A muszą być? Rozwijanie wątków kobiecych, podstawianie za domyślnie białe postacie drugoplanowe Murzynów, Hindusów i Arabów (w serialu nie widziałem tylko ludzi ze skośnymi oczami) nie wymaga żadnego lobby, tylko kalkulacji finansowych. Oni i one też mają budżet na rozrywkę.
Kuba_ napisal(a): A muszą być? Rozwijanie wątków kobiecych, podstawianie za domyślnie białe postacie drugoplanowe Murzynów, Hindusów i Arabów (w serialu nie widziałem thylko ludzi ze skośnymi oczami) nie wymaga żadnego lobby, tylko kalkulacji finansowych. Oni i one też mają budżet na rozrywkę.
Ok, rouzumiem, ale nie można łamać spójności. W GoT były różne postacie z różnych krain, geograficznie kolor skóry był uzasadniony. No nie wiem jak to zrobią w Wiedźminie, już jest do bani.
Wątek garbatej Yenn jest słaby, obrzydliwy, nie rekompensuje tego widok laski, który w ramach metamorfozy wychodzi. Dosłowność scen na poziomie taniego kryminału z flakami na zewnątrz. Przede wszystkim zabija to ducha powieści. Szkoła magów ? Z tandetnymi testami, jakimiś wężami i sztucznym balem w pustej sali. Po co robić tego typu wstawki jak się nie potrafi spójności z oryginałem znaleźć ?
Ja uważam ,że poza wciskanymi na siłę murzynami itp to całkiem dobra i wierna ekranizacja( na tyle na ile pamiętam książki ) .Na razie ok , obawiam się dalszego ciągu.
Murzyny drugoplanowe murzynami, ale mnie najbardziej drażni Yennefer i inne czarodziejki, które były w książce urodziwe i w domyśle białe a tu jedna hinduska, jedna murzynka, inna wyglada jak babcia Geralta.
To wszystko ma znaczenie. Parę lat temu pojawiła się nowa seria Star Trek. Lubiłem poprzednie, nawet te mocno pozmieniane, to taka historyjka do obejrzenia po obiedzie. Ale co to, baba głównym bohaterem, baba zastępcą, wszędzie baby, nawet wątek lesbijski był, mężczyźni mocno z boku. Niedobrze niedobrze, ale ok, pomyślałem, taka konwencja, takie czasy. Nie, dobrze wyczułem, serial był gniotem, bardzo źle odebraną nowoczesną karykaturą Star Treka. Zryte łby potrafią spieprzyć wszystko.
W Wiedźminie od samego początku jest na pierwszym planie postać Yennefer. W książce tak nie było, początkowo pojawiała się od czasu do czas, żeby stać się istotnym bohaterem opowieści. Tu dorobili jakąś historię, jakąś martyrologię nieczystej krwi, garbu i panakleksowej gildii magicznej. Nie podoba mi się też brutalne wejście z akcją od pierwszego odcinka. W książce poznaliśmy Geralta, poznaliśmy świat, poznaliśmy jego problemy i specyfikę i później miała miejsce afera z Cirii jako zbawcą krain. A tu jeb - w pierwszym odcinku uciekaj rybeńko, uciekaj, ktoś przyjechał i nas zabił ! Nawet nie zdążyliśmy zobaczyć kto, co dlaczego, jakie są zależności. Slabo, bardzo słabo.
peterman napisal(a): Star Trek Discovery - najgorszy serial w historii. Ever.
Wytrzymałem 1,5 odcinka. Później dowiedziałem się, że to faktycznie zjechane wszędzie gówno było.
Ale wracając do Wiedźmina, jest w nim sporo rzeczy zrobionych świetnie, serial na bank odniesie sukces, historię doprowadzą do końca. Ja jednak czego innego oczekuję, dla mnie kluczowy jest klimat oraz spójność detali i ciągłość historii, logiczność. Tego netflixowa ekranizacja Wiedźmina, póki co, nie ma.
Pobronię trochę dla sportu, ale jest jeszcze jedna rzecz która Netflixowi wyszła, może niechcący. Yennefer jest tą słynną "silną postacią kobiecą", którą chcą oglądać młode damy. Na fotelu maga-chirurga plastycznego oddaje macierzyństwo w zamian miskę chwały i urody (fragment zabiegu-rytuału przypomina aborcję). I co, gówno, to nic nie warte* w porównaniu z dzieckiem. Co gorsza, sama dokonała wyboru, którego nie miał wiedźmin, stworzony bezpłodnym. Może do którejś pięknej główki to trafi.
Z braków - postacie drugoplanowe, tak barwne u Sapkowskiego. Trochę wyróżnia się psychopatyczny Cahir, reszta moim zdaniem mdła. W kolejnych sezonach liczę na Djikstrę, Regisa i Bonharta, potencjał do wykorzystania/zmarnowania jest ogromny.
Ale humoru jednak nie udało się przemycić. Zderzenie Geralta z tym diabłem rzucającym kulkami rozbawiło mnie do łez podczas czytania książki. W serialu to wcale nie jest scena humorystyczna.
Wódz afrykański idzie do misjonarza i pyta: - Ojczulku, taka sprawa, urodziło mi się ostatnio białe dziecko. Czy mógłbyś mi to jakoś wytłumaczyć? - Pozwól, że posłużę się metaforą. Otóż zdarza się czasem, że w stadzie owiec rodzi się czarna owca... - Ojczulku, zróbmy tak: ja już księdzu nie będę zawracał głowy tym dzieckiem, a ksiądz nikomu o tej owcy nie powie, OK?
Może to być. Abstrahując od zastrzeżeń (słusznych, choć ja oglądam serial w oderwaniu od książki, może dlatego że czytałem zaledwie jedną i to dawno) - serial ogląda się fajnie, a gigantyczną reklamę zrobiła mu gra. Idę o zakład że to gra jest tego przyczyną, że ludożerka ogląda to masowo, a książki widział na oczy może jeden na 10 tysięcy oglądających. Albo w ogóle słyszał że istnieje.
Ale poszło też w drugą stronę - pomimo że od premiery trzeciego Wiedźmaka (gry) minęło już parę lat, w momencie ukazania się serialu zanotowano ogromny skok sprzedaży gry.
Pisarz powinien teraz w ramach retorsji odpalić działkę kolegom z CD Projekt i Netflixa z powodu skokowego wzrostu sprzedazy jego książek na Amazonie. Bez gier i serialu ich popularnosc miałaby nadal lokalny charakter.
Córka czyta Wiedźmina bo chce przed serialem. Przypominam sobie urywki. Nie jest to arcydzieło, ale dobre czytadło z przeblyskami znakomitosci. Sapkowski ma poczucie humoru. Autorzy serialu nie mają. To choroba współczesna , jak już wspominalem - ludzie nowocześni i większość młodzieży traktują rozrywkę śmiertelnie poważnie.
No tak, swego czasu wolał był wziąć zapłatę z góry niż czekać na udziały od sprzedaży gry, ale później (gdy okazala się hitem) się zreflektował i zapodał twórców gry do sądu. Doszło do ugody między stronami.
TecumSeh napisal(a): Idę o zakład że to gra jest tego przyczyną, że ludożerka ogląda to masowo,
Mi się raczej wydaje że przyczyną jest zrobienie serialu przez Netflix (czego przyczyną mogła być gra). Jak już duża wytwórnia wypuściła serial fantasy to ludzie oglądają, gracze i książkowicze co najwyżej mogą krytykować serial, a mimo to ludożerka ogląda.
Noale to trza być wyieprzonym z roboty, siedzieć w swej Wieży i pisać pisać pisać I średnio wierzyć we własny sukces, żeby zrezygnować z udziału w zyskach na początku
Komentarz
Rozwijanie wątków kobiecych, podstawianie za domyślnie białe postacie drugoplanowe Murzynów, Hindusów i Arabów (w serialu nie widziałem tylko ludzi ze skośnymi oczami) nie wymaga żadnego lobby, tylko kalkulacji finansowych. Oni i one też mają budżet na rozrywkę.
Wątek garbatej Yenn jest słaby, obrzydliwy, nie rekompensuje tego widok laski, który w ramach metamorfozy wychodzi. Dosłowność scen na poziomie taniego kryminału z flakami na zewnątrz. Przede wszystkim zabija to ducha powieści. Szkoła magów ? Z tandetnymi testami, jakimiś wężami i sztucznym balem w pustej sali. Po co robić tego typu wstawki jak się nie potrafi spójności z oryginałem znaleźć ?
kolega Jorge w punkt utrafił
policzcie sobie sceny, które są całkiem zbędne
co pozostanie ? ogryzek
W Wiedźminie od samego początku jest na pierwszym planie postać Yennefer. W książce tak nie było, początkowo pojawiała się od czasu do czas, żeby stać się istotnym bohaterem opowieści. Tu dorobili jakąś historię, jakąś martyrologię nieczystej krwi, garbu i panakleksowej gildii magicznej. Nie podoba mi się też brutalne wejście z akcją od pierwszego odcinka. W książce poznaliśmy Geralta, poznaliśmy świat, poznaliśmy jego problemy i specyfikę i później miała miejsce afera z Cirii jako zbawcą krain. A tu jeb - w pierwszym odcinku uciekaj rybeńko, uciekaj, ktoś przyjechał i nas zabił ! Nawet nie zdążyliśmy zobaczyć kto, co dlaczego, jakie są zależności. Slabo, bardzo słabo.
Ale wracając do Wiedźmina, jest w nim sporo rzeczy zrobionych świetnie, serial na bank odniesie sukces, historię doprowadzą do końca. Ja jednak czego innego oczekuję, dla mnie kluczowy jest klimat oraz spójność detali i ciągłość historii, logiczność. Tego netflixowa ekranizacja Wiedźmina, póki co, nie ma.
Z braków - postacie drugoplanowe, tak barwne u Sapkowskiego. Trochę wyróżnia się psychopatyczny Cahir, reszta moim zdaniem mdła. W kolejnych sezonach liczę na Djikstrę, Regisa i Bonharta, potencjał do wykorzystania/zmarnowania jest ogromny.
* Co okazuje się dopiero po latach, jak w życiu.
Co do Yennefer, to była garbuską i była niepłodna, więc to nawet dość bliskie książce.
* tzn. o tyle bym skróciła; ale to zboczenie zawodowego redaktora: czytam i w tyle głowy zawsze mam myśl "co bym wycięła".
- Ojczulku, taka sprawa, urodziło mi się ostatnio białe dziecko. Czy mógłbyś mi to jakoś wytłumaczyć?
- Pozwól, że posłużę się metaforą. Otóż zdarza się czasem, że w stadzie owiec rodzi się czarna owca...
- Ojczulku, zróbmy tak: ja już księdzu nie będę zawracał głowy tym dzieckiem, a ksiądz nikomu o tej owcy nie powie, OK?
Abstrahując od zastrzeżeń (słusznych, choć ja oglądam serial w oderwaniu od książki, może dlatego że czytałem zaledwie jedną i to dawno) - serial ogląda się fajnie, a gigantyczną reklamę zrobiła mu gra. Idę o zakład że to gra jest tego przyczyną, że ludożerka ogląda to masowo, a książki widział na oczy może jeden na 10 tysięcy oglądających. Albo w ogóle słyszał że istnieje.
Wczoraj dodatkowo zapowiedzieli film animowany w stylu anime, Koreańczycy zrobią go dla Netflixa.
no moze ze 40 lat ( i kilogramow) młodszym.
(Pewnie sam Sapkowski by mi zazdroscił)
I średnio wierzyć we własny sukces, żeby zrezygnować z udziału w zyskach na początku