Czyli różnice między nami są znacznie głębsze i dotyczą samych podstaw myślenia - Kolega używa dialektyki i aprioryzmu, z dialektyką na forum nie mieliśmy dużo do czynienia, natomiast aprioryzm tu na forumku zawsze zwalczałem. A na czym polega tu aprioryzm?
Na tym:
"Dodatkowo to tak mam jakoś, że jeśli ktoś napisze na forumnie jakiś dowód, na tyle mocny, że nie da się go obalić i nikt nie próbuje nawet z nim polimeryzować, to dalsza dyskusja (również oddalona w czasie) powinna ten dowód uwzględniać. Ignorowanie tego dowodu, co jest konieczne, by teza miała jakiś sens, dyskwalifikuje tę tezę. Takim dowodem, w sumie bardzo prostym, a jednak dla mnie odkrywczym, jest losowy dowód, że niemożliwa jest koalicja narodowców z libertarianamia zatem ci narodowcy, którzy do niej przystępują muszą być głupcami (to odrzucam, skoro tak długo utrzymują się na powierzchni), albo nie są narodowcami. A zatem jakiekolwiek rozkmniny zakładające, że coś tam, gdyż narodowcom musi (może) zależeć na narodzie lub państwie, stały się po ogłoszeniu tego dowodu śmieszne."
Więc tu to, co jest italiką to jest odgórne założenie (określone jako "dowód", tj. że ktoś napisał na forumie i mu nikt nie zechciał odpisać), to co pogrubione empiryczna rzeczywistość i jak się nie zgadza z założeniem to pewnie to nie jest trve prawdziwa rzeczywistość, na pewno czegoś nie zauważyliśmy itd.
Nb. dokładnie takie jest rozumowanie mikkistów w ekonomii, zaczerpnięte prosto ze szkoły austriackiej. Zawsze podkreślam, to czy szkoła austriacka jest wolnorynkowa, "antysocjalna", leseferystyczna jest drugorzędne. Najgorsze jest to, że jest antyempiryczna.
Przy takich założeniach jakakolwiek dyskusja musiałaby się sprowadzać do obalania odgórnych założeń i to w sposób inny niż empiryczny (bo one są jak widać ponad doświadczeniem), co mnie mówiąc szczerze mało interesuje, bo uważam to za bezwartościowe.
Taki ładny mie esej wyszedł na sąsiedniem forumku, że aż go przekleję i tukej.
Baltazar pisze: ↑
53 min temu
To ja może poproszę o w skazanie stronnictwa patriotycznego i niepodległościowego, bo takowego nie widzę.
Wicie, i w tej kwestii spiżowe stanowisko zajął pan Kamil. Postać to nieco zapomniana, gdyż po okresie burzliwego rozwoju kariery na początku wojny, ukrył się za pejłolem.
Otóż, powiada pan Kamil, dwa są rodzaje partii:
a) nez nadzieji bezideowa partia władzy
b) sfanatyzowana do bulu partia opozycji
Podział ten wynika z faktu, że partia władzy zajmuje się rzeczywistością, a zaś partia opozycji -- fantazjowaniem. A że pospolitość skrzeczy, to trzeba tu i tam pójść na ustępstwo, skorzystać z usług jakiejś padliny, względnie podłożyć prosię koledze, bo mie stoi na drodze do fruktozy. I to prowadzi do zaoblenia, zaś w odpednio długim okresie -- uogólnionego zeszmacenia.
Natomiast partia opozycji, żyjąc wyłącznie ideą i z idei, może pozwolić se na najdziksze fantazmaty. Może unosić się własnym uniesieniem. Papier zniesie każdy manifesto, a MS Word jeszcze bardziej, gdyż nie trzeba szukać czystych kartek. Partia władzy za to bardziej musi się kerować Excelem, który niby też zniesie niejeden masaż, ale nie do końca, gdyż na końcu jest rzeczywistość.
Stąd zjawisko "zużywania" się potylików będących u waadzy. Wiemy nie od dziś, że fruktoza zabija. Odbiciem jego lustrzanem jest oderwanie od rzeczywistości potylików opozycyjnych. I im dłużej kto w opozycji, tym bardziej ma rację, słuszniejszą bo swojszą.
Pewnie; sam chciałbym głosiować na zastęp chłopiąt rumianych, pod przewodem doświadczonych starców. Chciałbym mądrych piastunów dobra wspólnego, jako ten Kodros gotowych na poświęcenie dla Tej, co rzadko na moich wargach, niech dziś to warga ma wyzna.
Natomiast wracając na tut. łez padół, stwierdzam z niesmakiem, że zaczynam dostrzegać pewne braki Partii Narodowej. Eseistyka kol. Konsumenta od lat (!) już podkopuje me załfanie do Renomowanego Premiera, więc nie będę powtarzał po mądrzejszych. Natomiast w tych dniach chodzę rozbity wyjątkowo, a bo, jak to ujon inny mój znajomy, "Kaczyński zagłosował za gwałtem, a żona Bosaka była przeciw". Jakby, nie mam specjalnie żalu, że PiS nie wypowiedział konwencji stambulskiej o rozbijaniu rodzin, zwłaszcza że to była działka Srogiego Zbysia. Ale o ten gwałt mam żal, bo to jest coś, czego się już nie odkręci. A nie trzeba było ręki do gwałtu przykładać, panie Szeregowy Pośle.
Z jeszcze większym niesmakiem stwierdzam u siebie narastanie mięty do Konfedery. Jako że swoją przestrzeń mendialną ograniczam głównie do obu zwaśnionych forumków, to dawno już zbyłem się dziecięcej choroby korwinisu i w zasadzie propaganda tego ugrupowania była mie obcą. Ale jakoś tak kolega mie podesłał link do rzeczniczki danej Konfy, pani Hernik. Odsłuchałem z pół godziny jej wywodów i niestety nie umiałem znaleźć winy w tym człowieku.
Tak więc tak.
Za panowania Kodrosa Attyka została najechana przez Peloponezyjczyków. Wyrocznia delficka przepowiedziała najeźdźcom zwycięstwo, o ile ci oszczędzą króla Aten[1][2]. Kodros dowiedział się jednak o tym proroctwie i postanowił poświęcić swoje życie dla ratowania miasta. W przebraniu ubogiego człowieka wyszedł poza mury miejskie udając, że zbiera drewno. Napotkawszy żołnierzy wroga, wdał się z nimi w utarczkę i zginął z ręki jednego z nich. Po tym wydarzeniu Peloponezyjczycy, świadomi swojej klęski, odstąpili od najazdu i wrócili do domu https://pl.wikipedia.org/wiki/Kodros
Jeszcze inny ładny esej zmachał mój frens fejsikowy, pan Zbyszek:
Zbigniew Szczęsny
·
Za każdym razem, kiedy liberalno-lewicowy mainstream komentuje sukcesy prawicy, mamy do czynienia ze starannie zakamuflowanym przekazem indoktrynacyjnym.
Po pierwsze - prawica zawsze jest "skrajna". To znaczy - prawdziwa prawica, a nie jej zlewaczony do imentu chadecki odłam. Narracja taka pozwala blokowi liberalno-lewicowemu na konsekwentne wypychanie na margines całkowicie realistycznych i zdroworozsądkowych propozycji prawicy w rodzaju ograniczenia masowej imigracji jako rzekomo "ekstremalnych", "kontrowersyjnych" czy w inny sposób "nie do przyjęcia". Oznacza to, że tzw. centrum poszerzyło się tak bardzo, że obejmuje na ogół całkowicie sprzeczne ze sobą projekty polityczne i ideologiczne, zespolone właściwie tylko jednym: żelazną wolą utrzymania się u władzy za wszelką cenę. W ten sposób także w Polsce powstał szeroki blok od Lewicy po PSL, którego jedynym tak naprawdę spoiwem jest "antypisizm".
Po drugie - wspomniane jak najbardziej realistyczne i zdroworozsądkowe postulaty prawicy są zawsze przedstawiane właśnie jako "obiektywnie" nierealistyczne, oderwane od rzeczywistości, obłąkańcze. Tak, jakby prowadzone przez lewicę liberalną polityki "inkluzywne" były jakoś istotnie inne. Jakby te sześćdziesiąt różnych typów płci było konkretem w większym stopniu niż dobrze nam znane dwie, tak jakby strukturalna dezindustrializacja Zachodu była "pomniejszym problemem" a masowa imigracja - oczywistą dziejową koniecznością, której potrzebę rozumie nawet dziecko.
Po trzecie - starannie podkreśla się "lękową" motywację elektoratu prawicowego pomijając wszystkie inne aspekty programu prawicy. Prowadzi to oczywiście do wytwarzania wrażenie, że program lewicy liberalnej jest jak najbardziej prawidłowy a jedynym problemem jest pewnego rodzaju pedagogika społeczna. Lewica liberalna nigdy się nie myli - co najwyżej wkłada za mało wysiłku w przekonanie "wystraszonych", że nie ma się czego bać. W konsekwencji - jeśli polityki migracyjne lewicy liberalnej prowadzą do napięć społecznych, wzrostu przestępczości, rozpadu narodowej lojalności itd., to należy po prostu jeszcze więcej sił i środków przeznaczyć na "integrację" imigrantów, programy antydyskryminacyjne, zwalczanie "mowy nienawiści", kampanie "uświadamiające" i walkę ze "skrajną prawicą" - na wszystko, tylko nie na rewizję prowadzonych polityk migracyjnych. W takiej perspektywie problemem nie są nigdy prowadzone przez lewicę liberalną polityki, ale elektorat, który do nich "nie dorasta" i którego należy poddawać ciągłym procesom "wychowawczym".
Wszystko razem sprowadza się do ciągłego odwracania znaczeń. Kiedy "historyk i badacz" Nicolas Lebourg, zapytany o przyczynę lęku i negatywnego nastawienia Francuzów wobec otoczenia, odpowiedział, że duża część społeczeństwa ma brak poczucia przynależności do jakiejś większej całości a ludzie nie są już łączeni we wspólnoty przez partie bądź związki zawodowe", to tworzy iluzję, jakoby to właśnie rolą partii politycznych czy związków zawodowych było "wytwarzanie wspólnotowości" a nie państwa jako całości - jako ponadpartyjnego i ponadzwiązkowego bytu politycznego. Tymczasem to właśnie PROGRAMOWE porzucenie funkcji tożsamościowej przez państwo liberalne, ograniczające patriotyzm do płacenia podatków, leży u podstaw całego problemu! Państwo liberalne PROGRAMOWO zanegowało samą potrzebę budowy takiej narodowej wspólnoty, gdyż PROGRAMOWO wydrenowało pojęcie narodu z jakiegokolwiek pozytywnego sensu zrównując je z irracjonalnym (re)sentymentem. Powtarzając za Karlem Deutschem, że "naród jest grupą ludzi połączonych fałszywą wizją własnej przeszłości i nienawiścią do sąsiadów", państwo tworzone przez długie dekady przez lewicę liberalną było de facto wrogie wszelkiemu nacjonalizmowi, w miejsce więzi narodowej podsuwając "słabe identyfikacje" grup "zatroskanych" o los odległych obcych, zwierząt, przeróżne mniejszości, klimat planety, prawo międzynarodowe, itd.
Zarazem, im bardziej państwo lewicy liberalnej "troszczyło" się o te wszystkie sprawy, tym większej marginalizacji podlegały kwestie narodowe: podstawy ekonomiczne bytu szerokich grup społecznych, ich poczucie sensu i przynależności, cały ład społeczny oparty na "długim trwaniu". Zgodnie z marksistowską teorią społeczną - wszystko to zostało zakwalifikowane do szerokiej kategorii "fałszywej" świadomości, która wymaga "oświecenia" przez "prawidziwą" świadomość opartą na poczuciu "systemowej opresji" i potrzebie radykalnej emancypacji wszelkich mniejszości.
No i teraz, kiedy świadomość narodowa powróciła w przekonaniu, że jest "systemowo opresjonowana" i w potrzebie radykalnej emancypacji mamy wielkie larum, bo to przecież nie o tę świadomość lewicy liberalnej chodziło!
Wobec prawicy, która w ten sposób zaczęła formułować swoje postulaty liberalno-lewicowy mainstream zaczął kierować zarzuty "populizmu", żerowania na antagonizmach, tendencji faszystowskich, itd. Po raz kolejny przekaz politycznego nurtu głównego jest taki, że "racja jest po naszej stronie, być może popełniliśmy jakieś drobne techniczne błędy, ale kierunek przecież jest dobry". Konsekwentnie nie ma tu żadnej woli głębszej zmiany - wszystko ma polegać na "drobnych korektach" obecnego kursu. "Postęp" - tak, jak go rozumie lewica liberalna - ma mieć bowiem charakter "obiektywny", jest jak rzeka, która prowadzi nas ku morzu i nie ma co zapierać się wiosłując pod prąd.
Charakterystyczna przy tym jest typowa dla lewicy liberalnej strategia. Deklaratywnie, państwo liberalne z chwilą rozdziału od religii porzuciło cele określone metafizycznie. Nie zabiega już o "zbawienie" swoich obywateli, nie narzuca im stylu życia, nie domaga się od nich posiadania określonych poglądów. Jednak proceduralnie państwo liberalne ma bardzo jasno określony cel "emancypacyjny" - polega on właśnie na tym, że w sposób zinstyutucjonalizowany pracuje ono nieustannie na rzecz rozpoznawania kolejnych grup "systemowo dyskryminowanych" i priorytetowego uwzględniania ich postulatów. Ten proces nie ma żadnych granic. Państwo liberalne jest z natury "otwarte" i niejako "promieniuje" tą wolą na swoje otoczenie międzynarodowe, starając się "eksportować" postęp globalnie. W jego rozumieniu świata, wyraża ono "właściwy" stan stosunków społecznych, który powinien być globalnie zaimplementowany. Służą temu wszystkie szeroko zakrojone "programy pomocowe", które uzależniają dostęp do środków pomocowych od realizacji "postępowych" postulatów państwa liberalnego. Tak rozumiane państwo liberalne abstrahuje od "interesu narodowego" rozumianego w jakikolwiek inny sposób. Nawet wówczas, gdy realnie prowadzi polityki kierując się własnym interesem ekonomicznym - jest to głęboko ukryte pod wieloma warstwami postulatów "humanitarnych" i "prawnoczłowiecznych".
W praktyce doszło do tego, że państwo liberalne ma ogromne trudności z uzasadnianiem swojego interesu na jakiejkolwiek innej płaszczyznie niż "humanitarnej" a jego szeroki pluralizm doprowadził do tego, że działają w nim przeróżne pozarządowe organizacje, któych cel jest w sposób oczywisty sprzeczny z racją stanu i państwo liberalne nic nie może z tym zrobić, gdyż musiałoby zaprzeczyć swojej nadrzędnej racji. Te wszystkie grupy zamujące się już "przemysłowo" przerzutem nielegalnych imigrantów są nietykalne właśnie dlatego, że działają ponad racją stanu odwołując się bezpośrednio do nadrzędnej racji konstytuującej sens państwa liberalnego: dobra powszechnego w sensie czysto uniwersalistycznym, globalnym.
Moim zdaniem zachodzi tu konflikt fundamentalny, który wciąż nie doczekał się porządnego teoretycznego opacowania. Bez odpowiedniej teorii prawica jest tu bezradna. Nawet jak zdobędzie władzę, to staje przed zadaniem właściwie niemożliwym. Nie da się bowiem w prosty sposób zmienić ogólnego nastawienia państwa, którego wszystkie instytucje są programowo liberalne, którego system prawny jest programowo liberalny i którego otoczenie międzynarodowe jest programowo liberalne. Środowisko to ma cechy istnego węzła gordyjskiego, którego nie da się rozplątać, można go jedynie przeciąć. Jakakolwiek próba rozluźnienia kończy się bowiem wojną sądową, "plagami unijnymi" (sankcje, kary, itd.), buntem klasy urzędniczej, zmową mediów i organizacji pozarządowych, demolką w ramach "pokojowych" manifestacji postępowców, itd. W efekcie - każda większa inicjowana przez prawicę zmiana w ten czy inny sposób okazuje się "nielegalna" a utrata władzy prowadzi do represji takich, jakie dziś obserwujemy wobec polityków prawicy w Polsce. Mówiąc krótko, system liberalnej demokracji jest integralnie progresywny i strukturalnie przeciwny prawicowości. W samych założeniach tego systemu tkwi najgłębsze przekonanie, że prawicowość jest "aberracją", której należy się ze wszelkich sił przeciwstawiać za pomocą rozbudowanego aparatu "represywnej tolerancji". Jeśli zaś pomimo tego prawica dojdzie do władzy - system liberalny uruchamia wszyskie siły i środki, żeby władzę tę ograniczyć i w ostateczności prawicę władzy pozbawić. W liberalno-lewicowym słowniku prawica jest po prostu inną nazwą "zła", a zła przecież tolerować nie można i już. Zauważam, że prawicowość jest w systemie liberalnym czymś nawet gorszym od komunizmu. Dla lewicy liberalnej komunizm jest projektem sensownym, który co najwyżej nie doczekał się jeszcze prawidłowej implementacji, podczas gdy prawicowość, to niejako "eufemistyczne" określenie faszyzmu, który jest z definicji "zbrodniczy".
Prowadzi mnie to niestety do wniosku, że prawica musi wypracować koncepcję przejęcia władzy z zamiarem rewolucyjnego przekształcenia systemu liberalnego. Aby to jednak było możliwe - potrzebna jest teoria polityczna systemu alternatywnego. Jednak prawica jak ognia boi się podejmowania takich prób, w obawie kolejnego ataku czkawki faszyzmu trzymając się kurczowo "społecznej nauki Kościoła". Mijają dekady a jej program ma wciąż charakter "techniczny": mniej tego, więcej tamtego - bez jakichkolwiek prób systemowego odniesienia się do istoty wbudowanego w projekt liberalny progresywizmu na gruncie sekularnym. Ten stan jest niemożliwy do utrzymania! Z niecierpliwością czekam na kolejną zmianę pokoleń, na ostateczne odejście "złogów chrześcijańskich", które prawicę czynią impotentną i pustą w coraz bardziej świeckim świecie. Alternatywą religijną jest bowiem współcześnie jedynie Islam, który wciąż jest "gorący" i prowadzi do "silnej tożsamości". Chrześcijaństwo zaś jest już tylko "letnie", w swoich mocnych formach wywołując w ludziach Zachodu więcej obaw niż nadziei. Stało się formą "słodkopierdzącą" z przekazem coraz bardziej zbliżonym do progresywnej psychoterapii. Tego nie da się cofnąć. Świat tak nie działa. Ci, co wyczekują "masowego powrotu religijności" są w głębokim błędzie a ich naiwność - fatalna w skutkach dla prawicy.
Najwyższy czas na prawicę post-chrześcijańską, prawicę zdolną budować własną teorię polityczną, która nie potrzebuje religijnego błogosławieństwa. Świecka prawica nie musi być wcale wobec Kościoła wroga, ale musi się stać od wiary religijnej i religijnie umocowanej aksjologii niezależna.
Podtrzymuję propozycję eksperymentu myślowego: Zebrać w wyobraźni wszystkie swoje pomysły, nawet ograniczając się do tych znakomitych, policzyć je, a potem policzyć te zrealizowane. Podzielić jedną liczbę przez drugą, w efekcie otrzymamy współczynnik oporu materii. Nie trzeba podawać do publicznej wiadomości, wystarczy zapamiętać.
Janusz Mikke podszywający się pod herb Korwin wprowadził do polskiej polityki postawę Starszego Brata Pana Boga. Staje taki obok Pana Boga, klepie go życzliwie po ramieniu i mówi: Słuchaj no Jehowa, napracowałeś się przy tym świecie ale nie bardzo ci się udało. Należało to zrobić tak... i podaje mu rocznik Najwyższego Czasu.
Polityk nie jest Starszym Bratem Pana Boga. Jego zadaniem nie jest zaprojektować idealny świat tylko tak zmienić ten, który jest, by dało się w nim żyć. Bardzo pięknie słowa pani Sernik ulatują ku Niebiosom, ja jednak zadam przyziemne pytanie: co planuje pani Sernik zrobić, być choć odrobinę przybliżyć rzeczywisty świat do tak pięknie opisanego przez nią ideału?
Tyle że nikt nie kazał Ozyrysowi naciskać guzika "TAK". To nie tak, że jego palec szedł za przemożną siłą magnetyzmu zwierzęcego. Sam klliknął, choć nie musiał. Mam z tej przyczyny ostry żal do tego pana. Z przyczyn opisywanych wielokrotnie przez kol. Konsumenta (federalizacja, kamienie milowe) mam zaś żal chroniczny. A, no i oczywiście wybór Wonder Jeleń na kerowniczkę. Plus piąteczek dla zwierzątek. To nie były sprawy oporu materii, tylko swobodnej decyzji. Najlepiej to widać właśnie w przypadku piąteczku, kiedy to Ozyrys miał genialny pomysł, tylko że materia pisoska nie wytrzymała.
@Szturmowiec.Rzplitej powiedział(a):
Najwyższy czas na prawicę post-chrześcijańską, prawicę zdolną budować własną teorię polityczną, która nie potrzebuje religijnego błogosławieństwa. Świecka prawica nie musi być wcale wobec Kościoła wroga, ale musi się stać od wiary religijnej i religijnie umocowanej aksjologii niezależna.
Bardzo się koledze chwali, że po długich intelektualnych zmaganiach doszedł do obserwacji znanej Jarosławowi Kaczyńskiemu jakieś 35 lat lat temu.
Tyle że nikt nie kazał Ozyrysowi naciskać guzika "TAK". To nie tak, że jego palec szedł za przemożną siłą magnetyzmu zwierzęcego. Sam klliknął, choć nie musiał. Mam z tej przyczyny ostry żal do tego pana. Z przyczyn opisywanych wielokrotnie przez kol. Konsumenta (federalizacja, kamienie milowe) mam zaś żal chroniczny. A, no i oczywiście wybór Wonder Jeleń na kerowniczkę. Plus piąteczek dla zwierzątek. To nie były sprawy oporu materii, tylko swobodnej decyzji. Najlepiej to widać właśnie w przypadku piąteczku, kiedy to Ozyrys miał genialny pomysł, tylko że materia pisoska nie wytrzymała.
Też żałuję.
Przecież właśnie o tym jest powyższy wklejkon, że nie można było inaczej, bo prawdopodobnie skończyłoby się to jeszcze gorzej.
Tyle że nikt nie kazał Ozyrysowi naciskać guzika "TAK". To nie tak, że jego palec szedł za przemożną siłą magnetyzmu zwierzęcego. Sam klliknął, choć nie musiał. Mam z tej przyczyny ostry żal do tego pana. Z przyczyn opisywanych wielokrotnie przez kol. Konsumenta (federalizacja, kamienie milowe) mam zaś żal chroniczny. A, no i oczywiście wybór Wonder Jeleń na kerowniczkę. Plus piąteczek dla zwierzątek. To nie były sprawy oporu materii, tylko swobodnej decyzji. Najlepiej to widać właśnie w przypadku piąteczku, kiedy to Ozyrys miał genialny pomysł, tylko że materia pisoska nie wytrzymała.
Też żałuję.
Przecież właśnie o tym jest powyższy wklejkon, że nie można było inaczej, bo prawdopodobnie skończyłoby się to jeszcze gorzej.
Osobiście uważam, że nic by nie było gorzej, gdyby Ozyrys nie głosował za powszechnym gwałtem, nie forsował piąteczku dla zwierząt, nie poparł Orszulki Wonder Jeleń. I to są sprawy proste, zerojedynkowe.
Sprawa federalizacji i kamieni milowych jest oczywiście trudniejszą, bo można snuć narrację, jak to Renomowany Premier chciał dobrze, ale go oszwabili. Tem niemniej potępiam stanowczo kumitet cyntralny jak i biuro polityczne Partii, że to od początku do końca przyklepywali.
Aha, no i potępiam posunięcie Bełatki, która była najlepszym premierem ever, może poza prof. Nowakiem. Zastąpienie jej Renomowanym Premierem potępiałem od początku. Oczywiście, rozumiem że wszechświatowi banksterzy wykręcali Ozyrysowi rękę z długopisem, żeby tak zrobił, no ale tu stoję i dzie indziej nie potrafię.
Piątka dla zwierząt to ewidentne zaćmienie umysłu, nie da się obronić, reszta to elementy gry, być może chybione ale nie nam to wiedzieć. Pogląd, że jakby Harvey Keitel nie podpisał kapitulacji Rzeszy, to Wehrmacht by nadal zajmował Moskwę, uznaję za przesadzoy.
Ignac, naprawdę nie widzisz, że jest to korwinizm-mikkizm? Przekaz typu: jak wyborcy będą mądrzy, to oddadzą nam władzę absolutną i ich dopieścimy że hoho, a jak tego nie zrobią, to widać nie są mądrzy i mają to, na co sobie zasłużyli. Mikke to tym 35 lat jechał.
Przeczytałem ten felieton (ten pierwszy) i wysłuchałem wywiadu w radiu Żyt i mam następujące refleksje (Ale wiadomo, że na pewno są błędne i nie należy tego w ogóle brać pod uwagę. Piszę to sobie ot tak, żeby nabrać wprawy w stukanie w klawisze).
Od czasu wygranej Donalda Trumpa w pamiętnej kompanii znana jest metoda, na którą ktoś wpadł a realizowała firma Kembrycz Analityka. Metoda tysiąca przekazów - dla każdego coś miłego. Ktoś musiał dojś do przekonania, że ludzie słyszą tylko to, co chcą usłyszeć i jak usłyszą, to są zachwyceni, a gdy ta sama osoba mówi rzeczy mniej miłe dla naszego ucha, to już ono się zamyka. Zdaje się, że macza w tym swoje brudne paluchy ciałko migdałowate (to już moja teza, niczym nie poparta). Podobnie robi ZiS. Pamiętam, jak jeszcze przed powrotem Tuska Szetyna raz mówił "wpuścimy nachodźców" a innego dnia stanowczo zaprzeczał "nie wpuścimy nachodźców". Potem znowu "wpuścimy" a za moment "nie wpuścimy". Jedno było skierowane do jednej grupy wyborców a drugie do drugiej. Tusk robił to samo. A to już już miał wprowadzić 500+ tyle że akurat przegrał wybory a w ogóle to PiS ukradły mu ten pomys, a to nie ma na to piniendzy (i nie będzie) a pomys zrujnuje kraj. PiS próbowały z tym walczyć kompilując te wypowiedzi i mówiąc telewidzom "oni powiedzą wszystko, co chcecie usłyszeć, ale nie mają na myśli niczego z tego, co mówią". Ludzie jednak nie słuchali. Podobnie rzecz ma się z Konfederacją. Jak już niejednokrotnie mówiono, jest ona koalicją partyj o sprzecznych poglądach czy tam programach. A jednak ludzie lubią sobie wybierać z ich sprzecznych przekazów akurat to, co im się podoba, a to, co się nie podoba, ich umysły ignorują.
Ciekawą wydaje mi się następująca metoda wyboru: bierzemy najlepszy element zbioru A i najgorszy zbioru B, porównujemy je do siebie i mówimy "zbiór A jest lepszy od zbioru B". Przy czym żeby było śmieszniej, zbiór B to wiele niezłych i dobrych czynów a bierze się element, który jest zasadniczo bez znaczenia, gdyż bez głosia JK ustawa i tak by przeszła, jak mniemam? A zbiór A to tylko kłapanie paszczą czy też "drgania powietrza", jak to określa Los.
To już Los podał - metoda J(bezK)M wiecznie żywa, ale idea gry w 3 karty też ma już swoje lata, była dobrze opisana. Po co zmieniać coś, co się świetnie sprawdza.
Wywiad zawiera dwa ciekawe momenty. Jeden, to że pani odmówiła nadepnięcia. Drugi, to że Grisza ma pełne poparcie wszystkich członków koalicji o nazwie Konfederacja. Ale to bez znaczenia, bo 1.
Sztuczne rzęsy są za duże, wyglądają b. sztucznie i nieładnie. Robią mniejsze i bardziej naturalne.
Są dwa porzekadła, dość podobne do siebie. Nieco inaczej rozkładają akcenty i nie mam pojęcia które jest bliższe prawdy co do przyczyny, ale skutek jest ten sam. Jedno o wronach a drugie o przestawaniu. Oba bardzo trafne.
@trep powiedział(a):
1. (...) A jednak ludzie lubią sobie wybierać z ich sprzecznych przekazów akurat to, co im się podoba, a to, co się nie podoba, ich umysły ignorują.
Kedyś ukłułem takie scholium: "Do tej pory przymykałem oczy na słabostki Januszka z kradzionym herbem, od dzisiej będę przymykał oczy na słabostki Jarosława". Tak już myć busi, bobyśmy inaczej mieli każden jednoosobową partę.
Trochę dalej na tej ścieżce są owe jawne sprzeczności w rodzaju A = nieA. Tego już w puszce zmieścić nie mogie, gdyż uważam to za niemolarne. Metoda trzepania asonansem poznawczym ("PiS próbowały z tym walczyć kompilując te wypowiedzi") wydaje sięmie jedyną suszną.
Ciekawą wydaje mi się następująca metoda wyboru: bierzemy najlepszy element zbioru A i najgorszy zbioru B, porównujemy je do siebie i mówimy "zbiór A jest lepszy od zbioru B". Przy czym żeby było śmieszniej, zbiór B to wiele niezłych i dobrych czynów a bierze się element, który jest zasadniczo bez znaczenia, gdyż bez głosia JK ustawa i tak by przeszła, jak mniemam? A zbiór A to tylko kłapanie paszczą czy też "drgania powietrza", jak to określa Los.
Wicie, otóż nie. Gdyż se pedzmy, widzimy jak w parku Syryjczycy nakłuwają kindżałami młodego dżentelmena z krzyżem na piersi. I ten dżentelmen i tak by zmarł, wszelako dołączenie do nakłuwania uważałbym za czyn wewnętrznie nieuporządkowany.
Podobnie jest z giewałtem. Ozyrys muk ostentacyjnie targać odzież oraz grozić swoim osłom dyscypliną partyjną (co zabawne, w Ameryce to się dosłownie nazywa "whip"), ale nie. Drgnął nie tylko powietrzem, ale i guzikiem "ZA".
I teraz wracamy do eseju pana Zbigniewa vide svpra. Otóż Ozyrys nie tylko wymyślił a wdrożył "prawicę ateistyczną", ale jednocześnie mieści się w "prawicy impotentnej", a to dlatego że nie stworzył jakiejś ogólnej a spójnej wizji, końcepcji, która pozwoliłaby w obecnym szalęstwie stworzył enklawę ładu. A to znaczy, że nie ma nikogo (poza Konfederą, bre), kto byłby w stanie giewałt odkręcić. To już z nami zostanie na "zawsze". (W cudzysłowie, bo za pisiont alebo i fefnaście lat Wielgi Szatan będzie miał w dyńce kolejne zawirowanie i ogłosi, że zawsze się trochę gwałci, więc trzeba ustawę zmienić, bo taka jest dzisiej "właściwa strona herstorii".)
Sztuczne rzęsy są za duże, wyglądają b. sztucznie i nieładnie. Robią mniejsze i bardziej naturalne.
Ojtam, jest popyt, toji, market provides.
Zresztą, to co pani Sernik opowiadała o swojej pracy reportersko-lobbystycznej około branży futrzarskiej było akurat ciekawe1, bo polegało na pewnym zbliżeniu do sfery faktów tutejszych i teraźniejszych, a nie tylko na suchym branzlowaniu się starymi fejletonami z anglosfery.
@Szturmowiec.Rzplitej powiedział(a):
Podobnie jest z giewałtem. Ozyrys muk ostentacyjnie targać odzież oraz grozić swoim osłom dyscypliną partyjną (co zabawne, w Ameryce to się dosłownie nazywa "whip"), ale nie. Drgnął nie tylko powietrzem, ale i guzikiem "ZA".
Mógł ostentacyjnie targać odzież. Na to establiszment by odpowiedział "PiS chce gwałcić kobiety", PiS zacząłby się tłumaczyć, więc establiszment by dodał "nie dość, że gwałcą kobiety, to jeszcze się awanturują" i byłoby ogólnie walenie kijem po prętach w rytnie wesołego oberka. Było to tyle razy, że każdy już powinien z ziewem taki scenariusz przewidzieć. Kaczyński zachował się jak sprawny wojskowy - skrócił front.
Jak nie poznamy reguł rządzących światem realnym, nie będziemy odnosić w nim sukcesów, wiesz o tym, Ignac?
Komentarz
No właśnie, na korzyść.
Single i LPG z wielkich miast nie dostają 500+
No właśnie, na korzyść.
@trep,
Czyli różnice między nami są znacznie głębsze i dotyczą samych podstaw myślenia - Kolega używa dialektyki i aprioryzmu, z dialektyką na forum nie mieliśmy dużo do czynienia, natomiast aprioryzm tu na forumku zawsze zwalczałem. A na czym polega tu aprioryzm?
Na tym:
"Dodatkowo to tak mam jakoś, że jeśli ktoś napisze na forumnie jakiś dowód, na tyle mocny, że nie da się go obalić i nikt nie próbuje nawet z nim polimeryzować, to dalsza dyskusja (również oddalona w czasie) powinna ten dowód uwzględniać. Ignorowanie tego dowodu, co jest konieczne, by teza miała jakiś sens, dyskwalifikuje tę tezę. Takim dowodem, w sumie bardzo prostym, a jednak dla mnie odkrywczym, jest losowy dowód, że niemożliwa jest koalicja narodowców z libertarianami a zatem ci narodowcy, którzy do niej przystępują muszą być głupcami (to odrzucam, skoro tak długo utrzymują się na powierzchni), albo nie są narodowcami. A zatem jakiekolwiek rozkmniny zakładające, że coś tam, gdyż narodowcom musi (może) zależeć na narodzie lub państwie, stały się po ogłoszeniu tego dowodu śmieszne."
Więc tu to, co jest italiką to jest odgórne założenie (określone jako "dowód", tj. że ktoś napisał na forumie i mu nikt nie zechciał odpisać), to co pogrubione empiryczna rzeczywistość i jak się nie zgadza z założeniem to pewnie to nie jest trve prawdziwa rzeczywistość, na pewno czegoś nie zauważyliśmy itd.
Nb. dokładnie takie jest rozumowanie mikkistów w ekonomii, zaczerpnięte prosto ze szkoły austriackiej. Zawsze podkreślam, to czy szkoła austriacka jest wolnorynkowa, "antysocjalna", leseferystyczna jest drugorzędne. Najgorsze jest to, że jest antyempiryczna.
Przy takich założeniach jakakolwiek dyskusja musiałaby się sprowadzać do obalania odgórnych założeń i to w sposób inny niż empiryczny (bo one są jak widać ponad doświadczeniem), co mnie mówiąc szczerze mało interesuje, bo uważam to za bezwartościowe.
Taki ładny mie esej wyszedł na sąsiedniem forumku, że aż go przekleję i tukej.
Wicie, i w tej kwestii spiżowe stanowisko zajął pan Kamil. Postać to nieco zapomniana, gdyż po okresie burzliwego rozwoju kariery na początku wojny, ukrył się za pejłolem.
Otóż, powiada pan Kamil, dwa są rodzaje partii:
a) nez nadzieji bezideowa partia władzy
b) sfanatyzowana do bulu partia opozycji
Podział ten wynika z faktu, że partia władzy zajmuje się rzeczywistością, a zaś partia opozycji -- fantazjowaniem. A że pospolitość skrzeczy, to trzeba tu i tam pójść na ustępstwo, skorzystać z usług jakiejś padliny, względnie podłożyć prosię koledze, bo mie stoi na drodze do fruktozy. I to prowadzi do zaoblenia, zaś w odpednio długim okresie -- uogólnionego zeszmacenia.
Natomiast partia opozycji, żyjąc wyłącznie ideą i z idei, może pozwolić se na najdziksze fantazmaty. Może unosić się własnym uniesieniem. Papier zniesie każdy manifesto, a MS Word jeszcze bardziej, gdyż nie trzeba szukać czystych kartek. Partia władzy za to bardziej musi się kerować Excelem, który niby też zniesie niejeden masaż, ale nie do końca, gdyż na końcu jest rzeczywistość.
Stąd zjawisko "zużywania" się potylików będących u waadzy. Wiemy nie od dziś, że fruktoza zabija. Odbiciem jego lustrzanem jest oderwanie od rzeczywistości potylików opozycyjnych. I im dłużej kto w opozycji, tym bardziej ma rację, słuszniejszą bo swojszą.
Pewnie; sam chciałbym głosiować na zastęp chłopiąt rumianych, pod przewodem doświadczonych starców. Chciałbym mądrych piastunów dobra wspólnego, jako ten Kodros gotowych na poświęcenie dla Tej, co rzadko na moich wargach, niech dziś to warga ma wyzna.
Natomiast wracając na tut. łez padół, stwierdzam z niesmakiem, że zaczynam dostrzegać pewne braki Partii Narodowej. Eseistyka kol. Konsumenta od lat (!) już podkopuje me załfanie do Renomowanego Premiera, więc nie będę powtarzał po mądrzejszych. Natomiast w tych dniach chodzę rozbity wyjątkowo, a bo, jak to ujon inny mój znajomy, "Kaczyński zagłosował za gwałtem, a żona Bosaka była przeciw". Jakby, nie mam specjalnie żalu, że PiS nie wypowiedział konwencji stambulskiej o rozbijaniu rodzin, zwłaszcza że to była działka Srogiego Zbysia. Ale o ten gwałt mam żal, bo to jest coś, czego się już nie odkręci. A nie trzeba było ręki do gwałtu przykładać, panie Szeregowy Pośle.
Z jeszcze większym niesmakiem stwierdzam u siebie narastanie mięty do Konfedery. Jako że swoją przestrzeń mendialną ograniczam głównie do obu zwaśnionych forumków, to dawno już zbyłem się dziecięcej choroby korwinisu i w zasadzie propaganda tego ugrupowania była mie obcą. Ale jakoś tak kolega mie podesłał link do rzeczniczki danej Konfy, pani Hernik. Odsłuchałem z pół godziny jej wywodów i niestety nie umiałem znaleźć winy w tym człowieku.
Tak więc tak.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kodros
**
Jeszcze inny ładny esej zmachał mój frens fejsikowy, pan Zbyszek:
Zbigniew Szczęsny
·
Za każdym razem, kiedy liberalno-lewicowy mainstream komentuje sukcesy prawicy, mamy do czynienia ze starannie zakamuflowanym przekazem indoktrynacyjnym.
Po pierwsze - prawica zawsze jest "skrajna". To znaczy - prawdziwa prawica, a nie jej zlewaczony do imentu chadecki odłam. Narracja taka pozwala blokowi liberalno-lewicowemu na konsekwentne wypychanie na margines całkowicie realistycznych i zdroworozsądkowych propozycji prawicy w rodzaju ograniczenia masowej imigracji jako rzekomo "ekstremalnych", "kontrowersyjnych" czy w inny sposób "nie do przyjęcia". Oznacza to, że tzw. centrum poszerzyło się tak bardzo, że obejmuje na ogół całkowicie sprzeczne ze sobą projekty polityczne i ideologiczne, zespolone właściwie tylko jednym: żelazną wolą utrzymania się u władzy za wszelką cenę. W ten sposób także w Polsce powstał szeroki blok od Lewicy po PSL, którego jedynym tak naprawdę spoiwem jest "antypisizm".
Po drugie - wspomniane jak najbardziej realistyczne i zdroworozsądkowe postulaty prawicy są zawsze przedstawiane właśnie jako "obiektywnie" nierealistyczne, oderwane od rzeczywistości, obłąkańcze. Tak, jakby prowadzone przez lewicę liberalną polityki "inkluzywne" były jakoś istotnie inne. Jakby te sześćdziesiąt różnych typów płci było konkretem w większym stopniu niż dobrze nam znane dwie, tak jakby strukturalna dezindustrializacja Zachodu była "pomniejszym problemem" a masowa imigracja - oczywistą dziejową koniecznością, której potrzebę rozumie nawet dziecko.
Po trzecie - starannie podkreśla się "lękową" motywację elektoratu prawicowego pomijając wszystkie inne aspekty programu prawicy. Prowadzi to oczywiście do wytwarzania wrażenie, że program lewicy liberalnej jest jak najbardziej prawidłowy a jedynym problemem jest pewnego rodzaju pedagogika społeczna. Lewica liberalna nigdy się nie myli - co najwyżej wkłada za mało wysiłku w przekonanie "wystraszonych", że nie ma się czego bać. W konsekwencji - jeśli polityki migracyjne lewicy liberalnej prowadzą do napięć społecznych, wzrostu przestępczości, rozpadu narodowej lojalności itd., to należy po prostu jeszcze więcej sił i środków przeznaczyć na "integrację" imigrantów, programy antydyskryminacyjne, zwalczanie "mowy nienawiści", kampanie "uświadamiające" i walkę ze "skrajną prawicą" - na wszystko, tylko nie na rewizję prowadzonych polityk migracyjnych. W takiej perspektywie problemem nie są nigdy prowadzone przez lewicę liberalną polityki, ale elektorat, który do nich "nie dorasta" i którego należy poddawać ciągłym procesom "wychowawczym".
Wszystko razem sprowadza się do ciągłego odwracania znaczeń. Kiedy "historyk i badacz" Nicolas Lebourg, zapytany o przyczynę lęku i negatywnego nastawienia Francuzów wobec otoczenia, odpowiedział, że duża część społeczeństwa ma brak poczucia przynależności do jakiejś większej całości a ludzie nie są już łączeni we wspólnoty przez partie bądź związki zawodowe", to tworzy iluzję, jakoby to właśnie rolą partii politycznych czy związków zawodowych było "wytwarzanie wspólnotowości" a nie państwa jako całości - jako ponadpartyjnego i ponadzwiązkowego bytu politycznego. Tymczasem to właśnie PROGRAMOWE porzucenie funkcji tożsamościowej przez państwo liberalne, ograniczające patriotyzm do płacenia podatków, leży u podstaw całego problemu! Państwo liberalne PROGRAMOWO zanegowało samą potrzebę budowy takiej narodowej wspólnoty, gdyż PROGRAMOWO wydrenowało pojęcie narodu z jakiegokolwiek pozytywnego sensu zrównując je z irracjonalnym (re)sentymentem. Powtarzając za Karlem Deutschem, że "naród jest grupą ludzi połączonych fałszywą wizją własnej przeszłości i nienawiścią do sąsiadów", państwo tworzone przez długie dekady przez lewicę liberalną było de facto wrogie wszelkiemu nacjonalizmowi, w miejsce więzi narodowej podsuwając "słabe identyfikacje" grup "zatroskanych" o los odległych obcych, zwierząt, przeróżne mniejszości, klimat planety, prawo międzynarodowe, itd.
Zarazem, im bardziej państwo lewicy liberalnej "troszczyło" się o te wszystkie sprawy, tym większej marginalizacji podlegały kwestie narodowe: podstawy ekonomiczne bytu szerokich grup społecznych, ich poczucie sensu i przynależności, cały ład społeczny oparty na "długim trwaniu". Zgodnie z marksistowską teorią społeczną - wszystko to zostało zakwalifikowane do szerokiej kategorii "fałszywej" świadomości, która wymaga "oświecenia" przez "prawidziwą" świadomość opartą na poczuciu "systemowej opresji" i potrzebie radykalnej emancypacji wszelkich mniejszości.
No i teraz, kiedy świadomość narodowa powróciła w przekonaniu, że jest "systemowo opresjonowana" i w potrzebie radykalnej emancypacji mamy wielkie larum, bo to przecież nie o tę świadomość lewicy liberalnej chodziło!
Wobec prawicy, która w ten sposób zaczęła formułować swoje postulaty liberalno-lewicowy mainstream zaczął kierować zarzuty "populizmu", żerowania na antagonizmach, tendencji faszystowskich, itd. Po raz kolejny przekaz politycznego nurtu głównego jest taki, że "racja jest po naszej stronie, być może popełniliśmy jakieś drobne techniczne błędy, ale kierunek przecież jest dobry". Konsekwentnie nie ma tu żadnej woli głębszej zmiany - wszystko ma polegać na "drobnych korektach" obecnego kursu. "Postęp" - tak, jak go rozumie lewica liberalna - ma mieć bowiem charakter "obiektywny", jest jak rzeka, która prowadzi nas ku morzu i nie ma co zapierać się wiosłując pod prąd.
Charakterystyczna przy tym jest typowa dla lewicy liberalnej strategia. Deklaratywnie, państwo liberalne z chwilą rozdziału od religii porzuciło cele określone metafizycznie. Nie zabiega już o "zbawienie" swoich obywateli, nie narzuca im stylu życia, nie domaga się od nich posiadania określonych poglądów. Jednak proceduralnie państwo liberalne ma bardzo jasno określony cel "emancypacyjny" - polega on właśnie na tym, że w sposób zinstyutucjonalizowany pracuje ono nieustannie na rzecz rozpoznawania kolejnych grup "systemowo dyskryminowanych" i priorytetowego uwzględniania ich postulatów. Ten proces nie ma żadnych granic. Państwo liberalne jest z natury "otwarte" i niejako "promieniuje" tą wolą na swoje otoczenie międzynarodowe, starając się "eksportować" postęp globalnie. W jego rozumieniu świata, wyraża ono "właściwy" stan stosunków społecznych, który powinien być globalnie zaimplementowany. Służą temu wszystkie szeroko zakrojone "programy pomocowe", które uzależniają dostęp do środków pomocowych od realizacji "postępowych" postulatów państwa liberalnego. Tak rozumiane państwo liberalne abstrahuje od "interesu narodowego" rozumianego w jakikolwiek inny sposób. Nawet wówczas, gdy realnie prowadzi polityki kierując się własnym interesem ekonomicznym - jest to głęboko ukryte pod wieloma warstwami postulatów "humanitarnych" i "prawnoczłowiecznych".
Część II
W praktyce doszło do tego, że państwo liberalne ma ogromne trudności z uzasadnianiem swojego interesu na jakiejkolwiek innej płaszczyznie niż "humanitarnej" a jego szeroki pluralizm doprowadził do tego, że działają w nim przeróżne pozarządowe organizacje, któych cel jest w sposób oczywisty sprzeczny z racją stanu i państwo liberalne nic nie może z tym zrobić, gdyż musiałoby zaprzeczyć swojej nadrzędnej racji. Te wszystkie grupy zamujące się już "przemysłowo" przerzutem nielegalnych imigrantów są nietykalne właśnie dlatego, że działają ponad racją stanu odwołując się bezpośrednio do nadrzędnej racji konstytuującej sens państwa liberalnego: dobra powszechnego w sensie czysto uniwersalistycznym, globalnym.
Moim zdaniem zachodzi tu konflikt fundamentalny, który wciąż nie doczekał się porządnego teoretycznego opacowania. Bez odpowiedniej teorii prawica jest tu bezradna. Nawet jak zdobędzie władzę, to staje przed zadaniem właściwie niemożliwym. Nie da się bowiem w prosty sposób zmienić ogólnego nastawienia państwa, którego wszystkie instytucje są programowo liberalne, którego system prawny jest programowo liberalny i którego otoczenie międzynarodowe jest programowo liberalne. Środowisko to ma cechy istnego węzła gordyjskiego, którego nie da się rozplątać, można go jedynie przeciąć. Jakakolwiek próba rozluźnienia kończy się bowiem wojną sądową, "plagami unijnymi" (sankcje, kary, itd.), buntem klasy urzędniczej, zmową mediów i organizacji pozarządowych, demolką w ramach "pokojowych" manifestacji postępowców, itd. W efekcie - każda większa inicjowana przez prawicę zmiana w ten czy inny sposób okazuje się "nielegalna" a utrata władzy prowadzi do represji takich, jakie dziś obserwujemy wobec polityków prawicy w Polsce. Mówiąc krótko, system liberalnej demokracji jest integralnie progresywny i strukturalnie przeciwny prawicowości. W samych założeniach tego systemu tkwi najgłębsze przekonanie, że prawicowość jest "aberracją", której należy się ze wszelkich sił przeciwstawiać za pomocą rozbudowanego aparatu "represywnej tolerancji". Jeśli zaś pomimo tego prawica dojdzie do władzy - system liberalny uruchamia wszyskie siły i środki, żeby władzę tę ograniczyć i w ostateczności prawicę władzy pozbawić. W liberalno-lewicowym słowniku prawica jest po prostu inną nazwą "zła", a zła przecież tolerować nie można i już. Zauważam, że prawicowość jest w systemie liberalnym czymś nawet gorszym od komunizmu. Dla lewicy liberalnej komunizm jest projektem sensownym, który co najwyżej nie doczekał się jeszcze prawidłowej implementacji, podczas gdy prawicowość, to niejako "eufemistyczne" określenie faszyzmu, który jest z definicji "zbrodniczy".
Prowadzi mnie to niestety do wniosku, że prawica musi wypracować koncepcję przejęcia władzy z zamiarem rewolucyjnego przekształcenia systemu liberalnego. Aby to jednak było możliwe - potrzebna jest teoria polityczna systemu alternatywnego. Jednak prawica jak ognia boi się podejmowania takich prób, w obawie kolejnego ataku czkawki faszyzmu trzymając się kurczowo "społecznej nauki Kościoła". Mijają dekady a jej program ma wciąż charakter "techniczny": mniej tego, więcej tamtego - bez jakichkolwiek prób systemowego odniesienia się do istoty wbudowanego w projekt liberalny progresywizmu na gruncie sekularnym. Ten stan jest niemożliwy do utrzymania! Z niecierpliwością czekam na kolejną zmianę pokoleń, na ostateczne odejście "złogów chrześcijańskich", które prawicę czynią impotentną i pustą w coraz bardziej świeckim świecie. Alternatywą religijną jest bowiem współcześnie jedynie Islam, który wciąż jest "gorący" i prowadzi do "silnej tożsamości". Chrześcijaństwo zaś jest już tylko "letnie", w swoich mocnych formach wywołując w ludziach Zachodu więcej obaw niż nadziei. Stało się formą "słodkopierdzącą" z przekazem coraz bardziej zbliżonym do progresywnej psychoterapii. Tego nie da się cofnąć. Świat tak nie działa. Ci, co wyczekują "masowego powrotu religijności" są w głębokim błędzie a ich naiwność - fatalna w skutkach dla prawicy.
Najwyższy czas na prawicę post-chrześcijańską, prawicę zdolną budować własną teorię polityczną, która nie potrzebuje religijnego błogosławieństwa. Świecka prawica nie musi być wcale wobec Kościoła wroga, ale musi się stać od wiary religijnej i religijnie umocowanej aksjologii niezależna.
Podtrzymuję propozycję eksperymentu myślowego: Zebrać w wyobraźni wszystkie swoje pomysły, nawet ograniczając się do tych znakomitych, policzyć je, a potem policzyć te zrealizowane. Podzielić jedną liczbę przez drugą, w efekcie otrzymamy współczynnik oporu materii. Nie trzeba podawać do publicznej wiadomości, wystarczy zapamiętać.
Janusz Mikke podszywający się pod herb Korwin wprowadził do polskiej polityki postawę Starszego Brata Pana Boga. Staje taki obok Pana Boga, klepie go życzliwie po ramieniu i mówi: Słuchaj no Jehowa, napracowałeś się przy tym świecie ale nie bardzo ci się udało. Należało to zrobić tak... i podaje mu rocznik Najwyższego Czasu.
Polityk nie jest Starszym Bratem Pana Boga. Jego zadaniem nie jest zaprojektować idealny świat tylko tak zmienić ten, który jest, by dało się w nim żyć. Bardzo pięknie słowa pani Sernik ulatują ku Niebiosom, ja jednak zadam przyziemne pytanie: co planuje pani Sernik zrobić, być choć odrobinę przybliżyć rzeczywisty świat do tak pięknie opisanego przez nią ideału?
Dobrze, wszystko pięknie.
Tyle że nikt nie kazał Ozyrysowi naciskać guzika "TAK". To nie tak, że jego palec szedł za przemożną siłą magnetyzmu zwierzęcego. Sam klliknął, choć nie musiał. Mam z tej przyczyny ostry żal do tego pana. Z przyczyn opisywanych wielokrotnie przez kol. Konsumenta (federalizacja, kamienie milowe) mam zaś żal chroniczny. A, no i oczywiście wybór Wonder Jeleń na kerowniczkę. Plus piąteczek dla zwierzątek. To nie były sprawy oporu materii, tylko swobodnej decyzji. Najlepiej to widać właśnie w przypadku piąteczku, kiedy to Ozyrys miał genialny pomysł, tylko że materia pisoska nie wytrzymała.
Też żałuję.
Bardzo się koledze chwali, że po długich intelektualnych zmaganiach doszedł do obserwacji znanej Jarosławowi Kaczyńskiemu jakieś 35 lat lat temu.
Przecież właśnie o tym jest powyższy wklejkon, że nie można było inaczej, bo prawdopodobnie skończyłoby się to jeszcze gorzej.
Mam inne zdanie.
A podzieli się kolega?
Osobiście uważam, że nic by nie było gorzej, gdyby Ozyrys nie głosował za powszechnym gwałtem, nie forsował piąteczku dla zwierząt, nie poparł Orszulki Wonder Jeleń. I to są sprawy proste, zerojedynkowe.
Sprawa federalizacji i kamieni milowych jest oczywiście trudniejszą, bo można snuć narrację, jak to Renomowany Premier chciał dobrze, ale go oszwabili. Tem niemniej potępiam stanowczo kumitet cyntralny jak i biuro polityczne Partii, że to od początku do końca przyklepywali.
Aha, no i potępiam posunięcie Bełatki, która była najlepszym premierem ever, może poza prof. Nowakiem. Zastąpienie jej Renomowanym Premierem potępiałem od początku. Oczywiście, rozumiem że wszechświatowi banksterzy wykręcali Ozyrysowi rękę z długopisem, żeby tak zrobił, no ale tu stoję i dzie indziej nie potrafię.
Piątka dla zwierząt to ewidentne zaćmienie umysłu, nie da się obronić, reszta to elementy gry, być może chybione ale nie nam to wiedzieć. Pogląd, że jakby Harvey Keitel nie podpisał kapitulacji Rzeszy, to Wehrmacht by nadal zajmował Moskwę, uznaję za przesadzoy.
Czykobiety pamietliwymi są?
Myślę teraz o starciu w Krakowie?
Jako proxy ma oberwać fascynat Kory?
Odsłuchałem panią Sernik. Ignac, Jeśli idiosynkrazje tej osoby poruszają struny twojej duszy, to naprawdę nie wiem jak pomóc.
Ba, gdybym ja to wiedział!
Na szczęście wybory dopiero za rok. Niech się utrzęsie; zobaczymy jak będzie.
W międzyczasie będę się excytował głosiami rozsądku w Saksonii i wogle w NRD.
Ignac, naprawdę nie widzisz, że jest to korwinizm-mikkizm? Przekaz typu: jak wyborcy będą mądrzy, to oddadzą nam władzę absolutną i ich dopieścimy że hoho, a jak tego nie zrobią, to widać nie są mądrzy i mają to, na co sobie zasłużyli. Mikke to tym 35 lat jechał.
Wróćmy do tej rozmowy za rok, dobrze?
A co szczególnego jest w liczbie 36 poza tym, że to kwadrat 6?
To kryzys, a nie rezultat.
Nie w liczbie 36, tylko w liczbie 2025. Raz że wybory prezydenckie będą, dwa że może się ten koń nauczy w końcu latać.
Przeczytałem ten felieton (ten pierwszy) i wysłuchałem wywiadu w radiu Żyt i mam następujące refleksje (Ale wiadomo, że na pewno są błędne i nie należy tego w ogóle brać pod uwagę. Piszę to sobie ot tak, żeby nabrać wprawy w stukanie w klawisze).
Kedyś ukłułem takie scholium: "Do tej pory przymykałem oczy na słabostki Januszka z kradzionym herbem, od dzisiej będę przymykał oczy na słabostki Jarosława". Tak już myć busi, bobyśmy inaczej mieli każden jednoosobową partę.
Trochę dalej na tej ścieżce są owe jawne sprzeczności w rodzaju A = nieA. Tego już w puszce zmieścić nie mogie, gdyż uważam to za niemolarne. Metoda trzepania asonansem poznawczym ("PiS próbowały z tym walczyć kompilując te wypowiedzi") wydaje sięmie jedyną suszną.
Wicie, otóż nie. Gdyż se pedzmy, widzimy jak w parku Syryjczycy nakłuwają kindżałami młodego dżentelmena z krzyżem na piersi. I ten dżentelmen i tak by zmarł, wszelako dołączenie do nakłuwania uważałbym za czyn wewnętrznie nieuporządkowany.
Podobnie jest z giewałtem. Ozyrys muk ostentacyjnie targać odzież oraz grozić swoim osłom dyscypliną partyjną (co zabawne, w Ameryce to się dosłownie nazywa "whip"), ale nie. Drgnął nie tylko powietrzem, ale i guzikiem "ZA".
I teraz wracamy do eseju pana Zbigniewa vide svpra. Otóż Ozyrys nie tylko wymyślił a wdrożył "prawicę ateistyczną", ale jednocześnie mieści się w "prawicy impotentnej", a to dlatego że nie stworzył jakiejś ogólnej a spójnej wizji, końcepcji, która pozwoliłaby w obecnym szalęstwie stworzył enklawę ładu. A to znaczy, że nie ma nikogo (poza Konfederą, bre), kto byłby w stanie giewałt odkręcić. To już z nami zostanie na "zawsze". (W cudzysłowie, bo za pisiont alebo i fefnaście lat Wielgi Szatan będzie miał w dyńce kolejne zawirowanie i ogłosi, że zawsze się trochę gwałci, więc trzeba ustawę zmienić, bo taka jest dzisiej "właściwa strona herstorii".)
Ojtam, jest popyt, toji, market provides.
Zresztą, to co pani Sernik opowiadała o swojej pracy reportersko-lobbystycznej około branży futrzarskiej było akurat ciekawe1, bo polegało na pewnym zbliżeniu do sfery faktów tutejszych i teraźniejszych, a nie tylko na suchym branzlowaniu się starymi fejletonami z anglosfery.
Ten koń to polski naród? Pewnie będzie tyle samo wart co AD 2024, tak nieruchawe twory szybko się nie zmieniają.
Jakoś mi umknęło - gdzie mówiła o odmowie nadepnięcia?
Mógł ostentacyjnie targać odzież. Na to establiszment by odpowiedział "PiS chce gwałcić kobiety", PiS zacząłby się tłumaczyć, więc establiszment by dodał "nie dość, że gwałcą kobiety, to jeszcze się awanturują" i byłoby ogólnie walenie kijem po prętach w rytnie wesołego oberka. Było to tyle razy, że każdy już powinien z ziewem taki scenariusz przewidzieć. Kaczyński zachował się jak sprawny wojskowy - skrócił front.
Jak nie poznamy reguł rządzących światem realnym, nie będziemy odnosić w nim sukcesów, wiesz o tym, Ignac?
Chyba ok 10.
No więc mamy z jednej strony futerka (przypominam że ustawa nie przeszła) a z drugiej rozkładanie nóg przed rosją.