Może to lata praktyki na R sprawiają, że dla mię jest zrozumiały. Dokonuję egzegezy a F-F powie, czy ok.
Filioquist napisal(a): poza tym słabe i nieprawdziwe, owszem Kościół ma przyciągać "fajnością", którą to ów osobnik mętnie a to łączy z miłością a to z PRem
Otóż stoi napisane w Ewangelii, verba Christi: "Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali"
Mysior powiedział, że Kościół ma nie przyciągać fajnością. F-F się z tym nie zgadza. Skoro Pan Jezus powiedział, że po tym nas mają poznać, że się wzajemnie miłujemy, to to jest fajne. Idziesz i widzisz, że jest jakaś grupa ludzi, która jest dla siebie nawzajem zawsze miła, uczynna, pomocna. Wtf, myślisz, kto to dkn jest? Sprawdzasz i dowiadujesz się, że to katolicy. Kewl - myślisz sobie, też będę katolikiem, bo to fajne.
Byś może (a nawet zapewne) Mysior miał tu na myśli inną fajność, taką bardziej adżionamertową. Niemniej wypeć F-F była tu zrozumiała.
I następna:
smutne jak tak, bardzo smutne
jako otpeć na twoje:
Z tego wpisu nic nie wynika, zdajesz sobie sprawę ?
Smutne, on pisze, że wzajemne miłowanie jest fajne. Że gdybyśmy my wszyscy, katolicy, miłowali się wzajemnie, to musiałoby być to zauważalne przez innych i traktowane jako fajne. I że dużo z tego wynika i smutne jest, że nie widzisz, że dużo z tego wynika.
Jest taki fajny kawałek, który kilka razy słyszałem na różnych kazaniach. Nie pamiętam skąd to, bo mam sklerozę, ale to musi być coś znanego, bo u różnych kapłanów to słyszałem. Jakiś fragment jakejś kroniki z II czy III wieku, jak jakiś kronikarz-poganin gdzieś tam przyjechał do jakegoś kraju i spotkał tam katolików. Oni (oczywiste w tamtych czasach) nie byli tam grupą dominującą, jakoś powiązaną z władzią. Ot, mieszkali sobie tam, ale przestrzegali tego przykazania. I to na tym kronikarzu zrobiło wielkie wrażenie. On był tym zachwycony. Dla niego to było fajne. Kościół go przyciągł tą fajnością.
Dalej, w innym wątku, F-F jedzie po Franciszku i jego encyklice. Że to porusza i tamto, a o miłowaniu nie wspomina.
No dobra, ale ja cały czas nie rozumiem. Tylko już czego innego. Jak można utożsamiać miłość z fajnością dzisiejszego parachrześcijaństwa ? Przecież jedno z drugim nie ma niczego wspólnego ? Dlatego kompletnie nie zrozumiałem kontekstu cytatu. Zdaniem Filo Mysior wyklucza miłość ? Bo nie chce idiotycznej fajności ? Za tym mój mózg nie nadąża !
...ale Kościół właśnie powinien być fajny, a p. Mysior wylewa dziecko z kąpielą
zresztą w jego wypowiedzi jest moment, kiedy stwierdza coś takiego w kontekście swojej krytyki, że z Kościołem nie chodzi o to, żeby się ludzie zachwycali "jacy oni są wspaniali, jak się kochają, jakie to wszystko czyste i miłe", dlatego napisałem, że wiąże krytykowaną "fajność" nie tylko z PR, ale także z miłością
oczywiście, że nie należy odwracać się od Boga i Kościoła z powodu tego, że jacyś wierni Kościoła, choćby duchowni, nie są fajni, nie dają przykładu miłości czy wręcz jawnogrzeszą
to jest Oczywista Oczywistość
ale stwierdzenie, że nie należy tej właśnie "fajności" wymagać to wylewanie dziecka z kąpielą
zgorszenia są nieuniknione, ale uczniowie Chrystusa właśnie mają być fajni i być obrazem społecznej miłości i w miarę możliwości czystości lub przynajmniej uczciwości, tego właśnie oczekuje Chrystus, TO jest nasz ideał
JORGE napisal(a): No dobra, ale ja cały czas nie rozumiem. Tylko już czego innego. Jak można utożsamiać miłość z fajnością dzisiejszego parachrześcijaństwa ? Przecież jedno z drugim nie ma niczego wspólnego ? Dlatego kompletnie nie zrozumiałem kontekstu cytatu. Zdaniem Filo Mysior wyklucza miłość ? Bo nie chce idiotycznej fajności ? Za tym mój mózg nie nadąża !
No więc można polimeryzować na temat znaczenia słowa "fajny" u Mysiora. Jednak tekst aM-M jest czytelny.
Dyskusje o fajności i uatrakcyjnianiu Kościoła trochę mi przypominają esej Chestertona o kulcie skuteczności (z "Heretyków" bodajże). A tymczasem Pan mówi : Zadbajcie najpierw o Królestwo Boże, a wszystko będzie wam dodane. Przecież nawet cywilizacja europejska, zachodnia, łacińska (jak zwał tak zwał), tak zachwycająca, to tylko uboczny produkt misji ewangelizacyjnej Kościoła (jako rzecze Benedykt XVI).
Wydaje się jednak, że nie da się wypełniać tej misji, jeśli nie będziemy dla innych autorytetem. A w jaki sposób możemy być autorytetem jeśli nie poprzez bycie fajnym. Musimy być fajni, na każdym kroku. Tak, żeby każdy był przekonamy, że my jesteśmy fajni. I jak wtedy będziemy ich ewangelizować, to mamy jakąkolwiek szansę. W przeciwnym razie oni będą się zastanawiać "czemu ja mam słuchać tego gościa, co on w ogóle do mnie rozmawia". I dlatego też klechy powinny się starać, żeby nie być niefajnymi (pisałem o tym wyżej), bo inaczej ... itd.
W_Nieszczególny napisal(a): Dyskusje o fajności i uatrakcyjnianiu Kościoła trochę mi przypominają esej Chestertona o kulcie skuteczności (z "Heretyków" bodajże). A tymczasem Pan mówi : Zadbajcie najpierw o Królestwo Boże, a wszystko będzie wam dodane. Przecież nawet cywilizacja europejska, zachodnia, łacińska (jak zwał tak zwał), tak zachwycająca, to tylko uboczny produkt misji ewangelizacyjnej Kościoła (jako rzecze Benedykt XVI).
....a co to jest Królestwo Boże wg Kolegi?
I na czym polegała misja Kościoła w Europie, benedyktynów, cystersów? Na głoszeniu racji?
trep napisal(a): Wydaje się jednak, że nie da się wypełniać tej misji, jeśli nie będziemy dla innych autorytetem. A w jaki sposób możemy być autorytetem jeśli nie poprzez bycie fajnym. Musimy być fajni, na każdym kroku. Tak, żeby każdy był przekonamy, że my jesteśmy fajni. I jak wtedy będziemy ich ewangelizować, to mamy jakąkolwiek szansę. W przeciwnym razie oni będą się zastanawiać "czemu ja mam słuchać tego gościa, co on w ogóle do mnie rozmawia". I dlatego też klechy powinny się starać, żeby nie być niefajnymi (pisałem o tym wyżej), bo inaczej ... itd.
Mam w Zakładzie koleżankę, agnostyczkę, o poglądach liberalno-lewicowych. I kiedyś mi powiedziała taką rzecz: "Tak się dziwnie składa, że w tym naszym Zakładzie dużo lepiej mi się współpracuje z osobami o konserwatywnych poglądach".
Mam w Zakładzie koleżankę, agnostyczkę, o poglądach liberalno-lewicowych. I kiedyś mi powiedziała taką rzecz: "Tak się dziwnie składa, że w tym naszym Zakładzie dużo lepiej mi się współpracuje z osobami o konserwatywnych poglądach".
Jak tak dalej pójdzie, to za jakieś kilkadziesiąt lat, konserwatysta (tj. zwolennik powszechnie akceptowanych poglądów i obowiązującego status quo) będzie lewakiem.
Twoja koleżanka z pracy, jak podejrzewam, choć agnostyczka, to jednak pewnie nie jest apostatką, bo to spora różnica na niekorzyść tego ostatniego wyboru światopoglądowego. O ile z ateistami i agnostykami da się czasami dogadać to z apostatami już raczej nie.
I na czym polegała misja Kościoła w Europie, benedyktynów, cystersów? Na głoszeniu racji?
Panowanie Boga w sercach, umysłach i czynach ludzi. A misja nie polegała na głoszeniu racji tylko na głoszeniu Ewangelii.
...tak zgadza się, ok Pozwolę sobie dopytać - "panowanie Boga", czyli co tak konkretniej, wg Kolegi? W czym się wyraża "panowanie Boga", na czym polega? I drugie pytanie - czym wg Kolegi różni się głoszenie Ewangelii od głoszenia jakiejś innej prawdy lub racji?
Czy tylko treścią? A forma pozostaje niezmiennie ta sama - kaznodziejska?
Forma jest wtórna (co nie znaczy, że mało ważna) i oczywiście zależy od aktualnych środków i metod komunikowania. Współczesny kłopot z fajnością nie polega na fajności formy przy zachowaniu niezmiennej treści tylko na odwróceniu kolejności rzeczy. Obecnie mamy do czynienia z rezygnowaniem z (nawet zasadniczych) elementów nauczania Kościoła w imię "przyciągania zagubionych owieczek" więc się "uatrakcyjnia" to nauczanie tak jak w Amoris Laetitia.
A w ogóle to metody kaznodziejskiej bym nie lekceważył, bo obecnie dzięki jutrąbce odzyskuje znaczenie. Podobnie należałoby powrócić do poważnego podejścia do symboliki katolickiej (znaków graficznych, gestów, architektury,przestrzeni) bo to przekazuje znaczenia nawet pomimo zmiany znaczenia słów (naturalne i nienaturalne zmiany językowe).
...widzę, że Kolega również niebezkrytyczny wobec papy
ogólnie się zgadzamy tylko ja podkreślam inny aspekt
moim zdaniem bardziej fundamentalny, bo jakkolwiek to wszystko, o czym Kolega pisze, jest ważne, to Chrystus powiedział co powiedział - nie po tym poznają że jesteśmy Jego uczniami, nie po symbolach ani treściach
A misja nie polegała na głoszeniu racji tylko na głoszeniu Ewangelii. ... Forma jest wtórna (co nie znaczy, że mało ważna)
Ja się oczywiście nie znam, ale widzę to tak:
Przekazujemy ewangelię. Oczywiście, możemy sobie gadać (czytać), ale dobrze by było, żeby jeszcze ktoś chciał słuchać. Być może samo Słowo Boże ma taką moc, że kto je usłyszy, ten w nie uwierzy - nie wiem, co na ten temat mówią teolodzy. Ja jednak uważam, że prędzej słuchać otworzy serce na Słowo, jeśli kaznodzieja będzie dlań autorytetem (jakimś, jakimkolwiek).
I dalej: Słowo, Ewangelia, to nie tylko przekazanie prawdy historycznej (że ją tak nazwę), lecz i przekazanie przykazań. Drugie najważniejsze przykazanie, i jedno z dwóch, tak naprawdę, przykazań, to "miłuj bliźniego swego jak siebie samego". To jest Ewangelia. I ewangelią jest to, co przytaczał Filioquist - jeśli jesteście wyznawcami Chrystusa, miłujcie się wzajemnie, zachowujcie się tak, by inni po tym waszym wzajemnymi miłowaniu rozpoznali w was wyznawców Chrystusa. Czyli wg skrótu Filioquista "bądźcie fajni". I jeśli osoby głoszące Ewangelię, kaznodzieje, będą głosić "bądźcie fajni" a sami będą niefajni, to u słuchaczy powstanie dysonans. - Ten gość mówi, żebym był fajny a sam jest niefajny. Pewnie chce mnie orżnąć.
Oczywiście bycie fajnym nie wystarczy, ale wg mnie bycie niefajnym kaznodzieją (piszę tu o nasz wszystkich, bo my wszyscy jesteśmy posłani) zmniejsza znacząco szanse na skuteczność misji.
Rozumiem, że sobie zdefiniowaliście fajność po swojemu. Nie zmienia to faktu, że powszechnie słowo "fajny" oznacza cechę bycia akceptowanym przez dane środowisko czy człowieka, a zwłaszcza bycia popularnym w tym środowisku, z czym wiąże się dostosowanie do grupy.
Wkręciłem się w tego Mysiora. Jest dobry, Szustaka rozłożył na części pierwsze. Powiem szczerze że jestem w szoku co ten adaś głosi, słyszałem że ma odpały ale nie wchodziłem w szczegóły. Uważam że jest albo opętany, albo w wersji bardziej dla niego optymistycznej jest debilem, no a na pewno jest chamem.
Sarmata1.2 napisal(a): Wkręciłem się w tego Mysiora. Jest dobry, Szustaka rozłożył na części pierwsze. Powiem szczerze że jestem w szoku co ten adaś głosi, słyszałem że ma odpały ale nie wchodziłem w szczegóły. Uważam że jest albo opętany, albo w wersji bardziej dla niego optymistycznej jest debilem, no a na pewno jest chamem.
o. Szustak ma dwa wyjścia, albo się zamknąć i zniknąć z internetów, albo odejść. Zbyt wielu on rzeczy w Kościele "nienawidzi", a to postawy, a to konkretnych modlitw (tak, on mówił że niektórych nienawidzi !). Nie wiem dlaczego jego przełożeni nie reagują.
Sarmata1.2 napisal(a): Wkręciłem się w tego Mysiora. Jest dobry, Szustaka rozłożył na części pierwsze. Powiem szczerze że jestem w szoku co ten adaś głosi, słyszałem że ma odpały ale nie wchodziłem w szczegóły. Uważam że jest albo opętany, albo w wersji bardziej dla niego optymistycznej jest debilem, no a na pewno jest chamem.
o. Szustak ma dwa wyjścia, albo się zamknąć i zniknąć z internetów, albo odejść. Zbyt wielu on rzeczy w Kościele "nienawidzi", a to postawy, a to konkretnych modlitw (tak, on mówił że niektórych nienawidzi !). Nie wiem dlaczego jego przełożeni nie reagują.
Na 100% tego nie wiem ale Szymon z Wojny idei mówi, że o. Szustak ma podpisaną umowę reklamową i prawdopodobnie musi wrzucać codziennie kontent. Więc do końca umowy jest związany, to może być umowa wieloletnia nawet. Duże pieniądze i duże kary. Jak chcesz podejrzeć jak ten biznes wygląda od środka to kanał Wataha Krulestwo polecam. Wardęga ogarniety, chłopak ze wsi, wyszedł na ludzi.
Komentarz
Dokonuję egzegezy a F-F powie, czy ok. Mysior powiedział, że Kościół ma nie przyciągać fajnością. F-F się z tym nie zgadza. Skoro Pan Jezus powiedział, że po tym nas mają poznać, że się wzajemnie miłujemy, to to jest fajne. Idziesz i widzisz, że jest jakaś grupa ludzi, która jest dla siebie nawzajem zawsze miła, uczynna, pomocna. Wtf, myślisz, kto to dkn jest? Sprawdzasz i dowiadujesz się, że to katolicy. Kewl - myślisz sobie, też będę katolikiem, bo to fajne.
Byś może (a nawet zapewne) Mysior miał tu na myśli inną fajność, taką bardziej adżionamertową. Niemniej wypeć F-F była tu zrozumiała.
I następna: jako otpeć na twoje: Smutne, on pisze, że wzajemne miłowanie jest fajne. Że gdybyśmy my wszyscy, katolicy, miłowali się wzajemnie, to musiałoby być to zauważalne przez innych i traktowane jako fajne. I że dużo z tego wynika i smutne jest, że nie widzisz, że dużo z tego wynika.
Jest taki fajny kawałek, który kilka razy słyszałem na różnych kazaniach. Nie pamiętam skąd to, bo mam sklerozę, ale to musi być coś znanego, bo u różnych kapłanów to słyszałem. Jakiś fragment jakejś kroniki z II czy III wieku, jak jakiś kronikarz-poganin gdzieś tam przyjechał do jakegoś kraju i spotkał tam katolików. Oni (oczywiste w tamtych czasach) nie byli tam grupą dominującą, jakoś powiązaną z władzią. Ot, mieszkali sobie tam, ale przestrzegali tego przykazania. I to na tym kronikarzu zrobiło wielkie wrażenie. On był tym zachwycony. Dla niego to było fajne. Kościół go przyciągł tą fajnością.
Dalej, w innym wątku, F-F jedzie po Franciszku i jego encyklice. Że to porusza i tamto, a o miłowaniu nie wspomina.
A to miłowanie jest naprawdę najważniejsze.
Mysior nie jest moim fanem ale chyba ww wniosek nasuwa się sam po obejrzeniu filmiku.
zresztą w jego wypowiedzi jest moment, kiedy stwierdza coś takiego w kontekście swojej krytyki, że z Kościołem nie chodzi o to, żeby się ludzie zachwycali "jacy oni są wspaniali, jak się kochają, jakie to wszystko czyste i miłe", dlatego napisałem, że wiąże krytykowaną "fajność" nie tylko z PR, ale także z miłością
oczywiście, że nie należy odwracać się od Boga i Kościoła z powodu tego, że jacyś wierni Kościoła, choćby duchowni, nie są fajni, nie dają przykładu miłości czy wręcz jawnogrzeszą
to jest Oczywista Oczywistość
ale stwierdzenie, że nie należy tej właśnie "fajności" wymagać to wylewanie dziecka z kąpielą
zgorszenia są nieuniknione, ale uczniowie Chrystusa właśnie mają być fajni i być obrazem społecznej miłości i w miarę możliwości czystości lub przynajmniej uczciwości, tego właśnie oczekuje Chrystus, TO jest nasz ideał
Musimy być fajni, na każdym kroku. Tak, żeby każdy był przekonamy, że my jesteśmy fajni. I jak wtedy będziemy ich ewangelizować, to mamy jakąkolwiek szansę. W przeciwnym razie oni będą się zastanawiać "czemu ja mam słuchać tego gościa, co on w ogóle do mnie rozmawia". I dlatego też klechy powinny się starać, żeby nie być niefajnymi (pisałem o tym wyżej), bo inaczej ... itd.
I na czym polegała misja Kościoła w Europie, benedyktynów, cystersów? Na głoszeniu racji?
Twoja koleżanka z pracy, jak podejrzewam, choć agnostyczka, to jednak pewnie nie jest apostatką, bo to spora różnica na niekorzyść tego ostatniego wyboru światopoglądowego. O ile z ateistami i agnostykami da się czasami dogadać to z apostatami już raczej nie.
Pozwolę sobie dopytać - "panowanie Boga", czyli co tak konkretniej, wg Kolegi? W czym się wyraża "panowanie Boga", na czym polega?
I drugie pytanie - czym wg Kolegi różni się głoszenie Ewangelii od głoszenia jakiejś innej prawdy lub racji?
Czy tylko treścią? A forma pozostaje niezmiennie ta sama - kaznodziejska?
A w ogóle to metody kaznodziejskiej bym nie lekceważył, bo obecnie dzięki jutrąbce odzyskuje znaczenie. Podobnie należałoby powrócić do poważnego podejścia do symboliki katolickiej (znaków graficznych, gestów, architektury,przestrzeni) bo to przekazuje znaczenia nawet pomimo zmiany znaczenia słów (naturalne i nienaturalne zmiany językowe).
ogólnie się zgadzamy tylko ja podkreślam inny aspekt
moim zdaniem bardziej fundamentalny, bo jakkolwiek to wszystko, o czym Kolega pisze, jest ważne, to Chrystus powiedział co powiedział - nie po tym poznają że jesteśmy Jego uczniami, nie po symbolach ani treściach
Przekazujemy ewangelię. Oczywiście, możemy sobie gadać (czytać), ale dobrze by było, żeby jeszcze ktoś chciał słuchać. Być może samo Słowo Boże ma taką moc, że kto je usłyszy, ten w nie uwierzy - nie wiem, co na ten temat mówią teolodzy. Ja jednak uważam, że prędzej słuchać otworzy serce na Słowo, jeśli kaznodzieja będzie dlań autorytetem (jakimś, jakimkolwiek).
I dalej: Słowo, Ewangelia, to nie tylko przekazanie prawdy historycznej (że ją tak nazwę), lecz i przekazanie przykazań. Drugie najważniejsze przykazanie, i jedno z dwóch, tak naprawdę, przykazań, to "miłuj bliźniego swego jak siebie samego". To jest Ewangelia. I ewangelią jest to, co przytaczał Filioquist - jeśli jesteście wyznawcami Chrystusa, miłujcie się wzajemnie, zachowujcie się tak, by inni po tym waszym wzajemnymi miłowaniu rozpoznali w was wyznawców Chrystusa. Czyli wg skrótu Filioquista "bądźcie fajni". I jeśli osoby głoszące Ewangelię, kaznodzieje, będą głosić "bądźcie fajni" a sami będą niefajni, to u słuchaczy powstanie dysonans.
- Ten gość mówi, żebym był fajny a sam jest niefajny. Pewnie chce mnie orżnąć.
Oczywiście bycie fajnym nie wystarczy, ale wg mnie bycie niefajnym kaznodzieją (piszę tu o nasz wszystkich, bo my wszyscy jesteśmy posłani) zmniejsza znacząco szanse na skuteczność misji.
Całość rozbija się o niesłownikowe użycie słowa fajny.
Reszta ok, ale to są oczywiste oczywistości. Zapewne gość robi dobrą robotę, ale my tutaj jesteśmy absolutnie nadzwyczajną kastą ludzi.