celnik.mateusz napisal(a): No właśnie. W sumie nie przeszkadzałoby mi bycie obywatelem Stanów Zjednoczonych Europy. Przepraszam.
Zasadniczo katolik, tak jak ma raczej unikać wiązania się małżeńsko z osobą o poglądach antychrześcijańskich, nie powinien mając na uwadze zbawienie swoje oraz swoich dzieci dobrowolnie zamieszkiwać w Państwie programowo nie tylko walczącym z chrześcijaństwem, ale nawet wymuszającym na obywatelach poważne łamanie przykazań. Istnieje poważne ryzyko, że owe Stany Zjednoczone Europy mogłyby być takim właśnie tworem.
Bardzo ważny artykuł. Pokazujący parę spraw, które i my musimy przyjąć.
Każda władza będzie rządziła pieniędzmi, co z punktu widzenia opozycji może się wydawać, że celem partii rządzącej jest wyłącznie skok na kasę. Każda opozycja uważa się za ideową i to też w dużej mierze prawda. Przecież ten tekst, gdyby pozamieniać nazwiska, by był aktualny dla roku 2014, tyle że dla autorów prawicowych.
Dużo jest innych podobieństw do nas - krytyka braku skuteczności i bezkompromisowego dojeżdżania, pretensji do własnych mediów za popełnianie dramatycznych błędów, generalnie przekonanie, że w imię obrony Polski warto wobec władzy zastosować wszystkie środki, które doprowadzą do jej usunięcia, ku chwale ojczyzny.
Podobnie też nie ma w tym rozsądku, kalkulacji politycznej, założenia istnienia dobrej woli w szeregach drugiej strony. Złodzieje vs my, dobrzy, którzy chcą dobra kraju.
Jaki z tego wniosek (ale i z innych obserwacji) ? Chyba trzeba założyć, że we wszystkich ugrupowaniach w Polsce poziom mentalny, moralny i intelektualny jest podobny. Podobne jest też podejście do polityki, motywacji uczestniczenia w niej, wszędzie jest podobna ilość osób, które są w niej dla idei i takich, którzy chcą się ustawić. Możemy przyjąć, że partie są odbiciem społeczeństwa, z akcentami rozłożonymi równo dla wszystkich ugrupowań.
Zasadnicze różnice są w idach, poglądach, sposobie organizacji i liderach, nie w dobrej woli. Wiem, wiem, królowa Bona umarła, ale takie dogłębne zrozumienie tych oczywistości spowoduje, że częściej (w tym niekończącym się cyklu) będzie można rządzić. Bo opozycja totalna jest w odmętach szaleństwa znanego prawicy z ostatnich 20 lat, ale nie lewica. Przypominam moje zdziwienie nad świetnym artykułem z Krytyki Politycznej odnośnie badań socjologicznych, które ich środowisko poczyniło w celu zrozumienia fenomenu dobrych wyników PiS w małych miastach. Oni o polityce zaczęli myśleć poważnie, nie ma przypadków.
los napisal(a): Nie. Normalnym postępowaniem jest badanie, czy posiadane środki są wystarczające do realizacji celów czy nie. My potrzebujemy bardzo dużo zasobów.
Ale nie tylko nam są potrzebne zasoby. Dlaczego Europa zgadza się wpompować pieniądze, pomimo ewidentnej nierówności w korzyściach (ci tzw. skąpcy naprawdę korzystają mniej niż reszta) ? Bo Europa w geopolitycznej rozgrywce się marginalizuje. Chiny wywróciły stolik i w tym miszmaszu państwa i prywatnego interesu pakują gigantyczne publiczne środki w rozwój gospodarki. Stany robią to samo, ilość kasy którą Biden wsypie w rynek jest nieporównywalna w stosunku do tego co Europa robi. Ale jednak robi, jest jakaś inicjatywa, próba podjęcia rękawicy.
I na tym się nie skończy. Pasjonujące czasy przed nami, pewnie nam się nie uda, ale pamiętajmy, że Zachód to my.
To może Remigiusz Okraska, pan mąż? Hmm, pan mąż w lutym 2021 zapowiedział - swoim bełkotliwym stylem lewicowego grafomana - to, co się właśnie teraz odpierdala: "Potrzebujemy odnowienia myślenia wspólnotowego, a wiele wskazuje na to, że batalie ideowopolityczne przyszłości nie będą już starciem nominalnej lewicy z prawicą, lecz komunitariańskich odłamów obu tych obozów z ich liberalno-indywidualistycznymi odłamami"
los napisal(a): Ale Stany Zjednoczone Europy mogłyby nie spełniać niewysilonych warunków św. Augustyna. I co wtedy?
Co ma Psor na myśli?
Brak obowiązku grzechu. Tego (i tylko tego) wymagał św. Augustyn od świeckiego państwa, które pieszczotliwie nazywał Babilonem.
Rzeczpospolita też tego nie gwarantuje. Zresztą, ja nie twierdzę, że w Państwie Europejskim będzie mi się żyło lepiej. Kocham Polskę i dobrze mi w Polsce. Natomiast jakoś nie potrafię się przejąć tym, że nagle UE zwiększy zakres swojej władzy. Może to różnica pokoleniowa? Nie wiem.
Wiem natomiast, że do dzisiaj dźwięczy mi w głowie dawna Psora sentencja - „Polska jest tam gdzie są Polacy”.
Pantarej pantarejem, liczy się jednak to co teraz jest, a nie to, co być może ewentualnie może się zdarzyc i to raczej przy wyraźnej interwencji Niebios (np. rychłe nawrócenie Brukseli na katolicyzm).
Nasz Dziennik na pierwszej stronie w podtytule, czw. 6. maja 2021
... to ograniczenie polskiej suwerenności.
które to zdanie jest cytatą wiceministra sprawiedliwości, członka partii Ziobry i członka Opus Dei (nie wiem, czy to ważne w kontekście głosowania przeciw)
los napisal(a): Ale Stany Zjednoczone Europy mogłyby nie spełniać niewysilonych warunków św. Augustyna. I co wtedy?
Co ma Psor na myśli?
Brak obowiązku grzechu. Tego (i tylko tego) wymagał św. Augustyn od świeckiego państwa, które pieszczotliwie nazywał Babilonem.
Rzeczpospolita też tego nie gwarantuje. Gwarantuje. Np. klauzula sumienia lekarzy.
Rozciągnięta też na farmaceutów i oczywiście sprawa drukarza z Łodzi. Myślę, że Francja po powrocie Ludwika XX na tron nie stałaby się państwem tak katolickim, jak Polska za PiSu. Ale oczywiście dla szurów to Morawiecki prześladuje Kościół, bo każe nosić maseczkę w kościele.
los napisal(a): Nie. Normalnym postępowaniem jest badanie, czy posiadane środki są wystarczające do realizacji celów czy nie. My potrzebujemy bardzo dużo zasobów.
...trafna uwaga - powstaje pytanie, jaki mi zaposiadywujemy cel aktualnie? Ten, do którego potrzebujemy bardzo dużo zasobów, przy okazji pytanie kolejne - jakich?
MarianoX napisal(a): Pantarej pantarejem, liczy się jednak to co teraz jest, a nie to, co być może ewentualnie może się zdarzyc i to raczej przy wyraźnej interwencji Niebios (np. rychłe nawrócenie Brukseli na katolicyzm).
Tu i teraz jest takie, że podmiotowość Polski się w tym momencie jakoś znacząco nie zmienia.
"Tym razem w grze w cykora, wygrał ten, kto pierwszy stchórzył. Albo inaczej: nie tyle stchórzył, co zmienił reguły gry.
W jednym samochodzie byli liderzy Lewicy, ale przyjmijmy, że Włodzimierz Czarzasty. W drugim – Borys Budka, a w trzecim – Władysław Kosiniak-Kamysz. Szymon Hołownia nie miał odpowiedniego auta, więc nie startował, choć chciałby. Konfederacja usiadła na widowni i czekała. A naprzeciwko zmotoryzowanej trójki miał jechać Jarosław Kaczyński. Skończyło się tak, że Borys Budka spadł z urwiska. Ale po kolei.
Borys Budka, podpuszczany przez Tomasza Grodzkiego, Sławomira Nitrasa czy Cezarego Tomczyka, napalił się niczym szczerbaty na suchary. Cała opozycja miała być przeciw ratyfikacji ustawy o zasobach własnych UE. Przy głosowaniu na „nie” Solidarnej Polski, ustawa przepadłaby w Sejmie. I zacząłby się kryzys wewnątrz Zjednoczonej Prawicy. Wtedy rozpocząłby się Blitzkrieg trzech klubów i dwóch kół osi, czyli Koalicji Obywatelskiej, Lewicy, Koalicji Polskiej (to byłby taki odpowiednik III Rzeszy, Japonii i Włoch) oraz Konfederacji i Polski 2050 (odpowiednik powiedzmy Rumunii i Węgier).
Pierwsze uderzenie poszłoby na marszałek Sejmu Elżbietę Witek z PiS (powiedzmy, że to Polska 1 września 1939 r.). Żeby to uderzenie się powiodło, potrzebny był sojusznik, czyli Porozumienie Jarosława Gowina (powiedzmy, że to odpowiednik ZSRS 17 września 1939 r.). Sam Gowin zostałby w tym planie nowym marszałkiem Sejmu. Kombinowano, że tym razem koalicja osi prawie od razu rozpocznie atak totalny, na wielu frontach (czyli inaczej niż III Rzesza z przystawkami). Skoro byłaby już większość z nowym marszałkiem, można by powołać rząd techniczny.
Na czele rządu technicznego obsadził się Władysław Kosiniak-Kamysz, choć chyba za szybko. Borys Budka rozmawiał w sprawie rządu technicznego z Konfederacją, proponując jej ponoć stanowisko wicepremiera. Wtedy on byłby tym technicznym premierem. Stanowiska wicepremierów miały też dostać Lewica oraz PSL. Pewnie byłyby kłopoty, skoro Kosiniak-Kamysz już się przywiązał (prawie dosłownie) do fotela premiera. Tak czy owak rząd techniczny miał przerobić Krajowy Plan Odbudowy, a potem przegłosować ustawę o zasobach własnych (w Senacie nie byłoby kłopotów z jej przepchnięciem). I miał, razem z nową sejmową większością, przygotowywać wcześniejsze wybory.
Budka z Kosiniakiem-Kamyszem byli na władzę napaleni na maksa, Konfederacja obsadziła się w roli sępa, zaś liderzy Lewicy, przede wszystkim Włodzimierz Czarzasty, uznali że to głupota i takiego planu nie da się przeprowadzić. Przekonywali Borysa Budkę, że jak taki chojrak, to niech przeprowadzi w Sejmie konstruktywne wotum nieufności. Podobnego zdania był Szymon Hołownia, który miał za mało armat, żeby się napalać na władzę. Budka i Kosiniak-Kamysz byli jednak przekonani, że Czarzasty i Kosiniak-Kamysz przyłączą się do zwycięzców, gdyby Blitzkrieg się udał. Konfederacja przyfrunęłaby nawet przed nimi ze swojego stanowiska obserwacyjnego dla sępów.
Budka z Kosiniakiem-Kamyszem zakładali, że Jarosław Kaczyński zdecyduje się na głosowanie ustawy o zasobach własnych nie mając pewnej większości, a tylko licząc na spontanicznie większościową, przypadkową zbieraninę. Czyli liderzy PO i PSL posłużyli się skrajnie dziecinnym wyobrażeniem prezesa PiS, czym udowodnili własny infantylizm. Jarosław Kaczyński na żadne niepewne głosowanie nie zamierzał bowiem iść. Wiedział o tym Włodzimierz Czarzasty, dlatego postanowił opuścić przedszkole szefów PO i PSL i przenieść się do podstawówki, a może nawet od razu do liceum, z maturą włącznie.
Czarzasty myślał racjonalnie. Nic mu nie dawał udział w planach Blitzkriegu, bo one były niewykonalne. Mógłby wprawdzie razem z przedszkolakami naciskać na rząd w sprawie kształtu Krajowego Planu Odbudowy, ale wszelkie osiągnięcia w tej mierze trzeba byłoby dzielić między wszystkich przedszkolaków i ich kolegów. Zysk polityczny żaden. Postanowił więc Czarzasty (bardzo wspierany przez Adriana Zandberga) zgarnąć całą premię. Porozumiał się z rządem, rząd przyjął jego warunki i w ten sposób stał się jedynym dobrym po stronie opozycji, dzięki któremu Polska będzie miała ogromne środki na rozwój, a obywatele, przede wszystkim w samorządach, poczucie, że tylko Lewica traktuje ich poważnie i o nich dba. To kapitał nie do przecenienia w kontekście walki z PO (KO) o lewicowy elektorat oraz w kontekście przyszłych wyborów.
Szymon Hołownia ze swoim kółkiem nie mógł nic ugrać, choć musiał głosować za ratyfikacją, bo dla partii rozpoczynającej przygodę w poważnej polityce głosowanie na „nie” byłoby samobójstwem. Władysław Kosiniak-Kamysz wciąż liczył na to premierostwo techniczne, więc trwał na przedszkolnym leżaku. A konfederaci czekali na konsumpcję, bo jakieś truchło powinno być niezależnie od wyniku bitwy. A Borys Budka wpadł w taki stan napalenia, że przestał zauważać otaczającą rzeczywistość, aż było za późno, czyli aż Lewica ogłosiła, że poprze ustawę. Wyzywanie od zdrajców i inne pogróżki nic już nie mogły zmienić. Borys Budka trzymał swoją rączkę głęboko zanurzoną w nocniku i mógł tylko robić coraz głupsze miny. To nie było nawet wystrychnięcie na dudka, to było kompletne zrobienie w palanta.
Wróćmy teraz do naszej gry w cykora. Czarzasty wyskoczył na wczesnym etapie wyścigu i wcale nie został tchórzem, tylko bohaterem. Kosiniak-Kamysz wyskoczył przed samym urwiskiem i okazał się tchórzem, czyli głosując „za” właściwie nic nie zyskał. Borys Budka poleciał z urwiska na łeb, na szyję, a jeszcze wylała się na niego zawartość nocnika. No i okazało się, że trzej jeźdźcy apokalipsy zmierzali do krawędzi urwiska nie mając naprzeciwko auta z Jarosławem Kaczyńskim. To znaczy Czarzasty wiedział, że tego auta nie ma, ale za wcześnie się z tym nie ujawniał. W końcu to przyjemność widzieć, jak koledzy i rywale zarazem robią z siebie idiotów.
Borys Budka wygrzebał się z rozbitego auta mocno połamany i potłuczony i zaczął nową grę w Senacie, ale tam wszyscy już mają znaczone karty. To znaczy mówią jedno, a zrobić mogą cokolwiek. Poza Tomaszem Grodzkim i senatorami KO, którzy nie bardzo mają wyjście. Ale to, że chcą króciutką ustawę, zawierającą dwa artykuły o ściśle formalnej treści, przerabiać na jakąś powieść (od razu można dołożyć „Kubusia Puchatka”, instrukcję obsługi wiertarki czy przepis na ciasto drożdżowe) jest czystą groteską. Ma ona przykryć niebywałe wyrolowanie partii najmądrzejszych w całej wsi oraz zasłużoną nagrodę Darwina dla Borysa Budki"
Komentarz
- co czyni kraj europejski zamożnym? czego nam, Polsce, brakuje?
Zasadniczo katolik, tak jak ma raczej unikać wiązania się małżeńsko z osobą o poglądach antychrześcijańskich, nie powinien mając na uwadze zbawienie swoje oraz swoich dzieci dobrowolnie zamieszkiwać w Państwie programowo nie tylko walczącym z chrześcijaństwem, ale nawet wymuszającym na obywatelach poważne łamanie przykazań. Istnieje poważne ryzyko, że owe Stany Zjednoczone Europy mogłyby być takim właśnie tworem.
Każda władza będzie rządziła pieniędzmi, co z punktu widzenia opozycji może się wydawać, że celem partii rządzącej jest wyłącznie skok na kasę. Każda opozycja uważa się za ideową i to też w dużej mierze prawda. Przecież ten tekst, gdyby pozamieniać nazwiska, by był aktualny dla roku 2014, tyle że dla autorów prawicowych.
Dużo jest innych podobieństw do nas - krytyka braku skuteczności i bezkompromisowego dojeżdżania, pretensji do własnych mediów za popełnianie dramatycznych błędów, generalnie przekonanie, że w imię obrony Polski warto wobec władzy zastosować wszystkie środki, które doprowadzą do jej usunięcia, ku chwale ojczyzny.
Podobnie też nie ma w tym rozsądku, kalkulacji politycznej, założenia istnienia dobrej woli w szeregach drugiej strony. Złodzieje vs my, dobrzy, którzy chcą dobra kraju.
Jaki z tego wniosek (ale i z innych obserwacji) ? Chyba trzeba założyć, że we wszystkich ugrupowaniach w Polsce poziom mentalny, moralny i intelektualny jest podobny. Podobne jest też podejście do polityki, motywacji uczestniczenia w niej, wszędzie jest podobna ilość osób, które są w niej dla idei i takich, którzy chcą się ustawić. Możemy przyjąć, że partie są odbiciem społeczeństwa, z akcentami rozłożonymi równo dla wszystkich ugrupowań.
Zasadnicze różnice są w idach, poglądach, sposobie organizacji i liderach, nie w dobrej woli. Wiem, wiem, królowa Bona umarła, ale takie dogłębne zrozumienie tych oczywistości spowoduje, że częściej (w tym niekończącym się cyklu) będzie można rządzić. Bo opozycja totalna jest w odmętach szaleństwa znanego prawicy z ostatnich 20 lat, ale nie lewica. Przypominam moje zdziwienie nad świetnym artykułem z Krytyki Politycznej odnośnie badań socjologicznych, które ich środowisko poczyniło w celu zrozumienia fenomenu dobrych wyników PiS w małych miastach. Oni o polityce zaczęli myśleć poważnie, nie ma przypadków.
Świat bywa inny niż nam się wydaje.
I na tym się nie skończy. Pasjonujące czasy przed nami, pewnie nam się nie uda, ale pamiętajmy, że Zachód to my.
Rzeczpospolita też tego nie gwarantuje. Zresztą, ja nie twierdzę, że w Państwie Europejskim będzie mi się żyło lepiej. Kocham Polskę i dobrze mi w Polsce. Natomiast jakoś nie potrafię się przejąć tym, że nagle UE zwiększy zakres swojej władzy. Może to różnica pokoleniowa? Nie wiem.
Wiem natomiast, że do dzisiaj dźwięczy mi w głowie dawna Psora sentencja - „Polska jest tam gdzie są Polacy”.
Gwarantuje. Np. klauzula sumienia lekarzy.
Gwarantuje. Np. klauzula sumienia lekarzy.
Panta rhei
Gwarantuje. Np. klauzula sumienia lekarzy.
Rozciągnięta też na farmaceutów i oczywiście sprawa drukarza z Łodzi. Myślę, że Francja po powrocie Ludwika XX na tron nie stałaby się państwem tak katolickim, jak Polska za PiSu. Ale oczywiście dla szurów to Morawiecki prześladuje Kościół, bo każe nosić maseczkę w kościele.
https://www.bbc.com/news/uk-scotland-scotland-politics-56364821
Ale zacząłem szperać po internetach i znalazłem to: → o inżynierach dusz Stalina (nowy post w wątku obok)
(wyjaśnienie dla forumkowej młodzieży) Kanał Wołga-Don kopali anekdotcziki.
"Tym razem w grze w cykora, wygrał ten, kto pierwszy stchórzył. Albo inaczej: nie tyle stchórzył, co zmienił reguły gry.
W jednym samochodzie byli liderzy Lewicy, ale przyjmijmy, że Włodzimierz Czarzasty. W drugim – Borys Budka, a w trzecim – Władysław Kosiniak-Kamysz. Szymon Hołownia nie miał odpowiedniego auta, więc nie startował, choć chciałby. Konfederacja usiadła na widowni i czekała. A naprzeciwko zmotoryzowanej trójki miał jechać Jarosław Kaczyński. Skończyło się tak, że Borys Budka spadł z urwiska. Ale po kolei.
Borys Budka, podpuszczany przez Tomasza Grodzkiego, Sławomira Nitrasa czy Cezarego Tomczyka, napalił się niczym szczerbaty na suchary. Cała opozycja miała być przeciw ratyfikacji ustawy o zasobach własnych UE. Przy głosowaniu na „nie” Solidarnej Polski, ustawa przepadłaby w Sejmie. I zacząłby się kryzys wewnątrz Zjednoczonej Prawicy. Wtedy rozpocząłby się Blitzkrieg trzech klubów i dwóch kół osi, czyli Koalicji Obywatelskiej, Lewicy, Koalicji Polskiej (to byłby taki odpowiednik III Rzeszy, Japonii i Włoch) oraz Konfederacji i Polski 2050 (odpowiednik powiedzmy Rumunii i Węgier).
Pierwsze uderzenie poszłoby na marszałek Sejmu Elżbietę Witek z PiS (powiedzmy, że to Polska 1 września 1939 r.). Żeby to uderzenie się powiodło, potrzebny był sojusznik, czyli Porozumienie Jarosława Gowina (powiedzmy, że to odpowiednik ZSRS 17 września 1939 r.). Sam Gowin zostałby w tym planie nowym marszałkiem Sejmu. Kombinowano, że tym razem koalicja osi prawie od razu rozpocznie atak totalny, na wielu frontach (czyli inaczej niż III Rzesza z przystawkami). Skoro byłaby już większość z nowym marszałkiem, można by powołać rząd techniczny.
Na czele rządu technicznego obsadził się Władysław Kosiniak-Kamysz, choć chyba za szybko. Borys Budka rozmawiał w sprawie rządu technicznego z Konfederacją, proponując jej ponoć stanowisko wicepremiera. Wtedy on byłby tym technicznym premierem. Stanowiska wicepremierów miały też dostać Lewica oraz PSL. Pewnie byłyby kłopoty, skoro Kosiniak-Kamysz już się przywiązał (prawie dosłownie) do fotela premiera. Tak czy owak rząd techniczny miał przerobić Krajowy Plan Odbudowy, a potem przegłosować ustawę o zasobach własnych (w Senacie nie byłoby kłopotów z jej przepchnięciem). I miał, razem z nową sejmową większością, przygotowywać wcześniejsze wybory.
Budka z Kosiniakiem-Kamyszem byli na władzę napaleni na maksa, Konfederacja obsadziła się w roli sępa, zaś liderzy Lewicy, przede wszystkim Włodzimierz Czarzasty, uznali że to głupota i takiego planu nie da się przeprowadzić. Przekonywali Borysa Budkę, że jak taki chojrak, to niech przeprowadzi w Sejmie konstruktywne wotum nieufności. Podobnego zdania był Szymon Hołownia, który miał za mało armat, żeby się napalać na władzę. Budka i Kosiniak-Kamysz byli jednak przekonani, że Czarzasty i Kosiniak-Kamysz przyłączą się do zwycięzców, gdyby Blitzkrieg się udał. Konfederacja przyfrunęłaby nawet przed nimi ze swojego stanowiska obserwacyjnego dla sępów.
Budka z Kosiniakiem-Kamyszem zakładali, że Jarosław Kaczyński zdecyduje się na głosowanie ustawy o zasobach własnych nie mając pewnej większości, a tylko licząc na spontanicznie większościową, przypadkową zbieraninę. Czyli liderzy PO i PSL posłużyli się skrajnie dziecinnym wyobrażeniem prezesa PiS, czym udowodnili własny infantylizm. Jarosław Kaczyński na żadne niepewne głosowanie nie zamierzał bowiem iść. Wiedział o tym Włodzimierz Czarzasty, dlatego postanowił opuścić przedszkole szefów PO i PSL i przenieść się do podstawówki, a może nawet od razu do liceum, z maturą włącznie.
Czarzasty myślał racjonalnie. Nic mu nie dawał udział w planach Blitzkriegu, bo one były niewykonalne. Mógłby wprawdzie razem z przedszkolakami naciskać na rząd w sprawie kształtu Krajowego Planu Odbudowy, ale wszelkie osiągnięcia w tej mierze trzeba byłoby dzielić między wszystkich przedszkolaków i ich kolegów. Zysk polityczny żaden. Postanowił więc Czarzasty (bardzo wspierany przez Adriana Zandberga) zgarnąć całą premię. Porozumiał się z rządem, rząd przyjął jego warunki i w ten sposób stał się jedynym dobrym po stronie opozycji, dzięki któremu Polska będzie miała ogromne środki na rozwój, a obywatele, przede wszystkim w samorządach, poczucie, że tylko Lewica traktuje ich poważnie i o nich dba. To kapitał nie do przecenienia w kontekście walki z PO (KO) o lewicowy elektorat oraz w kontekście przyszłych wyborów.
Szymon Hołownia ze swoim kółkiem nie mógł nic ugrać, choć musiał głosować za ratyfikacją, bo dla partii rozpoczynającej przygodę w poważnej polityce głosowanie na „nie” byłoby samobójstwem. Władysław Kosiniak-Kamysz wciąż liczył na to premierostwo techniczne, więc trwał na przedszkolnym leżaku. A konfederaci czekali na konsumpcję, bo jakieś truchło powinno być niezależnie od wyniku bitwy. A Borys Budka wpadł w taki stan napalenia, że przestał zauważać otaczającą rzeczywistość, aż było za późno, czyli aż Lewica ogłosiła, że poprze ustawę. Wyzywanie od zdrajców i inne pogróżki nic już nie mogły zmienić. Borys Budka trzymał swoją rączkę głęboko zanurzoną w nocniku i mógł tylko robić coraz głupsze miny. To nie było nawet wystrychnięcie na dudka, to było kompletne zrobienie w palanta.
Wróćmy teraz do naszej gry w cykora. Czarzasty wyskoczył na wczesnym etapie wyścigu i wcale nie został tchórzem, tylko bohaterem. Kosiniak-Kamysz wyskoczył przed samym urwiskiem i okazał się tchórzem, czyli głosując „za” właściwie nic nie zyskał. Borys Budka poleciał z urwiska na łeb, na szyję, a jeszcze wylała się na niego zawartość nocnika. No i okazało się, że trzej jeźdźcy apokalipsy zmierzali do krawędzi urwiska nie mając naprzeciwko auta z Jarosławem Kaczyńskim. To znaczy Czarzasty wiedział, że tego auta nie ma, ale za wcześnie się z tym nie ujawniał. W końcu to przyjemność widzieć, jak koledzy i rywale zarazem robią z siebie idiotów.
Borys Budka wygrzebał się z rozbitego auta mocno połamany i potłuczony i zaczął nową grę w Senacie, ale tam wszyscy już mają znaczone karty. To znaczy mówią jedno, a zrobić mogą cokolwiek. Poza Tomaszem Grodzkim i senatorami KO, którzy nie bardzo mają wyjście. Ale to, że chcą króciutką ustawę, zawierającą dwa artykuły o ściśle formalnej treści, przerabiać na jakąś powieść (od razu można dołożyć „Kubusia Puchatka”, instrukcję obsługi wiertarki czy przepis na ciasto drożdżowe) jest czystą groteską. Ma ona przykryć niebywałe wyrolowanie partii najmądrzejszych w całej wsi oraz zasłużoną nagrodę Darwina dla Borysa Budki"
Tak było !