los napisal(a): Językiem jednak operuje sprawnie i da się to czytać, pewnie dlatego, że jednak jest szczera i skromna a nie nabzdyczona swą genialnością niczym pewien polskojęzyczny pisarz ze Śląska.
I jak tu wytumaczyć to co podziało się w "Prowadź swój(...)" które to dzieło jest skrojone na miarę Mroza czy "Księgach Jakubowych" pisanych "językiem wikipedycznym" a może faktycznie ktoś jej to machnął?
Bo ona jest lustrem przechadzającym się po gościńcu, nie ma własnych poglądów, tylko odbija świat. A ten świat Żydów uznaje za nadrasę (bo wcześniej uznawał za podrasę), więc trzeba pisać o Żydach, i oszalał na punkcie praw zwierząt, więc należy oszaleć razem z nim.
Bieguni formą są podobni do esejów Herberta: Barbarzyńcy w ogrodzie, Martwej natura z wędzidłem i Labiryntu nad morzem - oboje luźno przeskakują z jednego motywu do drugiego, z jednej opowieści do drugiej. Herbert jednak do Włoch jedzie z Włochami w głowie, Tokarczuk zaś jest biała kartką. Ona prawie w ogóle nie zauważa gdzie jest, widzi tylko marginalne szczegóły - kawę na lotnisku czy kamień w bucie. W sumie takie są wspomnienia z podróży większości podróżujących.
los napisal(a): Bo ona jest lustrem przechadzającym się po gościńcu, nie ma własnych poglądów, tylko odbija świat. A ten świat Żydów uznaje za nadrasę (bo wcześniej uznawał za podrasę), więc trzeba pisać o Żydach, i oszalał na punkcie praw zwierząt, więc należy oszaleć razem z nim.
Bieguni formą są podobni do esejów Herberta: Barbarzyńcy w ogrodzie, Martwej natura z wędzidłem i Labiryntu nad morzem - oboje luźno przeskakują z jednego motywu do drugiego, z jednej opowieści do drugiej. Herbert jednak do Włoch jedzie z Włochami w głowie, Tokarczuk zaś jest biała kartką. Ona prawie w ogóle nie zauważa gdzie jest, widzi tylko marginalne szczegóły - kawę na lotnisku czy kamień w bucie. W sumie takie są wspomnienia z podróży większości podróżujących.
Bardzo dobre. A dlaczego takia popularność posród niektórych? Bo oni są jak biała kartka i oni lubią patrzeć bez wiedzy na świat, jak na płaski obraz , z peryspektywy kawiarni, ławki w parku, jak zza szklanych ekranów ich smartfonów, laptopów. Z płaskimi, wybiórczymi tekstami, które podano im na wysokich obcasach.
Herbert to mocarz, wiedza, swada w wyciąganiu wniosków, w pokazaniu zachwytu, nie samej tylko rzeczy...
No... dla mnie Bieguni byli nihilistyczni i przygnębiający bo jak tak podróż ma być metaforą życia to ja dziękuję. Gdzieś tutaj umyka fakt, że podejmując decyzję o podróży /wyjeździe mamy na myśli cel (jak Włochy u Herberta) u Tokarczuk zblazownai ludzie używają środków transportu, przemieszczają się (bo ich stać) z jakiejś niewiadomej przyczyny by oddawać się trochę prerensjonalnym, melancholijnym rozmyślaniom. Czyste marnotrawstwo.
W "Prawieku(...) zaś lustro odbijało świat bardzo ładnie i poetycko moim skromnym zdaniem.
Uwaga: podobno na północnej wyspie Heterotopii żyje społeczność, gdzie różnica seksualna jest ignorowana, niewidoczna i traktowana jako zupełnie nieoczywista. Rozmnażanie się jest dobre i pożądane. Mówią o tym nakazy wielu wielkich religii, zwłaszcza tych, które mają udział w rządzeniu światem i są patriarchalne, a więc, z grubsza rzecz biorąc, takie, które traktują istoty ludzkie instrumentalnie. (Oczywiście są także religie i nurty religijne, które nie podzielają tego przekonania, na przykład buddyzm czy gnostycyzm). Narodziny są więc zawsze radosne, świętuje się je i celebruje. Posiadanie dzieci jest naturalne i dobre. Brak dzieci jest niedoskonałością, uszczerbkiem, patologią. Z oburzeniem patrzy się dziś na Chiny i na regulacje demograficzne ograniczające potomstwo do jednego dziecka. Oczywiste jest, że każdy może rozmnażać się do woli, nawet jeżeli nie ma możliwości godziwego wychowania swojego potomstwa. Każdy pomysł zapanowania nad tym żywiołem budzi wzburzenie zarówno po prawej, jak i po lewej stronie. Zapewne chodzi także i o to, że przyrost naturalny zapewnia funkcjonowanie obecnych systemów. W Heterotopii uważa się, że dopóki nie zostaną rozwiązane podstawowe problemy świata – głód, brak wykształcenia, bieda, choroby, przeludnienie niektórych regionów, przemoc – narodziny powinny skłaniać raczej do smutnej refleksji niż radości. To raczej adopcja dzieci, które już są, ma być wspierana, cieszyć się estymą i powodować radość. Rodzice zaś, którzy decydują się na nią, winni być stawiani za wzór obywatela. W Heterotopii nie tak łatwo się rozmnażać. Trzeba przekonać społeczność, w której się żyje, że jest się dostatecznie odpowiedzialnym, że ma się miejsce na dziecko i dochody, żeby je utrzymać. Rodzicielstwo jest przywilejem. Czeka się w kolejce na pozwolenie. Narodziny się kontroluje. W wychowaniu już narodzonych dzieci w dużym stopniu pomaga społeczność i Unia. Sam fakt, że ktoś spłodził i urodził dziecko, nie daje mu nad małym człowiekiem władzy. Dzieci nie są własnością rodziców, więc i ich wychowanie jest w dużym stopniu poddane kontroli społecznej. Nikt tu nawet nie słyszał o przemocy wobec dzieci. W Heterotopii nie widzi się związku między seksem a posiadaniem dzieci. Zapomniano o tym. Seks ma za zadanie sprawiać przyjemność i budować więzi. Podobno na południowej wyspie Heterotopii istnieje społeczeństwo, w którym rozmnażanie się zupełnie stabuizowano. Nie seks jest tabu, lecz właśnie rozmnażanie.
Fascynuje mnie przyglądanie się chwilom historii, które zmieniały myślenie ludzi, i zmianom w rzeczywistości, które po nich następowały. Kiedy wierzono, że świat jest płaski, był on płaski: nie podróżowało się za morza, nie wykraczało poza krańce. Dla geocentrycznego Układu Słonecznego zrobiono całkiem przekonujące rachunki matematyczne, które miały pragmatyczne zastosowanie – można było przewidywać zaćmienia i sprawnie konstruować kalendarze. Nasz umysł za wszelką cenę wspiera to, w co wierzymy. Właśnie dlatego tak trudno jest zmienić świat.
U podstaw każdej utopii leży niezadowolenie. Skoro jednak w ogóle powstaje myśl, że może być lepiej, to znaczy, że już jest lepiej. Gdybyśmy tylko byli otwarci na zmiany i nie tkwili sztywno przy tych wszystkich bezwładnych przyzwyczajeniach. Gdybyśmy spokojnie, pokojowo umieli zmieniać paradygmaty i nie zajmowałoby nam to więcej czasu niż życie jednego, najwyżej dwóch pokoleń – nie byłyby nam potrzebne żadne krwawe katastrofy. Nie mam wątpliwości, że każda wizja lepszego świata rodzi się w wyobraźni.
hm, wydaje się koszer, całkiem ładne. nawet przez świętego biskupa mogłoby być napisane...
Jeśli rozhozi się o podróżowanie, to nayprzednieyszy criticon tej żenującej czynności popełnił Emersonu:
Podróżowanie to raj dla półgłówka. Pierwsze nasze podróże odkrywają nam równorzędność wartości miejsc. W domu marzę, że w Neapolu, że w Rzymie będę się mógł upoić pięknem i pozbędę się smutku. Pakuję kufer, ściskam przyjaciół, puszczam się na morze i wreszcie budzę się w Neapolu, i oto tam przy boku swoim zastaję ten sam posępny fakt, smutnego samego siebie, niepozbytego, identycznego, od którego uciekałem. Idę do Watykanu i do pałaców. Udaję, że upajam się widokami i refleksjami, ale nie jestem upojony. Mój olbrzym idzie za mną wszędzie, dokąd idę.
W Heterotopii nie tak łatwo się rozmnażać. Trzeba przekonać społeczność, w której się żyje, że jest się dostatecznie odpowiedzialnym, że ma się miejsce na dziecko i dochody, żeby je utrzymać. Rodzicielstwo jest przywilejem. Czeka się w kolejce na pozwolenie. Narodziny się kontroluje. W wychowaniu już narodzonych dzieci w dużym stopniu pomaga społeczność i Unia. Sam fakt, że ktoś spłodził i urodził dziecko, nie daje mu nad małym człowiekiem władzy. Dzieci nie są własnością rodziców, więc i ich wychowanie jest w dużym stopniu poddane kontroli społecznej. Nikt tu nawet nie słyszał o przemocy wobec dzieci.
Przypomina mi to którąś z podróży Ijona Tichego, nie wiem czy przypadkiem nie do krainy Indiotów.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Jeśli rozhozi się o podróżowanie, to nayprzednieyszy criticon tej żenującej czynności popełnił Emersonu:
Podróżowanie to raj dla półgłówka. Pierwsze nasze podróże odkrywają nam równorzędność wartości miejsc. W domu marzę, że w Neapolu, że w Rzymie będę się mógł upoić pięknem i pozbędę się smutku. Pakuję kufer, ściskam przyjaciół, puszczam się na morze i wreszcie budzę się w Neapolu, i oto tam przy boku swoim zastaję ten sam posępny fakt, smutnego samego siebie, niepozbytego, identycznego, od którego uciekałem. Idę do Watykanu i do pałaców. Udaję, że upajam się widokami i refleksjami, ale nie jestem upojony. Mój olbrzym idzie za mną wszędzie, dokąd idę.
Mniej więcej to wynika z podróży pani Tokarczuk. Jest ona na tyle uczciwa, że nawet nie wspomina o pałacach Watykanu. Bbbaa, nie wspomina nawet, że była w Watykanie, w ogóle prawie nie wspomina, gdzie była. Portret mieszkańca portów lotniczych.
Pani_Łyżeczka napisal(a): No... dla mnie Bieguni byli nihilistyczni i przygnębiający bo jak tak podróż ma być metaforą życia to ja dziękuję. Gdzieś tutaj umyka fakt, że podejmując decyzję o podróży /wyjeździe mamy na myśli cel (jak Włochy u Herberta) u Tokarczuk zblazownai ludzie używają środków transportu, przemieszczają się (bo ich stać) z jakiejś niewiadomej przyczyny by oddawać się trochę prerensjonalnym, melancholijnym rozmyślaniom. Czyste marnotrawstwo.
W "Prawieku(...) zaś lustro odbijało świat bardzo ładnie i poetycko moim skromnym zdaniem.
W "Prawieku..." świat jest zimny i dwuwymiarowy, zaludniony płaszczakami. Dawno to czytałam, równocześnie z powieścią jakiegoś Anglika (zapomniałam nazwiska), który opisywał rodzinny kryzys, rzecz banalną, ale było w tym tyle ciepła i humoru, że "Prawiek..." - poprzez kontrast- zdał mi się zakalcem nie do strawienia i doszłam do wniosku, że pani Olga, w przeciwieństwie do tego Anglika, nie posiada ludzkiej duszy, albo posiada ją w stanie szczątkowym. "Prawieka" dokończyłam czytać przymuszając się, by wiedzieć na czym polega Tokarczukowa i powtórzę za Masłoniem, że laureatka Najki and Nobla tworzy dzieła, które zaliczyć należy do katalogu Książek Zbędnych. Nieszczęściem jest, że kobieta opanowała polską pisownię i składnię w stopniu b. dobrym i niestety lubi pisać pomimo niedorozwoju ludzkiej duszy. Gdzieś Ty tam, Łyżeczko, widziała poezję?!
Maniu znasz lepszy opis kieleccyzny gdzie jest tak piekno i straszno zarazem? Nadała ludziom, z których podśmiechujki robi sobie Redliński akcentując ich przaśność i swojską dosadność aury melancholii i magii. Prawiek jest romantyczny w sferze nastroju i etniczności a jednocześnie nawiązuje do sagi rodowej osadzonej w czasie historycznym i obszarze geograficznym, którą cenili sobie realiści.
Piszesz o "Konopielce"? To chyba Łomżyńskie, rodzinne strony Redlińskiego. Te podśmiechujki są całkiem sympatyczne, jego bohaterowie są autentyczni, żywi; nie samym chlebem żyją, jest rubaszny śmiech, jest śpiewanie godzinek, fizyczność i metafizyczność, Redliński zna tych ludzi. Tokarczuk zaś pisze o swoim wyobrażeniu mieszkańców pewnego terenu. Dawno to czytałam, ale pamiętam, że opisywała ludzi jak parazytolog opisywałby robaki - takie wrażenie odniosłam. Redliński wywodzi się z tradycji Franciszka Rabelais, Tokarczuk, z jakiejś nowomodnej koncepcji psychofilozoficznej. Magia New Age mnie się nie ima.
Edit; Dawna Kielecczyzna to m.in."Szkice węglem". Ekranizowali to w Chmielniku, a ja tam akurat mieszkałam.
Reymont urodził się w rodzinie organisty. Jego ojciec, Józef Rejment, człowiek oczytany, miał wykształcenie muzyczne i w tuszyńskiej parafii pełnił obowiązki organisty, a także prowadził księgi stanu cywilnego i korespondencję proboszcza z władzami rosyjskimi. Matka, Antonina z Kupczyńskich, miała talent do opowiadania. Wywodziła się ze zubożałej szlachty krakowskiej; w latach dojrzałych pisarz fakt ten często podkreślał.
Rodzice chcieli, aby został organistą. Odmówił uczęszczania do szkół, często zmieniał zawody, miejsca zamieszkania, dużo podróżował po Polsce i Europie. Ukończył Warszawską Szkołę Niedzielno-Rzemieślniczą. W latach 1880–1884 uczył się zawodu krawieckiego w Warszawie, po czym został czeladnikiem. W okresie 1884–1888 był aktorem w wędrownych grupach teatralnych, następnie w latach 1888–1893 dzięki protekcji ojca znalazł zatrudnienie jako niskiej rangi funkcjonariusz Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, pracując m.in. w Rogowie i Lipcach. W 1890 zmarła matka pisarza. Z twórczości literackiej utrzymywał się od 1894, kiedy przeniósł się do Warszawy, jednak swoje pierwsze wiersze pisał już w 1882.
13 lipca 1900 Reymont uległ wypadkowi kolejowemu. Trafił do szpitala z dwoma złamanymi żebrami, jednak w raporcie lekarskim napisano, że pisarz ma 12 złamanych żeber oraz inne kontuzje ciała i nie wiadomo, czy będzie nadal zdolny do pracy umysłowej[7]. Notatkę szpitalną sfałszował dr Jan Roch Raum[7]. Wysokie odszkodowanie w wysokości 38 500 rubli pomogło mu zdobyć niezależność finansową.
Raczej dr Jan Roch Raum oszustem medycznym. Jak rozumiem, historia milczy nt. ew. wsparcia finansowego pana dohtora przez pana pisarza, a pożytecznego wynalazku fundacji ówczesne czasy chyba jeszcze nie znały.
Maria napisal(a): Raczej dr Jan Roch Raum oszustem medycznym. Jak rozumiem, historia milczy nt. ew. wsparcia finansowego pana dohtora przez pana pisarza, a pożytecznego wynalazku fundacji ówczesne czasy chyba jeszcze nie znały.
Cała siatka srogo wzbogaciła się na tych przekrętach. To były czasy...
Tokarczuk, zapytana, które ze swoich dzieł poleciłaby na początek, powiedziała, że nigdy nie zakładała, że wszyscy muszą czytać jej książki, które wymagają „pewnych kompetencji poznawczych”, a o te trudno w dzisiejszym świecie kultury obrazkowej.
Ale staram się zrozumieć, że ludzie mogą nie mieć czasu, bo to jest przywilejem, luksusem
Komentarz
Mróz ze Śląska.
Opolskiego.
Bieguni formą są podobni do esejów Herberta: Barbarzyńcy w ogrodzie, Martwej natura z wędzidłem i Labiryntu nad morzem - oboje luźno przeskakują z jednego motywu do drugiego, z jednej opowieści do drugiej. Herbert jednak do Włoch jedzie z Włochami w głowie, Tokarczuk zaś jest biała kartką. Ona prawie w ogóle nie zauważa gdzie jest, widzi tylko marginalne szczegóły - kawę na lotnisku czy kamień w bucie. W sumie takie są wspomnienia z podróży większości podróżujących.
A dlaczego takia popularność posród niektórych?
Bo oni są jak biała kartka i oni lubią patrzeć bez wiedzy na świat, jak na płaski obraz , z peryspektywy kawiarni, ławki w parku, jak zza szklanych ekranów ich smartfonów, laptopów.
Z płaskimi, wybiórczymi tekstami, które podano im na wysokich obcasach.
Herbert to mocarz, wiedza, swada w wyciąganiu wniosków, w pokazaniu zachwytu, nie samej tylko rzeczy...
Bardzo dobre , Professore
Gdzieś tutaj umyka fakt, że podejmując decyzję o podróży /wyjeździe mamy na myśli cel (jak Włochy u Herberta) u Tokarczuk zblazownai ludzie używają środków transportu, przemieszczają się (bo ich stać) z jakiejś niewiadomej przyczyny by oddawać się trochę prerensjonalnym, melancholijnym rozmyślaniom. Czyste marnotrawstwo.
W "Prawieku(...) zaś lustro odbijało świat bardzo ładnie i poetycko moim skromnym zdaniem.
https://www.rp.pl/artykul/824163-Moment-niedzwiedzia--Fragment-ksiazki-Olgi-Tokarczuk.html
Uwaga: podobno na północnej wyspie Heterotopii żyje społeczność, gdzie różnica seksualna jest ignorowana, niewidoczna i traktowana jako zupełnie nieoczywista.
Rozmnażanie się jest dobre i pożądane.
Mówią o tym nakazy wielu wielkich religii, zwłaszcza tych, które mają udział w rządzeniu światem i są patriarchalne, a więc, z grubsza rzecz biorąc, takie, które traktują istoty ludzkie instrumentalnie. (Oczywiście są także religie i nurty religijne, które nie podzielają tego przekonania, na przykład buddyzm czy gnostycyzm). Narodziny są więc zawsze radosne, świętuje się je i celebruje. Posiadanie dzieci jest naturalne i dobre. Brak dzieci jest niedoskonałością, uszczerbkiem, patologią. Z oburzeniem patrzy się dziś na Chiny i na regulacje demograficzne ograniczające potomstwo do jednego dziecka. Oczywiste jest, że każdy może rozmnażać się do woli, nawet jeżeli nie ma możliwości godziwego wychowania swojego potomstwa. Każdy pomysł zapanowania nad tym żywiołem budzi wzburzenie zarówno po prawej, jak i po lewej stronie. Zapewne chodzi także i o to, że przyrost naturalny zapewnia funkcjonowanie obecnych systemów.
W Heterotopii uważa się, że dopóki nie zostaną rozwiązane podstawowe problemy świata – głód, brak wykształcenia, bieda, choroby, przeludnienie niektórych regionów, przemoc – narodziny powinny skłaniać raczej do smutnej refleksji niż radości. To raczej adopcja dzieci, które już są, ma być wspierana, cieszyć się estymą i powodować radość. Rodzice zaś, którzy decydują się na nią, winni być stawiani za wzór obywatela.
W Heterotopii nie tak łatwo się rozmnażać. Trzeba przekonać społeczność, w której się żyje, że jest się dostatecznie odpowiedzialnym, że ma się miejsce na dziecko i dochody, żeby je utrzymać. Rodzicielstwo jest przywilejem. Czeka się w kolejce na pozwolenie. Narodziny się kontroluje. W wychowaniu już narodzonych dzieci w dużym stopniu pomaga społeczność i Unia. Sam fakt, że ktoś spłodził i urodził dziecko, nie daje mu nad małym człowiekiem władzy. Dzieci nie są własnością rodziców, więc i ich wychowanie jest w dużym stopniu poddane kontroli społecznej. Nikt tu nawet nie słyszał o przemocy wobec dzieci.
W Heterotopii nie widzi się związku między seksem a posiadaniem dzieci. Zapomniano o tym. Seks ma za zadanie sprawiać przyjemność i budować więzi.
Podobno na południowej wyspie Heterotopii istnieje społeczeństwo, w którym rozmnażanie się zupełnie stabuizowano. Nie seks jest tabu, lecz właśnie rozmnażanie.
czyli Górnego (Śląska)
nawet przez świętego biskupa mogłoby być napisane...
I rzeczywiście, uroda języka jak z Wikipedyjej.
pytanie :
który zatem minister/ ministerkica wrzuci Noblistkę do kanonu lektur sxkolnych?
chyba że już jest?
"Prawieka" dokończyłam czytać przymuszając się, by wiedzieć na czym polega Tokarczukowa i powtórzę za Masłoniem, że laureatka Najki and Nobla tworzy dzieła, które zaliczyć należy do katalogu Książek Zbędnych.
Nieszczęściem jest, że kobieta opanowała polską pisownię i składnię w stopniu b. dobrym i niestety lubi pisać pomimo niedorozwoju ludzkiej duszy. Gdzieś Ty tam, Łyżeczko, widziała poezję?!
Na półce tuż obok Galicjan Nowaka
Edit; Dawna Kielecczyzna to m.in."Szkice węglem". Ekranizowali to w Chmielniku, a ja tam akurat mieszkałam.
Rodzice chcieli, aby został organistą. Odmówił uczęszczania do szkół, często zmieniał zawody, miejsca zamieszkania, dużo podróżował po Polsce i Europie. Ukończył Warszawską Szkołę Niedzielno-Rzemieślniczą. W latach 1880–1884 uczył się zawodu krawieckiego w Warszawie, po czym został czeladnikiem. W okresie 1884–1888 był aktorem w wędrownych grupach teatralnych, następnie w latach 1888–1893 dzięki protekcji ojca znalazł zatrudnienie jako niskiej rangi funkcjonariusz Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, pracując m.in. w Rogowie i Lipcach. W 1890 zmarła matka pisarza. Z twórczości literackiej utrzymywał się od 1894, kiedy przeniósł się do Warszawy, jednak swoje pierwsze wiersze pisał już w 1882.
13 lipca 1900 Reymont uległ wypadkowi kolejowemu. Trafił do szpitala z dwoma złamanymi żebrami, jednak w raporcie lekarskim napisano, że pisarz ma 12 złamanych żeber oraz inne kontuzje ciała i nie wiadomo, czy będzie nadal zdolny do pracy umysłowej[7]. Notatkę szpitalną sfałszował dr Jan Roch Raum[7]. Wysokie odszkodowanie w wysokości 38 500 rubli pomogło mu zdobyć niezależność finansową.
Znaczy się - oszust ubezpieczeniowy, ten Rejment.
Jak rozumiem, historia milczy nt. ew. wsparcia finansowego pana dohtora przez pana pisarza, a pożytecznego wynalazku fundacji ówczesne czasy chyba jeszcze nie znały.
Tokarczuk, zapytana, które ze swoich dzieł poleciłaby na początek, powiedziała, że nigdy nie zakładała, że wszyscy muszą czytać jej książki, które wymagają „pewnych kompetencji poznawczych”, a o te trudno w dzisiejszym świecie kultury obrazkowej.
Ale staram się zrozumieć, że ludzie mogą nie mieć czasu, bo to jest przywilejem, luksusem
— dodała.