los napisal(a): Moim zdaniem facet odkrywa z wielkim hałasem to, co na czwórforum było wiadome jakieś osiem lat temu. Jak skróci dystans, zasłuży na uznanie.
trep napisal(a): Ja mam podobne odczucia. To jest nie tyle "odkrywa" (choć być może istotnie odkrywa - nie śledzę, więc nie jestem w stanie tego wywnioskować),
lecz odkrywa dla swoich słuchaczy,...
z tego powodu ja wogóle nie mam motywacji, by go posłuchać
-
ale z tego powodu winniśmy mieć motywację, żeby wspierać jego "nauczanie" modlitwą. bowiem odkrywa on katolicyzm z pozycji naturalnych. czyli podstawowych. jeśli by jednak użył tego słowa to straciłby publiczność, bowiem słowo "katolicyzm" jest tak nacechowane, i wciąż tak się go "cechuje" jak słowo"żyd" w latach czterdziestych ubiegłego wieku: ciemność i nogi za pas...
TecumSeh napisal(a): Peem ta. Nawrócenie w przypadku Petersona to nic dziwnego. To rzekłbym naturalna kolej rzeczy.
W sumie byłem zdziwiony jak się dowiedziałem że Peterson lawiruje, nie wie, nie odważy się powiedzieć i takie tam.
Ale prawy człowiek a reszta to konsekwencja powyższego.
Z tego, co mówił w wywiadach - widział w Jezusie ideał człowieka, ale nie uznawał Go za Boga. Być może cierpienie związane z depresją ( spowodowane chorobą żony) otworzyło go na inny wymiar odczuwania, a może po prostu Jezus, który był mu bliski obdarował go łaską Wiary. Jego łzy świadczą o doświadczeniu bliskości z Jezusem. Ludzie tak reagują na Obecność Boga-Człowieka. Tak czy inaczej - chwała Panu +++
@Mania - też tak uważam. Facet jest uczciwym intelektualistą, mądry, nie cynik, itp - ale to za mało, żeby uwierzyć. Mam taką roboczą tezę, być może zasłyszaną, nie pamiętam - że od gadania nikt się jeszcze nie nawrócił.
Natomiast doświadczenie - z tego co gadam z ludźmi, jakiś emocjonalny niepokój, jakieś wydarzenie, coś co "tknęło" - to jest najczęściej punkt zwrotny od którego się zaczyna.
Mam taką jedną znajomą, była ateistką, jej mąż także - i to od dziecka. Pobrali się, urodziło im się bodaj jedno, czy dwójka - i nagle doznała nieokreślonego niepokoju i zastanowienia nad tym czy Bóg istnieje, i to tak "z niczego". Nic sie nie zmieniło, nic się nie stało... ale ona, której zawsze to było obce, zaczęła się zastanawiać nad Bogiem i się nawróciła.
Mąż traktował to jako nieszkodliwe wariactwo, przez kilka lat, zanim nawrócił się i on.
I o ile za męża to się modliła moja znajoma, o tyle ona sama nie wie, kto modlił się za nią. A jest pewna że ktoś modlił się za nią, bo owe myśli pojawiły się, i cały proces się zaczął, "z niczego".
Komentarz
“And so now we’ve had a step back in his recovery. Life is just not good, things are not good right now,”
https://www.recorder.ca/news/things-are-not-good-right-now-jordan-peterson-battling-covid-19-u-k-paper-reports/wcm/7599755e-122e-4fee-b4fa-6abfd1e25ddb
👣
🐾
🐾
https://www.thinkspot.com/discourse/XLuJLN/post/jordan-peterson/on-calculating-depth-of-betrayal/b6mtwx
https://www.thinkspot.com/discourse/2RuWnZ/post/jordan-peterson/s3-e19-maps-of-meaning-4-marionettes-individuals-part-3/b6mtwx
Ponad 2h
Poza tym narzeka na katastrofalny stan kanadyjskiego ziewnikarstwa spowodowany cenzurą.
w opisie jest link do pełnego wywiadu, z 14. lutego 2021, ponad półtorej godziny
Nawrócenie w przypadku Petersona to nic dziwnego. To rzekłbym naturalna kolej rzeczy.
W sumie byłem zdziwiony jak się dowiedziałem że Peterson lawiruje, nie wie, nie odważy się powiedzieć i takie tam.
Ale prawy człowiek a reszta to konsekwencja powyższego.
Być może cierpienie związane z depresją ( spowodowane chorobą żony) otworzyło go na inny wymiar odczuwania, a może po prostu Jezus, który był mu bliski obdarował go łaską Wiary. Jego łzy świadczą o doświadczeniu bliskości z Jezusem. Ludzie tak reagują na Obecność Boga-Człowieka. Tak czy inaczej - chwała Panu +++
Facet jest uczciwym intelektualistą, mądry, nie cynik, itp - ale to za mało, żeby uwierzyć. Mam taką roboczą tezę, być może zasłyszaną, nie pamiętam - że od gadania nikt się jeszcze nie nawrócił.
Natomiast doświadczenie - z tego co gadam z ludźmi, jakiś emocjonalny niepokój, jakieś wydarzenie, coś co "tknęło" - to jest najczęściej punkt zwrotny od którego się zaczyna.
Mam taką jedną znajomą, była ateistką, jej mąż także - i to od dziecka.
Pobrali się, urodziło im się bodaj jedno, czy dwójka - i nagle doznała nieokreślonego niepokoju i zastanowienia nad tym czy Bóg istnieje, i to tak "z niczego". Nic sie nie zmieniło, nic się nie stało... ale ona, której zawsze to było obce, zaczęła się zastanawiać nad Bogiem i się nawróciła.
Mąż traktował to jako nieszkodliwe wariactwo, przez kilka lat, zanim nawrócił się i on.
I o ile za męża to się modliła moja znajoma, o tyle ona sama nie wie, kto modlił się za nią. A jest pewna że ktoś modlił się za nią, bo owe myśli pojawiły się, i cały proces się zaczął, "z niczego".