Skip to content

Polscy święci i błogosławieni

12467

Komentarz

  • I drugi fragment:
    Ksiądz Henio Hlebowicz tuż po ucieczce bolszewików z Wilna zaprosił nas do siebie na plebanię Bernardyńską. Po serdecznym powitaniu przyniósł z zakamarka cały stos wydanych przez niego numerów „Polski w walce” i „Jutra Polski”. Z braterskim uśmiechem powiedział do mnie: „Zrobiłem, co mogłem, teraz wracajcie do swojej roboty”. Nazajutrz odprawiał Mszę Świętą dziękczynną za nasz powrót. Przy bocznym ołtarzu stałem tuż za nim. On w swoich szatach liturgicznych modląc się żarliwie przeżywał Mękę Pańską w tej wielkiej chwili milczenia...
    Na krótko przed jego odjazdem do dwóch parafii na Białorusi w Pleszewicach i Borysewie spytałem go, czy pamięta swoje wypowiedzi podczas procesu Dembińskiego. Powiedział wówczas w sali sądowej, że „działalność Dembińskiego i Żeromskiej nie była sprzeczna z dogmatami kościoła katolickiego. Pismo „Po prostu” szerzyło miłość między ludźmi”. Prokurator zamilkł. Na sali nastąpiła cisza. W dniu naszego pożegnania ksiądz Henio przygarnął mnie prawą ręką do siebie i po chwili wyszeptał: „To tkwi we mnie, jak drzazga w sercu”.
    Parafianie Pleszewic i Borysowa przeżyli w krótkim okresie pracy księdza profesora wiele dni jego modlitwy i ofiary. Spotykałem ich w obozach „Unżlagu – Władymirowki”, w kontrrazwiedce „Smersz”, w Garlawie pod Kownem, na wielu „Pierezsyłkach” i w obozach Workuty. Każdy z tych katorżan pamiętał ten uroczysty tydzień konsekracji wielkiej świątyni. Z dalekich stron Białorusi, Ukrainy i Polski wędrowali boso, w łachmanach i łapciach i czekali przez kilka tygodni na tę chwilę mroźnego poranku, kiedy ksiądz, profesor Uniwersytetu Wileńskiego, stanął wraz z koncelebrantami na wzgórzu. W zamarłej ciszy usłyszał zebrany lud głos pasterza: „Męczennicy wy moi!”, a po chwili: „Muczenniki wy mai!”. Płakały tłumy pielgrzymów bożych na tym skrawku ziemi świętej, na przedpolu Katynia. Na terenach okupowanych były dwie władze. W Mińsku działał już Bolesław Bierut. Wyrok śmierci wydał Komitet Białoruski. Gestapo rozstrzelało księdza prof. Henryka Hlebowicza w pobliskim lasku.

  • Błogosławiony Henryk Kaczorowski, męczennik.

    Ks. Henryk Kaczorowski urodził się 10 lipca 1888 r., w Bierzwiennej pow. Koło, jako najstarszy syn Andrzeja i Julii z Wapińskich. Po ukończeniu Szkoły Powszechnej w Kłodawie rozpoczął naukę w gimnazjum w Kaliszu. Bojkot szkolny przeprowadzony na terenie zaboru przerwał naukę. Podjął wtedy pracę jako nauczyciel. W 1908 r. wstąpił do Seminarium Duchownego we Włocławku i zdobywał tu wykształcenie filozoficzno-teologiczne. Od 1913 r. kontynuował naukę w Akademii Duchownej w Petersburgu. Tam 13 czerwca 1914 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk bpa Jana Cieplaka.

    ...

    W 1922 r., jako pierwszy student Uniwersytetu, uzyskał doktorat z teologii. Przedmiotem rozprawy doktorskiej była rola uczuć w życiu człowieka, według doktryny św. Tomasza z Akwinu.

    ...

    Mimo rozlicznych, powierzanych mu przez władze kościelne funkcji, ks. Henryk Kaczorowski był związany przede wszystkim z Seminarium Duchownym. Głównym celem jego posługi, jako rektora i wykładowcy teologii, było przygotowanie żarliwych, ofiarnych duszpasterzy, ludzi wiary i modlitwy, przy możliwie wszechstronnym rozwoju ich różnych uzdolnień. Troszczył się także o rozwój tężyzny fizycznej alumnów, włącznie z sięganiem do pewnych wzorów z regulaminu wojskowego. Wysokie wymagania, stawiane alumnom przez rektora, były przez nich odbierane jako wyraz miłości do nich i do sprawy Bożej, tym bardziej, że potwierdzał to na co dzień nie dającym się ukryć głębokim życiem wewnętrznym i stawianymi sobie wymaganiami, zawsze większymi niż wobec innych. Ujmował alumnów swym twardym stylem życia połączonym z wielką dobrocią, szacunkiem w stosunku do nich, kulturą. Nie znosił bierności, wygodnictwa czy nieporządku. Był konsekwentnym zwolennikiem rzetelnego wysiłku w nauce, w pobożności, w zachowaniu wszelkiego ładu w życiu codziennym. Bardzo troszczył się o biednych alumnów, którym dyskretnie, na różny sposób, niósł pomoc; często przyznawał im stypendia z własnej pensji.

    Ks. rektor był człowiekiem modlitwy - wielokrotnie można go było spotkać pogrążonego w modlitwie na chórze kościoła seminaryjnego. To wszystko znajdowało odbicie w konferencjach dla alumnów, głoszonych w sposób bardzo żywy i obrazowy, które pozostawały na długo w pamięci słuchaczy. Jeden z nich, jeszcze kilkadziesiąt lat później przytaczał słowa rektora: wy będziecie ogrodnikami, będziecie siali, pielęgnowali kwiaty, ale nie dla siebie, tylko dla Pana. Nic więc dziwnego, że powszechnie otaczano go wielkim szacunkiem, widząc w nim autentycznego wychowawcę i przewodnika w wierze.

    Bardzo jednoznacznym świadectwem o całej posłudze formowania przyszłych kapłanów, prowadzonej przez ks. rektora, okazał się fakt, że z grona jego uczniów z seminarium wywodzi się pięciu Sług Bożych: ks. Edward Grzymała, ks. Józef Kurzawa, ks. Leon Nowakowski, al. Tadeusz Dulny, al. Bronisław Kostkowski.

    ...

    Po wybuchu wojny, 1 września 1939 r., mimo zajęcia miasta przez wojska niemieckie, ks. H. Kaczorowski pozostał wraz z innymi profesorami w seminarium, by prowadzić zajęcia z alumnami, gdy tylko będzie to możliwe. Tu został aresztowany przez gestapo 7 listopada 1939 r. i osadzony w więzieniu miejskim. Nawet w więzieniu nie przestawał nauczać swych uczniów, z którymi dzielił ciężkie dni odosobnienia. Ustawicznie modlił się. Służył przykładem w znoszeniu prześladowania. Z powodu choroby, za wstawiennictwem jednego z lekarzy z Włocławka, został przeniesiony na pewien czas do szpitala św. Antoniego. Wiosną 1940 r. został sprowadzony do klasztoru salezjańskiego w Lądzie, gdzie utworzono miejsce przejściowego internowania dla aresztowanych duchownych. Tam jeszcze w styczniu zostali przewiezieni księża przetrzymywani w więzieniu we Włocławku. 3 kwietnia 1941 r. został zabrany z Lądu wraz z bł. Michałem Kozalem i kilku starszymi kapłanami do Dachau. Droga prowadziła przez więzienia przejściowe w Inowrocławiu i Berlinie. W Inowrocławiu został dotkliwie skatowany przez esesmanów. Do obozu w Dachau przybył ostatecznie 25 kwietnia 1941 r. Nadano mu numer 24547 i umieszczono izbie nr 4 w 28 baraku.

    Ks. H. Kaczorowski nawet w miejscach kaźni zachowywał się z godnością chrześcijańską i spokojem. Nie uchylał się od żadnej nakazanej pracy. Innych dźwigał na duchu i służył im przykładem. Współwięźniowie wspominają, że mimo strasznego głodu i wyczerpania, potrafił podzielić się swoim jedzeniem z bardziej głodnymi. Wyczerpany fizycznie, został zaliczony do tzw. bloku inwalidów, gdzie w izbie o wymiarach 8 na 9 m. leżało stłoczonych ok. 300 osób. Ci wszyscy byli skazani w rzeczywistości na szybkie unicestwienie. Więźniów tych zabierała stopniowo duża ciężarówka, kryta szczelnie czarną plandeką, określana jako samochód widmo. 6 maja 1942 r. na tę ciężarówkę wraz z innymi jeszcze więźniami, został załadowany ks. Henryk. W pełni zdawał sobie sprawę, że jest to wyjazd na śmierć. Przyjmował jednak to wszystko ze spokojem, w duchu zawierzenia swego życia Bogu. Jeszcze przed wejściem na samochód, wykorzystując chwilową nieuwagę esesmanów, ks. Kaczorowski zbliżył się do bramy z żelaznej siatki oddzielającej blok inwalidów od obozu, za którą stało kilku znajomych mu więźniów. Do jednego z nich, alumna Władysława Sarnika, zdążył jeszcze powiedzieć: "Władziu. powiedz wszystkim, by się nie smucili. My się nie łudzimy; my wiemy, co nas czeka. ŤDominus regit me et nihil mihi deeritť (Ps 22). Przyjmujemy z rąk Bożych to, co nas czeka. Módlcie się za nas, abyśmy wytrwali, a my również będziemy modlić się za was - tam" - i wskazał ręką ku niebu. Wkrótce potem strażnik brutalnie wepchnął go na samochód, który niezwłocznie odjechał.

    Więźniów z bloku inwalidów z obozu w Dachau, od maja 1942 r. do listopada tegoż roku, przewożono ok. 200 km dalej, w okolice Linzu (już wiemy, że do zamku Hartheim - trep), gdzie kierowano ich bezpośrednio do komór gazowych na śmierć. Informują o tym raporty obozowe, których nie zdążono zniszczyć przed niespodziewanym wyzwoleniem obozu przez żołnierzy amerykańskich. Była tam zamieszczona m.in. informacja: "Czas konania w komorze trwał ok. 6 min". Komory gazowe w pobliżu Linzu, wielokrotnie były miejscem eksperymentowania na więźniach skuteczności nowych gazów trujących. W takich okolicznościach, z całą pewnością, wkrótce po przewiezieniu do komory gazowej, zakończył życie ks. Henryk Kaczorowski.

    Sługa Boży należał do grona tych pomordowanych kapłanów, co do których współwięźniowie mieli przekonanie, że są męczennikami za wiarę. Według nich ta ofiara życia przyczynia się do duchowego ubogacenia wspólnoty Kościoła. Z tego też względu należy podjąć starania, by pomordowani zostali wyniesieni do chwały ołtarzy.

    Co też i się stało - został beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 w grupie 108 polskich męczenników.

  • Błogosławiony Henryk Krzysztofik, męczennik.

    Urodził się 22 marca 1908 r. we wsi Zachorzów, ok. 10 km od Opoczna w rodzinie średniozamożnych rolników. Po sześciu klasach szkoły powszechnej w 1925 r. rozpoczął naukę w Kolegium św. Fidelisa w Łomży, prowadzonym przez kapucynów. Wstąpił w ich szeregi w sierpniu 1927 r. w Nowym Mieście nad Pilicą, przyjmując imię Henryk i wkładając habit. Po złożeniu czasowych ślubów w 1928 r. przełożeni wysłali br. Henryka do seminarium w Breust-Eijsden w Holandii. Po dwóch latach i ukończeniu studiów filozoficznych, Henryk wysłany został w 1930 r. do Rzymu na studia teologiczne na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. W Rzymie złożył śluby wieczyste w 1931 r., a dwa lata później otrzymał święcenia kapłańskie.

    Po zdobyciu tytułu licencjata w 1935 r. wrócił do Polski i zaczął pracę duszpasterską w Lublinie. Został wykładowcą w seminarium kapucyńskim. Wykładał teologię dogmatyczną, apologetykę i Regułę zakonu. Niebawem został rektorem seminarium i wikariuszem w swoim lubelskim klasztorze. Często głosił kazania, spowiadał, obejmował duszpasterską opieką siostry zakonne, był poszukiwanym kierownikiem duchowym. W pamięci osób, które go znały, zachował się jako człowiek pełen ognia i miłości.

    Pod koniec 1939 r., wskutek II wojny światowej, z klasztoru zostali wyrzuceni posługujący w nim bracia z Holandii. Wyjechał też dotychczasowy gwardian, o. Jezuald Willemen. Obowiązki gwardiana i rektora seminarium przejął o. Henryk. 25 stycznia 1940 r. gestapo, w ramach akcji likwidacji lubelskiego duchowieństwa, aresztowała kapucynów z lubelskiego klasztoru. 8 kapłanów i 15 kleryków uwięziono na Zamku Lubelskim. Tam o. Henryk zdołał zorganizować, dzięki kontaktom ze strażnikami, dodatkowe racje żywności. Pozyskał też hostie i wino. Dzięki temu w przepełnionej więziennej celi codziennie była odprawiona Eucharystia. Bracia gromadzili się wokół taboretu, który teraz pełnił rolę ołtarza, na którym zamiast kielicha stała zwykła szklanka.

    18 czerwca 1940 r. Henryk i jego współbracia przewiezieni zostali do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, założonego na terenie byłej wioski olimpijskiej z 1936 r. Stamtąd 14 grudnia 1940 r. wywieziono ich do Dachau, gdzie niemcy zgromadzili tysiące polskich kapłanów. Ojciec Henryk otrzymał numer (tzw. winkiel - trójkąt na ubraniu więźnia obozowego) 22637.
    Umarł z głodu i wyczerpania 4 sierpnia 1942 r. Jego ciało niemcy spalili w obozowym krematorium. Potem już żaden z braci i kleryków kapucyńskich nie zginął w niemieckich obozach śmierci. Został beatyfikowany wraz z czterema innymi kapucynami: Anicetem Koplińskim, Fidelisem Hieronimem Chojnackim, Florianem Stępniakiem i Symforianem Duckim przez św. Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 r., w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej.

  • Błogosławiony Hilary Januszewski, męczennik.

    ...

    We wrześniu 1927 r. w liście do magistra kleryków Seminarium Karmelitów pisał tak: czując od dzieciństwa nieodpartą chęć wstąpienia do stanu duchownego, postanawiam pójść za głosem serca i poświęcić się na służbę Bogu. Mam 20 lat, ale od tej chwili pragnę żyć tylko dla Boga. 20 września 1927 r. został przyjęty do Zakonu Karmelitów, obierając imię Hilary. nowicjat odbywał we Lwowie, a po jego zakończeniu, 30 grudnia 1928 r. złożył pierwszą profesję zakonną. Studia filozoficzne ukończył w Krakowie w listopadzie 1931 r. został wysłany przez przełożonych do Międzynarodowego Kolegium św. Alberta w Rzymie. Były przeor generalny Zakonu, Kilian Healy, rówieśnik z czasów studiów, wspomina go jako młodzieńca cichego, milczącego i samotnego, którego prawie się nie zauważało, zaabsorbowanego wyłącznie osobistym kontaktem z Bogiem. W Rzymie, w 1931 r. złożył profesję wieczystą i uczęszczał na czteroletni kurs teologii. Okres przygotowania do kapłaństwa zakończyło przyjęcie święceń w 1934 r. 1 ostatnim roku pobytu w Rzymie przygotowywał się do obrony pracy naukowej z zakresu teologii. Po uzyskaniu stopnia lektora teologii otrzymał nagrodę dla najwybitniejszych studentów Rzymskiej Akademii św. Tomasza.

    W 1935 r. wrócił do Polski, do klasztoru krakowskiego i tutaj został obdarzony odpowiedzialną funkcją prefekta kleryków. W seminarium zakonnym był profesorem teologii dogmatycznej i historii Kościoła. Ówczesny prowincjał o. Sanches Paredes, pokładając w nim wielkie nadzieje, mianował go przeorem klasztoru krakowskiego w grudniu 1939 r. O. Hilary, dla siebie bardzo surowy i wymagający, w stosunku do podwładnych dał się poznać jako człowiek obdarzony wielką cierpliwością. Znany był w Krakowie jako osoba mająca nieugięty charakter i spokój ducha. Szczególną troską otaczał potrzebujących i chorych. Oto krótki fragment wspomnienia o o. Hilarym:

    ...znalem osobiście o. Hilarego. Był to kapłan pełen dobroci i nigdy nie odmawiał posługi w Zakładzie Sierot. Zawsze chętnie śpieszył ze Mszę św. czy spowiedzią a była wówczas spora gromadka osieroconych. Ciągle widzę go oczyma duszy, jak ten dobry Ojciec przyjeżdżał na Zwierzyniec (dzielnica Krakowa), by tam wiele godzin spędzić wśród najbardziej potrzebujących. W czasie okupacji przyjął do klasztoru gromadę wysiedleńców z poznańskiego. Nie zamknął furty przed cierpieniem ludzkim. Ścieśnił pomieszczenia zakonników i dał przytułek wygnanym rodakom. Nie tylko przytułek ale i wsparcie moralne.

    Niebawem zakonników oskarżono o to, że ludzie w kościele śpiewali pieśń "Serdeczna Matko", która była zakazana przez niemców. Z klasztoru gestapo zabrało kilku zakonników. Niedługo później, 4 grudnia 1940 r., żołnierze przyszli aresztować kolejnych zakonników. Wówczas o. Hilary sam zdecydował iść na gestapo twierdząc, że on jest przeorem i odpowiada za cały klasztor. Był to dzień jego aresztowania i zarazem początek jego kalwarii. Został uwięziony na Montelupich. Stąd przewieziono go do Sachsenhausen, a następnie w kwietniu 1941 r. do obozu koncentracyjnego w Dachau. Odtąd był już tylko kolejnym numerem 27648. W obozie pracował fizycznie na plantacjach. Był ceniony przez współwięźniów-kapłanów za dobroć, uczynność i poświęcenie. Wyróżniał się pogodą usposobienia. Dawał przykład życia modlitewnego, budził ufność w nadejście lepszego jutra i dodawał innym otuchy. Z wielką prostotą służył i pomagał współwięźniom. Dzielił się tym co posiadał. Często pocieszał również swoich współbraci w Karmelu wierząc, że muszą wrócić do klasztoru w Krakowie, aby pracować w winnicy Pana. W obozie wszyscy karmelici spotykali się po apelu - oczywiście w ukryciu - na wspólne zakonne modlitwy. W spotkaniach uczestniczyli również karmelici innych narodowości. Między nimi był Holender, dziś już wyniesiony na ołtarze, błogosławiony męczennik, o. Tytus Brandsma.

    W Dachau o. Hilary przetrwał maltretowania, pracę przy wywożeniu śniegu taczkami, wreszcie czas okropnego głodu w 1942 r. i trudny okres ogólnego wyczerpania. Wszyscy znali powszechną prawdę: nie wolno się załamać. Toteż każdy w miarę sił starał się nie poddawać przygnębieniu, nawet w najcięższych chwilach życia obozowego. Najskuteczniejszym ku temu środkiem była wiara w Opatrzność i we wstawiennictwo świętych u Boga. Dlatego bardzo często więźniowie polecali się opiece Matki Najświętszej, św. Józefa i innych świętych. Ta modlitwa była siłą, która krzepiła i broniła przed załamaniem. Skuteczną pod tym względem pomocą były też życzliwe słowa współczucia, pociechy i zapewnienia o modlitwie. Szczególnie skuteczną podporę dla innych stanowił przykład kolegów silnego ducha. O. Hilary z natury optymista, świadomie szerzył optymizm, szczególnie w chwilach zdawałoby się beznadziejnych. Oto słowa jednego ze współwięźniów: Nie tylko ja go miąłem w obozie za przyjaciela. A1e było takich bardzo dużo wśród księży, którzy cenili jego dobroć, jego uczynność. Nikomu nie odmówił pomocy. Był łagodnego usposobienia. Wielu gromadziło się przy nim takich, którzy potrzebowali pociechy. Zbliżał się koniec wojny. Wszyscy oczekiwali w Dachau wyzwolenia. Fronty aliantów posuwały się szybko naprzód, niosąc upragnioną wolność. Zdawało się, że ocalenie jest już bliskie, ale by w pełni wykonało się dzieło Kalwarii, w obozie wybuchła epidemia tyfusu plamistego. Baraki z chorymi odgrodzono siatką aby nikt nie mógł się skontaktować z zarażonymi i aby nikt stamtąd nie wyszedł. Więźniowie, którzy stale przybywali z transportu, byli przydzielani wprost na izolowane bloki i tak już zatłoczone chorymi. Epidemia tyfusu nie ustawała. Bloków izolowanych wciąż przybywało. Kapłani mogli jedynie spoglądać na smutne żniwo epidemii: codziennie rano specjalne komando wynosiło z baraków zmarłych. W jednym tylko baraku umierało dziennie od 40 do 70 osób. Pośród kapłanów był ks. Frelichowski, który zdecydował się poświęcić dla tych, którzy w poniżeniu i osamotnieniu oczekiwali na śmierć. Robił wszystko, aby dostać się na izolowane bloki, gdzie choroba wyniszczyła całkowicie personel. Pragnął spowiadać i udzielać ostatniej posługi, choć miał świadomość, że sam nie podoła wszystkiemu.

    Ks. Frelichowski i o. Albert Urbański (karmelita) postanowili zgłosić się do pracy jako personel blokowy. Decyzja nie była łatwa, gdyż ci młodzi ludzie po tylu latach udręki, przeczuwali zbliżający się dzień wyzwolenia. Praca na zarażonych blokach równała się z szybkim zarażeniem chorobą i śmiercią. Pomimo tego decyzja zapadła. Dzięki pomocy pisarza obozowego Jana Domagały, uzyskano ogólne zezwolenie na podjęcie posługi w miejsce brakującego personelu. Zgłosiło się 32 kapłanów. Od władz obozowych otrzymali pod karą śmierci całkowity zakaz kontaktowania się z nie zarażoną częścią obozu. Po kilku dniach od wejścia pierwszej grupy ochotników dobrowolnie do nich dołączył - kierowany gorliwością kapłańską - o. Hilary. Mówił: "Tutaj jesteśmy najpotrzebniejsi "Nie poszedł z innymi, bo jak sam wyznał, nie pragnął rozgłosu wobec swojej osoby. Żegnając się ze współbratem w kapłaństwie, ks. Franciszkiem Korszyńskim, powiedział do niego: "Decyzję podejmuję w pełni świadomości ofiary z własnego życia, a do ks. Bernarda Czaplińskiego: "Wiesz, ja już stamtąd nie wrócę, tam nas potrzebują".

  • Wśród chorych apostołował przez 21 dni. Sam zarażony, przeniesiony został do "rewiru" na blok 17, gdzie przeżył jeszcze kilka dni w wielkim cierpieniu i wysokiej gorączce. O. Albert Urbański tak wspomina ostatnie z nim spotkanie: Było to w samą uroczystość Zwiastowania NMP. Akurat powróciła mi przytomność po dwutygodniowym stanie nieprzytomności w wysokiej gorączce tyfusu plamistego. Dowiedziałem się, że o. Hilary leży nieprzytomny w jednym z sąsiednich bloków. Czołgając się przy ścianie bloku z wielkim trudem dotarłem do jego łóżka. "Przeor... !" "Ojcze przeorze" wołam do niego coraz głośniej. Ale on już ani się nie poruszył, ani nawet powiek nie otworzył. Oddychał tylko powoli i z trudem. Leżący obok niego ludzie z trudem poinformowali mnie, . że ten człowiek do którego zwracam się dziwnym wezwaniem "przeor" już od pięciu dni leży nieprzytomny. Czerwona kreska wykresu gorączki od kilku dni przekraczała 40 stopni. Na drugi dzień już o. Hilarego tam nie spotkałem.

    25 marca 1945 r., niedługo przed oswobodzeniem obozu, został on powołany do Chrystusowej chwały, kończąc swoje młode, pełne nadziei życie. Ciało zostało spalone w krematorium obozowym w Dachau. Na blok 28, z którego wyruszył jako ochotnik, przyszła wiadomość, że kolejny męczennik oddał swoje życie jako ofiara miłości. Ks. Franciszek Cegiełka tak wspomina postawę o. Hilarego:

    Jest moim głębokim przekonaniem, że o. Hilary umarł jako święty. Z naszych wspólnych rozmów, kiedy ojciec otwierał swoje sumienie, wywnioskowałem, że Dachau przyczyniło się do dojrzana jego duszy w ofiarnej miłości. Zrozumiał, że nie ma większej miłości od tej, która ofiaruje się za bliźnich.

    Ks. abp Adam Kozłowiecki (współwięzień) w książce Ucisk i strapienie tak pisze o polskich kapłanach, którzy zgłosili się na ochotników do pielęgnowania chorych na tyfus: Dzisiaj (25 marca) zmarł na tyfus o. H. Paweł Januszewski (karmelita) jeden z tych bohaterów, którzy dobrowolnie zgłosili się do posługi chorym... Trudno mi rozpisywać się nad ich decyzją... jednym słowem mogę określić ich decyzję: bohaterstwo. Prawdziwa miłość bliźniego. Zamykając się z zarażonymi na izolowanych blokach, aby pielęgnować biedne chore ciała i ratować dusze... narażając się prawie na pewną śmierć. To co przeszliśmy w ciągu tych pięciu dat, mogło zabić wszelkie wyższe ideały. Bezwzględna walka o byt mogła u wielu wyrobić wstrętny egoizm i obojętność dla drugich. Lecz ci bohaterowie są jawnym dowodem, że idea miłości bliźniego, rzucona przed dwoma tysiącami lat przez Chrystusa, to nie mrzonka, ale idea realna, która zwycięża nawet tam, gdzie największa panuje nienawiść. Sługa Boży o. Hilary jest wspaniałym przykładem jak dobrem można zwyciężać zło.

    Sława męczeństwa

    Sława męczeństwa Błogosławionego o. Hilarego utrwaliła się bardzo szybko zarówno w obozie, czego wyrazem są osobiste notatki współwięźniów o jego śmierci jako męczennika, jak też po wyzwoleniu obozu. Pierwsza książka o Dachau o. Alberta Urbańskiego Duchowni w Dachau jest właśnie dedykowana: "Biskupowi Michałowi Kozalowi i o. Hilaremu Januszewskiemu, którzy oddali swoje życie za wiarę". Dokumenty dotyczące osoby Błogosławionego znajdują się w Archiwum Klasztoru Karmelitów w Krakowie.

    Został beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II 13 czerwca 1999 w grupie 108 błogosławionych męczenników.

  • Błogosławiona Jadwiga Karolina Żak. Męczennica.

    13 maja 1911 roku wstąpiła do zgromadzenia. W nowicjacie w Albano Laziale złożyła śluby zakonne. W 1936 przyjechała do Nowogródka. W latach 1922–30 pracowała jako nauczycielka i wychowawczyni w Gimnazjum "Nazaretanek" w Stryju. Pracowała jako nauczycielka i wychowawczyni w internacie. Po wybuchu II wojny światowej była zakrystianką w nowogródzkim kościele farnym pw. Przemienienia Pańskiego. Pierwsze represje spotkały siostrę ze strony sowieckiego okupanta. Po wkroczeniu niemców oddała życie za mieszkańców miasta i została rozstrzelana przez gestapo w lasku pod Nowogródkiem razem z 10 innymi siostrami zakonnymi.

    W pozostawionych zapiskach błogosławionej siostry Marii Imeldy czytamy:

    Spraw Panie, by moja modlitwa była jak ciężki kamień sięgający dna boskiej głębi, a na powierzchni wód zataczała coraz szersze kręgi.

    Została beatyfikowana przez papieża Jana Pawła II 5 marca 2000 roku w grupie 11 męczennic z Nowogródka.

  • edytowano October 2024

    Błogosławiony Jan Nepomucen Chrzan, męczennik.

    Jan Nepomucen Chrzan urodził się w 1885 r. w Gostyczynie w Wielkopolsce jako trzecie dziecko (z siedmiorga rodzeństwa) Bartłomieja i Stanisławy. Uczęszczał do szkoły ludowej, którą kierował jego ojciec, a po jej ukończeniu do Gimnazjum Królewskiego w Ostrowie Wielkopolskim. Tam właśnie zrodziło się jego powołanie kapłańskie. Wstąpił do seminarium duchownego, najpierw w Poznaniu, a potem w Gnieźnie. W 1909 r. ukończył je i na początku 1910 r. przyjął święcenia kapłańskie.

    Pracował jako wikariusz w Słupach, Czerminie, Broniszewicach, Kcyni, Zielińcu i Bieganowie. W tej ostatniej miejscowości w 1919 r. został proboszczem. Po sześciu latach został proboszczem w parafii pw. św. Stanisława Biskupa w Żerkowie. Prowadził tu, oprócz pracy duszpasterskej, także działalność społeczną – był m.in. przewodniczącym Rady Nadzorczej Banku Ludowego, członkiem Bractwa Kurkowego.

    W pierwszych dniach września 1939 r. do Żerkowa weszli niemcy i natychmiast poddali szykanom i prześladowaniom ks. Jana Nepomucena, znanego z duszpasterskiej, społecznej i patriotycznej postawy. Kilkukrotnie napadali na plebanię, bijąc kapłana. Wkrótce zamknęli kościół, dozwalając na jego otwieranie tylko w niedziele, na Mszę św. sprawowaną pod nadzorem niemieckiej policji.

    6 października 1941 r. ks. Chrzan został aresztowany. Przewieziono go do Fortu VII, do obozu koncentracyjnego KL-Posen w Poznaniu. Stamtąd, po przeszło trzech tygodniach, deportowano go do obozu KL Dachau i nadano mu numer 28097. Początkowo ze wzburzeniem reagował na bestialskie traktowanie więzionych, na poniżenia, tortury. W miarę upływu czasu przyjął wszystkie upokorzenia wobec siebie i męczarnie jako wyraz woli Boga. Jak zaświadczył jeden ze współwięźniów, ks. Dezydery Wróblewski: "zmienił się bardzo, tak iż ufając całkowicie łasce Bożej, oddając się całkowicie Bogu, był w stanie znieść wszelkie cierpienia".

    Zmaltretowany, chory i wycieńczony, zmarł 1 lipca 1942 r. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus".

    Jego ciało spalono w obozowym krematorium.

    W gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej został beatyfikowany przez św. Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 r.

  • Błogosławiony Jan Macha, męczennik.

    ...

    W latach 1921–1924 uczył się w szkole podstawowej w Chorzowie, a następnie w okresie 1924–1933 pobierał naukę w Państwowym Gimnazjum Klasycznym im. Odrowążów w Królewskiej Hucie, kończąc je 29 czerwca 1933 egzaminem maturalny. W szkole był członkiem kilku kółek zainteresowań: literackiego, historycznego i sportowego, a w swojej parafii należał do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży i Żywego Różańca.

    ...

    Powołanie kapłańskie
    Religijna atmosfera domu rodzinnego była powodem jego zainteresowania się duchowością, a następnie podjęcia wyboru drogi życia kapłańskiego. Duży wpływ na wybór tej drogi miał ks. Stefan Szwajnoch, proboszcz parafii św. Marii Magdaleny w Chorzowie (1925–1938). Tuż po maturze (1933) starał się o przyjęcie do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie, ale z powodu braku miejsc, w wyniku dużej ilości zgłoszeń nie został przyjęty. Podjął wówczas studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, ale po roku je przerwał, podejmując kolejną próbę dostania się do Seminarium.

    ...

    Święcenia kapłańskie przyjął 25 czerwca 1939 w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Katowicach z rąk biskupa Stanisława Adamskiego. Dwa dni później (27 czerwca) odprawił mszę prymicyjną w swoim kościele parafialnym św. Marii Magdaleny w Chorzowie Stary. Na obrazku prymicyjnym neoprezbiter napisał słowa św. Tomasza Apostoła: „Pan mój i Bóg mój”.

    Pracę kapłańską rozpoczął w rodzinnej parafii w 1939 w zastępstwie wikariusza, a od 10 września 1939 został wikariuszem w parafii św. Józefa w Rudzie Śląskiej. Widząc jak okupant niszczy kulturę polską oraz znając trudną sytuacją niektórych rodzin, których mężowie, ojcowie i synowie zostali aresztowani, rozstrzelani czy wywiezieni do obozów koncentracyjnych zaczął organizować pomoc materialną oraz duchową dla nich. Poza pracą charytatywną włączył się również w działalność patriotyczną. W Rudzie Śląskiej założono wówczas tajną organizację konspiracyjną o nazwie Polska Organizacja Zbrojna, będąca częścią Polskich Sił Zbrojnych, której zebrania członków odbywały się w prywatnych mieszkaniach lub na plebanii. Został komendantem grupy akademickiej wraz z harcerzami, której nadano kryptonim „Konwalia”. Organizacja wydawała gazetkę o nazwie „Świt”. Najważniejszym zadaniem dla niego było wówczas prowadzenie tzw. Opieki Społecznej.

    W wyniku denuncjacji niektórych osób, kolaborujących z niemcami, od początku 1941 był on śledzony przez policję, a dwa razy był nawet wzywany przez Gestapo na przesłuchanie w celu złożenia wyjaśnień. 5 września 1941 został on aresztowany na dworcu w Katowicach i tymczasowo osadzony w więzieniu policyjnym w Mysłowicach (niem. Ersatz-Polizei Gefängnis Myslowitz). Tam spotkał się z aresztowanym niedługo po nim znajomym klerykiem Joachimem Gürtlerem. W czasie licznych przesłuchań poddawany był szykanom, poprzez m.in. bicie tzw. „bykowcem” czy kopanie. Następnie 13 listopada 1941 został przewieziony do więzienia w Mysłowicach, gdzie wobec współwięźniów pełnił posługę spowiednika. W marcu 1942 dostarczono mu akt oskarżenia, w którym stwierdzono m.in. (jak napisał on w jednym z zachowanych listów więziennych kierowanych do rodziny):

    Jestem oskarżony o to, że działając jako Polak, powagę i dobro niemieckiego narodu i Państwa poniżyłem i szkodziłem im, podejmując działanie, oderwania części do Państwa Niemieckiego należącego, co kwalifikuje się jako zdrada stanu.

    W czerwcu 1942 został on przewieziony do więzienia w Katowicach przy ul. Mikołowskiej, a 17 lipca tegoż roku odbyła się rozprawa w gmachu sądu przy ul. Andrzeja w Katowicach. Po kilkugodzinnej rozprawie, przesłuchaniu świadków – gestapowców Baucza i Gawlika oraz mowie obronnej oskarżonego sędziowie skazali go na karę śmierci przez ścięcie za zdradę stanu. Ksiądz Macha przyjął wyrok ze spokojem, natomiast konsekwencją jego wydania były liczne interwencje podjęte w jego obronie przez różne osoby.

    ...

    2 grudnia 1942 o godz. 20:00 do jego celi przyszedł kapelan więzienny ks. Joachim Besler. Ze wspomnień ks. Beslera jakie pozostały po tej wizycie, pozostał następujący obraz skazanego:

    Ks. Jan Macha przystąpił do spowiedzi św., napisał list pożegnalny do rodziny i przekazał kapelanowi dyspozycje dotyczące jego rzeczy osobistych. Do końca zachował spokój. W liście dziękował bliskim za wszystko, prosił o przebaczenie i polecał się Miłosierdziu Bożemu. Przed śmiercią odmówił brewiarz i włożył do niego kartkę z napisaną własnoręcznie tym razem po polsku notatką: „Ks. Jan Macha stracony 2 XII 1942”. Brewiarz wraz z kielichem, który otrzymał na prymicje polecił przekazać przyjacielowi, ks. Antoniemu Gaszowi. Prosił rodziców, by pozdrowili ks. proboszcza i przyjaciół oraz by nie zapomnieli o modlitwie za niego.
    Ks. Joachim Besler

    Egzekucja odbyła się krótko po północy, 3 grudnia 1942 przez ścięcie gilotyną w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu więzienia w Katowicach przy ul. Mikołowskiej. Była to duża sala przegrodzona kurtyną, wykładana białymi kafelkami, za którą ustawiono gilotynę. Obok niej znajdowała się ławeczka, po lewej kran i wąż do zmywania krwi, a po prawej stawiano drewniane skrzynie, wypełnione trocinami. Ścięta głowa spadała do koszyka przyczepionego do gilotyny. Jego ciało zostało wywiezione prawdopodobnie do obozu koncentracyjnego Auschwitz i spalone w obozowym krematorium. Warto dodać, że tego samego dnia (3 grudnia) został również ścięty skazany kleryk Joachim Gürtler. Tuż przed śmiercią ks. Macha napisał pożegnalny list do rodziny o następującej treści, będący swoistym testamentem:

    Kochani Rodzice i Rodzeństwo! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. To jest mój ostatni list. Za cztery godziny wyrok będzie wykonany. Kiedy więc ten list będziecie czytać mnie nie będzie już między żyjącymi. Zostańcie z Bogiem! Przebaczcie mi wszystko! Idę do Wszechmogącego Sędziego, który mnie teraz osądzi. Mam nadzieję, że mnie przyjmie. Moim życzeniem było pracować dla niego, ale nie było mi to dane. Dziękuję za wszystko! Do widzenia tam w górze u Wszechmogącego. (...) Pozdrówcie wszystkich moich kolegów i znajomych. Niechaj w modlitwach swoich pamiętają o mnie. Dziękuję za dotychczasowe modlitwy i proszę też nie zapominać o mnie w przyszłości. Pogrzebu mieć nie mogę, ale urządźcie mi na cmentarzu cichy zakątek, żeby od czasu do czasu ktoś o mnie wspomniał i zmówił za mnie „Ojcze nasz”. Umieram z czystym sumieniem. Żyłem krótko, lecz uważam, że swój cel osiągnąłem. Nie rozpaczajcie! Wszystko będzie dobrze. Bez jednego drzewa las lasem zostanie. Bez jednej jaskółki wiosna też zawita, a bez jednego człowieka świat się nie zawali (...) Pozostało mi bardzo mało czasu. Może jeszcze jakie trzy godziny a więc do widzenia! Pozostańcie z Bogiem. Módlcie się za waszego Hanika.

    Beatyfikacja odbyła się 20 listopada 2021 w archikatedrze Chrystusa Króla w Katowicach, a przewodniczył jej w imieniu papieża Franciszka kard. Marcello Semeraro – prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

  • Błogosławiony Jarogniew Wojciechowski, męczennik.

    Ostatni z Poznańskiej Piątki.

    Długa notka, część informacyj może być powielona, ale jest bardzo ciekawa. Najwyżej się lepiej utrwali.

    Na świat przyszedł 5.xi.1922 r. w Poznaniu, już wówczas w niepodległej II Rzeczypospolitej.
    ...
    Najważniejsze jednak okazało się związanie się z salezjańskim Oratorium w Poznaniu…
    Poznańskie Oratorium pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych prowadzone przez Towarzystwo Świętego Franciszka Salezego (łac. Societas Sancti Francisci Salesii — SDB), czyli salezjanów, przy ul. Wronieckiej 9 (dziś przy parafii pw. św. Jana Bosco, natomiast przy ul. Wronieckiej znajduje się bursa dla studentów) stało się wówczas drugim domem dla wielu chłopców. W okresie największego rozkwitu związanych z nim było ponad 300 chłopców, każdego dnia można było spotkać przyjaciół, uczestniczyć w zabawach i grach — wszystko pod opieką oo. salezjanów. W dni wolne organizowano tzw. „manewry wojenne” i wycieczki rowerowe, a w czasie wakacji kolonie. Prężnie działała też grupa artystyczno–teatralna i chór chłopięcy…

    Jarogniew pojawił się w Oratorium, gdy miał 10 lat. W oratorium został ministrantem. Uczestniczył w wycieczkach, brał udział w koloniach letnich, gdzie — gdy podrosnął — opiekował się młodszymi kolegami. Grał na fortepianie, interesował się sportem. Zaangażował się w działalność harcerską. Ukończył także państwowy kurs przysposobienia wojennego I stopnia.
    Zwany zdrobniale Jarosiem, spokojny, refleksyjny i nad wiek mądry, był zwykłym poznańskim chłopcem owych lat. Zwykłym, któremu jednakże dane było zmierzyć się z niezwykłym czasem…
    1.ix.1939 r. niemcy zaatakowali Rzeczpospolitą. 17.ix.1939 r. w porozumieniu z niemcami to samo uczynili Rosjanie. Nastąpił IV rozbiór Polski. Rozpoczęła się II wojna światowa…
    Zgodnie z umową z piątką przyjaciół z Oratorium: Czesławem Jóźwiakiem, Franciszkiem Kęsym, Edwardem Kaźmierskim, Edwardem Klinikiem i Henrykiem Gabryelem, spośród których był najmłodszy, postanowił — jako Polak i gorliwy, świadomy katolik — wstąpić do wojska. Nie został jednak przyjęty…

    Wziął prawd. wówczas udział w demonstracjach młodzieży, domagającej się zorganizowania obrony Poznania, a gdy to się nie stało opuścił z przyjaciółmi miasto i udał się, podążając za wycofującą się polską armią, w kierunku Warszawy. Wszyscy dostali się do niewoli niemieckiej, ale udało im się uciec i spod Kutna dotarli z powrotem do domów…

    Polska znalazła się pod okupacją niemiecką i rosyjską. Szczególny charakter miała ona na terenach bezpośrednio przez niemców wcielonych do Rzeszy Niemieckiej. A Poznań wraz z całą Wielkopolską znalazł się w granicach okręgu Rzeszy zwanego Reichsgau Wartheland (pl. Okręg Rzeszy Kraj Warty). Celem niemieckiej polityki stała się fizyczna likwidacja żywiołu polskiego. Nadzorca owego okupacyjnego tworu, niem. Gaulaiter (pl. naczelnik okręgu), Obergruppenführer zbrodniczej organizaji SS (niem. Die Schutzstaffel der NSDAP) i niem. Reichsstadtthalter (pl. namiestnik Rzeszy) Artur Karol (niem. Arthur Karl) Greiser (1897, Środa Wlkp. – 1946, Poznań), oświadczył, że

    „zniemczenie Warthegau oznacza […], że żaden inny naród, oprócz narodu niemieckiego nie ma prawa tam mieszkać. To jest różnica między moją kolonizacją a starą bismarckowską”vi.1942 r.

    Warthegau miał być „wzorcowym [obszarem] dla całych Niemiec”, w którym panuje niem.

    „Ohne Gott, ohne Religion, ohne Priesters und Sakramenten” (pl. „bez Boga, bez religii, bez kapłana i sakramentu”).

    Posunięto się nawet do tak „wyrafinowanych” metod — poza bezpośrednią eksterminacją w ramach Intelligenzaktion (pl. Akcja Inteligencja), akcją skierowaną przeciwko polskiej elicie, głównie inteligencji, w trakcie której planowo i metodycznie natychmiast po inwazji zamordowano ok. 50 tys. nauczycieli, księży, przedstawicieli ziemiaństwa, wolnych zawodów, działaczy społecznych i politycznych oraz emerytowanych wojskowych; poza aresztowaniami; poza osadzaniem w obozach koncentracyjnych; poza masowym wypędzaniem do Generalnego Gubernatorstwa na ziemiach polskich (niem. Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete), czyli tzw. Generalnej Guberni, państewka, o którym jego gubernator, niemiecki ŻydHannah Arendt, „Eichmann w Jerozolimie” Hans Frank (1900, Karlsruhe – 1946, Norymberga), miał mówić:

    „Kraj ten powołany jest do spełnienia roli rezerwuaru robotników na wielką skalę. Mamy tu jedynie gigantyczny obóz pracy, w którym wszystko, co oznacza siłę i samodzielność jest w rękach Niemców”6.xi.1940.

    — iż zabroniono Polakom korzystania z publicznych łazienek używanych przez Niem­ców i wyznaczono wysoką granicę wieku dla narzeczonych, jako warunku uzyskania zgody na zawarcie związku małżeńskiego (28 lat u mężczyzn i 25 dla kobiet)…

    W Poznaniu jednym z pierwszych aktów było zniszczenie pomnika Wdzięczności Najświętszemu Sercu Pana Jezusa…

    niemcy zamknęli wszystkie szkoły, wprowadzili obowiązek pracy — nawet dla czternastoletnich dzieci.

  • Zamknęli też salezjańskie Oratorium.
    Jarogniew natychmiast zaangażował się w działalność konspiracyjną. Związał się z rodzącym się konspiracyjnym wysiłkiem niepodległościowym mocno zakorzenionego w Wielkopolsce szeroko rozumianego ruchu narodowego. Za przyczyną Czesława Jóźwiaka został zaprzysiężony w tajnej organizacji zdelegalizowanego przez niemców Stronnictwa Narodowego — Narodowej Organizacji Bojowej NOB — która na terenie zachodnich ziem Polski wcielonych przez niemców bezpośrednio do Rzeszy osiągnęła prawd. stan 30‑35 tys. członków, z tego ⅓ na terenie samego Poznania:

    „Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu i Trójcy Świętej oraz Tobie Mario — Królowo Korony Polskiej, stać wiernie na straży u boku idei narodowej Wielkiej Polski. Przysięgam nigdy, niegdzie nie mówić o sprawach organizacji, której jestem członkiem, nawet z moimi najbliższymi członkami rodziny. Przysięgam nie przystępować do innej organizacji, być wiernym i na zarządzenie uczynić wszystko dla dobra Polski. Otrzymany rozkaz wykonać nawet wtedy, gdyby to miało kosztować moje życie. Tak mi Panie Boże i Męko Jego Syna dopomóż. Amen.”

    Dowódcą poznańskiej piątki — konspiracyjna formacja NOB opierała się bowiem na strukturze piątkowej, i.e. członek organizacji o charakterze przywódczym dobierał sobie własną, czterosobową grupę — był oczywiście Czesław Jóźwiak. I Czesław, prawd. w i.1940 r. taką właśnie piątkę utworzył — jego zastępcą został Edward Klinik. Zadaniem owej sekcji organizacyjnej NOB było rozpoznanie wywiadowcze obiektów Wehrmachtu, czyli niemieckiej armii — takich jak zajęte przez jednostki piechoty tereny szkoły podstawowej przy ul. Garbary (dziś Szkoła Podstawowa nr 40 im. Mieszka I) i koszary przy Forcie VIII im. gen. Kazimierza Grudzielskiego, zwane potocznie koszarami Grolmana (część zbioru fortyfikacji — Twierdza Poznań) — oraz obiektów zajmowanych przez Luftwaffe, czyli niemieckie lotnictwo — gmach Gimnazjum Bergera (dziś III Liceum Ogólnokształcące im. św. Jana Kantego) — w poznańskim Śródmieściu. Prowadzono też kolportaż konspiracyjnej gazetki „Polska Narodowa” (członkom grupy dostarczać miał ją Czesław).

    Istnieją również przesłanki, że chłopcy — przynajmniej Czesław — brali udział w zbieraniu informacji dla polskiej konspiracji o obywatelach polskich, którzy składali wnioski o wpis na niemiecką listę narodowością — tzw. folkslistę DVL (niem. Deutsche Volksliste) — czyli tzw. Volksdeutsche. Tu niemiecki niem. Gaulaiter Reichsgau Wartheland, wspomniany Artur Karol Greiser, wyszedł przed szereg niemeckich namiestników podbitych polskich ziem i już 28.x.1939 r. wydał rozporządzenie o utworzeniu centralnego biura rejestracji Volksdeutsche. Biuro rozpoczęło swą działalność od Poznania, a w 1940 r. objęło swym nadzorem ałe Reichsgau Wartheland. Na początku 1940 r. powstała pierwsza kategoryzacja, obejmująca: 1. etnicznych Niemców aktywnie wspierających III Rzeszę; 2. innych „etnicznych” Niemców; 3. Polaków niemieckiego pochodzenia; 4. Polaków związanych z niemieckością poprzez małżeństwo. Na podstawie tych doświadczeń później, 12.ix.1940 r., sam Reichsführer‑SS, niem. Stabshauptamt Reichkomissar für die Festigung deutschen Volkstums (pl. Komisarz Rzeszy do spraw Umacniania Niemieckości), Henryk (niem. Heinrich) Himmler (1900, Monachium – 1945, Lüneburg), wydał dekret niem. Erlass für die Überprüfung und Aussonderung der Bevölkerung in den eingegliederten Ostgebieten (pl. Dekret o inspekcji i segregacji ludności na okupowanych terenach wschodnich), rozszerzając de‑facto stosowanie pojęcia folkslisty na wszystkie okupowane przez Niemców tererny polskie.
    Chłopcy poznańskiej piątki byli zatem jednymi z pierwszych, którzy obserwowali tych Polaków, którzy poddali się presji niemieckiej i zgłaszali — istniały specjalne formularze zgłoszeniowe — swój akces do narodu niemieckiego, wyrzekając się jednocześnie polskości (nie zawsze było wszelako to dobrowolne)…

    Od końca 1939 r., z upoważnienia NOB, Czesław zajmował się również, z pomocą swych przyjaciół, organizowaniem tajnego Harcerstwa Polskiego, zwanego też „Hufcami Polskimi”, związanego — w odróżnieniu od Szarych Szeregów — z ruchem narodowym, którego naczelnikiem był Stanisław Sedlaczek (1892, Kołomyja – 1941, KL Auschwitz) (zginął w niemieckim obozie koncentracyjnym KL Auschwitz). W Poznaniu tą inicjatywą kierował ówczesny gimnazjalista, phm. Lech Masłowski (1921, Poznań — 1994, Łódź) ps. „Jerzy”, późniejszy dowódca jednego z partyzanckich oddziałów Obozowych Drużyn Bojowych Narodowej Organizacji Wojskowej NOW „Szczerbiec”, działającego m.in. w okolicach Nowego Wiśnicza, w zarządzanym przez Niemców Generalnym Gubernatorstwie, gdzie wraz z rodziną został w iii.1940 r. przymusowo przez Niemców przesiedlony, oraz w latach 1947‑56 ofiara komunazistowskiego terroru, przetrzymywany w Krakowie w więzieniu przy ul. Montelupich, w więzieniach na Mokotowie w Warszawie, w Rawiczu, Wronkach i Sieradzu, w których spędził 8 lat i 10 miesięcy, będąc wielokrotnie bity i torturowany…

    Już 2.i.1940 r. piątka przyjaciół prawd. uczestniczyła w uroczystej zbiórce zorganizowanej przez phm. Lecha Masłowskiego w pierwszą rocznicę śmierci Romana Dmowskiego (1864, Kamionek – 1939, Drozdowo). I to prawd. wówczas Jarogniew został zaprzysiężony w NOB, przyjmując konspiracyjny pseudonim „Ryszard”…

    Miesiąc później, w ii.1940 r. grupa „Jerzego” przeprowadziła akcję prowokacyjną przeciwko pięciu osiedleńcom, tzw. Niemcom bałtyckim (niem. Deutsch‑Balten) — czyli Niemcom pochodzącym z Inflant (Łotwa i Estonia), którzy dzięki rozpoczynającemu II wojnę światową niemiecko–rosyjskiemu paktowi Ribbentrop‑Mołotow i „traktatowi o granicach i przyjaźni III Rzesza‑Rosja”, po włączeniu Inflant w tzw. rosyjską sferę wpływów zostali przesiedleni do Reichsgau Wartheland na gospodarstwa odebrane polskim właścicielom (ich liczbę szacuje się na ok. 75 tys.) — polegającą na wrzuceniu do ich mieszkań ulotek o treściach krytycznych wobec władz niemieckich, z jednoczesnym powiadomieniem o zainteresowaniu tymiż ulotkami przez ich mieszkańców niemieckiej tajnej policji politycznej (niem. Geheime Staatspolizei) — Gestapo.
    W iii.1940 r. nastąpiły masowe aresztowania członków podziemnej chorągwi w Poznaniu. Niemcy zatrzymali ok. 100 polskich harcerzy, co doprowadziło do faktycznej likwidacji tamtejszej organizacji.
    Chłopcy z Oratorium uniknęli wówczas aresztowań…

    Poznańska piątka nawiązała też kontakt z inną podziemną organizacją — Wojskową Organizacją Ziem Zachodnich WOZZ…
    Poza działalnością konspiracyjną młodzi ludzie próbowali prowadzić w miarę normalne życie, do jakiego przygotowywało ich Oratorium.
    Jarogniew dalej pracował w drogerii. Ale wraz z przyjaciółmi uczestniczył też w szeroko rozumianej działalności młodzieżowego chóru chłopięcego kierowanego — po aresztowaniu przez Niemców i wydaleniu do Generalnej Guberni ks. Wacława Gieburowskiego (1878, Bydgoszcz – 1943, Warszawa) — przez ich rówieśnika, Stefana Stuligrosza (1920, Poznań – 2012, Puszczykowo), późniejszego wielkiego polskiego dyrygenta, kompozytora i twórcę słynnego chóru „Poznańskich Słowików” i kawalera Orderu Orła Białego, który został wówczas organistą w kościele pw. Najświętszej Marii Panny Wspomożycielki Wiernych, przy którym działało Oratorium. Pomimo masowych aresztowań duchowieństwa chór w jeszcze nie zamkniętych kościołach. Spotykali się też — po zamknięciu Oratorium — w domu Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego (łac. Congregatio Fratrum Cordis Iesu – CFCI) na Ostrowie Tumskim, organizowali w dni wolne od pracy wypady za miasto, opiekowali się młodszymi kolegami…

    Stefan Stuligrosz po latach wspominał: „Spotykaliśmy się w zimowe popołudnia u państwa Kęsych. Robiliśmy kawały jego siostrze Irenie, przebieraliśmy się, śpiewaliśmy byle co, byle zapomnieć o grozie sytuacji. Przed godziną policyjną o 2100 trzeba się było pożegnać, żeby zdążyć do domu. Ale zawsze była na zakończenie krótka modlitwa”…

    Mówił też o Jarogniewie, iż ten wesoły, refleksyjny, delikatny, uzdolniony muzycznie chłopak „lgnął do ludzi, pragnął ciepła, bolał nad ojcem, który był alkoholikiem i opuścił rodzinę”.
    Ale niemcy ów chór, i środowisko młodzieży z nim związane, od początku okupacji obserwowali szczególnie intensywnie. Spośród grona związanego z Oratorium ktoś zaczął donosić do Gestapo…
    Niebawem nastąpiły aresztowania…

  • Bezpośrednią przyczyną aresztowań stały się być może próby Czesława Jóźwiaka nawiązania kontaktów z pozostałymi na wolności po fali aresztowań w vii.1940 r. członkami konspiracyjnej Wojskowej Organizacji Ziem Zachodnich WOZZ, z którą związany był też Jarogniew…
    Na wolności zatem nie pozostali długo. Jarogniew aresztowany przez Gestapo został 23.ix.1940 r. wraz z czwórką przyjaciół z Oratorium (Edwarda Klinika aresztowano dwa dni wcześniej)…

    Podczas aresztowania nie zdołał przekazać matce pieniędzy, które miał w kieszeni. Pieniędzy na utrzymanie. Poprosił więc jednego z aresztujących niemców o pomoc. Ten obiecał oddać je — pieniędzy jednak nie przekazał.

    Zawieziono go — jak i wszystkich pozostałych — do siedziby Gestapo zorganizowanej w tzw. „Domu Żołnierza”. Gdy niemcy zabrali im wszystkie rzeczy osobiste, znaleźli przy nich także różańce. Szydząc z chłopców odebrali im je i wyrzucili do kosza na śmieci. Ci zaś, kiedy tylko zostali na chwilę pozostawieni sami, wyciągnęli je z kosza i schowali…W dzień po aresztowaniu z pracy zwolniona została siostra Jarogniewa, Ludka.
    Tak rozpoczęła się ich niezwykła droga krzyżowa, w trakcie której krok po kroku zbliżali się do swego Pana. Nie tylko w sensie życia doczesnego — zbliżania do Chrystusa zmartwychwstałego — ale nieustannie kształtując swą duchową formację w oczekiwaniu na ostateczne przyjście Pana. Nawet w tak ekstremalnych warunkach nie czynili tego biernie: przeciwnie, aktywnie pogłębiali wiarę, zgłębiali ją — indywidualnie albo, o ile to było możliwe, wspólnie — nigdy nie tracąc z widoku celu ostatecznego, Nieba…
    A wszystko w trakcie nieustannych męczarni i cierpień.

    Już pierwszego dnia skatowano ich okrutnie, oskarżając o założenie w Oratorium nielegalnej organizacji. W „Domu Żołnierza”, w piwnicach, Niemcy ustawili specjalne stoły, na których rozciągano aresztowanych i bito, niejednokrotnie do utraty przytomności. Edward Klinik zanotował i przekazał w grypsie:

    „Poniedziałek — pierwsze śledztwo — jeden z najstraszniejszych dni w moim życiu, którego nigdy nie zapomnę”…

    Z więzienia Gestapo Jarogniew został przewieziony do osławionego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Posen (Fort VII) w Poznaniu i osadzony w bunkrze 58. Tam spotkał się z aresztowanymi przyjaciółmi. Odtąd, o ile możliwe, trzymali się razem. Rozrzucono ich po różnych celach, ale widywali się na podwórzu i wymieniali choćby uścisk dłoni, karteczki zachęcające do wspólnych praktyk, tak jak w Oratorium…
    Przesłuchiwano ich też w więzieniu przy ul. Młyńskiej (innej siedzibie Gestapo). Tam niemcy, by wymusić zeznania, poddali ich torturom i ciężkiemu biciu…
    16.xi.1940 r. Jarogniewa przewieziono — wraz z przyjaciółmi — do niemieckiego więzienia we Wronkach, ok. 60 km od Poznania, gdzie siedział, jak i przyjaciele, w pojedynczej celi oznaczonej napisem: „Hochverrat” (pl. „zdrada stanu”). Traktowano ich, mieszkańców wcielonej do Rzeszy Niemieckiej części okupowanej Rzeczypospolitej, tzw. niem. „Wartheland” (pl. „Kraj Warty”), jak zdrajców narodu niemieckiego. Niemcy po prostu uznali, że aresztowani automatycznie stali się „obywatelami Niemiec”, a ich działalność w Oratorium — za zdradę główną.
    Jarogniewa i Edwarda Klinika przetrzymywano w innym skrzydle więzienia, niż pozostałą czwórkę. Mimo odosobnienia przyjaciele jakoś się porozumieli i przygotowywali się do Bożego Narodzenia salezjańską nowenną, w jakiś sposób razem… Jeden z nich odtworzył ją z pamięci i przepisał na skrawkach papieru… Odprawili ją w tym samym czasie, jak czynili to na wolności…

  • W liście do matki i siostry Jarogniew pisał:

    „Siedzę tutaj sam w celi. Moi koledzy są tutaj także, ale na innym wydziale […] mam dużo czasu na myślenie […] Mam tutaj dla siebie rekolekcje […] Nie wiem, kiedy wrócę do domu. Wszystko, co przychodzi przyjmuję z dobrym (otwartym) sercem”16.i.1941, Wronki.

    W kolejnym dodawał:

    „Wierzę ciągle w dobrego Boga”2.iii.1941, Wronki.

    Pracował przy kręceniu sznurka…
    Później, 23.iv.1941 r., przewieziono go do więzienia w dzielnicy Spandau w Berlinie. Oddzielono od przyjaciół — pozostali zostali zawiezieni do innego berlińskiego więzienia sądowego, w dzielnicy Neukölln. O przydziale decydowało nazwisko: jak zawsze pedantyczni Niemcy więźniów o nazwiskach zaczynających się na literę z pierwszej połowy alfabetu kierowali do Neukölln, pozostałych do Spandau)…
    Po zakończeniu działań wojennych w 1945 r. i klęsce Niemiec nazistowskich więzienie Spandau stało się miejscem przetrzymywania niemieckich zbrodniarzy wojennych skazanych na kary pozbawienia wolności. Ostatni z nich, Rudolf Walter Richard (niem. Rudolf Walter Richard) Heß (1894, Aleksandria – 1987, Berlin–Spandau), zastępca samego Adolfa Hitlera, niemieckiego przywódcy, przebywał w nim do samobójczej śmierci 17.viii.1987 r. Dziś na jego miejscu znajduje się … centrum handlowe.
    W takim więzieniu, w wyznaczonej mu celi — nieporównywalnie gorszej, niż przetrzymywani później w Spandau niemieccy zbrodniarze — nastoletni polski chłopiec, Jarogniew, niewolniczo pracował przy lepieniu kopert, w których następnie niemieckie kobiety wysyłały pozdrowienia dla swych mężczyzn zniewalających Polaków w Warthegau…Nie miał żalu. Nie nienawidził. Pisał do rodziny:

    „Tu odprawiam moje może jedyne w mym całym życiu rekolekcje, w których rozważam nie tylko minioną mą przeszłość, ale i zastanawiam się nad życiem moim przyszłym ziemskim jak i poza grobem. Bo czy będę miał jeszcze taką okazję? Wątpię. I często Kochana Matuś staje mi ten obraz przed oczyma, gdy myślę o zbliżającej się mojej rocznicy naszego pożegnania i widzę Cię matuś kreślącą to święte błogosławieństwo, ten znak Krzyża świętego. Tak Matuś, z tego Znaku tego błogosławieństwa czerpię siły, odwagę, moc i nadzieję”23/25.viii.1941, Berlin–Spandau.

    Później dodawał:

    „Opiekę Bożą odczuwam od chwili przekroczenia naszego domu do chwili obecnej i da Bóg, Matka Wspomożenie Wiernych udzielać mi będzie nadal łask”19.x.1942, Berlin–Spandau…Tam, w Spandau, w samotności, w karnej celi, spędził Boże Narodzenie 1942 r. Za śpie­wanie kolęd zmuszony został przez Niemców do stania po pas w wodzie…

  • Siostra, Ludka, przez prawie rok nie informowała go o śmierci matki. Dowiedział się o tym dopiero w połowie 1942 r. Napisał wówczas do siostry:

    „Mimo że zostanie mi na zawsze ten świat z takim cieniem, jednak my musimy żyć i Boga chwalić, bo to jest Jego wola, a żyć to nasz święty obowiązek […] Rozpocznijmy nowe życie nie patrząc na cierpienie i smutek, a mając wciąż przed oczyma obraz naszej Matki — bohaterki oraz nasz obowiązek: modlić się aż do ostatniego tchnienia o spokój duszy kochanej Mamusi”15.vi.1942, Berlin–Spandau.

    I dopytywał się o ojca (wydalonego wówczas przez Niemców z Wielkopolski): o krótką „wzmiankę czy ojciec żyje, czy nie?”…
    Pisał dalej:

    „Pomimo że przyszłość jest dla nas zagadką […] musimy tym życiem sami sterować. Dobrze przeżyjemy, jeżeli modlitwa będzie nam siłą duszy i ciała”…

    Przez cały ten okres, w czasie wielomiesięcznych przesłuchiwań — torturowania, katowania — młodzi chłopcy, przywódcy poznańskiej katolickiej młodzieży, zachowywali niezwykły spokój i niespotykaną pogodę ducha…

    „Nie zwątpiliśmy nigdy, nawet w okrutnych warunkach, podczas więziennej gehenny, pozostawaliśmy apostołami księdza Bosko. Nie załamało nas śledztwo, rozdzielenie po różnych celach, terror i uciążliwy głód. Pomimo udręczeń fizycznych, moralnych, stosowanych tortur, gdy tylko drzwi zamykały się za odchodzącym gestapowcem, wracały humor i pogoda ducha. Często współwięźniowie mówili, że jesteśmy jacyś inni i pytali, czy przypadkiem nie jest nam dobrze w więzieniu…”wspomnienia Henryka Gabryela.

    W listach do siostry Jarogniew pisał, iż uważa się za szczęściarza i otoczonego szczególną opieką Matki Bożej.
    Zachowując pozory praworządności w v.1942 r. Niemcy zawieźli oskarżonych (Jarogniewa przewieziono trochę później, w drugiej połowie vi.1942) do szczególnie ciężkiego więzienia w Zwickau (niem. Zuchthaus Zwickau) na Zamku Osterstein (niem. Schloss Osterstein), prowadzonego przez niemiecką „eskadrę ochronną NSDAP” (niem. „Die Schutzstaffel der NSDAP”), czyli osławione SS, gdzie oczekiwali na „sądową” rozprawę.

    „To najgorszy okres dotychczasowej niewoli”, wspominał Henryk Gabryel. Przetrzymywani byli w dużych celach, w których stłoczono po osiemdziesięciu ludzi. Zmuszano ich do ciężkich prac w mieście. Używano ich jako siły pociągowej. Otrzymywali głodowe racje żywnościowe. Codziennie ktoś z więźniów umierał:

    „Pracą i głodem zabijali. Pomagaliśmy sobie jak tylko było można. Czesio Jóźwiak pracował jakiś czas na dworcu przy myciu sanitarnych wagonów. Przynosił i dzielił się skórkami chleba lub czymś innym, co potrafił zdobyć. Kaźmierski miał okazję zebrania łupin ziemniaczanych. Chociaż trudno przechodziły przez gardło, innego wyboru nie było”…
    Mimo to nie tracili pogody ducha. Wierzyli, że kto pokłada ufność w Bogu, nie powinien się lękać. W tym przeświadczeniu, umacniał ich współwięzień — kapłan, u którego spowiadali się. Często wzajemnie polecali siebie Bogu i Niepokalanej Wspomożycielce. Nie poddawali się zwątpieniu…

    Tam też prawd. mieli okazję wyspowiadać się u benedyktyna, o. Leandra Henryka Kubika (1909, Stare Kramsko – 1942, Wronki), proboszcza parafii w Siemowie, który aresztowany został w 1941 r. jako kapelan polskiej organizacji podziemnej „Czarny Legion”, działającej w Gostyniu i okolicach, i właśnie w ix–v.1942 r. sądzony w Zwickau (12 członków organizacji skazanych zostało na ścięcie a kilkudziesięciu na więzienie — 38 w więzieniach zginęło, w tym we Wronkach o. Kubik). W więzieniu o. Leander stał się nieformalnym duszpasterzem więźniów — organizował modlitwy, słuchał spowiedzi, udzielał sakramentów świętych, pomagał chorym, pocieszał, wspierał duchowo…
    Wreszcie 31.vii.1942 r. przyjaciele — poznańska piątka — stanęli przed niem. Strafsenat des Oberlandesgerichts (pl. Wydział Karny Wyższego Sądu Krajowego) w Poznaniu na sesji wyjazdowej w Zwickau. Oskarżono ich o członkostwo „nielegalnej organizacji 'Stronnictwo Narodowe'”, a w szczególności „ramienia zbrojnego tej partii — 'Narodowej Organizacji Bojowej'”. Głównym inkryminowanym celem ich działalności miało być „szpiegowanie, mające służyć przygotowaniu powstania”…
    A to uznane zostało za „zdradę stanu”. Niemcy po prostu uznali, że aresztowani — po „przyłączeniu” Poznania do Rzeszy — automatycznie stali się „obywatelami Niemiec”, a ich działalność w Oratorium za zdradę główną.
    Rozprawę, „w imieniu narodu niemieckiego”, prowadzili trzej „wybitni” przedstawiciele tegoż narodu, wszyscy — a jakże! — z naukowymi tytułami doktorskimi, podobnie zresztą jak i prokurator.

  • Mimo iż wszyscy podsądni zgodnie odrzucili ustalenia śledztwa prowadzonego przez Gestapo — w raporcie sądowym znalazło się zdanie: „Po odczytaniu […] zeznań policyjnych na rozprawie głównej zgodnie oświadczyli, iż słowa te zostały im włożone w usta przez funkcjonariusza dokonującego przesłuchania” — pięciu przyjaciół z Oratorium salezjańskiego: Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik, Jarogniew Wojciechowski, oraz dwaj inni, młodzi Polacy z kręgów narodowych, koledzy z Narodowej Organizacji Bojowej — Hieronim Jędrusiak (1920/1, Poznań – 1942, Drezno) i Marian Kiszka (1921, Pobiedziska – 1942, Drezno), którzy w konspiracji znaleźli się dzięki Czesławowi Jóźwiakowi — zostali skazani na śmierć przez zgilotynowanie. Tylko Henryk Gabryel (ur. 1922, Poznań) został 2.viii.1942 r. zwolniony — oskarżono go tylko o niedopełnienie obowiązku denuncjacji oraz o posiadanie ulotki konspiracyjnej, skazano na rok, z zaliczeniem na poczet kary okresu dwuletniego śledztwa — i przeżył…
    Wyrok skazanym odczytano 3.viii.1942 r. (albo 5.viii.1942 r. — pod tą datą po uzasadnieniem wyroku podpisali się „sędziowie”). Warto — za opracowaniem p. Rafała Sierkuły z Instytutu Pamięci Narodowej IPN w Poznaniu — zacytować tutaj obszerne wyjątki z uzasadnienia wyroków:

    „Po całkowitym rozbiciu władzy państwowej we wrześniu 1939 r. upadło również państwo polskie. Terytorium i społeczeństwo byłej Rzeczypospolitej Polskiej, zgodnie z zasadami, podlegało (zasada debellatio [i.e. zawojowanie]) władzy Wielkiej Rzeszy Niemieckiej jako państwa zwycięskiego. Führer skorzystał z tego prawa, wydając dekret z dnia 8 października 1939 r., na podstawie którego teren Reichsgau Wartheland został wcielony do Rzeszy.
    Ten stan prawny, obowiązujący również Polaków, miał zostać zmieniony w wyniku powstania przygotowywanego przez SN [Stronnictwo Narodowe]. Miało tutaj powstać nowe niepodległe państwo polskie. Celem nielegalnej organizacji była więc «zdrada stanu» […]
    Oskarżeni zagrozili bezpieczeństwu Wielkiej Rzeszy Niemieckiej podczas stanu wojny. Zgodnie z zasadą prawną stosowaną przez Sąd, oskarżeni zasłużyli na karę, jakiej, biorąc pod uwagę aktualną fazę walki o istnienie narodu niemieckiego, wymaga bezpieczeństwo Rzeszy […]
    Należy więc orzec takie kary, aby ich działanie odstraszające było jak największe. W przypadku Polaków osiągnięcie tego celu możliwe jest jedynie poprzez orzeczenie kary śmierci. Wieloletnia kara po–zbawienia wolności nie jest wystarczająca, gdyż Polacy wrogo nastawieni wobec wszystkiego, co niemieckie, nadal są przekonani o upadku Wielkiej Rzeszy Niemieckiej i wierzą, że ich rodacy przebywający w obozach karnych wcześniej czy później odzyskają wolność”„Poznańska Piątka — historia wojenna”, Rafał Sierchuła, IPN Poznań.
    Wszystkich skazano na podstawie rozporządzeń wydanych przez niemieckiego okupanta w xii.1941 r. i i.1942 r., a zatem ponad rok po inkryminowanych aktach — z mocą wsteczną…
    Wszechwładny nadzorca Reichsgau Wartheland, Artur Greiser, oczywiście nie skorzystał z prawa łaski, mimo próśb ze strony rodzin…
    Na wykonanie wyroku skazanych 18.viii.1942 r. przewieziono do Drezna, do więzienia w kompleksie budynków służących także jako sąd i miejsce egzekucji, przy Münchner Platz 3 (pl. Plac Monachijski). Przetrzymywano ich w pojedynczych, wąskich na ok. 1 m, celach, bez możliwości kontaktu…
    Zachowała się niezwykła, niewielka, 48‑stronicowa „książeczka do nabożeństwa”, którą w więzieniach napisał przyjaciel z oratorium i współwięzień, Edward Klinik, i z której modlili się poznańscy przyjaciele:

    „O Boże, dlaczego włożyłeś tak ciężki krzyż na moje ramiona?
    »Synu, patrz na mnie, jak ja obarczony ciężkim drzewem krzyża z miłości do ciebie szedłem na Golgotę i nie wydobyłem z piersi mojej słowa skargi, a ty już teraz narzekasz?
    Oddaj mi tylko miłość za miłość. Jam dobrowolnie oddał się tobie cały, stając się więźniem tabernakulum, a ty ile razy mnie odwiedziłeś?
    Czy chciałbyś mieć dzisiaj lepiej ode mnie?«
    O Boże, jak ciężko zgrzeszyłem. Rzucając się na kolana, dzisiaj prosić Cię tylko mogę o miłosierdzie, przebaczenie i pokutę.
    Dziś, wyznając swe winy, wspólnie z żałującym łotrem wołać powinienem”.

    Jarogniew w pożegnalnym, ostatnim liście do siostry, napisanym tuż przed egzekucją, pisał:

    „Poznałem i przejrzałem dokładnie życie Matusi, Ojca, Twoje i swoje i dlatego jestem pewny, że będziesz się raczej ze mną cieszyć, a nie rozpaczać, bo dostępuję nadzwyczajnej łaski Bożej i odchodzę poznawszy gruntownie moją przeszłość, bez najmniejszego żalu […]
    Uczucia w każdej chwili Twego życia powierzaj tylko Jezusowi i Maryi, bo w nich znajdziesz ukojenie. Ludzi nie przeceniaj zbyt w dobrym ani w złym.
    Ludzi nie przeceniaj za bardzo, ani w dobrym ani w złym.
    Pomyśl, jakie prawdziwe szczęście! Odchodzę zjednoczony z Jezusem przez Komunię świętą.
    W tej ostatniej mojej Komunii św. myślę o Tobie i ofiaruję ją za Ciebie i za siebie z tą nadzieją, że cała nasza rodzina bez wyjątku będzie szczęśliwa tam u Góry […]
    Idę już i oczekuję Cię tam w Niebie z Matusią najmilszą.
    Trudno, nie mogę więcej pisać”.

    I kończył:

    „Jezus, Maryja, Józef”24.viii.1942 r., Drezno…

    Wyrok Niemcy wykonali 24.viii.1942 r., w dzień wspomnienia Maryi Wspomożycielki Wiernych, do której tyle razy się modlili, o godz. 2040.

    Wówczas, w drezdeńskim więzieniu, piątce przyjaciół oraz trzem innych Polakom (wspomnianym Hieronimowi Jędrusiakowi i Marianowi Kiszce oraz skazanemu w odrębnym procesie Bogdanowi Wysockiemu (1921, Poznań – 1942, Drezno)) dane jednak było spitakać się jeszcze raz — tym razem już ostatni…
    Duszpasterz więzienny, o. Franciszek (niem. Franz) Bänsch (1899, Großenhain – 1961, Drezno), zakonnik Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (łac. Congregatio Missionariorum Oblatorum B. M. V. Immaculatae – OMI), czyli oblat, którego za potajemne sporządzanie notatek z egzekucji dokonanych w latach wojny w Dreźnie (było ich 1,386), przekazywanie grypsów, odnotowywanie danych i miejsc pochówku straconych, i wreszcie wystawienie im po upadku III Rzeszy Niemieckiej małej kapliczki (jeszcze za czasów komunistycznych!), miasto uhonorowało w 2006 r. nazwaniem ulicy jego imieniem i pomnikiem, zanotował:

    „Na krótko przed godziną 900 wieczorem więźniowie zaintonowali pieśń religijną, którą zaśpiewali przytłumionym głosem w języku ojczystym.
    Do celi znowu wdarł się strażnik więzienny i zawołał: 'Koniec śpiewania!'
    I ja byłem w tej celi. Pod koniec, krótko przed wyprowadzeniem prosili jeszcze: 'Przewielebność, proszę trzymać krzyż bardzo wysoko, żebyśmy go mogli widzieć'.
    Każdy z nich w milczeniu poszedł pod gilotynę”…
    Na plac, gdzie znajdowała się gilotyna, skazańców — bez koszul, z rękami związanymi z tyłu — prowadzono pojedynczo, najprawdopodobniej w kolejności alfabetycznej nazwisk. A więc pierwszym był Czesław, ostatnim Jarogniew.
    niem. „Ordnung muss sein”.
    Prawd. odczytano im wyrok i powiadomienie o nieskorzystaniu przez Greisera z prawa łaski.
    Był więc prawd. ostatnim. Musiał oglądać — albo przysłuchiwać się — ostatnim chwilom życia swych kolegów— i czekać — zanim sam nie przekroczył progu wieczności i pojawił się u tronu Bożego…
    Wykonanie wszystkich 8 egzekucji zajęło katowi, tradcyjnie ubranemu w garnitur i cylinder, w asyście trzech pomocników, 16 minut…
    Po umieszczeniu ciał w trumnach zawieziono je — Instytut Anatomii Uniwersytetu (niem. Universität Leipzig) w Lipsku (niem. Leipzig), który miał prawo do korzystania z ciał skazańców „w celach naukowych”, widocznie nie był zainteresowany — na cmentarz katolicki przy ul. Bremer 20 (niem. Bremer Straße), niedaleko więzienia w Dreźnie, i 29.viii.1942 r. pochowano w zbiorowych grobach, w kwaterze dla skazańców–katolików, poza murami cmentarnymi. Czesław Jóźwiak został pochowany razem z Jarogniewem Wojciechowskim i Bogdanem Wysockim; Edward Kaźmierski z Franciszkiem Kęsym i z Marianem Kiszką; oraz Edward Klinik z Hieronimem Jędrusiakiem. W Księdze zmarłych Poznańska Piątka została zapisana pod następującymi numerami: Czesław Jóźwiak — nr 45, Edward Kaźmierski — nr 39, Franciszek Kęsy — nr 41, Edward Klinik — nr 42, Jarogniew Wojciechowski — nr 40 (czas pochówku: 1023).
    Tam też spoczywają do dziś — ekshumacja nie jest możliwa, ich ciała wrzucone bowiem zostały do zbiorowych mogił mordowanych w więzieniu w Dreźnie. Nie wiadomo, w której z wielu warstw szczątek znajdować się mogą ich relikwie…
    Oczywiście niemiecki, praworządny podatnik nie mógł być obciążony kosztami egzekucji. Obciązono więc nimi rodziny skazanych: 300 marek za egzekucję i 1,50 marki za każdy dzień uwięzienia. 12 fenigów za przesłanie rachunku.

  • Wcześniej, bo już 25.viii.1942 r. na ulicach Poznania Niemcy rozlepili niem. Bekannt­machung (pl. Obwieszczenie), na złowieszczym czerwonym papierze, informujące w dwu językach — co było niezwyczajne — na górze po niemiecku, a niżej łamaną polszczyzną, iż:
    „Przez Strafsenat des Oberlandesgerichts w Posen skazani zostali dnia 31 lipca 1942 roku z powodu przygotowań do zdrady stanu na śmierć Bogdan Wysocki, Czesław Jóźwiak, Hieronim Jendrusiak, Marian Kiszka, Edward Klinik, Franciszek Kęsy, Jarogniew Wojciechowski, Edward Stanisław Kaźmierski wszyscy z Posen. Wyroki zostały dnia 24 sierpnia 1942 r. wykonane”.
    Obwieszczenie podpisał niem. „Der Reichstatthalter im Warthegau (Generalstaatsan­walt)” (pl. „Gubernator Rzeszy w Kraju Warty (Prokurator Generalny)”), czyli Artur Greiser.
    Jarogniew Wojciechowski, zwykły poznański chłopiec, wychowany w jakże kruchej Polsce — II Rzeczypospolitej — okazał się niezwykłym człowiekiem, wzorem dla młodzieży całego świata, zdając egzamin końcowy niezwykłych czasów, w których przyszło mu żyć, celująco…
    Siostra Jarogniewa, Ludka, wyszła później za mąż za jednego z towarzyszy niedoli brata, który przeżył więzienia we Wronkach i Spandau…
    Piątka przyjaciół z poznańskiego Oratorium została beatyfikowana przez św. Jana Pawła II (1920, Warszawa – 2005, Watykan), 13.vi.1999 r., w Warszawie, w gronie 108 męczenników II wojny światowej.
    Kilkanaście lat wcześniej, 20.vi.1983 r., św. Jan Paweł II modlił się w Poznaniu do Tej, do której „uczucia w każdej chwili […] życia powierzałj” bł. Jarogniew:
    „Poznań! […] Miasto, w którym tak szczególnie dojrzewała katolicka myśl społeczna oraz ogólnonarodowa struktura katolickich organizacji.
    […] Całym sercem zbliżam się ku temu miejscu, na którym księżna Dobrawa, żona Mieszka i matka chrzestna polskiego narodu, wzniosła na Ostrowie Tumskim kaplicę zamkową pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny. Najpierwotniejszy ślad […] wielkiego dziedzictwa, […] które pragniemy przenieść w następne stulecia.
    Staję więc na tym miejscu i powtarzam:
    Bogurodzica Dziewica
    Bogiem sławiena Maryja
    Twego Syna Gospodzina.
    Zyszczi nam, spuści nam,
    Kyrie eleison.
    Kilkanaście lat później, 13.vi.1997 r., podczas kolejnej pielgrzymki do Polski, związanej m.in. z 1000. rocznicą męczeństwa św. Wojciecha, św. Jan Paweł II mówił do zgromadzonej w Poznaniu młodzieży:
    „Męczeństwo wielkiego apostoła Słowian woła także dzisiaj o świadectwo życia każdego z was. Woła o ludzi nowych, którzy pośród tego świata będą objawiać 'moc i mądrość'por. 1 Kor 1, 22–25 Ewangelii Bożej we własnym życiu. Ten świat, który jawi się jako nieposkromiony, [groźny] żywioł, wzburzone morze, jest zarazem głęboko spragniony Chrystusa, bardzo łaknie Dobrej Nowiny. Bardzo potrzebuje miłości.
    Bądźcie w tym świecie nosicielami wiary i nadziei chrześcijańskiej, żyjąc miłością na co dzień. Bądźcie wiernymi świadkami Chrystusa zmartwychwstałego, nie cofajcie się nigdy przed przeszkodami, które piętrzą się na ścieżkach waszego życia. Liczę na was. Na wasz młodzieńczy zapał i oddanie Chrystusowi.
    Znałem młodzież polską. Nie zawiodłem się nigdy na niej. Świat was potrzebuje. Potrzebuje was Kościół. Przyszłość Polski zależy od was. Budujcie i umacniajcie na polskiej ziemi 'cywilizację miłości': w życiu osobistym, społecznym, politycznym, w szkołach, uniwersytetach, parafiach, w ogniskach rodzinnych, które kiedyś utworzycie. Nie żałujcie na ten cel młodzieńczego entuzjazmu, wysiłku ani ofiary.
    'A Bóg, [dawca] nadziei, niech wam udzieli pełni radości i pokoju w wierze, abyście przez moc Ducha Świętego byli bogaci w nadzieję'Rz 15,13.
    [Was i całą młodzież polską pragnę zawierzyć Matce Najświętszej, Matce Chrystusa, Matce Pięknej Miłości, Królowej Polski]”.
    Tak, na Jarogniewie i jego przyjaciołach nie zawiódł się nigdy. Dziś razem z nimi patrzy na nas z nieba i wspiera polską młodzież, by „budowała i umacniała na polskiej ziemi 'cywilizację miłości'”. Jak to czynił ongiś bł. Jarogniew…

  • Błogosławiony Jerzy Kaszyra, męczennik.

    Urodził się w rodzinie prawosławnej, jednak jego matka w 1907 roku przyjęła katolicyzm. W 1922 roku zgłosił się do seminarium księży marianów w Drui. Śluby zakonne złożył 2 sierpnia 1926 roku, a po studiach filozoficznych w Angelicum w Rzymie i teologicznych w Seminarium Duchownym w Wilnie, 20 czerwca 1935 roku przyjął święcenia kapłańskie. Pracował w parafiach mariańskich na Litwie i w Polsce jako wychowawca młodzieży i kleryków oraz przełożony klasztoru.

    W 1942 roku wyruszył wraz z bł. ks. Antonim Leszczewiczem do Rosicy, gdzie rozpoczęli misję wśród tamtejszej ludności. Dnia 17 lutego 1943 roku ks. Leszczewicz został żywcem spalony przez niemców w stajni w Rosicy, wraz z grupą wiernych. Następnego dnia druga grupa ludzi została zamknięta przez niemców w domu niedaleko drogi, dom oblano benzyną i podpalono. Z tą grupą ludzi był ks. Jerzy Kaszyra. W Rosicy łącznie zostało spalonych 1528 osób, przedtem przetrzymywano ich w kościele trzy dni bez jedzenia i picia.

  • edytowano October 2024

    Błogosławiony Józef Cebula, męczennik.

    Józef Cebula urodził się 23 marca 1902 roku, jego ojciec był żeglarzem na Odrze a mama zajmowała się domem i gospodarstwem. W wieku 16 lat zachorował na gruźlicę płuc, z powodu której musiał przerwać naukę w seminarium nauczycielskim. Po operacji wrócił do Malni.

    W kwietniu 1920 roku rozpoczął naukę w polskiej szkole w Lublińcu, a we wrześniu wstąpił do oblackiego junioratu w Krotoszynie. Pierwsze śluby złożył w 1922 roku w Markowicach, po czym wyjechał na studia do Belgii. W 1925 roku złożył śluby wieczyste. W 1927 roku przyjął święcenia kapłańskie w Katowicach.

    Najpierw był przełożonym niższego seminarium duchownego w Lublińcu, a w latach 1937-1940 pełnił funkcję przełożonego i mistrza nowicjatu w Markowicach.

    Gdy przed wojną rozważano jego kandydaturę na prowincjała, sam przekonał braci, żeby go nie wybrali…

    Dnia 7 grudnia 1939 burmistrz von Egan wydał rozkaz, żeby następnego dnia w święto Niepokalanego Poczęcia N.M.P. (święto patronalne oblatów) zakonnicy zniszczyli wszystkie figury Matki Bożej, znajdujące się w okolicznych kaplicach przydrożnych. Wtedy to o. Józef, jako przełożony klasztoru, zareagował krótkim stwierdzeniem: **„Kto chce być oblatem, ten do rozbijania figur nie pójdzie”. **

    Wraz z innymi ojcami został więc dnia 26 sierpnia 1940 aresztowany i wywieziony do obozu w Szczeglinie, skąd dwa dni później został jednak zwolniony i odtransportowany do Markowic. Pod koniec października 1940 otrzymał jednak rozkaz opuszczenia klasztoru w przeciągu trzech godzin. O. Józef wraz z kilku braćmi zakonnymi znalazł wtedy schronienie u wiernych w Markowicach. Do klasztoru mógł powrócić w listopadzie 1940 Otrzymał wtedy pozwolenie na sprawowanie jednej Mszy św. niedzielnej w pobliskich parafiach Ludzisko i Rzadkwin. Nie wolno mu jednak było udzielać żadnych sakramentów św. Miał też kategoryczny zakaz wykonywania jakichkolwiek dodatkowych czynności kapłańskich.

    Do tych rozkazów jednak się nie dostosował. Wczesnym rankiem lub późnym wieczorem, w cywilnym ubraniu, odwiedzał chorych, spowiadał wiernych, chrzcił dzieci i błogosławił małżeństwa. Codziennie nocą odprawiał Eucharystię.

    Dnia 10 lutego 1941 o. Józef otrzymał zakaz sprawowania jakichkolwiek czynności kapłańskich. Nie podporządkował się jednak i temu zakazowi[1]. W dniu aresztowania, po odprawieniu po północy Mszy św. zwrócił się do usługującego do Mszy brata zakonnego: „Bracie, dzisiaj złożyłem Bogu ostatnią Ofiarę. Radzę wam, po raz ostatni się u mnie wyspowiadać”. Tego też dnia został aresztowany i wywieziony do obozu w Inowrocławiu (02.–07.04.1941), z przeznaczeniem do Mauthausen k. Linzu w Austrii, do którego deportowano więźniów „mocno obciążonych, recydywistów i aspołecznych”.

    Podjęto wtedy starania o jego zwolnienie. Wstawiało się za nim wielu ludzi, zwłaszcza Niemców z Lublińca, podkreślając, że uczył tam języka niemieckiego i służył z jednakowym zaangażowaniem wszystkim ludziom, zarówno Niemcom, jak i Polakom, nie robiąc między nimi żadnych różnic. Podkreślano też bardzo mocno, że nigdy nie angażował się w sprawy polityczne. W obronie o. Józefa wystąpił również ks. Hubert Demczak, ówczesny proboszcz w Otmęcie. Inicjatywę tę poparł również Ortsgruppenleiter Ebneter z Malni. Wszystkie te działania okazały się bezskuteczne. Dnia 18 kwietnia 1941 przewieziony został do niemieckiego obozu koncentracyjnego Mauthausen. Był tam torturowany, skazany na ciężkie roboty, wreszcie rozstrzelany i spalony w obozowym krematorium.

    W Malni stoi urocza kapliczka poświęcona bł. Cebuli. Jedna z mieszkanek, Ewa Marzec, mówi o nim tak: „On nie jest jakimś świętym z ołtarza, tylko jednym z nas, jak wujek, dziadek czy pradziadek. Stanowi punkt odniesienia dla bieżących problemów. Spełnia nasze prośby i opiekuje się lokalną ludnością. W poważnych sprawach i codziennych, takich życiowych. Te prośby, które znam i o których wiem, wszystkie są spełniane. Problemy rodzinne, finansowe, zdrowotne, wszystko da się rozwiązać, jeśli powierzy się je błogosławionemu Cebuli”.

    Papież Jan Paweł II beatyfikował go 13 czerwca 1999 r. w Warszawie, w gronie 108 męczenników II wojny światowej.

  • Błogosławiony Józef Czempiel, męczennik.

    Wykształcenie zdobył w szkole elementarnej w Józefce i gimnazjum w Bytomiu. W trakcie studiów na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego (1904–1907) włączył się w działalność polskich oficjalnych i tajnych towarzystw na terenie konwiktu. Święcenia kapłańskie przyjął w katedrze wrocławskiej 22 czerwca 1908 z rąk kardynała Georga Koppa.

    Pierwszą placówką duszpasterską była Ruda, gdzie zaznaczył się jako zwolennik i propagator częstej Komunii św. i rekolekcji zamkniętych oraz krzewiciel abstynencji. Nawiązywał do akcji trzeźwościowej prowadzonej na Śląsku przez ks. Jana Alojzego Ficka oraz ks. Jana Kapicę. Jako pierwszy duszpasterz w Polsce dostrzegł konieczność powoływania parafialnych poradni dla alkoholików i ich rodzin. W latach 1916–1917 administrował parafią Wiśnicz, następnie Baborów, Dziećmarów.

    Od stycznia 1919 został mianowany duszpasterzem w Żędowicach, gdzie w okresie plebiscytowym stanął na czele założonego przez siebie Polskiego Komitetu Plebiscytowego. Działał także w ruchu spółdzielczym w powiecie strzeleckim. W 1919 we współpracy z ks. Emilem Szramkiem wydał pod pseudonimem „Makkabaeus” książkę pt. Das Recht auf die Muttersprache im Lichte des Christentums (Opole 1919). W obawie o utratę życia wraz z ks. Wajdą opuścił Górny Śląsk Opolski.

    W 1922 objął administrację parafii Wniebowzięcia NMP w Hajdukach Wielkich (obecnym Chorzowie Batorym). Szczególną troską otaczał w Chorzowie liczne organizacje parafialne, w tym zwłaszcza kongregacje mariańskie młodzieńców i panien oraz stowarzyszenie robotników pod opieką św. Józefa. Zorganizował kino parafialne. W parafii chorzowskiej wychodziły „Wiadomości Parafialne”, jako dodatek „Gościa Niedzielnego”, za jego staraniem w kiosku przykościelnym rozpowszechniano prasę i książki katolickie. W okresie kryzysu gospodarczego i masowego bezrobocia zorganizował w parafii specjalny komitet pomocy bezrobotnym. W ciągu 17 lat posługi proboszczowskiej z Chorzowa wyszło 18 księży diecezjalnych i zakonnych oraz 40 zakonnic. W okresie międzywojennym z rąk ks. Jana Kapicy przejął kierownictwo ruchu abstynenckiego. Był radcą duchownym, od 1926 wicedziekanem dekanatu chorzowskiego, a od 1931 – dziekanem.

    Został aresztowany 13 kwietnia 1940. Przebywał w niemieckim obozie koncentracyjnym Dachau (KL), 26 maja 1940 został przeniesiony do Mauthausen-Gusen i ponownie od 8 grudnia 1940 do obozu koncentracyjnego w Dachau. Prawdopodobnie zginął w tzw. transporcie inwalidów 4 maja 1942. Urzędowe świadectwo śmierci wystawione przez obóz koncentracyjny w Dachau – 19 czerwca 1942.

    13 czerwca 1999 papież Jan Paweł II wśród 108 Męczenników II wojny światowej ogłosił go błogosławionym.

  • Błogosławiony Józef Innocenty Guz, męczennik.

    Do zakonu wstąpił 25 sierpnia 1908 roku i przyjął imię zakonne Innocenty. Studiował filozofię i teologię w Krakowie, a święcenia przyjął w 1924. Pracował potem w parafiach franciszkańskich w okolicach Lwowa, a także po spotkaniu bł. o. Maksymiliana w Niepokalanowie (1933-36).
    II wojna światowa zastała o. Innocentego w Grodnie jako ekonoma klasztoru i spowiednika. Po agresji ZSRR na Polskę został zatrzymany w areszcie domowym na plebanii w Adamowiczach koło Grodna (21 marca 1940 roku). Po udanej ucieczce został aresztowany przez Niemców, przy próbie przekroczenia granicy.
    Duszpasterz przetrzymywany był w Suwałkach i Działdowie, a na koniec przewieziony został do niemieckiego obozu koncentracyjnego Sachsenhausen i tam bestialsko torturowany, został w końcu zamordowany przez obozowego oprawcę.

    Ostatnimi jego słowy, skierowanymi tuż przed śmiercią do przyjaciela było pożegnanie:

    „Ja już odchodzę do Niepokalanej, a ty pozostań i rób swoje”.

    Beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 w grupie 108 polskich męczenników.

  • W czerwcu 1942 został on przewieziony do więzienia w Katowicach przy ul. Mikołowskiej, a 17 lipca tegoż roku odbyła się rozprawa w gmachu sądu przy ul. Andrzeja w Katowicach. Po kilkugodzinnej rozprawie, przesłuchaniu świadków – gestapowców Baucza i Gawlika oraz mowie obronnej oskarżonego sędziowie skazali go na karę śmierci przez ścięcie za zdradę stanu. Ksiądz Macha przyjął wyrok ze spokojem, natomiast konsekwencją jego wydania były liczne interwencje podjęte w jego obronie przez różne

    Właśnie dotarło do mnie, że w tym samym czasie (lipiec '42), kiedy ks. Macha usłyszał wyrok śmierci, w niezrozumiały sposób Franciszek Blachnicki usłyszał wyrok ułaskawiający swój wyrok śmierci wydany również za działalność konspiracyjną w marcu '42. Obaj w tym czasie siedzieli w tym samym więzieniu w Katowicach na Mikołowskiej.

    Nie ma przypadków, są tylko znaki.

  • Błogosławiony Józef Jankowski, męczennik.

    Józef urodził się 17 listopada 1910 r. w pomorskiej wsi Czyczkowy koło Brus. Był drugim synem z ośmiorga dzieci rolników Roberta i Michaliny. Już jako dziecko lubił się modlić, jego wiara szybko się pogłębiała. Odznaczał się też wrażliwością na potrzeby innych ludzi. Bardzo wcześnie rozpoznał w sobie powołanie kapłańskie.

    W latach 1924-1925 rozpoczął naukę w założonym zaledwie trzy lata wcześniej gimnazjum pallotyńskim w Sucharach koło Bydgoszczy. Później kontynuował ją w założonym w 1909 r. pallotyńskim "Collegium Marianum" w Wadowicach, na Kopcu. Działał w kółku misyjnym i gimnazjalnej orkiestrze, a w lecie wakacje spędzał w domu, gdzie chętnie wracał, by pomagać rodzicom w pracach polowych.
    W 1929 r. rozpoczął nowicjat w Ołtarzewie u pallotynów. Aby ukończyć gimnazjum, wrócił do Wadowic i tam w 1931 r. złożył pierwszą profesję. Następnie w Wyższym Seminarium Duchownym w Ołtarzewie ukończył studia filozoficzno-teologiczne. W 1934 r. otrzymał tonsurę i święcenia niższe z rąk ks. kard. Augusta Hlonda, ówczesnego Prymasa Polski. Rok później został subdiakonem i diakonem. Na kapłana wyświęcił go w Sucharach biskup gnieźnieński Antoni Laubitza w dniu 2 sierpnia 1936 r.

    W swojej pracy ks. Józef zawsze kierował się postanowieniem:

    "Chcę dążyć do wielkiej świętości i kochać Boga nade wszystko, ale równocześnie chcę być zapomnianym".

    Dlatego powierzone funkcje pełnił ofiarnie, zapominając o sobie. Był prefektem szkół w Ołtarzewie i okolicy oraz opiekunem Krucjaty Eucharystycznej i postulantów.
    Na jego życie wewnętrzne głęboki wpływ wywarła lektura Dziejów duszy św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Z dużą gorliwością zachęcał dzieci i młodzież do wchodzenia na drogę dziecięctwa duchowego, proponowanego przez Teresę. Stał się też cenionym spowiednikiem. Pamiętając o swojej licznej i niezamożnej rodzinie, starał się być dla niej przewodnikiem duchowym.

    Od 1939 r., po wybuchu II wojny światowej, był sekretarzem Komitetu Pomocy Dzieciom - organizacji, która była bardzo potrzebna, bo ojcowie rodzin byli często na froncie. Pracował także jako duszpasterz żołnierzy i ludności cywilnej. Podczas kampanii wrześniowej, walki w ramach tzw. bitwy nad Bzurą toczyły się w okolicach Ołtarzewa. Ks. Józef poszedł spowiadać rannych, a umierających przygotować na śmierć.
    Gdy rozpoczęła się okupacja niemiecka, klerycy zostali ewakuowani na wschód. Józef pozostał z kilkoma braćmi w Ołtarzewie, pomagając okolicznej ludności i ukrywającym się żołnierzom kampanii wrześniowej. Został ekonomem domu seminaryjnego, w którym przebywało wtedy około stu osób. Gdy na jakiś czas niemcy zamienili ten dom w szpital wojenny, Józef odpowiadał za jego zaopatrzenie.
    Z chęcią podejmował się coraz to większej ilości obowiązków, bo jak napisał,

    "nie godność, nie władza daje szczęście, ale zbliżenie się do Boga - miłość".

    W 1941 r. został mistrzem nowicjatu. Zanotował wtedy:

    "Za najszczęśliwsze uważam w swym życiu chwile, które przepędziłem na serdecznej modlitwie, w bezpośrednim obcowaniu z Bogiem".

    Błogosławiony Józef Jankowski 16 maja 1941 r. został aresztowany przez gestapo, przewieziony na warszawski Pawiak, a po dwóch tygodniach okrutnych tortur zabrany, tym samym transportem co o. Maksymilian Kolbe, do obozu zagłady w Oświęcimiu. Dostał numer 16895. Przez pięć miesięcy pracował ponad siły o głodzie i w ciągłych upokorzeniach.

    Naoczni świadkowie zapamiętali, z jaką godnością i spokojem znosił prześladowania, poniżenia i udręki, zadawane mu z nienawiści do wiary i kapłaństwa. Do końca był wierny zapisanym kiedyś przez siebie słowom:

    "Pragnę kochać Boga nad życie. Oddam je chętnie w każdym czasie, ale bez gorącej i wielkiej miłości Boga nie chciałbym iść na drugi świat".

    Nawet oprawcy dziwili się jego pokornej postawie. Aby go złamać, 16 października 1941 r. oddano go w ręce "krwiożercy" - kryminalisty Heinricha Krotta, słynącego ze swego okrucieństwa kapo podobozu Babice. Był to ten sam sadysta, który nękał o. Maksymiliana. To on poddał Józefa tak okrutnym torturom, że tego samego dnia umęczony pallotyn odszedł do Pana. Jego ciało spalono w obozowym krematorium. Miał zaledwie 31 lat, z czego 5 lat przeżył w kapłaństwie.

    Kierując się przykładem św. Wincentego Pallottiego, przez całe życie ks. Józef konsekwentnie dążył do świętości i stawiał sobie najwyższe wymagania. Swoją miłość do Boga potwierdził niezłomną postawą i ofiarą z własnego życia. Był przykładem - w słowie i czynie - szczególnej miłości do Jezusa Eucharystycznego i szczerego zawierzenia Matce Bożej, Królowej Apostołów.

    W 1999 r. został beatyfikowany przez św. Jana Pawła II w grupie 108 polskich męczenników II wojny światowej.

  • Błogosławiony Józef Kowalski, męczennik.

    Józef urodził się 13 marca 1911 r. w Siedliskach koło Rzeszowa w rodzinie chłopskiej. Jako dziecko był chorowity, zdrowie zawdzięczał Matce Bożej, pod której opiekę został ofiarowany przez rodziców. Po ukończeniu w 1922 r. (11 lat) szkoły podstawowej rozpoczął naukę w Zakładzie Salezjańskim im. św. Jana Bosko w Oświęcimiu. Ucząc się grał na skrzypcach i w orkiestrze dętej, śpiewał w chórze, występował jako aktor w teatrzyku szkolnym.

    W 1927 r. (16 lat) rozpoczął w Czerwińsku nad Wisłą nowicjat salezjański, a rok później złożył pierwszą profesję zakonną. W latach 1931-1934 odbył, jako kleryk, praktykę pedagogiczną w Czerwińsku i Przemyślu. Po studiach filozoficznych i teologicznych w Krakowie w 1938 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Następnie od 1938 r. aż do aresztowania był sekretarzem inspektora salezjańskiego o. Adama Cieślara. Zajął się porządkowaniem Archiwum Inspektorialnego. Rozpoczął kurs księgowości. Angażował się w pracę duszpasterską w parafii św. Stanisława Kostki na Dębnikach. Głosił kazania i konferencje, spowiadał, prowadził chór młodzieży męskiej, uczył kleryków śpiewu gregoriańskiego, organizował spotkania religijne i sportowe dla zaniedbanych chłopców.

    23 maja 1941 r. został aresztowany przez niemców wraz z 11 innym salezjanami, których postanowiono zlikwidować. Zawieziono ich do więzienia na Montelupich w Krakowie, skąd po trwających miesiąc torturach 26 czerwca 1941 r. przetransportowano ich do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Józef otrzymał obozowy numer 17350.

    Według świadków ksiądz Józef zachował w obozie godność człowieka i kapłana, pomagał innym - choć był za to bity. Jako sumienny kapłan, mimo surowego zakazu, rozgrzeszał konających, dodawał otuchy zrezygnowanym, pocieszał załamanych. W tajemnicy przed obozowymi władzami, na strychach lub w piwnicy bloku nr 25, odprawiał Msze św. i przewodniczył modlitwom. Roznosił po blokach Komunię świętą dla tych więźniów, którzy nie mogli osobiście uczestniczyć. Wraz z o. Maksymilianem Kolbe organizował nabożeństwa maryjne.

    31 maja 1942 r. część księży wywieziono do obozu koncentracyjnego w Dachau. Józefa z tej grupy wykluczono. Stało się tak, ponieważ Józef nie odrzucił i nie podeptał - mimo rozkazu - różańca, który podczas kąpieli przed transportem trzymał w dłoni. Za karę wcielono go do kompanii karnej, gdzie doznał kolejnych szykan i upokorzeń.

    3 lipca 1942 r. podczas kopania rowu kapo znęcali się nad Józefem. Dla rozrywki zrzucili go z nasypu do głębokiego, bagnistego dołu. Po chwili wyciągnęli go, od stóp do głowy ubrudzonego lepkim błotem, i bijąc kijami zagnali pod dużą beczkę, na którą jeden z kapo nakazał mu wejść i wygłosić z niej kazanie. Józef na beczce uklęknął, uczynił znak krzyża i zaczął po kolei odmawiać modlitwy.

    Następnego dnia, 4 lipca 1942 r., został skatowany, a potem utopiony w beczce z fekaliami. Jego ciało spalono w krematorium.

    Św. Jan Paweł II beatyfikował go 13 czerwca 1999 r. w Warszawie jako jednego ze 108 błogosławionych męczenników Kościoła katolickiego z czasów II wojny światowej.

  • edytowano November 2024

    Błogosławiony Józef Kurzawa, męczennik.

    ...

    Po maturze Józef odbył ochotniczo służbę wojskową w pułku w Jarocinie, gdzie pragnął pogłębić sprawność fizyczną, przed podjęciem studiów seminaryjnych. Do seminarium duchownego we Włocławku przyjęty został we wrześniu 1931 roku.

    Podczas formacji dał się poznać jako pracowity i uzdolniony alumn. Swoją uwagę zwracał szczególnie na postać Chrystusa, co znalazło odzwierciedlenie w przygotowanej przez niego pracy dyplomowej noszącej tytuł „Proces Chrystusa Pana”. Kleryk Józef angażował się także w działalność różnych organizacji seminaryjnych, co uwrażliwiło go w sposób szczególny na potrzeby bliźnich. 14 czerwca 1936 roku wyświęcony został na kapłana i skierowany do pracy duszpasterskiej w parafii Osięciny. Dał się tam poznać jako gorliwy duszpasterz i znakomity prefekt młodzieży. Szczególną opieką otaczał młodych ludzi pochodzących z ubogich rodzin, dla których organizował pomoc materialną. Dlatego był duszpasterzem cenionym i szanowanym przez parafian i przez proboszcza parafii ks. Wincentego Matuszewskiego.

    Wybuch II wojny światowej zastał go w Osięcinach. Mimo grożącego niebezpieczeństwa pozostał tam wspólnie ze swoim proboszczem. Zagrożenie ze strony niemieckich władz okupacyjnych nasiliło się w połowie lutego 1940 roku, kiedy funkcję komendanta w Osięcinach przejął Johann Pichler, a urząd burmistrza objął Ernst Daub. 21 maja podjęli oni decyzję zamordowania obu kapłanów. Pomimo ostrzeżeń ze strony wielu osób, w tym byłego burmistrza Arndta, ks. Józef nie opuścił parafii i proboszcza, chociaż ks. W. Matuszewski nalegał na niego, aby ratował własne życie. Na słowa ks. Wincentego: „Ty jesteś młody i możesz uciekać”, miał jedną odpowiedź: „Ja Ciebie, ojcze nie opuszczę. Jeżeli zginiemy to razem”.

    Wieczorem 23 maja 1940 roku po uroczystości Bożego Ciała, trwali na wspólnej modlitwie do Boga Ojca, a w nocy na probostwie zjawili się Pichler i Daub w celu aresztowania kapłanów, podczas którego żandarmi bili księży bezlitośnie. Ksiądz Józef starał się zasłaniać Proboszcza przed razami oprawców przyjmując je na siebie.

    Skatowani, umieszczeni zostali w samochodzie, który miał ich dowieźć do Witowa. Jednak „transport” na miejsce nie dotarł. Około 5 km od Osięcin auto zatrzymało się. Obaj aresztowani zostali przywiązani do samochodu i powleczeni nim do lasu. Tam, po torturach zadawanych im przez Pichlera i Dauba, zostali zamordowani strzałem w tył głowy. Ciała kapłanów znaleziono w rowie przy drodze wczesnym rankiem 24 maja 1940 roku. Sprowadzony na miejsce lekarz stwierdził po oględzinach, że: „ks. J. Kurzawa miał zmasakrowaną twarz i połamane ręce”. Ze zrozumiałych względów w księdze zgonów parafii umieszczona została tylko oficjalna, krótka informacja, że ks. Józef zmarł 24 maja 1940 roku o godz. 3.00.

    Pogrzeb odbył się 27 maja 1940 roku przy licznym udziale mieszkańców Osięcin i pobliskiej okolicy. Był publicznym protestem przeciw zniewoleniu i polityce niemieckich władz okupacyjnych wobec Kościoła rzymsko-katolickiego.

    Wkrótce po męczeńskiej śmierci wierni otoczyli grób księży opieką i stał się on miejscem modlitw i żywego kultu ich męczeńskiej śmierci za Kościół i Ojczyznę. Na miejscu mordu po zakończeniu wojny postawiony został krzyż – niemy znak tragicznego wydarzenia i ślad pamięci dla następnych pokoleń, a obu kapłanów nazwano: „Męczennikami Eucharystii i jedności kapłańskiej”.

    Beatyfikował go papież Jan Paweł II w Warszawie 13 czerwca 1999 w grupie 108 polskich męczenników.

  • Błogosławiony Józef Kut, męczennik.

    Studiował w seminarium duchownym w Poznaniu i w Gnieźnie, często dojeżdżając z rodzinnego Sławina. Po powrocie do domu pomagał rodzicom w pracach gospodarskich. Święcenia kapłańskie przyjął 16 czerwca 1929 r. Jego pierwszą placówką była parafia św. Floriana w Chodzieży. W latach 1930-1936 był wikariuszem w parafii św. Marcina w Poznaniu.

    W 1936 r. został proboszczem parafii św. Stanisława w Gościeszynie. Zamieszkali tu też rodzice Józefa oraz jego najmłodsze rodzeństwo, m.in. siostra Pelagia, która po 1945 r. wstąpiła do sióstr serafitek. Ks. Józef prowadził Katolickie Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, powołanych przez Akcję Katolicką w 1934 r., do których należała prawie cała młodzież parafii. Pomagał m.in. w przygotowaniach przedstawień teatralnych i animował działalność chóru kościelnego.

    Wkrótce po wybuchu wojny parafia ks. Józefa stała się ofiarą brutalnego napadu kolonistów niemieckich z pobliskiej wsi Tarnowa. Wyłamano okna plebanii, dokonano rewizji osobistej obecnych, Józefowi przyłożono bagnet do szyi i kazano wyjść z domu. Tym razem skończyło się na straszeniu i rabunku mienia.
    Jesienią 1941 r. Niemcy zaczęli aresztować w Wielkopolsce pozostałych jeszcze w parafiach polskich księży - zaczęła się czwarta, największa fala zatrzymań polskich kapłanów. Ks. Józef mógł uniknąć aresztowania, ostrzegano go. Nie skorzystał z okazji. 6 października 1941 r. został aresztowany przez gestapo. Przewieziono go do poznańskiego, Fortu VII, w którym Niemcy urządzili obóz koncentracyjny Posen. Dwa tygodnie później przewieziono go do KL Dachau i nadano mu numer 28074.

    Po przybyciu odmówił podpisania niemieckiej listy narodowościowej. Był bity i szykanowany.

    Pracował w "komandzie śniegowym", bez odpowiedniego ubrania i obuwia, prześladowany przez sadystycznego kapo, o nieustannym głodzie. Niebawem przeziębił się, a jego ciało pokryło się wrzodami. Skierowano go wówczas do obozowego "szpitala", tzw. rewiru. Wyzdrowiał i po wyjściu z rewiru pracował na plantacjach. Mniej więcej w połowie 1942 r. zaczął słabnąć i chorować. Z trudem potrafił utrzymać w ręku kosz podczas prac w polu.

    Ostatnią próbę wydostania go z obozu podjęła rodzina. Gestapo miało postawić dwa warunki: wyrzeczenie się posługi kapłańskiej i podpisanie niemieckiej listy narodowościowej. Choć wiedział, że może mu to uratować życie, ks. Józef w ostatnim liście do rodziny dał do zrozumienia, że tego rodzaju warunków przyjąć nie może.

    Zmarł z głodu 18 września 1942 r. Jego ciało spalono w obozowym krematorium.

    Został beatyfikowany przez papieża św. Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 r. w gronie 108 męczenników II wojny światowej.

  • Błogosławiony Józef Pawłowski, męczennik.

    Ks. Józef Pawłowski urodził się 9 sierpnia 1890 roku w Proszowicach, w zamożnej rodzinie mieszczańskiej. Od najmłodszych lat wzrastała w nim miłość do Chrystusa. Pawłowski otrzymał święcenia kapłańskie w 1913 roku. Jego wielkim pragnieniem były studia teologiczne, które ukończył z tytułem naukowym doktora. Po odbyciu edukacji, z powodu toczącej się wojny przez rok nie mógł powrócić z Austrii do Polski. Poza granicami kraju prowadził działania duszpasterskie. Po powrocie wykładał m.in. archeologię oraz egzegezę Nowego Testamentu, publikował artykuły naukowe.

    Mówiono o nim, że "kochał człowieka i nosił w sobie miłość do człowieka". Był lubiany przez kleryków. Dla biedniejszych alumnów organizował środki materialne, troszczył się o chorych, za własne pieniądze kupował im lekarstwa, książki oraz ubrania.

    Wsparciem otaczał dom spokojnej starości, znajdujący się w kieleckim szpitalu Świętej Trójcy. Decyzją biskupa Kaczmarka otrzymał nominację na proboszcza parafii katedralnej w Kielcach. Posługa ta przypadła na trudne czasy II wojny światowej i okupacji niemieckiej. Na terenie parafii zorganizował prowizoryczny szpital, w którym leczono polskich żołnierzy.

    W Kielcach funkcjonowały cztery obozy jenieckie. Brakowało tam jedzenia, szerzyły się choroby, głównie czerwonka. Ks. Józefowi udało się otrzymać nominację na kapelana Polskiego Czerwonego Krzyża, dzięki czemu mógł wejść do obozów. Udzielał tam duchowej opieki, przynosił lekarstwa. Pełnił posługę duszpasterską również w więzieniu.

    Gdy w latach 1939–1940 do Kielc napływała ludność wysiedlona z innych terenów Polski, ks. Pawłowski nie rezygnował z pomocy uchodźcom.

    Dla kapłana ważne były praktyki religijne, życie sakramentalne oraz miłość do ojczyzny. W jego kazaniach często pojawiały się wątki patriotyczne. Niestety – miłość do Boga oraz do kościoła została zauważona przez gestapo. Duchowny został aresztowany i osadzony w więzieniu.

    W połowie kwietnia 1941 roku ks. Józefa przewieziono do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, a w maju trafił do Dachau. Tu stał się numerem 25 286. Przebywał w tym obozie siedem miesięcy, aż do śmierci męczeńskiej, którą poniósł 9 stycznia 1942 roku.

    Jeden ze współwięźniów, ks. Walenty Zasada, tak wspominał ks. Pawłowskiego: "(...) nieraz dzieliliśmy się strawą (...) był opanowany, ułożony, usłużny, nigdy nie skarżył się na głód, czytywał książki (znał język niemiecki), budowałem się nim (...), na dolegliwości się nie uskarżał i byłby może przetrzymał obóz".

    Świadkowie opowiadali, że podczas jednego z apeli wręczono jemu i kilku innym więźniom tajemnicze kartki. Taki gest w obozie oznaczał ciężkie oskarżenie. Polecono ks. Józefowi i pozostałym osobom, aby zabrali wszystkie swoje rzeczy osobiste. Oświadczono im, że czeka ich podróż do drugiego obozu. Owszem – udali się w drogę, ale na jej końcu czekała na nich śmierć.

    Podczas ostatniej rozmowy ze współwięźniem, ks. Pawłowski miał powiedzieć: "Pan Bóg jest dobry. Z najbardziej beznadziejnych sytuacji znajdzie zawsze niespodziewane, radosne wyjście. Zobaczycie, że nie pozwoli nam długo czekać na wyzwolenie". Jak mówili konfratrzy, kapłan do końca życia zachował postawę wiary i ufności.

    13 czerwca 1999 papież Jan Paweł II, podczas VII Pielgrzymki do Ojczyzny, w Warszawie, beatyfikował księdza Józefa Pawłowskiego w gronie 108 męczenników II wojny światowej.

  • Błogosławiony Józef Puchała, męczennik.

    Józef Puchała urodził się w 18 marca 1911 r. we wsi Kosina koło Łańcuta.

    ...

    W gimnazjum Józef wstąpił do Rycerstwa Niepokalanej i stał się jego aktywnym członkiem. W 1927 r. został przyjęty we Lwowie do franciszkanów konwentualnych i otrzymał zakonne imię Achilles. Śluby wieczyste złożył w 1932 r., a następnie rozpoczął studia filozoficzno-teologiczne w Krakowie. W 1936 r. przyjął święcenia kapłańskie i jeszcze przez rok kontynuował studia.

    ...

    Pod koniec 1939 r. pojechał do liczącej pięć tysięcy wiernych parafii pw. św. Jerzego we wsi Pierszaje (ok. 20 km od Iwieńca), aby objąć urząd proboszcza - opuszczony w trakcie kampanii wrześniowej przez kapłana diecezjalnego. Po pięciu miesiącach otrzymał do pomocy kapłana, innego franciszkanina, o. Hermana Karola Stępnia z Wilna. Ojciec Achilles pomagał materialnie wielu rodzinom, ubogim rozdawał chleb, dzielił się tym, co miał.

    W 1941 r. rozpoczęła się wojna rosyjsko-niemiecka. Proboszcz okazywał cierpiącym współczucie i niósł pociechę. Nie stawiał warunków w kwestii ofiar składanych z racji udzielanych sakramentów.
    Na plebanii w Pierszajach niemcy zorganizowali posterunek żandarmerii. Dokonywali masowych aresztowań, poszukując partyzantów i kandydatów na roboty w niemczech. O. Achilles zabiegał o uwolnienie uwięzionych: dzięki jego interwencji wielu zatrzymanych ocaliło życie. Ratował dzieci i dziewczęta, które miały być wywożone do niewolniczej pracy w III Rzeszy.

    W czerwcu 1943 r. w Iwieńcu i okolicach partyzanci z Armii Krajowej przeprowadzili skoordynowaną akcję na konwoje niemieckie kierowane na front wschodni. niemcy w lipcu i sierpniu 1943 r. przeprowadzili odwetową operację "Hermann", próbując ograniczyć działalność partyzantki na Kresach. Za cel wybrano mieszkańców wsi i małych miasteczek regionu. Zatrzymanych zamykano w stodołach, które następnie podpalano. W ten sposób niemcy, w jednym powiecie wołożyńskim, spalili kilkanaście wiosek razem z mieszkańcami.

    19 lipca 1943 r. niemieckie SS pojawiło się w Pierszajach. Na placu zebrano mieszkańców wsi (było ich ok. 200-300, w tym uciekinierzy z Iwieńca). Dwaj franciszkanie mogli się ukryć - miał ich do tego namawiać jeden z żandarmów niemieckich mieszkających na plebanii, praktykujący katolik; miał to także uczynić ich bezpośredni przełożony, gwardian z Iwieńca, o. Hilary Pracz-Praczyński.

    Początkowo niemcy zamierzali zamordować wszystkich na miejscu, w Pierszajach. Przywieźli ze sobą kanistry z benzyną. Rozdzielili kobiety i mężczyzn (w wieku od 10 do 50 lat), po czym zagnali ich do dwóch szop. Do mężczyzn wkrótce dobrowolnie dołączyli dwaj franciszkanie. Niektórzy świadkowie podawali, że franciszkanie próbowali negocjować z niemcami. Po prawie dwóch godzinach nadjechało trzech oficerów i rozkazali wyprowadzić zatrzymanych. niemcy dokonali ponownej selekcji i zagnali wszystkich, pod bagnetami, do wsi Borowikowszczyzna koło Nowogródka. Franciszkanów oddzielono od pozostałych osób i wieczorem tego dnia zamordowano w pobliskiej stodole, którą następnie podpalono. W jednej z wersji przed podpaleniem gestapowcy zabili obu męczenników strzałem w głowę. Według innej franciszkanie mieli być najpierw okrutnie torturowani. niemcy mieli im wyłupić oczy, wyrwać języki, obciąć nosy, uszy i ręce, na koniec krępując drutem.

    Rozweseleni mordercy, przebrani we franciszkańskie habity, z drwiną naśladując czynności Mszy św. i szydząc z kapłanów, wrócili do wsi. Następnego dnia mieszkańcy wioski zebrali zwęglone szczątki męczenników i złożyli je we wspólnej trumnie w mogile przy kościele w Pierszajach (dziś Białoruś). Tam też, w specjalnej złoconej trumience, spoczywają w kościele parafialnym do dziś.

    O. Achilles Puchała i o. Herman Stępień zostali beatyfikowani w grupie 108 męczenników II wojny światowej w dniu 13 czerwca 1999 r. w Warszawie przez papieża św. Jana Pawła II.

  • Błogosławiony Józef Stanek, męczennik.

    Józef Stanek urodził się w 1916 r. w Łapszach Niżnych w diecezji krakowskiej, na pograniczu polsko-słowackim. Był ósmym, najmłodszym dzieckiem Józefa i Agnieszki, którzy zajmowali się rolnictwem. W 1923 r. rodzinę nawiedziła tragedia. Epidemia tyfusu w ciągu dziewięciu miesięcy pochłonęła życie obojga rodziców i dwóch dziadków. Opiekę nad Józefem przejęło starsze rodzeństwo, w szczególności 34-letnia najstarsza siostra Stefania i brat Wendelin.

    ...

    Po maturze, w 1935 r., wstąpił do pallotynów w Sucharach nad Notecią k. Nakła. Tam odbył nowicjat. Pierwszą profesję złożył dwa lata później. Studia filozoficzno-teologiczne rozpoczął w seminarium pallotynów w Ołtarzewie koło Ożarowa. Gdy wybuchła II wojna światowa, klerycy z Ołtarzewa zostali ewakuowani przed najeżdżającymi Rzeczpospolitą wojskami niemieckimi - na wschód. Tam wpadli w ręce sowieckie.

    Józkowi udało się na szczęście uciec z naprędce zorganizowanego obozu przejściowego. Powrócił do rodzinnego Spiszu, w międzyczasie przyłączonego do współpracującego z niemcami państwa słowackiego. Po krótkim pobycie w rodzinnych stronach wrócił do Ołtarzewa. Spotkał się tam z wieloma innymi seminarzystami, którzy po wojnie obronnej 1939 r. zdołali powrócić. Święcenia kapłańskie przyjął w 1941 r. w katedrze w Warszawie.

    Rozpoczął studia specjalistyczne na tajnych kompletach Wydziału Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Złożył też, gdzieś w 1941 r., przysięgę Związku Walki Zbrojnej ZWZ, przemianowanej w 1942 r. na Armię Krajową, stając się jej członkiem i rozpoczynając działalność w podziemnej konspiracji. Jednocześnie posługiwał jako duszpasterz i kapelan Zakładu Sióstr Rodziny Maryi na Koszykach przy ul. Hożej w Warszawie. Tam też, 1 sierpnia 1944 r., zastał go wybuch Powstania Warszawskiego.

    Do drugiej połowy sierpnia ofiarnie spełniał posługę na Koszykach, pełniąc rolę kapelana, także w prowizorycznych szpitalach powstańczych. Wtedy to przełożeni skierowali go do pracy w Zgrupowaniu AK "Kryska", walczącym w okolicy ul. Czerniakowskiej na Powiślu. Ksiądz Józef przybrał pseudonim "Rudy". Rozpoczął szeroką i wszechstronną pracę duszpasterza i kapelana. Odprawiał Msze św. polowe i spowiadał. Często odwiedzał polowe szpitale, niosąc duchową pomoc i nadzieję walczącym i rannym. Nosił rannych, docierając do najbardziej wysuniętych pozycji powstańczych. Pomagał walczącym żołnierzom i ludności cywilnej odkopywać zasypanych.
    Wielu rannych uratował od niechybnej śmierci, zwłaszcza w ostatnich dniach Powstania na przyczółku czerniakowskim, jednym z regionów Warszawy znajdującym się jeszcze w ręku powstańców.

    Chociaż miał możliwość uratowania życia, przeprawiając się pontonem na drugi brzeg Wisły, nie skorzystał z niej. Oddał przeznaczone dla niego miejsce rannemu żołnierzowi. Chciał dzielić los żołnierzy i ludności cywilnej, która została na lewym, walczącym brzegu rzeki. Od 10 do 23 września trwały krwawe walki o przyczółek Czerniakowski. Teren opanowany przez powstańców nieustannie zmniejszał się. Wkrótce część żołnierzy ewakuowała się kanałami na Mokotów, inni dostali się na prawy brzeg Wisły.

    23 września 1944 r. niemcy wysłali na tereny bronione przez "Kryskę" parlamentariuszy - przedstawicieli ludności cywilnej - z wezwaniem do poddania się i całkowitej kapitulacji. Powstańcy podjęli rozmowy. Działania zostały przerwane. Nastąpiła ewakuacja rannych i ludności cywilnej. W pertraktacjach wziął udział kapelan "Kryski" - Józef Stanek "Rudy". Rozmowy nie dały jednak rezultatów. Powstańcy nie przyjęli niemieckich warunków. Józef Stanek został zatrzymany przez Niemców jako zakładnik.

    Ściągnął na siebie specjalną nienawiść niemców między innymi za to, że polecił powstańcom, na własną odpowiedzialność, przed poddaniem niszczyć broń. Każdego bowiem schwytanego powstańca z bronią w ręku rozstrzeliwano. Ks. Józef nie chciał także, aby broń dostała się w ręce hitlerowców i służyła zabijaniu Polaków.
    Dla ks. Józefa niemcy przygotowali specjalny rodzaj śmierci. Bity, popychany przez hitlerowskich siepaczy, został odprowadzony pod szubienicę - wystającą z muru żelazną belkę. Podchodził do niej spokojnie, z powagą i majestatem… W sąsiedztwie niemcy pędzili - jak się okazało do niewoli, obozów koncentracyjnych i obozów zagłady - opuszczającą płonącą Warszawę ludność cywilną i ukrywających się wśród niej żołnierzy AK. Chcieli im pokazać, jaki los spotyka "głównego bandytę Powstania". Zarzucono mu pętlę na szyję (ponoć była to jego stuła). Ks. Stanek, w czarnej sutannie, choć bez oznak Armii Krajowej, wyprostował się i w ostatnich chwilach życia, spod szubienicy, błogosławił przechodzących żołnierzy i ludność cywilną, których wcześniej spowiadał i podnosił na duchu. Powieszono go na zapleczu magazynu przy ulicy Solec.

    Beatyfikacji ks. Józefa Stanka dokonał św. Jan Paweł II w grupie 108 polskich męczenników za wiarę w dniu 13 czerwca 1999 r. w Warszawie.

  • Błogosławiony Józef Straszewski, męczennik.

    18 czerwca 1911 r. w rodzinnym mieście przyjął święcenia kapłańskie.

    ...

    W każdej parafii, w której dane mu było posługiwać, szybko zdobywał zaufanie i szacunek powierzonej mu owczarni.
    22 lutego 1922 r. został powołany przez biskupa na proboszcza nowo powstałej parafii pw. św. Stanisława biskupa i męczennika we Włocławku. Parafia nie posiadała świątyni, ks. Józef rozpoczął budowę kościoła. Wbrew wielu trudnościom sprawił, że na obrzeżach ówczesnego Włocławka powstała duża świątynia, służąca ubogiej i nieodznaczającej się zbytnio poprawną postawą moralną społeczności parafian.

    Prace budowlane postępowały bardzo szybko. Już 31 grudnia 1922 r. bp Zdzitowiecki poświęcił tymczasowy kościół-kaplicę. Prace nad właściwą świątynią rozpoczęto w 1925 r. Rok później bp Wojciech Stanisław Owczarek poświęcił fundamenty i przewodniczył wmurowaniu aktu erekcyjnego nowego kościoła. Do 1939 r. wybudowano i oddano do użytku nawę główną, nawy boczne i dwie zakrystie.
    Mimo nawału prac związanych ze wznoszeniem kościoła ks. Józef nie zaniedbywał obowiązków duszpasterskich. Wykorzystywał przy tym wszelkie dostępne wówczas środki przekazu: uruchomił na przykład - mimo trwającej budowy - salę parafialną, w której wyświetlał religijno-oświatowe filmy. Zorganizował też ośrodek Caritasu. Był niezwykle oczytanym kapłanem, zainteresowanym w szczególności pogłębianiem wiedzy teologicznej. Jego osobisty księgozbiór liczył ponad tysiąc poważniejszych pozycji.

    Po wybuchu wojny niemcy rozpoczęli okupację od Intelligenzaktion - programu fizycznej likwidacji polskiej inteligencji i warstw przywódczych. W dziesiątkach miejsc w 1939 r. mordowali polskich kapłanów, nauczycieli, pracowników urzędów państwowych. Podobną zbrodniczą politykę stosowali rosjanie na terenach przez siebie zajętych. Józef został aresztowany, wraz z innymi kapłanami swojej diecezji, 7 listopada 1939 r. i osadzony we włocławskim więzieniu karnym.

    16 stycznia 1940 r. przewieziono go do Lądu, gdzie w klasztorze salezjanów niemcy zorganizowali przejściowy obóz dla duchowieństwa. Stamtąd przewieziono go do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, niedaleko Berlina, a po kilku tygodniach, 25 kwietnia 1941 r., do Dachau w Bawarii, gdzie Niemcy zgromadzili tysiące aresztowanych polskich kapłanów. Odtąd był tylko numerem 24545.

    Józef znosił wszelkie poniżanie, tortury i nieludzkie warunki pracy z cierpliwością, bez narzekania. Dał się poznać jako człowiek zrównoważony i pogodny, służący wszystkim jako kierownik duchowy w sakramencie pokuty. Trwał w nieustannej modlitwie, rozważał mękę Pańską i w niej widział wzór i źródło siły dla znoszenia losu z prawdziwie chrześcijańską odwagą.

    W 1942 r. niemcy rozpoczęli akcję fizycznej likwidacji kapłanów - więźniów Dachau. Wywozili ich w tzw. transportach "inwalidów" do austriackiego ośrodka eutanazyjnego na zamku Hartheim w Austrii, gdzie w ramach zorganizowanej Aktion T4 –likwidacji życia niewartego życia" - mordowali w szczególności osoby niedorozwinięte umysłowo, przewlekle chore psychicznie i neurologicznie. 12 sierpnia 1942 r. Józef w takim transporcie, z liczną grupą innych więźniów, został wywieziony z Dachau. Zamordowano go w Hartheim, w komorze gazowej. Ciało spalono w krematorium.

    Beatyfikowany został przez św. Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 r. w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej.

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.