robert.gorgon napisal(a): W jednej szkole jeden typ odwołał się od oceny i przystąpił do egzaminu sprawdzającego, na którym nie wypowiedział ani słowa. To samo zrobił na poprawce, od której oczywiście się odwołał i to samo na egzaminie, który zdawał po odwołaniu. Później do szkoły przyjechała grupa wizytatorów sprawdzających, czy na egzaminach zebrały się komisje w pełnym składzie, szukających błędów w regulaminie i protokołach. Trwało widowisko deprawujące dla młodzieży,
Przepraszam ale nie widzę w tym "widowisku" nic deprawującego. No chyba, że za "deprawację" uznamy założenie, ze grono pedagogiczne moze popełnić błędy i od jego decyzji istnieje procedura odwołania. Moim zdaniem deprawujący - zaróno dla uczniów jak i nauczycieli - byłby właśnie brak takich procedur. Nie tylko dlatego, że zdarzają się przypadki, w których to grono pedagogiczne np w ramach koleżeńsko - zawodowej solidarności szykanuje jakiegoś ucznia.
Niewątpliwie mamy tu do czynienia z trudnym, wieloetapowym procesem wprowadzania zasady legalizmu do rzeczywistości szkolnej. W tym wypadku, przyznaję, odniesiono pewien sukces - zasada legalizmu nie została pogwałcona. Zwykłe poczucie słuszności, ktore szkoła powinna w dziecku wyrobić, ma się jednak trochę gorzej. Uczeń mógł ubiegać się o ocenę rażąco niesłuszną, przy okazji kpiąc sobie ze wszystkich zasad oceniania, które wcześniej podpisywał. Nauczyciel został upokorzony, także wyobcowany - w takich przypadkach występuje solidarność a rebours. Nie chodzi o to, że po takich doświadczeniach postawienie sprawiedliwej oceny zostanie odebrane przez jednych jako heroizm, przez innych jak objaw niebezpiecznej dla otoczenia choroby psychicznej, ani o to, że w przypadku stwierdzenia błędu szkoły dochodzi do kolejnej niesprawiedliwości.
Dla mnie jest to ruina relacji uczeń - nauczyciel, którą ja rozumiem klasycznie, bez pośrednictwa pedagogów, psychologów, przepisów. To żaden problem dostosować się do zasady legalizmu, przeciwnie - będzie to o wiele wygodniejsze. Ale nie chcę pracować w takiej szkole, bo nie sądzę, by ktokolwiek z nas był z niej zadowolony. Z tych samych powodów mam też nadzieję, że współczesny cezaropapizm nie zażąda uregulowania relacji między dziećmi a rodzicami, przy zachowaniu - a jakże - cywilizowanych procedur odwoławczych.
robert.gorgon napisal(a): W tym wypadku, przyznaję, odniesiono pewien sukces - zasada legalizmu nie została pogwałcona. Zwykłe poczucie słuszności, ktore szkoła powinna w dziecku wyrobić, ma się jednak trochę gorzej. Uczeń mógł ubiegać się o ocenę rażąco niesłuszną, przy okazji kpiąc sobie ze wszystkich zasad oceniania, które wcześniej podpisywał. Nauczyciel został upokorzony, także wyobcowany - w takich przypadkach występuje solidarność a rebours.
Jeżeli tak było w opisywanym przez kolegę przypadku, to pokazuje to, że w tamtej szkole z gronem pedagogicznym jest coś głęboko nie w porządku - taka reakcja na kontrole sugerują, że albo mają dużo za uszami, albo panuje skrajny serwilizm wobec instytucji nadzorujących.
robert.gorgon napisal(a): Nie chodzi o to, że po takich doświadczeniach postawienie sprawiedliwej oceny zostanie odebrane przez jednych jako heroizm, przez innych jak objaw niebezpiecznej dla otoczenia choroby psychicznej, ani o to, że w przypadku stwierdzenia błędu szkoły dochodzi do kolejnej niesprawiedliwości.
Przepraszam, ale uważam, że kolega histeryzuje. Nie znam szczegółów, ale z kolegi opisu po prostu wynika, że po odwołaniu przyjechała komisja sprawdziła papiery, przepytała uczniów i podtrzymała decyzję Radu Pedagogicznej. Skad wiec oburzenie?
robert.gorgon napisal(a):
Dla mnie jest to ruina relacji uczeń - nauczyciel, którą ja rozumiem klasycznie, bez pośrednictwa pedagogów, psychologów, przepisów. To żaden problem dostosować się do zasady legalizmu, przeciwnie - będzie to o wiele wygodniejsze. Ale nie chcę pracować w takiej szkole, bo nie sądzę, by ktokolwiek z nas był z niej zadowolony.
Ja byłbym zadowolony. Prawdopodobnie w dużym stopniu z powodu własnych, mało przyjemnych dościwdczeń z czasów szkolnych. To oczywiście było w zupełnie innych okolicznościach, ale teraz też znam przypadki ewidentnego szykanowania uczniów przez nauczycieli. O jednym wspomniałem. Dlatego pozostanę przy swojej opinii, że od możliwości odwołania się od decyzji nauczyciela czy nawet całej rady pedagogicznej dużo bardziej demoralizujący jest jej brak. Zarówno na poziomie indywidualnych uczniów jak i całego społeczeństwa.
robert.gorgon napisal(a): Nauczyciel został upokorzony, także wyobcowany - w takich przypadkach występuje solidarność a rebours. Nie chodzi o to, że po takich doświadczeniach postawienie sprawiedliwej oceny zostanie odebrane przez jednych jako heroizm, przez innych jak objaw niebezpiecznej dla otoczenia choroby psychicznej, ani o to, że w przypadku stwierdzenia błędu szkoły dochodzi do kolejnej niesprawiedliwości.
Dla mnie jest to ruina relacji uczeń - nauczyciel, którą ja rozumiem klasycznie, bez pośrednictwa pedagogów, psychologów, przepisów. To
Godnie. Norrrmalnie, Pajdeja pana Wernera Jegiermajstra się przypomina. Do dna!
robert.gorgon napisal(a): Dla mnie jest to ruina relacji uczeń - nauczyciel, którą ja rozumiem klasycznie, bez pośrednictwa pedagogów, psychologów, przepisów. To żaden problem dostosować się do zasady legalizmu, przeciwnie - będzie to o wiele wygodniejsze. Ale nie chcę pracować w takiej szkole, bo nie sądzę, by ktokolwiek z nas był z niej zadowolony. Z tych samych powodów mam też nadzieję, że współczesny cezaropapizm nie zażąda uregulowania relacji między dziećmi a rodzicami, przy zachowaniu - a jakże - cywilizowanych procedur odwoławczych.
Nie wiem, co Kolega rozumie przez "klasyczną relację". Klasyczna relacja to może być mistrz-uczeń, ale ona też miała blokadę. Jaką? Uczeń mógł po prostu odejść. Jeśli był nielatem, mogli usunąć go rodzice. W zrejonizowanym, obowiązkowym szkolnictwie taka opcja praktycznie nie istnieje.
robert.gorgon napisal(a): Nauczyciel został upokorzony, także wyobcowany - w takich przypadkach występuje solidarność a rebours. Nie chodzi o to, że po takich doświadczeniach postawienie sprawiedliwej oceny zostanie odebrane przez jednych jako heroizm, przez innych jak objaw niebezpiecznej dla otoczenia choroby psychicznej, ani o to, że w przypadku stwierdzenia błędu szkoły dochodzi do kolejnej niesprawiedliwości.
Dla mnie jest to ruina relacji uczeń - nauczyciel, którą ja rozumiem klasycznie, bez pośrednictwa pedagogów, psychologów, przepisów. To
Godnie. Norrrmalnie, Pajdeja pana Wernera Jegiermajstra się przypomina. Do dna!
Ponieważ nie posiadam poczucia humoru w ogóle, nawet nie próbuję pojąć znaczenia. Inni też może nie rozumieją, więc wyjaśnię - trzeba unikać sytuacji konfliktowych w razie czego szybko zamieść wszystko pod dywan i przede wszystkim chronić siebie.
robert.gorgon napisal(a): W tym wypadku, przyznaję, odniesiono pewien sukces - zasada legalizmu nie została pogwałcona. Zwykłe poczucie słuszności, ktore szkoła powinna w dziecku wyrobić, ma się jednak trochę gorzej. Uczeń mógł ubiegać się o ocenę rażąco niesłuszną, przy okazji kpiąc sobie ze wszystkich zasad oceniania, które wcześniej podpisywał. Nauczyciel został upokorzony, także wyobcowany - w takich przypadkach występuje solidarność a rebours.
Jeżeli tak było w opisywanym przez kolegę przypadku, to pokazuje to, że w tamtej szkole z gronem pedagogicznym jest coś głęboko nie w porządku - taka reakcja na kontrole sugerują, że albo mają dużo za uszami, albo panuje skrajny serwilizm wobec instytucji nadzorujących.
Zwykłego oportunizmu nie sugeruje? Kontrola całej szkoły z powodu jednej głupiej oceny. Rzeczywiście to drobiazg, ale reszta grona niekoniecznie tak uważa. Najzabawniejsze, że podczas całej procedury odwoławczej nikogo nie obchodziły kryteria oceniania, które zainteresowany uczeń sam podpisywał.
Ja byłbym zadowolony. Prawdopodobnie w dużym stopniu z powodu własnych, mało przyjemnych dościwdczeń z czasów szkolnych. To oczywiście było w zupełnie innych okolicznościach, ale teraz też znam przypadki ewidentnego szykanowania uczniów przez nauczycieli. O jednym wspomniałem. Dlatego pozostanę przy swojej opinii, że od możliwości odwołania się od decyzji nauczyciela czy nawet całej rady pedagogicznej dużo bardziej demoralizujący jest jej brak. Zarówno na poziomie indywidualnych uczniów jak i całego społeczeństwa. Cóż, mogę tylko zagwarantować, że
rozum.von.keikobad napisal(a):
robert.gorgon napisal(a): Dla mnie jest to ruina relacji uczeń - nauczyciel, którą ja rozumiem klasycznie, bez pośrednictwa pedagogów, psychologów, przepisów. To żaden problem dostosować się do zasady legalizmu, przeciwnie - będzie to o wiele wygodniejsze. Ale nie chcę pracować w takiej szkole, bo nie sądzę, by ktokolwiek z nas był z niej zadowolony. Z tych samych powodów mam też nadzieję, że współczesny cezaropapizm nie zażąda uregulowania relacji między dziećmi a rodzicami, przy zachowaniu - a jakże - cywilizowanych procedur odwoławczych.
Nie wiem, co Kolega rozumie przez "klasyczną relację". Klasyczna relacja to może być mistrz-uczeń, ale ona też miała blokadę. Jaką? Uczeń mógł po prostu odejść. Jeśli był nielatem, mogli usunąć go rodzice. W zrejonizowanym, obowiązkowym szkolnictwie taka opcja praktycznie nie istnieje.
A więc jesteśmy skazani na modle zachodni, z fatalną edukacją publiczną. Szkoły prywatne w Polsce są generalnie gorsze niż publiczne, choć oczywiście w dużych ośrodkach nie brakuje wyjątków. Mimo to jest ich mniej niż na zachodzie, co wynika z poziomu zamożności i wiary w możliwość awansu dzięki wykształceniu. Polskie szkoły wyższe plasują się poza pierwszą setką rankingów. Nie mamy co się łudzić, że na niższych etapach kształcenia będziemy wypadać lepiej. Ergo - zlikwidujmy przynajmniej te okropne gimnazja.
robert.gorgon napisal(a): Nauczyciel został upokorzony, także wyobcowany - w takich przypadkach występuje solidarność a rebours. Nie chodzi o to, że po takich doświadczeniach postawienie sprawiedliwej oceny zostanie odebrane przez jednych jako heroizm, przez innych jak objaw niebezpiecznej dla otoczenia choroby psychicznej, ani o to, że w przypadku stwierdzenia błędu szkoły dochodzi do kolejnej niesprawiedliwości.
Dla mnie jest to ruina relacji uczeń - nauczyciel, którą ja rozumiem klasycznie, bez pośrednictwa pedagogów, psychologów, przepisów. To
Godnie. Norrrmalnie, Pajdeja pana Wernera Jegiermajstra się przypomina. Do dna!
Ponieważ nie posiadam poczucia humoru w ogóle, nawet nie próbuję pojąć znaczenia. Inni też może nie rozumieją, więc wyjaśnię - trzeba unikać sytuacji konfliktowych w razie czego szybko zamieść wszystko pod dywan i przede wszystkim chronić siebie.
Tak tedy wyjaśnię wprost, bez jaj se robienia. Otóż, pajdeja to grecka koncepcja wychowywania, że jest nauczyciel-mistrz, ucząco-wychowujący młodzież, i jeden pan o tym książkę napisał: "Twierdzę z całym przekonaniem, że każdy kto wypowiada się na temat pedagogiki nie znając „Paidei” Wernera Jaegera, tak naprawdę nie wie o czym mówi. Twierdzę ponadto, że każdy wychowawca, pracując bezpośrednio z dziećmi, który nie ma wiedzy na temat zagadnień poruszanych w „Paidei” – mówiąc delikatnie – nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału." http://www.edukacja-klasyczna.pl/„paideia”-w-jaegera-–-dzielo-ponadczasowe
robert.gorgon napisal(a): Nauczyciel został upokorzony, także wyobcowany - w takich przypadkach występuje solidarność a rebours. Nie chodzi o to, że po takich doświadczeniach postawienie sprawiedliwej oceny zostanie odebrane przez jednych jako heroizm, przez innych jak objaw niebezpiecznej dla otoczenia choroby psychicznej, ani o to, że w przypadku stwierdzenia błędu szkoły dochodzi do kolejnej niesprawiedliwości.
Dla mnie jest to ruina relacji uczeń - nauczyciel, którą ja rozumiem klasycznie, bez pośrednictwa pedagogów, psychologów, przepisów. To
Godnie. Norrrmalnie, Pajdeja pana Wernera Jegiermajstra się przypomina. Do dna!
Ponieważ nie posiadam poczucia humoru w ogóle, nawet nie próbuję pojąć znaczenia. Inni też może nie rozumieją, więc wyjaśnię - trzeba unikać sytuacji konfliktowych w razie czego szybko zamieść wszystko pod dywan i przede wszystkim chronić siebie.
Tak tedy wyjaśnię wprost, bez jaj se robienia. Otóż, pajdeja to grecka koncepcja wychowywania, że jest nauczyciel-mistrz, ucząco-wychowujący młodzież, i jeden pan o tym książkę napisał: "Twierdzę z całym przekonaniem, że każdy kto wypowiada się na temat pedagogiki nie znając „Paidei” Wernera Jaegera, tak naprawdę nie wie o czym mówi. Twierdzę ponadto, że każdy wychowawca, pracując bezpośrednio z dziećmi, który nie ma wiedzy na temat zagadnień poruszanych w „Paidei” – mówiąc delikatnie – nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału." http://www.edukacja-klasyczna.pl/„paideia”-w-jaegera-–-dzielo-ponadczasowe
Pereła. Kolega dokładnie przetrząsa te śmietniki historii.
Jak potwierdzi się Morawiecki w rządzie mam znakomity pomysł na tytuł wątku. Aż nie mogę się doczekać, choć niby dla mnie to wstyd - dać się tak wydymać :-S
los napisal(a): Jak potwierdzi się Morawiecki w rządzie mam znakomity pomysł na tytuł wątku. Aż nie mogę się doczekać, choć niby dla mnie to wstyd - dać się tak wydymać :-S
Zaiste. Sam zacznę wtedy zachodzić w głowę, po wuja chafla było wygrywać te wybory...
A nie chciałbyś tego wszystkiego przejąć na własność? Wątek o PRI polecam. O to gra pan Mateusz i jest bardzo zdeterminowany. Wg moich rachunków na lobbying i fakty prasowe wyłożył już kilka melonów.
los napisal(a): A nie chciałbyś tego wszystkiego przejąć na własność? Wątek o PRI polecam. O to gra pan Mateusz i jest bardzo zdeterminowany. Wg moich rachunków na lobbying i fakty prasowe wyłożył już kilka melonów.
Byłżeby Wielki Manitou tak podatny na fakty prasowe y masaż papierem gazetowem? Pozostaję ultrasceptycznem, choć po prawdzie to wie Kolega szczegółowo, do kiego stopnia wujwiem otem.
los napisal(a): A nie chciałbyś tego wszystkiego przejąć na własność? Wątek o PRI polecam. O to gra pan Mateusz i jest bardzo zdeterminowany. Wg moich rachunków na lobbying i fakty prasowe wyłożył już kilka melonów.
Byłżeby Wielki Manitou tak podatny na fakty prasowe y masaż papierem gazetowem? Pozostaję ultrasceptycznem, choć po prawdzie to wie Kolega szczegółowo, do kiego stopnia wujwiem otem.
Wielki Manitou jest podatny na to, kto dotrze do jego słynnego ucha, a to w taki sposób jest podatny, że jak kto nie dotrze, to o jego istnieniu Wielki Manitou nie wie, bo skąd niby ma. A o to pan Mateusz starał się bardzo profesjonalnie, by tam dotrzeć. A jak do ucha dotarł, to wrażenie zrobił dobre, bo czołowy bankster musi być inteligentny, profesjonalny i uroczy, inaczej nie będzie czołowym banksterem. Zobacz jaki inteligentny, profesjonalny i uroczy jest Karlowitz a to przecież tylko ubezpieczenia.
Patrząc na najbliższych współpracowników JarKacza nie znajduję tam zbyt wielu uroczych. W stosunku do porzedniej ekipy okołorządowej sprzed lat widzę znacznie więcej profesjonalnych i inteligentnych. Nie sądzę jednak , aby te trzy cechy MM akurat miały przekonać go. Sądziłem i nadal liczę na to, że do tego zestawu cech dodać należy uczciwość i lojalność. No i patriotyzm w miejsce internacjonalizmu liberalnego i libertyńskiego. Zakładam, że JarKacz stara się to sprawdzić, aby więcej Kaziów i Kluzików nie dopuszczać do siebie i do rządu. Ta dwójka zresztą oprócz nielojalności była zwyczajnie głupia, a profesja Kazia jest bliżej nieokreślona. Jasne że jakieś błedy się zdarzą, ale mam nadzieję że będą szybko korygowane.
Jeśli już wymieniamy po kolei bywsze pisowskie bałwaństwo, to koniecznie trzeba wspomnieć o Poncylu, który - jeśli mnie pamięć nie myli - piastował urząd, obecnie mający przypaść w udziale Morawieckiemu juniorowi.
Rafał napisal(a): Patrząc na najbliższych współpracowników JarKacza nie znajduję tam zbyt wielu uroczych. W stosunku do porzedniej ekipy okołorządowej sprzed lat widzę znacznie więcej profesjonalnych i inteligentnych. Nie sądzę jednak , aby te trzy cechy MM akurat miały przekonać go. Sądziłem i nadal liczę na to, że do tego zestawu cech dodać należy uczciwość i lojalność. No i patriotyzm w miejsce internacjonalizmu liberalnego i libertyńskiego. Zakładam, że JarKacz stara się to sprawdzić, aby więcej Kaziów i Kluzików nie dopuszczać do siebie i do rządu. Ta dwójka zresztą oprócz nielojalności była zwyczajnie głupia, a profesja Kazia jest bliżej nieokreślona. Jasne że jakieś błedy się zdarzą, ale mam nadzieję że będą szybko korygowane.
Kaziu? Nauczyciel, a potem chciał robić doktorat z ekonomii. Kumulacja. Nie żartuję
Może i był dobrym nauczycielem. Fizyki zdaje się w Gorzowie Wielkopolskim. Szkoda, że nie trzymał się tego i rodziny. Okazał się za głupi i za słaby na proste pokusy wielkiego świata w Warszawie, a potem w Londynie. Zwykły pętak. Co do doktoratu z ekonomii to jak Kolega zauważył chciał, ale zamiaru nie zrealizował. Ja jak robiłem doktorat to szczerze chciałem robić karierę naukową, a nawet jak najszybciej profesorem belwederskim zostać. Same chęci nie wystarczą. Ambicje należy cenić, ale brak realizmu w samoocenie prowadzi do śmieszności. Zresztą kolega rozum już wyrażał tu wielokrotnie swoją opinię o doktoratach z ekonomii. Co innego gdyby Kazio był prawnikiem. Dopiero to zdaniem niektórych nobilituje.
Świadczy o większym wysiłku, ale nie oznacza, że ktoś się staje dobrym człowiekiem. Tyle. Jeśli prawdą jest, co napisał Los, że doktoraty na ekonomii wyglądają tak jak Goliszewskiego (choć prywatnie mam wątpliwości), to ja mówię jasno: sama magisterka na państwowej uczelni na prawie wygląda lepiej. A przez prawnika rozumiem osobę po aplikacji / zdanym egzaminie zawodowym, czyli nie tylko z magisterką.
Czemu Kazio nie trzymał się fizyki? Dobre pytanie. W głowie nie siedzę, ale może jakby nauczyciele lepiej zarabiali, to nie szukałby innych posad. A zdaniem Kolegi to chyba pazerne środowisko z przywilejami, chociaż w pewnym momencie się zgubiłem, więc jak coś nie tak, to proszę sprostować. W każdym razie tematu dlaczego ktoś w latach 90. wolał bycie posłem niż nauczycielem trochę nie rozumiem, skoro poseł zarabiał jakieś 10 razy więcej.
No chyba jednak magisterka na prawie ma się tak do doktoratu z ekonomii jak struganie deski heblem do rzeźbienia figury dłutem. Oczywiście można deskę wystrugać dobrze lub źle podobnie jak można wyrzeźbić figurę paskudną lub arcydzieło.
Co do nauczycieli to do tego zawodu nie warto iść dla pieniędzy i nikt rozsądny nie idzie z tego głównie powodu. Oprócz powołania są też niepieniężne profity w tym zawodzie. Główny to chyba czas pracy. Jest zdecydowanie krótszy i bardziej elastyczny niż w innych zawodach. To jest zapewne jeden z powodów jego feminizacji. Nauczycielkom znacznie łatwiej pogodzić obowiązki zawodowe i rodzinne niż na przykład lekarkom czy managerkom. Dlaczego więc Kazio tam poszedł, a potem zmienił zdanie ? Nie wiem. Może najpierw miał poczucie misji wychowawczej i postanowienie poświęcenia się rodzinie i wychowaniu wielu własnych dzieci? Co się potem zmieniło ? To mniej ważne od tego kto tego kretyna promował na posła, ważnego posła, a potem premiera.
Komentarz
Dla mnie jest to ruina relacji uczeń - nauczyciel, którą ja rozumiem klasycznie, bez pośrednictwa pedagogów, psychologów, przepisów. To żaden problem dostosować się do zasady legalizmu, przeciwnie - będzie to o wiele wygodniejsze. Ale nie chcę pracować w takiej szkole, bo nie sądzę, by ktokolwiek z nas był z niej zadowolony. Z tych samych powodów mam też nadzieję, że współczesny cezaropapizm nie zażąda uregulowania relacji między dziećmi a rodzicami, przy zachowaniu - a jakże - cywilizowanych procedur odwoławczych.
Ja byłbym zadowolony. Prawdopodobnie w dużym stopniu z powodu własnych, mało przyjemnych dościwdczeń z czasów szkolnych. To oczywiście było w zupełnie innych okolicznościach, ale teraz też znam przypadki ewidentnego szykanowania uczniów przez nauczycieli. O jednym wspomniałem.
Dlatego pozostanę przy swojej opinii, że od możliwości odwołania się od decyzji nauczyciela czy nawet całej rady pedagogicznej dużo bardziej demoralizujący jest jej brak. Zarówno na poziomie indywidualnych uczniów jak i całego społeczeństwa.
Ja byłbym zadowolony. Prawdopodobnie w dużym stopniu z powodu własnych, mało przyjemnych dościwdczeń z czasów szkolnych. To oczywiście było w zupełnie innych okolicznościach, ale teraz też znam przypadki ewidentnego szykanowania uczniów przez nauczycieli. O jednym wspomniałem.
Dlatego pozostanę przy swojej opinii, że od możliwości odwołania się od decyzji nauczyciela czy nawet całej rady pedagogicznej dużo bardziej demoralizujący jest jej brak. Zarówno na poziomie indywidualnych uczniów jak i całego społeczeństwa.
Cóż, mogę tylko zagwarantować, że A więc jesteśmy skazani na modle zachodni, z fatalną edukacją publiczną. Szkoły prywatne w Polsce są generalnie gorsze niż publiczne, choć oczywiście w dużych ośrodkach nie brakuje wyjątków. Mimo to jest ich mniej niż na zachodzie, co wynika z poziomu zamożności i wiary w możliwość awansu dzięki wykształceniu. Polskie szkoły wyższe plasują się poza pierwszą setką rankingów. Nie mamy co się łudzić, że na niższych etapach kształcenia będziemy wypadać lepiej. Ergo - zlikwidujmy przynajmniej te okropne gimnazja.
Tak tedy wyjaśnię wprost, bez jaj se robienia.
Otóż, pajdeja to grecka koncepcja wychowywania, że jest nauczyciel-mistrz, ucząco-wychowujący młodzież, i jeden pan o tym książkę napisał:
"Twierdzę z całym przekonaniem, że każdy kto wypowiada się na temat pedagogiki nie znając „Paidei” Wernera Jaegera, tak naprawdę nie wie o czym mówi. Twierdzę ponadto, że każdy wychowawca, pracując bezpośrednio z dziećmi, który nie ma wiedzy na temat zagadnień poruszanych w „Paidei” – mówiąc delikatnie – nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału."
http://www.edukacja-klasyczna.pl/„paideia”-w-jaegera-–-dzielo-ponadczasowe
Otóż, pajdeja to grecka koncepcja wychowywania, że jest nauczyciel-mistrz, ucząco-wychowujący młodzież, i jeden pan o tym książkę napisał:
"Twierdzę z całym przekonaniem, że każdy kto wypowiada się na temat pedagogiki nie znając „Paidei” Wernera Jaegera, tak naprawdę nie wie o czym mówi. Twierdzę ponadto, że każdy wychowawca, pracując bezpośrednio z dziećmi, który nie ma wiedzy na temat zagadnień poruszanych w „Paidei” – mówiąc delikatnie – nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału."
http://www.edukacja-klasyczna.pl/„paideia”-w-jaegera-–-dzielo-ponadczasowe
Pereła. Kolega dokładnie przetrząsa te śmietniki historii.
Pozostaję ultrasceptycznem, choć po prawdzie to wie Kolega szczegółowo, do kiego stopnia wujwiem otem.
Co do doktoratu z ekonomii to jak Kolega zauważył chciał, ale zamiaru nie zrealizował. Ja jak robiłem doktorat to szczerze chciałem robić karierę naukową, a nawet jak najszybciej profesorem belwederskim zostać. Same chęci nie wystarczą. Ambicje należy cenić, ale brak realizmu w samoocenie prowadzi do śmieszności. Zresztą kolega rozum już wyrażał tu wielokrotnie swoją opinię o doktoratach z ekonomii. Co innego gdyby Kazio był prawnikiem. Dopiero to zdaniem niektórych nobilituje.
Jeśli prawdą jest, co napisał Los, że doktoraty na ekonomii wyglądają tak jak Goliszewskiego (choć prywatnie mam wątpliwości), to ja mówię jasno: sama magisterka na państwowej uczelni na prawie wygląda lepiej. A przez prawnika rozumiem osobę po aplikacji / zdanym egzaminie zawodowym, czyli nie tylko z magisterką.
Czemu Kazio nie trzymał się fizyki? Dobre pytanie. W głowie nie siedzę, ale może jakby nauczyciele lepiej zarabiali, to nie szukałby innych posad. A zdaniem Kolegi to chyba pazerne środowisko z przywilejami, chociaż w pewnym momencie się zgubiłem, więc jak coś nie tak, to proszę sprostować. W każdym razie tematu dlaczego ktoś w latach 90. wolał bycie posłem niż nauczycielem trochę nie rozumiem, skoro poseł zarabiał jakieś 10 razy więcej.
Co do nauczycieli to do tego zawodu nie warto iść dla pieniędzy i nikt rozsądny nie idzie z tego głównie powodu. Oprócz powołania są też niepieniężne profity w tym zawodzie. Główny to chyba czas pracy. Jest zdecydowanie krótszy i bardziej elastyczny niż w innych zawodach. To jest zapewne jeden z powodów jego feminizacji. Nauczycielkom znacznie łatwiej pogodzić obowiązki zawodowe i rodzinne niż na przykład lekarkom czy managerkom. Dlaczego więc Kazio tam poszedł, a potem zmienił zdanie ? Nie wiem. Może najpierw miał poczucie misji wychowawczej i postanowienie poświęcenia się rodzinie i wychowaniu wielu własnych dzieci? Co się potem zmieniło ? To mniej ważne od tego kto tego kretyna promował na posła, ważnego posła, a potem premiera.