Home schooling to ciężka praca, to nie tak że dziecko nagle dostaje szwungu bo ma kontakt z nauczycielem 1:1, nie męczy się dojazdami i kontaktem z patologicznymi rówieśnikami a dzięki skupieniu energii na pracy w optymalnych warunkach osiąga idealne wyniki. Tak to może działać z ludźmi dojrzałymi, a ta granica przesuwa się coraz dalej. Mam kolegów którzy przeszli na domowe uczenie ok. 6 klasy podstawówki, początek lat 90-tych, pod okiem ogarniętych rodziców i ogarniętego nauczyciela, wszyscy osiągnęli sukces, no ale to się nie wzięło znikąd.
Dla mnie optymalny byłby model mieszany. Trochę się uczysz w szkole, a trochę w domu czy w innych miejscach. Weźmy dzieciaka, który z takich czy innych względów jest już na poziomie B2 z językiem. Ale w szkole właśnie są na A1. Takie lekcje to dla niego strata czasu, jeszcze nasłucha się kiepskiej wymowy i błędów od kolegów. Lepiej żeby się uczył na innym poziomie, w szkole językowej (jeśli kogoś stać), a jak już większy dzieciak to nawet z inną klasą. Ale już z matematyki czy chemii może być na poziomie swojej klasy.
To oczywiście wymagałoby dużej elastyczności. Wielka szkoda, że czas pandemii przegapiono, bo wtedy był dobry czas na takie eksperymenty choćby pod pozorem epidemicznego ograniczania kontaktów.
Mnie się wydaje, że najważniejszą umiejętnością życia jest umiejętność radzenia sobie z patologicznymi rówieśnikami albo w różnym wieku. Jak człowiek to umie, to reszta to pryszcz.
@los powiedział(a):
Mnie się wydaje, że najważniejszą umiejętnością życia jest umiejętność radzenia sobie z patologicznymi rówieśnikami albo w różnym wieku. Jak człowiek to umie, to reszta to pryszcz.
Coś w tym jest, w latach 90-tych nie było z tym problemu bo ci uczeni w domu i tak bawili się z nami na podwórku, nie było mowy o żadnym "kloszu".
@rozum.von.keikobad powiedział(a):
Dla mnie optymalny byłby model mieszany. Trochę się uczysz w szkole, a trochę w domu czy w innych miejscach. Weźmy dzieciaka, który z takich czy innych względów jest już na poziomie B2 z językiem. Ale w szkole właśnie są na A1. Takie lekcje to dla niego strata czasu, jeszcze nasłucha się kiepskiej wymowy i błędów od kolegów. Lepiej żeby się uczył na innym poziomie, w szkole językowej (jeśli kogoś stać), a jak już większy dzieciak to nawet z inną klasą. Ale już z matematyki czy chemii może być na poziomie swojej klasy.
To oczywiście wymagałoby dużej elastyczności. Wielka szkoda, że czas pandemii przegapiono, bo wtedy był dobry czas na takie eksperymenty choćby pod pozorem epidemicznego ograniczania kontaktów.
Czyli że dzieciak uczyłby się angielskiego na wyższym poziomie dajmy na to prywatnie i przynosił stosowny kwitek i nie uczestniczył w lekcjach razem z klasą? Podobny model z językami i wychowaniem fizycznym funkcjonuje na uczelniach wyższych, ale poza tymi dwoma przedmiotami to nie wiem co jeszcze można by zrobić w prosty sposób. Ciekawe jak jest z "indywidualnym tokiem nauczania", czy to dalej funkcjonuje i czy w szkole podstawowej również, 25 lat temu mieliśmy w średniej takich co z 1-2 klasy przychodzili na zajęcia z matematyki do nas do 3-4 klasy, siedzieli sobie z tyłu ale nie szli z nami tokiem tylko nauczyciel coś im tam zlecał i sobie pracowali.
W Ameryce takie modele ćwiczyli, na zasadzie że każdy (?) przedmiot podzielony jest na trzy grupy: środek krzywej Gaussa i po jednej na zbocza. Hipotetycznie jest to rozwiązanie głównego problemu masowej edukacji, bo przecie sam Gauss nudził się na lekcjach matematyki. Ale w praktyce wszystkie mamusie żądały przepchnięcia ich pacholąt do najlepszej grupy. A teraz odbiło im w drugą stronę, wszystko musi być ogłupione do poziomu Murzyniątek, co taty nie mają i nie mają jak odrabiać lekcji, zresztą kto by miał na to czas.
Szymon Hołownia skarży się na katolicką szkołę. Różne wersje wydarzeń
W rozmowie z "Faktem" dyrektorka rzeczonej placówki zaznaczyła, że córka marszałka Sejmu nie została przyjęta, gdyż jej rodzice zgłosili ją, gdy rekrutacja już się skończyła. Ta wersja zdarzeń różni się więc od tego, co podał sam Szymon Hołownia. Publiczne reakcje na całą aferę w dużej mierze zależą zaś od tego, którą z historii uznamy za prawdziwą.
Doktor Iga Kazimierczyk, ekspertka związana z Fundacją "Przestrzeń dla Edukacji" w rozmowie z "Faktem" podkreśliła, że szkoły prywatne, mimo posiadania własnych regulaminów, powinny przestrzegać konstytucji oraz Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Jej zdaniem odrzucenie kandydatury dziecka z powodu działań rodzica jest czymś niedopuszczalnym.
Równie mocne stanowisko zajęła minister edukacji narodowej Barbara Nowacka. Należąca do obozu rządowego polityczka uznała, że dyskryminowanie dzieci za poglądy rodziców jest nie do zaakceptowania. Wyraziła przy tym zdziwienie, że szkoła katolicka mogłaby postąpić w ten sposób.
Znany ksiądz odpowiedział Szymonowi Hołowni: gdzie logika
Zupełnie inaczej na aferę zapatruje się ks. dr Janusz Chyła, którego profil na TikToku obserwuje niemal 41 tys. osób. Duchowny zauważył, że szkoła katolicka ma prawo do stosowania własnych zasad i nie musi przyjmować wszystkich chętnych. Tym bardziej, że, jak wyjaśnił w komentarzu pod oryginalnym postem, w tym wypadku odmowa wynika z regulaminu. Proboszcz w dosyć bezpardonowy sposób zarzucił również Hołowni hipokryzję.
Pod postem ks. Janusza Chyły zaroiło się od komentarzy osób, które myślą w podobny sposób do niego i nie widzą nic złego w zablokowaniu uczęszczania do placówki córce polityka. Żadna z tych osób nie powołuje się jednak na rzekome spóźnienie z próbą zapisu, lecz wyłącznie na nieodpowiadające im poglądy Szymona Hołowni.
lekko sugerowana próba wymuszenia zapisu " na nazwisko"? Grubo
@los powiedział(a):
Mnie się wydaje, że najważniejszą umiejętnością życia jest umiejętność radzenia sobie z patologicznymi rówieśnikami albo w różnym wieku. Jak człowiek to umie, to reszta to pryszcz.
Coś w tym jest, w latach 90-tych nie było z tym problemu bo ci uczeni w domu i tak bawili się z nami na podwórku, nie było mowy o żadnym "kloszu".
Wczoraj pod szkołą w nowym miejscu zamieszkania 7-8 klasiści stali w kółeczku i wulgarnie sobie rozmawiali. Jeden klęczał przed drugim i krzyczał "robię mu loda, robię mu loda!" a pozostali śmiali się radośnie i filmowali.
Obok stały nauczycielki.
Jaka szkoda, że nasz dzieciak pozostał na HS. Tak wiele mógłby się nauczyć...
Być może niektórzy z Was pamiętają wątek, w którym prosiłam o modlitwę w intencji dostania się mojej wnuczki Hani do wybranej szkoły katolickiej. Modlitwa pomogła, chociaż najbardziej pomogła sobie Hania, koncertowo prezentując się przed szacowną Komisją Rekrutacyjną.
Oczywiście wielu dzieci wtedy nie przyjęto, szkoła miała i ma nadal ograniczone możliwości pracy (lokalowe, kadrowe itp.)
W tym roku wnuczka (podobnie jak jej koleżanki i koledzy z klasy) koncertowo zdała egzamin i dostała się do wymarzonej klasy w wymarzonym LO. Tym razem nie prosiłam o wsparcie;)
To znakomita szkoła i cieszę się, że Piotrek też w niej się uczy.
Tak, to ta sama szkoła, do której nie została przyjęta córka pana H. Podobnie, jak wiele innych dzieci.
Ponieważ już się rozprzestrzeniają różne ploty, postanowiłam przytoczyć oryginalne oświadczenie dyrekcji szkoły.
"Funkcjonujemy jako niepubliczna placówka systemu oświaty, która ma zagwarantowane prawo kierować się własnymi zasadami nawiązywania relacji z rodzicami i ich dziećmi.
W przeciwieństwie do szkół publicznych, nie gwarantujemy powszechnej dostępności miejsc dla kandydatów. Rekrutacja jest procesem, obejmuje dialog z rodzicami oraz spotkanie z dziećmi, zaś przesłanki decyzji w tym zakresie wynikają ze statutu szkoły oraz oceny, czy jesteśmy w stanie przedstawić odpowiednią ofertę edukacyjno-wychowawczą dla konkretnego ucznia, za którą możemy wziąć odpowiedzialność. O decyzji rekrutacyjnej i jej motywach informowani są wyłącznie rodzice.
Wyrażamy niepokój, że wywołane obecną sytuacją zainteresowanie medialne naszą placówką może odebrać dzieciom poczucie bezpieczeństwa i komfortu, które są dla nas kluczowe."
Komentarz
Home schooling to ciężka praca, to nie tak że dziecko nagle dostaje szwungu bo ma kontakt z nauczycielem 1:1, nie męczy się dojazdami i kontaktem z patologicznymi rówieśnikami a dzięki skupieniu energii na pracy w optymalnych warunkach osiąga idealne wyniki. Tak to może działać z ludźmi dojrzałymi, a ta granica przesuwa się coraz dalej. Mam kolegów którzy przeszli na domowe uczenie ok. 6 klasy podstawówki, początek lat 90-tych, pod okiem ogarniętych rodziców i ogarniętego nauczyciela, wszyscy osiągnęli sukces, no ale to się nie wzięło znikąd.
Dla mnie optymalny byłby model mieszany. Trochę się uczysz w szkole, a trochę w domu czy w innych miejscach. Weźmy dzieciaka, który z takich czy innych względów jest już na poziomie B2 z językiem. Ale w szkole właśnie są na A1. Takie lekcje to dla niego strata czasu, jeszcze nasłucha się kiepskiej wymowy i błędów od kolegów. Lepiej żeby się uczył na innym poziomie, w szkole językowej (jeśli kogoś stać), a jak już większy dzieciak to nawet z inną klasą. Ale już z matematyki czy chemii może być na poziomie swojej klasy.
To oczywiście wymagałoby dużej elastyczności. Wielka szkoda, że czas pandemii przegapiono, bo wtedy był dobry czas na takie eksperymenty choćby pod pozorem epidemicznego ograniczania kontaktów.
Mnie się wydaje, że najważniejszą umiejętnością życia jest umiejętność radzenia sobie z patologicznymi rówieśnikami albo w różnym wieku. Jak człowiek to umie, to reszta to pryszcz.
Coś w tym jest, w latach 90-tych nie było z tym problemu bo ci uczeni w domu i tak bawili się z nami na podwórku, nie było mowy o żadnym "kloszu".
Czyli że dzieciak uczyłby się angielskiego na wyższym poziomie dajmy na to prywatnie i przynosił stosowny kwitek i nie uczestniczył w lekcjach razem z klasą? Podobny model z językami i wychowaniem fizycznym funkcjonuje na uczelniach wyższych, ale poza tymi dwoma przedmiotami to nie wiem co jeszcze można by zrobić w prosty sposób. Ciekawe jak jest z "indywidualnym tokiem nauczania", czy to dalej funkcjonuje i czy w szkole podstawowej również, 25 lat temu mieliśmy w średniej takich co z 1-2 klasy przychodzili na zajęcia z matematyki do nas do 3-4 klasy, siedzieli sobie z tyłu ale nie szli z nami tokiem tylko nauczyciel coś im tam zlecał i sobie pracowali.
W Ameryce takie modele ćwiczyli, na zasadzie że każdy (?) przedmiot podzielony jest na trzy grupy: środek krzywej Gaussa i po jednej na zbocza. Hipotetycznie jest to rozwiązanie głównego problemu masowej edukacji, bo przecie sam Gauss nudził się na lekcjach matematyki. Ale w praktyce wszystkie mamusie żądały przepchnięcia ich pacholąt do najlepszej grupy. A teraz odbiło im w drugą stronę, wszystko musi być ogłupione do poziomu Murzyniątek, co taty nie mają i nie mają jak odrabiać lekcji, zresztą kto by miał na to czas.
Szymon Hołownia skarży się na katolicką szkołę. Różne wersje wydarzeń
W rozmowie z "Faktem" dyrektorka rzeczonej placówki zaznaczyła, że córka marszałka Sejmu nie została przyjęta, gdyż jej rodzice zgłosili ją, gdy rekrutacja już się skończyła. Ta wersja zdarzeń różni się więc od tego, co podał sam Szymon Hołownia. Publiczne reakcje na całą aferę w dużej mierze zależą zaś od tego, którą z historii uznamy za prawdziwą.
Doktor Iga Kazimierczyk, ekspertka związana z Fundacją "Przestrzeń dla Edukacji" w rozmowie z "Faktem" podkreśliła, że szkoły prywatne, mimo posiadania własnych regulaminów, powinny przestrzegać konstytucji oraz Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Jej zdaniem odrzucenie kandydatury dziecka z powodu działań rodzica jest czymś niedopuszczalnym.
Równie mocne stanowisko zajęła minister edukacji narodowej Barbara Nowacka. Należąca do obozu rządowego polityczka uznała, że dyskryminowanie dzieci za poglądy rodziców jest nie do zaakceptowania. Wyraziła przy tym zdziwienie, że szkoła katolicka mogłaby postąpić w ten sposób.
Znany ksiądz odpowiedział Szymonowi Hołowni: gdzie logika
Zupełnie inaczej na aferę zapatruje się ks. dr Janusz Chyła, którego profil na TikToku obserwuje niemal 41 tys. osób. Duchowny zauważył, że szkoła katolicka ma prawo do stosowania własnych zasad i nie musi przyjmować wszystkich chętnych. Tym bardziej, że, jak wyjaśnił w komentarzu pod oryginalnym postem, w tym wypadku odmowa wynika z regulaminu. Proboszcz w dosyć bezpardonowy sposób zarzucił również Hołowni hipokryzję.
Pod postem ks. Janusza Chyły zaroiło się od komentarzy osób, które myślą w podobny sposób do niego i nie widzą nic złego w zablokowaniu uczęszczania do placówki córce polityka. Żadna z tych osób nie powołuje się jednak na rzekome spóźnienie z próbą zapisu, lecz wyłącznie na nieodpowiadające im poglądy Szymona Hołowni.
lekko sugerowana próba wymuszenia zapisu " na nazwisko"? Grubo
Już powinni szykować się na wjazd bodnarowców.
Wczoraj pod szkołą w nowym miejscu zamieszkania 7-8 klasiści stali w kółeczku i wulgarnie sobie rozmawiali. Jeden klęczał przed drugim i krzyczał "robię mu loda, robię mu loda!" a pozostali śmiali się radośnie i filmowali.
Obok stały nauczycielki.
Jaka szkoda, że nasz dzieciak pozostał na HS. Tak wiele mógłby się nauczyć...
Dokładnie. Tu przewinienie wobec ordy jest poważne, piździelec został upokorzony.
Być może niektórzy z Was pamiętają wątek, w którym prosiłam o modlitwę w intencji dostania się mojej wnuczki Hani do wybranej szkoły katolickiej. Modlitwa pomogła, chociaż najbardziej pomogła sobie Hania, koncertowo prezentując się przed szacowną Komisją Rekrutacyjną.
Oczywiście wielu dzieci wtedy nie przyjęto, szkoła miała i ma nadal ograniczone możliwości pracy (lokalowe, kadrowe itp.)
W tym roku wnuczka (podobnie jak jej koleżanki i koledzy z klasy) koncertowo zdała egzamin i dostała się do wymarzonej klasy w wymarzonym LO. Tym razem nie prosiłam o wsparcie;)
To znakomita szkoła i cieszę się, że Piotrek też w niej się uczy.
Tak, to ta sama szkoła, do której nie została przyjęta córka pana H. Podobnie, jak wiele innych dzieci.
Ponieważ już się rozprzestrzeniają różne ploty, postanowiłam przytoczyć oryginalne oświadczenie dyrekcji szkoły.
"Funkcjonujemy jako niepubliczna placówka systemu oświaty, która ma zagwarantowane prawo kierować się własnymi zasadami nawiązywania relacji z rodzicami i ich dziećmi.
W przeciwieństwie do szkół publicznych, nie gwarantujemy powszechnej dostępności miejsc dla kandydatów. Rekrutacja jest procesem, obejmuje dialog z rodzicami oraz spotkanie z dziećmi, zaś przesłanki decyzji w tym zakresie wynikają ze statutu szkoły oraz oceny, czy jesteśmy w stanie przedstawić odpowiednią ofertę edukacyjno-wychowawczą dla konkretnego ucznia, za którą możemy wziąć odpowiedzialność. O decyzji rekrutacyjnej i jej motywach informowani są wyłącznie rodzice.
Wyrażamy niepokój, że wywołane obecną sytuacją zainteresowanie medialne naszą placówką może odebrać dzieciom poczucie bezpieczeństwa i komfortu, które są dla nas kluczowe."
Tyle.
Jakie ploty?
👣
🐾
🐾