Skip to content

Mateusz Morawiecki na premiera - kolejna wrzutka

1414244464797

Komentarz

  • edytowano March 2018
    Nie wiedziałem że chodzi o kilka miesięcy w 2008 roku. Co takiego się stało akurat wtedy? Ja byłem przez kilkanaście lat CFO w dużej firmie giełdowej. Na opcjach wypuścił tę firmę znany bank zagraniczny ale tak z 5-10 lat wcześniej. W sposób opisywany przeze mnie i innych czyli na tak zwanych opcjach czy też schematach opcyjnych zerokosztowych. Tak więc to nie jest żadna nowość i firmy nie mają się co tłumaczyć niewiedzą. Ja nie byłem specem od opcji, ale już wtedy doskonale wiedziałem co to są opcje, w tym walutowe oraz po co i jak się je stosuje.W 2008 powinien to wiedzieć każdy dyrektor finansowy nawet średniej spółki. Powinien bo to było po pierwszej fali kłopotów, dobrze opisanej w publikacjach i aktualnościach, i jego zakichanym obowiązkiem było to poznać. Mój poprzednik był głupcem, chciwym i w swoim mniemaniu sprytnym, i prostakiem. Połaszczył się i wiedział na co. Wierzył że jest w czepku urodzonym Grzesiem z wiochy i zarząd ówczesny mu wierzył i też tak uważał. Kasa im się z worka wysypała gdy szli i się chwalili swoim sprytem. Byli, stare komuchy, przyzwyczajeni do kołaczy bez pracy i ordynarnych przekrętów. Myśleli że się do takiego przyłączają. Bank zadbał o wyjaśnienie im ryzyka i potwierdzenie tego na piśmie. Pozamiatałem po tym głupim szkodniku i wprowadziłem proste narzędzia zarządzania ryzykiem kursowym na miarę mojej firmy. Nie było już możliwości wpaść.
    Co do transakcji zawieranych na kiblu to proszę bez demagogii. Wiele razy tu było opisywane jak się zawiera transakcje walutowe. Oczywiście że w czasie rzeczywistym i na telefon - zastrzeżony i na hasło przez uprawnione osoby. Inaczej się nie da bo to taki szybki rynek. Dokumenty papierowe podpisuje się na podstawie nagrania takiej transakcji ex post oraz właśnie umowy ramowej, która to określa. Oczywiście że przed podpisaniem umowy są negocjacje i prezentacja ryzyka. To jest potwierdzane przez strony zawierające. Co oznacza "rzetelne poinformowanie o ryzyku" debila który jest za leniwy aby słuchać albo nie chce słuchać czy nawet słyszeć? Notowania zmieniają się nie z dnia na dzień ale z minuty na minutę.Oczywiście że firma która chce zabezpieczyć jakąś pozycję powinna ją najpierw znać. To wcale nie jest takie proste i trzeba trochę popracować nad księgowością, swoim systemem ERP i prostymi raportami. To elementarz. Rzeczywiście większość dyrektorów finansowych ma nadal z tym trudności. Nie wiem czemu bo to nie jest takie trudne. Następnie trzeba, a przynajmniej warto, mieć swoją wizję rynku walutowego. Znaczy czego się spodziewamy w najgorszym przypadku bo to należy zabezpieczać. Jak się nie widzi ryzyka to nie ma się przed czym zabezpieczać albo nie wie się na ile. Następnie trzeba wyznaczyć sobie stop losa czyli maksymalną dopuszczalną stratę i co najmniej na tym poziomie ustawiać zabezpieczenie.To elementarne i znowu prawie żaden CFO tak na to nie patrzy. Nie wiem czemu. Zajmują się uczestnictwem w rankingach, rautach i aktywnością pijarową w różnych stowarzyszeniach i klubach oraz pisaniem CV do headhunterów od Executive Search. Zwykli nadęci debile. To co wyżej to elementarz. Następnie trzeba wiedzieć jakie instrumenty są na rynku, jak działają i znać z grubsza ich notowania. Wtedy dopiero można zacząć się zabezpieczać z sensem. Bo w biznesie niefinansowym opcje służą do zabezpieczania, a nie do zarabiania. Zarabiają pośrednicy i zawodowi spekulanci czyli zwykle fundusze bo to ich biznes. Jak się firma budowlana za to bierze to znaczy że nie szanuje swojego biznesu i dobrze jej jeśli upada.Włażą na ośmiotysięcznik w klapkach i bez treningu.
  • O znajomości magicznych literek CVA między Odrą a Bugiem to nie ma w ogóle co marzyć.
  • los napisal(a):
    Transakcje opcyjne zawierane były od stycznia do lipca 2008 czyli przez pół roku.
    Praktycznie żadna transakcja (sic!) nie miała formy pisemnej, klientowi przedstawiano tylko umowę ramową, na żadnej z kilkudziesięciu umów ramowych, które widziałem, nie była opisana żadna ze skomplikowanych struktur, które niby zostały kupione. Klient był łapany telefonicznie - na kiblu czy podczas jazdy samochodem, sprzedawca wyrzucał z siebie kilka niezrozumiałych haseł, zaskoczony klient wydawał z siebie jakiś dźwięk, po czym sprzedawca deklamował: a więc zawarliśmy transakcję.
    W dalszej kolejności bank wykorzystywał BTE, by obrobić konto klienta.(...)
    nie jest prawdą, że banki przedstawiały skomplikowane struktury a chciwy klient się na to łapał i tracił,

    to był ordynarny rabunek. W Polsce nie ma subtelności.



    (notka)
  • edytowano March 2018
    Bo owa struktura powstawała zapewne wynikowo. Każdy może, a właściwie mógł, bo Sejm tak ustanowił i KNF tak rekomendował, sobie kupować i sprzedawać opcje jakie chciał. Jak się to zbierze do kupy to mamy strukturę. Podejrzewam że chodziło o to samo co w opisanym przeze mnie przypadku mojego poprzednika. Było tak:
    Miał zabezpieczyć otwarte pozycje handlowe np na 3 miliony $ na import płatny za trzy miesiące. Chciał być sprytny. Forward był mu za drogi. Wszystko jedno czy od razu czy nie dostarczony (NDF). No to kupował opcję na te kwotę i na ten termin. Oczywiście im lepsza dla niego tym drożej. Było mu za drogo i zarządowi też. Trzeba pamiętać prostą prawdę że przy zakupie opcji ryzykujemy, co najwyżej jej cenę. Jak się zdarzenie nie spełni to ją tracimy i to wszystko. Np kupujemy jak wyżej opcję na kupno 3 milionów dolarów po 3,50 i jeśli będą droższe niż 3,50 to zyskujemy, a jeśli będą tańsze to kupujemy je po kursie bieżącym ale tracimy co zapłaciliśmy za opcję np 0,1 złotego. Czyli przy kursie 3,30 kosztują nas 3,40. A spryciarz chciałby darmo, albo jeszcze zarobić.No to geniusz sprzedaje opcje po 2,5 grosza na kurs sprzedaży 3,70 bo przecież niemożliwe, aby było tak drogo. No niestety trzeba sprzedać ich na 12 milionów. No i kurs jest w dacie realizacji 4,20. I co? Realna transakcja zabezpieczona - kupuje firma realnie po te 3,50 plus cena opcji 0,1 tj efektywnie 3,60. No i niestety musi zrealizować opcje za które dostała tez 0,1 za dolara te 12 milionów po 3,70. No ale brakuje 0,5 od 12 milionów! Trzeba wybulić 6 milionów złotych. Czyli efektywnie na trzy realne miliony przypada po 2 złote za dolara. Czyli sprytny geniusz kupił dolary na import po 3,5 +0,1 - 0,1 +2,0 = 5,5 złotego przy kursie 4,2. A mógł po 3,6. Taka to i struktura.

    No i nie miał pisanej tej struktury w umowie. A co by zmieniło jakby miał? Toż to opcje i wiadomo jak działają. To jest proste. Wszedł w spekulację opcjami. Wiedział co robi. Nie można mu było zabronić. Oczywiście bank powinien był ocenić ryzyko klienta i instrumentu. Zdecydowana większość co popłynęła na opcjach nie splajtowała lub banki się zaspokoiły na masie upadłościowej bo miały szereg zabezpieczeń w ramach umów ramowych rozciągniętych również na transakcje walutowe w tym opcyjne i jeszcze BTE. Takie mieliśmy prawo i nie Pan Mateusz je uchwalał i nie on za nim lobbował, a przynajmniej tak twierdzi i nikt tego nie zakwestionował.
  • loslos
    edytowano March 2018
    romeck napisal(a):
    los napisal(a):
    Transakcje opcyjne zawierane były od stycznia do lipca 2008 czyli przez pół roku.
    Praktycznie żadna transakcja (sic!) nie miała formy pisemnej, klientowi przedstawiano tylko umowę ramową, na żadnej z kilkudziesięciu umów ramowych, które widziałem, nie była opisana żadna ze skomplikowanych struktur, które niby zostały kupione. Klient był łapany telefonicznie - na kiblu czy podczas jazdy samochodem, sprzedawca wyrzucał z siebie kilka niezrozumiałych haseł, zaskoczony klient wydawał z siebie jakiś dźwięk, po czym sprzedawca deklamował: a więc zawarliśmy transakcję.
    W dalszej kolejności bank wykorzystywał BTE, by obrobić konto klienta.(...)
    nie jest prawdą, że banki przedstawiały skomplikowane struktury a chciwy klient się na to łapał i tracił,

    to był ordynarny rabunek. W Polsce nie ma subtelności.



    (notka)
    A wiesz dlaczego nie było umów? Bo żaden z bankowych matołów spomiędzy Odry i Bugu nie byłby w stanie takiej sporządzić, oni nie mieli pojęcia, co sprzedawali. Wystawcami produktów były wielkie banki z Londynu, polskie parabanki robiły tylko za pośredników i naganiaczy jeszcze większych jeleni. Jedyną dokumentacją produktów były prezentacje w powerpoincie. Do towarzystwa debili zapisali się jeszcze swędziowie, którzy gdyby należeli do rasy ludzkiej, co zafundowaliby kilku zarządom (oczywiście wliczając BZ WBK) kilka lat wiktu i opierunku. Choć znając swędziów, być może nie byli tacy głupi tylko wrażliwi na argumenty.
  • (notka dla innych)
    Toż to kolega los pisze z raz drugi lub trzeci!
    = = = =

    Wałkuje się temat - w sumie i dobrze.
    Ja się na finansach całkowicie nie znam i nie rozumiem, ale taka "łopatologia" losowa dociera do mnie,
    bo
    wiem jak mnie można ograć (i ogrywano!) na proste sprawy kontowo-kredytowo-kartowe.
    I nic że PRZECZYTAŁEM umowy.
  • Rafał napisal(a):
    ... No i nie miał pisanej tej struktury w umowie.
    A co by zmieniło jakby miał? Toż to opcje i wiadomo jak działają. To jest proste.
    Hahaha! (śmiech zzazębny)
  • Rafał naprawdę tak napisał? Ale chucpiarstwo.
  • Od kiedy to mruknięcie w słuchawkę nazywa się zatwierdzaniem? Powiem ci - od kiedy (i do kiedy) istnieje BTE. Rabunek w biały dzień.
  • 7dmy napisal(a):
    Ty Romeck nie jesteś szefem dużej firmy i tobie nie wpadłaby do głowy zatwierdzanie w kiblu transakcji wyrażonych w setkach tysięcy złotych, o których strukturze nic nie wiesz.
    Całkowicie sie z Tobą zgadzam - to jest inny poziom myślenia, którego nie zaznałem.
    I raczej chodzi o dziesiątki milionów.
    Ale poznałem mlionerów - faktycznych, realnych, w dollarach usańskich - i wiem, że wpadają im różne pomysły do głowy, które zwykła babcia z kurami skwitowałaby "fejspalmem".

    =
    ps.
    dalej juz tylko czytam... (w bokotemacie)
  • los napisal(a):
    Od kiedy to mruknięcie w słuchawkę nazywa się zatwierdzaniem? Powiem ci - od kiedy (i do kiedy) istnieje BTE. Rabunek w biały dzień.
    Nie wiem, kuerde, ale jak ja potrzebowałem parę złoty, to też trochę pomruczałem do słuchawki i za parę godzin hajs był w kącie. A innym razem widziałem międzynarodowego spekulanta, który kupował całe tankowce ropy naftowej, też mrucząc do komórki i powołując się na umowy ramowe. Tak więc tak.
    Art. 74 KC
    § 4. Przepisów o skutkach niezachowania formy pisemnej, dokumentowej albo elektronicznej przewidzianej dla celów dowodowych nie stosuje się do czynności prawnych w stosunkach między przedsiębiorcami.
  • Ale co panie prawnik na to prawo Oyczyzny umiłowaney? Czy dopuszcza ona pozbawianie przedsiębiorstw środków na podstawie kaprysu banksterów i tylko tego?

    Przypominam najistotniejszy element sprawy - w sprawie z tankowcami w umowie ramowej transakcja była detalicznie opisana. W przypadku opcji opisu transakcji nie było ani w pisanym dokumencie ani w rozmowie.

    Jeśli odpowiedź będzie pozytywna, trzeba będzie zweryfikować określenie "umiłowana." Bo równie potwornych organizacji ludzie w swych dziejach stworzyli niewiele.
  • edytowano March 2018
    los napisal(a):
    Rafał naprawdę tak napisał? Ale chucpiarstwo.
    No jakie hucpiarstwo Losie? Trudno to jest może instrumenty wyceniać, budować modele prognostyczne itp.Natomiast dla klienta kupującego lub sprzedającego jakąś opcję to jest produkt o konstrukcji cepa. Każdy cwaniaczek z rynku co gra w trzy karty, ale też średnio rozgarnięty referent zrozumie tę konstrukcje po dwuminutowym "wykładzie". Żadna finezja. Zwykły zakład jak w totalizatorze sportowym. Tylko że ci goście chcieli się bawić w totalizator, a nie w graczy. Sprzedawali losy bez ograniczenia puli wygranych jak totalizator. Zgadzam się że prawo nie powinno na to pozwalać. Jednak pozwalało. Co mają do tego prezesi banków? Zresztą czy prawo ma zabraniać skakania z X piętra na łebka do kałuży? I deweloper ma potem płacić rodzinom idiotów odszkodowania?
  • loslos
    edytowano March 2018
    Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    A innym razem widziałem międzynarodowego spekulanta, który kupował całe tankowce ropy naftowej, też mrucząc do komórki i powołując się na umowy ramowe. Tak więc tak.
    Takim międzynarodowym szpekulantem to byłem 20 lat, więc coś o tym wiem. I informuję cię, że wszystkie te umowy mają formę pisaną, na koniec dnia podpisuje się zwykłe kwity. Rozmowa telefoniczna jest tylko złapaniem ceny.
  • Wtrącę się: Oczywiście że telefonicznie ustala się tylko podstawowe parametry transakcji: instrument, datę, kwoty, cenę. Kwity się wypisuje do potwierdzenia na piśmie po tym uzgodnieniu.Umowa jest ramowa z aneksami. A jaka ma być? Opisy produktów i ich lista są w tych aneksach lub przywołanych regulaminach i innych dokumentach. Oczywiście że wcześniej prezentuje się je w Power Poincie. A jak mają być prezentowane? W Wordzie lub ołówkiem kopiowym na folii?

    Przypominam że w Polsce mamy kontynentalny, tak niemiecki, system prawny - z gruba kodeksowy. Nie ma potrzeby i zwyczaju podpisywać książek z uregulowaniem wszystkiego i pięcioma stronami definicji jak u Anglosasów. Wystarcza powszechnie obowiązujące prawo i odwołania do niego. Tak wiem że Anglosasi, szczególnie poprzez swoich konsultantów i instytucje finansowe, z uporem psują te zasady i zaśmiecają umowy oraz zmuszają do produkcji ton dokumentacji papierowej w dziesiątkach kopii.To absurd i szkodnictwo. To chyba jeden z najbardziej dolegliwych i oburzających przejawów przemocy instytucjonalnej.
  • edytowano March 2018
    Blómberg:

    That means a pause in privatization, which Morawiecki says contributed up to 14 billion zlotys a year to the budget, preference for domestic over foreign borrowing (the share of Poland's debt owned by foreigners is down to 50 percent from about 60 percent three years ago) and a reliance on state enterprises to increase investment because private companies are too small and not boldly expansionist enough to provide the desired boost.

    Komentarz z internetów:

    Sad to read this. Most LatAm leftist governments tried the same formula over the past 2 decades, with disastrous consequences. Focusing public borrowing on the domestic market means that the government will compete with households and businesses for capital, which have a much harder time raising capital internationally.

    This will make it much harder (and raise interests) for households and businesses to secure capital for new investments (especially when the domestic savings rate is so low), restricting supply growth and possibly leading either to inflation or to an increase in imports.

    That, coupled with a low or nill savings rate, an over-reliance on government for retirements and a low retirement age, means an economic disaster, exactly like the one in Argentina and Brazil.


    Jeszcze było o tym, że jak się jest zadłużonym wewnętrzne, to jest wielka pokusa żeby ten dług zmniejszyć rozpuszczając go inflacją.

    No i to, jak bardzo wierzycielom zależy na stabilności dłużnika, powinno zależeć od wielkości długu, tak na chłopski rozum.

    Czy zatem mamy się bać przerzucenia zadłużenia z zagranicznego na krajowe?

    Czy może jest zupełnie na odwrót, i np. jako krajowi eksportującemu powinno to wyjść na dobre?
  • Na szczęście co pan Mateusz wygaduje nie bardzo się łączy z rzeczywistością.
  • edytowano March 2018
    Powtórzę kilka z istotnych argumentów za taką polityką. Otóż rzeczywiście taka polityka zwiększa udział sektora państwowego czy też publicznego w gospodarce. Zwiększa znacznie udział państwa w akumulacji kapitału i jego wpływ na jego alokację. Pozwala więc na skuteczniejszą koncentrację na projektach strategicznych zgodnych z polityką większości parlamentarnej. (No ja rozumiem że teraz tę politykę to prowadzi bankster i kryptopeowiec, a nie ultrapatrioci co nie oddadzą nawet guzika obcym.) Prawdą jest że taka polityka pogarsza pozycję rodzimego biznesu w wyścigu o finansowanie oraz jego wpływ na gospodarkę, a szczególnie kierunki jej rozwoju. Proste pytanie: czy woli Koleżeństwo aby większy wpływ na to miał rząd PiS czy konsorcjum Kulczyków, Solorzy, Staraków, Sołowiowów, Karkosików i ich politycznych popleczników lokalnie oraz zagranicznych wspólników? I drugie pytanie: czy woli Koleżeństwo aby polscy fornale (nie mogę zapomnieć o tej kalumni i jej darować, niech mi Pan wybaczy) zapożyczali się w bankach bo państwo będzie pożyczać za granicą i skąpic na wszystko, czy też aby państwo silniej weszło w redystrybucję dochodów i bogactwa do tych fornali od wyżej wymienionych biznesmenów oraz plejady mniejszych postesbeckich i postkaeldowskich chamskich rodów i ich rodowych biznesów.
  • Rafal, cycat byl o kilku rzeczach, ja sie skupilem na zadluzeniu panstwa, nie tym czy i gdzie panstwo inwestuje.
    Jesli ma to wygladac tak, ze inwestujemy w "innowacje" (poprzez dyrektora muzeum RPL) kaske zabrana podatkiem inflacyjnym, to hmmm...
  • Ja wcale nie jestem zwolennikiem kapitalizmu sterowanego przez państwo. Pisałem o tym wiele razy tutaj. Uważam że rząd prowadzi politykę etatystyczną i że to jest świadomy wybór Jarosława Kaczyńskiego realizowany dość sprawnie przez Premiera, a dawniej superwicepremiera Morawieckiego. Wyżej wskazałem dlaczego taka polityka jest, być może, najlepszym chociaż nie doskonałym wyjściem w naszej specyficznej sytuacji. Wolę etatyzm niż złodziejstwo. Wolę patriotycznych etatystów niż liberalnych zdrajców. Wolę państwowców niż byłych wsioków i esbeków.
  • 7dmy napisal(a):
    Robienie z Premiera RP żydowskiego sługusa (trochę to brzmi dzisiaj dziwie co nie? a przecież jakby ta kampania Jakiego wypaliła to wielu by w to święcie wierzyło), jest czymś na granicy zdrady stanu, tym bardziej że jest to obszar niezwykle traumatyczny.
    Jakoś każdy poprzedni premier był żydoskim sługusem i nie było takiego oburzanka?
  • 7dmy napisal(a):
    jeżeli to jest prawda, to po takiej akcji Jaki powinien dostać kopa w d..pe, bo tu nie chodzi tylko o kopanie dołków pod partyjną konkurencją co jest poniekąd normalne ale o użycie do tego wrażliwego tematu i narażenie na szwank interesów państwa.

    gdzie znajdę KOlegi cytat z oburzankiem na walki frakcyjne z podsrywaniem Antuanowi?

  • A tukej rozmowa kulturalnych liberałów, czy też może liberalnych kulturałów z panem Wojtkiem Myśleckim:

    https://kulturaliberalna.pl/2018/03/20/myslecki-pawlowski-rozmowa/
    Mateusz powinien ścinać głowy

    „Przewiduję, że w tym roku będzie ostre starcie między grupą reformatorów a aparatem PiS-u i albo PiS się zacznie reformować, albo grupa reformatorów zostanie zablokowana i wyjdzie lub zostanie wypchnięta poza struktury PiS-u”, mówi wieloletni znajomy Mateusza Morawieckiego .

    Co pan robił po upadku PRL?

    Pracowałem na politechnice i od razu włączyłem się w organiczną pracę nad kształceniem kadr do gospodarki. Profesor Andrzej Wiszniewski, wybitny działacz opozycji i podziemia solidarnościowego, późniejszy minister nauki w rządzie premiera Buzka, został rektorem Politechniki. Mnie powierzył reorganizację uczelni i pod jego kierunkiem zaczęliśmy ściągać fundusze pomocowe i pomoc bezpośrednią z zagranicy – z Francji, Niemiec, ze Stanów Zjednoczonych – i uruchamiać szkoły w językach obcych z wykładowcami z tamtych krajów, ukierunkowane na nowoczesną gospodarkę wolnorynkową.

    Zachęcałem też do studiowania i umieszczałem w tych szkołach młodych ludzi z SW. Między innymi Mateusz też ukończył na politechnice amerykańską szkołę zarządzania i uzyskał dyplom Central Connecticut State University. Doradzałem mu też, żeby zrobił drugi fakultet o ukierunkowaniu ekonomicznym. I uzyskał MBA na wrocławskiej Akademii Ekonomicznej. Kiedyś przyszedł do mnie z pytaniem, co dalej, bo dostał propozycję otwarcia przewodu doktorskiego, ale jednocześnie otrzymał stypendium na studia podyplomowe z prawa europejskiego i ekonomiki integracji gospodarczej na Uniwersytecie Hamburskim. Poradziłem mu, aby pojechał do tej szkoły w Hamburgu, bo wtedy w końcu będzie miał jakiś konkretny zawód.

    Pojechał, był bardzo dobry i dzięki temu mógł uzupełnić studia w Kellogg School of Management przy Northwestern University oraz odbył prestiżowy staż w Niemieckim Banku Federalnym. Do Polski wrócił z dobrym już przygotowaniem do pracy w sektorze bankowym. Ale aby dostać się na kierownicze stanowisko w Banku Zachodnim potrzebne były silne rekomendacje i naciski, gdyż był opór ze strony powiązanego z SLD zarządu tego banku. Doszedł tam do prezesury.

    Kto jeszcze z SW skończył wrocławską School of Business? Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP i bliski przyjaciel premiera. Ktoś jeszcze?

    Nie wszyscy chcą, żeby o tym mówić. To jest sukces tej organizacji, że potrafiliśmy wypromować ludzi na tak wysokich stanowiskach. A to była mała organizacja i silnie blokowana przez establishment okrągłostołowy. Etykieta SW była gorsza od przynależności do PZPR. Pan nawet sobie nie zdaje sprawy, jak my jesteśmy relatywnie wpływowi w tej chwili – w stosunku do wielkości SW i wspomnianej specyficznej blokadzie na jej członków.

    Jak antystemowa organizacja, sprzeciwiająca się porozumieniu przy Okrągłym Stole wypromowała tak wielu ludzi?

    Z bardzo prostej przyczyny. Nie wiem, czy pan wie, na czym polegają sukcesy społeczności żydowskiej? Oni mają odwrócony system budowania grup społecznych.

    Nie rozumiem…

    Naprzód wszyscy pracują, żeby jeden poszedł do góry, a potem on wciąga innych. To jest taki system jak taternicy. Wchodzi pierwszy, my go z dołu asekurujemy, on nad sobą wbija haki. A jak już dojdzie do góry to dużo łatwiejsza i efektywniejsza jest asekuracja odgórna. On asekuruje każdego następnego. A wielu z nas było taternikami albo grotołazami. I druga rzecz: jeśli Mateusz Morawiecki czy ktoś z naszego grona prowadzi jakąś sprawę, to ja wykonam – nawet jak mi się nie podoba – to, co on uważa za konieczne do zrobienia.
  • Zakon SW B-)
  • extraneus napisal(a):
    Zakon SW B-)
    Sądząc po jego głowie - nawet Zakon SWithów.


  • edytowano March 2018
    Chyba sitwów. To nie jest nic odkrywczego. Czasem działa. Przecież tak samo rozprowadzali się "gdańscy liberałowie", a wcześniej Ordynacka pod wodzą Kwacha. W ten sposób można zbudować oligarchię, ale nie państwo. No właściwie można - państwo oligarchiczne.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    A tukej rozmowa kulturalnych liberałów, czy też może liberalnych kulturałów z panem Wojtkiem Myśleckim:

    https://kulturaliberalna.pl/2018/03/20/myslecki-pawlowski-rozmowa/
    I uzyskał MBA na wrocławskiej Akademii Ekonomicznej. Kiedyś przyszedł do mnie z pytaniem, co dalej, bo dostał propozycję otwarcia przewodu doktorskiego, ale jednocześnie otrzymał stypendium na studia podyplomowe z prawa europejskiego i ekonomiki integracji gospodarczej na Uniwersytecie Hamburskim.
    Jeszcze nie zaczął, a już mu przewód otwierali. Nieźle go kompromitują dawni kumple z SB czy tam SW...

  • Wrocławska AE była sławna dla poziomu naukowego i braku związków z SB. Wyguglajcie sobie dzieje rektora Nogi.
  • edytowano March 2018
    Znowu kto, a nie co. Mogę wyguglać z innych uczelni.Podałem chyba też poznańską.W tych prostych fragmentach był opis konstrukcji instrumentów zabezpieczających. On nie ma nic wspólnego z komuną i SB.Był też opis praktyk banków i klientów. Też nie ma nic wspólnego z komuną. Na Zachodzie też masa lewaków i agentów komuny. Oxford, London School of Economics czy MIT albo Harvard nie są w tej sprawie wyjątkami.

    PS: Co do komuny i agentów na polskich uczelniach to oczywista oczywistość. To nie znaczy że setki i tysiące naukowców to agenci i że nie pracują i nie publikują często sensownych rzeczy.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.