Nikt się za ucznia nie nauczy!
Za ucznia nie nauczy się nauczyciel. To jest podstawa, elementarz, bez zaakceptowania tej oczywistej prawdy – wszystko inne to lipa. Zniekształcenie tej prawdy – jest źródłem największych patologii edukacyjnych. Przede wszystkim prowadzi do przesunięcia punktu ciężkości z oceny pracy ucznia na ocenę pracy nauczyciela.
Korepetycje – czyli święty Graal edukacji
Ta tęsknota za tym, aby nauczyciele wlewali bez wysiłku mądrość wprost do mózgów – stała się podstawą poszukiwania edukacyjnego świętego Graala, czyli wiary w cudowną moc korepetycji. Ale korepetycje mają taką samą moc jak szkoła – jeżeli uczeń będzie zmotywowany, aby się uczyć – to korepetycje mają moc, a jeżeli nie – to nie. Przed maturą korepetycje mają moc.
Nauczyciel jest dobry – jeżeli uczeń się uczy.
Dobrym nauczycielem nie jest więc ten, który jest najmądrzejszy na świecie i najlepiej uczy, choćby nawet najlepiej uczył, ale ten, który potrafi najskuteczniej skłonić uczniów do nauki. A to nie jest łatwe. Nie można więc oczekiwać, że nauczyciele będą lubiani.
Są ciekawsze rzeczy na świecie niż uczenie się
Normalny młody człowiek ma naprawdę ważniejsze sprawy na głowie niż uczenie się. Nie zdają sobie z tego sprawy wyłącznie ci, którzy nigdy nie byli młodzi. Dlatego skłonienie uczniów do nauki jest zawsze formą przemocy psychicznej.
Niesympatyczny obowiązek egzekwowania uczenia się
Ten obowiązek przekazali szkole rodzice, również dlatego, że w tym zakresie wykazywali mniejszą wydolność wychowawczą. W zamian rodzice zawsze stawali po stronie szkoły w sytuacjach konfliktowych. Odwoływanie się do autorytetu rodziców było jedną z form przymusu stosowanego przez szkołę wobec uczniów. Gdyż przymus w szkole od dawna miał wymiar wyłącznie symboliczny i opierał się na swoistej umowie między rodzicami, nauczycielami i uczniami.
Stres wynikający z umowy i oparty na zaufaniu do szkoły
Podstawową metodą przymusu wobec uczniów był stres szkolny. Co tam ja, ale moje koleżanki, one to dopiero potrafiły wytworzyć stres szkolny. Taka na przykład metr pięćdziesiąt w kapeluszu i 45 kg żywej wagi po obiedzie – zrobiła kiedyś taką awanturę klasie, że 30 chłopa - każdy po 195 cm. wzrostu i 100 kg. wagi – zbladło, drżało i skuliło się w przyciasnych ławkach z przerażenia. „Pani profesorko, się pani nie denerwuje, daliśmy plamę, ale proszę nie mówić rodzicom”.
To nie była rzeczywistość. Ci uczniowie mogli wstać i wyjść. Ten stres szkolny był wynikiem umowy między uczniami, nauczycielami i rodzicami. Jej podstawą było zaufanie do nauczycieli i przekonanie o wartości wykształcenia. Możemy powiedzieć, że był to pruski model edukacji.
Oczywiście zdarzały się patologie po obu stronach. Byli nauczyciele, którzy nadużywali swojej władzy i uczniowie, którzy chorobliwie się bali szkoły. Ale patologie nie opisują rzeczywistości. Ja na przykład chorobliwie boję się latać samolotem.
Ta szkolna umowa – została zerwana.
Jeżeli ktoś, spoza oświaty, nie potrafi zrozumieć, co się teraz dzieje w szkole, gdyż powinno być coraz lepiej, a jest coraz gorzej – to wyjaśniam: umowa społeczna pomiędzy uczniami, nauczycielami i rodzicami, na której opierała się tradycyjna szkoła, została zerwana!
To przeminęło z wiatrem wraz z utratą wiary w wartość wykształcenia oraz zaufaniem do nauczycieli. Rodzice nie wspierają już teraz szkoły, ale bronią swoich dzieci przed szkołą. W sytuacji konfliktowej stają zawsze przeciwko szkole po stronie urzędów i mediów. Być może resztki dawnego modelu pokutują jeszcze w nielicznych szkołach z górnej półki, ale w całości umowa, na której opierała się edukacja, została zerwana.
Permanentna reforma zniszczyła zaufanie
Od 1989 roku polska szkoła jest nieustannie reformowana. Żadna reforma edukacji w Polsce nigdy nie przyniosła żadnych korzyści szkołom, dlatego odwrócono sposób myślenia i za sukces reformy edukacji uznaje się samo jej wdrożenie. Działanie utożsamiono z efektami. Nie jest więc ważne, czy likwidacja gimnazjów przyniosła korzyść oświacie – ale ważne jest, że udało się je zlikwidować.
Każdy kolejny rząd natychmiast podejmuje działania na polu edukacji. Celem działań jest działanie. Uzasadnieniem potrzeby działań jest wyliczanie wad systemu edukacji. Niemal pomija się przy tym zalety planowanych zmian. Logika jest taka, że będzie lepiej, gdyż nie będzie już źle. Ale lepiej nie będzie, gdyż za chwile przyjdzie nowa władza, która ogłosi, że jest wszystko źle. I tak w nieskończoność.
Co kilka lat edukacja poddawana jest więc totalnej krytyce. Taka jest logika naszej schizo-demokracji pozbawionej kręgosłupa w postaci świadomości wspólnego dobra. Krytykę uprawia się na oczach uczniów i ich rodziców. I właściwie nie ma dla nich ratunku, gdyż oni już przecież są w tych niby złych szkołach. Permanentna reforma edukacji zniszczyła więc zaufanie do szkoły i doprowadziła do zerwania umowy społecznej, na której opierała się edukacja.
W nowej szkole ocenia się nauczycieli
W ten sposób w dobrej wierze, a może z głupoty lub po złości, wpajana jest ludziom podejrzliwość wobec oświaty. To nie jest trudne, gdyż społeczna rola szkół nie jest miła. I dlatego edukacja oparta na zaufaniu szybko padła, a rodzice mają poczucie, że dla dobra swoich dzieci muszą kontrolować nauczycieli. Kontrolować i oceniać. Oceniać i karać.
Sytuacja się więc odwróciła - w szkole oceniani są teraz nauczyciele. Uczniowie siedzą na lekcjach jak jakieś zombie bez lęku i bez zainteresowania. Mają otwarte podręczniki, ale się nie uczą – oni sprawdzają, gdzie nauczyciel się pomylił. Niczym nadzór pedagogiczny czujnie obserwują nauczycieli. Rodzice przynoszą kserokopie prac klasowych z zaznaczonymi na czerwono błędami nauczycieli. I domagają się kary. Nie wystarczy im wystawienie nauczycielowi jedynki. Domagają się wyrzucenia go z pracy – oczywiście dla dobra dzieci.
Zdziecinnienie edukacji
Nauczyciele zaczynają się dostosowywać i zabiegają o popularność wśród młodzieży. Zresztą do szkół trafiło już nowe pokolenie nauczycieli. Oni jako uczniowie kontrolowali, oceniali i karali swoich nauczycieli. Dla nich ta sytuacja jest więc oczywista. Starzy wymierają lub muszą się dostosować. Nie ma już mowy o zmuszaniu do nauki – gdyż taka przemoc psychiczna jest teraz niedopuszczalna. Nauczyciel musi być teraz fajny. Dlatego robi show i zabawę. Przejmuje uczniowski sposób myślenia. Daje do zrozumienia, że on także nie lubił się uczyć i chodził na wagary. Szuka nowych sposobów komunikacji. Rozmawia z uczniami przez Messengera, a trudne problemy tłumaczy za pomocą memów. Przybija piątkę, nosi tęczowy szalik, chodzi na manify, żartuje z religii, słucha psychodelicznej muzyki i robi sobie tatuaże. To jest fajny nauczyciel.
Problem zaczyna się oczywiście przed maturą. Uczniowie szukają wtedy świętego Graala i wchłaniają w zastraszającym tempie olbrzymie ilości wiedzy podczas korepetycji. A przy tym zioną nienawiścią do szkoły, że im życie zmarnowała. Ale fajni nauczyciele się tłumaczą, że to nie jest ich wina – ale jest to wina matury, która nie jest fajna.
Nieuleczalna infantylizacja edukacji
Bez wiary w wartość wykształcenia oraz zaufania do nauczycieli edukacja w tradycyjnym znaczeniu umiera. Szkoła zmieniła się w pole walki między uczniami, rodzicami i nauczycielami. Oceny przestały być narzędziem do motywowania uczniów – stały się orężem nauczycieli w walce o przeżycie. Atrofia edukacji przejawia się zdziecinnieniem. Postępuje to stopniowo jak jakiś paraliż. Dawno temu zaczęło się od nauczania początkowego, a teraz dotarło do liceów. Następne będzie kształcenie akademickie. Pewne symptomy wskazują na to, że to już się zaczęło. I tego nie można zatrzymać."
Powtórki i praca własna są kluczowe w procesie uczenia się, czytanie do rozwoju mózgu, bez tego będziemy się nadawać do zbierania szparagów co najwyżej.
@Przemko powiedział(a):
Powtórki i praca własna są kluczowe w procesie uczenia się, czytanie do rozwoju mózgu, bez tego będziemy się nadawać do zbierania szparagów co najwyżej.
Oczywiście, ale kluczem jest to, że zmienił się paradygmat, czyli rodzice z pozycji wsparcia dla nauczyciela stali się jego recenzentami. Leniwymi, niekompetentnymi i roszczeniowymi, z mocnym przeświadczeniem, że szkoła ma potwierdzić wyjątkowość ich potomstwa.
Przypomnę dla części, że szkoła działa w paradygmacie zastępowania chwilowej przyjemności trudem i znojem aby zwiększyć szansę na wyższą premię w przyszłości. Świat został wysadzony w powietrze.
Usiłuję sięgnąć pamięcią w ciemne odmęty zamierzchłej przeszłości, kiedy to musiałam odbywać obowiązek nauki szkolnej (jako beznadziejnie grzeczne dziecko, zawsze z czerwonym paskiem i takietam).
Na palcach jednej ręki mogę policzyć - przez podstawówkę do końca liceum - nauczycieli którzy nie byliby beznadziejnie głupimi, porąbanymi, nie nadającymi się do tej roboty ludźmi. Część z nich, i owszem, usiłowała mnie wychowywać; na szczęście, jako że ten czerwony pasek i tam dalej to nie poświęcali mi zbyt dużo uwagi. Szczerze współczułam moim niegrzecznym kolegom na których co i raz spoczywało oko Saurona.
Moi biedni starzy usiłowali jakoś lawirować, ale widzieli że ja widzę, a ja widziałam że oni widzą (choć dyplomatycznie usiłują mi o tym nie wspominać).
A były to czasy niewinności w których gdy jeden mój bardzo uzdolniony plastycznie kumpel narysował (udatnie nader) gołą babę, to wyglądało że go wsadzą do więźnia na lat dwadzieścia pięć, albo do wariatkowa, afera była na cała dzielnię.
Czyli dokładnie w kierunku, którego oczekiwała większość homeschoolersów. Że w szkole jest za dużo, za szybko, za ostro, za duży rygor, a dzieci mają swoje tempo.
Pewien ksiądz uczący w szkole katolickiej powiedział, że długotrwały homeschooling może powodować, szczególnie wśród chłopców, problemy z późniejszym "przebiciem się" w grupie rówieśniczej.
Czyli dokładnie w kierunku, którego oczekiwała większość homeschoolersów. Że w szkole jest za dużo, za szybko, za ostro, za duży rygor, a dzieci mają swoje tempo.
No ale jak wszyscy będą się homeschoolingować to zniknie element wyjątkowości!
@MarianoX powiedział(a):
Pewien ksiądz uczący w szkole katolickiej powiedział, że długotrwały homeschooling może powodować, szczególnie wśród chłopców, problemy z późniejszym "przebiciem się" w grupie rówieśniczej.
Z wieloma chłopakami z homeschooling miał ów xiądz do czynienia? Tak w realu, a nie tylko jak sobie mały Jojne wyobraża wojnę?
@los powiedział(a):
Ale ci którzy o nim gadają już nie.
No właśnie, jak widzę w internecie najwięcej komentarzy pod takimi informacjami zamieszczają bezdzietni fani nauczania domowego oraz mamusie jedynaków, które w źle pojętej miłości zmarnują życie każdemu dziecku.
@los powiedział(a):
Ale ci którzy o nim gadają już nie.
No właśnie, jak widzę w internecie najwięcej komentarzy pod takimi informacjami zamieszczają bezdzietni fani nauczania domowego oraz mamusie jedynaków, które w źle pojętej miłości zmarnują życie każdemu dziecku.
Serio ma Kolega takie statystyki?
Zaczynam podejrzewać Kolegę że to Kolega jest tym gościem z kotem na kolanach który siedzi pośrodku Internetu i dzierży wszystkie sznurki.
Albo...
Jeśli tak jest, to od razu deklaruję że nigdy nie zdarzyło mi się knuć przeciwko organizacji Widmo, podziwiam organizację Widmo a ten Bond to zły człowiek jest!
"Jak wiemy są szkoły i szkoły. W krajach Europy Zachodniej średni poziom wiedzy uczniów nie zachwyca - w Polsce jest z tym znacznie lepiej (vide badania PISA)
Tylko nikt nie mówi, że tam istnieją też szkoły kształcące elity. Trudno się do nich dostać: bywa że rodzice zmieniają adres, bo preferowane są dzieci mieszkające w danej dzielnicy. Często też wpisują dziecko w kolejkę 5 lat wcześniej.
Czy to oznacza wyścig szczurów? Niekoniecznie. Większość młodych ludzi uczących się w paryskim liceum Stanislas uwielbia swoją szkołę. A jest to najlepsze liceum we Francji.
Dzisiejsze (31 01 2024) Le Figaro przytacza listę lektur zalecanych dla szesnastolatków (III klasa - przedmaturalna)
Nie są to pozycje obowiązkowe, lecz zalecane, czyli quasi obowiązkowe. Jeśli się nie pomyliłam wychodzi 75 tytułów, i nie są to teksty kilkustronicowe.
Tytułów nie tłumaczę, bo łatwo się domyślić
XVI wiek
MOLIERE, Le Misanthrope, Le Tartuffe, Dom Juan, L'École des femmes
RACINE, Andromaque, Bérénice, Britannicus, Phèdre
LA FAYETTE (de), La Princesse de Clèves
FONTAINE (de la), Fables
LA BRUYERE (de), Les Caractères
XVIII wiek
BEAUMARCHAIS, Le Barbier de Séville, le Mariage de Figaro
MARIVAUX, L'Ile des esclaves, Le Jeu de l'amour et du hasard, Les Fausses Confidences
DIDEROT, Le Supplément au voyage de Bougainville
MONTESQUIEU, Lettres Persanes
ROUSSEAU, Discours sur l'origine de l'inégalité
VOLTAIRE, Candide, L'Ingénu, Micromégas
XIX wiek
BALZAC (de), Le Père Goriot, La Peau de chagrin, La Recherche de l'Absolu, Le Cousin Pons, Le Lys dans la vallée, La Duchesse de Langeais
FLAUBERT, Madame Bovary, L'Éducation sentimentale, Trois Contes
HUGO, Notre-Dame de Paris, L'Homme qui rit
MAUPASSANT (de), Une vie, Bel-Ami, Pierre et Jean
STENDHAL, La Chartreuse de Parme, le Rouge et le Noir
ZOLA, l'Assommoir, la Bête humaine, la Curée, l'Œuvre, la Fortune des Rougon, le Docteur Pascal
HUGO, Hernani
MUSSET (de), Lorenzaccio, On ne badine pas avec l'amour
VIGNY (de), Chatterton
Poezja
BAUDELAIRE, Les Fleurs du mal
HUGO, Les Contemplations
MUSSET (de), Les Nuits
NERVAL (de), Les Filles du feu, Les Chimères
VIGNY (de), Les Destinées
VERLAINE, Fêtes galantes, Romances sans paroles, Poèmes saturniens
RIMBAUD, Illuminations
XX wiek
ARAGON Louis, Aurélien
BUTOR Michel, La Modification
BUZZATI Dino, Le désert des tartares
CAMUS Albert, L'Étranger, La Peste
CÉLINE Louis-Ferdinand, Voyage au bout de la nuit
COCTEAU Jean, Les enfants terribles
FRANCE Anatole, Les dieux ont soif
GIDE André, La Symphonie pastorale, Les Faux-Monnayeurs
GIONO Jean, Le Hussard sur le toit
MALRAUX André, La Condition humaine
MAURIAC François, Thérèse Desqueyroux, Le nœud de vipères
MODIANO Patrick, Dora Bruder, la Ronde de nuit
PEREC Georges, W ou le souvenir d'enfance
PROUST Marcel, Du côté de chez Swann et plus particulièrement Un amour de Swann
YOURCENAR Marguerite, Les Mémoires d'Hadrien
ANOUILH Jean, Antigone, Le voyageur sans bagages, Becket ou l'honneur de Dieu
BECKETT Samuel, En attendant Godot
CAMUS Albert, La Chute, Caligula
COCTEAU Jean, Orphée, La machine infernale
GIRAUDOUX Jean, La guerre de Troie n'aura pas lieu
IONESCO Eugène, Rhinocéros
KOLTÈS Bernard-Marie, Roberto Zuccho, Retour au désert
SARTRE Jean-Paul, Les Mouches, Huis Clos
Literatura obca
BRADBURY Ray, Fahrenheit 451
DOSTOIEVSKI Fiodor, Crime et châtiment
HUXLEY Aldous, Le meilleur des mondes
LAMPEDUSA (di) Giuseppe Tomasi, Le Guépard
LÉVI Primo, Si c'est un homme
MANN Thomas, La mort à Venise
ORWELL George, 1984
SHELLEY Mary, Frankenstein ou le Prométhée moderne
Współczesność
ERNAUX Annie, La Place
GOLDING William, Sa majesté des mouches
JULIET Charles, Lambeaux
LEWIS Roy, Pourquoi j'ai mangé mon père
QUIGNARD Pascal, Tous les matins du monde
ZWEIG Stefan, Vingt-quatre heures de la vie d'une femme, Le Joueur d'échecs, Le Monde d'hier
Gdyby ktoś nie wierzył pod tym hasłem znajdzie tekst źródłowy: Le Figaro Voici les livres à lire pour réussir son année de seconde à Stanislas
Publié le 30/01/2024 à 07:45"
"Aby uczeń został przyjęty do liceum Stanislas musi przedstawić świadectwo chrztu, komunii oraz bierzmowania." We Francji też jest gównoburza właśnie o te wymogi, tak że i tak biorą się za lepsze szkoły." - więc zdaje się że i tam jest walka o obniżenie poziomu elitarnych szkół.
Należy jednak zwrócić uwagę, że elitarność szkoły nie tyle wynika z przekazywania przez nią jakieś super wiedzy przez turbo nauczycieli, ale z.... elitarności właśnie pojmowanej jako wysoka bariera wejścia.
"Aby uczeń został przyjęty do liceum Stanislas musi przedstawić świadectwo chrztu, komunii oraz bierzmowania." We Francji też jest gównoburza właśnie o te wymogi, tak że i tak biorą się za lepsze szkoły." - więc zdaje się że i tam jest walka o obniżenie poziomu elitarnych szkół.
Z dużym prawdopodobieństwem można domniemywać, że wrogów i wroginie takich szkół najbardziej kłuje w dziąsła kierunek i specyfika formacji uczęszczających tam młodzianków. Poziom nauczania jest pochodną, a "elitarność" etykietką pod społeczne poparcie.
Skądinąd nie ma co się dziwić wrogości do takich szkół. Nie tylko we francy. Ich istnienie i efekty działania negują wszystkie edukacyjne Święte Graale niemałej części rodzicieli, od lewa do prawa. Zarazem wskazują słuszny kierunek, który tym samym rodzicielom stoi kością w gardle.
Nie rozumiecie. Jesteście Polakami, więc mieszkańcami kraju, który jest w miarę egalitarny, w Polsce dopiero trwa walka wojna totalna o stworzenie klasy wyższej. Gdziekowiek indziej tak klasa wyższa istnieje i zrobi wszystko, by klasą wyższą pozostać. Wszystko znaczy wszystko, Ałszwic jest małym miki, bo o naprawdę poważne rzeczy idzie. Wiadomo, że podanie o przyjęcie do dobrego liceum należy składać w dniu urodzenia dziecka (dzień później już nie daje szans) i załączyć świadectwo chrztu, komunii, bierzmowania oraz zaświadczenie z loży masońskiej. Wszystko jest dobre, jeśli o ograniczenie liczby kandydatów idzie.
Miałem szefa zdeklarowanego ateistę naukowego (matematyk z wykształcenia) który pchał córki do katolickiego liceum, pewnie wielu forumowiczów zna takie przypadki.
Paryżew wart jest Mszy, a elitarność - szkoły katolickiej.
Zawsze mnie ciekawiły dynastie w egalitarnej Ameryce:
PISA nie mierzy rzeczy, których się nie da łatwo sparametryzować. Czyli najważniejszych.
2: tymczasem komcionauta:
Moim zdaniem poziom w polskich szkołach był i nadal jest bardzo dobry, ale tylko w nielicznych szkołach. Problem tkwi w dramatycznej różnicy poziomów między szkołami czego sam doświadczyłem zmieniając szkołę podstawową. O tym można dużo pisać ale tu skupię się na Twoim bardzo dobrym pytaniu, dlaczego dobre wyniki i poziom nawet w nielicznych szkołach nie przekłada się na innowacyjność. Dokładnie takie samo pytanie postawiłem sobie obserwując moich zachodnich kolegów w firmie, którzy mimo słabszego poziomu merytorycznego zgłaszali dużo więcej wniosków patentowych niż ja. Wziąłem więc ich podręcznik do fizyki ze szkoły średniej. Niby wszystko to samo, ta sama równia pochyła, ale zamiast powszechnego u nas zadania jaką prędkość osiągnie klocek po zjeździe z tej równi i jak długo ten zjazd trwa, w ich książce pytanie brzmiało - czy klocek jest łatwiej wprost podnieść na wysokość równi pochyłej czy wsunąć po tej równi, ten sam rozkład sił na równi, którego u nas nikt nie wie w jakim celu się robi, tam pytanie która składowa jest najmniejsza czyli w którym kierunku należy przyłożyć siłę by najmniej się zmęczyć. I tak jest z każdym tematem. Uczymy się często rozwiązywać skomplikowane problemy, ale nie umiemy z wyników wyciągać praktycznych wniosków.
Pokaźna lista lektur... czy wcale nie? Odlicz francuskie. Dodaj mniej więcej tyle samo polskich. Nie będzie się to bardzo różnić od polskiego kanonu sprzed 20 lat.
Francuskie to nie wiem, ale polskie "elitarne" szkoły tak właśnie działają. Jest wyższy próg wejścia, więc na dzień dobry masz zdolniejszych uczniów i nie masz maruderów, którzy spowalniają lekcje. Nie ma tu żadnej magii, nawet nie trzeba wielkich zdolności dydaktycznych czy pedagogicznych. A czy to źle? Otóż ja uważam, że przynajmniej na poziomie liceum takie zróżnicowanie poziomów jest jak najbardziej korzystne. Oczywiście to działa pod warunkiem, że progiem wejścia jest lepiej zdany egzamin, a nie pieniądze rodziców.
Pokaźna lista lektur... czy wcale nie? Odlicz francuskie. Dodaj mniej więcej tyle samo polskich. Nie będzie się to bardzo różnić od polskiego kanonu sprzed 20 lat.
Trwają ustalenia czy to lista na rok czy na tok edukacji.
Jak na rok to zła jest ta szkoła, przecież to jest od sasa do lasa, różne epoki, różne tematy, ale łączy je jedno, to są znane książki. Co by mieli niby czytać w pozostałych latach, też od sasa do lasa, ale mało znane?
Dzisiejsze (31 01 2024) Le Figaro przytacza listę lektur zalecanych dla szesnastolatków (III klasa - przedmaturalna)
Nie są to pozycje obowiązkowe, lecz zalecane, czyli quasi obowiązkowe. Jeśli się nie pomyliłam wychodzi 75 tytułów, i nie są to teksty kilkustronicowe.
to chyba przygotowanie do maturry.
maja we Francji ten niemiecko-austriacki pomysł na sprawdzenie dojrzałości ?
Nie jestem ekspertem, więc mnie poprawcie. HS uważam za teoretycznie fajną ideę, ale jako uzupełnienie systemu gdzieś na odludziach Montany czy Australii, w praktyce jednak wykorzystywaną do trzymania dzieci pod kloszem, z takich czy innych względów (czasem uzasadnionych, częściej nie). Zakładam jednak, że "tradycyjni" polscy homeschoolersi mają dobre intencje i serio uważają, że to idea dobra dla ich dzieci, a ich wykonanie jest najlepsze na jakie ich stać.
Z kolei "Szkoła w Chmurze" to na ile się dowiedziałem - jak źle to mnie poprawcie - to zinstytucjonalizowane cwaniactwo, od strony "szkoły" (weźmiemy normalną dotację za okrojone usługi) i ze strony uczniów (będziemy dalej symulować naukę jak w czasie covida).
Więc: czemu "tradycyjny" ruch HS nie odetnie się od "Szkoły w Chmurze", która robi mu zły pi-ar, żeby nie powiedzieć, że ośmiesza całą ideę?
Komentarz
"Eutanazja edukacji przez zdziecinnienie
Nikt się za ucznia nie nauczy!
Za ucznia nie nauczy się nauczyciel. To jest podstawa, elementarz, bez zaakceptowania tej oczywistej prawdy – wszystko inne to lipa. Zniekształcenie tej prawdy – jest źródłem największych patologii edukacyjnych. Przede wszystkim prowadzi do przesunięcia punktu ciężkości z oceny pracy ucznia na ocenę pracy nauczyciela.
Korepetycje – czyli święty Graal edukacji
Ta tęsknota za tym, aby nauczyciele wlewali bez wysiłku mądrość wprost do mózgów – stała się podstawą poszukiwania edukacyjnego świętego Graala, czyli wiary w cudowną moc korepetycji. Ale korepetycje mają taką samą moc jak szkoła – jeżeli uczeń będzie zmotywowany, aby się uczyć – to korepetycje mają moc, a jeżeli nie – to nie. Przed maturą korepetycje mają moc.
Nauczyciel jest dobry – jeżeli uczeń się uczy.
Dobrym nauczycielem nie jest więc ten, który jest najmądrzejszy na świecie i najlepiej uczy, choćby nawet najlepiej uczył, ale ten, który potrafi najskuteczniej skłonić uczniów do nauki. A to nie jest łatwe. Nie można więc oczekiwać, że nauczyciele będą lubiani.
Są ciekawsze rzeczy na świecie niż uczenie się
Normalny młody człowiek ma naprawdę ważniejsze sprawy na głowie niż uczenie się. Nie zdają sobie z tego sprawy wyłącznie ci, którzy nigdy nie byli młodzi. Dlatego skłonienie uczniów do nauki jest zawsze formą przemocy psychicznej.
Niesympatyczny obowiązek egzekwowania uczenia się
Ten obowiązek przekazali szkole rodzice, również dlatego, że w tym zakresie wykazywali mniejszą wydolność wychowawczą. W zamian rodzice zawsze stawali po stronie szkoły w sytuacjach konfliktowych. Odwoływanie się do autorytetu rodziców było jedną z form przymusu stosowanego przez szkołę wobec uczniów. Gdyż przymus w szkole od dawna miał wymiar wyłącznie symboliczny i opierał się na swoistej umowie między rodzicami, nauczycielami i uczniami.
Stres wynikający z umowy i oparty na zaufaniu do szkoły
Podstawową metodą przymusu wobec uczniów był stres szkolny. Co tam ja, ale moje koleżanki, one to dopiero potrafiły wytworzyć stres szkolny. Taka na przykład metr pięćdziesiąt w kapeluszu i 45 kg żywej wagi po obiedzie – zrobiła kiedyś taką awanturę klasie, że 30 chłopa - każdy po 195 cm. wzrostu i 100 kg. wagi – zbladło, drżało i skuliło się w przyciasnych ławkach z przerażenia. „Pani profesorko, się pani nie denerwuje, daliśmy plamę, ale proszę nie mówić rodzicom”.
To nie była rzeczywistość. Ci uczniowie mogli wstać i wyjść. Ten stres szkolny był wynikiem umowy między uczniami, nauczycielami i rodzicami. Jej podstawą było zaufanie do nauczycieli i przekonanie o wartości wykształcenia. Możemy powiedzieć, że był to pruski model edukacji.
Oczywiście zdarzały się patologie po obu stronach. Byli nauczyciele, którzy nadużywali swojej władzy i uczniowie, którzy chorobliwie się bali szkoły. Ale patologie nie opisują rzeczywistości. Ja na przykład chorobliwie boję się latać samolotem.
Ta szkolna umowa – została zerwana.
Jeżeli ktoś, spoza oświaty, nie potrafi zrozumieć, co się teraz dzieje w szkole, gdyż powinno być coraz lepiej, a jest coraz gorzej – to wyjaśniam: umowa społeczna pomiędzy uczniami, nauczycielami i rodzicami, na której opierała się tradycyjna szkoła, została zerwana!
To przeminęło z wiatrem wraz z utratą wiary w wartość wykształcenia oraz zaufaniem do nauczycieli. Rodzice nie wspierają już teraz szkoły, ale bronią swoich dzieci przed szkołą. W sytuacji konfliktowej stają zawsze przeciwko szkole po stronie urzędów i mediów. Być może resztki dawnego modelu pokutują jeszcze w nielicznych szkołach z górnej półki, ale w całości umowa, na której opierała się edukacja, została zerwana.
Permanentna reforma zniszczyła zaufanie
Od 1989 roku polska szkoła jest nieustannie reformowana. Żadna reforma edukacji w Polsce nigdy nie przyniosła żadnych korzyści szkołom, dlatego odwrócono sposób myślenia i za sukces reformy edukacji uznaje się samo jej wdrożenie. Działanie utożsamiono z efektami. Nie jest więc ważne, czy likwidacja gimnazjów przyniosła korzyść oświacie – ale ważne jest, że udało się je zlikwidować.
Każdy kolejny rząd natychmiast podejmuje działania na polu edukacji. Celem działań jest działanie. Uzasadnieniem potrzeby działań jest wyliczanie wad systemu edukacji. Niemal pomija się przy tym zalety planowanych zmian. Logika jest taka, że będzie lepiej, gdyż nie będzie już źle. Ale lepiej nie będzie, gdyż za chwile przyjdzie nowa władza, która ogłosi, że jest wszystko źle. I tak w nieskończoność.
Co kilka lat edukacja poddawana jest więc totalnej krytyce. Taka jest logika naszej schizo-demokracji pozbawionej kręgosłupa w postaci świadomości wspólnego dobra. Krytykę uprawia się na oczach uczniów i ich rodziców. I właściwie nie ma dla nich ratunku, gdyż oni już przecież są w tych niby złych szkołach. Permanentna reforma edukacji zniszczyła więc zaufanie do szkoły i doprowadziła do zerwania umowy społecznej, na której opierała się edukacja.
W nowej szkole ocenia się nauczycieli
W ten sposób w dobrej wierze, a może z głupoty lub po złości, wpajana jest ludziom podejrzliwość wobec oświaty. To nie jest trudne, gdyż społeczna rola szkół nie jest miła. I dlatego edukacja oparta na zaufaniu szybko padła, a rodzice mają poczucie, że dla dobra swoich dzieci muszą kontrolować nauczycieli. Kontrolować i oceniać. Oceniać i karać.
Sytuacja się więc odwróciła - w szkole oceniani są teraz nauczyciele. Uczniowie siedzą na lekcjach jak jakieś zombie bez lęku i bez zainteresowania. Mają otwarte podręczniki, ale się nie uczą – oni sprawdzają, gdzie nauczyciel się pomylił. Niczym nadzór pedagogiczny czujnie obserwują nauczycieli. Rodzice przynoszą kserokopie prac klasowych z zaznaczonymi na czerwono błędami nauczycieli. I domagają się kary. Nie wystarczy im wystawienie nauczycielowi jedynki. Domagają się wyrzucenia go z pracy – oczywiście dla dobra dzieci.
Zdziecinnienie edukacji
Nauczyciele zaczynają się dostosowywać i zabiegają o popularność wśród młodzieży. Zresztą do szkół trafiło już nowe pokolenie nauczycieli. Oni jako uczniowie kontrolowali, oceniali i karali swoich nauczycieli. Dla nich ta sytuacja jest więc oczywista. Starzy wymierają lub muszą się dostosować. Nie ma już mowy o zmuszaniu do nauki – gdyż taka przemoc psychiczna jest teraz niedopuszczalna. Nauczyciel musi być teraz fajny. Dlatego robi show i zabawę. Przejmuje uczniowski sposób myślenia. Daje do zrozumienia, że on także nie lubił się uczyć i chodził na wagary. Szuka nowych sposobów komunikacji. Rozmawia z uczniami przez Messengera, a trudne problemy tłumaczy za pomocą memów. Przybija piątkę, nosi tęczowy szalik, chodzi na manify, żartuje z religii, słucha psychodelicznej muzyki i robi sobie tatuaże. To jest fajny nauczyciel.
Problem zaczyna się oczywiście przed maturą. Uczniowie szukają wtedy świętego Graala i wchłaniają w zastraszającym tempie olbrzymie ilości wiedzy podczas korepetycji. A przy tym zioną nienawiścią do szkoły, że im życie zmarnowała. Ale fajni nauczyciele się tłumaczą, że to nie jest ich wina – ale jest to wina matury, która nie jest fajna.
Bez wiary w wartość wykształcenia oraz zaufania do nauczycieli edukacja w tradycyjnym znaczeniu umiera. Szkoła zmieniła się w pole walki między uczniami, rodzicami i nauczycielami. Oceny przestały być narzędziem do motywowania uczniów – stały się orężem nauczycieli w walce o przeżycie. Atrofia edukacji przejawia się zdziecinnieniem. Postępuje to stopniowo jak jakiś paraliż. Dawno temu zaczęło się od nauczania początkowego, a teraz dotarło do liceów. Następne będzie kształcenie akademickie. Pewne symptomy wskazują na to, że to już się zaczęło. I tego nie można zatrzymać."
https://www.facebook.com/tomasz.derecki.5/posts/pfbid0pjXW8kTjyNWSNH9cHWJkr5ehj2ZpqTzJxmq65LfpjPNhwEgGu5qwfnHvdmXSGmy6l
Za moment innej edukacji jak w domu już nie będzie.
"MEN: Ze szkół zniknie nawet 20% programu. Mniej lektur. Nie ruszamy pensum. Weekendy bez prac domowych na podstawie rozporządzenia"
https://samorzad.infor.pl/sektor/edukacja/6423690,ministerstwo-edukacji-o-podwyzkach-nowacka-prace-domowe-nauczyciel-wyrownanie.html
Dopóki tniemy procentowo dzieci uczyć się dalej będą tylko po prostu mniej.
mspanc
Bez prac domowych będzie więcej czasu na te pierdyliard prywatnych zajęć. Np. korepetycje.
Powtórki i praca własna są kluczowe w procesie uczenia się, czytanie do rozwoju mózgu, bez tego będziemy się nadawać do zbierania szparagów co najwyżej.
O o o!
Oczywiście, ale kluczem jest to, że zmienił się paradygmat, czyli rodzice z pozycji wsparcia dla nauczyciela stali się jego recenzentami. Leniwymi, niekompetentnymi i roszczeniowymi, z mocnym przeświadczeniem, że szkoła ma potwierdzić wyjątkowość ich potomstwa.
Przypomnę dla części, że szkoła działa w paradygmacie zastępowania chwilowej przyjemności trudem i znojem aby zwiększyć szansę na wyższą premię w przyszłości. Świat został wysadzony w powietrze.
Usiłuję sięgnąć pamięcią w ciemne odmęty zamierzchłej przeszłości, kiedy to musiałam odbywać obowiązek nauki szkolnej (jako beznadziejnie grzeczne dziecko, zawsze z czerwonym paskiem i takietam).
Na palcach jednej ręki mogę policzyć - przez podstawówkę do końca liceum - nauczycieli którzy nie byliby beznadziejnie głupimi, porąbanymi, nie nadającymi się do tej roboty ludźmi. Część z nich, i owszem, usiłowała mnie wychowywać; na szczęście, jako że ten czerwony pasek i tam dalej to nie poświęcali mi zbyt dużo uwagi. Szczerze współczułam moim niegrzecznym kolegom na których co i raz spoczywało oko Saurona.
Moi biedni starzy usiłowali jakoś lawirować, ale widzieli że ja widzę, a ja widziałam że oni widzą (choć dyplomatycznie usiłują mi o tym nie wspominać).
A były to czasy niewinności w których gdy jeden mój bardzo uzdolniony plastycznie kumpel narysował (udatnie nader) gołą babę, to wyglądało że go wsadzą do więźnia na lat dwadzieścia pięć, albo do wariatkowa, afera była na cała dzielnię.
Czyli dokładnie w kierunku, którego oczekiwała większość homeschoolersów. Że w szkole jest za dużo, za szybko, za ostro, za duży rygor, a dzieci mają swoje tempo.
Pewien ksiądz uczący w szkole katolickiej powiedział, że długotrwały homeschooling może powodować, szczególnie wśród chłopców, problemy z późniejszym "przebiciem się" w grupie rówieśniczej.
No ale jak wszyscy będą się homeschoolingować to zniknie element wyjątkowości!
Z wieloma chłopakami z homeschooling miał ów xiądz do czynienia? Tak w realu, a nie tylko jak sobie mały Jojne wyobraża wojnę?
>
Ci, którzy naprawdę angażują się w domowe nauczanie mają w nosie to - nazwijmy to - kryterium.
Ale ci którzy o nim gadają już nie.
No właśnie, jak widzę w internecie najwięcej komentarzy pod takimi informacjami zamieszczają bezdzietni fani nauczania domowego oraz mamusie jedynaków, które w źle pojętej miłości zmarnują życie każdemu dziecku.
Serio ma Kolega takie statystyki?
Zaczynam podejrzewać Kolegę że to Kolega jest tym gościem z kotem na kolanach który siedzi pośrodku Internetu i dzierży wszystkie sznurki.
Albo...
Jeśli tak jest, to od razu deklaruję że nigdy nie zdarzyło mi się knuć przeciwko organizacji Widmo, podziwiam organizację Widmo a ten Bond to zły człowiek jest!
Serio jakieś statystyki nt homeschoolingu bym zobaczył. Dopóki ich nie będzie zostaje ocena mędrkowania z internetu, nawet niekoniecznie stąd.
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid02KmgkFneQy8vDVztnoQEvrGHz3TYuiv1Cwbu36kT2cjqghrXy822wpfzHeC7f5Rpkl&id=100006650655655
"Jak wiemy są szkoły i szkoły. W krajach Europy Zachodniej średni poziom wiedzy uczniów nie zachwyca - w Polsce jest z tym znacznie lepiej (vide badania PISA)
Tylko nikt nie mówi, że tam istnieją też szkoły kształcące elity. Trudno się do nich dostać: bywa że rodzice zmieniają adres, bo preferowane są dzieci mieszkające w danej dzielnicy. Często też wpisują dziecko w kolejkę 5 lat wcześniej.
Czy to oznacza wyścig szczurów? Niekoniecznie. Większość młodych ludzi uczących się w paryskim liceum Stanislas uwielbia swoją szkołę. A jest to najlepsze liceum we Francji.
Dzisiejsze (31 01 2024) Le Figaro przytacza listę lektur zalecanych dla szesnastolatków (III klasa - przedmaturalna)
Nie są to pozycje obowiązkowe, lecz zalecane, czyli quasi obowiązkowe. Jeśli się nie pomyliłam wychodzi 75 tytułów, i nie są to teksty kilkustronicowe.
Tytułów nie tłumaczę, bo łatwo się domyślić
XVI wiek
XVII wiek
XVIII wiek
XIX wiek
Poezja
XX wiek
Literatura obca
Współczesność
Gdyby ktoś nie wierzył pod tym hasłem znajdzie tekst źródłowy: Le Figaro Voici les livres à lire pour réussir son année de seconde à Stanislas
Publié le 30/01/2024 à 07:45"
A w Wyborczej jest właśnie o tym tekst, może ktoś ma całość? https://wyborcza.pl/7,75399,30644904,francja-spiera-sie-o-szkoly-dla-elit.html
"Aby uczeń został przyjęty do liceum Stanislas musi przedstawić świadectwo chrztu, komunii oraz bierzmowania." We Francji też jest gównoburza właśnie o te wymogi, tak że i tak biorą się za lepsze szkoły." - więc zdaje się że i tam jest walka o obniżenie poziomu elitarnych szkół.
Należy jednak zwrócić uwagę, że elitarność szkoły nie tyle wynika z przekazywania przez nią jakieś super wiedzy przez turbo nauczycieli, ale z.... elitarności właśnie pojmowanej jako wysoka bariera wejścia.
Z dużym prawdopodobieństwem można domniemywać, że wrogów i wroginie takich szkół najbardziej kłuje w dziąsła kierunek i specyfika formacji uczęszczających tam młodzianków. Poziom nauczania jest pochodną, a "elitarność" etykietką pod społeczne poparcie.
Skądinąd nie ma co się dziwić wrogości do takich szkół. Nie tylko we francy. Ich istnienie i efekty działania negują wszystkie edukacyjne Święte Graale niemałej części rodzicieli, od lewa do prawa. Zarazem wskazują słuszny kierunek, który tym samym rodzicielom stoi kością w gardle.
Nie rozumiecie. Jesteście Polakami, więc mieszkańcami kraju, który jest w miarę egalitarny, w Polsce dopiero trwa walka wojna totalna o stworzenie klasy wyższej. Gdziekowiek indziej tak klasa wyższa istnieje i zrobi wszystko, by klasą wyższą pozostać. Wszystko znaczy wszystko, Ałszwic jest małym miki, bo o naprawdę poważne rzeczy idzie. Wiadomo, że podanie o przyjęcie do dobrego liceum należy składać w dniu urodzenia dziecka (dzień później już nie daje szans) i załączyć świadectwo chrztu, komunii, bierzmowania oraz zaświadczenie z loży masońskiej. Wszystko jest dobre, jeśli o ograniczenie liczby kandydatów idzie.
Miałem szefa zdeklarowanego ateistę naukowego (matematyk z wykształcenia) który pchał córki do katolickiego liceum, pewnie wielu forumowiczów zna takie przypadki.
Paryżew wart jest Mszy, a elitarność - szkoły katolickiej.
Zawsze mnie ciekawiły dynastie w egalitarnej Ameryce:
George Hamilton IV, John Paul Getty III...
PISA nie mierzy rzeczy, których się nie da łatwo sparametryzować. Czyli najważniejszych.
2: tymczasem komcionauta:
Moim zdaniem poziom w polskich szkołach był i nadal jest bardzo dobry, ale tylko w nielicznych szkołach. Problem tkwi w dramatycznej różnicy poziomów między szkołami czego sam doświadczyłem zmieniając szkołę podstawową. O tym można dużo pisać ale tu skupię się na Twoim bardzo dobrym pytaniu, dlaczego dobre wyniki i poziom nawet w nielicznych szkołach nie przekłada się na innowacyjność. Dokładnie takie samo pytanie postawiłem sobie obserwując moich zachodnich kolegów w firmie, którzy mimo słabszego poziomu merytorycznego zgłaszali dużo więcej wniosków patentowych niż ja. Wziąłem więc ich podręcznik do fizyki ze szkoły średniej. Niby wszystko to samo, ta sama równia pochyła, ale zamiast powszechnego u nas zadania jaką prędkość osiągnie klocek po zjeździe z tej równi i jak długo ten zjazd trwa, w ich książce pytanie brzmiało - czy klocek jest łatwiej wprost podnieść na wysokość równi pochyłej czy wsunąć po tej równi, ten sam rozkład sił na równi, którego u nas nikt nie wie w jakim celu się robi, tam pytanie która składowa jest najmniejsza czyli w którym kierunku należy przyłożyć siłę by najmniej się zmęczyć. I tak jest z każdym tematem. Uczymy się często rozwiązywać skomplikowane problemy, ale nie umiemy z wyników wyciągać praktycznych wniosków.
@Przemko
Pokaźna lista lektur... czy wcale nie? Odlicz francuskie. Dodaj mniej więcej tyle samo polskich. Nie będzie się to bardzo różnić od polskiego kanonu sprzed 20 lat.
@MarianoX
Francuskie to nie wiem, ale polskie "elitarne" szkoły tak właśnie działają. Jest wyższy próg wejścia, więc na dzień dobry masz zdolniejszych uczniów i nie masz maruderów, którzy spowalniają lekcje. Nie ma tu żadnej magii, nawet nie trzeba wielkich zdolności dydaktycznych czy pedagogicznych. A czy to źle? Otóż ja uważam, że przynajmniej na poziomie liceum takie zróżnicowanie poziomów jest jak najbardziej korzystne. Oczywiście to działa pod warunkiem, że progiem wejścia jest lepiej zdany egzamin, a nie pieniądze rodziców.
Trwają ustalenia czy to lista na rok czy na tok edukacji.
Jak na rok to zła jest ta szkoła, przecież to jest od sasa do lasa, różne epoki, różne tematy, ale łączy je jedno, to są znane książki. Co by mieli niby czytać w pozostałych latach, też od sasa do lasa, ale mało znane?
Dzisiejsze (31 01 2024) Le Figaro przytacza listę lektur zalecanych dla szesnastolatków (III klasa - przedmaturalna)
Nie są to pozycje obowiązkowe, lecz zalecane, czyli quasi obowiązkowe. Jeśli się nie pomyliłam wychodzi 75 tytułów, i nie są to teksty kilkustronicowe.
to chyba przygotowanie do maturry.
maja we Francji ten niemiecko-austriacki pomysł na sprawdzenie dojrzałości ?
Lewaki jontrzą względem polonistyki:
Niewiele jest bardziej zeLGieBeTyzowanych miejsc niż wydziały Polonistyki.
"Wyniki matury w Szkole w Chmurze. Co czwarty uczeń bez świadectwa dojrzałości"
Szok i niedowierzanie!
Nie jestem ekspertem, więc mnie poprawcie. HS uważam za teoretycznie fajną ideę, ale jako uzupełnienie systemu gdzieś na odludziach Montany czy Australii, w praktyce jednak wykorzystywaną do trzymania dzieci pod kloszem, z takich czy innych względów (czasem uzasadnionych, częściej nie). Zakładam jednak, że "tradycyjni" polscy homeschoolersi mają dobre intencje i serio uważają, że to idea dobra dla ich dzieci, a ich wykonanie jest najlepsze na jakie ich stać.
Z kolei "Szkoła w Chmurze" to na ile się dowiedziałem - jak źle to mnie poprawcie - to zinstytucjonalizowane cwaniactwo, od strony "szkoły" (weźmiemy normalną dotację za okrojone usługi) i ze strony uczniów (będziemy dalej symulować naukę jak w czasie covida).
Więc: czemu "tradycyjny" ruch HS nie odetnie się od "Szkoły w Chmurze", która robi mu zły pi-ar, żeby nie powiedzieć, że ośmiesza całą ideę?