Sarmata1.2 japierdziu. znowu żyjemy w podwójnej rzeczywistości. chyba od czasów średniowiecza nie było na Ukrainie tak propolskich nastrojów jak dzisiaj, a dzieki takim zakłamanym małym chujkom jak redachtor ziemniakiewicz tracimy szansę na budowę najważniejszego dla nas sojuszu. czy ten pan jest ruskim agentem? a może po prostu pożytecznym idiotą?
Eee, po prostu jest jak to kolega raczył trafnie nazwać małym... wujkiem. Tu ustępstwo na rzecze estetyzmu, bo nie należy się wyrażać jak minister albo co gorsza prezes banku. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Ziemniak Dlaczego nikt nie pomyśli, że, jak Ukraina obroni się przed Rosją, to następny kierunek, w którym może pójść to pretensje do Polski?
Czyli jednak będzie ta ukraińska defilada zwycięstwa w Moskwie? Bo już się niepokoiłem, że "zasada 202 lat" zostanie złamana. W roku 1408 Moskwę zajmuje Jerzy Edigej, w roku 1610 Żółkiewski, w roku 1812 Napoleon. Mało mają czasu Ukraińcy, bo tradycyjnym miesiącem palenia Moskwy jest wrzesień. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Od skorodowanego czipa? Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
RAZ w najnowszym DoRzeczy Konflikt na Ukrainie nie będzie trwał wiecznie i niewykluczone, że kiedyś Polska będzie zmuszona współpracować z Rosją przeciwko swoim najbliższym sąsiadom.
RAZ w najnowszym DoRzeczy : Konflikt na Ukrainie nie będzie trwał wiecznie i niewykluczone, że kiedyś Polska będzie zmuszona współpracować z Rosją przeciwko swoim najbliższym sąsiadom.
Nie dziwi już nic.
W tym tekście pod koniec też jest piękne curviosum:
RAZ Przyczyną tragicznej w skutki decyzji, o rzuceniu się w 1939 na III Rzeszę ...
Ja wiem, że używanie zdań wyrwanych z kontekstu jest nieeleganckie i w ogóle "be". Ale jak ktoś - nawet mimochodem - używa takiego zwrotu jak pogrubiony w cytacie, to po prostu wszystko opada....
Jest pewien typ ludzi z silną potrzebą oryginalności, to się może objawiać we wszystkim ale niekoniecznie we wszystkim na raz. Rozpoznaję ten styl myślenia, sam to miałem. Ten typ ludzi często zakochuje się w Mikkem bo co jak co ale oryginalnie to u niego jest zawsze. Nie zwracać uwagi.
hehe Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Ziamniakiewicz z tym drugim kartoflem, też na Z, wyrazili ostatnio, a propos Ukrainy taką oto myśl: "Gdy bandyci włamuję się do mojego domu i zbiorowo gwałcą żonę i dzieci, cieszę się, że dzięki temu mam więcej czasu na ukrycie gotówki. No i może zmęczą się i mnie już nie trykną..."
A Karnowscy i Lisiewicz nie. To dobre kryterium na odroznianie wrogow od przyjaciol. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Niemcy go biją! Portal Onet zablokował konta Rafała Ziemkiewicza i dostęp do jego – napisanych dla tego portalu felietonów. Oficjalnie powodem ma być tekst publicysty- który jeszcze nie powstał. Ze współpracą z Onetem zrezygnował również dziennikarz „Do Rzeczy” Cezary Gmyz. - Shit happened. Najkrócej mówiąc wdepnąłem we współpracę z firmą, która najdelikatniej mówiąc okazała się być niepoważna- mówi tygodnikowi „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz. Pisarz i publicysta tygodnika „Do Rzeczy” został zaproszony do współpracy z Onetem w ramach realizowanego przez ten portal projektu „Onet Autorzy”. Dostał gwarancję, że będzie mógł pisać komentarze w dowolnej ilości i na dowolny temat. Zdążył napisać cztery felietony. Po ostatnim wpisie publicysty-krytycznie oceniającym Elżbietę Bieńkowską współpraca została zerwana. Ziemkiewicz poinformował o tym dziś na Twitterze. „No, długo współpraca z onetem nie trwałą. Właśnie dostałem pismo od jakiejś ważnej pani egzekutiw, że ona mnie tam nie ma życzenia widzieć (..) Moje teksty i konto zostały zablokowane” - napisał. Jeszcze w poniedziałek po południu przedstawicielka Onetu dopytywała jaki kolejny felieton Ziemkiewicz zamierza umieścić w serwisie, bo- firma chciałaby go odpowiednio wypromować. Publicysta poinformował, że zamierza odnieść się do afery sprzed kilku tygodniu, gdy burzę wywołał jego twitterowy wpis komentujący sprawę gdańskiego zakonnika, pomówionego o gwałt na nietrzeźwej. Dzień później jego dostęp do onetowego serwisu był już zablokowany. - Pani Lech uraczyła mnie kwiecistym wykładem z którego wynikało, w skrócie, że gwałt jest rzeczą złą, a także informacją, iż „zmroziła ją” moja zapowiedź odpowiadania na Onecie na oszczerstwa pod moim adresem, więc zrywa ze mną dopiero co zawartą umowę. Wyznam szczerze, nie wierzę pani Lech jak przysłowiowemu psu- mówi Ziemkiewicz. Nie ukrywa podejrzeń, że rzeczywistym powodem zablokowania go przez Onet jest właśnie krytyczny felieton na temat Bieńkowskiej. Dzisiaj również Cezary Gmyz, publicysta „Do Rzeczy” poinformował, że w takiej sytuacji sam zrywa współpracę z Onetem. „ Zrezygnowałem ze współpracy z Onetem powołując się na art 54.2 Konstytucji RP. Nie mam dylematu jak zarobić rubelka i cnoty nie stracić” - skwitował Gmyz. http://wybranowski.dorzeczy.pl/id,4442/Onet-zablokowal-Ziemkiewicza.html
Shit happened, czyli jak się dałem wydymać Onetowi (ku przestrodze)
Ta historia ma dwa początki i oba są znane bywalcom tej strony. Pierwszy: zgłosili się do mnie przedstawiciele onetu i zaproponowali udział w swoim nowym projekcie. Rzecz wyglądała obiecująco. Kusiła możliwość pisania komentarzy na bieżąco, w dowolnej ilości i na dowolne tematy, zaproponowany sposób współpracy – własnoręczne publikowanie tekstów, na zasadzie podobnej do salonu24, oraz sposób wynagradzania, zależny tylko od licznika wejść. Osoby, z którymi rozmawiałem, były kompetentne i rozsądne, zaproponowana umowa wyglądała dobrze – był tylko jeden szkopuł, stałej obecności na tym portalu nie dało się łączyć z pisaniem dla konkurencyjnej interii. Ta z kolei, gdy poinformowałem ją o propozycji, odparła uczciwie, że nie może jej „przebić”. Po namyśle zdecydowałem się rozwiązać od 1 października współpracę z Interią i przyjąć ofertę Onetu. W czasie, gdy te rozmowy się zaczynały – to początek drugi – zdarzyło mi się twitterowe „shit happened”. Skomentowałem sprawę gdańskiego zakonnika, pomówionego o gwałt. Twitt zawierał link do opisu tej sprawy, ale mimo to na wszelki wypadek krótko ją tu przypomnę. Wspomniany zakonnik, odbywający nowicjat u Dominikanów, odziedziczywszy jakiś wielki spadek, najwyraźniej stracił powołanie do habitu, zaczął się wymykać z klasztoru i używać życia. Podczas jednej z takich wypraw poznał kobietę (dorosłą), która nie wiedząc, kim jest jej przygodny towarzysz, piła z nim do późnej nocy w hotelu, potem – bynajmniej nie zmuszana – poszła z nim „do numeru”, później zaś ogłosiła mediom i prokuraturze, że została zgwałcona. Trudno nie podejrzewać, że po prostu dowiedziała się o spadku i postanowiła frajera „skubnąć”. Podejrzenie takie graniczy wręcz z pewnością wobec faktu, iż kiedy zaczęły się przewidziane prawem czynności sprawdzające, pannica wymiękła i wycofała oskarżenie pod mało przekonującym pretekstem, że odbyty w pijanym widzie stosunek z równie pijanym zakonnikiem po cywilu stanowił tak wielką traumę, iż nie chce już do tego wracać. Mój komentarz, z konieczności ścieśniony do 140 znaków, miał znaczyć tyle, że jeżeli czyn, którego dopuścił się hasający poza zakonem oblat był gwałtem, to takich „gwałcicieli” jest w Polsce co wieczór dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy. Zwyczaj, że mężczyzna przychodzi do baru, by coś „wyhaczyć”, a kobieta by zażyć przygody (czasem z nadzieją, że okaże się ona czymś więcej, niż przygodą) jest powszechny, alkohol w tej sytuacji – również. A i sytuacja, że osoba, która po paru drinkach chętna była do zbliżenia, rano, delikatnie mówiąc, ocenia swój wieczorny wybór jako pochopny, też do rzadkich nie należy. Gdyby facet nie był zakonnikiem, od razu po pierwszym oskarżeniu rozjechanym przez media, bez żadnej próby weryfikacji wiarygodności słów rzekomej ofiary (ksiądz-gwałciciel, cóż za gratka!) pies z kulawą nogą nie zająłby się tą sprawą, a ja, nie mając czego komentować, nie stałbym się obiektem pomówień, nienawistnych insynuacji, kpin i obleśnych żartów o mniemanej mizerii mego życia intymnego, w których zresztą celowały takie wzorce seksualnej atrakcyjności jak Tomasz Piątek czy Karolina Korwin Piotrowska. Nie będę się rozwodził nad chamstwem i podłością rozmaitych osób, zawsze powtarzałem, że zawodowy bokser, który się skarży, że go biją, jest żałosny – nawet jeśli ciosy, które się posypały obficie, były par excellence poniżej pasa (niektórzy nie mieli nawet skrupułów by atakować także moją żonę i córki). Na inny raz zostawiam też fakt, iż dotknąłem – niezręcznie i w dużym stopniu niechcący – bardzo ważnego społecznego problemu, jakim jest histeria „antyprzemocowa”, wskutek której niedługo każdy stać się może „gwałcicielem” w podobny sposób, w jaki państwo Bajkowscy okazali się znęcać nad swoimi dziećmi. O tym przyjdzie pisać zapewne jeszcze nie raz. Dla tej historii ważne jest, że cały hejt przeciwko mnie urządzony był właśnie wtedy, gdy rozpinałem umowę z Interią i dopinałem z Onetem. Nikomu w tym drugim portalu to jakoś nie przeszkadzało w podejmowaniu wobec mnie zobowiązań. Wczoraj, w poniedziałek 6.10 pracownica Onetu, z którą ustalaliśmy techniczne sprawy, zapytała mnie o dalsze plany, żeby przygotować działania promocyjne. Odpisałem jej, że w środę zamierzam wrócić do tematu „gwałtów” (tak napisałem, w cudzysłowie) i odnieść się do licznych w bieżących tygodnikach oskarżeń pod moim adresem. Dziś rano okazało się, że moje konto na Onecie zostało zablokowane, dotychczasowe komentarze usunięte, a w mojej skrzynce mejlowej jest list od jakiejś pani Moniki Lech (wcześniej w rozmowach nie uczestniczyła) która jest ponoć szefową projektu i jako taka „korzysta ze swych prerogatyw”, by mnie z niego wykluczyć. Pani Lech uraczyła mnie kwiecistym wykładem z którego wynikało, w skrócie, że gwałt jest rzeczą złą, a także informacją, iż „zmroziła ją” moja zapowiedź odpowiadania na Onecie na oszczerstwa pod moim adresem, więc zrywa ze mną dopiero co zawartą umowę. Wyznam szczerze – nie wierzę pani Lech jak przysłowiowemu psu. Nie wierzę, żeby duży portal zatrudniał jako szefową istotnego projektu egzaltowaną siksę, której np. nie przyszło do głowy, żeby skontaktować się ze mną, poinformować o swym „zmrożeniu” i zapytać, co właściwie zamierzam w środę opublikować – co albo by ukoiło jej lęki, albo pozwoliło wynegocjować jakąś cywilizowaną formę wycofania się ze współpracy. Nie wierzę też, by o moim twicie, którego – jak napisał felietonista „Rzeczpospolitej” – nie komentował jeszcze chyba tylko prymas Polski, dowiedziała się dopiero dziś. Podejrzewam, że prawdziwe motywy Onetu są zupełnie inne. Ale „czego nie wiemy, tego nie wiemy”, jak pisał Bułhakow. Wiem jedno – nikt mnie jeszcze tak nie wyrolował, jak „grupa RAS”. Cóż, człowiek całe życie się czegoś uczy.
A w kwestii naciągania... Ziemniak przechodził koło koparki i niestety dał się nabrać. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
No to chyba wazniejsze pokonac Hitlera niz pania Monike Lech, nie? Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
oj, nie w ciemie bity jest pan Alexander: Ku przestrodze. no popatrzcie... znaczy sie pan Alexander niby o tym, ze on dal sie wydymac, ale przeciez na pewno nie tylko on marzyl o pisaniu na Onecie. Na pewno tabuny cale czuja ten dreszczyk ale on ich ostrzeze. on, pionier, bierze wszystko na klate i ostrzega, i nie pozwoli aby innym tez stala sie taka krzywda. przecieracz szlakow... "Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz." Pan Jezus
Ja mam pewną hipotezę, że cała ta sprawa z Onetem to intryga i ustawka, być może tylko jednostronna, taki prezent dla RAZ-a, mający na celu odbudowanie jego popularności. Dotąd kompromitował się raz za razem, a teraz może zgrywać męczennika.
Jest źle bo klepię w klawiaturkę zbyt często. A im jest gorzej tym częściej w tą klawiaturkę klepię. I się zapętliło. Czy Ziemkiewicz nie ma rodziny, przyjaciół żeby ktoś mu w końcu powiedział (albo nawet kazał) żeby przestał ? To, że on zjedzie w końcu przwidzieliśmy już jakiś czas temu, ale że tak szybko i w tak żenującym stylu to jednak chyba mało kto zakładał, prawda ? JORGE>
Przypomniałem dziś sobie kiedy się odkochałem w Miszczu Ziemniaku - 2005-2007, dało się wtedy jeszcze publicystyki słuchać, dało się nawet jeszcze na te ryła patrzeć. I w jednym programie zeszło w jakiś sposób na coca-colę a Ziemniak, że on tego używa do czyszczenia kibla ale słyszał że niektórzy to piją. No taki dowcip rozumiecie. Dowcip pryszczatego z pretensjami do oryginalności i charchania z wysokości (za czym zawsze stoją kompleksy i niskie poczucie wartości, znam to) który właśnie odkrył że w coli jest kwas fosforowy i postanowił się tym podzielić ze światem. Pomyślałem sobie wtedy że jak ja, świeżo nawrócony leming, pisior i mocher mam to już za sobą to taki Ziemniakiewicz powienien mieć tym bardziej. Ech, życie. The author has edited this post (w 10.10.2014)
Ale pozniej napisal jeden z wazniejszych tekstow ever "Zycie z dziura w potylicy" i wydawalo sie, ze z tej drogi nie da sie zejsc. Wydawalo sie. Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Komentarz
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Bo już się niepokoiłem, że "zasada 202 lat" zostanie złamana. W roku 1408 Moskwę zajmuje Jerzy Edigej, w roku 1610 Żółkiewski, w roku 1812 Napoleon. Mało mają czasu Ukraińcy, bo tradycyjnym miesiącem palenia Moskwy jest wrzesień.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
curviosum:
Ja wiem, że używanie zdań wyrwanych z kontekstu jest nieeleganckie i w ogóle "be". Ale jak ktoś - nawet mimochodem - używa takiego zwrotu jak pogrubiony w cytacie, to po prostu wszystko opada....
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/cezary-gmyz-i-rafal-ziemkiewicz-felietonistami-onetu
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
To dobre kryterium na odroznianie wrogow od przyjaciol.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Portal Onet zablokował konta Rafała Ziemkiewicza i dostęp do jego – napisanych dla tego portalu felietonów. Oficjalnie powodem ma być tekst publicysty- który jeszcze nie powstał. Ze współpracą z Onetem zrezygnował również dziennikarz „Do Rzeczy” Cezary Gmyz.
- Shit happened. Najkrócej mówiąc wdepnąłem we współpracę z firmą, która najdelikatniej mówiąc okazała się być niepoważna- mówi tygodnikowi „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz.
Pisarz i publicysta tygodnika „Do Rzeczy” został zaproszony do współpracy z Onetem w ramach realizowanego przez ten portal projektu „Onet Autorzy”. Dostał gwarancję, że będzie mógł pisać komentarze w dowolnej ilości i na dowolny temat. Zdążył napisać cztery felietony. Po ostatnim wpisie publicysty-krytycznie oceniającym Elżbietę Bieńkowską współpraca została zerwana. Ziemkiewicz poinformował o tym dziś na Twitterze.
„No, długo współpraca z onetem nie trwałą. Właśnie dostałem pismo od jakiejś ważnej pani egzekutiw, że ona mnie tam nie ma życzenia widzieć (..) Moje teksty i konto zostały zablokowane” - napisał.
Jeszcze w poniedziałek po południu przedstawicielka Onetu dopytywała jaki kolejny felieton Ziemkiewicz zamierza umieścić w serwisie, bo- firma chciałaby go odpowiednio wypromować. Publicysta poinformował, że zamierza odnieść się do afery sprzed kilku tygodniu, gdy burzę wywołał jego twitterowy wpis komentujący sprawę gdańskiego zakonnika, pomówionego o gwałt na nietrzeźwej. Dzień później jego dostęp do onetowego serwisu był już zablokowany.
- Pani Lech uraczyła mnie kwiecistym wykładem z którego wynikało, w skrócie, że gwałt jest rzeczą złą, a także informacją, iż „zmroziła ją” moja zapowiedź odpowiadania na Onecie na oszczerstwa pod moim adresem, więc zrywa ze mną dopiero co zawartą umowę. Wyznam szczerze, nie wierzę pani Lech jak przysłowiowemu psu- mówi Ziemkiewicz. Nie ukrywa podejrzeń, że rzeczywistym powodem zablokowania go przez Onet jest właśnie krytyczny felieton na temat Bieńkowskiej.
Dzisiaj również Cezary Gmyz, publicysta „Do Rzeczy” poinformował, że w takiej sytuacji sam zrywa współpracę z Onetem. „ Zrezygnowałem ze współpracy z Onetem powołując się na art 54.2 Konstytucji RP. Nie mam dylematu jak zarobić rubelka i cnoty nie stracić” - skwitował Gmyz.
http://wybranowski.dorzeczy.pl/id,4442/Onet-zablokowal-Ziemkiewicza.html
Zegar biologiczny tyka potęgując lęk Michnika
https://www.facebook.com/notes/rafa%C5%82-ziemkiewicz/shit-happened-czyli-jak-si%C4%99-da%C5%82em-wydyma%C4%87-onetowi-ku-przestrodze/898719396805354
Shit happened, czyli jak się dałem wydymać Onetowi (ku przestrodze)
Ta historia ma dwa początki i oba są znane bywalcom tej strony.Pierwszy: zgłosili się do mnie przedstawiciele onetu i zaproponowali udział w swoim nowym projekcie. Rzecz wyglądała obiecująco. Kusiła możliwość pisania komentarzy na bieżąco, w dowolnej ilości i na dowolne tematy, zaproponowany sposób współpracy – własnoręczne publikowanie tekstów, na zasadzie podobnej do salonu24, oraz sposób wynagradzania, zależny tylko od licznika wejść.
Osoby, z którymi rozmawiałem, były kompetentne i rozsądne, zaproponowana umowa wyglądała dobrze – był tylko jeden szkopuł, stałej obecności na tym portalu nie dało się łączyć z pisaniem dla konkurencyjnej interii. Ta z kolei, gdy poinformowałem ją o propozycji, odparła uczciwie, że nie może jej „przebić”. Po namyśle zdecydowałem się rozwiązać od 1 października współpracę z Interią i przyjąć ofertę Onetu.
W czasie, gdy te rozmowy się zaczynały – to początek drugi – zdarzyło mi się twitterowe „shit happened”. Skomentowałem sprawę gdańskiego zakonnika, pomówionego o gwałt.
Twitt zawierał link do opisu tej sprawy, ale mimo to na wszelki wypadek krótko ją tu przypomnę. Wspomniany zakonnik, odbywający nowicjat u Dominikanów, odziedziczywszy jakiś wielki spadek, najwyraźniej stracił powołanie do habitu, zaczął się wymykać z klasztoru i używać życia. Podczas jednej z takich wypraw poznał kobietę (dorosłą), która nie wiedząc, kim jest jej przygodny towarzysz, piła z nim do późnej nocy w hotelu, potem – bynajmniej nie zmuszana – poszła z nim „do numeru”, później zaś ogłosiła mediom i prokuraturze, że została zgwałcona. Trudno nie podejrzewać, że po prostu dowiedziała się o spadku i postanowiła frajera „skubnąć”. Podejrzenie takie graniczy wręcz z pewnością wobec faktu, iż kiedy zaczęły się przewidziane prawem czynności sprawdzające, pannica wymiękła i wycofała oskarżenie pod mało przekonującym pretekstem, że odbyty w pijanym widzie stosunek z równie pijanym zakonnikiem po cywilu stanowił tak wielką traumę, iż nie chce już do tego wracać.
Mój komentarz, z konieczności ścieśniony do 140 znaków, miał znaczyć tyle, że jeżeli czyn, którego dopuścił się hasający poza zakonem oblat był gwałtem, to takich „gwałcicieli” jest w Polsce co wieczór dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy. Zwyczaj, że mężczyzna przychodzi do baru, by coś „wyhaczyć”, a kobieta by zażyć przygody (czasem z nadzieją, że okaże się ona czymś więcej, niż przygodą) jest powszechny, alkohol w tej sytuacji – również. A i sytuacja, że osoba, która po paru drinkach chętna była do zbliżenia, rano, delikatnie mówiąc, ocenia swój wieczorny wybór jako pochopny, też do rzadkich nie należy.
Gdyby facet nie był zakonnikiem, od razu po pierwszym oskarżeniu rozjechanym przez media, bez żadnej próby weryfikacji wiarygodności słów rzekomej ofiary (ksiądz-gwałciciel, cóż za gratka!) pies z kulawą nogą nie zająłby się tą sprawą, a ja, nie mając czego komentować, nie stałbym się obiektem pomówień, nienawistnych insynuacji, kpin i obleśnych żartów o mniemanej mizerii mego życia intymnego, w których zresztą celowały takie wzorce seksualnej atrakcyjności jak Tomasz Piątek czy Karolina Korwin Piotrowska.
Nie będę się rozwodził nad chamstwem i podłością rozmaitych osób, zawsze powtarzałem, że zawodowy bokser, który się skarży, że go biją, jest żałosny – nawet jeśli ciosy, które się posypały obficie, były par excellence poniżej pasa (niektórzy nie mieli nawet skrupułów by atakować także moją żonę i córki). Na inny raz zostawiam też fakt, iż dotknąłem – niezręcznie i w dużym stopniu niechcący – bardzo ważnego społecznego problemu, jakim jest histeria „antyprzemocowa”, wskutek której niedługo każdy stać się może „gwałcicielem” w podobny sposób, w jaki państwo Bajkowscy okazali się znęcać nad swoimi dziećmi. O tym przyjdzie pisać zapewne jeszcze nie raz.
Dla tej historii ważne jest, że cały hejt przeciwko mnie urządzony był właśnie wtedy, gdy rozpinałem umowę z Interią i dopinałem z Onetem. Nikomu w tym drugim portalu to jakoś nie przeszkadzało w podejmowaniu wobec mnie zobowiązań.
Wczoraj, w poniedziałek 6.10 pracownica Onetu, z którą ustalaliśmy techniczne sprawy, zapytała mnie o dalsze plany, żeby przygotować działania promocyjne. Odpisałem jej, że w środę zamierzam wrócić do tematu „gwałtów” (tak napisałem, w cudzysłowie) i odnieść się do licznych w bieżących tygodnikach oskarżeń pod moim adresem.
Dziś rano okazało się, że moje konto na Onecie zostało zablokowane, dotychczasowe komentarze usunięte, a w mojej skrzynce mejlowej jest list od jakiejś pani Moniki Lech (wcześniej w rozmowach nie uczestniczyła) która jest ponoć szefową projektu i jako taka „korzysta ze swych prerogatyw”, by mnie z niego wykluczyć. Pani Lech uraczyła mnie kwiecistym wykładem z którego wynikało, w skrócie, że gwałt jest rzeczą złą, a także informacją, iż „zmroziła ją” moja zapowiedź odpowiadania na Onecie na oszczerstwa pod moim adresem, więc zrywa ze mną dopiero co zawartą umowę.
Wyznam szczerze – nie wierzę pani Lech jak przysłowiowemu psu. Nie wierzę, żeby duży portal zatrudniał jako szefową istotnego projektu egzaltowaną siksę, której np. nie przyszło do głowy, żeby skontaktować się ze mną, poinformować o swym „zmrożeniu” i zapytać, co właściwie zamierzam w środę opublikować – co albo by ukoiło jej lęki, albo pozwoliło wynegocjować jakąś cywilizowaną formę wycofania się ze współpracy. Nie wierzę też, by o moim twicie, którego – jak napisał felietonista „Rzeczpospolitej” – nie komentował jeszcze chyba tylko prymas Polski, dowiedziała się dopiero dziś.
Podejrzewam, że prawdziwe motywy Onetu są zupełnie inne.
Ale „czego nie wiemy, tego nie wiemy”, jak pisał Bułhakow.
Wiem jedno – nikt mnie jeszcze tak nie wyrolował, jak „grupa RAS”. Cóż, człowiek całe życie się czegoś uczy.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
no popatrzcie... znaczy sie pan Alexander niby o tym, ze on dal sie wydymac, ale przeciez na pewno nie tylko on marzyl o pisaniu na Onecie. Na pewno tabuny cale czuja ten dreszczyk ale on ich ostrzeze. on, pionier, bierze wszystko na klate i ostrzega, i nie pozwoli aby innym tez stala sie taka krzywda.
przecieracz szlakow...
"Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
Pan Jezus
JORGE>
The author has edited this post (w 10.10.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.