Ojciec Pelanowski powiedzial kiedyś, że grzech pierworodny doprowadził do głębokiego pęknięcia i czesto mniej lub bardziej tajonej wrogości między kobietą i mężczyzną. Dopiero w Chrystusie i poprzez Maryję nastąpiło uleczenie i sanacja tego antropologicznego rozdarcia. Jednak poza kontekstem chrześcijańskim obowiązuje...właśnie stan zdiagnozowany współcześnie przez światopogląd redpill.
Pani_Łyżeczka napisal(a): Byście widzieli jak taki (...)pilowiec się zachowuje jak się mu obiad dwudaniowy, lucko ręko poczyniony nie odgrzewany poda z uprzejmoscią ...
"Bo dwudaniowy obiad to nasza broń kobieca!"
Pani_Łyżeczka napisal(a): Zje, podziękuje i patrzy... jakoś tak :
Smok_Eustachy napisal(a): Mylisz redpilowców z blackpilowcami.
Teoretycznie. W praktyce.. ci co się sami określają jako "red" też winią za wszystko kobiety.
Smok_Eustachy napisal(a): redpilowiec traktuje problematykę tak jak prawa fizyczne itp. Jest tak jest i tego nie zmienisz. To że kobiety są jakie są to nie jest wada. To jest natura. Dlatego lepiej się wiązać z redpilówą. Blekpilowiec zaś to jest ten co nie lubi kobiet.
Co do red to zgoda, ale co do black (w teorii) to uznawanie że relacje jakie ma facet z kobietami zależą od genetyki, poziomu hormonów płciowych i atrakcyjności fizycznej - na co nie masz absolutnie żadnego wpływu.
W rezultacie obie (red i black) grupy są (poza wyjątkami) mocno sfrustowane - bo co prawda wg red- świadomość może poprawić to i tamto w relacji, ale co do zasady - kobiety są jakie są i nie da się z tym nic zrobić. Wg black - nie tylko nic się nie da, ale i sama świadomość gó..zik daje.
Jak posłuchasz jednych i drugich to obie grupy mają tak podobne finalne konkluzje że nie odróżnisz jednych od drugich. I to jest niedobrze, bo o ile część rzeczy o których mówią/piszą jest prawdziwa - to bez chrześcijańskiego filtra, bez dostrzegania człowieka w drugim człowieku, konkluzja musi być bardzo smutna.
No ale to większy problem, nie tylko tych środowisk - są oczywiście instynkty, są atawizmy i są prawa natury, ale gdzieś jeszcze jest człowiek, rozum, dusza, wartości itp. A o tym te środowiska zapomniały, albo - co gorsza - nigdy się o tym nie dowiedziały.
TecumSeh napisal(a): Jak posłuchasz jednych i drugich to obie grupy mają tak podobne finalne konkluzje że nie odróżnisz jednych od drugich. I to jest niedobrze, bo o ile część rzeczy o których mówią/piszą jest prawdziwa - to bez chrześcijańskiego filtra, bez dostrzegania człowieka w drugim człowieku, konkluzja musi być bardzo smutna.
Jeżeli dobrze odczytuję, konkluzje zwykle sprowadzają się do tego, że zdrady są nieuniknione, druga połówka zawsze prędzej czy później wymieni cię na lepszy model - i rzekomo takie są prawa fizyki których pan nie zmienisz i nie bądź pan rura, poważne związki nie mają sensu.
Jedno z ich ulubionych haseł to "to nie jest twoja kobieta, po prostu teraz wypadła twoja kolej"
TecumSeh napisal(a): No ale to większy problem, nie tylko tych środowisk - są oczywiście instynkty, są atawizmy i są prawa natury, ale gdzieś jeszcze jest człowiek, rozum, dusza, wartości itp. A o tym te środowiska zapomniały, albo - co gorsza - nigdy się o tym nie dowiedziały.
Mnie się wydaje, że często wprost to negują, traktując to jako kolejną bajeczkę "bluepilla".
Repill jest swoistą odpowiedzią na negatywne zjawiska spolecze: LGBTQ, masowy rozpad małżeństw, agresywny feminizm i hipergamię
Sprowadzanie zjawiska do "frustracji",i "incelizmu" przez ludzi, których one nie dotknęły przypomina wyższościowe rady Gajowego "zmień pracę i weż kredyt".
W zbiorowościach zdechrystianizowanych lub tracących świadomość katolickiego sensu małżeństwa (widać to i w Polsce) redpill jest niebezpiecznie blisko trafnej diagnozy społecznej.
Znaczy, ja nie twierdzę że "wszystko się ułoży, wystarczy tylko cośtam" - bo i mi się "pożycie" nie układa, a dokładniej nie istnieje :P - jestem całe życie samotny (w sensie bez dziewczyny/narzeczonej/żony) i w zasadzie powinienem być modelowym incelem. Tyle że ja widzę, że niezbyt nadaję się na męża/ojca, więc nie mam prawa mieć pretensji.
MarianoX napisal(a): W zdechrystianizowanych lub tracących świadomość katolickiego sensu małżeństwa (widać to i w Polsce) redpill jest niebezpiecznie blisko trafnej diagnozy społecznej.
Może i tak, ale nie jestem pawian, czy proponowane rozwiązania idą w dobrym kierunku - o ile jakiekolwiek są proponowane.
adamstan napisal(a): Jeżeli dobrze odczytuję, konkluzje zwykle sprowadzają się do tego, że zdrady są nieuniknione, druga połówka zawsze prędzej czy później wymieni cię na lepszy model - i rzekomo takie są prawa fizyki których pan nie zmienisz i nie bądź pan rura, poważne związki nie mają sensu.
Jedno z ich ulubionych haseł to "to nie jest twoja kobieta, po prostu teraz wypadła twoja kolej"
Ja tak dokładnie w tym nie siedzę, ale raczej nie tyle chodzi że zawsze cię panna wymieni, ale że jest z tobą dlatego że masz zasoby oraz że nie było nikogo lepszego od ciebie w danym momencie, tudzież w ogóle jesteś maksem na jaki ona sobie może pozwolić. To wspólne mają obie grupy - red i black, z tym że wg red możesz swoją wartość poprawić, zarządzać tym odpowiednio, itp - a wg black nic sie nie da, masz co masz i koniec.
adamstan napisal(a): Mnie się wydaje, że często wprost to negują, traktując to jako kolejną bajeczkę "bluepilla".
A to możliwe, na zasadzie - nie jesteś w pełni z nami, znaczy jesteś ich.
MarianoX napisal(a): Repill jest swoistą odpowiedzią na negatywne zjawiska spolecze: LGBTQ, masowy rozpad małżeństw, agresywny feminizm i hipergamię
Ależ oczywiście. Jest akcja i reakcja.
MarianoX napisal(a): Sprowadzanie zjawiska do "frustracji",i "incelizmu" przez ludzi, których one nie dotknęły przypomina wyższościowe rady Gajowego "zmień pracę i weż kredyt".
Ja nie sprowadzam - ja uważam że owocem tych ruchów jest frustracja i/lub incelizm, a to dlatego właśnie że - wśród zaskakująco wielu całkiem trafnych spostrzeżeń - chłopaki pogubili sens. I rezultat jest wręcz odwrotny od zamierzonego.
Feministki przecież zresztą też - sam ruch zrodził się jako słuszna reakcja na protestanckie sprowadzanie kobiet do "kinder, kirche, kuche". Tylko że potem zgubiły sens i poszło w parodię i zaprzeczenie kobiecości.
MarianoX napisal(a): W zbiorowościach zdechrystianizowanych lub tracących świadomość katolickiego sensu małżeństwa (widać to i w Polsce) redpill jest niebezpiecznie blisko trafnej diagnozy społecznej.
Oczywiście. Jeśli nie ma wymiaru duchowego, od zwierząt różnimy się bardzo niewiele.
adamstan napisal(a): Znaczy, ja nie twierdzę że "wszystko się ułoży, wystarczy tylko cośtam" - bo i mi się "pożycie" nie układa, a dokładniej nie istnieje :P - jestem całe życie samotny (w sensie bez dziewczyny/narzeczonej/żony) i w zasadzie powinienem być modelowym incelem.
No nie - incel to ten co CHCE ale NIE MOŻE. Involuntary celibacy.
adamstan napisal(a): Tyle że ja widzę, że niezbyt nadaję się na męża/ojca, więc nie mam prawa mieć pretensji.
Niewielu się nadaje, albo zgoła nikt. Do tego się dojrzewa poprzez praktykę. Nie nadawałem się kompletnie na kierowcę, zanim nie usiadłem za kółkiem. A i dziś robię czasem oczywiste błędy.
A nie, przepraszam, znam taką kobietę, co twierdzi że zanim zaczęła mieć dzieci, była doskonałą matką. A potem pojawiły się dzieci i coś się w tym doskonałym mechanizmie posypało.
adamstan napisal(a):
MarianoX napisal(a): W zdechrystianizowanych lub tracących świadomość katolickiego sensu małżeństwa (widać to i w Polsce) redpill jest niebezpiecznie blisko trafnej diagnozy społecznej.
Może i tak, ale nie jestem pawian, czy proponowane rozwiązania idą w dobrym kierunku - o ile jakiekolwiek są proponowane.
Są, w przypadku redpill. Czy idą w dobrym kierunku? Nie, ale śmiem twierdzić że przepuszczone przez filtr chrześcijaństwa, człowieczeństwa, itp - tak.
TecumSeh napisal(a): nie tyle chodzi że zawsze cię panna wymieni, ale że jest z tobą dlatego że masz zasoby oraz że nie było nikogo lepszego od ciebie w danym momencie.
No ale to praktycznie wychodzi na to samo. Zawsze prędzej czy później pojawi się lepszy, albo przynajmniej sprawiający takie wrażenie. I teraz wszystko zależy od tego, czy faktycznie hipergamia jest jedynym czynnikiem. I tu właśnie wchodzi perspektywa duchowa, i takie niemodne pojęcia jak wierność, czy też miłość jako decyzja, a nie tylko uczucie.
I w tym punkcie drogi chrześcijaństwa i pigularzy się rozmijają. Bo wg nas jednak (chyba?) miłość jest możliwa, a małżeństwo to jednak coś więcej niż sformalizowana prostytucja z jednym klientem który akurat wygrał przetarg.
TecumSeh napisal(a): No nie - incel to ten co CHCE ale NIE MOŻE. Involuntary celibacy.
No ja bym może i chciał, ale z różnych powodów jak dotąd nie wyszło, a zegar tyka i z każdym rokiem coraz trudniej... A łatką "incel" w sensie szerszym zwykle określa się tych którzy chcą, nie mogą, ale obwiniają o to kobiety. (Albo na zasadzie bajki o lisie i winogronach utrzymują, że kobieta nie jest im do niczego potrzebna)
TecumSeh napisal(a): Niewielu się nadaje, albo zgoła nikt. Do tego się dojrzewa poprzez praktykę.
Być może w takim razie pierwsze, co powinienem zrobić, to zredukować nieco swój chory (i niezwykle wybiórczy) perfekcjonizm? Bo jak paraliżuje - nic nie zrobię, bo i tak nie wyjdzie idealnie - to chyba niedobrze...
adamstan napisal(a): I w tym punkcie drogi chrześcijaństwa i pigularzy się rozmijają. Bo wg nas jednak (chyba?) miłość jest możliwa, a małżeństwo to jednak coś więcej niż sformalizowana prostytucja z jednym klientem który akurat wygrał przetarg.
Nie no - nie chyba, a na pewno. I nie tylko że jest możliwa, ale jest konieczna - to jest wymóg z obowiązkiem do spełnienia. I liczne przypadki (których pigularze - podoba mi się to określenie, chomikuję dowodzą że można, że da się, itp. Ale jak ktoś nie chce tego widzieć, to nie zobaczy.
adamstan napisal(a): No ja bym może i chciał, ale z różnych powodów jak dotąd nie wyszło, a zegar tyka i z każdym rokiem coraz trudniej...
Nadal nie o to chodzi. To że w życiu ktoś chciał założyć rodzinę, ale nie wyszło - to normalne, to się zdarza. Moja śp Ciocia, kiedy ją spytałem dlaczego nie wyszła za mąż, to stwierdziła wprost - trafił jej się pijak, a ona pijaka nie chce. Potem jakiś koleś który miał zupełnie inny pomysł na życie - jej ten pomysł nie pociągał. I tak dalej - stwierdziła że nie będzie robić nic na siłę, i moim zdaniem bardzo słusznie.
Nie trafiło się - trzeba poszukać innego pomysłu na życie. Wchodzenie w małżeństwo tylko dlatego, że ktoś sobie nie wyobraża życia bez małżeństwa - to prosta droga do tragedii, również potencjalnych dzieci.
Incel - to nie ten, co chciał rodziny, ale nie znalałz odpowiedniej osoby. Incel to ktoś kto desperacko pragnie seksu, ale nie potrafi go sobie "zorganizować" (nie licząc opcji "płacę-wymagam").
adamstan napisal(a): Być może w takim razie pierwsze, co powinienem zrobić, to zredukować nieco swój chory (i niezwykle wybiórczy) perfekcjonizm? Bo jak paraliżuje - nic nie zrobię, bo i tak nie wyjdzie idealnie - to chyba niedobrze...
Być może - są ludzie którzy mają koncert życzeń i jak jedna cecha wypada ze szczegółowej listy, to do widzenia. Z drugiej strony - zbytnie przymykanie oczu na czerwone lampki to też niedobrze, a nawet bardzo źle.
Imho - cza się modlić. Bo owszem, rozkminki, właściwe podejście itp, pomagają, ale ostatecznie odpowiednia osoba to jest łaska od Boga. Człowiek nigdy nie pozna drugiej osoby odpowiednio, a nawet jak pozna, to potem ta osoba może się zmienić i to o 180 stopni (znam taki przypadek).
Zgadzam się chyba ze wszystkim, co kulega powyżej napisał
TecumSeh napisal(a): Zbytnie przymykanie oczu na czerwone lampki to też niedobrze, a nawet bardzo źle.
Oczywiście. Bardziej chodzi mi o pozbycie się paraliżującego strachu przed popełnianiem błędów - jak sługa który zakopał talent. Zwłaszcza, że jest cienka linia między takim perfekcjonizmem, a usprawiedliwianiem własnej gnuśności i lenistwa. I coś mi się zdaje, że ją przekroczyłem.
adamstan napisal(a): Oczywiście. Bardziej chodzi mi o pozbycie się paraliżującego strachu przed popełnianiem błędów - jak sługa który zakopał talent. Zwłaszcza, że jest cienka linia między takim perfekcjonizmem, a usprawiedliwianiem własnej gnuśności i lenistwa. I coś mi się zdaje, że ją przekroczyłem.
Sługa to chyba nie ze strachu zakopał ten talent:)
A co do błędów - będą zawsze, acz mam wrażenie że jeśli Kolega pozwoli by Ktoś czuwał nad tym, to konsekwencje będą nie aż takie, jakby mogły być. Ja generalnie jak sobie przypomnę jakie konsekwencje mogłyby (i na logikę - powinny były) wystąpić wskutek moich rozmaitych działań (na każdym polu, nie tylko mówię o bieżącym temacie) - to mnie mroźny dreszcz przebiega po plecach.
Często gęsto tak jest że inteligent się przejmuje, kombinuje, analizuje, a prosty człek po prostu robi i się nie zastanawia. I czasem (zaskakująco często) wychodzi to na dobre.
I jeszcze dodam cytat z sąsiadów - małżeństwo szczęśliwe, acz takie co musi mocno pracowac na własne szczęście (i to robi): - Gdybyśmy wiedzieli jak będzie, to byśmy się chyba nie zdecydowali na małżeństwo - A żałujecie? - A skąd.
Często gęsto tak jest że inteligent się przejmuje, kombinuje, analizuje, a prosty człek po prostu robi i się nie zastanawia. I czasem (zaskakująco często) wychodzi to na dobre.
Adamstanie, ja nic nie wiedziałem o małżeństwie, ojcostwie. Nie będę opowiadał publicznie o mojej młodości, ale nie ma się czym chwalić. A żonie się oświadczyłem w dniu, w którym ją poznałem. Niedługo potem byliśmy małżeństwem, dziś niańczymy wnuczęta, a znajomi nas wytykają palcami jako wzór małżęstwa. Odwagi!
Sługa to chyba nie ze strachu zakopał ten talent:)
Wydaje się, że tak:
Bałem się ciebie i dlatego ukryłem talent w ziemi. Oto masz, co twoje
ale komentarz mówi jednak, że nie:
Trzeci sługa, usprawiedliwiając swoją postawę lękiem, oskarżył pana. Uznał swoją zależność od niego, ale brak mu było zaufania i gorliwości.
Komentarz jakiegoś mundrali w sukience, który w życiu nie widział talentu (w obu znaczeniach) z bliska, i którego całe życie jest jednym wielkim strachem przed postawieniem stopy w nieznanym miejscu.
Pewnie, że trzeci sługa się bał, każdy się boi rydzyka. Tylko dwaj słudzy umieli sobie z tym strachem poradzić. Wiem to wszystko po sobie, bo zdarzało mi się nie raz zakopywać talent w ziemi a zdarzało się też (Panu chwała za dar odwagi!) wypływać na deseczce między wzburzone fale.
Często gęsto tak jest że inteligent się przejmuje, kombinuje, analizuje, a prosty człek po prostu robi i się nie zastanawia. I czasem (zaskakująco często) wychodzi to na dobre.
No, dokładnie. Ja kombinuję, myślę, zamartwiam się, mam w głowie wszystkie możliwe problemy i sposoby, na jakie może się posypać (i pewnie kilka niemożliwych do tego) - po czym w rezultacie stwierdzam "eee, to nie dla mnie, za trudne, na pewno się nie uda..."
TecumSeh napisal(a): I jeszcze dodam cytat z sąsiadów - małżeństwo szczęśliwe, acz takie co musi mocno pracowac na własne szczęście (i to robi): - Gdybyśmy wiedzieli jak będzie, to byśmy się chyba nie zdecydowali na małżeństwo - A żałujecie? - A skąd.
trep napisal(a): Adamstanie, ja nic nie wiedziałem o małżeństwie, ojcostwie. Nie będę opowiadał publicznie o mojej młodości, ale nie ma się czym chwalić. A żonie się oświadczyłem w dniu, w którym ją poznałem. Niedługo potem byliśmy małżeństwem, dziś niańczymy wnuczęta, a znajomi nas wytykają palcami jako wzór małżęstwa. Odwagi!
Bardzo budujące - dziękuję (poważnie i bez aronii)
Czy mi uda się założyć rodzinę to osobna sprawa, ale zawsze cieszę się, kiedy innym wychodzi
Ja mam kolegę, który ożenił się jakoś zaraz koło dwudziestki (a jego żona była świeżo po maturze) - obecnie spodziewają się czwartego dziecka i patrząc na ich miłość serce rośnie
Często gęsto tak jest że inteligent się przejmuje, kombinuje, analizuje, a prosty człek po prostu robi i się nie zastanawia. I czasem (zaskakująco często) wychodzi to na dobre.
No, dokładnie. Ja kombinuję, myślę, zamartwiam się, mam w głowie wszystkie możliwe problemy i sposoby, na jakie może się posypać (i pewnie kilka niemożliwych do tego) - po czym w rezultacie stwierdzam "eee, to nie dla mnie, za trudne, na pewno się nie uda..."
TecumSeh napisal(a): I jeszcze dodam cytat z sąsiadów - małżeństwo szczęśliwe, acz takie co musi mocno pracowac na własne szczęście (i to robi): - Gdybyśmy wiedzieli jak będzie, to byśmy się chyba nie zdecydowali na małżeństwo - A żałujecie? - A skąd.
trep napisal(a): Adamstanie, ja nic nie wiedziałem o małżeństwie, ojcostwie. Nie będę opowiadał publicznie o mojej młodości, ale nie ma się czym chwalić. A żonie się oświadczyłem w dniu, w którym ją poznałem. Niedługo potem byliśmy małżeństwem, dziś niańczymy wnuczęta, a znajomi nas wytykają palcami jako wzór małżęstwa. Odwagi!
Bardzo budujące - dziękuję (poważnie i bez aronii)
Czy mi uda się założyć rodzinę to osobna sprawa, ale zawsze cieszę się, kiedy innym wychodzi
Ja mam kolegę, który ożenił się jakoś zaraz koło dwudziestki (a jego żona była świeżo po maturze) - obecnie spodziewają się czwartego dziecka i patrząc na ich miłość serce rośnie
Nie każdy nadaje się do wszystkiego więc się kolega nie martwi. Widziałem siebie za ołtarzem a nigdy przed - ostatecznie jestem sam w ostatniej ławie za filarem Talenty zostały dane do mnożenia ale są różne i jak mówi Pismo z różnym efektem dla różnych
Sługa to chyba nie ze strachu zakopał ten talent:)
Wydaje się, że tak:
Bałem się ciebie i dlatego ukryłem talent w ziemi. Oto masz, co twoje
ale komentarz mówi jednak, że nie:
Trzeci sługa, usprawiedliwiając swoją postawę lękiem, oskarżył pana. Uznał swoją zależność od niego, ale brak mu było zaufania i gorliwości.
Komentarz jakiegoś mundrali w sukience, który w życiu nie widział talentu (w obu znaczeniach) z bliska, i którego całe życie jest jednym wielkim strachem przed postawieniem stopy w nieznanym miejscu.
Pewnie, że trzeci sługa się bał, każdy się boi rydzyka. Tylko dwaj słudzy umieli sobie z tym strachem poradzić. Wiem to wszystko po sobie, bo zdarzało mi się nie raz zakopywać talent w ziemi a zdarzało się też (Panu chwała za dar odwagi!) wypływać na deseczce między wzburzone fale.
Nie lekceważę tych komentarzy, gdyż to nie są wymysły pierwszego lepszego gościa w sukence, lecz oparte są na całym nauczaniu Kościoła. Dlatego to wydanie jest take fajne.
A znali ci komentatorzy trzeciego sługę osobiście, by tak pisać? Bo my wiemy o nim tyle co sam twierdzi a twierdzi wyraźnie: Bałem się. Nie zachowuje się specjalnie inaczej od większości ludzi.
Komentarz
to nasza broń kobieca!"
...spod miski.
(kabaret mumio)
W rezultacie obie (red i black) grupy są (poza wyjątkami) mocno sfrustowane - bo co prawda wg red- świadomość może poprawić to i tamto w relacji, ale co do zasady - kobiety są jakie są i nie da się z tym nic zrobić. Wg black - nie tylko nic się nie da, ale i sama świadomość gó..zik daje.
Jak posłuchasz jednych i drugich to obie grupy mają tak podobne finalne konkluzje że nie odróżnisz jednych od drugich. I to jest niedobrze, bo o ile część rzeczy o których mówią/piszą jest prawdziwa - to bez chrześcijańskiego filtra, bez dostrzegania człowieka w drugim człowieku, konkluzja musi być bardzo smutna.
No ale to większy problem, nie tylko tych środowisk - są oczywiście instynkty, są atawizmy i są prawa natury, ale gdzieś jeszcze jest człowiek, rozum, dusza, wartości itp. A o tym te środowiska zapomniały, albo - co gorsza - nigdy się o tym nie dowiedziały.
Jedno z ich ulubionych haseł to "to nie jest twoja kobieta, po prostu teraz wypadła twoja kolej"
Mnie się wydaje, że często wprost to negują, traktując to jako kolejną bajeczkę "bluepilla".
Sprowadzanie zjawiska do "frustracji",i "incelizmu" przez ludzi, których one nie dotknęły przypomina wyższościowe rady Gajowego "zmień pracę i weż kredyt".
W zbiorowościach zdechrystianizowanych lub tracących świadomość katolickiego sensu małżeństwa (widać to i w Polsce) redpill jest niebezpiecznie blisko trafnej diagnozy społecznej.
Ja nie sprowadzam - ja uważam że owocem tych ruchów jest frustracja i/lub incelizm, a to dlatego właśnie że - wśród zaskakująco wielu całkiem trafnych spostrzeżeń - chłopaki pogubili sens. I rezultat jest wręcz odwrotny od zamierzonego.
Feministki przecież zresztą też - sam ruch zrodził się jako słuszna reakcja na protestanckie sprowadzanie kobiet do "kinder, kirche, kuche". Tylko że potem zgubiły sens i poszło w parodię i zaprzeczenie kobiecości.
Oczywiście. Jeśli nie ma wymiaru duchowego, od zwierząt różnimy się bardzo niewiele.
Niewielu się nadaje, albo zgoła nikt. Do tego się dojrzewa poprzez praktykę.
Nie nadawałem się kompletnie na kierowcę, zanim nie usiadłem za kółkiem. A i dziś robię czasem oczywiste błędy.
A nie, przepraszam, znam taką kobietę, co twierdzi że zanim zaczęła mieć dzieci, była doskonałą matką. A potem pojawiły się dzieci i coś się w tym doskonałym mechanizmie posypało.
Są, w przypadku redpill. Czy idą w dobrym kierunku? Nie, ale śmiem twierdzić że przepuszczone przez filtr chrześcijaństwa, człowieczeństwa, itp - tak.
I w tym punkcie drogi chrześcijaństwa i pigularzy się rozmijają. Bo wg nas jednak (chyba?) miłość jest możliwa, a małżeństwo to jednak coś więcej niż sformalizowana prostytucja z jednym klientem który akurat wygrał przetarg.
A łatką "incel" w sensie szerszym zwykle określa się tych którzy chcą, nie mogą, ale obwiniają o to kobiety. (Albo na zasadzie bajki o lisie i winogronach utrzymują, że kobieta nie jest im do niczego potrzebna) Być może w takim razie pierwsze, co powinienem zrobić, to zredukować nieco swój chory (i niezwykle wybiórczy) perfekcjonizm? Bo jak paraliżuje - nic nie zrobię, bo i tak nie wyjdzie idealnie - to chyba niedobrze...
I nie tylko że jest możliwa, ale jest konieczna - to jest wymóg z obowiązkiem do spełnienia.
I liczne przypadki (których pigularze - podoba mi się to określenie, chomikuję dowodzą że można, że da się, itp. Ale jak ktoś nie chce tego widzieć, to nie zobaczy.
Nadal nie o to chodzi.
To że w życiu ktoś chciał założyć rodzinę, ale nie wyszło - to normalne, to się zdarza. Moja śp Ciocia, kiedy ją spytałem dlaczego nie wyszła za mąż, to stwierdziła wprost - trafił jej się pijak, a ona pijaka nie chce. Potem jakiś koleś który miał zupełnie inny pomysł na życie - jej ten pomysł nie pociągał. I tak dalej - stwierdziła że nie będzie robić nic na siłę, i moim zdaniem bardzo słusznie.
Nie trafiło się - trzeba poszukać innego pomysłu na życie. Wchodzenie w małżeństwo tylko dlatego, że ktoś sobie nie wyobraża życia bez małżeństwa - to prosta droga do tragedii, również potencjalnych dzieci.
Incel - to nie ten, co chciał rodziny, ale nie znalałz odpowiedniej osoby. Incel to ktoś kto desperacko pragnie seksu, ale nie potrafi go sobie "zorganizować" (nie licząc opcji "płacę-wymagam").
Być może - są ludzie którzy mają koncert życzeń i jak jedna cecha wypada ze szczegółowej listy, to do widzenia.
Z drugiej strony - zbytnie przymykanie oczu na czerwone lampki to też niedobrze, a nawet bardzo źle.
Imho - cza się modlić. Bo owszem, rozkminki, właściwe podejście itp, pomagają, ale ostatecznie odpowiednia osoba to jest łaska od Boga. Człowiek nigdy nie pozna drugiej osoby odpowiednio, a nawet jak pozna, to potem ta osoba może się zmienić i to o 180 stopni (znam taki przypadek).
A co do błędów - będą zawsze, acz mam wrażenie że jeśli Kolega pozwoli by Ktoś czuwał nad tym, to konsekwencje będą nie aż takie, jakby mogły być. Ja generalnie jak sobie przypomnę jakie konsekwencje mogłyby (i na logikę - powinny były) wystąpić wskutek moich rozmaitych działań (na każdym polu, nie tylko mówię o bieżącym temacie) - to mnie mroźny dreszcz przebiega po plecach.
Często gęsto tak jest że inteligent się przejmuje, kombinuje, analizuje, a prosty człek po prostu robi i się nie zastanawia. I czasem (zaskakująco często) wychodzi to na dobre.
I jeszcze dodam cytat z sąsiadów - małżeństwo szczęśliwe, acz takie co musi mocno pracowac na własne szczęście (i to robi):
- Gdybyśmy wiedzieli jak będzie, to byśmy się chyba nie zdecydowali na małżeństwo
- A żałujecie?
- A skąd.
A żonie się oświadczyłem w dniu, w którym ją poznałem. Niedługo potem byliśmy małżeństwem, dziś niańczymy wnuczęta, a znajomi nas wytykają palcami jako wzór małżęstwa. Odwagi!
Pewnie, że trzeci sługa się bał, każdy się boi rydzyka. Tylko dwaj słudzy umieli sobie z tym strachem poradzić. Wiem to wszystko po sobie, bo zdarzało mi się nie raz zakopywać talent w ziemi a zdarzało się też (Panu chwała za dar odwagi!) wypływać na deseczce między wzburzone fale.
Bardzo budujące - dziękuję (poważnie i bez aronii)
Czy mi uda się założyć rodzinę to osobna sprawa, ale zawsze cieszę się, kiedy innym wychodzi
Ja mam kolegę, który ożenił się jakoś zaraz koło dwudziestki (a jego żona była świeżo po maturze) - obecnie spodziewają się czwartego dziecka i patrząc na ich miłość serce rośnie
Widziałem siebie za ołtarzem a nigdy przed - ostatecznie jestem sam w ostatniej ławie za filarem
Talenty zostały dane do mnożenia ale są różne i jak mówi Pismo z różnym efektem dla różnych
Pewnie, że trzeci sługa się bał, każdy się boi rydzyka. Tylko dwaj słudzy umieli sobie z tym strachem poradzić. Wiem to wszystko po sobie, bo zdarzało mi się nie raz zakopywać talent w ziemi a zdarzało się też (Panu chwała za dar odwagi!) wypływać na deseczce między wzburzone fale.
Nie lekceważę tych komentarzy, gdyż to nie są wymysły pierwszego lepszego gościa w sukence, lecz oparte są na całym nauczaniu Kościoła. Dlatego to wydanie jest take fajne.
ma w domu pilota MiGa 29