W tym szaleństwie CZASAMI jest metoda. Otóż wielu himalaistów (np. wymieniani tu Bielecki i Pawłowski) posiada własne firmy świadczące usługi organizowania wypraw dla amatorów. Zarówno w Himalaje jak i w góry niższe typu Kaukaz, Alpy, Tatry itp.
Jest to dynamicznie rozwijający się rynek, a im ktoś ma bardziej spektakularne osiągnięcia w górach najwyższych (Himalaje, Karakorum) tym większe szanse na przyciągnięcie bogatej klienteli.
Jest to dobrze opisane w książce Krakauera "Wszystko za Everest". W 1996-tym najlepsze firmy (np. Adventure Consultants) brały za wprowadzenie na w/w szczyt 60 tys. zielonych od osoby, a cena nie uwzgledniała kosztów przelotów, sprzętu indywidualnego, pozwoleń itp.
Polecam tez fim "Everest" powstały na podstawie tej publikacji.
Od tamtego czasu ceny poszły w górę, tak więc tego...
Oczywiście jest to niebezpieczny sposób zarobkowania, ale poławiacze krabów na Atlantyku podczas sztormu też bardzo się narażają, a bez jedzenia tych skorupiaków można się przecież obyć.
MarianoX napisal(a): W tym szaleństwie CZASAMI jest metoda. Otóż wielu himalaistów (np. wymieniani tu Bielecki i Pawłowski) posiada własne firmy świadczące usługi organizowania wypraw dla amatorów. Zarówno w Himalaje jak i w góry niższe typu Kaukaz, Alpy, Tatry itp.
Jest to dynamicznie rozwijający się rynek, a im ktoś ma bardziej spektakularne osiągnięcia w górach najwyższych (Himalaje, Karakorum) tym większe szanse na przyciągnięcie bogatej klienteli.
Jest to dobrze opisane w książce Krakauera "Wszystko za Everest". W 1996-tym najlepsze firmy (np. Adventure Consultants) brały za wprowadzenie na w/w szczyt 60 tys. zielonych od osoby, a cena nie uwzgledniała kosztów przelotów, sprzętu indywidualnego, pozwoleń itp.
Polecam tez fim "Everest" powstały na podstawie tej publikacji.
Od tamtego czasu ceny poszły w górę, tak więc tego...
Oczywiście jest to niebezpieczny sposób zarobkowania, ale poławiacze krabów na Atlantyku podczas sztormu też bardzo się narażają, a bez jedzenia tych skorupiaków można się przecież obyć.
Będziemy robić Kolegom spoilery co stało się z twórcami tych firm - przynajmniej tymi opisanym w książce i pokazanym w filmie?
Wszyscy znamy tragedię jaka wydażyła się w 1996 roku na Evereście, znamy też wersję wydażeń przedstawioną w książce "Wszystko za Everest" przez J. Krakauera. Znamy też książkę A. Bukriejewa "Wspinaczka", w której autor odpierał zarzuty kierowane pod jego adresem. Niniejszy film jest unikalnym zapisem rozmowy jaką Bogusław Magrel odbył z Simone pod Everestem w 2006 roku. Rozmawa dotyczyła relacji Simone z Aleksiejem i rzuca nowe światło na przebieg wydażeń z 1996 roku. Pełny tekst wywiadu z Simone Moro jest dostępny na stronie: www.wyprawy.net
B.M. Bukriejew był dla Ciebie przyjacielem, nauczycielem, wielkim człowiekiem. Niedawno wyszła w Polsce jego książka Pt. Wspinaczka, To naprawdę smutne, że Anatolij musiał napisać tak obszerną książkę [polskie wydanie to ponad 400 stron], by bronić siebie, by udowadniać światu, że nie jest wielbłądem. Po jej lekturze doszedłem do wniosku, że być może nigdy by nie powstała, gdyby nie konieczność odpowiedzi na historię Krakauera, którą poznał cały świat, a która miała pewne luki… . [Zapis z rozmowy pod Everestem]
To po pierwsze. Bukriejew nie był opiekunem do dziecka, tylko przewodnikiem. Babysiter jest od niańczenia dzieci, a przewodnik ma cię prowadzić, w górach jest po to, by mówić ci co masz robić i jak masz to robić, ale żeby wejść na Everest musisz mieć siłę, tego żaden przewodnik ci nie da. Po wypadku w 1996 roku wielu ludzi mówiło, że Bukriejew wspinał się bez tlenu, że to był poważny błąd itd., ale ja uważam to gadanie za totalne bzdury. Po drugie: John Krakauer był pierwszy raz w Himalajach, szedł z tlenem i z przewodnikiem. Bukriejew miał na koncie 40 wejść na szczyty siedmiotysięczne i 21 wejść na ośmiotysięczniki. Obaj wiemy, że nie jest wystarczające przeczytanie jednej ksiązki, by już wiedzieć wszystko o wspinaczce. A porównując ich możemy powiedzieć, że Bukriejkew to Everest, a Krakauer to kamyczek mieszczący się w mojej garści. Mamy tu początkującego studenta i wielkiego profesora. Więc Krakauer nie mógł uczyć Bukriejewa jak być przewodnikiem. Takie jest moje zdanie. Krakauer jest dobrym pisarzem, napisał książkę, zarobił na niej wielkie pieniądze, miliony dolarów, ale to Bukriejew uratował wszystkich ludzi. Ja też jestem przewodnikiem UIAGM, od czterech lat, i każdy z nas wie, że najważniejszym zadaniem przewodnika jest ochrona jego klientów. Feralnego dnia Bukriejew miał jednego klienta na swojej linie, Geogra Martina. Był z nim na szczycie Everestu, po czym bezpiecznie sprowadził go na przełęcz. I fakt, że działał bez tlenu w niczym mu nie przeszkodził. Tym samym jego zadanie dobiegło końca. Tam działały dwie ekspedycje: Scotta Fishera i Roba Halla, obie z dużą liczbą uczestników. Ale z wyprawy Fishera, dla którego Bukriejew pracował, nikt nie zginął, zginął jeden przewodnik, Scott Fisher, ale żaden klient. A Bukriejew ratował nie tylko klientów Mountain Medness, ale też Adventure Colsuntants, za których formalnie nie był odpowiedzialny. Więc czego jeszcze ludzie chcą od Bukriejewa? Żeby był Bogiem? Mimo to Anatolij był bardzo smutny, bo przejmował się opinią ludzi. To co napisał Krakauer w swojej książce, to jest wyłącznie jego opinia, a jego opinia nie jest nawet częścią prawdy. Niestety wielu ludzi, którzy czytali jego książkę i widzieli film przyjęło tę opinię laika za prawdę. Dla nich Bukriejew stał się nieodpowiedzialnym guidem. Po trzecie: Bukriejew też napisał książkę, ale w niej nie powiedział nawet jednego słowa przeciwko Krakauerowi. Dla mnie jest naprawdę wielki. On, Rosjanin, pokazał Krakauerowi jak pisać z klasą. Dzień przed śmiercią Bukriejew odpowiedział mi, że podczas akcji ratunkowej na Przełęczy Południowej był w namiocie Krakauera i poprosił go o pomoc w transporcie ludzi do obozu, wiesz co odpowiedział mu Krakauer, autor "Wszystko za Everest"? Że nie jest przewodnikiem i zamknął zamek w namiocie. [Już po wyłączeniu kamery Simone dodał: Na festiwalu w Banff Krakauer zapytał Bukriejewa dlaczego napisał o nim w swojej książce, że na przełęczy był zamroczony, skoro wcale w tak złej kondycji nie był? Bukriejew mu odpowiedział: napisałem, że nie kontaktowałeś, bo jeżeli byłeś ok, to oznaczałoby, że świadomie odmówiłeś mi pomocy w ratowaniu ludzi.] Tak było, mogę ci to powiedzieć w 10 rocznicę tragedii, bo Anatoli mi to opowiedział, a ja wierzę bardziej jemu niż Johnowi Krakauerowi. Dlaczego? Nie dlatego, że to był mój kolega, ale dlatego, że w ostatnich wznowieniach "Wszystko za Everest" jest dodatek, napisany już po śmierci Bukriejewa. W nim Krakauer odniósł się do naszej wyprawy 1997 roku na Lhotse. Napisał że Bukriejew i ja prowadziliśmy dwóch Rosjan i znowu doszło do wypadku śmiertelnego, którego ofiarą był Vladimir Baszkirow. Jest to kłamstwo, nikogo nie prowadziliśmy, a sam Baszkirow był świetnym himalaistą i żadnego przewodnika nie potrzebował. Byliśmy z zespołem rosyjskim na jednym permicie, by podzielić się kosztami, tylko tyle. Ja jestem jedynym człowiekiem, który to wszystko przeżył, więc dlaczego Krakauer nie skontaktował się ze mną przed napisaniem dodatku? Jak mogę wierzyć w wersje z książki Krakauera, skoro on pisze o innej tragedii bez kontaktu z jedyną osobą, która przeżyła? Ludzie, nie bądźcie ślepi, otwórzcie oczy. Anatolij był doświadczonym alpinistą, prowadził w Tien Szanie, w Himalajach bez wypadków, ale nie mógł zbawić świata, pomyślcie o tym.
randolph napisal(a): Bog Stworca nie bez przyczyny umieścił ludzkość w zielonej ekologicznej klatce, żebyśmy z niej nie mogli wyłazić po uważaniu. Białko nie nadaje się do życia w próżni i przy promieniowaniu alfa, beta, gamma.
Ta... a gdyby Pan Bóg chciał by człowiek latał, to by dał mu skrzydła.
MarianoX napisal(a): W 1996-tym najlepsze firmy (np. Adventure Consultants) brały za wprowadzenie na w/w szczyt 60 tys. zielonych od osoby, a cena nie uwzgledniała kosztów przelotów, sprzętu indywidualnego, pozwoleń itp.
Polecam tez fim "Everest" powstały na podstawie tej publikacji.
Od tamtego czasu ceny poszły w górę, tak więc tego...
Ech panie kolego.. widać kurde kto zna temat z gazet i książek li tylko. Ceny nie poszły w górę tylko w dół, bo firm jest znacznie więcej. Wspomniana firma Adventure Consultants była bodajże pierwszą, a na pewno jedną z pierwszych firm oferujących takie usługi, obecnie jest ich pełno. Na przykład Patagonia Ryśka Pawłowskiego.
randolph napisal(a): Bog Stworca nie bez przyczyny umieścił ludzkość w zielonej ekologicznej klatce, żebyśmy z niej nie mogli wyłazić po uważaniu. Białko nie nadaje się do życia w próżni i przy promieniowaniu alfa, beta, gamma.
Ta... a gdyby Pan Bóg chciał by człowiek latał, to by dał mu skrzydła.
Dostrzegając unikalność Ogrodu Ziemia w skali otaczającego nas Wszechświata, trudno nie pokusić się o podobne wnioski.
Alternatywą jest przeświadczenie o powszechności takich miejsc w galaktyce i latających talerzach, w których zwiedzają nas istoty rozumne z innych kawałków Drogi Mlecznej. Oraz ze i my będziemy eksplorować przestrzeń w pojazdach przypominających blaszany silos na cement.
Myślę że podobne wnioski nie są niczym uprawnione. Są przykazania co wolno a czego nie - nie ma ani słowa o lataniu czy nie lataniu, obojętne czy w kosmos czy nie. Wywodzenie z tego że ziemia jest unikalna w skali wszechświata wniosku o nieetyczności czy grzeszności latania w kosmos czy na marsa jest... ekhm, daleko posuniętą nadinterpretacją moim zdaniem.
I wcale nie, nie jest jedyną alternatywą stwierdzenie że nas w kosmosie jest więcej.
Czytałem Annapurnę. Dawno to było. Nie wiedziałem że współczesny himalaizm to takie dziadostwo. Kolejny obszar który będę musiał wykluczyć z moich życzliwych zainteresowań. Nawet góry, wyczyn i śmierć zasrali dla mamony i z pychy.
randolph napisal(a): Czysty, stuprocentowy indywidualizm a'la Ayn Rand, który ulatnia sie jak kamfora gdy trzeba szukać ratunku u innych.
Pewna polska znana himalaistka robiła swoim koleżankom takie numery na wyprawach kobiecych. Umawiała się na wyruszenie na atak szczytowy o pewnej godzinie (w górach wysokich wyrusza się w nocy) poczem wstawała w swoim namiocie o godzinę wcześniej by zostać pierwszą zdobywczynią wierzchołka.
Wg D. Urubko zimowe wejścia to tylko te dokonane do końca lutego (zima wg niego to okres grudzień - luty). Oficjalnie wejścia zimowe to te dokonane do 21 marca czyli wg kalendarza.
"Denis prawdopodobnie idzie dzisiaj do C3. Martwię się o niego bardzo. Proponował wspólne wyjście ale sugerowałem by lepiej wypocząć i poczekać na sensowną pogodę. Poszedł sam. My tymczasem robimy swoje. Bedro i Kaczek zakładają C2 a Artur i Chmielu doszli właśnie do C1" - napisał dziś Adam Bielecki.
Palant. Będzie znanym i zamożnym palantem jak zdobędzie to K2 sam, albo martwym palantem jeśli tam zamarznie. Może też zostać zwykłym przegranym palantem jak zejdzie żywy, ale na szczyt nie wejdzie. Nie ma żadnego sensu finansowanie takich samobójczych wyczynów przez państwo.
Poszedł sam i nie wziął radiotelefonu. To mi wystarcza do oceny zachowania. Nie wziął chyba też ze sobą rozumu. Ja tego nie chcę sponsorować z podatków.
Urubkę zapamiętałem z wyprawy Wielickiego w 2003r, kiedy to ocenił polskie namioty jako nie nadające się do niczego, a po wyprawie odmówił oddania kombinezonów puchowych, które dostał od Polaków na tę wyprawę, bo potrzebne mu były na jakąś inną. Słowem - głupi ch*j. Zdziwiłem się że takiego zabierają na wyprawę, bo "dobry jest" - obok Bieleckiego najszybszy himalaista świata. Tyle że widać właśnie jak się płaci za decyzję wzięcia kogoś takiego na wyprawę. Niech jeszcze zdobędzie szczyt, to już w ogóle będzie kabaret. Wtedy okaże się że Polacy zaporęczowali wyprawę Kazachowi (i co z tego że z polskim paszportem) na K2. A potem to już nawet nie będzie co zdobywać.
Uratował kobite. Już się opłaciło, że go wzięli. A co do podatków? Oczywiście, że głupie jest sponsorowanie z podatków sportu, ale na to się nie ma wielkiego wpływu.
trep napisal(a): Uratował kobite. Już się opłaciło, że go wzięli. A co do podatków? Oczywiście, że głupie jest sponsorowanie z podatków sportu, ale na to się nie ma wielkiego wpływu.
Uratował, owszem. Ale skąd wpis o podatkach? Jeśli to do mnie, to ja zupełnie nie o tym.
trep napisal(a): Uratował kobite. Już się opłaciło, że go wzięli. A co do podatków? Oczywiście, że głupie jest sponsorowanie z podatków sportu, ale na to się nie ma wielkiego wpływu.
Uratował inną ambitna ryzykantkę. Niestety ambitnego ryzykanta już się nie udało.Co to ma jednak wspólnego z K2 i polskim programem himalaizmu zimowego. Czy zakładamy PHBPR czyli Polskie Himalajskie Budżetowe Pogotowie Ratunkowe? Naprawdę w Syrii bardziej potrzebują pomocy. Góry jednak niższe i rekordu nie będzie.
W ten sposób rozumując można by dawać/pomagać tylko jednej, tej najbardziej na świecie potrzebującej pomocy osobie. Nie sprawdzi się. Zwłaszcza, że trzeba by powołać komisję każdorazowo określającą, kto to w danej chwili jest.
Urubko wrócił do bazy. Są głosy (jego?) że nie chciał zdobywać szczytu ale... coś zapomniał i poszedł po to. Kpina czy co? Nie wiadomo czy zupełnie nie zrezygnuje z próby zdobycia K2.
Komentarz
Jest to dynamicznie rozwijający się rynek, a im ktoś ma bardziej spektakularne osiągnięcia w górach najwyższych (Himalaje, Karakorum) tym większe szanse na przyciągnięcie bogatej klienteli.
Jest to dobrze opisane w książce Krakauera "Wszystko za Everest". W 1996-tym najlepsze firmy (np. Adventure Consultants) brały za wprowadzenie na w/w szczyt 60 tys. zielonych od osoby, a cena nie uwzgledniała kosztów przelotów, sprzętu indywidualnego, pozwoleń itp.
Polecam tez fim "Everest" powstały na podstawie tej publikacji.
Od tamtego czasu ceny poszły w górę, tak więc tego...
Oczywiście jest to niebezpieczny sposób zarobkowania, ale poławiacze krabów na Atlantyku podczas sztormu też bardzo się narażają, a bez jedzenia tych skorupiaków można się przecież obyć.
Wszyscy znamy tragedię jaka wydażyła się w 1996 roku na Evereście, znamy też wersję wydażeń przedstawioną w książce "Wszystko za Everest" przez J. Krakauera. Znamy też książkę A. Bukriejewa "Wspinaczka", w której autor odpierał zarzuty kierowane pod jego adresem. Niniejszy film jest unikalnym zapisem rozmowy jaką Bogusław Magrel odbył z Simone pod Everestem w 2006 roku. Rozmawa dotyczyła relacji Simone z Aleksiejem i rzuca nowe światło na przebieg wydażeń z 1996 roku. Pełny tekst wywiadu z Simone Moro jest dostępny na stronie: www.wyprawy.net
B.M. Bukriejew był dla Ciebie przyjacielem, nauczycielem, wielkim człowiekiem. Niedawno wyszła w Polsce jego książka Pt. Wspinaczka, To naprawdę smutne, że Anatolij musiał napisać tak obszerną książkę [polskie wydanie to ponad 400 stron], by bronić siebie, by udowadniać światu, że nie jest wielbłądem. Po jej lekturze doszedłem do wniosku, że być może nigdy by nie powstała, gdyby nie konieczność odpowiedzi na historię Krakauera, którą poznał cały świat, a która miała pewne luki… .
[Zapis z rozmowy pod Everestem]
To po pierwsze. Bukriejew nie był opiekunem do dziecka, tylko przewodnikiem. Babysiter jest od niańczenia dzieci, a przewodnik ma cię prowadzić, w górach jest po to, by mówić ci co masz robić i jak masz to robić, ale żeby wejść na Everest musisz mieć siłę, tego żaden przewodnik ci nie da. Po wypadku w 1996 roku wielu ludzi mówiło, że Bukriejew wspinał się bez tlenu, że to był poważny błąd itd., ale ja uważam to gadanie za totalne bzdury.
Po drugie: John Krakauer był pierwszy raz w Himalajach, szedł z tlenem i z przewodnikiem. Bukriejew miał na koncie 40 wejść na szczyty siedmiotysięczne i 21 wejść na ośmiotysięczniki. Obaj wiemy, że nie jest wystarczające przeczytanie jednej ksiązki, by już wiedzieć wszystko o wspinaczce. A porównując ich możemy powiedzieć, że Bukriejkew to Everest, a Krakauer to kamyczek mieszczący się w mojej garści. Mamy tu początkującego studenta i wielkiego profesora. Więc Krakauer nie mógł uczyć Bukriejewa jak być przewodnikiem. Takie jest moje zdanie. Krakauer jest dobrym pisarzem, napisał książkę, zarobił na niej wielkie pieniądze, miliony dolarów, ale to Bukriejew uratował wszystkich ludzi. Ja też jestem przewodnikiem UIAGM, od czterech lat, i każdy z nas wie, że najważniejszym zadaniem przewodnika jest ochrona jego klientów. Feralnego dnia Bukriejew miał jednego klienta na swojej linie, Geogra Martina. Był z nim na szczycie Everestu, po czym bezpiecznie sprowadził go na przełęcz. I fakt, że działał bez tlenu w
niczym mu nie przeszkodził. Tym samym jego zadanie dobiegło końca. Tam działały dwie ekspedycje: Scotta Fishera i Roba Halla, obie z dużą liczbą uczestników. Ale z wyprawy Fishera, dla którego Bukriejew pracował, nikt nie zginął, zginął jeden przewodnik, Scott Fisher, ale żaden klient. A Bukriejew ratował nie tylko klientów Mountain Medness, ale też Adventure Colsuntants, za których formalnie nie był odpowiedzialny. Więc czego jeszcze ludzie chcą od Bukriejewa? Żeby był Bogiem? Mimo to Anatolij był bardzo smutny, bo przejmował się opinią ludzi. To co napisał Krakauer w swojej książce, to jest wyłącznie jego opinia, a jego opinia nie jest nawet częścią prawdy. Niestety wielu ludzi, którzy czytali jego książkę i widzieli film przyjęło tę opinię laika za prawdę. Dla nich Bukriejew stał się nieodpowiedzialnym guidem.
Po trzecie: Bukriejew też napisał książkę, ale w niej nie powiedział nawet jednego słowa przeciwko Krakauerowi. Dla mnie jest naprawdę wielki. On, Rosjanin, pokazał Krakauerowi jak pisać z klasą. Dzień przed śmiercią Bukriejew odpowiedział mi, że podczas akcji ratunkowej na Przełęczy Południowej był w namiocie Krakauera i poprosił go o pomoc w transporcie ludzi do obozu, wiesz co odpowiedział mu Krakauer, autor "Wszystko za Everest"? Że nie jest przewodnikiem i zamknął zamek w namiocie. [Już po wyłączeniu kamery Simone dodał: Na festiwalu w Banff Krakauer zapytał Bukriejewa dlaczego napisał o nim w swojej książce, że na przełęczy był zamroczony, skoro wcale w tak złej kondycji nie był? Bukriejew mu odpowiedział: napisałem, że nie kontaktowałeś, bo jeżeli byłeś ok, to oznaczałoby, że świadomie odmówiłeś mi pomocy w ratowaniu ludzi.]
Tak było, mogę ci to powiedzieć w 10 rocznicę tragedii, bo Anatoli mi to opowiedział, a ja wierzę bardziej jemu niż Johnowi Krakauerowi. Dlaczego? Nie dlatego, że to był mój kolega, ale dlatego, że w ostatnich wznowieniach "Wszystko za Everest" jest dodatek, napisany już po śmierci Bukriejewa. W nim Krakauer odniósł się do naszej wyprawy 1997 roku na Lhotse. Napisał że Bukriejew i ja prowadziliśmy dwóch Rosjan i znowu doszło do wypadku śmiertelnego, którego ofiarą był Vladimir Baszkirow. Jest to kłamstwo, nikogo nie prowadziliśmy, a sam Baszkirow był świetnym himalaistą i żadnego przewodnika nie potrzebował. Byliśmy z zespołem rosyjskim na jednym permicie, by podzielić się kosztami, tylko tyle. Ja jestem jedynym człowiekiem, który to wszystko przeżył, więc dlaczego Krakauer nie skontaktował się ze mną przed napisaniem dodatku? Jak mogę wierzyć w wersje z książki Krakauera, skoro on pisze o innej tragedii bez kontaktu z jedyną osobą, która przeżyła? Ludzie, nie bądźcie ślepi, otwórzcie oczy. Anatolij był
doświadczonym alpinistą, prowadził w Tien Szanie, w Himalajach bez wypadków, ale nie mógł zbawić świata, pomyślcie o tym.
Ceny nie poszły w górę tylko w dół, bo firm jest znacznie więcej. Wspomniana firma Adventure Consultants była bodajże pierwszą, a na pewno jedną z pierwszych firm oferujących takie usługi, obecnie jest ich pełno.
Na przykład Patagonia Ryśka Pawłowskiego.
Alternatywą jest przeświadczenie o powszechności takich miejsc w galaktyce i latających talerzach, w których zwiedzają nas istoty rozumne z innych kawałków Drogi Mlecznej. Oraz ze i my będziemy eksplorować przestrzeń w pojazdach przypominających blaszany silos na cement.
Są przykazania co wolno a czego nie - nie ma ani słowa o lataniu czy nie lataniu, obojętne czy w kosmos czy nie.
Wywodzenie z tego że ziemia jest unikalna w skali wszechświata wniosku o nieetyczności czy grzeszności latania w kosmos czy na marsa jest... ekhm, daleko posuniętą nadinterpretacją moim zdaniem.
I wcale nie, nie jest jedyną alternatywą stwierdzenie że nas w kosmosie jest więcej.
Czemu tak postępuje? Bo podobno, atak zimowy kończy się z dniem 1 III.
"Denis prawdopodobnie idzie dzisiaj do C3. Martwię się o niego bardzo. Proponował wspólne wyjście ale sugerowałem by lepiej wypocząć i poczekać na sensowną pogodę. Poszedł sam. My tymczasem robimy swoje. Bedro i Kaczek zakładają C2 a Artur i Chmielu doszli właśnie do C1" - napisał dziś Adam Bielecki.
Słowem - głupi ch*j. Zdziwiłem się że takiego zabierają na wyprawę, bo "dobry jest" - obok Bieleckiego najszybszy himalaista świata. Tyle że widać właśnie jak się płaci za decyzję wzięcia kogoś takiego na wyprawę.
Niech jeszcze zdobędzie szczyt, to już w ogóle będzie kabaret. Wtedy okaże się że Polacy zaporęczowali wyprawę Kazachowi (i co z tego że z polskim paszportem) na K2. A potem to już nawet nie będzie co zdobywać.
Ale nic nie usprawiedliwia samowolki.
Jeśli to do mnie, to ja zupełnie nie o tym.