W dzień końca świata Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji, Rybak naprawia błyszczącą sieć. Skaczą w morzu wesołe delfiny, Młode wróble czepiają się rynny I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
W_Nieszczególny napisal(a): W dzień końca świata Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji, Rybak naprawia błyszczącą sieć. Skaczą w morzu wesołe delfiny, Młode wróble czepiają się rynny I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
No proszę, zapomniałem o tym wierszu i nieświadomie albo podświadomie popełniłem plagiat:
Zanim
Zanim to nastąpi będzie wiosna jak zawsze szalona i pachnąca rozśpiewają się ptaki rozpuszczą pąki rozkwitną zawilce wyfruną z kryjówek motyle pszczoły chrząszcze a słońce przygrzewać będzie mocniej i mocniej aż ciepły wiatr przyniesie długo wyczekiwany deszcz Patrz w niebo uważnie patrz Może to już jutro Może to już dziś Wybije godzina Twojego końca świata Mojego końca świata Naszego końca świata zapisanego po ostatni werset
Manifest Bartosza Hojki, Tomasza Grabowskiego, Tomasza Jagiełły, Anny Kryńskiej-Godlewskiej i Agnieszki Siuzdak, członków Zarządu Agory, nasycony jest retoryką dobrze mi znaną z przeszłości - zamiast argumentacji mamy opluskwianie adwersarzy.
Czytelnik i słuchacz mają wiedzieć przede wszystkim, że adwersarz jest łajdakiem i kanalią, pazerną na pieniądze. W tym stylu opluwa się Jarosława Kurskiego i Jerzego Wójcika.
Znam ich obu. To wybitni redaktorzy, ludzie o pięknych biografiach, ludzie o uczciwości niekwestionowanej, ludzie prawi, rozumni i odważni. Tacy ludzie są skarbem dla swoich współpracowników.
Zastanawiam się: dlaczego autorzy manifestu Bartosza Hojki i innych sięgają po chwyty z czarnej propagandy znane mi dobrze z Marca 1968 r., z kampanii antysolidarnościowych w epoce stanu wojennego, z seansów nienawiści organizowanych w mediach związanych z obozem politycznym Jarosława Kaczyńskiego. To przecież metody podłe. *** Pytają mnie ludzie: czemu oni tak postępują? Czy robią to na zlecenie wiadomego obozu politycznego, czy też to po prostu osobista zajadłość "pożytecznych idiotów" - sięgając po znaną formułę Lenina.
Nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Jestem wszakże przekonany, że w kręgach PiS trwają modły, by Bartosz Hojka i inni się nie przeziębili, bowiem lepszych dla siebie niszczycieli „Gazety Wyborczej" łatwo nie znajdą.
Autorzy manifestu cytują też moje słowa. Piszą „Adamie, w czasie wtorkowego spotkania z pracownikami mówiłeś, że chodzi o 'pieniądze, pieniądze, pieniądze'. Nie sposób się z tym nie zgodzić".
To także dobry przykład kłamstw i manipulacji tego manifestu. Mówiłem bowiem, że to niszczycielom „Wyborczej" chodzi o pieniądze, bowiem nie interesuje ich dobro „Wyborczej", lecz wyłącznie wyniki finansowe, czyli dobro akcji Agory - czyli chodzi im o pieniądze. Natomiast Jarkowi Kurskiemu i Jurkowi Wójcikowi chodzi o dobro „Wyborczej", o jej tożsamość, misję i rozwój. Dobra kondycja moralna i materialna „Wyborczej" to zasługa zespołu i właśnie Jarka Kurskiego oraz Jurka Wójcika. *** Autorzy manifestu piszą, że sukces subskrypcyjny „Wyborczej" „nie miał ojca, lecz dwie matki - Wandę Rapaczyńską i Danutę Bregułę". Na temat dokonań i zasług Danuty Breguły nigdy nie słyszałem jednego krytycznego słowa. Wszyscy te zasługi doceniają. Natomiast pomysł, że to Wanda Rapaczyńska z Waszyngtonu przez długie lata organizowała ten sukces, wytłumaczyć mogę tylko przemożną potrzebą lizusostwa u autorów manifestu.
I jeszcze jedno: Agora powstała po to, aby być zapleczem materialnym dla „Wyborczej", a nie po to, by nią rządzić. Ingerencje osób z Zarządu w pracę „Wyborczej" i jej funkcjonowanie zostały odebrane z wielkim niepokojem przez Radę Redakcyjną „Gazety Wyborczej" i przez jej kierownictwo. Jeśli autorzy manifestu, Bartosz Hojka i inni, mają choćby krztynę honoru i kroplę oleju w głowach, powinni wyciągnąć z tego wnioski. *** Na koniec chcę powtórzyć: należałem do twórców „Gazety Wyborczej" od pierwszego numeru. Bywały wśród nas spory i konflikty. Jednak nigdy nie był nikt traktowany jak śmieć. Jurek Wójcik został po trzydziestu latach pracy dla „Wyborczej" potraktowany jak śmieć. Na to nie ma i nie będzie zgody.
I nie będzie zgody na to, by o losie „Wyborczej" decydowali ludzie o kompetencjach i kwalifikacjach moralnych autorów manifestu.
Na kłamliwe zarzuty zamieszczone w manifeście odpowiedzieli osobiście Jarek Kurski i Jurek Wójcik.
los napisal(a): Bywały wśród nas spory i konflikty. Jednak nigdy nie był nikt traktowany jak śmieć. Jurek Wójcik został po trzydziestu latach pracy dla „Wyborczej" potraktowany jak śmieć.
śp. Piotr Skórzyński mógłby z tym polemizować gdyby żył.
los napisal(a): Bywały wśród nas spory i konflikty. Jednak nigdy nie był nikt traktowany jak śmieć. Jurek Wójcik został po trzydziestu latach pracy dla „Wyborczej" potraktowany jak śmieć.
śp. Piotr Skórzyński mógłby z tym polemizować gdyby żył.
O prof. Jerzym Sawickim (1910-1967), który oskarżał w latach czterdziestych XX. wieku zbrodniarzy hitlerowskich, krążyło mnóstwo anegdot. Wyjątkowo smakowitą zapamiętał prof. Lech Falandysz (1942-2003): Student otwiera gabinet profesora Sawickiego. Widzi, że nie ma profesora i mówi: „znów nie ma tego sk…a”. Wtedy odzywa się głos profesora dobiegający zza szafy: „pan chyba zapomniał, że na uczelni używa się tytułów naukowych, a nie rodowych”.
Na Wydziale Leśnym było dwóch prowadzących ćwiczenia z meteorologii. Dwóch niedużych brodatych facecików, nazywani "krasnalami", albo "ciachami", z uwagi na to że jeden z nich nosił nazwisko Makowiec. Któregoś dnia studenci przyszli na ćwiczenia a prowadzących nie widać. Wreszcie któryś ze studentów nie wytrzymał: "No kiedy wreszcie te p(...)lone ciacha przyjdą?!" A z zaplecza wychyla się jeden z nich i mówi: "Ja jestem a o co chodzi?"
U mnie na laboratorium z pomiarów dynamicznych był prowadzący na którego wszyscy studenci mówili kajdan. Bo ma ryj jak taki kajdan - jak to się później dowiedziałem. Byłem przekonany, że to nazwisko. Razu pewnego przychodze na poprawę zejściówki, podchodzę do niego przy innych studentach oraz pracownikach i mówię:
"Dzień dobry czy dzisiaj Pan Kajdan będzie robił poprawki zejściówek?"
I wtedy momentalnie sobie uświadomiłem, że to najprawdopodobniej nie jest jego nazwisko.
Komentarz
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
Zanim
Zanim to nastąpi
będzie wiosna
jak zawsze
szalona i pachnąca
rozśpiewają się ptaki
rozpuszczą pąki
rozkwitną zawilce
wyfruną z kryjówek
motyle pszczoły chrząszcze
a słońce przygrzewać będzie
mocniej i mocniej
aż ciepły wiatr przyniesie
długo wyczekiwany
deszcz
Patrz w niebo
uważnie patrz
Może to już jutro
Może to już dziś
Wybije godzina
Twojego końca świata
Mojego końca świata
Naszego końca świata
zapisanego
po ostatni werset
kwiecień 2020
Czytelnik i słuchacz mają wiedzieć przede wszystkim, że adwersarz jest łajdakiem i kanalią, pazerną na pieniądze. W tym stylu opluwa się Jarosława Kurskiego i Jerzego Wójcika.
Znam ich obu. To wybitni redaktorzy, ludzie o pięknych biografiach, ludzie o uczciwości niekwestionowanej, ludzie prawi, rozumni i odważni. Tacy ludzie są skarbem dla swoich współpracowników.
Zastanawiam się: dlaczego autorzy manifestu Bartosza Hojki i innych sięgają po chwyty z czarnej propagandy znane mi dobrze z Marca 1968 r., z kampanii antysolidarnościowych w epoce stanu wojennego, z seansów nienawiści organizowanych w mediach związanych z obozem politycznym Jarosława Kaczyńskiego. To przecież metody podłe.
***
Pytają mnie ludzie: czemu oni tak postępują? Czy robią to na zlecenie wiadomego obozu politycznego, czy też to po prostu osobista zajadłość "pożytecznych idiotów" - sięgając po znaną formułę Lenina.
Nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Jestem wszakże przekonany, że w kręgach PiS trwają modły, by Bartosz Hojka i inni się nie przeziębili, bowiem lepszych dla siebie niszczycieli „Gazety Wyborczej" łatwo nie znajdą.
Autorzy manifestu cytują też moje słowa. Piszą „Adamie, w czasie wtorkowego spotkania z pracownikami mówiłeś, że chodzi o 'pieniądze, pieniądze, pieniądze'. Nie sposób się z tym nie zgodzić".
To także dobry przykład kłamstw i manipulacji tego manifestu. Mówiłem bowiem, że to niszczycielom „Wyborczej" chodzi o pieniądze, bowiem nie interesuje ich dobro „Wyborczej", lecz wyłącznie wyniki finansowe, czyli dobro akcji Agory - czyli chodzi im o pieniądze. Natomiast Jarkowi Kurskiemu i Jurkowi Wójcikowi chodzi o dobro „Wyborczej", o jej tożsamość, misję i rozwój. Dobra kondycja moralna i materialna „Wyborczej" to zasługa zespołu i właśnie Jarka Kurskiego oraz Jurka Wójcika.
***
Autorzy manifestu piszą, że sukces subskrypcyjny „Wyborczej" „nie miał ojca, lecz dwie matki - Wandę Rapaczyńską i Danutę Bregułę". Na temat dokonań i zasług Danuty Breguły nigdy nie słyszałem jednego krytycznego słowa. Wszyscy te zasługi doceniają. Natomiast pomysł, że to Wanda Rapaczyńska z Waszyngtonu przez długie lata organizowała ten sukces, wytłumaczyć mogę tylko przemożną potrzebą lizusostwa u autorów manifestu.
I jeszcze jedno: Agora powstała po to, aby być zapleczem materialnym dla „Wyborczej", a nie po to, by nią rządzić. Ingerencje osób z Zarządu w pracę „Wyborczej" i jej funkcjonowanie zostały odebrane z wielkim niepokojem przez Radę Redakcyjną „Gazety Wyborczej" i przez jej kierownictwo. Jeśli autorzy manifestu, Bartosz Hojka i inni, mają choćby krztynę honoru i kroplę oleju w głowach, powinni wyciągnąć z tego wnioski.
***
Na koniec chcę powtórzyć: należałem do twórców „Gazety Wyborczej" od pierwszego numeru. Bywały wśród nas spory i konflikty. Jednak nigdy nie był nikt traktowany jak śmieć. Jurek Wójcik został po trzydziestu latach pracy dla „Wyborczej" potraktowany jak śmieć. Na to nie ma i nie będzie zgody.
I nie będzie zgody na to, by o losie „Wyborczej" decydowali ludzie o kompetencjach i kwalifikacjach moralnych autorów manifestu.
Na kłamliwe zarzuty zamieszczone w manifeście odpowiedzieli osobiście Jarek Kurski i Jurek Wójcik.
I dziecko 'Agaty' z Lublina i dr Ratajczak. To nie są poczciwe codzienne kanalie, oni mają krew na rękach.
Nie ma przypadków, są tylko znaki.
#MuremzaPaniacosprzata
Student otwiera gabinet profesora Sawickiego. Widzi, że nie ma profesora i mówi: „znów nie ma tego sk…a”. Wtedy odzywa się głos profesora dobiegający zza szafy: „pan chyba zapomniał, że na uczelni używa się tytułów naukowych, a nie rodowych”.
specjalność MAszny Elektryczne
"Dzień dobry czy dzisiaj Pan Kajdan będzie robił poprawki zejściówek?"
I wtedy momentalnie sobie uświadomiłem, że to najprawdopodobniej nie jest jego nazwisko.
"Proszę przyjść na inny termin".
Przeprosiłem i zaliczyłem innym razem.
Koleżanka Małżonka weszła do pokoju nauczycielskego w LO Gnoja i spytała, gdzie może znaleś profesora Borata.