@los powiedział(a):
Wielkie mi halo, angielska leksyka to 30% francuskiego, 30% łaciny i tylko 20% staroangielskiego, niekórzy wręcz twierdzą, że angielski to francuski z dziwną wymową. Francuzi nie zauważą przejścia na angielski, póki będą bałakać angielskie słowa po swojemu. Framoli derżą.
Jest to o tyle nieprawda, że te angielskie słowa stanowią trzon a rdzeń języka angielskiego, a te wszystkie obcokrajowe to takie ozdóbki na choinkę, bez których obejść się można.
E, a słyszeliście o takim białostockim języku imieniem esperanto?
Ovaj, na posiedzeniu Ligi Narodów delegacja Iranu zaproponowałła, ażeby uczynić esperantę powszechnem językiem dyplomancji i wogle międzynarodówki. Jico? Ji wszyscy się zgodzili.
Wszyscy? Nie... jest jeszcze gdzieś na zadupiu wioska Galów, która ebnęła veto, bo się jej zdawało, że odwietrznym i zawietrznym przywilejem Fhąsuza jest, ażeby język fhancuski był językiem powszechnem, tabernak! I zaczęli czołgać esperątystów, zakazali ich na uniwersytetach i w petach i w zetach. Nawet sam Adolfik marudził w "Moim boju", że doktór Zamenhof to, jak sama nazwa wskazuje, spiskowiec żydowsko-komunistyczny.
I tak, przez żabie przekonanie o wspaniałości własnej, przepadła wielga y piękna ideja o języku białostockiem, który cały wszechśmiot miał skomunikować, tak. Za karę żabie narzecze zostało zdegradowane do lokalnego narzecza z naleciałościami z arabszczyzny i wolofskiego.
Od lat mnie męczyło coś takiego, co kiedyś ś.p. kol. Tecumseh poruszył tu. Chodzilo o jego rozmowę z kolegą co rzucił wyzyeajaco na koniec rozmowy, że "No pewnie, to Monte Cassino pewnie sami zdobyliśmy".
I Tecumseh napisał coś a la: I co takiemu powiedzieć?
I se myślałem lata, jak bym zareagował w jego sytuacji.
W koncu wymyśliłem. "Tak. Sami"
I se zacząłem myśleć o tym jak fajnie było by opisać historię Polski wymazując Anglię, która i tak nas nie potrzebuje, wiec my ich heh też.
Nie chodzi o ćwiczenie z buty bardziej ćwiczenie z wyobrazni. Potem dalej z wymazywania Anglii z historii Indii, Iranu, Izraela czy Chin, dla których jakas tam Anglia w koncu i tak tylko będzie ornamencikiem z dawnej historii, o ile tak teraz juz o niej nie uczą w ichnich, azjatyckich szkołach.
Generalnie państwa tak postrzegają swoją historię, że starają się nie zauważać innych państw, IIWŚ przecież wygrał ZSRR, bez pomocy aliantów, bez lendleasu, sam wygrał.
To brzmi jak pomysł na grę towarzyską na Sylwka. Siasc dookoła stolu w 3 drużyny. Czerwoni, brunatni, niebiescy. Każda ma gumkę i ołówek. I na mapie Europy albo się dorysowuje coś do swojego kwadratu albo zmazuje przeciwnikowi.
Ile tak można? Do znudzenia.
@MiejSen powiedział(a):
To brzmi jak pomysł na grę towarzyską na Sylwka. Siasc dookoła stolu w 3 drużyny. Czerwoni, brunatni, niebiescy. Każda ma gumkę i ołówek. I na mapie Europy albo się dorysowuje coś do swojego kwadratu albo zmazuje przeciwnikowi.
Ile tak można? Do znudzenia.
a nie jest tak?
turbo narodowcy co jakiś czas mają swe chwile w każdej części świata
i nawet tutej
Z racji wspomnienia św. papieża Sylwestra, nabyłem w Biedrze „zimne ognie". No i niestety okazało się, że wcale nie są takie zimne one. Ale nie o tem chciałem, tylko o etykiecie. Gdyż stoi na niej, że habryka onych ogni znajduje się w chińskim mieście Liuyang.
Fajerwerki i petardy pochodzą z Liuyang i zawsze było to centrum produkcji fajerwerków w Chinach, obejmujące ponad 1400 lat.[7] Sprzedaż fajerwerków przez Liuyang stanowi około połowy chińskiej sprzedaży brutto w wysokości 29,41 mld CN¥ (4,34 mld USD).[8][potrzebne pełne cytowanie][9] Liuyang jest także siedzibą Międzynarodowego Stowarzyszenia Fajerwerków.
Jedna Wietnameczka mje dziś tak młócnęła swoją pamięcią. Na chwilę byłem w jakimś wietnamskim lokalu, już wychodzę, a tu do mnie babeczka od kasy: A przepraszam, a Pan nie sprzedaje wegańskich ciastek? Uuu rzeczywiście kilka lat temu byłem w tym lokalu i rozmawiałem czy by nie chcieli. Ale że Pani pamiętała! A bo otworzyłam nowy lokal i bym potrzebowała tam na łikendy. Szybko ustaliliśmy co i jak. Potem mi sie przypomniał temat z agendy piffkowej o Wólce kosowskiej i jakie tam informacje żołci mają o nas i se myślę, że ci Wietnamczycy to wszytko w głowach przechowują po prostu, a nie potrzebują żadnych baz danych z informacjami o Polakach. gfgf
A tak z ciekawości, nawet nie dla kolegi pytam, te młode Wietnamki w Polsce urodzone to chajtają się z Polakami czy tylko między sobą i jaki mają pogląd na te sprawy?
Tak. To jest dobry kierunek pytań. W każdym razie trzeba drążyć w tę stronę. Kiedys miałem możliwośc w tę mniejszość głębiej wejsc, ale ja byłem wtedy chujem, a ona była najbardziej delikatnym reprezentantem tej nacji.
@Mordechlaj_Mashke powiedział(a):
A tak z ciekawości, nawet nie dla kolegi pytam, te młode Wietnamki w Polsce urodzone to chajtają się z Polakami czy tylko między sobą i jaki mają pogląd na te sprawy?
Mogie tylko dodać, że jeden mój kuzyn miał narzeczoną Wietnamkę i nawet do Wietnamu z nią jeździł. Tak więc był potencjał.
Wtapiają się w polskie społeczeństwo ale raczej w odwrotnej opcji: on Wietnamiec ona Polka. Dlatego mnożą się obywatele o nazwisku Nguyen (czytaj Nujen) albo Tran (czytaj Czan) o skośnych oczach ale nieznający wietnamskiego.
@W_Nieszczególny powiedział(a):
każdy język?
"Lecz jak czułbyś się w tym domu czystym, oczywistym, gdyby w kuchni ktoś przy dziecku mówił po niemiecku?
mozna zostać szpiegiem xD
lista wrogów Rzplitey długa, zostałby węgierski, do niedawna
i od niedługa znowu
@trep powiedział(a):
Bardzo ciekawa notka. Żeby uniknąć golasa, mógłbym wklejać jakieś wyjątki, ale chyba lepiej przeczytać całoś. Kto nie chce niech nie klika.
We wstępie do "Człowieka w poszukiwaniu sensu" fajnie opowiada jak zaczepił go jakiś dziennikarz, pytając czy kolejne wydania książki i tłumaczenia na różne języki świadczą o sukcesie. I odpedział, że trudno traktować to jako sukces, skoro tak wielu ludzi ma problem z poczuciem sensu.
Akurat ta książka opowiada głównie o jego doświadczeniach z Auschwitz. I teza jest taka, że sens życia nie zależy od okoliczności zewnętrznych. Z tym że ten sens każdy musi odkryć samemu, nie można go odgórnie nadać.
Mam też pod ręką stosowny cytat, ale z książki "Bóg ukryty". Z tego co pamiętam, to jest zapis jakichś jego wykładów. Przy czym należy zaznaczyć, że Frankl nie pisał z pozycji religijnych tylko jako psychiatra:
"Jeżeli przeanalizujemy to, jak przeciętny człowiek szuka w życiu sensu, okaże się, że można tego dokonać na trzy sposoby. Pierwsza droga wiedzie przez spełnianie czynu i tworzenie dzieła, druga poprzez doświadczenie czegoś lub spotkanie kogoś; innymi słowy, sens życia można odnaleźć nie tylko w pracy, ale również w miłości. Najważniejsza jest wszakże trzecia droga: stając w obliczu losu, którego nie sposób zmienić, jesteśmy powołani, aby jak najlepiej tę sytuację wykorzystać, wznieść się ponad siebie, przerosnąć siebie, słowem – stać się innym człowiekiem. Dotyczy to także „tragicznej trójcy” – bólu, winy oraz śmierci – ponieważ każde cierpienie możemy zmienić w osobiste osiągnięcie czy nawet triumf, w poczuciu winy dostrzec szansę zmiany na lepsze, a w przejściowości życia zachętę, aby odpowiedzialnie postępować (Frankl, 1984a)".
Akurat ta książka opowiada głównie o jego doświadczeniach z Auschwitz.
Ja oczywiście nic o tym nie wiem, ale tym linku, który wkleiłem, różnie o tym piszą. Może ktoś go o to pytał i on coś odpowiedział? Może ktoś go pytał też o te eksperymenty i też coś odpowiedział?
Komentarz
Jest to o tyle nieprawda, że te angielskie słowa stanowią trzon a rdzeń języka angielskiego, a te wszystkie obcokrajowe to takie ozdóbki na choinkę, bez których obejść się można.
Posłuchaj Roba Wattsa. W tym angielskim trzonie jest zadziwiająco dużo łaciny. Nieco spatynowanej przez wieki, więc nie każdy rozpozna.
Pewnie że dużo, ale na honorowych pozycjach. W prostym fak ju -- niewiele.
No fakt, jest kilka angielskich słów w angielskim.
E, a słyszeliście o takim białostockim języku imieniem esperanto?
Ovaj, na posiedzeniu Ligi Narodów delegacja Iranu zaproponowałła, ażeby uczynić esperantę powszechnem językiem dyplomancji i wogle międzynarodówki. Jico? Ji wszyscy się zgodzili.
Wszyscy? Nie... jest jeszcze gdzieś na zadupiu wioska Galów, która ebnęła veto, bo się jej zdawało, że odwietrznym i zawietrznym przywilejem Fhąsuza jest, ażeby język fhancuski był językiem powszechnem, tabernak! I zaczęli czołgać esperątystów, zakazali ich na uniwersytetach i w petach i w zetach. Nawet sam Adolfik marudził w "Moim boju", że doktór Zamenhof to, jak sama nazwa wskazuje, spiskowiec żydowsko-komunistyczny.
I tak, przez żabie przekonanie o wspaniałości własnej, przepadła wielga y piękna ideja o języku białostockiem, który cały wszechśmiot miał skomunikować, tak. Za karę żabie narzecze zostało zdegradowane do lokalnego narzecza z naleciałościami z arabszczyzny i wolofskiego.
Stoit, wszelakoż, posmotrić.
Zbyt trudny. Tylko języki analityczne mają sens, aglutynacja się nie sprawdza.
PS. Nie znam żadnego języka alternacyjnego. Może rozdzielenie fleksji i słowotwórstwa to je ono?
Pewien cockney zapytał innego: So what's your fucking excuse? You just keep repeating clichés.
Od lat mnie męczyło coś takiego, co kiedyś ś.p. kol. Tecumseh poruszył tu. Chodzilo o jego rozmowę z kolegą co rzucił wyzyeajaco na koniec rozmowy, że "No pewnie, to Monte Cassino pewnie sami zdobyliśmy".
I Tecumseh napisał coś a la: I co takiemu powiedzieć?
I se myślałem lata, jak bym zareagował w jego sytuacji.
W koncu wymyśliłem. "Tak. Sami"
I se zacząłem myśleć o tym jak fajnie było by opisać historię Polski wymazując Anglię, która i tak nas nie potrzebuje, wiec my ich heh też.
Nie chodzi o ćwiczenie z buty bardziej ćwiczenie z wyobrazni. Potem dalej z wymazywania Anglii z historii Indii, Iranu, Izraela czy Chin, dla których jakas tam Anglia w koncu i tak tylko będzie ornamencikiem z dawnej historii, o ile tak teraz juz o niej nie uczą w ichnich, azjatyckich szkołach.
Generalnie państwa tak postrzegają swoją historię, że starają się nie zauważać innych państw, IIWŚ przecież wygrał ZSRR, bez pomocy aliantów, bez lendleasu, sam wygrał.
To brzmi jak pomysł na grę towarzyską na Sylwka. Siasc dookoła stolu w 3 drużyny. Czerwoni, brunatni, niebiescy. Każda ma gumkę i ołówek. I na mapie Europy albo się dorysowuje coś do swojego kwadratu albo zmazuje przeciwnikowi.
Ile tak można? Do znudzenia.
a nie jest tak?
turbo narodowcy co jakiś czas mają swe chwile w każdej części świata
i nawet tutej
To kolega będzie narodowcami. A ja będę z Mc Ignacem w drużynie.
"Żyje się tylko raz, aż do znudzenia".
Z racji wspomnienia św. papieża Sylwestra, nabyłem w Biedrze „zimne ognie". No i niestety okazało się, że wcale nie są takie zimne one. Ale nie o tem chciałem, tylko o etykiecie. Gdyż stoi na niej, że habryka onych ogni znajduje się w chińskim mieście Liuyang.
I patrzam ja w Wikipedię i co ja widzę:
https://en.m.wikipedia.org/wiki/Liuyang
Dzieciaki, nie bójcie się! To zimne ognie <łapie za palącą pałkę> aałaaaa!
Jedna Wietnameczka mje dziś tak młócnęła swoją pamięcią. Na chwilę byłem w jakimś wietnamskim lokalu, już wychodzę, a tu do mnie babeczka od kasy: A przepraszam, a Pan nie sprzedaje wegańskich ciastek? Uuu rzeczywiście kilka lat temu byłem w tym lokalu i rozmawiałem czy by nie chcieli. Ale że Pani pamiętała! A bo otworzyłam nowy lokal i bym potrzebowała tam na łikendy. Szybko ustaliliśmy co i jak. Potem mi sie przypomniał temat z agendy piffkowej o Wólce kosowskiej i jakie tam informacje żołci mają o nas i se myślę, że ci Wietnamczycy to wszytko w głowach przechowują po prostu, a nie potrzebują żadnych baz danych z informacjami o Polakach. gfgf
A tak z ciekawości, nawet nie dla kolegi pytam, te młode Wietnamki w Polsce urodzone to chajtają się z Polakami czy tylko między sobą i jaki mają pogląd na te sprawy?
👣
🐾
🐾
Tak. To jest dobry kierunek pytań. W każdym razie trzeba drążyć w tę stronę. Kiedys miałem możliwośc w tę mniejszość głębiej wejsc, ale ja byłem wtedy chujem, a ona była najbardziej delikatnym reprezentantem tej nacji.
Kulega lepiej niech za głęboko nie wchodzi. W ten temat ☝️
Jakbym Ci tamtą lasencję pokazał to by Ci nogi się ugięły.
Mogie tylko dodać, że jeden mój kuzyn miał narzeczoną Wietnamkę i nawet do Wietnamu z nią jeździł. Tak więc był potencjał.
Wtapiają się w polskie społeczeństwo ale raczej w odwrotnej opcji: on Wietnamiec ona Polka. Dlatego mnożą się obywatele o nazwisku Nguyen (czytaj Nujen) albo Tran (czytaj Czan) o skośnych oczach ale nieznający wietnamskiego.
szkoda, kazda język to wartość doda na do obywatela
każdy język?
"Lecz jak czułbyś się w tym domu czystym, oczywistym, gdyby w kuchni ktoś przy dziecku mówił po niemiecku?
mozna zostać szpiegiem xD
lista wrogów Rzplitey długa, zostałby węgierski, do niedawna
i od niedługa znowu
Bardzo ciekawa notka. Żeby uniknąć golasa, mógłbym wklejać jakieś wyjątki, ale chyba lepiej przeczytać całoś. Kto nie chce niech nie klika.
https://en.wikipedia.org/wiki/Viktor_Frankl
We wstępie do "Człowieka w poszukiwaniu sensu" fajnie opowiada jak zaczepił go jakiś dziennikarz, pytając czy kolejne wydania książki i tłumaczenia na różne języki świadczą o sukcesie. I odpedział, że trudno traktować to jako sukces, skoro tak wielu ludzi ma problem z poczuciem sensu.
A on pomógł znaleźć ten sens? Czytałeś książkę? Możesz powiedzieć, co on wskazuje jako sens życia?
Akurat ta książka opowiada głównie o jego doświadczeniach z Auschwitz. I teza jest taka, że sens życia nie zależy od okoliczności zewnętrznych. Z tym że ten sens każdy musi odkryć samemu, nie można go odgórnie nadać.
Mam też pod ręką stosowny cytat, ale z książki "Bóg ukryty". Z tego co pamiętam, to jest zapis jakichś jego wykładów. Przy czym należy zaznaczyć, że Frankl nie pisał z pozycji religijnych tylko jako psychiatra:
"Jeżeli przeanalizujemy to, jak przeciętny człowiek szuka w życiu sensu, okaże się, że można tego dokonać na trzy sposoby. Pierwsza droga wiedzie przez spełnianie czynu i tworzenie dzieła, druga poprzez doświadczenie czegoś lub spotkanie kogoś; innymi słowy, sens życia można odnaleźć nie tylko w pracy, ale również w miłości. Najważniejsza jest wszakże trzecia droga: stając w obliczu losu, którego nie sposób zmienić, jesteśmy powołani, aby jak najlepiej tę sytuację wykorzystać, wznieść się ponad siebie, przerosnąć siebie, słowem – stać się innym człowiekiem. Dotyczy to także „tragicznej trójcy” – bólu, winy oraz śmierci – ponieważ każde cierpienie możemy zmienić w osobiste osiągnięcie czy nawet triumf, w poczuciu winy dostrzec szansę zmiany na lepsze, a w przejściowości życia zachętę, aby odpowiedzialnie postępować (Frankl, 1984a)".
Ja oczywiście nic o tym nie wiem, ale tym linku, który wkleiłem, różnie o tym piszą. Może ktoś go o to pytał i on coś odpowiedział? Może ktoś go pytał też o te eksperymenty i też coś odpowiedział?