórskich (np. "Wszystko za Everest" Jona Krakauera) były opisywane zdarzenia świadczące o skrajnej znieczulicy uczestników chińskich wypraw wysokogórskich wobec innych nacji.
Robiłem doś długo w dziale zaopatrzenia firmy handlowej. Na palcach jednej ręki nie da się zliczyć przypadków, gdy kupowaliśmy pierwszy kontener bez odwiedzenia firmy, fabryki, bez zobaczenia nawet twarzy sprzedawcy. Z takich np. Indii nigdy byśmy sobie na takie ryzyko nie pozwolili. A w Chinach (kilkudziesięciu miastach, w sześciu prowincjach) spędziłem grubo ponad rok. W sumie, bo wycieczki były jedno- dwutygodniowe.
Ja mieszkałem trzy miesiące z Chińczykiem w akademiku w Finlandii - pokoje mieliśmy swoje, ale kuchnię i łazienkę wspólną. Potem wyjechał, przyjechał drugi Chińczyk i mieszkaliśmy kolejne półtora miesiąca, póki ja nie wyjechałem. Obaj bardzo spoko. W grupie studentów było sporo Chińczyków, ale żeby nie było za różowo, był taki jeden, wg którego Chińczycy byli we wszystkim najlepsi, nawet w koszykówce - nie jakieś NBA, Chiny! Ciężko się z nim gadało, więc się w sumie nie gadało. Ale większość była spoko - na ile zaobserwowałem, to zachodni (!) Niemcy byli dużo bardziej wyniośli i z rezerwą, bawili się wyłącznie w swoim towarzystwie, nie integrując się z innymi. Kilkoro wschodnich Niemców było, i oni spoko - w szoku byłem że taka różnica. Chińczycy oczywiście z integracją nie przesadzali, ale generalnie było spoko, z dziewczynami też. Oczywiście wszyscy, co do jednego, to jedynaki.
Pamiętam mój początek (przyjechałem tydzień później niż wszyscy) - kazali mi się przedstawić na zajęciach, to wychodzę na środek i mówię: My name is Michał (nie Majkel, tylko po polsku Michał - nie umiędzynarodawiam swojego imienia) Jedna trzecia klasy natychmiast wybucha śmiechem - jak na komendę. No nie powiem, zdziwiłem się mocno. Chińczycy, bo to oni się śmiali, mówią: - your name is "hello" in chinese!
I faktycznie, wszyscy się przywyczaili, ja zapomniałem - aż mój współlokator wyjechał, pojawił się drugi, wyciągam do niego rękę i mówię: "Michał". On przyjmuje uścisk dłoni i odpowiada:
MarianoX napisal(a): Miałem na myśli raczej przytaczane w filmie i uznane przez w/w znawcę Chin za dość typowe przypadki nieudzielenia jakikolwiek pomocy ofiarom wypadków przez świadków i przechodniów. W literaturze dotyczącej wypraw wysokogórskich (np. "Wszystko za Everest" Jona Krarauera) były opisywane zdarzenia świadczące o skrajnej znieczulicy uczestników chińskich wypraw wysokogórskich wobec innych nacji.
Z całą pewnością Chiny nie są krajem dla ludzi w żadnym wieku, znieczulica i bezwzględność są przerażające, nasz kolega Konduktor o tym sporo pisał. Dlatego napisałem, że zyskują przy bliższym poznaniu, bo kiedy przestaniesz być anonimowy, wiele drzwi się otwiera. Pewnie są ciągle na klanowym etapie rozwoju. Być może do uniwersalizmu nie dojdą nigdy.
Ruscy też zyskują przy bliższym poznaniu. Co nie zmienia faktu, że jako zbiorowość to barbarzyńcy. Klasyczni. Ruscy to typowa ludzka dzicz.
Natomiast co do pozostałej Azji, to odnoszę wrażenie jakby to były społeczności z innej planety. Mieszkańcy różnych globów musieli opuścić swoją galaktykę, a ich niedobitki znalazły tylko jedna planetę do zamieszkania. I żółci osiedlili się po jednej stronie Himalajów, ciapaci po drugiej i sobie aż do dziś żyją.
JORGE napisal(a): Ruscy też zyskują przy bliższym poznaniu.
Nie. Moskale tracą przy bliższym Poznaniu. Są wylewni, bratają się ale im dłużej się ich zna, tym bardziej widać że to na pokaz a naprawdę szykują nóż, by wbić ci w plecy. W pewnym momencie człowiek ma dosyć tej ich wódki, szczerych uśmiechów i poklepywania po plecach.
JORGE napisal(a): Ruscy też zyskują przy bliższym poznaniu.
Nie. Moskale tracą przy bliższym Poznaniu. Są wylewni, bratają się ale im dłużej się ich zna, tym bardziej widać że to na pokaz a naprawdę szykują nóż, by wbić ci w plecy. W pewnym momencie człowiek ma dosyć tej ich wódki, szczerych uśmiechów i poklepywania po plecach.
Pan Kamil zarekomendował książkę "Dwanaście krzeseł", jako bezbłędny klucz do mętalności współczesnej Rosji. Nabyłem, czytam czytam i taka tam wesoła komedyjka z czasów NEP. Ale w końcu okazuje się, jak to miło się z Moskalami żyje przy bliższym Poznaniu.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Pan Kamil zarekomendował książkę "Dwanaście krzeseł", jako bezbłędny klucz do mętalności współczesnej Rosji. Nabyłem, czytam czytam i taka tam wesoła komedyjka z czasów NEP. Ale w końcu okazuje się, jak to miło się z Moskalami żyje przy bliższym Poznaniu.
Próbę zabójstwa przez Hipolita Worobianowa Ostap Bender przeżył i występuję w następnym odcinku serialu.
Wnioskuję o wpisanie do regulaminu, że kto wkleja film dłuższy niż 15 minut ma obowiązek go streścić w kilku punktach. Ale nie mniej niż pięciu. Albo przynajmniej niech napisze od której minuty jest najciekawiej.
Tomek napisal(a): Wnioskuję o wpisanie do regulaminu, że kto wkleja film dłuższy niż 15 minut ma obowiązek go streścić w kilku punktach. Ale nie mniej niż pięciu. Albo przynajmniej niech napisze od której minuty jest najciekawiej.
To nudny film, bez wyskoków. Jak to u Kożuszka w wersji poważnej, nie tej satyrycznej.
Ale czego nie rozumiecie: - Chiny trzymają bardzo wysoko gardę, - jak ktoś pisze analizy krytyczne, to go przestają wpuszczać, - prowincja chińska jest potwornie skorumpowana, jak u nas w PRL, - Chiny od 30 lat prowadzą eksperyment społeczny na niespotykaną skalę, - obecny Gnesek ma wielu możnych wrogów, bo sam też stąpał po głowach swoich przeciwników, - Covid i pełnoskalowa wojna pokazały w części jak wygląda świat realny, czyli w prognozach trzeba być wyjątkowo ostrożnym.
Komentarz
Miałem na myśli raczej przytaczane w filmie i uznane przez w/w znawcę Chin za dość typowe przypadki nieudzielenia jakikolwiek pomocy ofiarom wypadków przez świadków i przechodniów. W literaturze dotyczącej wypraw wysokogórskich (np. "Wszystko za Everest" Jona Krakauera) były opisywane zdarzenia świadczące o skrajnej znieczulicy uczestników chińskich wypraw wysokogórskich wobec innych nacji.
Obaj bardzo spoko.
W grupie studentów było sporo Chińczyków, ale żeby nie było za różowo, był taki jeden, wg którego Chińczycy byli we wszystkim najlepsi, nawet w koszykówce - nie jakieś NBA, Chiny! Ciężko się z nim gadało, więc się w sumie nie gadało. Ale większość była spoko - na ile zaobserwowałem, to zachodni (!) Niemcy byli dużo bardziej wyniośli i z rezerwą, bawili się wyłącznie w swoim towarzystwie, nie integrując się z innymi. Kilkoro wschodnich Niemców było, i oni spoko - w szoku byłem że taka różnica.
Chińczycy oczywiście z integracją nie przesadzali, ale generalnie było spoko, z dziewczynami też. Oczywiście wszyscy, co do jednego, to jedynaki.
Pamiętam mój początek (przyjechałem tydzień później niż wszyscy) - kazali mi się przedstawić na zajęciach, to wychodzę na środek i mówię:
My name is Michał (nie Majkel, tylko po polsku Michał - nie umiędzynarodawiam swojego imienia)
Jedna trzecia klasy natychmiast wybucha śmiechem - jak na komendę. No nie powiem, zdziwiłem się mocno.
Chińczycy, bo to oni się śmiali, mówią: - your name is "hello" in chinese!
I faktycznie, wszyscy się przywyczaili, ja zapomniałem - aż mój współlokator wyjechał, pojawił się drugi, wyciągam do niego rękę i mówię: "Michał". On przyjmuje uścisk dłoni i odpowiada:
Natomiast co do pozostałej Azji, to odnoszę wrażenie jakby to były społeczności z innej planety. Mieszkańcy różnych globów musieli opuścić swoją galaktykę, a ich niedobitki znalazły tylko jedna planetę do zamieszkania. I żółci osiedlili się po jednej stronie Himalajów, ciapaci po drugiej i sobie aż do dziś żyją.
https://mobile.twitter.com/WilliamYang120/status/1563556537167413252
Streszczenie w dwóch słowach: "wuj wie...".
- Chiny trzymają bardzo wysoko gardę,
- jak ktoś pisze analizy krytyczne, to go przestają wpuszczać,
- prowincja chińska jest potwornie skorumpowana, jak u nas w PRL,
- Chiny od 30 lat prowadzą eksperyment społeczny na niespotykaną skalę,
- obecny Gnesek ma wielu możnych wrogów, bo sam też stąpał po głowach swoich przeciwników,
- Covid i pełnoskalowa wojna pokazały w części jak wygląda świat realny,
czyli w prognozach trzeba być wyjątkowo ostrożnym.