Skip to content

Akcja ratownicza na Nanga Parbat

1457910

Komentarz

  • trep napisal(a):
    Zastanówmy się, jak by to wyglądało od strony wykonawczej.
    Rząd RP podpisuje układ ze wszystkimi państwami; na terenie których leżą Himalaje. Ci przesyłają wszystkie określone aktem informacje o aplikujących o zgodę na wspinaczkę. W Polsce powołuje się specjalny urząd do oceny tych wypraw. Powołuje biegłych rzeczoznawców, którzy oceniają czy wyprawa nie jest biedahimalaizmem. Stanowisko to jest przekazywane do danego kraju a ten wydala pożal się Boże himalaistów. Ustala się również maksymalny status majątkowy, powyżej którego ne wolno się wspinać. To już prostsze, bo tu wystarczy liczba. Nie trzeba komisji. Kandydaci na himalaistów muszą tylko ujawniać swoje dochody.
    Myślę, że jakby wprowadzić jawne oświadczenia majątkowe himalaistów, to z miejsca wprowadziłoby samodyscyplinę, rozwagę, uczciwość i coś tam jeszcze ;)

    Rozumiem, że Kolega ironizował i nie tylko Kolega, ale już bez ironii są do wyobrażenia prawne środki mające przeciwdziałać takim wyprawom, zasada represji wszechświatowej od dawna obowiązuje w kodeksie i wyjątki od zasady podwójnej karalności też.
  • nie oceniam - każdy ma własne życie do przeżycia
    miał akceptację żony (drugiej), dziecko wychowywane pewnie w tym duchu (Zoja) (pięć lat w Irlandii właśnie z tą dwójką

    „Góry i dzieci - to były miłości jego życia” polki.pl o zbiórce na rodzinę (dzieci)Tomasza

  • Albo rybki, albo pipki. Lubię szybką jazdę muscle-carem, więc zamiast rodzinnego vana kupię Forda Mustanga i dzieciaczki upcham na tylnej kanapie.
    Rodzicielstwo to odpowiedzialność.
  • zrobił co chciał

    Jest inna kwestia - jak w takiej sytuacji powinna postąpić Polska.
    Czy jeśli w czasie wczasów za granicą i zagrożenia życia każdy Polak może liczyć na wsparcie swojego państwa? Czy tylko ci, o których mówi się w mediach?
  • Wywiady z rodziną wskazują że niczego z żoną, obecną czy byłą, nie uzgadniał. Informował że jedzie i tyle.No więc żył jak chciał i nie za bardzo się przejmował nimi, ściślej jaki to ma na nich wpływ. Nie przesadzajmy z tym "nie sądzeniem" i "nie ocenianiem". To poprawniactwo, w którym w istocie chodzi o zamkniecie ust i ocenianie z góry każdego kto ma w tej sprawie zdanie inne niż afirmacja nieszczęsnego Tomasza. Nawet jakaś "misjonarka" z Indii tak nadaje. Nie wiem co to za misjonarka, znaczy czy chrześcijanka i czy z zakonu, ale tak podał jakiś portal.
  • Widzę że niektóre zjawiska psychologiczne nie przestają szokować. Ale za PRL znalazły one godne odbicie w popkulturze:



  • Nie oceniam i nie osądzam, bo i nie znałem człowieka, i ostatnie fakty, to zwykle te "medialne".
  • te żony, szczególnie druga też wiedziały w jaki związek wchodzą. Dzieci szkoda, teraz już oficjalnie zasilą rzeszę dzieci bez tatusiów.
  • już z tego robią mamemadzi, specjaliści od bambusowych gwoździ...
    ciszej nad tą trumną , chce sie powiedzieć...
  • KazioToJa napisal(a):
    te żony, szczególnie druga też wiedziały w jaki związek wchodzą. Dzieci szkoda, teraz już oficjalnie zasilą rzeszę dzieci bez tatusiów.
    Niekoniecznie, wdowy wychodzą za mąż.
  • Taki wpis krąży po internetach (nie wiem, czy fejk):

    "Huja nie bohaterstwo!!!
    A moze by tak z innej strony?
    Zbiórka zbiórką, Kasa kasą – chuj mi do tego kto, ile i na co daje. Napiszę z innej perspektywy. Jestem synem człowieka, który na niejeden ośmiotysięcznik wchodził – na jeden wszedł i zginął. Chodziłem wtedy do podstawówki. I nie będę pisał o żadnym bohaterstwie mojego ojca. Wystarczająco nasłuchałem się tych wszystkich bredni na ulicy, w szkole, od urzędników, którzy widzieli moje nazwisko i z odmętów pamięci przypomnieli sobie o moim ojcu – chcąc mi sypnąć komplementem – słyszałem tysiące razy jakim to był wielkim bohaterem i jaką potężną miał odwagę. Chuja miał – nie odwagę. Chujem był a nie bohaterem. BOHATEREM była moja matka! Dopóki nas nie było na świecie razem wspinali się tu tu to tam. Obietnica była jedna – przychodzi dziecko na świat – odstępujemy od tego sportu w wymiarze ekstremalnym. I przychodzę na świat. Jest siermiężny PRL. Po co bawić się w kartki i kolejki, po co użerać się z bachorami, na chuj z tym wszystkim. I spierdolił. Mój ojciec był tchórzem ponad tchórze. Zostawił nas z tym wszystkim. Zostawił nas z traumą o której nawet głośno nie można powiedzieć – bo przecież był bohaterem! W imię czego bohaterem? W imię własnych ambicji które były ważniejsze niż dzieci? Na co szedł hajs? Na książki, zeszyty, ubrania, jedzenie? Zwykle pierdolenie – chodziłem w szmatach do szkoły, żarłem mortadele na która matka ledwo zarobiła biegając od jednej roboty do drugiej, z drugiej o trzeciej (i byłem szczęśliwy dzięki miłości matki). A on kartki sprzedawał by mieć na sprzęt. W dupie miał wszystko. Po co to piszę? Mackiewicz zostawił dzieci. Będą żyły z tym samym piętnem z którym ja i moje rodzeństwo borykaliśmy się tyle lat. I niech to będzie komentarz do jego bohaterstwa. Kocham góry ponad wszystko – ale kocham je mądrze i ta miłość to miłość przekazana dzięki matce. Wspinam się, ale nigdy nie narażę swojego życia w imię czczego bohaterstwa, w zapomnieniu dla rodziny i wartości, które powinny być nadrzędne dla każdego rozsądnego człowieka. Wychować dziecko – to jest bohaterstwo, odpowiedzialność to jest bohaterstwo – a nie wpierdolenie się na 7 tysięcy bez tlenu. Samobójstwo w imię dwóch zdań na wikipedii i jakiejś płaskorzeźby w bliżej nieokreślonej lokalizacji, w imię szyby wkutej w bloku mieszkalnym, w imię nazwy szkoły, której młodzież ma w dupie kim był patron, w imię jakiejś nazwy ulicy i bestialsko pojebanej gloryfikacji. I teraz walka z mitem – po co wchodzą na ośmiotysięczniki? Po co akurat tam? Dla pokonania własnych słabości, walki z ograniczeniami? Ściema kurwa. Ja Wam powiem po co mój ojciec to robił. By zaistnieć, by zapisać się na „kartach historii”, z nonszalancji, chujowo rozumianego splendoru, bo zwyczajnie w innych dziedzinach był zerem. Palił, pił – sportowiec. Przecież można wchodzić na o wiele mniejsze góry – nadal niebezpieczne – ale? No własnie nikt się takim wejściem nie interesuje. Na Mont Blanc wchodzą tabuny Januszów jak po browara w Biedronce. I tam „chwały” nie będzie. No chyba ze wszedłby boso. Mocarz bez tlenu wchodzi na Nanga Parbat i zostawia dzieci – i ja a takie bohaterstwo podziękuję."

    Źródło - komentarz do artykułu: "Dlaczego nie byli ubezpieczeni" na teklak.pl
  • polmisiek napisal(a):
    Na co szedł hajs? Na książki, zeszyty, ubrania, jedzenie? Zwykle pierdolenie – chodziłem w szmatach do szkoły, żarłem mortadele na która matka ledwo zarobiła biegając od jednej roboty do drugiej, z drugiej o trzeciej (i byłem szczęśliwy dzięki miłości matki). A on kartki sprzedawał by mieć na sprzęt. W dupie miał wszystko.
    Typowe zachowanie narkomana.

  • Nawet jeśli fejk to podpisuje się obiema ręcami.
  • napisal(a):Wychować dziecko – to jest bohaterstwo, odpowiedzialność to jest bohaterstwo – a nie wpierdolenie się na 7 tysięcy bez tlenu
    +1

    Nie wyglada mi to na fejk.
  • Ejmen. I to by było na tyle. Następny Herostrates.
  • edytowano February 2018
    Niektórzy na tym zarabiają, co pozwolę sobie niebawem opisać.
  • marniok napisal(a):
    Nawet jeśli fejk to podpisuje się obiema ręcami.
    Pasuje idealnie do portretu psychologicznego wklejonego przez Jorge.
  • polmisiek napisal(a):
    Taki wpis krąży po internetach (nie wiem, czy fejk [..]
    +1
  • Przemko napisal(a):
    KazioToJa napisal(a):
    te żony, szczególnie druga też wiedziały w jaki związek wchodzą. Dzieci szkoda, teraz już oficjalnie zasilą rzeszę dzieci bez tatusiów.
    Niekoniecznie, wdowy wychodzą za mąż.
    czasami się zdarza, że nowy mąż jest ojcem dzieciom, ale tylko czasami. Łatwiej przestać być wdową niż sierotą.
  • latamy na marsa a nie możemy wlecieć powyżej 8km to jest wyzwanie konstruktorskie dla przyszłych pokoleń
  • AHAWA napisal(a):
    latamy na marsa a nie możemy wlecieć powyżej 8km to jest wyzwanie konstruktorskie dla przyszłych pokoleń
    Nie da się wylądować śmigłowcem przy silnym bocznym wietrze, to jest nie do przeskoczenia.
  • Wylecieć chyba możemy ale tam wylądować nie ma jak i gdzie.
  • Zdaje się też, że przy rozrzedzeniu powietrza na tej wysokości normalne silniki spalinowe niezbyt chcą pracować, a i śmigło nie bardzo ma jak siłę nośną wytwarzać.
  • Smiglowce to chyba turboodrzutowe mają? W każdym razie jeśli nie ma gdzie lądować to w grę wchodzi tylko zrzut - a to nie są komandosi oraz do zrzutu potrzeba również w miarę bezwietrznej pogody. Ciekawe też jak sobie takie maszyny radzą z mrozem -50 stopni?
  • edytowano February 2018
    AHAWA napisal(a):
    latamy na marsa a nie możemy wlecieć powyżej 8km to jest wyzwanie konstruktorskie dla przyszłych pokoleń
    Latanie na Marsa to jest pic na drążku, darwinizm dla mas.
    Obecnie jest problem z powtórzeniem lotów na księżyc. Goście którzy skonstruowali rakiety Saturn sa już na tamtym świecie, a z posiadanej dokumentacji NASA nie może odtworzyć produkcji. USA kupowało niedawno jakieś silniki z kacapskich magazynów. Także ten ...

    Bog Stworca nie bez przyczyny umieścił ludzkość w zielonej ekologicznej klatce, żebyśmy z niej nie mogli wyłazić po uważaniu. Białko nie nadaje się do życia w próżni i przy promieniowaniu alfa, beta, gamma.
  • Rekordowa wykość na jaką wzniósł się śmigłowiec to 12 422 metrów, w 1972 roku.
    Jest też lądowanie na Evereście

    https://m.youtube.com/watch?v=oEPJzEpWJTc
  • adamstan napisal(a):
    Zdaje się też, że przy rozrzedzeniu powietrza na tej wysokości normalne silniki spalinowe niezbyt chcą pracować, a i śmigło nie bardzo ma jak siłę nośną wytwarzać.
    Zgadza się. Ale można zrobić nienormalne - duża rozpiętość, turbosprężanie itd. Technicznie do przeskoczenia.
    Problem jest raczej ekonomiczny - czy opłaca się konstruować nowy typ śmigłowca dla wyprodukowania ca 5 szt. na potrzeby ratownictwa górskiego w Himalajach?
  • dentysta napisal(a):
    Rekordowa wykość na jaką wzniósł się śmigłowiec to 12 422 metrów, w 1972 roku.
    Jest też lądowanie na Evereście
    Założę się, że latem i przy pogodzie, przy której dany Everest można by zdobyć z palcem w nosie tyłem na bosaka.
  • Ale ta zabawa polega właśnie na tym, by robić coś, przy czym śmiertelność wynosi 30%. Jakby zamknąć tych panów w pokoju bez klamek, to by sobie robili zawody, kto mocniej czołem w ścianę przydzwoni.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.