@Przemko powiedział(a):
To fajnie że można, ale właśnie dlatego że można pakuje się je w folię, bo tylko takie produkty do tego celu istnieją. Gotowe worki na psie kupy w sklepach, w dystrybutorach w parkach, często ludzie kupują do tego celu małe worki na śmieci lub recyklingują torebki foliowe ze sklepu. Jak żyję nie widziałem nikogo kto by używał czegoś innego. Takiego samego wyboru nie ma ze słomką na przykład.
A potrafi kolega rzutem oka, z kilku metrów odróżniać folię plastikową od biodegradowalnej? Bo ja nie potrafię nawet jak mam w ręce. A sporo woreczków na psie kupy jest właśnie z materiałow biodegradowalnych
Poza tym średnia sensowność przepisów o słomkach automatycznie nie czyni głupim obowiązku sprzątania po swoich zwierzątkach.
Fajnie jest walić łomem albo sztachetą, gdy wszyscy (w danym gronie). Natomiast, o czym Los pisał już wielokrotnie, gdy występuje różnica poglądów i toczony jest jakiś spór, walenie sztachetami nie jest skuteczne. Lepiej dzielić włos na czworo. Jedyna korzyś, jaką może przynieś walnięcie sztachetą, to satysfakcja walącego: "Ale im (walonym) przywaliłem."
Tak i tutaj: jeśli ktoś krytykuje durny przepis o nakrętkach z powodu jego niewygody, to od razu "przymocowana nakrętka go PONIŻA". Jeśli ktoś kocha swoje zwierze, to musi OBRAŻAĆ STAREGO JĘZYKOZNAWCĘ, gdyż nie można kochać swojego zwierzęcia i jednoczenie starych językoznawców lubić lub mieć ich w nosie. W ogóle nie wiadomo za bardzo o czym jest rozmowa. Czy o tym, że ktoś jest najgorszy DLATEGO, że powie, że jego pies zmarł, czy o tym, że sprzątanie kup jest złe a niesprzątanie dobre, czy że trzymanie zwierząt w domu to ZUOOO (pojawił się nawet nieśmiertelny św. Stanisław - czy on był zwolennikiem poglądu, że dobre zwierzę domowe to martwe zwierzę domowe, czy może chciał tylko gospodyni delikatnie zasugerować, że źle czyni stawiając bydlątko nad człowieka). I nie wiadomo, czy trzymanie zwierząt w domu to zuooo, bo męczymy zwierzęta (co nie zawsze jest oczywiście prawdą), czy to zuooo molarne, czy zuooo jak nie sprzątamy gówna z trawnika, bo inny wdepnie, czy zuooo, gdy sprzątamy gówno z trawnika, gdyż obrażamy w ten sposób najwyższą formę Stworzenia, czy może to zuooo, jak sprzątamy gówno z trawnika, gdyż zabijamy naszą planetę (woreczki foliowe). Pojawiają się ciekawe twierdzenia, że dziadek obecnego psa sam sobie wybierał pożywienie (fik) lub miejsce śmierci (turl). Itd. Innymi słowy, pojawi się jeszcze trochę wpisów, lecz ze względu na "gruboś" argumentów nikt zdania nie zmieni. Nie tego oczekuję od forum, gdyż oprócz rozrywki oczekuję właśnie nauki. Przekonania mnie do zmiany niewłaściwego zachowania.
@Przemko powiedział(a):
To fajnie że można, ale właśnie dlatego że można pakuje się je w folię, bo tylko takie produkty do tego celu istnieją. Gotowe worki na psie kupy w sklepach, w dystrybutorach w parkach, często ludzie kupują do tego celu małe worki na śmieci lub recyklingują torebki foliowe ze sklepu. Jak żyję nie widziałem nikogo kto by używał czegoś innego. Takiego samego wyboru nie ma ze słomką na przykład.
A potrafi kolega rzutem oka, z kilku metrów odróżniać folię plastikową od biodegradowalnej? Bo ja nie potrafię nawet jak mam w ręce. A sporo woreczków na psie kupy jest właśnie z materiałow biodegradowalnych
Poza tym średnia sensowność przepisów o słomkach automatycznie nie czyni głupim obowiązku sprzątania po swoich zwierzątkach.
Woreczki biodegradowalne działają. Potwierdzam, gdyż dostałem parę rolek. Chciałem je wykorzystywać jako woreczki na śmieci latem (zimą wyrzucam co parę dni, latem szybciej kosz zaczyna śmierdzieć) ale jak trochę poleżały, to zaczęły się rozpadać już przy odrywaniu.
A poza tym, to jest tak (też już chyba vlepiałem):
Kurt Vonnegut
Pies Tomasza Edisona
Pewnego słonecznego ranka w Tampa na Florydzie na ławce w parku siedziało dwóch starszych panów. Jeden z nich usiłował czytać ksiąŜkę, której lektura sprawiała
mu wyraźną
przyjemność, podczas gdy drugi, Harold K. Bullard, opowiadał mu historię swego Ŝycia
pełnymi, krągłymi zdaniami człowieka nawykłego do publicznych wystąpień. U ich stóp leŜał
wodołaz Bullarda, który zwiększał jeszcze udrękę przymusowego słuchacza, trącając swoim
wielkim wilgotnym nosem o jego nogi.
Bullard, który przed przejściem na emeryturę miał sukcesy w wielu dziedzinach, z przyjemnością dokonywał przeglądu swego Ŝyciorysu. Musiał jednak liczyć się z faktem,
który tak komplikuje Ŝycie ludoŜercom - mianowicie, Ŝe nie moŜna wielokrotnie wykorzystywać tej samej ofiary. KaŜdy, kto raz zetknął się z Bullardem i jego psem, później
omijał juŜ ich z daleka.
Tak więc Bullard codziennie wyruszał do parku na poszukiwanie nowych twarzy. Tego dnia szczęście mu dopisało - od razu zoczył człowieka wyraźnie świeŜo przybyłego na
Florydę, gdyŜ nie zdąŜył się jeszcze rozstać z grubą marynarką, sztywnym kołnierzykiem i
krawatem, i nie znalazł sobie nic lepszego do roboty niŜ czytanie ksiąŜki.
Tak - mówił Bullard, kończąc pierwszą godzinę swego monologu - pięciokrotnie dorobiłem się majątku i pięciokrotnie go straciłem.
JuŜ to słyszałem - powiedział nieznajomy, którego Bullard nie spytał nawet o nazwisko. - LeŜeć, leŜeć zawołał do psa, zdradzającego coraz bardziej agresywne zamiary co
do jego nóg.
Tak? JuŜ to panu mówiłem? - zdziwił się Bullard.
Dwa razy.
Dwa razy na nieruchomościach, raz na złomie, raz na nafcie i raz na
transporcie.
JuŜ to słyszałem.
Tak? A, rzeczywiście. Dwa razy na nieruchomościach, raz na złomie, raz na nafcie i
raz na transporcie. Nie wy rzekłbym się ani jednego dnia ze swego Ŝycia.
Bardzo słusznie - powiedział nieznajomy. - Przepraszam, ale czy nie mógłby pan odsunąć psa trochę dalej?
Jego? - spytał Bullard zdumiony. - Najmilszy pies na świecie. Nie ma powodów do
obaw.
Ja się nie boję. Po prostu denerwuje mnie, jak bez przerwy obwąchuje moje kostki.
Plastyk - powiedział Bullard chichocząc.
Proszę?
Plastyk. Musi pan mieć coś plastykowego. Słowo daję, to muszą być te guziczki przy
podwiązkach. ZałoŜę się, Ŝe są plastykowe. Ten pies jest zwariowany na punkcie plastyku.
Nie wiem, skąd mu się to bierze, ale wywącha i znajdzie najmniejszą drobinę
plastyku.
Widocznie jego organizm odczuwa potrzebę tego, chociaŜ niech skonam, on lepiej się
odŜywia niŜ ja. Kiedyś zŜarł cały plastykowy worek, uwierzy pan w coś takiego?
To jest teraz
interes, którym warto by się zająć, ale niestety pigularze zalecili mi spokój.
MoŜe pan przywiązać psa pod tamtym drzewem - powiedział nieznajomy.
Diabli mnie biorą, jak patrzę na tę dzisiejszą młodzieŜ! - mówił Bullard. -
Ciągle
tylko narzekają, Ŝe nie mogą się wyŜyć. Nigdy jeszcze nie było tyle moŜliwości działania co
dzisiaj. Wie pan, co by powiedział Horacy Greeley, gdyby Ŝył?
On ma mokry nos - powiedział nieznajomy i schował nogi pod ławkę, ale pies podczołgał się bliŜej, niezmoŜony w swoich poszukiwaniach. - LeŜeć! Poszedł!
Mokry nos jest u psa oznaką zdrowia - powiedział Bullard. - Zamiast “Na
Zachód,
młody człowieku!”, dzisiaj Greeley zawołałby: “Na plastyk, młody człowieku! Na atom,
młody człowieku!”
Pies zlokalizował ostatecznie plastykowe guziczki na podwiązkach nieznajomego i teraz przekrzywiał głowę raz w jedną stronę, raz w drugą, zastanawiając się, jak
tu najlepiej
dobrać się do tych smakołyków.
Fuj! - zawołał nieznajomy.
“Na elektronikę, młody człowieku!” - perorował Bullard. - Nie mówcie mi o
braku
moŜliwości. Na kaŜdym kroku otwierają się nowe horyzonty. Kiedy ja byłem młody, człowiek musiał sam sobie szukać szansy i wczepić się w nią pazurami. Dzisiaj...
Przepraszam - powiedział nieznajomy stanowczo, po czym zatrzasnął ksiąŜkę, wstał
i uwolnił nogi z psich uścisków. - Muszę juŜ iść. Do widzenia panu!
Nieznajomy odszedł oglądając się za siebie, znalazł wolną ławkę, usiadł i z westchnieniem ulgi pogrąŜył się w lekturze. Jego oddech właśnie wrócił do normy, kiedy
znowu poczuł na nodze dotknięcie mokrego nosa.
O, to pan! - zawołał Bullard siadając. - To on pana wywęszył. Szedł jakimś
tropem i
pozwoliłem mu się prowadzić. Na czym to stanęliśmy? - Rozejrzał się z aprobatą.
Nie
dziwię się, Ŝe pan zmienił miejsce. Tam było za duszno na przyjemną pogawędkę, ani śladu
przewiewu.
Czy ten pies dałby mi spokój, gdybym mu kupił plastykowy worek? - spytał nieznajomy.
Świetny kawał, świetny kawał - powiedział Bullard przyjaźnie. Nagle klepnął nieznajomego po kolanie. - Hej, pan chyba nie pracuje w plastyku, co? Ja się tu wymądrzam o
plastyku, a to moŜe jest pańska specjalność.
Moja specjalność? - powiedział nieznajomy z błyskiem w .oku, odkładając
ksiąŜkę. -
Ja nigdy nie miałem specjalności. Nigdy nigdzie nie zagrzałem miejsca od dnia, kiedy
skończyłem dziewięć lat, od czasu kiedy Edison załoŜył laboratorium w sąsiednim
domu i
pokazał mi swój przyrząd do pomiaru inteligencji.
Edison? - spytał Bullard. - Tomasz Edison, ten wynalazca?
Jeśli panu zaleŜy, moŜe go pan tak nazywać.
Jeśli mi zaleŜy? - roześmiał się Bullard. - Myślę, Ŝe tak. Ojciec Ŝarówki
elektrycznej
i Bóg wie jeszcze czego. - Jeśli chce pan wierzyć, Ŝe to on wynalazł Ŝarówkę, to
proszę
bardzo. Nie ma w tym nic złego - powiedział nieznajomy i otworzył ksiąŜkę.
Co to ma znaczyć? - spytał Bullard podejrzliwie. Czy to jakiś Ŝart? Co to za
przyrząd
do pomiaru inteligencji? Nigdy o tym nie słyszałem.
Nie mógł pan słyszeć. Edison i ja obiecaliśmy zachować to w tajemnicy. Ja nie powiedziałem nikomu. Edison złamał słowo i powiedział Fordowi, ale Ford wymusił na nim
obietnicę, Ŝe dla dobra ludzkości nigdy juŜ o tym nie wspomni.
Bullard był zafascynowany.
Ten... ten przyrząd do pomiaru inteligencji mierzył inteligencję, prawda?
To była elektryczna maselnica.
Nie, powaŜnie - naglił Bullard.
MoŜe nawet dobrze byłoby z kimś o tym porozmawiać - powiedział nieznajomy. - Bardzo cięŜko jest dusić coś takiego latami. Ale skąd mogę mieć pewność, Ŝe to
nie pójdzie
dalej?
Daję panu słowo dŜentelmena - zapewnił nieznajomego Bullard.
Myślę, Ŝe trudno uzyskać lepszą gwarancję - powiedział nieznajomy z powagą.
MoŜe pan być spokojny - powiedział z dumą Bullard. - U mnie jak w grobie.
A więc dobrze. - Nieznajomy odchylił się na oparcie i przymknął oczy, przygotowując się do podróŜy w przeszłość. Milczał tak chyba z minutę, podczas
gdy Bullard
wpatrywał się w niego z szacunkiem.
Było to jesienią tysiąc osiemset siedemdziesiątego piątego roku - zaczął
wreszcie
nieznajomy cichym głosem. - We wsi Menlo Park, w stanie New Jersey. Miałem wtedy dziewięć lat. W sąsiednim domu załoŜył sobie laboratorium młody człowiek,
którego wszyscy
uwaŜaliśmy za czarownika, bo stale tam coś błyskało, wybuchało i działy się
róŜne
przeraŜające rzeczy. Wszystkie dzieci w okolicy anioły przykazane trzymać się z daleka od
czarownika i nie denerwować go hałasami.
Edisona poznałem nie od razu, ale za to od pierwszego dnia zaprzyjaźniłem się z
jego
psem imieniem Sparky. Był bardzo podobny do pańskiego psa i uganialiśmy się z
nim po
całej akolity. Tak, proszę pana, pański pies to wykapany Sparky.
Naprawdę? - spytał Bullard pochlebiony.
Słowo daję. Więc pewnego dnia Sparky a ja, tarzając się jak zwykle,
podtoczyliśmy
się pod same drzwi laboratorium Edisona. W pewnej chwili Sparky wepchnął mnie do środka,
i bach! Siedziałem na podłodze laboratorium twarzą w twarz z samym Edisonem.
Na pewno się rozzłościł - powiedział Bullard z zadowoleniem.
W kaŜdym razie ja byłem przeraŜony. Myślałem, Ŝe znajduję się przed samym
:Szatanem. Edison miał przyczepione do uszu druty, które prowadziły do małego
czarnego
pudełka, jakie trzymał na kolanach. Chciałem się wymknąć, ale złapał mnie za kołnierz i siłą
posadził.
Chłopcze - powiedział Edison - pamiętaj, Ŝe najciemniej jest zawsze przed
świtem.
Tak jest, proszę pana - odpowiedziałem.
Od przeszło roku - mówił Edison - poszukuję najtrwalszego włókna do lampy próŜniowej. Włosy, struny, nici - wszystko na nic. Zastanawiając się nad tym,
czego by tu
jeszcze spróbować, zacząłem ot tak, dla rozrywki, dłubać przy innym pomyśle i zmajstrowałem ten przyrząd - powiedział, pokazując mi czarne pudełko. - Pomyślałem sobie,
Ŝe moŜe inteligencja jest tylko pewnym rodzajem elektryczności i zrobiłem ten
oto przyrząd
do pomiaru inteligencji. Przyrząd działa! Jesteś pierwszym człowiekiem, który
się o tym
dowiaduje! Właściwie dlaczegóŜ by nie? To twoje pokolenie będzie dorastać we wspaniałych
czasach, kiedy ludzi będzie się segregować równie łatwo jak pomarańcze.
Nie wierzę! - zawołał Bullard.
Niech mnie grom spali! I przyrząd rzeczywiście działał. Edison wypróbował go
na
ludziach, nie mówiąc im, o co chodzi. I słowo daję, im mądrzejszy facet, tym
dalej w prawo
wychylała się strzałka na skali małego czarnego pudełka. Pozwoliłem Edisonowi wypróbować przyrząd na mnie, ale strzałka drŜała tylko w miejscu. Mimo jednak swojej
głupoty, właśnie wówczas dokonałem swego pierwszego i ostatniego odkrycia. Jak juŜ
mówiłem, od tamtego czasu nie ruszyłem palcem.
CóŜ pan takiego zrobił? - spytał Bullard z ciekawością.
Powiedziałem: “Panie Edison, wypróbujmy to na psie”. Trzeba było zobaczyć, co ten
pies zaczął wyrabiać, kiedy to usłyszał! Poczciwy Sparky szczekał, wył i drapał
do drzwi,
Ŝeby go wypuścić. Kiedy przekonał się, Ŝe nie mamy zamiaru zrezygnować, skoczył w stronę
przyrządu i wytrącił go z rąk Edisona. W końcu zapędziliśmy go w kąt i Edison go przytrzymał, a ja przyłoŜyłem końce przewodów do jego uszu. I moŜe pan wierzyć albo nie,
ale strzałka przeleciała przez całą skalę, daleko za czerwoną kreskę.
Pies popsuł przyrząd - wtrącił Bullard.
Proszę pana - spytałem Edisona - co oznacza ta czerwona kreska?
To znaczy, Ŝe przyrząd jest popsuty, bo ta czerwona kreska to ja.
Musiał być popsuty - powiedział Bullard.
Ale przyrząd nie był wcale popsuty - kontynuował nieznajomy powaŜnie. - Nie, proszę pana. Edison sprawdził cały przyrząd i wszystko było w najlepszym porządku. Kiedy o
tym powiedział, Sparky chciał się wydostać za wszelką cenę i wtedy się zdemaskował.
W jaki sposób? - spytał Bullard podejrzliwie.
Drzwi były zamknięte na haczyk, zasuwę i zatrzask. Pies zerwał się, podniósł
haczyk, odsunął zasuwę i juŜ sięgał zębami do zatrzasku, kiedy Edison go złapał.
NiemoŜliwe! - zawołał Bullard.
Tak było! - potwierdził nieznajomy z błyskiem w oku. - I wtedy właśnie Edison udowodnił, Ŝe jest prawdziwym uczonym. Chciał poznać prawdę, choćby była nie wiem jak
przykra.
Więc to tak! - powiedział Edison do psa. - Najlepszy przyjaciel człowieka,
tak?
Głupie zwierzę, tak?
Sparky grał swoją rolę do końca. Udawał, Ŝe nie słyszy, drapał się, łapał
pchły i
obszczekiwał mysie nory robił wszystko, Ŝeby tylko nie spojrzeć Edisonowi w
oczy.
Niezła synekura, co? - mówił Edison. - Niech kto inny troszczy się o
poŜywienie i
dach nad głową, a wy wylegujecie się przed kominkiem, uganiacie się za suczkami albo
wałkonicie się z kolegami. śadnych rat, polityki, wojen, Ŝadnej pracy i
zmartwień. Wystarczy
pomachać ogonem albo polizać rękę i wszystkie wasze potrzeby są zaspokojone.
Panie Edison - spytałem - czy to znaczy, Ŝe psy są mądrzejsze od ludzi?
Mądrzejsze? - zawołał Edison. - Powiem o tym całemu światu! I nad czym ja pracowałem przez ostatni rak? Tyrałem jak wół nad wynalezieniem Ŝarówki po to, Ŝeby psy
mogły bawić się po nocach!
Panie Edison - odezwał się Sparky - czy nie...
Chwileczkę! - ryknął Bullard.
Cisza! - zawołał nieznajomy tryumfalnie. - Panie Edison - odezwał się Sparky -
czy
nie lepiej utrzymać to w tajemnicy? Od tysięcy lat rzecz działa ku obopólnej satysfakcji.
Tylko wy dwaj wiecie, gdzie jest pies pogrzebany. Pan zapomni o wszystkim i zniszczy
przyrząd do pomiaru inteligencji, a ja powiem panu, co się będzie najlepiej
Ŝarzyć w Ŝarówce.
Bzdury! - warknął Bullard robiąc się purpurowy na twarzy.
Nieznajomy wstał.
Ma pan moje słowo dŜentelmena. Sparky w nagrodę za moje milczenie powiedział mi, jak grać na giełdzie, dzięki czemu stałem się człowiekiem niezaleŜnym finansowo do
końca Ŝycia. Ostatnie słowa Sparky'ego zwrócone były do Edisona. “Niech pan spróbuje
zwęglonego włókna bawełnianego”, powiedział i zaraz po tym został rozszarpany przez stado
psów, które podsłuchiwały za drzwiami.
Nieznajomy odpiął podwiązki i podał je psu Bullarda.
Proszę przyjąć ten skromny podarek jako wyraz szacunku dla pańskiego przodka, który swoją rozmowność przypłacił Ŝyciem. Moje uszanowanie.
I odszedł z ksiąŜką pod pachą.
@JORGE powiedział(a):
Ale jak na tle słusznego odczłowieczenia zwierząt pogodzić fakt zbierania gówna psiego i wkładania w torebkę, przez koronę stworzenia ? A ?
To po to, żeby druga korona nie wdepła, nie zaś żeby piesełu zrobić dobrze.
Niemniej słomka musi być papierowa, patyczek do lizaka też, tacka do kiełbasy z grila, widelczyk drewniany ale psie gówno koniecznie w plastiku.
Łooo widzę tukej srogi projekt startapu z tęgim fajansowaniem y fajnansowaniem, ażeby robić dane torebki z polimerów celulozowych spożywczych. Po namyśle proponuję też, żeby miały z lekka kształt rękawicy.
@Przemko powiedział(a):
Poza tym średnia sensowność przepisów o słomkach automatycznie nie czyni głupim obowiązku sprzątania po swoich zwierzątkach.
Wicie, gdyż jest zasadnicza, a zaś fajna różnica.
Ovaj, sprzątanie psiego kupska jest działaniem lokalnym. Jest ostatecznym rozwiązaniem konkretnego problemu, polegającego na tem że Korona Stworzenia wdepnie w łajno. Było łajno? Nie ma łajna, radujmy się!
A zaś słomki pejperowe to Ratowanie Planety, to zbawienie dla żufa morskiego, któren zaplątał się w sieci rybackie, przez przypadek plastyczane. To ograniczenie emisji mikro- i makroplastików z rzek Żółtej, Błękitnej, Bramaputry i Jokohamy.
Papierowa słomka znika po jakimś czasie nawet jeśli jest rzucona w krzaki, dla mnie picie przez słomkę to domena dzieci no ale jak ktoś musi to niech ma. Z drugiej strony dzieci umieją pić z butelek z przymocowaną nakrętką a dorośli nie, jest okazja się pouczyć wzajemnie.
@christoph powiedział(a):
no dobrze
skoro zwierz ma umierać , to dlaczego człowiek nie, tylko np. odchodzi
ciekawe to dla mnie, bo skoro ateista, i po śmierci niema nica
to dokąd odchodzi?
sam ochodzi?
o własnych siłąch? i własną wolą?
czy odniosło go Fatum? przeznaczenie?
Podobno po prawdziwych ateistów przyjeżdża śmieciarka.
Miało być lingwistycznie a wyszedł kyno-skato-piąteczek.
Niby małpki i pety łatwiejsze do zbierania a korona stworzenia ciska nimi bezlitości w publiczne przestrzenie i jakoś ognistych dyskusyj to nie wzbudza.
Tak zbieram, w woreczki błękitne w paski i różowe w psie łapki czasem recyclinguję foliówki z warzyw.
Właśnie! Prawdziwym działaniem proeko byłoby stworzenie systemu butelek na wymianę / kaucję. Działało to za komuny to dzisiaj tym bardziej mogłoby. Jakieś mycie z odzyskiwaniem wody i nie produkowałoby się tej góry syfu. Plastiku jest oczywiście za dużo. Już chyba pisałem o serku lazur, który niegdyś był pakowany w papier i srebełko a obecnie w papier, plastik i dopiero srebełko. A plastik wypiera inne opakowania gdyż jest tani. Rozumiem sprzeciw wobec dużo droższych a lepszych eko rozwiązań, ale może przy usprawnieniu procesu dałoby się koszty zwrotnych butelek trzymać w ryzach?
A Przemko ponownie struga jarzębia, gdyż wprowadzenie słomki papierowej zamiast plastikowej zmniejsza ilość plastiku a oderwanie korka od butelki go nie zwiększa - naprawdę, jeśli jesteście przekonani, że jakaś idea jest dobra, wytłumaczcie ją mądrze zamiast posypywać pieprzem 3 po 3 gdyż jeśli ktoś jest tej idei przeciwnikiem, to po przeczytaniu durnych argumentów i obelg będzie jeszcze większym.
Fajnie że nie mam psa ani kota.
"Miałem" takiego przy budzie u babci na wsi ale on przynajmniej srał w jednym miejscu, gdzie najdalej sięgał łańcuch jego budy.
Siostra ma kota, w bloku go trzyma, zdziwaczał.
Ona chyba trochę też.
Teraz mu kumpla dokooptowała.
Jak by się dzieci normalnie miało to by może to inaczej wyglądało? Instynkt się domaga zaspokojenia, moze w ten sposób się realizuje "matczynie"?
Obserwacja nie tylko jednostkowa.
Bo na przykład koleżanki z pracy których latorośle porosły i już bardziej poza domem niż w nim przebywają (nie tylko fizycznie) nabyły sobie różne te rasy "skarłowaciałe" co to je ubierać trzeba, strzyc i czesać i się między sobą rajcują ich zdjęciami i opowieściami jak to ich Miki czy inny Karmelek spał w łóżku rozkopując niczym mały bachor.....
Z czasów studiów (kończyłem w 1991) pamiętam zajęcia z utylizacji odpadów stałych. I generalna ówczesny trynd był taki, że jeżeli nie zawierają one metali ciężkich to przemysłowe spalanie (najlepiej po zgrubnym sortowaniu) jest najlepszym rozwiązaniem. Gdyżalbowiem:
uzyskuje się całkiem sporo energii bez konieczności kopania w ziemii, czyli niszczenia gleby a zmiany stosunków wodnych.
przy zastosowaniu odpowiedniej technologii samego spalania i oczyszczania dymu, w powietrze leci ino dwutlenek węgla i para wodna (ta druga niekoniecznie bo można ją skroplić), a ilość odpadów stałych jest minimalna.
Potem jednak uznano, że dwutlenek węgla to jest czyste zło i zaprzestano rozwijania tych technologii.
@Przemko powiedział(a):
W UK gównoburza, sąd skazał pięciu aktywistów klimatycznych za planowanie blokady autostrady. Jeden wyrwał 5 lat a pozostali 4.
@JacekPiekara
Słowo "zdechł" jest naznaczone negatywnym kontekstem. Zdychają szkodniki, zdychają wrogowie. Przyjaciele, czy ludzcy czy zwierzęcy, umierają/odchodzą. Jak mógłbym mówić "zdechł" o istocie, z którą łączył mnie związek emocjonalny?
A adopcja, to termin prawny dotyczący tylko ludzi.
6:45 AM · 19 lip 2024
·
11,6 tys.
Wyświetlenia
@JacekPiekara
Słowo "zdechł" jest naznaczone negatywnym kontekstem. Zdychają szkodniki, zdychają wrogowie. Przyjaciele, czy ludzcy czy zwierzęcy, umierają/odchodzą. Jak mógłbym mówić "zdechł" o istocie, z którą łączył mnie związek emocjonalny?
A adopcja, to termin prawny dotyczący tylko ludzi.
6:45 AM · 19 lip 2024
·
11,6 tys.
Wyświetlenia
ale słowo "zdechł" ma negatywny kontekst bo odczłowieczano wrogów. Podkreślano w ten sposób odebranie im godności człowieka.
"Adopcje" zwierząt, ich "umieranie", ich "mamy" i "babcie" odbierają szczególną godność wszystkim ludziom. Zwierzętom od używania tych słów nie jest ani lepiej ani gorzej, za to ludziom jest gorzej, jest krzywdzeniem ludzi w całości.
Ja nie mam pierdolca na punkcie ekologii, globcia i ochrony środowiska. Ale napiszę dla Przemka.
Raz widziałem babę jak w odpowiednim momencie podsunęła psu gazetę. Może to był jej styl a może akurat zabrakło jej torebek.
Nurmalnie wszyscy zbierają do torebek. Torebki na psie kupy są biodegradowalne jak napisał @allium. Szybko się rozkładają. Powiedzmy dwa lata. Raz chciałem cuś znaleźć w schowku w samochodzie i okazało się, że kiedyś musiałem zostawić tam torebkę. Rozpadała się w rękach jakby ją myszy poszatkowały. Musiałem przynieść odkurzacz bo nie dało się jej wyciągnąć w całości.
Są pampersy dla psów ale jaki to koszt - nikt nie zakłada, chyba że w domu. Ja nie widziałem. Niepraktyczne, trzeba zmieniać co parę razy dziennie, dla gadziny niewygodne a i o infekcję łatwo. A potem trza psinę kąpać w ciepłej wodzie. No i mimo to, że są tyż biodegradowalne trzeba się ich jakoś pozbyć. Dla środowiska horror!
Można kupy zbierać do pojemnika i wywalać do kibla. Ale ile to litrów zmarnowanej wody rocznie pójdzie w kanał.
A jak ludzie recyklingują torebki foliowe ze sklepu to cheba dla planety dobrze, nie?
Najgorzej to jakieś plastiki nierozkładalne wywalane na śmietnik a jak jeszcze specjalnie kupione w sklepie, mimo że nie służą do tego celu, to już wogle zbrodnia. Tylko się wziąść i do asfaldu w godzinach szczytu budaprenem przykleić, hehe.
Komentarz
A potrafi kolega rzutem oka, z kilku metrów odróżniać folię plastikową od biodegradowalnej? Bo ja nie potrafię nawet jak mam w ręce. A sporo woreczków na psie kupy jest właśnie z materiałow biodegradowalnych
Poza tym średnia sensowność przepisów o słomkach automatycznie nie czyni głupim obowiązku sprzątania po swoich zwierzątkach.
Fajnie jest walić łomem albo sztachetą, gdy wszyscy (w danym gronie). Natomiast, o czym Los pisał już wielokrotnie, gdy występuje różnica poglądów i toczony jest jakiś spór, walenie sztachetami nie jest skuteczne. Lepiej dzielić włos na czworo. Jedyna korzyś, jaką może przynieś walnięcie sztachetą, to satysfakcja walącego: "Ale im (walonym) przywaliłem."
Tak i tutaj: jeśli ktoś krytykuje durny przepis o nakrętkach z powodu jego niewygody, to od razu "przymocowana nakrętka go PONIŻA". Jeśli ktoś kocha swoje zwierze, to musi OBRAŻAĆ STAREGO JĘZYKOZNAWCĘ, gdyż nie można kochać swojego zwierzęcia i jednoczenie starych językoznawców lubić lub mieć ich w nosie. W ogóle nie wiadomo za bardzo o czym jest rozmowa. Czy o tym, że ktoś jest najgorszy DLATEGO, że powie, że jego pies zmarł, czy o tym, że sprzątanie kup jest złe a niesprzątanie dobre, czy że trzymanie zwierząt w domu to ZUOOO (pojawił się nawet nieśmiertelny św. Stanisław - czy on był zwolennikiem poglądu, że dobre zwierzę domowe to martwe zwierzę domowe, czy może chciał tylko gospodyni delikatnie zasugerować, że źle czyni stawiając bydlątko nad człowieka). I nie wiadomo, czy trzymanie zwierząt w domu to zuooo, bo męczymy zwierzęta (co nie zawsze jest oczywiście prawdą), czy to zuooo molarne, czy zuooo jak nie sprzątamy gówna z trawnika, bo inny wdepnie, czy zuooo, gdy sprzątamy gówno z trawnika, gdyż obrażamy w ten sposób najwyższą formę Stworzenia, czy może to zuooo, jak sprzątamy gówno z trawnika, gdyż zabijamy naszą planetę (woreczki foliowe). Pojawiają się ciekawe twierdzenia, że dziadek obecnego psa sam sobie wybierał pożywienie (fik) lub miejsce śmierci (turl). Itd. Innymi słowy, pojawi się jeszcze trochę wpisów, lecz ze względu na "gruboś" argumentów nikt zdania nie zmieni. Nie tego oczekuję od forum, gdyż oprócz rozrywki oczekuję właśnie nauki. Przekonania mnie do zmiany niewłaściwego zachowania.
Woreczki biodegradowalne działają. Potwierdzam, gdyż dostałem parę rolek. Chciałem je wykorzystywać jako woreczki na śmieci latem (zimą wyrzucam co parę dni, latem szybciej kosz zaczyna śmierdzieć) ale jak trochę poleżały, to zaczęły się rozpadać już przy odrywaniu.
A poza tym, to jest tak (też już chyba vlepiałem):
Kurt Vonnegut
Pies Tomasza Edisona
Pewnego słonecznego ranka w Tampa na Florydzie na ławce w parku siedziało dwóch starszych panów. Jeden z nich usiłował czytać ksiąŜkę, której lektura sprawiała
mu wyraźną
przyjemność, podczas gdy drugi, Harold K. Bullard, opowiadał mu historię swego Ŝycia
pełnymi, krągłymi zdaniami człowieka nawykłego do publicznych wystąpień. U ich stóp leŜał
wodołaz Bullarda, który zwiększał jeszcze udrękę przymusowego słuchacza, trącając swoim
wielkim wilgotnym nosem o jego nogi.
Bullard, który przed przejściem na emeryturę miał sukcesy w wielu dziedzinach, z przyjemnością dokonywał przeglądu swego Ŝyciorysu. Musiał jednak liczyć się z faktem,
który tak komplikuje Ŝycie ludoŜercom - mianowicie, Ŝe nie moŜna wielokrotnie wykorzystywać tej samej ofiary. KaŜdy, kto raz zetknął się z Bullardem i jego psem, później
omijał juŜ ich z daleka.
Tak więc Bullard codziennie wyruszał do parku na poszukiwanie nowych twarzy. Tego dnia szczęście mu dopisało - od razu zoczył człowieka wyraźnie świeŜo przybyłego na
Florydę, gdyŜ nie zdąŜył się jeszcze rozstać z grubą marynarką, sztywnym kołnierzykiem i
krawatem, i nie znalazł sobie nic lepszego do roboty niŜ czytanie ksiąŜki.
JuŜ to słyszałem - powiedział nieznajomy, którego Bullard nie spytał nawet o nazwisko. - LeŜeć, leŜeć zawołał do psa, zdradzającego coraz bardziej agresywne zamiary co
do jego nóg.
Tak? JuŜ to panu mówiłem? - zdziwił się Bullard.
Dwa razy na nieruchomościach, raz na złomie, raz na nafcie i raz na
transporcie.
JuŜ to słyszałem.
Tak? A, rzeczywiście. Dwa razy na nieruchomościach, raz na złomie, raz na nafcie i
raz na transporcie. Nie wy rzekłbym się ani jednego dnia ze swego Ŝycia.
Bardzo słusznie - powiedział nieznajomy. - Przepraszam, ale czy nie mógłby pan odsunąć psa trochę dalej?
Jego? - spytał Bullard zdumiony. - Najmilszy pies na świecie. Nie ma powodów do
obaw.
Ja się nie boję. Po prostu denerwuje mnie, jak bez przerwy obwąchuje moje kostki.
podwiązkach. ZałoŜę się, Ŝe są plastykowe. Ten pies jest zwariowany na punkcie plastyku.
Nie wiem, skąd mu się to bierze, ale wywącha i znajdzie najmniejszą drobinę
plastyku.
Widocznie jego organizm odczuwa potrzebę tego, chociaŜ niech skonam, on lepiej się
odŜywia niŜ ja. Kiedyś zŜarł cały plastykowy worek, uwierzy pan w coś takiego?
To jest teraz
interes, którym warto by się zająć, ale niestety pigularze zalecili mi spokój.
Diabli mnie biorą, jak patrzę na tę dzisiejszą młodzieŜ! - mówił Bullard. -
Ciągle
tylko narzekają, Ŝe nie mogą się wyŜyć. Nigdy jeszcze nie było tyle moŜliwości działania co
dzisiaj. Wie pan, co by powiedział Horacy Greeley, gdyby Ŝył?
On ma mokry nos - powiedział nieznajomy i schował nogi pod ławkę, ale pies podczołgał się bliŜej, niezmoŜony w swoich poszukiwaniach. - LeŜeć! Poszedł!
Mokry nos jest u psa oznaką zdrowia - powiedział Bullard. - Zamiast “Na
Zachód,
młody człowieku!”, dzisiaj Greeley zawołałby: “Na plastyk, młody człowieku! Na atom,
młody człowieku!”
Pies zlokalizował ostatecznie plastykowe guziczki na podwiązkach nieznajomego i teraz przekrzywiał głowę raz w jedną stronę, raz w drugą, zastanawiając się, jak
tu najlepiej
dobrać się do tych smakołyków.
Fuj! - zawołał nieznajomy.
“Na elektronikę, młody człowieku!” - perorował Bullard. - Nie mówcie mi o
braku
moŜliwości. Na kaŜdym kroku otwierają się nowe horyzonty. Kiedy ja byłem młody, człowiek musiał sam sobie szukać szansy i wczepić się w nią pazurami. Dzisiaj...
Przepraszam - powiedział nieznajomy stanowczo, po czym zatrzasnął ksiąŜkę, wstał
i uwolnił nogi z psich uścisków. - Muszę juŜ iść. Do widzenia panu!
Nieznajomy odszedł oglądając się za siebie, znalazł wolną ławkę, usiadł i z westchnieniem ulgi pogrąŜył się w lekturze. Jego oddech właśnie wrócił do normy, kiedy
znowu poczuł na nodze dotknięcie mokrego nosa.
O, to pan! - zawołał Bullard siadając. - To on pana wywęszył. Szedł jakimś
tropem i
pozwoliłem mu się prowadzić. Na czym to stanęliśmy? - Rozejrzał się z aprobatą.
Nie
dziwię się, Ŝe pan zmienił miejsce. Tam było za duszno na przyjemną pogawędkę, ani śladu
przewiewu.
Czy ten pies dałby mi spokój, gdybym mu kupił plastykowy worek? - spytał nieznajomy.
Świetny kawał, świetny kawał - powiedział Bullard przyjaźnie. Nagle klepnął nieznajomego po kolanie. - Hej, pan chyba nie pracuje w plastyku, co? Ja się tu wymądrzam o
plastyku, a to moŜe jest pańska specjalność.
Moja specjalność? - powiedział nieznajomy z błyskiem w .oku, odkładając
ksiąŜkę. -
Ja nigdy nie miałem specjalności. Nigdy nigdzie nie zagrzałem miejsca od dnia, kiedy
skończyłem dziewięć lat, od czasu kiedy Edison załoŜył laboratorium w sąsiednim
domu i
pokazał mi swój przyrząd do pomiaru inteligencji.
Edison? - spytał Bullard. - Tomasz Edison, ten wynalazca?
Jeśli mi zaleŜy? - roześmiał się Bullard. - Myślę, Ŝe tak. Ojciec Ŝarówki
elektrycznej
i Bóg wie jeszcze czego. - Jeśli chce pan wierzyć, Ŝe to on wynalazł Ŝarówkę, to
proszę
bardzo. Nie ma w tym nic złego - powiedział nieznajomy i otworzył ksiąŜkę.
Co to ma znaczyć? - spytał Bullard podejrzliwie. Czy to jakiś Ŝart? Co to za
przyrząd
do pomiaru inteligencji? Nigdy o tym nie słyszałem.
Nie mógł pan słyszeć. Edison i ja obiecaliśmy zachować to w tajemnicy. Ja nie powiedziałem nikomu. Edison złamał słowo i powiedział Fordowi, ale Ford wymusił na nim
obietnicę, Ŝe dla dobra ludzkości nigdy juŜ o tym nie wspomni.
Bullard był zafascynowany.
Ten... ten przyrząd do pomiaru inteligencji mierzył inteligencję, prawda?
nie pójdzie
dalej?
A więc dobrze. - Nieznajomy odchylił się na oparcie i przymknął oczy, przygotowując się do podróŜy w przeszłość. Milczał tak chyba z minutę, podczas
gdy Bullard
wpatrywał się w niego z szacunkiem.
Było to jesienią tysiąc osiemset siedemdziesiątego piątego roku - zaczął
wreszcie
nieznajomy cichym głosem. - We wsi Menlo Park, w stanie New Jersey. Miałem wtedy dziewięć lat. W sąsiednim domu załoŜył sobie laboratorium młody człowiek,
którego wszyscy
uwaŜaliśmy za czarownika, bo stale tam coś błyskało, wybuchało i działy się
róŜne
przeraŜające rzeczy. Wszystkie dzieci w okolicy anioły przykazane trzymać się z daleka od
czarownika i nie denerwować go hałasami.
Edisona poznałem nie od razu, ale za to od pierwszego dnia zaprzyjaźniłem się z
jego
psem imieniem Sparky. Był bardzo podobny do pańskiego psa i uganialiśmy się z
nim po
całej akolity. Tak, proszę pana, pański pies to wykapany Sparky.
Naprawdę? - spytał Bullard pochlebiony.
Słowo daję. Więc pewnego dnia Sparky a ja, tarzając się jak zwykle,
podtoczyliśmy
się pod same drzwi laboratorium Edisona. W pewnej chwili Sparky wepchnął mnie do środka,
i bach! Siedziałem na podłodze laboratorium twarzą w twarz z samym Edisonem.
Na pewno się rozzłościł - powiedział Bullard z zadowoleniem.
W kaŜdym razie ja byłem przeraŜony. Myślałem, Ŝe znajduję się przed samym
:Szatanem. Edison miał przyczepione do uszu druty, które prowadziły do małego
czarnego
pudełka, jakie trzymał na kolanach. Chciałem się wymknąć, ale złapał mnie za kołnierz i siłą
posadził.
Chłopcze - powiedział Edison - pamiętaj, Ŝe najciemniej jest zawsze przed
świtem.
Tak jest, proszę pana - odpowiedziałem.
Od przeszło roku - mówił Edison - poszukuję najtrwalszego włókna do lampy próŜniowej. Włosy, struny, nici - wszystko na nic. Zastanawiając się nad tym,
czego by tu
jeszcze spróbować, zacząłem ot tak, dla rozrywki, dłubać przy innym pomyśle i zmajstrowałem ten przyrząd - powiedział, pokazując mi czarne pudełko. - Pomyślałem sobie,
Ŝe moŜe inteligencja jest tylko pewnym rodzajem elektryczności i zrobiłem ten
oto przyrząd
do pomiaru inteligencji. Przyrząd działa! Jesteś pierwszym człowiekiem, który
się o tym
dowiaduje! Właściwie dlaczegóŜ by nie? To twoje pokolenie będzie dorastać we wspaniałych
czasach, kiedy ludzi będzie się segregować równie łatwo jak pomarańcze.
Nie wierzę! - zawołał Bullard.
Niech mnie grom spali! I przyrząd rzeczywiście działał. Edison wypróbował go
na
ludziach, nie mówiąc im, o co chodzi. I słowo daję, im mądrzejszy facet, tym
dalej w prawo
wychylała się strzałka na skali małego czarnego pudełka. Pozwoliłem Edisonowi wypróbować przyrząd na mnie, ale strzałka drŜała tylko w miejscu. Mimo jednak swojej
głupoty, właśnie wówczas dokonałem swego pierwszego i ostatniego odkrycia. Jak juŜ
mówiłem, od tamtego czasu nie ruszyłem palcem.
CóŜ pan takiego zrobił? - spytał Bullard z ciekawością.
Powiedziałem: “Panie Edison, wypróbujmy to na psie”. Trzeba było zobaczyć, co ten
pies zaczął wyrabiać, kiedy to usłyszał! Poczciwy Sparky szczekał, wył i drapał
do drzwi,
Ŝeby go wypuścić. Kiedy przekonał się, Ŝe nie mamy zamiaru zrezygnować, skoczył w stronę
przyrządu i wytrącił go z rąk Edisona. W końcu zapędziliśmy go w kąt i Edison go przytrzymał, a ja przyłoŜyłem końce przewodów do jego uszu. I moŜe pan wierzyć albo nie,
ale strzałka przeleciała przez całą skalę, daleko za czerwoną kreskę.
Pies popsuł przyrząd - wtrącił Bullard.
Ale przyrząd nie był wcale popsuty - kontynuował nieznajomy powaŜnie. - Nie, proszę pana. Edison sprawdził cały przyrząd i wszystko było w najlepszym porządku. Kiedy o
tym powiedział, Sparky chciał się wydostać za wszelką cenę i wtedy się zdemaskował.
W jaki sposób? - spytał Bullard podejrzliwie.
Drzwi były zamknięte na haczyk, zasuwę i zatrzask. Pies zerwał się, podniósł
haczyk, odsunął zasuwę i juŜ sięgał zębami do zatrzasku, kiedy Edison go złapał.
NiemoŜliwe! - zawołał Bullard.
Tak było! - potwierdził nieznajomy z błyskiem w oku. - I wtedy właśnie Edison udowodnił, Ŝe jest prawdziwym uczonym. Chciał poznać prawdę, choćby była nie wiem jak
przykra.
Więc to tak! - powiedział Edison do psa. - Najlepszy przyjaciel człowieka,
tak?
Głupie zwierzę, tak?
Sparky grał swoją rolę do końca. Udawał, Ŝe nie słyszy, drapał się, łapał
pchły i
obszczekiwał mysie nory robił wszystko, Ŝeby tylko nie spojrzeć Edisonowi w
oczy.
Niezła synekura, co? - mówił Edison. - Niech kto inny troszczy się o
poŜywienie i
dach nad głową, a wy wylegujecie się przed kominkiem, uganiacie się za suczkami albo
wałkonicie się z kolegami. śadnych rat, polityki, wojen, Ŝadnej pracy i
zmartwień. Wystarczy
pomachać ogonem albo polizać rękę i wszystkie wasze potrzeby są zaspokojone.
Panie Edison - spytałem - czy to znaczy, Ŝe psy są mądrzejsze od ludzi?
Mądrzejsze? - zawołał Edison. - Powiem o tym całemu światu! I nad czym ja pracowałem przez ostatni rak? Tyrałem jak wół nad wynalezieniem Ŝarówki po to, Ŝeby psy
mogły bawić się po nocach!
Panie Edison - odezwał się Sparky - czy nie...
Cisza! - zawołał nieznajomy tryumfalnie. - Panie Edison - odezwał się Sparky -
czy
nie lepiej utrzymać to w tajemnicy? Od tysięcy lat rzecz działa ku obopólnej satysfakcji.
Tylko wy dwaj wiecie, gdzie jest pies pogrzebany. Pan zapomni o wszystkim i zniszczy
przyrząd do pomiaru inteligencji, a ja powiem panu, co się będzie najlepiej
Ŝarzyć w Ŝarówce.
Bzdury! - warknął Bullard robiąc się purpurowy na twarzy.
Nieznajomy wstał.
Ma pan moje słowo dŜentelmena. Sparky w nagrodę za moje milczenie powiedział mi, jak grać na giełdzie, dzięki czemu stałem się człowiekiem niezaleŜnym finansowo do
końca Ŝycia. Ostatnie słowa Sparky'ego zwrócone były do Edisona. “Niech pan spróbuje
zwęglonego włókna bawełnianego”, powiedział i zaraz po tym został rozszarpany przez stado
psów, które podsłuchiwały za drzwiami.
Nieznajomy odpiął podwiązki i podał je psu Bullarda.
Proszę przyjąć ten skromny podarek jako wyraz szacunku dla pańskiego przodka, który swoją rozmowność przypłacił Ŝyciem. Moje uszanowanie.
I odszedł z ksiąŜką pod pachą.
przekład : Lech Jęczmyk
Przepraszam za małpy zamiast polskich znaków.
Ale wie Kolega, że jest opłata od psa uregulowana w ustawie o opłatach i podatkach lokalnych?
Jak nie, to już jest nauka, której oczekiwał @trep
Ostatnio widziałem jak pies narobił, po czym usiadł obok i czekał na właścicielkę, która była spory kawałek dalej, aż ta przyjdzie i posprząta.
Dopiero po wszystkim wrócił do swoich „zajęć”.
Ciekawe czy tak wyszkolony czy sam z siebie
to odszczekuje com napisał
no dobrze
skoro zwierz ma umierać , to dlaczego człowiek nie, tylko np. odchodzi
ciekawe to dla mnie, bo skoro ateista, i po śmierci niema nica
to dokąd odchodzi?
sam ochodzi?
o własnych siłąch? i własną wolą?
czy odniosło go Fatum? przeznaczenie?
albo mu sie coś wydzieliło / przestało wydzielać? i z tego powodu już ciało nie funkcjonuje
o!
A to nie jest opłata istniejąca wyłącznie wirtualnie? Gminy to jakoś weryfikują i ścigają posiadaczy psów za niepłacenie?
Może sprawdź sobie na stronach gmin.
Łooo widzę tukej srogi projekt startapu z tęgim fajansowaniem y fajnansowaniem, ażeby robić dane torebki z polimerów celulozowych spożywczych. Po namyśle proponuję też, żeby miały z lekka kształt rękawicy.
U mnie na osiedlu były kilkanaście lat temu z okładem dyspensery z takimiż torebkami, ale wtedy były zbyt wizjonerskie.
Wicie, gdyż jest zasadnicza, a zaś fajna różnica.
Ovaj, sprzątanie psiego kupska jest działaniem lokalnym. Jest ostatecznym rozwiązaniem konkretnego problemu, polegającego na tem że Korona Stworzenia wdepnie w łajno. Było łajno? Nie ma łajna, radujmy się!
A zaś słomki pejperowe to Ratowanie Planety, to zbawienie dla żufa morskiego, któren zaplątał się w sieci rybackie, przez przypadek plastyczane. To ograniczenie emisji mikro- i makroplastików z rzek Żółtej, Błękitnej, Bramaputry i Jokohamy.
Papierowa słomka znika po jakimś czasie nawet jeśli jest rzucona w krzaki, dla mnie picie przez słomkę to domena dzieci no ale jak ktoś musi to niech ma. Z drugiej strony dzieci umieją pić z butelek z przymocowaną nakrętką a dorośli nie, jest okazja się pouczyć wzajemnie.
Podobno po prawdziwych ateistów przyjeżdża śmieciarka.
Miało być lingwistycznie a wyszedł kyno-skato-piąteczek.
Niby małpki i pety łatwiejsze do zbierania a korona stworzenia ciska nimi bezlitości w publiczne przestrzenie i jakoś ognistych dyskusyj to nie wzbudza.
Tak zbieram, w woreczki błękitne w paski i różowe w psie łapki czasem recyclinguję foliówki z warzyw.
Właśnie! Prawdziwym działaniem proeko byłoby stworzenie systemu butelek na wymianę / kaucję. Działało to za komuny to dzisiaj tym bardziej mogłoby. Jakieś mycie z odzyskiwaniem wody i nie produkowałoby się tej góry syfu. Plastiku jest oczywiście za dużo. Już chyba pisałem o serku lazur, który niegdyś był pakowany w papier i srebełko a obecnie w papier, plastik i dopiero srebełko. A plastik wypiera inne opakowania gdyż jest tani. Rozumiem sprzeciw wobec dużo droższych a lepszych eko rozwiązań, ale może przy usprawnieniu procesu dałoby się koszty zwrotnych butelek trzymać w ryzach?
A Przemko ponownie struga jarzębia, gdyż wprowadzenie słomki papierowej zamiast plastikowej zmniejsza ilość plastiku a oderwanie korka od butelki go nie zwiększa - naprawdę, jeśli jesteście przekonani, że jakaś idea jest dobra, wytłumaczcie ją mądrze zamiast posypywać pieprzem 3 po 3 gdyż jeśli ktoś jest tej idei przeciwnikiem, to po przeczytaniu durnych argumentów i obelg będzie jeszcze większym.
Plastiki są dobre, tanie, trwałe i najmniej obciążają Madkę Paciamamę rabunkiem zasobów.
Ale oczywiście, wymagają subtelniejszego zagospodarowania niż wrzucenie do rzeki Żółtej czy Niebieskiej.
Osobiście uważam rze najlepiej do spalarni je wrzucić.
A jak lud wrzuca do ogródkowej albo domowej spalarni, to karzą go mandatami. Nie ma sprawiedliwości.
Jest, gdyż w domu nie potrafisz osiągnąć temperatury.
Fajnie że nie mam psa ani kota.
"Miałem" takiego przy budzie u babci na wsi ale on przynajmniej srał w jednym miejscu, gdzie najdalej sięgał łańcuch jego budy.
Siostra ma kota, w bloku go trzyma, zdziwaczał.
Ona chyba trochę też.
Teraz mu kumpla dokooptowała.
Jak by się dzieci normalnie miało to by może to inaczej wyglądało? Instynkt się domaga zaspokojenia, moze w ten sposób się realizuje "matczynie"?
Obserwacja nie tylko jednostkowa.
Bo na przykład koleżanki z pracy których latorośle porosły i już bardziej poza domem niż w nim przebywają (nie tylko fizycznie) nabyły sobie różne te rasy "skarłowaciałe" co to je ubierać trzeba, strzyc i czesać i się między sobą rajcują ich zdjęciami i opowieściami jak to ich Miki czy inny Karmelek spał w łóżku rozkopując niczym mały bachor.....
W UK gównoburza, sąd skazał pięciu aktywistów klimatycznych za planowanie blokady autostrady. Jeden wyrwał 5 lat a pozostali 4.
https://www.theguardian.com/environment/article/2024/jul/18/five-just-stop-oil-supporters-jailed-over-protest-that-blocked-m25
Z czasów studiów (kończyłem w 1991) pamiętam zajęcia z utylizacji odpadów stałych. I generalna ówczesny trynd był taki, że jeżeli nie zawierają one metali ciężkich to przemysłowe spalanie (najlepiej po zgrubnym sortowaniu) jest najlepszym rozwiązaniem. Gdyżalbowiem:
Potem jednak uznano, że dwutlenek węgla to jest czyste zło i zaprzestano rozwijania tych technologii.
Godnie.
Uważam tak jak J.Piekara:
@JacekPiekara
Słowo "zdechł" jest naznaczone negatywnym kontekstem. Zdychają szkodniki, zdychają wrogowie. Przyjaciele, czy ludzcy czy zwierzęcy, umierają/odchodzą. Jak mógłbym mówić "zdechł" o istocie, z którą łączył mnie związek emocjonalny?
A adopcja, to termin prawny dotyczący tylko ludzi.
6:45 AM · 19 lip 2024
·
11,6 tys.
Wyświetlenia
ale słowo "zdechł" ma negatywny kontekst bo odczłowieczano wrogów. Podkreślano w ten sposób odebranie im godności człowieka.
"Adopcje" zwierząt, ich "umieranie", ich "mamy" i "babcie" odbierają szczególną godność wszystkim ludziom. Zwierzętom od używania tych słów nie jest ani lepiej ani gorzej, za to ludziom jest gorzej, jest krzywdzeniem ludzi w całości.
Zwierzęta również "padają"
Ja nie mam pierdolca na punkcie ekologii, globcia i ochrony środowiska. Ale napiszę dla Przemka.
Raz widziałem babę jak w odpowiednim momencie podsunęła psu gazetę. Może to był jej styl a może akurat zabrakło jej torebek.
Nurmalnie wszyscy zbierają do torebek. Torebki na psie kupy są biodegradowalne jak napisał @allium. Szybko się rozkładają. Powiedzmy dwa lata. Raz chciałem cuś znaleźć w schowku w samochodzie i okazało się, że kiedyś musiałem zostawić tam torebkę. Rozpadała się w rękach jakby ją myszy poszatkowały. Musiałem przynieść odkurzacz bo nie dało się jej wyciągnąć w całości.
Są pampersy dla psów ale jaki to koszt - nikt nie zakłada, chyba że w domu. Ja nie widziałem. Niepraktyczne, trzeba zmieniać co parę razy dziennie, dla gadziny niewygodne a i o infekcję łatwo. A potem trza psinę kąpać w ciepłej wodzie. No i mimo to, że są tyż biodegradowalne trzeba się ich jakoś pozbyć. Dla środowiska horror!
Można kupy zbierać do pojemnika i wywalać do kibla. Ale ile to litrów zmarnowanej wody rocznie pójdzie w kanał.
A jak ludzie recyklingują torebki foliowe ze sklepu to cheba dla planety dobrze, nie?
Najgorzej to jakieś plastiki nierozkładalne wywalane na śmietnik a jak jeszcze specjalnie kupione w sklepie, mimo że nie służą do tego celu, to już wogle zbrodnia. Tylko się wziąść i do asfaldu w godzinach szczytu budaprenem przykleić, hehe.
👣
🐾
🐾