Oczywiście wolelibyśmy, żeby stało się to jak najpóźniej i nie na naszej warcie, "ale mówiąc szczerze - w życiu jak w pokerze" i kiedyś w końcu musi nadejść moment, gdy rzeczywistość powie "sprawdzam" i okaże się kto blefował.
Filioquist napisal(a): Kościół staje się ostatecznie zbędny systemowi jako pomocnicza instytucja kontroli społecznej, to wielka szansa
Jak to? To przecież właśnie Kościół był, oprócz państwowych urzędów, JEDYNĄ pomocą w "kontroli społecznej" w lockdownie. I teraz jest. Wszędzie indziej jest 'Mariola ma piwne oczy'* w większej lub mniejszej części (całej przy #strajkukobiet).
No, np. podczas IIWŚ zginęło ponad trzy tysiące księży (powiedzmy, że to w pięć lat).
Ale jak naucza Kościół - sanguis martyrum semen christianorum* - było z czego się odrodzić A teraz, nie widać 'lepiej', bo z czego ma wzejść co na wiosnę?
* krew męczenników nasieniem chrześcijan
Filioquist napisal(a): ...a po zimie wiosna
AnnaE napisal(a): Oby po takiej zimie miał kto dokonać Przeistoczenia. I dla kogo.
MarianoX napisal(a): Jasne, poza tym skąd w ogóle pomysł głoszony przez niektórych, że radykalne zubożenie polskiego Kościoła (jako całości, a nie tylko hierarchii) miałaby przysporzyć mu rozumu?
Zgadując, "co autor miał na myśli", jak się domyślam, u podstaw tezy leży przekonanie, że w ubogim Kościele przestaną wieść prym karierowicze ("nas Jasio pójdzie na ksiyndza, bo to tyz dobry piniundz" - cytat autentyczny) a pozostaną "gotowi na wszystko".
Swoją drogą nie bardzo mogę sobie wyobrazić zubożenie hierarchii bez zubożenia całości. "Nim gruby schudnie, chudy zemrze"
Z jednej strony to i racja. Z drugiej trzeba będzie pilnować, by prymu nie zaczęli wieść wariaci i sekciarze.
A wczoraj proboszcz podczas kazania na mszy 'opierdolił' wiernych, za to że bardziej się boją kowida niż śmierci wiecznej, bo choć chrzest otworzył bramy raju, to sam dokument świadectwa chrztu nie przepuści... I poskarżył się na brak wiernych na nabożeństwach maryjnych. I że strach jest kiepską wymówką.
Ciekawe jak 'kontratak' kleru bazylikowego wpłynie na dominicantes (poza mszalne)?
(Chodzi o to, że wiele nabożeństw odbywa się m.in. na Kalwarii, gdzie może przebywać 150 osób, a przychodzi ok. 20-25 wiernych.)
W ostatnią niedzielę, na maszy o 10 wypełnienie było widocznie większe niż poprzednio. Nie wiem ile wynosi limit, a ksiądz na kazaniach o wskazanych wątkach już z 2 miesiąc woła.
christoph napisal(a): w Pie... Pie Pie .... Piekarach?
Proboszcz jest nowy, od dwóch i pół roku. Pierwsze co zrobił, to 'wyciął' jedną mszę z grafiku niedzielnego, a teraz od stycznia 2021 kolejną.
Na mszach jest pełno. Na pewno ponad kowidową normę.
Każdego roku przybywa ok. 350 pielgrzymek i 150.000 wiernych. W zeszłym, kowidowym roku 2020-ym tylko... 5.000 (pięć!)
Nie o kasę zatem (tylko) raczej tu chodzi, bo parafianie nie załatają pielgrzymkowej dziury. Ale jest to bardzo maryjny kapłan. A poza mszami, a zwłaszcza poza niedzielą - kicha. ___
Zwykle dwa razy w roku piekarską kalwarię zdeptuje po kilkadziesiąt tysięcy pątników, a w minionym roku tak przepięknie odrosła, zarosła, odżyła...,
ms.wygnaniec napisal(a): W ostatnią niedzielę, na maszy o 10 wypełnienie było widocznie większe niż poprzednio. Nie wiem ile wynosi limit, a ksiądz na kazaniach o wskazanych wątkach już z 2 miesiąc woła.
U nas liczyłem ostatnio - na oko po 250 osób na mszy, wyraźnie za gęsto ale to daleko do sytuacji sprzed pandemii. Na stronie parafii tylko ogólna informacja "15 osób na metr kwadratowy", bez informacji ile może wejść. Sprawdzę z ciekawości miernikiem.
Co do wystąpień z Kościoła - może po prostu przestaje on być - wg słów J. Ratzingera - "tanią oczywistością", kwestią społeczną, że "wypada". Z drugiej strony smutno, że wielu katolików w Polsce (ja również) zostało wychowanych do pewnej praktyki kościelno-religijnej bez odpowiedniej inicjacji chrześcijańskiej. To tak, jakby dać kartę pływacką komuś, kto nie potrafi pływać: zrobi sobie tylko krzywdę. Opuszczają więc Kościół, a może pewien obraz Kościoła i Boga; obraz, który albo sami sobie wytworzyli albo im wytworzono. Czy ponoszą przy tym winę? Pewnie kwestia indywidualna. Ale śmiem wątpić w to, że odchodzą ludzie, którzy poznali Kościół, zobaczyli również, że Bóg jest i czyni cuda (często te małe) w życiu. Może trzeba odważniej mówić o "śmierci Boga" - ale trochę inaczej: aby umarł Jego fałszywy obraz; tak samo trzeba śpiewać "requiem aeternam" fałszywemu obrazowi Kościoła, który jest tylko powodem rozczarowania a czasem i zgorszenia. Fałszywe motywacje do kapłaństwa również nie wytrzymają próby czasu. Kończy się czas społecznej pozycji kleru; "zostać księdzem" oznaczać będzie odwagę i gotowość na odrzucenie. Także, czasy są ciekawe, a Duch Święty nas na pewno nie opuści!
x_Decompostela napisal(a): Co do wystąpień z Kościoła - ...
Jednak do tej pory wystarczyło 'nie chodzić, 'nie praktykować'.
Tak, jak kończy się np. podstawówkę - zostają i te dobre i te złe wspomnienie, trochę zdjęć na pamiątkę, dyplomów, książek itp - i idzie się w życiu dalej, BEZ Kościoła, często z nowym bogiem.
Teraz mamy jednak agresywną manifestację jawno-głośno publicznych wystąpień. W GW artykuły o tym, jak proboszczowie UTRUDNIAJĄ wypisanie z księgi parafialnej. A nuwapostaci (chyba mi nie wyszedł neologizm...) ZNAJĄ SWOJE PRAWA!
Kiedyś była "zwykła" 'zlewka na to'.
--- Jakoś wiąże tę nową sytuację ze śmiercią i pogrzebem (artystki) Kory. Jej całe życie to było poszykiwanie Boga z jednoczesnym odrzuceniem i opluwaniem Kościoła. Znalazła swoich bogów, tak umarła, jej pogrzeb był wielką manifestacją afirmacji takiego życia (i takich bogów). Że tak się da żyć i 'klecha' nie jest nawet do pogrzebu potrzebny.
x_Decompostela napisal(a): Co do wystąpień z Kościoła - ...
Jednak do tej pory wystarczyło 'nie chodzić, 'nie praktykować'.
Tak, jak kończy się np. podstawówkę - zostają i te dobre i te złe wspomnienie, trochę zdjęć na pamiątkę, dyplomów, książek itp - i idzie się w życiu dalej, BEZ Kościoła, często z nowym bogiem.
Teraz mamy jednak agresywną manifestację jawno-głośno publicznych wystąpień. W GW artykuły o tym, jak proboszczowie UTRUDNIAJĄ wypisanie z księgi parafialnej. A nuwapostaci (chyba mi nie wyszedł neologizm...) ZNAJĄ SWOJE PRAWA!
Kiedyś była "zwykła" 'zlewka na to'.
--- Jakoś wiąże tę nową sytuację ze śmiercią i pogrzebem (artystki) Kory. Jej całe życie to było poszykiwanie Boga z jednoczesnym odrzuceniem i opluwaniem Kościoła. Znalazła swoich bogów, tak umarła, jej pogrzeb był wielką manifestacją afirmacji takiego życia (i takich bogów). Że tak się da żyć i 'klecha' nie jest nawet do pogrzebu potrzebny.
Nie lekceważyłaby tego, co przeszła jako dziecko u pewnych sióstr w sierocińcu...
ja nie lekceważę, jednak uważam, że raczej pielęgnowała w sobię nienawiść, niż próbowała wyleczyć ją zwłaszcza, że jej mąż się nawrócił i odszedł z tego świata jako praktykujący katolik
zobacz, jak różne drogi osób, których połączyło również małżeństwo (i miłość)
romeck napisal(a): ja nie lekceważę, jednak uważam, że raczej pielęgnowała w sobię nienawiść, niż próbowała wyleczyć ją zwłaszcza, że jej mąż się nawrócił i odszedł z tego świata jako praktykujący katolik
zobacz, jak różne drogi osób, których połączyło również małżeństwo (i miłość)
On się nawrócił, ale chyba wiele lat po rozstaniu z nią.
Dziękuję Księdzu za ten głos. Wazny i przemyślany. Jeśli zaś chodzi o inicjacje w dziecinstwie...cóz ona jest rozłozona w czasie. I składa się z okruchów pamieci małego czlowieczka. To sa najczęsciej obrazy dziadków, rodziców , słów wypowiadanych podczas ważnych wydarzeń, czasem łez dorosłych, które są jak drążące skałe krople. I ta ciagła obecność Boga w zyciu rodziny, która wyprowadza ze zwyczajów w wiarę.
x_Decompostela napisal(a): Opuszczają więc Kościół, a może pewien obraz Kościoła i Boga; obraz, który albo sami sobie wytworzyli albo im wytworzono. Czy ponoszą przy tym winę? Pewnie kwestia indywidualna. Ale śmiem wątpić w to, że odchodzą ludzie, którzy poznali Kościół, zobaczyli również, że Bóg jest i czyni cuda (często te małe) w życiu.Może trzeba odważniej mówić o "śmierci Boga" - ale trochę inaczej: aby umarł Jego fałszywy obraz; tak samo trzeba śpiewać "requiem aeternam" fałszywemu obrazowi Kościoła, który jest tylko powodem rozczarowania a czasem i zgorszenia.
No tak. ale gdy ktoś dokonuje apostazji, formalnej czy praktycznej., to jednak wypisuje się z Kościoła, a nie z jego subiektywnego "fałszywego obrazu". Zwłaszcza, ze tacy ludzie w ogromnej większości nie szukają potem jakiegoś "prawdziwego Kościoła" w innych denominacjach czy wyznaniach, ale całkowicie porzucają życie duchowe.
x_Decompostela napisal(a): Opuszczają więc Kościół, a może pewien obraz Kościoła i Boga; obraz, który albo sami sobie wytworzyli albo im wytworzono. Czy ponoszą przy tym winę? Pewnie kwestia indywidualna. Ale śmiem wątpić w to, że odchodzą ludzie, którzy poznali Kościół, zobaczyli również, że Bóg jest i czyni cuda (często te małe) w życiu.Może trzeba odważniej mówić o "śmierci Boga" - ale trochę inaczej: aby umarł Jego fałszywy obraz; tak samo trzeba śpiewać "requiem aeternam" fałszywemu obrazowi Kościoła, który jest tylko powodem rozczarowania a czasem i zgorszenia.
No tak. ale gdy ktoś dokonuje apostazji, formalnej czy praktycznej., to jednak wypisuje się z Kościoła, a nie z jego subiektywnego "fałszywego obrazu". Zwłaszcza, ze tacy ludzie w ogromnej większości nie szukają potem jakiegoś "prawdziwego Kościoła" w innych denominacjach czy wyznaniach, ale całkowicie porzucają życie duchowe.
Powtórzę: każda sytuacja jest indywidualna. Pojawiają się dwa pytania: 1. Czy w obliczu zgłoszenia chęci apostazji dany proboszcz "walczy" o tę osobę, proponując jakieś spotkania, rozmowy, możliwość wyrzucenia żalów, itp? 2. A może okazuje się że w Polsce chrzczono zbyt "łatwo", bez gwarancji [funkcja gwaranta w katechumenacie dorosłych], że to dziecko zostanie wychowane do wiary żywej. Oczywiście, że łaska Boża działa w takim dziecku, jest ono dzieckiem Kościoła, Kościół się za nie modli codziennie. Ale z drugiej strony sakramenty to nie jest magia. Musi być środowisko, aby potencjał wiary złożony w chrzcie mógł zaowocować. W efekcie może się okazać, że mamy wielu ochrzczonych "ateistów". Dziś dochodzi do tego, że dzieci są wypisywane z religii zaraz po I komunii św. Czy to o to chodzi? (inna kwestia to dopuszczanie kandydatów do poszczególnych sakramentów wtajemniczenie... może ktoś nie jest jeszcze gotowy.. Czy Kościół stwarza warunki do indywidualnego dojrzewania do przyjęcia sakramentów?).
A może okazuje się że w Polsce chrzczono zbyt "łatwo", bez gwarancji [funkcja gwaranta w katechumenacie dorosłych], że to dziecko zostanie wychowane do wiary żywej.
Chrzczono i chrzci. W rodzinie miałem ostatnio kilka chrztów i kilka ślubów kościelnych osób dla których były to jedne z bardzo nielicznych w życiu wizyt w świątyni.
Ojtam ojtam, czepiacie się. Kto widział Boga? Wg popularnego pisarza Sao Paulo, Boga nikt nigdy nie widział, ale podobno przynajmniej Mojżeszowi pokazał Pan Bóg plery.
Więc nie dziwujmy się, że do kościoła chodzą niewierzący, bo kto ma chodzić? Któż się dziś poda za wierzącego? Ja to tylko jak przyjdzie jakieś badanie opinii i spytają, czy jestem wierzący -- "Tak, bardzo!"
Komentarz
Kiedyś z niedzieli było ok 3ooo
To przecież właśnie Kościół był, oprócz państwowych urzędów, JEDYNĄ pomocą w "kontroli społecznej" w lockdownie. I teraz jest. Wszędzie indziej jest 'Mariola ma piwne oczy'* w większej lub mniejszej części (całej przy #strajkukobiet).
*ktoś pamięta?
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Ale jak naucza Kościół - sanguis martyrum semen christianorum* - było z czego się odrodzić
A teraz, nie widać 'lepiej', bo z czego ma wzejść co na wiosnę?
* krew męczenników nasieniem chrześcijan
Ciekawe jak 'kontratak' kleru bazylikowego wpłynie na dominicantes (poza mszalne)?
(Chodzi o to, że wiele nabożeństw odbywa się m.in. na Kalwarii, gdzie może przebywać 150 osób, a przychodzi ok. 20-25 wiernych.)
Na mszach jest pełno. Na pewno ponad kowidową normę.
Każdego roku przybywa ok. 350 pielgrzymek i 150.000 wiernych.
W zeszłym, kowidowym roku 2020-ym tylko... 5.000 (pięć!)
Nie o kasę zatem (tylko) raczej tu chodzi, bo parafianie nie załatają pielgrzymkowej dziury. Ale jest to bardzo maryjny kapłan. A poza mszami, a zwłaszcza poza niedzielą - kicha.
___
Zwykle dwa razy w roku piekarską kalwarię zdeptuje po kilkadziesiąt tysięcy pątników, a w minionym roku tak przepięknie odrosła, zarosła, odżyła...,
Opuszczają więc Kościół, a może pewien obraz Kościoła i Boga; obraz, który albo sami sobie wytworzyli albo im wytworzono. Czy ponoszą przy tym winę? Pewnie kwestia indywidualna. Ale śmiem wątpić w to, że odchodzą ludzie, którzy poznali Kościół, zobaczyli również, że Bóg jest i czyni cuda (często te małe) w życiu.
Może trzeba odważniej mówić o "śmierci Boga" - ale trochę inaczej: aby umarł Jego fałszywy obraz; tak samo trzeba śpiewać "requiem aeternam" fałszywemu obrazowi Kościoła, który jest tylko powodem rozczarowania a czasem i zgorszenia. Fałszywe motywacje do kapłaństwa również nie wytrzymają próby czasu. Kończy się czas społecznej pozycji kleru; "zostać księdzem" oznaczać będzie odwagę i gotowość na odrzucenie. Także, czasy są ciekawe, a Duch Święty nas na pewno nie opuści!
Tak, jak kończy się np. podstawówkę - zostają i te dobre i te złe wspomnienie, trochę zdjęć na pamiątkę, dyplomów, książek itp - i idzie się w życiu dalej, BEZ Kościoła, często z nowym bogiem.
Teraz mamy jednak agresywną manifestację jawno-głośno publicznych wystąpień. W GW artykuły o tym, jak proboszczowie UTRUDNIAJĄ wypisanie z księgi parafialnej. A nuwapostaci (chyba mi nie wyszedł neologizm...) ZNAJĄ SWOJE PRAWA!
Kiedyś była "zwykła" 'zlewka na to'.
---
Jakoś wiąże tę nową sytuację ze śmiercią i pogrzebem (artystki) Kory. Jej całe życie to było poszykiwanie Boga z jednoczesnym odrzuceniem i opluwaniem Kościoła. Znalazła swoich bogów, tak umarła, jej pogrzeb był wielką manifestacją afirmacji takiego życia (i takich bogów). Że tak się da żyć i 'klecha' nie jest nawet do pogrzebu potrzebny.
zwłaszcza, że jej mąż się nawrócił i odszedł z tego świata jako praktykujący katolik
zobacz, jak różne drogi osób, których połączyło również małżeństwo (i miłość)
Dziękuję Księdzu za ten głos.
Wazny i przemyślany.
Jeśli zaś chodzi o inicjacje w dziecinstwie...cóz ona jest rozłozona w czasie. I składa się z okruchów pamieci małego czlowieczka.
To sa najczęsciej obrazy dziadków, rodziców , słów wypowiadanych podczas ważnych wydarzeń, czasem łez dorosłych, które są jak drążące skałe krople.
I ta ciagła obecność Boga w zyciu rodziny, która wyprowadza ze zwyczajów w wiarę.
Niech Pan Jezus Ksiedza prowadzi
+
Dziś dochodzi do tego, że dzieci są wypisywane z religii zaraz po I komunii św. Czy to o to chodzi? (inna kwestia to dopuszczanie kandydatów do poszczególnych sakramentów wtajemniczenie... może ktoś nie jest jeszcze gotowy.. Czy Kościół stwarza warunki do indywidualnego dojrzewania do przyjęcia sakramentów?).
Więc nie dziwujmy się, że do kościoła chodzą niewierzący, bo kto ma chodzić? Któż się dziś poda za wierzącego? Ja to tylko jak przyjdzie jakieś badanie opinii i spytają, czy jestem wierzący -- "Tak, bardzo!"