@JORGE powiedział(a):
Komplikujecie sprawę. Jarosław Kaczyński lubi zwierzęta, może nawet je i kocha. Jego wewnętrzne przekonanie jest spójne z piątką dla zwierząt. On tak czuje, tak uważa, tak by chciał. Nie mam mu tego za złe. Warto było spróbować. Dlaczego Kaczyński choć raz nie może powiedzieć - jebać elektorat ?
Ale kto mu broni, np. pamiętam dzień w którym odwołano Beatę Szydło.
@JORGE powiedział(a):
Komplikujecie sprawę. Jarosław Kaczyński lubi zwierzęta, może nawet je i kocha. Jego wewnętrzne przekonanie jest spójne z piątką dla zwierząt. On tak czuje, tak uważa, tak by chciał. Nie mam mu tego za złe. Warto było spróbować. Dlaczego Kaczyński choć raz nie może powiedzieć - jebać elektorat ?
Ale kto mu broni, np. pamiętam dzień w którym odwołano Beatę Szydło.
To się da wytłumaczyć racjonalnie, uznał Morawieckiego za lepszego premiera niż Szydło. Być może nawet miał rację. Ale z futrzakami to po prostu walnął jak łysy grzywką o kant sosny - nie było najmniejszej ale to najmniejszej szansy, by cokolwiek pozytywnego dla kogokolwiek (poza opozycją) mogło wyniknąć z inicjatywy. A jednak sprawę przepchnął z zadziwiającą determinacją. Normalnie, jak nie Jarosław Kaczyński, aż osłupiałem.
@Szturmowiec.Rzplitej powiedział(a):
A ja myślę, że postanowił zbliżyć się do młodych, pochylić nad problemami, które nurtują młode pokolenie a nie tylko starców z zakonu PC.
Poszedł z tym do dyr. Moskala, a ten jako młody zdolny technokrata uznał, że kwestie najmodniejsze są najważniejsze.
Podobny problem jest z młodymi zdolnymi w TVP. Naoglądali się Netflaka i myślą że wśród młodzieży najmodniejszym jest pedalizm. To takie trendy.
Też tak myślę. Że ważne jest to, co jest modne u młodych. Z tym że u młodych jest misz-masz (chyba nie jednego głównego nurtu) oraz zmieniają zdanie co kilka lat.
@los powiedział(a):
Nie wierzę, by kochał zwierzęta, kto je więzi. Trzymanie kotów w zamknięciu to znęcanie się nad zwierzętami, koty to ciekawskie stworzenia i desperacko pragną poznawać świat.
Po pierwsze, jako, poniekąd, spec, zgadzam się z Losem - w sumie niestety; problem kotów zamkniętych w mieszkaniu można trochę zmniejszyć, decydując się na kota rasowego, ale z takiej rasy, w której bardzo mocno stępiono drogą hodowlaną popędy i instynkty. Ragdoll na przykład. W sumie dość dobrze znoszą zamknięcie brytyjczyki.
Wracając do meritum:
"Czyli zorganizowana grupa przestępcza pracująca formalnie jako stowarzyszenie, a w realu jako inspektorzy (w domyśle: państwowej jednostki), zajmująca się przywłaszczaniem cudzej własności..."
Jeszcze lepiej. W obecnej chwili każdy z nas może założyć fundację czy stowarzyszenie ochrony zwierzątek. W wersji premium kosztuje to 500 zł., w wersji podstawowej 0 złotych. Następnie kupujemy sobie na Allegro czarne groźne mundury i ozdabiamy je dodatkowo rozmaitymi odznakami, na domowej drukareczce drukujemy sobie legitymacje "inspektora" i możemy jeździć na interwencje.
Zapewniam Was, że w tej chwili metodą "na inspektora" wyrywają ludziskom zwierzęta: młodzian z chorobą dwubiegunową który przerwał naukę po pierwszym semestrze studiów, emerytowana księgowa, pani kioskarka oraz pani żyjąca całe życie z różnych zasiłków, która dnia jednego uczciwie nie przepracowała - i cała masa podobnych.
Ludzie ci jak ognia unikają kontaktów z Inspekcją Weterynaryjną, dodatkowo jeżdżąc po niej w swoich internetowych wpisach jak po, nomen omen, burej suce, bo najczęściej ocena stanu zdrowia zwierząt które znalazły się na celowniku znacząco się różni w oczach aktywisty z wykształceniem podstawowym a w oczach lekarza weterynarii z długim stażem i po odbytych studiach kierunkowych.
@trep powiedział(a):
Nie chcę wasz zanudzać, ale są takie, dla których to nie jest kapitulancja.
Degeneraci zdarzają się w każdym gatunku a w przypadku zwierząt hodowlanych człowiek może tę degenerację pielęgnować i powielać. Klapnięte uszy, krótkie łapy, cofnięta kufa, biała sierść, brak sierści - wszystko to są wady genetyczne. Ale o ile degeneracja fizyczna u rasy hodowlanej jest raczej pewna, każdy jamnik będzie miał krótkie łapy, to z psychiką już tak dobrze nie jest. Ragdolle ponoć dobrze znoszą zamknięcie a znałem jednego, który bardzo cierpiał, a że był bystry, to regularnie uciekał z transporterów (potem wracał, bo był przywiązany do właścicieli i miski). Trzeba było tylko popatrzeć na wyraz jego pyska, kiedy wieszał się na balkonowej siatce dla kota w nadziei, że ta się gdzieś przedrze, by nabrać bardzo złego zdania o kociarzach.
No mnie dobija jeszcze przegęszczanie - kot to nie jest zwierzę stadne. W pewnym stopniu społeczne, ale NIE stadne. Obecnie masowo są zmuszane do przebywania w stadach.
@JORGE powiedział(a):
Komplikujecie sprawę. Jarosław Kaczyński lubi zwierzęta, może nawet je i kocha. Jego wewnętrzne przekonanie jest spójne z piątką dla zwierząt. On tak czuje, tak uważa, tak by chciał. Nie mam mu tego za złe. Warto było spróbować. Dlaczego Kaczyński choć raz nie może powiedzieć - jebać elektorat ?
Ale kto mu broni, np. pamiętam dzień w którym odwołano Beatę Szydło.
To się da wytłumaczyć racjonalnie, uznał Morawieckiego za lepszego premiera niż Szydło. Być może nawet miał rację. Ale z futrzakami to po prostu walnął jak łysy grzywką o kant sosny - nie było najmniejszej ale to najmniejszej szansy, by cokolwiek pozytywnego dla kogokolwiek (poza opozycją) mogło wyniknąć z inicjatywy. A jednak sprawę przepchnął z zadziwiającą determinacją. Normalnie, jak nie Jarosław Kaczyński, aż osłupiałem.
Ale Jarro przyznawał później na spotkaniach, że piątka była błędem.
Wydaje mi się, że kot ma zaszytą "żądzę mordu" o wiele większa niż pies pozbawienie kota możności polowania/zabijania to "znęcanie się psychiczne na kotem"
Raz nawet poradziłam by umęczonemu alergiami i sterydami zwierzęciu podać mysie oseski, po wprowadzeniu ich do diety przestał mieć problemy skórne, po przejściu na żywe myszy "to się nawet uspokoił"
Moim zdaniem dieta dietą ale koteł się odstresował i wyzdrowiał.
Właścicielka za to prawie nerwicy się nabawiła ale ostateczne dotarło, nie miała wyjścia bo nikt nie chciał przygarnąć kotka co je żywe myszki lub żywe, małe bezbronne,"mysie dzieci".
Kot jest przede wszystkim terytorialny, pisanie długaśnych i powtarzanych kilkakrotnie (pewnie kierowanych do ludzi, którzy przeczytawszy raz nie zrozumieją, to pewnie ten "wielgi szacunek do rozmówców", którego tak wymaga się od innych) wywodów o "kociej naturze" z pominięciem tego świadczy albo o wyjątkowej niewiedzy, albo o pisaniu pod tezę z zupełnym ignorowaniem faktów.
Więc zdarza się nieraz, że kot coś upoluje - od owada po ptaka czy gryzonia - i zwyczajnie zostawi. A potem pójdzie do własnej miski. Karma dla kotów jest nie tylko zdrowsza (bo bardziej zbilansowana i bez robaków), ale i smaczniejsza. My też wolimy zjeść spaghetti po bolońsku od dzikiego pomidora, nieprzetworzonych ziaren pszenicy i surowego wieprzka.
Więc zdarza się nieraz, że kot coś upoluje - od owada po ptaka czy gryzonia - i zwyczajnie zostawi. A potem pójdzie do własnej miski. Karma dla kotów jest nie tylko zdrowsza (bo bardziej zbilansowana i bez robaków), ale i smaczniejsza. My też wolimy zjeść spaghetti po bolońsku od dzikiego pomidora, nieprzetworzonych ziaren pszenicy i surowego wieprzka.
Powiedziałbym nawet, że jest to dość nagminne. Upolować, bo polowanie jest fajne. Czasem jeszcze pobawić się, popodrzucać do góry, i zostawić. Tak robią koty w mojej okolicy z gryzoniami i ptaszkami.
Przecież napisałam , że wydaje mi się. Myszy dla rzeczonego kota były z hodowli gryzoni dla węży więc chyba raczej bez pasożytow.
Osobiście przedkładam dziczyznę nad kluchy. Nawet jeśli jej zdobycie jest z pogranicza wrażeń traumatyczno-estetyczno-ekstatycznych.
No ale ja złym człowiekiem jestem do czego już się w tym wątku przyznałam.
Więc zdarza się nieraz, że kot coś upoluje - od owada po ptaka czy gryzonia - i zwyczajnie zostawi. A potem pójdzie do własnej miski. Karma dla kotów jest nie tylko zdrowsza (bo bardziej zbilansowana i bez robaków), ale i smaczniejsza. My też wolimy zjeść spaghetti po bolońsku od dzikiego pomidora, nieprzetworzonych ziaren pszenicy i surowego wieprzka.
Powiedziałbym nawet, że jest to dość nagminne. Upolować, bo polowanie jest fajne. Czasem jeszcze pobawić się, popodrzucać do góry, i zostawić. Tak robią koty w mojej okolicy z gryzoniami i ptaszkami.
Bo to jest taka bardziej behawioralna (niż żywieniowa) potrzeba. Zresztą nie ma jej co negować. Wszelkie wędki, piłeczki dla kotów itp. mają właśnie imitować polowanie, gonienie za czymś.
My też kiedyś goniliśmy po sawannie za antylopami, mamy do tego dostosowane nogi, wyprostowaną postawę ciała itd. Dlatego do "zdrowego trybu życia" należą ćwiczenia, które właśnie imitują gonienie za antylopami. Choć samego gonienia za antylopami już uskuteczniać nie musimy.
No właśnie. A co za małego mieszkania dla psa to jest mit, pies traktuje mieszkanie jak budę a buda dla psa ma spełniać dwa wymagania - ma nie padać na głowę, ma widzieć z niej stado i musi dawać mu poczucie bezpieczeństwa tzn. chronić plecy gdy śpi. Każde mieszkanie spełnia te wymogi. Cała reszta to spacery jeśli pies nie jest kanapowy, praca umysłowa i/lub fizyczna ale to jest poza budą.
A tu się w pełni zgadzam. W sensie, z Twoim postem o psach.
Problemem jest może to, że ludzie nie są w stanie uwierzyć, jak dużo tej aktywności psy potrzebują - i często to jest geneza problemów z ich zwierzakami. BTW kanapowce też, może poza rasami zniekształconymi pracą hodowlaną tak, że nie są w stanie się normalnie poruszać albo wręcz egzystować (rasy brachycefaliczne na przykład).
@Przemko powiedział(a):
No właśnie. A co za małego mieszkania dla psa to jest mit, pies traktuje mieszkanie jak budę a buda dla psa ma spełniać dwa wymagania - ma nie padać na głowę, ma widzieć z niej stado i musi dawać mu poczucie bezpieczeństwa tzn. chronić plecy gdy śpi. Każde mieszkanie spełnia te wymogi. Cała reszta to spacery jeśli pies nie jest kanapowy, praca umysłowa i/lub fizyczna ale to jest poza budą.
Nie, proszę pana, dla psa mieszkanie to jego teren, jego legowisko to jego legowisko. Może jorkowi czy chihuahua mieszkanie wystarczy (nie wiem) ale większemu zwierzakowi potrzebny jest ogródek. A spacery swoją drogą.
Losie, niezupełnie tak jest. Owszem, ludzie strasznie lubią wierzyć że ich pies się tak świetnie bawi na posesji - głównie to polega na uprzykrzaniu życia sąsiadom, gdy np. basowe WOW-WOW-WOW eksterierowego owczarka niemieckiego za płotem trwa od ósmej rano do dziesiątej wieczorem, no ale piesek się nie męczy w mieszkaniu - jednak to raczej tworzenie sobie alibi, a jednocześnie przyuczanie psa do kompletnej nieumiejętności panowania nad sobą.
Wyjątkiem są rasy pierwotne molosowate, typu owczarek kaukaski, ałabaj, anatolian, no te w mieszkaniu naprawdę mają się źle, ale one nie czują się też dobrze na każdej posesji mniejszej niż, powiedzmy, hektar. To kwestia tego, do czego zostały wyhodowane - a przy okazji bardzo słabej ingerencji człowieka w ich geny po osiągnięciu efektu finalnego, tak to nazwijmy.
Jak zawsze, są też różnice osobnicze, ale to tylko do pewnego stopnia.
P.S. Uwaga na mnie, bo jak dosiądę tego tematu, to nie kończę. Muszę się pokopać żeby się zatrzymać.
Ale co chciałaś udowodnić? Że nie ma żadnego problemu z trzymaniem dużych psów w pudełkach? To powiedz to wprost: nie ma żadnego problemu z trzymaniem dużych psów w pudełkach.
Komentarz
Ależ oczywiście że może. I zrobił to w sprawie naprawdę ważnej - w kwestii futrzaków. W sprawie nieważnej, jaką był Zamach Smoleński - nie zrobił.
Ale kto mu broni, np. pamiętam dzień w którym odwołano Beatę Szydło.
Logika iście kowinoska, trudno się nie zgodzić.
To się da wytłumaczyć racjonalnie, uznał Morawieckiego za lepszego premiera niż Szydło. Być może nawet miał rację. Ale z futrzakami to po prostu walnął jak łysy grzywką o kant sosny - nie było najmniejszej ale to najmniejszej szansy, by cokolwiek pozytywnego dla kogokolwiek (poza opozycją) mogło wyniknąć z inicjatywy. A jednak sprawę przepchnął z zadziwiającą determinacją. Normalnie, jak nie Jarosław Kaczyński, aż osłupiałem.
Też tak myślę. Że ważne jest to, co jest modne u młodych. Z tym że u młodych jest misz-masz (chyba nie jednego głównego nurtu) oraz zmieniają zdanie co kilka lat.
Nie wszystkie.
Po jakimś czasie kapitulują choć niektóre nigdy nie rezygnują z marzenia o wolności. Całkiem jak ludzie.
Nie chcę wasz zanudzać, ale są takie, dla których to nie jest kapitulancja.
Po pierwsze, jako, poniekąd, spec, zgadzam się z Losem - w sumie niestety; problem kotów zamkniętych w mieszkaniu można trochę zmniejszyć, decydując się na kota rasowego, ale z takiej rasy, w której bardzo mocno stępiono drogą hodowlaną popędy i instynkty. Ragdoll na przykład. W sumie dość dobrze znoszą zamknięcie brytyjczyki.
Wracając do meritum:
"Czyli zorganizowana grupa przestępcza pracująca formalnie jako stowarzyszenie, a w realu jako inspektorzy (w domyśle: państwowej jednostki), zajmująca się przywłaszczaniem cudzej własności..."
Jeszcze lepiej. W obecnej chwili każdy z nas może założyć fundację czy stowarzyszenie ochrony zwierzątek. W wersji premium kosztuje to 500 zł., w wersji podstawowej 0 złotych. Następnie kupujemy sobie na Allegro czarne groźne mundury i ozdabiamy je dodatkowo rozmaitymi odznakami, na domowej drukareczce drukujemy sobie legitymacje "inspektora" i możemy jeździć na interwencje.
Zapewniam Was, że w tej chwili metodą "na inspektora" wyrywają ludziskom zwierzęta: młodzian z chorobą dwubiegunową który przerwał naukę po pierwszym semestrze studiów, emerytowana księgowa, pani kioskarka oraz pani żyjąca całe życie z różnych zasiłków, która dnia jednego uczciwie nie przepracowała - i cała masa podobnych.
Ludzie ci jak ognia unikają kontaktów z Inspekcją Weterynaryjną, dodatkowo jeżdżąc po niej w swoich internetowych wpisach jak po, nomen omen, burej suce, bo najczęściej ocena stanu zdrowia zwierząt które znalazły się na celowniku znacząco się różni w oczach aktywisty z wykształceniem podstawowym a w oczach lekarza weterynarii z długim stażem i po odbytych studiach kierunkowych.
P.S. O, przykład działalności takich aktywistów:
https://twitter.com/CzarnaListaPro/status/1644811324579360769
Degeneraci zdarzają się w każdym gatunku a w przypadku zwierząt hodowlanych człowiek może tę degenerację pielęgnować i powielać. Klapnięte uszy, krótkie łapy, cofnięta kufa, biała sierść, brak sierści - wszystko to są wady genetyczne. Ale o ile degeneracja fizyczna u rasy hodowlanej jest raczej pewna, każdy jamnik będzie miał krótkie łapy, to z psychiką już tak dobrze nie jest. Ragdolle ponoć dobrze znoszą zamknięcie a znałem jednego, który bardzo cierpiał, a że był bystry, to regularnie uciekał z transporterów (potem wracał, bo był przywiązany do właścicieli i miski). Trzeba było tylko popatrzeć na wyraz jego pyska, kiedy wieszał się na balkonowej siatce dla kota w nadziei, że ta się gdzieś przedrze, by nabrać bardzo złego zdania o kociarzach.
No mnie dobija jeszcze przegęszczanie - kot to nie jest zwierzę stadne. W pewnym stopniu społeczne, ale NIE stadne. Obecnie masowo są zmuszane do przebywania w stadach.
Jednakowoż w parach im raźniej.
Ale Jarro przyznawał później na spotkaniach, że piątka była błędem.
Dobrze to o nim świadczy.
To ja jeszcze ad felem.
Wydaje mi się, że kot ma zaszytą "żądzę mordu" o wiele większa niż pies pozbawienie kota możności polowania/zabijania to "znęcanie się psychiczne na kotem"
Raz nawet poradziłam by umęczonemu alergiami i sterydami zwierzęciu podać mysie oseski, po wprowadzeniu ich do diety przestał mieć problemy skórne, po przejściu na żywe myszy "to się nawet uspokoił"
Moim zdaniem dieta dietą ale koteł się odstresował i wyzdrowiał.
Właścicielka za to prawie nerwicy się nabawiła ale ostateczne dotarło, nie miała wyjścia bo nikt nie chciał przygarnąć kotka co je żywe myszki lub żywe, małe bezbronne,"mysie dzieci".
Kot jest przede wszystkim terytorialny, pisanie długaśnych i powtarzanych kilkakrotnie (pewnie kierowanych do ludzi, którzy przeczytawszy raz nie zrozumieją, to pewnie ten "wielgi szacunek do rozmówców", którego tak wymaga się od innych) wywodów o "kociej naturze" z pominięciem tego świadczy albo o wyjątkowej niewiedzy, albo o pisaniu pod tezę z zupełnym ignorowaniem faktów.
@Pani_Łyżeczka
Więc zdarza się nieraz, że kot coś upoluje - od owada po ptaka czy gryzonia - i zwyczajnie zostawi. A potem pójdzie do własnej miski. Karma dla kotów jest nie tylko zdrowsza (bo bardziej zbilansowana i bez robaków), ale i smaczniejsza. My też wolimy zjeść spaghetti po bolońsku od dzikiego pomidora, nieprzetworzonych ziaren pszenicy i surowego wieprzka.
Powiedziałbym nawet, że jest to dość nagminne. Upolować, bo polowanie jest fajne. Czasem jeszcze pobawić się, popodrzucać do góry, i zostawić. Tak robią koty w mojej okolicy z gryzoniami i ptaszkami.
Przecież napisałam , że wydaje mi się. Myszy dla rzeczonego kota były z hodowli gryzoni dla węży więc chyba raczej bez pasożytow.
Osobiście przedkładam dziczyznę nad kluchy. Nawet jeśli jej zdobycie jest z pogranicza wrażeń traumatyczno-estetyczno-ekstatycznych.
No ale ja złym człowiekiem jestem do czego już się w tym wątku przyznałam.
Bo to jest taka bardziej behawioralna (niż żywieniowa) potrzeba. Zresztą nie ma jej co negować. Wszelkie wędki, piłeczki dla kotów itp. mają właśnie imitować polowanie, gonienie za czymś.
My też kiedyś goniliśmy po sawannie za antylopami, mamy do tego dostosowane nogi, wyprostowaną postawę ciała itd. Dlatego do "zdrowego trybu życia" należą ćwiczenia, które właśnie imitują gonienie za antylopami. Choć samego gonienia za antylopami już uskuteczniać nie musimy.
No właśnie. A co za małego mieszkania dla psa to jest mit, pies traktuje mieszkanie jak budę a buda dla psa ma spełniać dwa wymagania - ma nie padać na głowę, ma widzieć z niej stado i musi dawać mu poczucie bezpieczeństwa tzn. chronić plecy gdy śpi. Każde mieszkanie spełnia te wymogi. Cała reszta to spacery jeśli pies nie jest kanapowy, praca umysłowa i/lub fizyczna ale to jest poza budą.
A tu się w pełni zgadzam. W sensie, z Twoim postem o psach.
Problemem jest może to, że ludzie nie są w stanie uwierzyć, jak dużo tej aktywności psy potrzebują - i często to jest geneza problemów z ich zwierzakami. BTW kanapowce też, może poza rasami zniekształconymi pracą hodowlaną tak, że nie są w stanie się normalnie poruszać albo wręcz egzystować (rasy brachycefaliczne na przykład).
Nie, proszę pana, dla psa mieszkanie to jego teren, jego legowisko to jego legowisko. Może jorkowi czy chihuahua mieszkanie wystarczy (nie wiem) ale większemu zwierzakowi potrzebny jest ogródek. A spacery swoją drogą.
No, czyli tak jak powiedziałem, mieszkanie jest budą a potrzeby wedle rasy.
Losie, niezupełnie tak jest. Owszem, ludzie strasznie lubią wierzyć że ich pies się tak świetnie bawi na posesji - głównie to polega na uprzykrzaniu życia sąsiadom, gdy np. basowe WOW-WOW-WOW eksterierowego owczarka niemieckiego za płotem trwa od ósmej rano do dziesiątej wieczorem, no ale piesek się nie męczy w mieszkaniu - jednak to raczej tworzenie sobie alibi, a jednocześnie przyuczanie psa do kompletnej nieumiejętności panowania nad sobą.
Wyjątkiem są rasy pierwotne molosowate, typu owczarek kaukaski, ałabaj, anatolian, no te w mieszkaniu naprawdę mają się źle, ale one nie czują się też dobrze na każdej posesji mniejszej niż, powiedzmy, hektar. To kwestia tego, do czego zostały wyhodowane - a przy okazji bardzo słabej ingerencji człowieka w ich geny po osiągnięciu efektu finalnego, tak to nazwijmy.
Jak zawsze, są też różnice osobnicze, ale to tylko do pewnego stopnia.
P.S. Uwaga na mnie, bo jak dosiądę tego tematu, to nie kończę. Muszę się pokopać żeby się zatrzymać.
Ale co chciałaś udowodnić? Że nie ma żadnego problemu z trzymaniem dużych psów w pudełkach? To powiedz to wprost: nie ma żadnego problemu z trzymaniem dużych psów w pudełkach.
Chyba chodzi o to, ze podwórko dla psa bez instynktów terytorialnych to taka sama męka jak kawalerka
Tak, Berek, tak? Nie ma żadnej różnicy między pudełkiem a kilkusetmetrowym terenem?
Nie ma problemu z trzymaniem dużych psów w pudełkach.
Męczą się raczej właściciele, nie psy, o ile się zwierzakom zapewni odpowiednio dużą aktywność codziennie.