jak to takto? Pan Tadeusz, szlachecki ethos (chyba jedyny akceptowalny w Polsce) literatiura i śpiewy to przecież łow gon, polowanie, zabawa, dziczyzna (nawet skłusowana) nalewki na leśnych ziołach
nie można tego wykreślić nie kastrując świadomości narodowej
św Hubert (vel Eustachy, ten od trąbki) very OK, aj jak ma dzis rycerzy to jeszcze bardziej (btw rycerze to też część polskiego etosu)
Polski Związek Łowiecki popiera protest, bo też jest wkurwiony na aktualny kształt Prawa łowieckiego. Manifestacja i konferencja naukowa na UKSW organizowane były przez o. Rydzyka, a patronat medialny nad wydarzeniem objęły TV Trwam i Radio Maryja. Ja byłem z rolnikami z Krotoszyńskiego jako prasa lokalna "życie Krotoszyna".
Świat jest jednak mały: interesy państwa Gawłowskich reprezentuje teraz mecenas Rafał Wiechecki, były minister gospodarki morskiej z rekomendacji LPR w rządach PKM i PJK.
extraneus napisal(a): Świat jest jednak mały: interesy państwa Gawłowskich reprezentuje teraz mecenas Rafał Wiechecki, były minister gospodarki morskiej z rekomendacji LPR w rządach PKM i PJK.
25. maja 2018 wchodzi respektowanie prawa "RODO" (ochrona i przetwarzanie danych osobowych, jednolity tekst dla Unii Europejskiej)
======= studium (przyszłego) przypadku
= - Dzień dobry! - słyszę w słuchawce. - Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - Wczoraj wieczorem przechodząc koło pana biura zrobiłem kupę – rzecze mężczyzna. - Co? - pytam nie będąc pewien, czy dobrze zrozumiałem - Na trawniku, po lewej stronie od wejścia. Postawiłem takiego średniej wielkości balasa – wyjaśnia mój rozmówca spokojnym cierpliwym głosem.
Z telefonem przy uchu wychodzę z biura i patrzę na trawnik. Rzeczywiście dwa metry od wejścia do mojego biura leży brązowy balas. Obok niego kawałek brudnej serwetki. Rozglądam się wokół w obawie czy to nie jakaś prowokacja. Ludzie przechodzą jednak obojętnie i nikt nie patrzy w moim kierunku. - Bardzo brzydko się pan zachował – oceniam mojego rozmówcę. - Dzwoni pan, żeby przeprosić, czy może zapytać kiedy może pan posprzątać? - dopytuję. - Nie w tym rzecz – odpowiada mężczyzna. - Dziś weszły nowe przepisy dotyczące danych osobowych. RODO. Słyszał pan o tym? - Tak. Byłem nawet na szkoleniu – przyznaję nie bardzo wiedząc do czego mój rozmówca zmierza. - To świetnie – głos w słuchawce stał się bardziej ożywiony i trochę weselszy. - Nie muszę więc panu tłumaczyć czym są dane osobowe? - Są to wszelkie informacje, dzięki którym bezpośrednio lub pośrednio można zidentyfikować osobę – odpowiadam coraz bardziej zaintrygowany tą dziwaczną rozmową. - Czy po stolcu można zidentyfikować osobę? – pyta niespodziewanie mój rozmówca. - Gdyby ktoś popełnił przestępstwo i zostawił na miejscu zbrodni swoją kupę to czy policja robiąc badania DNA mogłaby ustalić kim jest ta osoba? - uzupełnił pytaniem pomocniczym, o które wcale nie prosiłem.
Patrzę na leżącego w trawie balasa i z trudem przełykam ślinę. - Sądzę, że tak... - W rozumieniu Rodo mój stolec jest daną osobową – ucieszył się mężczyzna w słuchawce. - Dopóki leży na pańskim trawniku jest pan administratorem moich danych osobowych. Podrapałem się po głowie nie wiedząc co powiedzieć. - Tak czy nie? - usłyszałem w słuchawce. - No chyba tak... - przyznałem niechętnie. - Mam prawo do przenoszenia danych – głos mężczyzny stał się jeszcze bardziej pogodny. - Wykonując prawo do przenoszenia danych osoba, której dane dotyczą, ma prawo żądania, by dane osobowe zostały przeniesione przez administratora bezpośrednio innemu administratorowi – wyszeptałem zdanie zapamiętane ze szkolenia. - O ile jest to technicznie możliwe – dodałem z nadzieją w głosie. - Weźmie pan łyżkę i słoik, zgarnie mój stolec z trawnika i zaniesie do laboratorium, które jest po drugiej stronie ulicy – usłyszałem w słuchawce. - Potrzebuję zrobić badanie kału, a nie bardzo mam czas by dziś podjechać do przychodni. - Czy pan sobie jaja ze mnie robi!? - wykrzyknąłem do słuchawki. - Jeśli pan jako administrator moich danych osobowych będzie stwarzał przeszkody złożę skargę do Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych – zagroził mężczyzna. - Wie pan jak wysokie są kary?
Rozejrzałem się nerwowo po ulicy, otarłem pot z czoła. - Za chwilę wyślę panu smsem swoje imię i nazwisko wraz ze zgodą na administrowanie moimi danymi dla potrzeb przeniesienia moich danych osobowych z trawnika do przychodni – usłyszałem w słuchawce. - Miłego dnia. Mój rozmówca rozłączył się, a telefon zawibrował w mojej ręce. Otrzymałem sms. Wszedłem z powrotem do biura. - Coś się stało? - zapytała zaniepokojona sekretarka. - Wszystko w porządku – odpowiedziałem spokojnym głosem. - Mamy łyżkę i słoik? =
Idę z psem na wystawę do galerii sztuki nowoczesnej. - Tu nie wolno z psami - mówi ochroniarz. - To nie jest pies - odpowiadam. - To jest performance. - A, to przepraszam. Idziemy z psem dalej. Oglądamy rzeźbę Smefra centaura. Pół koń, pół Smerf. - Zawsze się zastanawiałem - mówię do psa - komu kibicują centaury w czasie rodeo. - Srać mi się chce - odpowiada pies. - Trzeba było srać przed wejściem. - Wtedy mi się nie chciało. Idziemy dalej. Oglądam jakąś kobietę, która stoi po kolana w basenie z moczem i wykrzykuje alfabet od tyłu. - Z, Y, X - krzyczy. - U, V, W. Mój pies kręci się w kółko i węszy nosem po ziemi. - Fajfus - mówię do niego. - Fajfus, nie sraj tutaj. - Kiedy mnie ciśnie - odpowiada i zaczyna srać na podłogę. Jakiś człowiek podchodzi i przygląda się temu, co wychodzi mojemu psu z dupy. - To jest interesująca propozycja - mówi. Ktoś inny też podchodzi i patrzy. - To jest świeże - mówi. Podchodzi jakaś kobieta z kieliszkiem wina w ręku, cała na czarno. - Odważne - mówi. - Ja państwa bardzo przepraszam - mówię do nich. - Jak się nazywa ta instalacja? - pyta kobieta. - Gówno - odpowiadam, zatykając palcami nos. - Mocne. Ktoś z galerii podchodzi i wtyka w psią srakę tabliczkę z napisem "Gówno, 2015". Podchodzi fotograf i robi zdjęcie. Pojawia się ktoś z kamerą i mikrofonem. Prosi mojego psa o wywiad. - Cóż, zawsze kontestowałem opresyjne dla mojego gatunku rozwiązania przestrzenne w środowisku miejskim - mówi mój pies. - A pan jest kuratorem - pyta reporter. - Co pan sądzi o pracy swojego podopiecznego. - Sądzę, że to gówno - odpowiadam. - Brutalnie prawdziwe - mówi kobieta z winem. - Ostentacyjnie szczere - mówi fotograf. - U, T, S - krzyczy kobieta w basenie z moczem.
Do waszego kraju przyjechałam na 50. urodziny Radka w 2013 roku. Wtedy miałam okazję przekonać się, jak bardzo zmieniła się Warszawa. Zobaczyłam Polskę po raz kolejny po tylu latach i było to poruszające doświadczenie. Wspaniale, że kraj się rozwija, a ludzie korzystają z tych przemian. Polacy musieli przeżyć również sporo trudnych chwil, żeby ich kraj mógł dzisiaj tak wyglądać. Symbolem tych zmian jest dla mnie posiadłość Radka w Chobielinie pod Bydgoszczą.
Jakie zmiany tam zaszły?
Różnica jest jak między niebem a ziemią. Kiedy Radek mnie tam zabrał w 1989 roku, bałam się, że resztki stropu zwalą mi się na głowę. Wszędzie były dziury, dookoła ganiały kury. Czułam się jak w miejscu opuszczonym przez ludzi. Trzydzieści lat później to pełnoprawny pałac, w który transformację dobytku Radek mi zapowiadał."
Taki piękny pałac wart swego paca, ale się chamy zbuntowały i służbę wypowiedziały. Inna rzecz że ciekawe czyj ten pałac był i jakim sposobem Radek wszedł w jego posiadanie.
Bolek w Sejmie u niepełnosprawnych: "Ja nie miałem partii do dyspozycji, nie miałem ludzi, a komunizm obaliłem. Jak ja to zrobiłem, nie wiem". hłe, hłe, hłe... )
Komentarz
Pan Tadeusz, szlachecki ethos (chyba jedyny akceptowalny w Polsce) literatiura i śpiewy
to przecież łow gon, polowanie, zabawa, dziczyzna (nawet skłusowana) nalewki na leśnych ziołach
nie można tego wykreślić nie kastrując świadomości narodowej
św Hubert (vel Eustachy, ten od trąbki) very OK, aj jak ma dzis rycerzy to jeszcze bardziej (btw rycerze to też część polskiego etosu)
Może jakaś mała wyrwa admińska do osobnego?
Tutaj link:
http://krotoszyn.naszemiasto.pl/artykul/nasi-rolnicy-manifestowali-w-warszawie-foto,4645505,artgal,t,id,tm.html
Se zdjęcia można pooglądać. Na jednym nawet jestem.
(ochrona i przetwarzanie danych osobowych, jednolity tekst dla Unii Europejskiej)
=======
studium (przyszłego) przypadku
=
- Dzień dobry! - słyszę w słuchawce.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Wczoraj wieczorem przechodząc koło pana biura zrobiłem kupę – rzecze mężczyzna.
- Co? - pytam nie będąc pewien, czy dobrze zrozumiałem
- Na trawniku, po lewej stronie od wejścia.
Postawiłem takiego średniej wielkości balasa – wyjaśnia mój rozmówca spokojnym cierpliwym głosem.
Z telefonem przy uchu wychodzę z biura i patrzę na trawnik. Rzeczywiście dwa metry od wejścia do mojego biura leży brązowy balas. Obok niego kawałek brudnej serwetki.
Rozglądam się wokół w obawie czy to nie jakaś prowokacja. Ludzie przechodzą jednak obojętnie i nikt nie patrzy w moim kierunku.
- Bardzo brzydko się pan zachował – oceniam mojego rozmówcę. - Dzwoni pan, żeby przeprosić, czy może zapytać kiedy może pan posprzątać? - dopytuję.
- Nie w tym rzecz – odpowiada mężczyzna. - Dziś weszły nowe przepisy dotyczące danych osobowych. RODO. Słyszał pan o tym?
- Tak. Byłem nawet na szkoleniu – przyznaję nie bardzo wiedząc do czego mój rozmówca zmierza.
- To świetnie – głos w słuchawce stał się bardziej ożywiony i trochę weselszy. - Nie muszę więc panu tłumaczyć czym są dane osobowe?
- Są to wszelkie informacje, dzięki którym bezpośrednio lub pośrednio można zidentyfikować osobę – odpowiadam coraz bardziej zaintrygowany tą dziwaczną rozmową.
- Czy po stolcu można zidentyfikować osobę? – pyta niespodziewanie mój rozmówca. - Gdyby ktoś popełnił przestępstwo i zostawił na miejscu zbrodni swoją kupę to czy policja robiąc badania DNA mogłaby ustalić kim jest ta osoba? - uzupełnił pytaniem pomocniczym, o które wcale nie prosiłem.
Patrzę na leżącego w trawie balasa i z trudem przełykam ślinę.
- Sądzę, że tak...
- W rozumieniu Rodo mój stolec jest daną osobową – ucieszył się mężczyzna w słuchawce. - Dopóki leży na pańskim trawniku jest pan administratorem moich danych osobowych.
Podrapałem się po głowie nie wiedząc co powiedzieć.
- Tak czy nie? - usłyszałem w słuchawce.
- No chyba tak... - przyznałem niechętnie.
- Mam prawo do przenoszenia danych – głos mężczyzny stał się jeszcze bardziej pogodny.
- Wykonując prawo do przenoszenia danych osoba, której dane dotyczą, ma prawo żądania, by dane osobowe zostały przeniesione przez administratora bezpośrednio innemu administratorowi – wyszeptałem zdanie zapamiętane ze szkolenia. - O ile jest to technicznie możliwe – dodałem z nadzieją w głosie.
- Weźmie pan łyżkę i słoik, zgarnie mój stolec z trawnika i zaniesie do laboratorium, które jest po drugiej stronie ulicy – usłyszałem w słuchawce. - Potrzebuję zrobić badanie kału, a nie bardzo mam czas by dziś podjechać do przychodni.
- Czy pan sobie jaja ze mnie robi!? - wykrzyknąłem do słuchawki.
- Jeśli pan jako administrator moich danych osobowych będzie stwarzał przeszkody złożę skargę do Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych – zagroził mężczyzna. - Wie pan jak wysokie są kary?
Rozejrzałem się nerwowo po ulicy, otarłem pot z czoła.
- Za chwilę wyślę panu smsem swoje imię i nazwisko wraz ze zgodą na administrowanie moimi danymi dla potrzeb przeniesienia moich danych osobowych z trawnika do przychodni – usłyszałem w słuchawce. - Miłego dnia.
Mój rozmówca rozłączył się, a telefon zawibrował w mojej ręce. Otrzymałem sms. Wszedłem z powrotem do biura.
- Coś się stało? - zapytała zaniepokojona sekretarka.
- Wszystko w porządku – odpowiedziałem spokojnym głosem. - Mamy łyżkę i słoik?
=
z odkrywamyzakryte pl (na FB) oraz tajemnice-swiata pl
- Mam, zrobił nam w firmie świetne szkolenie!
- Ty, no to daj do niego jakiś namiar.
- Nie mogę...
https://tytus.edu.pl/2018/05/17/pozdrowienia-z-rzeszy-jak-niemcy-zachecali-polakow-do-pracy-dla-hitlera-galeria/
Na to polski instytut Konfucjusza (mamy taki instrument propagandy czy tylko Polską Fundacje Narodową) jeszcze nie wpadł
to prawda
@Supermeming
"Zmianom w Polsce też pani się przygląda?
Do waszego kraju przyjechałam na 50. urodziny Radka w 2013 roku. Wtedy miałam okazję przekonać się, jak bardzo zmieniła się Warszawa. Zobaczyłam Polskę po raz kolejny po tylu latach i było to poruszające doświadczenie. Wspaniale, że kraj się rozwija, a ludzie korzystają z tych przemian. Polacy musieli przeżyć również sporo trudnych chwil, żeby ich kraj mógł dzisiaj tak wyglądać. Symbolem tych zmian jest dla mnie posiadłość Radka w Chobielinie pod Bydgoszczą.
Jakie zmiany tam zaszły?
Różnica jest jak między niebem a ziemią. Kiedy Radek mnie tam zabrał w 1989 roku, bałam się, że resztki stropu zwalą mi się na głowę. Wszędzie były dziury, dookoła ganiały kury. Czułam się jak w miejscu opuszczonym przez ludzi. Trzydzieści lat później to pełnoprawny pałac, w który transformację dobytku Radek mi zapowiadał."
Inna rzecz że ciekawe czyj ten pałac był i jakim sposobem Radek wszedł w jego posiadanie.