@JORGE, a to mnie kolega zaskoczył -- mnie właśnie w Don Kichocie najbardziej uderzyło to, że przesłanie o ucieczce od rzeczywistości, zludzeniach, rozczarowaniu, jest takie aktualne.
JORGE napisal(a): Nie ma zarzutu żadnego do Cervantesa. Po prostu była teza (dorozumiana) - literatura współczesna to zasadniczo słabizna, czytajmy klasykę. I słusznie, zwróciłem uwagę, że jednak nie zawsze. Bo są problemy z odbiorem, z formą, z kontekstem niezrozumienia czasów itd. Podałem Don Kichota, bo akurat _ja_ miałem problem z tą książką. I nie dlatego, że jest słaba, po prostu napisana do tamtych pokoleń. Ale jak widać, wg mnie, bo Rozumowi się jednak podobała. Słusznie zauważył, że może to kwestia wejścia w kontekst. Może i tak, ale zasadniczo nie w tym przypadku.
W każdym razie współczesna literatura jest do życia niezbędna, klasyka klasyką. Wyszukujmy perełki czasów nam obecnych, może są.
Zacznę od końca - i liczę na oburzenie (albo i nie) - literatura w ogóle nie jest do życia potrzebna. Współczesna i niewspółczesna
Znów pojawia się problem - po co? Ja już to omawiałem, po co oglądam filmy, seriale. A teraz po co czytam książki? Otóż książki czytam na ogół dla nowej wiedzy. Dlatego powieści czytam mało. Staram się wybierać takie, z których mogę się wielu rzeczy dowiedzieć, w sposób tak czy inaczej pośredni. W rezultacie są to książki dość odległe, zarówno w sensie czasowym, jak i miejsca. Ze współczesnych, żyjących, na ogół wybierałem pisarzy egzotycznych, Pamuka, Llosę, Mahfuza. Więc dla mnie ta "obcość", "niewspółczesność", "inność" don Kichota jest zaletą, a nie wadą. Co więcej, uważam, że ktoś pisząc to dziś w ogóle nie uchwyciłby tamtych czasów tak jak Cervantes.
Sensu czytania o ludziach takich jak my, tu gdzie my i wtedy gdzie my nie widzę. Nie neguję, że są ludzie, którzy mają taką potrzebę, ja nie mam. My mamy pewnie inne gusta i inne potrzeby.
A co do innych książek niż beletrystyka z dawnych epok - serio? Uczycie się geografii ze Strabona, biologii z Darwina, ekonomii z Bohm-Bawerka (pozdrawiam fanów szkoły austriackiej), technologii z Archimedesa, a prawa z Blackstone'a? Jeśli nie - i jeśli nie mówimy o historykach (zawodowych czy amatorach) - to fakt, że czytamy na poważnie Platona i Arystotelesa (a czytamy) jest raczej dowodem na to, jak badziewna jest filozofia późniejsza, że w tej "nauce" nie ma żadnego dobrze rozumianego postępu.
Ja to pem tak. Co jest w powieści dobre, ważne? Otóż to, że pisarz dogrzebie się jakiejś tam ogólnej prawdy o Człowieniu. A Człowień nie zmienia się, tylko się dekoracje zmieniają. Może się zmieniać ogląd człowienia na świat, na życie, ba mogą się i zmienić jego reakcje emocjonalne -- ale chyba tylko trochę. Nie na tyle, żebyśmy nie mogli zrozumieć wewnętrznych zmagań ludzi z dawnych epok.
Mam na świeżo "Buddenbrooków" (polecam!) i stwierdzam, że oczywiście nie jestem kupcem zbożowym z XIX wieku i generalnie wszystkie dekoracje są nieaktualne, ba nawet ożywienie gospodarcze spowodowane zjednoczeniem Niemiec to sprawa przebrzmiała. Ale już to, że jedni mają w sobie moc i wolę życia, dzięki którym idą w górę, a innym ich brakuje, przez co wariują i giną, to jest jakaś prawda o życiu.
Może i kwestia tego, że ktoś nigdy w życiu nie włożył długich spodni, jest zabawna, ale już to że człowiek się do czegoś za młodu przyzwyczaja i na starość trudno mu od tych nawyków odejść, to nie, to jest raczej prawda ogólna.
Może kwestia łowców posagów, którzy próbują z majątku teścia zwiększyć swój podupadający kapitał, to kwestia -- zwłaszcza w społeczeństwie socjalistycznym -- przebrzmiała. Ale już zdanie "W żyłach tego człowieka płynie chmiel zamiast krwi!" w ustach kobiety rozczarowanej mężem-safandułą, jest prawdziwie fosforyzujące.
Tak więc tak. Nie wiem, na ile wartością Don Kiszonkota jest bieżąca polemika z przestarzałymi romansami rycerskimi w XVII w., a na ile ogólny namysł nad tym, że eskapizm jest be. Nie wiem, na ile jest to powieść dobra, a na ile tylko wyprzedzająca epokę. Bo nie czytałem.
Natomiast często stare powieści po prostu się nie bronią, bo mają słabizny. Ileż ja się nasłuchałem, że "Szatan z siódmej klasy" jest superoski. Nu, próbowałem dzieciom puszczać z audiobooka i rozkręca się tak powoli, że wszyscyśmy z nudów zdechli.
"Faraona" czytali? To i pewnie wiecie, że to fajna powieść o naturze władzy i odwietrznym konflikcie między postępem a konserwatyzmem. Ale ten rozdział, który Prus żywcem zgapił z jakiegoś "Tygodnika Illustrowanego" i z detalem opisuje osiągnięcia ówczesnej egiptologii, jak to patroszyli fanfarona po zgonie jego, to nuda, dłużyzna, gorzej niż opis przyrody.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): "Faraona" czytali? To i pewnie wiecie, że to fajna powieść o naturze władzy i odwietrznym konflikcie między postępem a konserwatyzmem. Ale ten rozdział, który Prus żywcem zgapił z jakiegoś "Tygodnika Illustrowanego" i z detalem opisuje osiągnięcia ówczesnej egiptologii, jak to patroszyli fanfarona po zgonie jego, to nuda, dłużyzna, gorzej niż opis przyrody.
W ogóle "Faraon" to trochę zmarnowany potencjał. Pierwszy tom kapitalny, potem już zjazd.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Ja to pem tak. Co jest w powieści dobre, ważne? Otóż to, że pisarz dogrzebie się jakiejś tam ogólnej prawdy o Człowieniu. A Człowień nie zmienia się, tylko się dekoracje zmieniają. Może się zmieniać ogląd człowienia na świat, na życie, ba mogą się i zmienić jego reakcje emocjonalne -- ale chyba tylko trochę. Nie na tyle, żebyśmy nie mogli zrozumieć wewnętrznych zmagań ludzi z dawnych epok.
Mam na świeżo "Buddenbrooków" (polecam!) i stwierdzam, że oczywiście nie jestem kupcem zbożowym z XIX wieku i generalnie wszystkie dekoracje są nieaktualne, ba nawet ożywienie gospodarcze spowodowane zjednoczeniem Niemiec to sprawa przebrzmiała. Ale już to, że jedni mają w sobie moc i wolę życia, dzięki którym idą w górę, a innym ich brakuje, przez co wariują i giną, to jest jakaś prawda o życiu.
Może i kwestia tego, że ktoś nigdy w życiu nie włożył długich spodni, jest zabawna, ale już to że człowiek się do czegoś za młodu przyzwyczaja i na starość trudno mu od tych nawyków odejść, to nie, to jest raczej prawda ogólna.
Może kwestia łowców posagów, którzy próbują z majątku teścia zwiększyć swój podupadający kapitał, to kwestia -- zwłaszcza w społeczeństwie socjalistycznym -- przebrzmiała. Ale już zdanie "W żyłach tego człowieka płynie chmiel zamiast krwi!" w ustach kobiety rozczarowanej mężem-safandułą, jest prawdziwie fosforyzujące.
Tak więc tak. Nie wiem, na ile wartością Don Kiszonkota jest bieżąca polemika z przestarzałymi romansami rycerskimi w XVII w., a na ile ogólny namysł nad tym, że eskapizm jest be. Nie wiem, na ile jest to powieść dobra, a na ile tylko wyprzedzająca epokę. Bo nie czytałem.
Natomiast często stare powieści po prostu się nie bronią, bo mają słabizny. Ileż ja się nasłuchałem, że "Szatan z siódmej klasy" jest superoski. Nu, próbowałem dzieciom puszczać z audiobooka i rozkręca się tak powoli, że wszyscyśmy z nudów zdechli.
"Faraona" czytali? To i pewnie wiecie, że to fajna powieść o naturze władzy i odwietrznym konflikcie między postępem a konserwatyzmem. Ale ten rozdział, który Prus żywcem zgapił z jakiegoś "Tygodnika Illustrowanego" i z detalem opisuje osiągnięcia ówczesnej egiptologii, jak to patroszyli fanfarona po zgonie jego, to nuda, dłużyzna, gorzej niż opis przyrody.
I choć to oczywista oczywistość, to trep lubi to, bo bardzo pięknie (jak zwykle zresztą) podane. Jest zresztą taka książka, jeszcze starsza, niż o tych niemieckich Buddach, która tyka natury człeka jeszcze lepiej.
trep napisal(a): I choć to oczywista oczywistość, to trep lubi to, bo bardzo pięknie (jak zwykle zresztą) podane. Jest zresztą taka książka, jeszcze starsza, niż o tych niemieckich Buddach, która tyka natury człeka jeszcze lepiej.
O, albo taka "Księga urwisów" Niziurskiego. Zacząłem ją puszczać dzieciom z ałdiobuka i po pół godzinie nie wydzierżyłem, tyle tam bolszewizny i antykościelnego jadu. Ale w Łajce czytam, że to powieść śmiała, bo pioniersko przełamywała kanony socrealizmu ogłoszone na jakimś tam zjeździe w 1948.
Tak tedy mogę sobie wyobrazić, że jak ona "Księga" powstała, to była nowatorska (czy może raczej staratorska) i że się ją czytało z wypiekiem na obliczu rumianem. Nu, ale w XXI w. nie zachwyca.
Natomiast "Siódme wtajemniczenie" tegoż autora broni się, i to srogo. Bonusem są problematy społeczne Szląska za komuny, gdyż spór Blokerów z Matusami to napięcia przyjezdnych z zasiedziałymi Szlązakami. Tagwięc, niby nie moje to problemy, ale powieść jest na tyle dobra, że i nad nimi pochylę się z troską, tak?
Wiedza z powieści ? (Rozum). Prawda o człeniu ? (Ignac). Łeee, nieeeee ! Przygoda, inny świat, nieprawdopodobne afery, ale najważniejsze - ZASKOCZENIE. W książkach, w filmach, serialach szukam zaskoczenia, zadziwienia, niespodzianek. Żyjemy w świecie śmiertelnie nudnym. Bodźce adrenalinowe mnie nie interesują, więc książki, dobre, historie, tak !
Gdybym miał szansę wsiąść na statek kolonizacyjny bez powrotu(czy do Nowych ZIem kiedyś, czy do Nowej Ziemi w przyszłości) nie zastanawiałbym się ani chwili. Ale nie ma szans, więc trzeba szukać substytutów przygody. W każdym razie, każdy szuka w książkach czego innego.
Pigwa napisal(a): @JORGE, a to mnie kolega zaskoczył -- mnie właśnie w Don Kichocie najbardziej uderzyło to, że przesłanie o ucieczce od rzeczywistości, zludzeniach, rozczarowaniu, jest takie aktualne.
Każde pokolenia ma własne obłędy. Paranoja Don Kichota jest irytująca, no przynajmniej mnie.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): O, albo taka "Księga urwisów" Niziurskiego. Zacząłem ją puszczać dzieciom z ałdiobuka i po pół godzinie nie wydzierżyłem, tyle tam bolszewizny i antykościelnego jadu. Ale w Łajce czytam, że to powieść śmiała
Tak też miałem ze Szweykiem. Po 100 stronach wypaliło mi omal oczy od antykatolickiej obmierzłej propagandy...
JORGE napisal(a): Wiedza z powieści ? (Rozum). Prawda o człeniu ? (Ignac). Łeee, nieeeee ! Przygoda, inny świat, nieprawdopodobne afery, ale najważniejsze - ZASKOCZENIE. W książkach, w filmach, serialach szukam zaskoczenia, zadziwienia, niespodzianek. Żyjemy w świecie śmiertelnie nudnym..
Było/nie było? "Nadberezyńcy" Floriana Czarnyszewicza. Książka stawiana na równi z Panem Tadeuszem, Trylogią, Lalką, czy Chłopami. Absolutnie się z tym zgadzam. Ja już nie taki młody facet, a parę razy płakałem nad tą książką jak bóbr.
Brzost napisal(a): Czytałem 3-4 lata temu i też się wzruszałem, a zwłaszcza kresowa część mojej istoty.
Ja jestem kresowiak, choć zachodni (pradziadkowie mieszkali parę kilometrów od granicy z reichem), ale uważam, że nawet pobieżna znajomość tematu Kresów Wschodnich konstytuuje nas jako świadomych Polaków. Lektura, podróż, czyjeś wspomnienia - cokolwiek. Tu nie chodzi o sprawdzanie z miarką ile Polaka w Polaku. Po prostu tam cały czas jest część naszej duszy.
christoph napisal(a): Nie zrozumiesz polskiej kultury bez kilku dni we Lwowie i w Wilnie. Cmentarze inclusive
Coś podobnego chciałem napisać. Ale ważne też wyjechać poza te miasta, do biednych, zapadłych wiosek, gdzie duch mieszkających tam Polaków unosi cię ponad najwyższe góry. Jest takich miejsc coraz mniej, ale cały czas są.
ferb napisal(a): Było/nie było? "Nadberezyńcy" Floriana Czarnyszewicza. Książka stawiana na równi z Panem Tadeuszem, Trylogią, Lalką, czy Chłopami. Absolutnie się z tym zgadzam. Ja już nie taki młody facet, a parę razy płakałem nad tą książką jak bóbr.
znaczy się takie piękne czy takie smutne (wiem, że może by jedno i drugie) tylko że nie chce teraz czytać rzeczy smutnych. ?
Komentarz
Bohaterowie książek młodnieją z czasem, no i kontekst jest nieco inny.
Znów pojawia się problem - po co? Ja już to omawiałem, po co oglądam filmy, seriale. A teraz po co czytam książki? Otóż książki czytam na ogół dla nowej wiedzy. Dlatego powieści czytam mało. Staram się wybierać takie, z których mogę się wielu rzeczy dowiedzieć, w sposób tak czy inaczej pośredni. W rezultacie są to książki dość odległe, zarówno w sensie czasowym, jak i miejsca. Ze współczesnych, żyjących, na ogół wybierałem pisarzy egzotycznych, Pamuka, Llosę, Mahfuza. Więc dla mnie ta "obcość", "niewspółczesność", "inność" don Kichota jest zaletą, a nie wadą. Co więcej, uważam, że ktoś pisząc to dziś w ogóle nie uchwyciłby tamtych czasów tak jak Cervantes.
Sensu czytania o ludziach takich jak my, tu gdzie my i wtedy gdzie my nie widzę. Nie neguję, że są ludzie, którzy mają taką potrzebę, ja nie mam. My mamy pewnie inne gusta i inne potrzeby.
A co do innych książek niż beletrystyka z dawnych epok - serio? Uczycie się geografii ze Strabona, biologii z Darwina, ekonomii z Bohm-Bawerka (pozdrawiam fanów szkoły austriackiej), technologii z Archimedesa, a prawa z Blackstone'a? Jeśli nie - i jeśli nie mówimy o historykach (zawodowych czy amatorach) - to fakt, że czytamy na poważnie Platona i Arystotelesa (a czytamy) jest raczej dowodem na to, jak badziewna jest filozofia późniejsza, że w tej "nauce" nie ma żadnego dobrze rozumianego postępu.
Mam na świeżo "Buddenbrooków" (polecam!) i stwierdzam, że oczywiście nie jestem kupcem zbożowym z XIX wieku i generalnie wszystkie dekoracje są nieaktualne, ba nawet ożywienie gospodarcze spowodowane zjednoczeniem Niemiec to sprawa przebrzmiała. Ale już to, że jedni mają w sobie moc i wolę życia, dzięki którym idą w górę, a innym ich brakuje, przez co wariują i giną, to jest jakaś prawda o życiu.
Może i kwestia tego, że ktoś nigdy w życiu nie włożył długich spodni, jest zabawna, ale już to że człowiek się do czegoś za młodu przyzwyczaja i na starość trudno mu od tych nawyków odejść, to nie, to jest raczej prawda ogólna.
Może kwestia łowców posagów, którzy próbują z majątku teścia zwiększyć swój podupadający kapitał, to kwestia -- zwłaszcza w społeczeństwie socjalistycznym -- przebrzmiała. Ale już zdanie "W żyłach tego człowieka płynie chmiel zamiast krwi!" w ustach kobiety rozczarowanej mężem-safandułą, jest prawdziwie fosforyzujące.
Tak więc tak. Nie wiem, na ile wartością Don Kiszonkota jest bieżąca polemika z przestarzałymi romansami rycerskimi w XVII w., a na ile ogólny namysł nad tym, że eskapizm jest be. Nie wiem, na ile jest to powieść dobra, a na ile tylko wyprzedzająca epokę. Bo nie czytałem.
Natomiast często stare powieści po prostu się nie bronią, bo mają słabizny. Ileż ja się nasłuchałem, że "Szatan z siódmej klasy" jest superoski. Nu, próbowałem dzieciom puszczać z audiobooka i rozkręca się tak powoli, że wszyscyśmy z nudów zdechli.
"Faraona" czytali? To i pewnie wiecie, że to fajna powieść o naturze władzy i odwietrznym konflikcie między postępem a konserwatyzmem. Ale ten rozdział, który Prus żywcem zgapił z jakiegoś "Tygodnika Illustrowanego" i z detalem opisuje osiągnięcia ówczesnej egiptologii, jak to patroszyli fanfarona po zgonie jego, to nuda, dłużyzna, gorzej niż opis przyrody.
Jest zresztą taka książka, jeszcze starsza, niż o tych niemieckich Buddach, która tyka natury człeka jeszcze lepiej.
Tak tedy mogę sobie wyobrazić, że jak ona "Księga" powstała, to była nowatorska (czy może raczej staratorska) i że się ją czytało z wypiekiem na obliczu rumianem. Nu, ale w XXI w. nie zachwyca.
Natomiast "Siódme wtajemniczenie" tegoż autora broni się, i to srogo. Bonusem są problematy społeczne Szląska za komuny, gdyż spór Blokerów z Matusami to napięcia przyjezdnych z zasiedziałymi Szlązakami. Tagwięc, niby nie moje to problemy, ale powieść jest na tyle dobra, że i nad nimi pochylę się z troską, tak?
Gdybym miał szansę wsiąść na statek kolonizacyjny bez powrotu(czy do Nowych ZIem kiedyś, czy do Nowej Ziemi w przyszłości) nie zastanawiałbym się ani chwili. Ale nie ma szans, więc trzeba szukać substytutów przygody. W każdym razie, każdy szuka w książkach czego innego.
można zamówić se prasuffkę
u nzz
i codziennie rano na mailu jest
polecił Ignatz
i mu serdecznie dziękuję
https://artrage.pl/bookrage
Fajny pomysł
"Nadberezyńcy" Floriana Czarnyszewicza.
Książka stawiana na równi z Panem Tadeuszem, Trylogią, Lalką, czy Chłopami. Absolutnie się z tym zgadzam. Ja już nie taki młody facet, a parę razy płakałem nad tą książką jak bóbr.
Jest takich miejsc coraz mniej, ale cały czas są.
?