Kuba_ napisal(a): A w czytelni dziś "Wiekuisty człowiek" Chestertona. No i coś jakoś (w przeciwieństwie do "Heretyków" i "Ortodoksji") początek nie zachwyca, za dużo ornamentów, genialne spostrzeżenia mogłyby zająć 5 razy mniej miejsca. Może w H i O było tak samo, ale czytane 10 lat temu robiły większe wrażenie - czy z przyrostem lat na karku zaczyna brakować cierpliwości?
Bo ciężko się zaczyna. Ale wojna bogów i demonów to arcydzieło. Mrówy-mutanty w kaloszach z listopadowej kałuży łażą po plecach.
ms.wygnaniec napisal(a): Dlaczego algorytmy liniowej regresji dla wersji on-premise i Azure, dla tego samego modelu, dają inna predykcję?
Nie wiem. Dlaczego?
Ja też nie wiem i z kumplami rozkminiamy, bo wendor odpowiedział, że algorytmy są te same ale inna implementacja powoduje zróżnicowanie wyników dla pewnych modeli. Dlatego napisałem, że to wyzwanie, a nie jakaś gierka (nawet bardzo fajna)
los napisal(a): Nuale w modelu nie ma miejsca na różne parametry wewnętrzne.
A wyniki różne! Dlatego ufamy, że Azure Machine Learning studio działa poprawnie
No to klasyczne debugowanie trzeba zrobić. Ja bym zrobił tak, że najpierw zredukowanym problematycznego inputa tak, żeby był jak najmniejszy. Czyli wywaliłbym połowę rekordów i zobaczył, czy dalej jest różnica między Azurem a on-prem. Jeśli tak - wywalam połowę z tego, co zostało i tak dalej. Gdyby na końcu zostały 3 rekordy, to już da się oczami zauważyć co się dzieje.
JORGE napisal(a): Wiesz o co tu chodzi ? O wgłębienie się w coś na maksa, rozkminienie w 100% i dojście do perfekcji. Bycie mistrzem. Praca im tego nie daje, więc mają takie hobby, które również daje możliwość rywalizacji.
Moje wyzwania to: - Dlaczego algorytmy liniowej regresji dla wersji on-premise i Azure, dla tego samego modelu, dają inna predykcję. - Jak jest zwalniane miejsce w LOB allocation unit podczas update. i parę pochodnych. Mam wyzwania, rozkminienie na 100%, rywalizacja ze wszystkimi na świecie. Tak jak w grze, muszę zrozumieć, jak deweloper zakodował uniwersum. Ucieczka w inny świat, to zaprzeczenie 2Tm23. Gra ma pełnić pewną funkcję,a nie być osią. Ale oczywiście, że to rozumiem, aby nie było.
No i co z tego ? Trafiłeś z pracą i to tylko tyle. Dla większości ludzi praca to tylko przykry obowiązek, kompletnie nie żyją nią. A myślisz, że by nie chcieli ? Ich wina ? Po części tak, ale głównie zadziałał tu patologiczny system, który nie potrafi skierować ludzi na swoje miejsca. Osobiście uważam, że głównym celem państwowego systemu edukacyjnego jest nakierunkowanie młodych ludzi na to do czego są stworzeni. Nie wiem do końca jak jest dziś, a latach '90 wszystko stało na głowie.
JORGE napisal(a): Nie wiem do końca jak jest dziś, a latach '90 wszystko stało na głowie.
Prawdopodobnie na tym, co stoi na głowie narosła już wielka odwrócona piramida.
Trochę tak. Zabrali mi prawo jazdy na 3 miesiące i jeździłem wszędzie Boltem. Młodzi ludzie są w pewnych aspektach posrani, np. jechałem z kierowcą, który na tylnych siedzeniach wywiesił kartkę "Proszę nie zadawać pytań jaki dziś ruch, jaka pogoda, ile się na Bolcie da wyciągnąć itp. Proszę dbać o zdrowie psychiczne kierowcy, ta praca jest wystarczająco trudna." Piszę z pamięci, ale było ostrzej. Profilowanie klienta na maksa, a prawda jest taka, że gość się do tej pracy po prostu nie nadawał. Natomiast jest przekonanie, że wszystko można ułożyć pod siebie. I niech to inni się martwią.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): A mógł napisać „Zamknąć dziób!"
Do roboty we front ofisie też trzeba mieć predyspozycje.
W Boltach klient się nie liczy. Jest samochód, droga, apka która wskazuje gdzie jechać i towar na palecie z tyłu. Chcę słuchać głośno muzy to napierdala na maksa, chcę jeździć w koszulce zimą, to daje ogrzewana na maksa, towar gada i wkurwia to mu kartkę wywieszę. Brudno w tych samochodach.
Mnie to tak rozbawiło, że postanowiłem jeździć i gadać z tymi ludźmi. Ojojoj, słabe to strasznie. Ale dało mi mnóstwo informacji co z nimi trzeba robić (jako pracodawca).
Pani_Łyżeczka napisal(a): Jak czytam te historie z uberami, boltami i innymi alternatywnym środkami transportu to kocham mojego biedasuva bardziej.
A mi to tak się spodobało (pomimo odpałów kierowców), że policzyłem ile by kosztowało mnie gdybym samochodu nie miał. Wychodzi ok, ale rynek nie jest jeszcze przygotowany na kursy podmiejskie. Powiem tak jestem pierwszy w kolejce który zrezygnuje z samochodu własnego, właściwie to od dawna korzystam z pociągów, samolotów, taksówek, najczęściej jak się da.
JORGE napisal(a): Wiesz o co tu chodzi ? O wgłębienie się w coś na maksa, rozkminienie w 100% i dojście do perfekcji. Bycie mistrzem. Praca im tego nie daje, więc mają takie hobby, które również daje możliwość rywalizacji.
Moje wyzwania to: - Dlaczego algorytmy liniowej regresji dla wersji on-premise i Azure, dla tego samego modelu, dają inna predykcję. - Jak jest zwalniane miejsce w LOB allocation unit podczas update. i parę pochodnych. Mam wyzwania, rozkminienie na 100%, rywalizacja ze wszystkimi na świecie. Tak jak w grze, muszę zrozumieć, jak deweloper zakodował uniwersum. Ucieczka w inny świat, to zaprzeczenie 2Tm23. Gra ma pełnić pewną funkcję,a nie być osią. Ale oczywiście, że to rozumiem, aby nie było.
No i co z tego ? Trafiłeś z pracą i to tylko tyle. Dla większości ludzi praca to tylko przykry obowiązek, kompletnie nie żyją nią. A myślisz, że by nie chcieli ? Ich wina ? Po części tak, ale głównie zadziałał tu patologiczny system, który nie potrafi skierować ludzi na swoje miejsca. Osobiście uważam, że głównym celem państwowego systemu edukacyjnego jest nakierunkowanie młodych ludzi na to do czego są stworzeni. Nie wiem do końca jak jest dziś, a latach '90 wszystko stało na głowie.
A propos tego i jednocześnie wątku obok, to wydaje się, że zastąpienie w szkole prześmiesznego przedmiotu nazwanego "podstawami przedsiębiorczości" solidnym doradztwem zawodowym mogłoby wiele zmienić na lepsze.
los napisal(a): Nuale w modelu nie ma miejsca na różne parametry wewnętrzne.
A wyniki różne! Dlatego ufamy, że Azure Machine Learning studio działa poprawnie
Zakładając że wszystkie parametry algorytmu są takie same, może chodzić o generator liczb pseudolosowych. Jeśli random_state/seed nie są ustawiane przez użytkownika, Azure bierze wartość z zegara systemowego, rozwiązanie on premise (scikit?) może mieć inne pomysły.
los napisal(a): Nuale regresja liniowa to deterministyczny algorytm.
To jest machine learning. Tu nawet przy dodawaniu 2+2 stosuje się prawdopodobieństwo i jakieś tam poziomy ufności ;-) Kilkanaście lat temu na podstawach algorytmów na studiach liczyliśmy miejsca zerowe funkcji kwadratowej też w sposób przybliżony :-)
los napisal(a): Nuale regresja liniowa to deterministyczny algorytm.
Jeśli ms używa jakiejś metryki weryfikującej predykcje na danych nieznanych modelowi, to gdzieś powinien być podział danych, np. przez scikitowy train_test_split, czy kroswalidację - tu jest losowanie.
Jednak można w nich znaleźć coś ciekawego co będzie człowieka wciągać.
Jeżeli tak podejdziemy do sprawy to szachy, brydż itp. są jeszcze większą stratą czasu. Bo gierki są dużo bliższe realu i rozwijają bardziej przydatne umiejętności, na większą skalę i w prostszy (skuteczniejszy) sposób.
Problemem gier jest uzależnienie.
Apropos "czegoś wciągającego" i specyfiki przyklejenia do rzeczywistości: nie padł jeszcze przykład Football Managera. Niejeden miłośnik futbolu przepalił na tej grze wielkie ilości godzin (o czym nieubłaganie informowała wstawiona przez twórców funkcjonalność sumująca poświęcony czas) mimo braku bodźców graficznych, muzycznych i społęcznych (w grze sieciowej). Wymiar patologiczny został opisany w książeczce pod wszystkomówiącym tytułem: "Football Manager Stole My Life: 20 Years of Beautiful Obsession"
Ale sama gra przykleiła się do rzeczywistości niejako od drugiej strony, stając się dzięki społeczności twórców narzędziem analitycznym i bazą danych dla poszukiwaczy talentów zatrudnionych w klubach.
MarianoX napisal(a): Właśnie mniej więcej dziesięć lat temu powstały....smartfony, (Pierwszy androidowy HTC Dream to 2009, trochę wcześniej był np. Sybian) Brak u wielu ludzi (u mnie też) cierpliwości w przyswajaniu pewnych dłuższych treści to może być przede wszystkim skutek zmiany trybu życia w ciągu ostatnich lat i obecnego "przebodźcowania" informacyjnego: połączenia telefoniczne, SMS-y, powiadomienia, media społecznościowe itp. I to jest nie tylko dobrowolny wybór ale przede wszystkim konieczność wymuszana przez rzeczywistość zawodową.
Proszę porównać polskie filmy z lat 70-tych i obecne ze względu nie tylko na montaż ale i zobrazowane tam tempo życia i ilość informacji jakie przyswaja bohater w ciągu dajmy na to godziny typowej egzystencji.
Średni wynik licealistów na maturze z historii w latach 2005-2014 to 48.4%. W latach 2015-2019 to 32%. Z tego co wiem w innych przedmiotach podobnie ,czy we wszystkich nie wiem.
Przeczytałem OUTPOST, taka ruska postapokaliptyczna SF. Pomysł na zakończenie, gdyby go brać literalnie, słaby i wtórny, natomiast interpretowany alegorycznie dość ciekawy. Generalnie książka toksyczna, choć dobrze napisana.
A ja przeczytałem książkę "Masia" Eugenii Kobylińskiej-Masiejewskiej.
Piękna biografia, którą córka napisała o matce własnej. Masia urodziła się w Wilnie, w skromnej rodzinie. Od 13 roku życia pracowała w branży krawieckiej. Wyszła za mąż jakoś tak szczęśliwie-nieszczęśliwie.
Co w książce jest najbardziej niesamowite, to opis życia niższej (?) klasy średniej w Wilnie. Bardzo skromne życie, pełne pracy i wyrzeczeń. Nie chcę za bardzo spojlerować, bo dzieją się rzeczy ciekawe, ale największe wrażenie zrobiło na mnie to, jak ta kobieta ściśle mówiąc wyrzekała się siebie, żeby nieść swój krzyż, Nigdzie tam nie pada to sformułowanie, ale daje się to wyczytać z całości.
Ciekawe jest, że przyjacielem rodziny jest wielki wileński fotografik Jan Bułhak, który jednak kręci sie w tle jakby bez sensu. Pojawia się też gen. Emil Fieldorf, który ma zaszczyt zostać zięciem tytułowej bohaterki.
Autorka gdzieś tam pisze, że nie ma głowy do opisów przyrody, za co przeprasza. Paradoksalnie, przyroda jest jednak jako-tako opisana, natomiast zupełnie brakuje mi Wilna, w którym akcja niby to się dzieje, ale w sumie nic w tej książce wileńskiego. Jakiż kontrast z lwowskimi wspomnieniami Witolda Szolgini "Dom pod żelaznym lwem" (poleca się takoż), po którego lekturze stanowczo zapragnąłem obejrzeć tamt. kościół bernardynów przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Wrażenie robi koniec książki, który jest niejako dyalogiem pomiędzy matką -- twardą chrześcijanką, która wierzy wbrew nadziei, a córką, która zamiast poważnymi rzeczami zajmuje się jakimiś politycznymi posiadówkami i generalnie jest wolnomyślicielką.
Na moje oko, Masia Kobylińska dość ściśle wypełnia przesłanki "heroiczności cnót", mówiąc w skrócie, jest taką świecką świętą, o której nikt by się nie dowiedział, gdyby nie ta córka co o niej książkę napisała i jej prawnuk, kol. Brzost, który kazał mi ją przeczytać podczas ostatniej popijawy.
W sekrecie, ale tak tylko między nami, zdradzę, że jak zamknąłem książkę, to dyskretnie uroniłem łezkę.
Komentarz
Dlatego napisałem, że to wyzwanie, a nie jakaś gierka (nawet bardzo fajna)
Do roboty we front ofisie też trzeba mieć predyspozycje.
Mnie to tak rozbawiło, że postanowiłem jeździć i gadać z tymi ludźmi. Ojojoj, słabe to strasznie. Ale dało mi mnóstwo informacji co z nimi trzeba robić (jako pracodawca).
A propos tego i jednocześnie wątku obok, to wydaje się, że zastąpienie w szkole prześmiesznego przedmiotu nazwanego "podstawami przedsiębiorczości" solidnym doradztwem zawodowym mogłoby wiele zmienić na lepsze.
Kilkanaście lat temu na podstawach algorytmów na studiach liczyliśmy miejsca zerowe funkcji kwadratowej też w sposób przybliżony :-)
"Football Manager Stole My Life: 20 Years of Beautiful Obsession"
Ale sama gra przykleiła się do rzeczywistości niejako od drugiej strony, stając się dzięki społeczności twórców narzędziem analitycznym i bazą danych dla poszukiwaczy talentów zatrudnionych w klubach.
Z tego co wiem w innych przedmiotach podobnie ,czy we wszystkich nie wiem.
Czy ma to związek ? Zapewne jakiś tak.
Więcej o maturach na przestrzeni lat
https://historia.org.pl/2020/08/22/matura-z-historii-malo-chetnych-i-slabe-wyniki-co-zrobic-by-bylo-lepiej-raport-2005-2020/?fbclid=IwAR3ZW866ti_QcCUO-hplkKYVRCkDuFqU6CQFsjIus9UYyPOy9dM3AsOATCE
Generalnie książka toksyczna, choć dobrze napisana.
Piękna biografia, którą córka napisała o matce własnej. Masia urodziła się w Wilnie, w skromnej rodzinie. Od 13 roku życia pracowała w branży krawieckiej. Wyszła za mąż jakoś tak szczęśliwie-nieszczęśliwie.
Co w książce jest najbardziej niesamowite, to opis życia niższej (?) klasy średniej w Wilnie. Bardzo skromne życie, pełne pracy i wyrzeczeń. Nie chcę za bardzo spojlerować, bo dzieją się rzeczy ciekawe, ale największe wrażenie zrobiło na mnie to, jak ta kobieta ściśle mówiąc wyrzekała się siebie, żeby nieść swój krzyż, Nigdzie tam nie pada to sformułowanie, ale daje się to wyczytać z całości.
Ciekawe jest, że przyjacielem rodziny jest wielki wileński fotografik Jan Bułhak, który jednak kręci sie w tle jakby bez sensu. Pojawia się też gen. Emil Fieldorf, który ma zaszczyt zostać zięciem tytułowej bohaterki.
Autorka gdzieś tam pisze, że nie ma głowy do opisów przyrody, za co przeprasza. Paradoksalnie, przyroda jest jednak jako-tako opisana, natomiast zupełnie brakuje mi Wilna, w którym akcja niby to się dzieje, ale w sumie nic w tej książce wileńskiego. Jakiż kontrast z lwowskimi wspomnieniami Witolda Szolgini "Dom pod żelaznym lwem" (poleca się takoż), po którego lekturze stanowczo zapragnąłem obejrzeć tamt. kościół bernardynów przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Wrażenie robi koniec książki, który jest niejako dyalogiem pomiędzy matką -- twardą chrześcijanką, która wierzy wbrew nadziei, a córką, która zamiast poważnymi rzeczami zajmuje się jakimiś politycznymi posiadówkami i generalnie jest wolnomyślicielką.
Interesująca byłaby lektura tej książki pod kątem dyskursu feministycznego i w ogóle rozważań nt. modelu rodziny dziś i w ów czas. Gdyby komu brakowało weny, służę pomocą naukową: https://www.theatlantic.com/magazine/archive/2020/03/the-nuclear-family-was-a-mistake/605536/
Na moje oko, Masia Kobylińska dość ściśle wypełnia przesłanki "heroiczności cnót", mówiąc w skrócie, jest taką świecką świętą, o której nikt by się nie dowiedział, gdyby nie ta córka co o niej książkę napisała i jej prawnuk, kol. Brzost, który kazał mi ją przeczytać podczas ostatniej popijawy.
W sekrecie, ale tak tylko między nami, zdradzę, że jak zamknąłem książkę, to dyskretnie uroniłem łezkę.