polmisiek napisal(a): Bo to są gry komputerowe w formie papierowej, przyjemność ma sprawiać przebywanie w wymyślonym świecie i rozpracowywanie jego reguł, taka wirtualna etnografia. Kto gra w komputer dla zakończenia?
Bardzo dziękuję, bo nigdy tak na to nie patrzyłem. Czyli przebywanie wolniej się nudzi niż zakończenie... dlatego NBA, FIFA, WoT, WoW odnoszą sukcesy.
polmisiek napisal(a): Bo to są gry komputerowe w formie papierowej, przyjemność ma sprawiać przebywanie w wymyślonym świecie i rozpracowywanie jego reguł, taka wirtualna etnografia. Kto gra w komputer dla zakończenia?
Bardzo dziękuję, bo nigdy tak na to nie patrzyłem. Czyli przebywanie wolniej się nudzi niż zakończenie... dlatego NBA, FIFA, WoT, WoW odnoszą sukcesy.
Spotkałem się z podziałem (jednym z wielu możliwych oczywiście) gier na typu "filmy" i "dyscypliny sportowe". Pierwsze to historie z wyraźnym zakończeniem do których wraca się sporadycznie, drugie to oprócz tych rzeczywiście sportowych również takie produkcje jak np. Counterr Strike, LoL wymieniane już WoW, WoT ale i Minecraft do których z założenia wraca się wielokrotnie dla rywalizacji albo dla przebywania/kreowania akcji w określonym świecie
los napisal(a): Waśnie. Dukaj buduje skomplikowane udziwnione światy, piętrowe didaskalia, w których potem nie dzieje się żadna akcja.
W takim tysiącstronicowym "Lodzie" akcja to objętościowo faktycznie jakiś drobny ułamek całości.
Jacek Dukaj mógłby w zasadzie sobie dokooptować jakiegoś pisarza, który by mu tworzył akcję w jego pieczołowicie wykreowanym, często nawet z własną unikalną fizyką lub metafizyką ("Inne pieśni") i opisanym świecie
Ja tam "Lód" poważam ale, że lepszy od "Nad Niemnem" ...polemizowałabym u Orzeszowej pogoda lepsza i krajobraz bardziej relaksujacy i za każdym razem jak czytam dobrze się kończy
CobraVerde napisal(a): "Inne pieśni" miały swoją historię, całkiem niekonwencjonalną i intrygującą.
Tak? A jak to się kończy?
Fabuła rzeczywiście dość wciągająca ale zakończenie jakieś takie typowo dukajowskie czyli niedookreślone bez tej "kropki nad i".
Autor często przypomina mi wykwintnego kucharza, który tworzy niezwykle oryginalny smakowo i konstrukcyjnie tort, by w kulminacyjnym momencie przed podaniem do stołu swoje dzieło z jakąś masochistyczną satysfakcją sponiewierać i rozbabrać.
CobraVerde napisal(a): "Inne pieśni" miały swoją historię, całkiem niekonwencjonalną i intrygującą.
Tak? A jak to się kończy?
Fabuła rzeczywiście dość wciągająca ale zakończenie jakieś takie typowo dukajowskie czyli niedookreślone bez tej "kropki nad i". No właśnie, fabuła się rozwija ale nie zamyka jak to u Dukaja w zwyczaju. Zarydzykuję tezę, że nie opowiada kompletnych historii, bo po prostu nie umie.
CobraVerde napisal(a): "Inne pieśni" miały swoją historię, całkiem niekonwencjonalną i intrygującą.
Tak? A jak to się kończy?
No jak to jak, wszyscy kerownicy Ziemi, zjednoczeni pod wodzą Protagonisty łomoczą złowrogich kosmonautów.
Tylko - ja to tak przynajmniej zrozumiałem - na zakończenie nie wiadomo, kto właściwie kogo łomota, a nawet kim w istocie jest lub stał się/staje się główny łomotający i łomotany.
CobraVerde napisal(a): "Inne pieśni" miały swoją historię, całkiem niekonwencjonalną i intrygującą.
Tak? A jak to się kończy?
No jak to jak, wszyscy kerownicy Ziemi, zjednoczeni pod wodzą Protagonisty łomoczą złowrogich kosmonautów.
Tylko - ja to tak przynajmniej zrozumiałem - na zakończenie nie wiadomo, kto właściwie kogo łomota, a nawet kim w istocie jest lub stał się/staje się główny łomotający i łomotany. No zgoda, że nie wiadomo kto uległ ostatecznemu złomotaniu, ale czy to ważne? Ważne są czyny odważne, a ich właśnie dopuścił się Protagonista. Nadto, dzięki swej staliwnej woli, przeskoczył ze dwa szczeble w drabince bytów i został kerownikiem całej planety, najwyższym odpowiedzialnym za braterstwo ludzkości. I o tym jest ta książka.
Podobieństw do gier jest u Dukaja jeszcze więcej. Prawie każda książka to męski protagonista który level-upuje co rozdział, na koniec to już jest taki przekoks, że na kilometr nie podchodź. No i tyle, jak już jest tym przekoksem to czasami jeszcze mu się noga powinie na koniec i jest smutno, potem można się rozejść bo Jacek przestał pisać (bo nie można powiedzieć, że zakończył), bo już musi pisać nową książkę o męskim protagoniście który level-upuje co rozdział. Polecam, bardzo niskie wymagania sprzętowe, grafika zależy od wyobraźni.
Zresztą, jest w niej taka scena, że książę umownej Holandii proponuje Protagoniście córkę za żonę plus dowolną ilość plazmy i brukwi, na co ten powiada, że nie bałdzo.
No ten po prawo to kolegi były kolega, ta w środku to posłanka Zrazem, a ten po lewo to pisarzyna od horrorów. A tam za nimi to nie wiem, może nawet nie identyfikują się jako ludzie, po wyglądzie ciężko stwierdzić.
Po lewo zdaje się Orbitowski co to niestety ostatnio z Agorą ostro flirtuje., a ten po prawej to już wyjaśniono (beznadziejna stylówa tak na marginesie).
Po panu z lewej widać deklarowaną siukę, porównajcie ramię Orbitoskiego z ramieniem pana w białych spodniach. Ponadto szerokość talii, której nie te pomagają, pojawia się też ginekomastia o czym swiadczy nienaturalny rozstaw wypukłosci i półokrągły w obrębie mięśni najszerszych klatki piersiowe. A także broda mająca maskować drugi podbródek, słabo jak na piewcę tężyzny fizycznej.
Czyli pon pisorz ciągle się łudzi, że jak się odbinarni, to jednak tego Nobla dostanie? Lascia ogni speranza, przydział Nobli dla Polski na to pokolenie został wyczerpany, za jakieś 25 lat może uwentualnie startować ale ma małe szanse by się załapać - wtedy sama niebinarność nie wystarczy. Aż strach i obrzydliwość bierze, co trzeba będzie zrobić...
peterman napisal(a): Orbitoski od jajka był sataniuchem i oportunistą, skąd wyrazy zdziwienia?
Zdziwienie to nie - ostatnio były zbierane podpisy pod listem w obronie wolności słowa w tęczowej ostatnio "Fantastyce", podpisali m. in. Andrzej Pilipiuk, Jacek Piekara, Rafał Ziemkiewicz, Jacek Dukaj - Orbitowskiego oczywiście brak.
Komentarz
Jacek Dukaj mógłby w zasadzie sobie dokooptować jakiegoś pisarza, który by mu tworzył akcję w jego pieczołowicie wykreowanym, często nawet z własną unikalną fizyką lub metafizyką ("Inne pieśni") i opisanym świecie
Idziesz jak przez muzeum albo inną galerię
Mnie się tak podobało
To lepsze od nad Niemnem. Porównywalne z Tomkami
Jeśli dobrze pamiętam. Czytałem 17 lat temu wnioskując po dacie pierwszego wydania.
Autor często przypomina mi wykwintnego kucharza, który tworzy niezwykle oryginalny smakowo i konstrukcyjnie tort, by w kulminacyjnym momencie przed podaniem do stołu swoje dzieło z jakąś masochistyczną satysfakcją sponiewierać i rozbabrać.
No właśnie, fabuła się rozwija ale nie zamyka jak to u Dukaja w zwyczaju. Zarydzykuję tezę, że nie opowiada kompletnych historii, bo po prostu nie umie.
Tylko - ja to tak przynajmniej zrozumiałem - na zakończenie nie wiadomo, kto właściwie kogo łomota, a nawet kim w istocie jest lub stał się/staje się główny łomotający i łomotany.
No zgoda, że nie wiadomo kto uległ ostatecznemu złomotaniu, ale czy to ważne? Ważne są czyny odważne, a ich właśnie dopuścił się Protagonista. Nadto, dzięki swej staliwnej woli, przeskoczył ze dwa szczeble w drabince bytów i został kerownikiem całej planety, najwyższym odpowiedzialnym za braterstwo ludzkości. I o tym jest ta książka.
EDIT: A sorry pomyliłem, Ignac napisał, jeszcze tych ufoludków zabija...
Niezmiernie wymowna to scena jest.
Może tą wiedzę Protagonist posiadł był ... ?
Ale sobie pofolgowałam