rozum.von.keikobad napisal(a): Bo często jest taka: w szkole jest za dużo, za szybko, jest rygor, a moje dziecko ma "swoje tempo", jest bardzo zdolne w jakiejś niszowej pasji, więc po co ma się uczyć wg programu. Generalnie to jest pytanie, na ile ED ma być trzymaniem dzieci pod kloszem - ideowym, dyscyplinarnym, bezpieczeństwa, kontaktu z "niewłaściwymi ludźmi" itd.
Też nie bardzo sobie wyobrażam, że idę na studia, mam lat 19 i ... pierwszy raz w życiu siedzę z innymi ludźmi na zajęciach. A konsekwentna ED do tego prowadzi.
Najgorsze są matki. Kompletnie nie radzą sobie z nastolatkami, którzy po prostu je regularnie oszukują i ściemniają (jak to nastolatki, normalne), a te durne im wierzą bezgranicznie.. Bo przecież mój syn wszystko mi mówi, dużo ze sobą rozmawiamy. I idzie taka później rozwalać szkołę. Znam parę takich przypadków.
Przemko napisal(a): A studia eksternistyczne jeszcze istnieją?
To jak długo można uciekać ? Jak napisałem - aż do trumny. Hodowanie zombiaków.
Ekternistyczne to były dla hobbystów jako drugie, trzecie itd. studia, dla tych którzy umieli się uczyć po prostu. Znam jednego kolegę który był zainteresowany eksternistycznymi ale bardziej to jego nauczyciel domowy go na to namawiał (no taki lekki świr) a on poszedł na normalne studia ponieważ chciał rozmawiać z profesorami i spotykać się z rówieśnikami
Wielodzietność + nauczanie domowe to dla matek katorga. Te które się na to decydują to bohaterki, ale czy jest to z dobrym skutkiem dla nich samych i dzieci?
Na jak dużej próbie prowadził kol. swoje badania?
Wystarczająco dużej, by publicznie wyrazić im szacunek i jednocześnie poddać pod zastanowienie czy aby na pewno to właściwa droga.
TecumSeh napisal(a): Lewaka zawsze spotkasz, ale im później tym lepiej - jesteś lepiej ukształtowany.
TecumSehu, ponownie - nic osobistego. Biorę to zdanie, bo w nim zawierają się założenia (moim zdaniem błędne) leżące u podstaw motywacji rodziców decydujących się na ED (przynajmniej tych, których mam w możliwym do obserwowania otoczeniu).
Pierwsze to takie, że rodzic jest omnipotentny, w 100% skuteczny i w 110% odpowiedzialny za treść wtłaczaną do głowy dziecięcia. Drugie - treść serwowana przez rodzica jest jedyną słuszną i tylko taka powinna wypełnić dziecię. Trzecie - istnieje bardzo proste przełożenie między zetknięciem dziecka z treścią, a jej przyswojeniem i akceptacją. Czwarte - to z czym dziecko zetknie się poza domem i tym co zaserwuje rodzic będzie z pewnością złe i dziecko zostanie zepsute.
Wszystkie one więcej mówią o kondycji rodziców, niż o dzieciach, wychowaniu i otoczeniu społecznym. Nie wygląda na to, by którakolwiek ze stron społecznego tygla, w tym szczególnie ta specyficzna część rodziców, była gotowa do spojrzenia na problem zaczynając od diagnozy słabości we własnym wnętrzu.
Bo często jest taka: w szkole jest za dużo, za szybko, jest rygor, a moje dziecko ma "swoje tempo", jest bardzo zdolne w jakiejś niszowej pasji, więc po co ma się uczyć wg programu. Generalnie to jest pytanie, na ile ED ma być trzymaniem dzieci pod kloszem - ideowym, dyscyplinarnym, bezpieczeństwa, kontaktu z "niewłaściwymi ludźmi" itd.
No ale może tak po prostu jest, z tą szkoła i tempem? Za moich czasów, dawno dawno temu, gdy o takich strasznych wybrykach przeciwko systemowi jak ED nawet nie słyszeliśmy, jeden młodociany ogłosił swoim starym, że sorry Winnetou ale on ma zamiar nauczyć się angielskiego na maksymalnie najwyższym poziomie, więc z góry przeprasza ale zawala rok i będzie zimował w tej samej klasie - chce się zanurzyć w języku i nie poświęci innym przedmiotom ani odrobiny czasu.
Starzy byli nawet dość przytomni i przekonawszy się że pociecha śmiertelnie poważna, machnęli ręką i wyrazili zgodę.
Stało się dokładnie jak chłopię zapowiedziało, i peem tak, profity z tej decyzji przekroczyły najśmielsze oczekiwania otoczenia, w tym i moje - bo ja, oczywiście, tradycyjny syndrom systemowego prymusa. ojojoj, jakie to straszne i jak tak można. ;;)
A tak już ogólniej, bodajże w Stanach, gdzie ED jest w ogóle bardziej rozwinięta, robiono badania na ludziach którzy z ED wyszli, znaczy na grupie tzw. młodych dorosłych. Psiakostka, wyszło że są bardziej otwarci na świat i ludzi niż analogiczna grupa porównawcza, niezwykle chętnie uczestniczą w społecznych inicjatywach, dysponują ponadprzeciętnym zasobem wiedzy i charakteryzują się postawą społecznikowską (no nie wiem czy to po polsku, jakoś mi dziwnie brzmi - w każdym razie inicjowali różne akcje i, jakby to rzec, "aktywnie uczestniczą w życiu lokalnej społeczności").
Mantylki znajdują się w ogniu krytyki nawet największych true-tradsów w naszym Kraju, jako wyraz małpowania obcych naszej strefie kulturowej ubiorów (copyright kol. Krusejder).
Istnieją w ogóle jacyś uczniowie, którzy spełniają wszystkie wymagania, które w teorii stawia im szkoła? Bo każdy powinien na bieżąco czytać wszystkie lektury, znać wszystkie dotychczasowe słówka z 2 języków obcych, mieć wszystkie zadania z polskiego, matmy, fizyki, geografii, historii i co tam jeszcze jest, być nauczonym na każdą lekcję (bo kartkówka i odpytywanie). Rano odpytka z romantyzmu w literaturze, potem sprawdzian z trygonometrii, potem kartkówka z elektromagnetyzmu. Jeszcze czegoś tam na WFie oczekują. W praktyce wychodzi z tego szkoła radzenia sobie w życiu.
Bo na tradsowskie ekstrawagancję mogą pozwolić sobie jeno mężczyźni odziewający się do kościoła w stylistyce nieomalże steampunkowej. Mantylku zaposiadam na okoliczność turystyki do Hiszpanii
rozum.von.keikobad napisal(a): Bo jak masz dzieci w wieku szkolnym, to automatycznie masz rację. 99% takich ludzi nie korzysta z ED. Czyli ED do dupy. Prawda?
Nie. Ale najwięcej do powiedzenia mają jakoś bezdzietni.
Albo ta troska "to na pewno jest złe, więc wam zabronimy".
Sarmata1.2 napisal(a): Ja w ogóle jestem przeciwnikiem wszelkiej edukacji domowej i szkół prywatnych. Wszystkie dzieci powinny mieć równy start i jednakową edukację. Arystoteles by się ze mną zgodził. Zarazem nie trzeba sądzić, że ktoś z obywateli do siebie samego należy, przeciwnie, wszyscy należą do państwa, bo każdy z nich jest częścią państwa. Toteż troska o każdą część z osobna musi z natury rzeczy mieć na oku troskę o całość.
Wiesz co jest implikacją takiego myślenia? Że chętnie wpadłbyś do mnie do domu, pobił mi dzieci i jeszcze je podtruł, żeby na pewno dzięki edukacji domowej nie miały "lepszego startu" od innych.
Edukacja domowa to w dużej części elitarność dla biedaków i ofiarnych. Tych, których nie stać na super-elitarne prywatne szkoły (których i tak w Polsce nie ma ), ale składają dużą ofiarę z własnego zaangażowania, czasu, pieniędzy (matki z życia zawodowego)- w imię dbania o dzieci. Opieki i wspierania ich w harmonijnym rozwoju. Pomocy w rozkwitaniu ich talentów, zainteresowań, pasji. Umiejętnego kompensowania "braku kontaktów społecznych" rozsądnym zapewnianiem zajęć "pozaszkolnych".
Zastanawialiście się, że w ED jest nadreprezentacja dzieci aktywnych społecznie, uprawiających (niekoniecznie wyczynowo) sporty, grających na instrumentach?
W głosie każdego, kto z "twarzą pełną troski" i "dla naszego dobra" nie jest w stanie powstrzymać ekscytacji i niezdrowego podniecenia na myśl o zajebaniu edukacji domowej wyczuwam poczucie winy. Czujecie się winni, że gorzej dbacie o swoje dzieci. Mało kto w środowisku edukacji domowej manifestuje taką wyższość i "wiedzenie lepiej". Ludzie po prostu robią swoje, tak wybrali i temu się każdego dnia poświęcają. Ich wybór, ich decyzja (a raczej: nasza). Wiadomym jest, że każda rodzina nie przejdzie na e.d. i tradycyjne szkoły nie znikną.
Ale "życzliwi doradcy", wiedzący lepiej. O kurwa, tu już nie ma litości. Wasze dzieci to, tamto. Niesocjalne, porypane, aspołeczne, wiemy dobrze, hehe [uśmieszek]. Więc spierdolimy wam funkcjonowanie, ale wiecie [protekcjonalne klepanie po ramieniu] - to dla waszego dobra.
Zastanawialiście się, że w ED jest nadreprezentacja dzieci aktywnych społecznie, uprawiających (niekoniecznie wyczynowo) sporty, grających na instrumentach? ___________
Tak mówiąc bardziej serio, tak, ale nie znalazłem żadnych danych z liczbami, żeby w ogóle zweryfikować czy tak jest. A chętnie bym zobaczył.
qizu: 1. ED dla jedynaczki to w mojej ocenie patologia, trzeba się umawiać w kilka rodzin, więc poziom trudności znacząco rośnie. 2. Pośród rodziców, z mojej perspektywy, najbardziej ED atakują rodzice z 'elitarnych szkół' oraz samotne matki. 3. Otwarte pytanie do jakiego poziomu ED, bo to chyba też jest zmienna.
Komentarz
Pierwsze to takie, że rodzic jest omnipotentny, w 100% skuteczny i w 110% odpowiedzialny za treść wtłaczaną do głowy dziecięcia.
Drugie - treść serwowana przez rodzica jest jedyną słuszną i tylko taka powinna wypełnić dziecię.
Trzecie - istnieje bardzo proste przełożenie między zetknięciem dziecka z treścią, a jej przyswojeniem i akceptacją.
Czwarte - to z czym dziecko zetknie się poza domem i tym co zaserwuje rodzic będzie z pewnością złe i dziecko zostanie zepsute.
Wszystkie one więcej mówią o kondycji rodziców, niż o dzieciach, wychowaniu i otoczeniu społecznym.
Nie wygląda na to, by którakolwiek ze stron społecznego tygla, w tym szczególnie ta specyficzna część rodziców, była gotowa do spojrzenia na problem zaczynając od diagnozy słabości we własnym wnętrzu.
Za moich czasów, dawno dawno temu, gdy o takich strasznych wybrykach przeciwko systemowi jak ED nawet nie słyszeliśmy, jeden młodociany ogłosił swoim starym, że sorry Winnetou ale on ma zamiar nauczyć się angielskiego na maksymalnie najwyższym poziomie, więc z góry przeprasza ale zawala rok i będzie zimował w tej samej klasie - chce się zanurzyć w języku i nie poświęci innym przedmiotom ani odrobiny czasu.
Starzy byli nawet dość przytomni i przekonawszy się że pociecha śmiertelnie poważna, machnęli ręką i wyrazili zgodę.
Stało się dokładnie jak chłopię zapowiedziało, i peem tak, profity z tej decyzji przekroczyły najśmielsze oczekiwania otoczenia, w tym i moje - bo ja, oczywiście, tradycyjny syndrom systemowego prymusa. ojojoj, jakie to straszne i jak tak można. ;;)
A tak już ogólniej, bodajże w Stanach, gdzie ED jest w ogóle bardziej rozwinięta, robiono badania na ludziach którzy z ED wyszli, znaczy na grupie tzw. młodych dorosłych.
Psiakostka, wyszło że są bardziej otwarci na świat i ludzi niż analogiczna grupa porównawcza, niezwykle chętnie uczestniczą w społecznych inicjatywach, dysponują ponadprzeciętnym zasobem wiedzy i charakteryzują się postawą społecznikowską (no nie wiem czy to po polsku, jakoś mi dziwnie brzmi - w każdym razie inicjowali różne akcje i, jakby to rzec, "aktywnie uczestniczą w życiu lokalnej społeczności").
Mnie gorszy brak mantylki.
Bo każdy powinien na bieżąco czytać wszystkie lektury, znać wszystkie dotychczasowe słówka z 2 języków obcych, mieć wszystkie zadania z polskiego, matmy, fizyki, geografii, historii i co tam jeszcze jest, być nauczonym na każdą lekcję (bo kartkówka i odpytywanie). Rano odpytka z romantyzmu w literaturze, potem sprawdzian z trygonometrii, potem kartkówka z elektromagnetyzmu. Jeszcze czegoś tam na WFie oczekują.
W praktyce wychodzi z tego szkoła radzenia sobie w życiu.
Mantylku zaposiadam na okoliczność turystyki do Hiszpanii
Czerwona koszula jako wyraz sympatii do Cara, Wielopolskiego i chóru Aleksandrowa
Ile masz dzieci w wieku tzw. szkolnym?
Prawda?
Albo ta troska "to na pewno jest złe, więc wam zabronimy".
Opieki i wspierania ich w harmonijnym rozwoju.
Pomocy w rozkwitaniu ich talentów, zainteresowań, pasji.
Umiejętnego kompensowania "braku kontaktów społecznych" rozsądnym zapewnianiem zajęć "pozaszkolnych".
Zastanawialiście się, że w ED jest nadreprezentacja dzieci aktywnych społecznie, uprawiających (niekoniecznie wyczynowo) sporty, grających na instrumentach?
W głosie każdego, kto z "twarzą pełną troski" i "dla naszego dobra" nie jest w stanie powstrzymać ekscytacji i niezdrowego podniecenia na myśl o zajebaniu edukacji domowej wyczuwam poczucie winy.
Czujecie się winni, że gorzej dbacie o swoje dzieci. Mało kto w środowisku edukacji domowej manifestuje taką wyższość i "wiedzenie lepiej". Ludzie po prostu robią swoje, tak wybrali i temu się każdego dnia poświęcają. Ich wybór, ich decyzja (a raczej: nasza). Wiadomym jest, że każda rodzina nie przejdzie na e.d. i tradycyjne szkoły nie znikną.
Ale "życzliwi doradcy", wiedzący lepiej. O kurwa, tu już nie ma litości. Wasze dzieci to, tamto. Niesocjalne, porypane, aspołeczne, wiemy dobrze, hehe [uśmieszek]. Więc spierdolimy wam funkcjonowanie, ale wiecie [protekcjonalne klepanie po ramieniu] - to dla waszego dobra.
___________
Tak mówiąc bardziej serio, tak, ale nie znalazłem żadnych danych z liczbami, żeby w ogóle zweryfikować czy tak jest. A chętnie bym zobaczył.
1. ED dla jedynaczki to w mojej ocenie patologia, trzeba się umawiać w kilka rodzin, więc poziom trudności znacząco rośnie.
2. Pośród rodziców, z mojej perspektywy, najbardziej ED atakują rodzice z 'elitarnych szkół' oraz samotne matki.
3. Otwarte pytanie do jakiego poziomu ED, bo to chyba też jest zmienna.