@rozum.von.keikobad powiedział(a):
O walorach zdrowotnych się nie wypowiadam, założę się że ma sporo cukru, pewnie jakieś utrwalacze smaku itd.
W linku wrzucanym przez Przemko to się potwierdza.
Wersja bezalkoholowa zawiera znacznie więcej cukru niż zwykłe wino. Jeśli kobieta w ciąży cierpi na cukrzycę ciążową lub ma nadwagę, powinna unikać bezalkoholowego wina[2].
W innym wątku przeczytamy o szkodliwości cukru.
Znam kilka osób, które przykładają wielką wagę do odżywiania. Z więcej niż jednego źródła słyszałem nawet wypowiadaną poważnie maksymę Gorkiego "Jesteś tym, co jesz", co jest już takim ciężkim idiotyzmem, że brak słów. Generalnie tego typu rozterki (to mnie zaatakuje z tej strony a tamto z tamtej) może doprowadzić do zgryzoty.
Jako główny argument za ograniczaniem tego czy tamtego przedstawia się długowiecznoś, ale nie wyjaśnia się, jaka zaleta się w niej gnieździ. Jedyne, co mi przychodzi do głowizny, to że dłuższe męki na ziemi skrócą te czyśćcowe.
Wyjdzie, że najzdrowsze czarny chleb i czarna kawa
A mówiąc poważniej jest też kwestia czasu. Jak będziemy kilka godzin dziennie analizować składy produktów, to tego czasu na coś nie przeznaczymy, np. na aktywność na powietrzu, podtrzymywanie znajomości (w konsekwencji zdrowia psychicznego) ... i też nie wyjdzie nam na zdrowie.
A co do "fajek" (papierosów). Ilu znacie takich trve alkoholików, co walą codziennie albo regularnie się upijają? A ilu abstynentów, co nawet toastu na weselu nie wypiją? Więc reszta jakoś się ogranicza, pije, ale z umiarem. W przypadku papierosów znam głównie takich, co palą albo codziennie albo wcale.
@Przemko powiedział(a):
W domowych warunkach - podpiwek, tylko uwaga bo lubi eksplodować, butelki napełniamy do połowy-max 2/3. Plastikowe butelki po napojach są ok, elastyczne i wytrzymałe.
No pięknie... inna rzecz, że koleżance kawiarka eksplodowała kiedyś na kuchence. Niemarkowa, tania.
Słusznie prawią że najwięcej wypadków to i tak w gospodarstwach domowych...
Etanol jest bardzo ciekawą substancją psychoaktywną, bo faktycznie może mieć korzystne efekty towarzyskie, o których wspomniał @MarianoX - zmniejsza elektryczną aktywność neuronów -> relaksuje, wprowadza w euforię, obniża koszt wejścia w interakcje społeczne.
Są to jednak efekty krótkotrwałe, nie przekładają się na stałą dyspozycję do chęci kontaktów z ludźmi bez "wspomagacza". A co się dzieje długofalowo nawet przy umiarkowanym, ale regularnym spożyciu, chyba nie ma sensu powtarzać - kto chciał przyjąć do wiadomości to przyjął. Opowiem więc tylko tak zwaną ciekawostkę z życia.
Ja na przykład bardzo lubię alkohol, więc go nie piję. Po około dwóch latach całkowitej abstynencji (nie piję, nie kupuję, nie częstuję) okazało się, że po pół butelki piwa kręci mi się w głowie. Resztę wylałem do zlewu. Pół roku później przy jakiejś uroczystej kolacji wypiłem trochę wina. Ten sam efekt. Przypomniało mi się, że to samo działo się gdy byłem nastolatkiem. Wygląda na to, że potrzeba czasu by organizm się odtruł i pozbył wszystkich półproduktów, również z mózgu. Potrzeba też czasu, żeby ponownie się przyzwyczaił do stanu podtrucia. Szkoda mi tego czasu, dlatego piję piwo bezalkoholowe, smaczne i zdrowe
Gdy się zastanawiam nad Panem Jezusem i winem, to wychodzi mi że musiał wiedzieć, że etanol jest kancerogenny. Ewentualnie ci słynni naukowcy się mylą i etanol jest zdrowiutki. Zakładam więc, ale to moje wyobrażenia, że radosne i umiarkowane spożycie wina raz na tydzień przy uczcie - z rodziną i przyjaciółmi - daje dużo więcej korzyści niż strat. Cieszę się, że mogę robić to samo bez wina. Myślę że byłoby niedobrze, gdybym musiał pić wino, żeby np. pobawić się z wnukami.
Tradycyjnie w ostatnich latach na forumnie. Dyskusja jest od Sasa do Lasa przez co zamienia się w przerzucanie sarkazmami i niemożliwe jest wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków.
Co zaś do tego:
Gdy się zastanawiam nad Panem Jezusem i winem, to wychodzi mi że musiał wiedzieć, że etanol jest kancerogenny. Ewentualnie ci słynni naukowcy się mylą i etanol jest zdrowiutki. Zakładam więc, ale to moje wyobrażenia, że radosne i umiarkowane spożycie wina raz na tydzień przy uczcie - z rodziną i przyjaciółmi - daje dużo więcej korzyści niż strat. Cieszę się, że mogę robić to samo bez wina. Myślę że byłoby niedobrze, gdybym musiał pić wino, żeby np. pobawić się z wnukami.
To być może tak jest, że zbyt dużo uwagi przywiązujemy do zdrowia i życia. Zasadniczo standardem jest przy składaniu życzeń, w tym zdrowia, dodanie stwierdzenia "bo zdrowie jest NAJWAŻNIEJSZE".
@trep powiedział(a):
To być może tak jest, że zbyt dużo uwagi przywiązujemy do zdrowia i życia. Zasadniczo standardem jest przy składaniu życzeń, w tym zdrowia, dodanie stwierdzenia "bo zdrowie jest NAJWAŻNIEJSZE".
Pomijając dyskusję nad psychoterapią jako taką, podobno jedną z trudniejszych do wyleczenia przypadłości jest lęk przed pogorszeniem się stanu zdrowia. Coś jest więc na rzeczy.
@MarianoX powiedział(a):
Zasadniczo życzą sobie > @Przemko powiedział(a):
Kiedyś alkohol wiązało się z chorobami wenerycznymi i przygodnym seksem, a dziś - z konserwatywnym zakładaniem rodziny.
Alkohol z ....chorobami wenerycznymi? Koledze się zdaje ze strzykawką pomyliło ale w niej się alkoholu nie podaje, co najwyżej narkotyki.
Najbardziej ekscetryczną formą spożycia jaką poznałem było polewanie wódką gorących kamieni w ruskiej bani. Istotnie, robiło się przyjemnie. Ale ze strzykawką to nie znam.
@trep powiedział(a):
To być może tak jest, że zbyt dużo uwagi przywiązujemy do zdrowia i życia. Zasadniczo standardem jest przy składaniu życzeń, w tym zdrowia, dodanie stwierdzenia "bo zdrowie jest NAJWAŻNIEJSZE".
Pomijając dyskusję nad psychoterapią jako taką, podobno jedną z trudniejszych do wyleczenia przypadłości jest lęk przed pogorszeniem się stanu zdrowia. Coś jest więc na rzeczy.
Niemniej najczęstszą odpowiedzią z jaką się spotykam na informację, że każda dawka alkoholu jest szkodliwa to "trudno, na coś trzeba umrzeć!".
@Kuba_ powiedział(a):
Etanol jest bardzo ciekawą substancją psychoaktywną, bo faktycznie może mieć korzystne efekty towarzyskie, o których wspomniał @MarianoX - zmniejsza elektryczną aktywność neuronów -> relaksuje, wprowadza w euforię, obniża koszt wejścia w interakcje społeczne.
Są to jednak efekty krótkotrwałe, nie przekładają się na stałą dyspozycję do chęci kontaktów z ludźmi bez "wspomagacza". A co się dzieje długofalowo nawet przy umiarkowanym, ale regularnym spożyciu, chyba nie ma sensu powtarzać - kto chciał przyjąć do wiadomości to przyjął. Opowiem więc tylko tak zwaną ciekawostkę z życia.
Ja na przykład bardzo lubię alkohol, więc go nie piję. Po około dwóch latach całkowitej abstynencji (nie piję, nie kupuję, nie częstuję) okazało się, że po pół butelki piwa kręci mi się w głowie. Resztę wylałem do zlewu. Pół roku później przy jakiejś uroczystej kolacji wypiłem trochę wina. Ten sam efekt. Przypomniało mi się, że to samo działo się gdy byłem nastolatkiem. Wygląda na to, że potrzeba czasu by organizm się odtruł i pozbył wszystkich półproduktów, również z mózgu. Potrzeba też czasu, żeby ponownie się przyzwyczaił do stanu podtrucia. Szkoda mi tego czasu, dlatego piję piwo bezalkoholowe, smaczne i zdrowe
Gdy się zastanawiam nad Panem Jezusem i winem, to wychodzi mi że musiał wiedzieć, że etanol jest kancerogenny. Ewentualnie ci słynni naukowcy się mylą i etanol jest zdrowiutki. Zakładam więc, ale to moje wyobrażenia, że radosne i umiarkowane spożycie wina raz na tydzień przy uczcie - z rodziną i przyjaciółmi - daje dużo więcej korzyści niż strat. Cieszę się, że mogę robić to samo bez wina. Myślę że byłoby niedobrze, gdybym musiał pić wino, żeby np. pobawić się z wnukami.
i w ten sposób Kulega może śmiało już dokonać konwersji na ortodoksyjny islam. Ewentualnie zostać Świadkiem Jehowy
@MarianoX powiedział(a):
Zasadniczo życzą sobie > @Przemko powiedział(a):
Kiedyś alkohol wiązało się z chorobami wenerycznymi i przygodnym seksem, a dziś - z konserwatywnym zakładaniem rodziny.
Alkohol z ....chorobami wenerycznymi? Koledze się zdaje ze strzykawką pomyliło ale w niej się alkoholu nie podaje, co najwyżej narkotyki.
Najbardziej ekscetryczną formą spożycia jaką poznałem było polewanie wódką gorących kamieni w ruskiej bani. Istotnie, robiło się przyjemnie. Ale ze strzykawką to nie znam.
Znam z opowieści więźniów sposoby opicia się minimalna ilością alkoholu (wiadomo towar cenny w tamtym miejscu). Oprócz wspomnianych wersji "parowych" (wódka do gorącej wody i nakrywamy głowę i pojemnik z miksturą szczelnie ręcznikiem - inhalacja po prostu) jest bardziej hard wersja czyli namaczanie wacika alkoholem i przykładanie w okolicy odbytu - wchłanianie przez końcową, mocno ukrwioną część przewodu pokarmowego i jej śluzówkę bez strat % w wyniku trawienia przy tradycyjnym wlewaniu wódki do początkowego odcina ppok.
Ostrzejszą wersją tej metody jest namaczanie tamponu i aplikowanie go tam gdzie się zakłada czopki. Po takim "spożyciu" należy o miejsce intymne odpowiednio zadbać - natłuścić bo alkohol "żrący" jest dla śluzówki odbytnicy.
@trep powiedział(a):
To być może tak jest, że zbyt dużo uwagi przywiązujemy do zdrowia i życia. Zasadniczo standardem jest przy składaniu życzeń, w tym zdrowia, dodanie stwierdzenia "bo zdrowie jest NAJWAŻNIEJSZE".
Pomijając dyskusję nad psychoterapią jako taką, podobno jedną z trudniejszych do wyleczenia przypadłości jest lęk przed pogorszeniem się stanu zdrowia. Coś jest więc na rzeczy.
Niemniej najczęstszą odpowiedzią z jaką się spotykam na informację, że każda dawka alkoholu jest szkodliwa to "trudno, na coś trzeba umrzeć!".
Bo to po prostu, nomen omen, zdrowa reakcja na spięte poślady.
@trep powiedział(a):
Tradycyjnie w ostatnich latach na forumnie. Dyskusja jest od Sasa do Lasa przez co zamienia się w przerzucanie sarkazmami i niemożliwe jest wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków.
Co zaś do tego:
Gdy się zastanawiam nad Panem Jezusem i winem, to wychodzi mi że musiał wiedzieć, że etanol jest kancerogenny. Ewentualnie ci słynni naukowcy się mylą i etanol jest zdrowiutki. Zakładam więc, ale to moje wyobrażenia, że radosne i umiarkowane spożycie wina raz na tydzień przy uczcie - z rodziną i przyjaciółmi - daje dużo więcej korzyści niż strat. Cieszę się, że mogę robić to samo bez wina. Myślę że byłoby niedobrze, gdybym musiał pić wino, żeby np. pobawić się z wnukami.
To być może tak jest, że zbyt dużo uwagi przywiązujemy do zdrowia i życia. Zasadniczo standardem jest przy składaniu życzeń, w tym zdrowia, dodanie stwierdzenia "bo zdrowie jest NAJWAŻNIEJSZE".
Tajez! Miłość to najważniejsza rzecz na świecie.
Czy lepiej żyć sto lat w zdrowiu i samotności czy pisiont, łobtocony mniościo i nią bombardujący?
@MarianoX powiedział(a):
Zasadniczo życzą sobie > @Przemko powiedział(a):
Kiedyś alkohol wiązało się z chorobami wenerycznymi i przygodnym seksem, a dziś - z konserwatywnym zakładaniem rodziny.
Alkohol z ....chorobami wenerycznymi? Koledze się zdaje ze strzykawką pomyliło ale w niej się alkoholu nie podaje, co najwyżej narkotyki.
Najbardziej ekscetryczną formą spożycia jaką poznałem było polewanie wódką gorących kamieni w ruskiej bani. Istotnie, robiło się przyjemnie. Ale ze strzykawką to nie znam.
Znam z opowieści więźniów sposoby opicia się minimalna ilością alkoholu (wiadomo towar cenny w tamtym miejscu). Oprócz wspomnianych wersji "parowych" (wódka do gorącej wody i nakrywamy głowę i pojemnik z miksturą szczelnie ręcznikiem - inhalacja po prostu) jest bardziej hard wersja czyli namaczanie wacika alkoholem i przykładanie w okolicy odbytu - wchłanianie przez końcową, mocno ukrwioną część przewodu pokarmowego i jej śluzówkę bez strat % w wyniku trawienia przy tradycyjnym wlewaniu wódki do początkowego odcina ppok.
Ostrzejszą wersją tej metody jest namaczanie tamponu i aplikowanie go tam gdzie się zakłada czopki. Po takim "spożyciu" należy o miejsce intymne odpowiednio zadbać - natłuścić bo alkohol "żrący" jest dla śluzówki odbytnicy.
Hmm no ja w sumie nie piję. Kilka razy spróbowałem, ale stwierdziłem że mnie to zamula. Raczej się nauczyłem bawić z ludźmi co cpią i piją, choć sam nie ciągnę tego, a mam naturalny haj.
Ale najwięcej piłem wlasnie w ciupie. I to swojej produkcji. Mialem jakąś naturalną chęć drążenia tematu samodzielnej produkcji różnych rzeczy. Głównie robiłem zacier, miałem swoje patenty na ukrywanie, czasem znajdowali, czasem nie. To było takie tam najpierw zalewanie zepsutego chleba wodą z cukrem. Raz jakis typ zaczął to pić na samym początku fermentacji, bo tak mu brakowało picia w ciupie, choć mu mówiliśmy, że jeszcze nie jest gotowe, ani odcedzone. To tylko się zatruł. Ale jako lekkie winko było dobre, jak odczekałeś. Potem dopiero mnie nauczyli chlopaki ze wschodu jak z zacierem pójść dalej i gotować bimber.
Chłopak z Białorusi mnie nauczył robić rozne rzeczy ichnie, najlepiej pamiętam grib (kombuczę), a potem gotowanie bimbru. Tu w sumie jest szczegolowa instrukcja, którą jest zgodna z rzeczywistością poza jednym drobiazgiem, czyli ustabilizowaniem garnuszka do którego skapuje bimber
Potem do tej nauki doszedł taki bokser, błatny czieławiek z Litwy, co miał babcie Polkę i ogólnie się cieszył ze trafił na jakiś czas do polskiej ciupy, bo mogl sobie polski przypomnieć. Szczególnie c.k. dezerterzy mu się spodobali. Aż sobie ta ksiażkę wziął na pamiątkę. Szukał takiej przekory wobec systemu jak w tej książce mieli bohaterowie. Jak trafiliśmy na siebie to od razu mnie nauczył jak bimber o robić z jeszcze większą bezczelnością. Pędzić wódę 30% na litry. O ile w życiu nie piłem, to w ciupie chodziłem na sprawy na cyku, nawet w drodze do sądu piłem z takiej małej buteleczki po szamponie. Z innych cel przychodzili do nas się porobić. Na spacerniaku zacząłem rozdawać probki, a potem chciałem zacza sprzedawać.
Na spacerniaku mi jeden typek zaczął tłumaczyć, chodząc w kółko, że sobie tym piciem tworze w mózgu taki mały punkt, taki rowek, który uczę nowych rzeczy. Nie umiem tego powtórzyć, ale jakoś mnie to przejęło to jego obrazowe przedstawienie problemu. Jak jeszcze się to zeszło z tym, że mnie Mama na widzeniu poprosiła, żebym przestał pędzić, to przestałem.
@trep powiedział(a):
Tradycyjnie w ostatnich latach na forumnie. Dyskusja jest od Sasa do Lasa przez co zamienia się w przerzucanie sarkazmami i niemożliwe jest wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków.
Co zaś do tego:
Gdy się zastanawiam nad Panem Jezusem i winem, to wychodzi mi że musiał wiedzieć, że etanol jest kancerogenny. Ewentualnie ci słynni naukowcy się mylą i etanol jest zdrowiutki. Zakładam więc, ale to moje wyobrażenia, że radosne i umiarkowane spożycie wina raz na tydzień przy uczcie - z rodziną i przyjaciółmi - daje dużo więcej korzyści niż strat. Cieszę się, że mogę robić to samo bez wina. Myślę że byłoby niedobrze, gdybym musiał pić wino, żeby np. pobawić się z wnukami.
To być może tak jest, że zbyt dużo uwagi przywiązujemy do zdrowia i życia. Zasadniczo standardem jest przy składaniu życzeń, w tym zdrowia, dodanie stwierdzenia "bo zdrowie jest NAJWAŻNIEJSZE".
Tajez! Miłość to najważniejsza rzecz na świecie.
Czy lepiej żyć sto lat w zdrowiu i samotności czy pisiont, łobtocony mniościo i nią bombardujący?
Wybieram bramkę numer dwa. I właśnie o to mnie biegało.
@trep powiedział(a):
To być może tak jest, że zbyt dużo uwagi przywiązujemy do zdrowia i życia. Zasadniczo standardem jest przy składaniu życzeń, w tym zdrowia, dodanie stwierdzenia "bo zdrowie jest NAJWAŻNIEJSZE".
Pomijając dyskusję nad psychoterapią jako taką, podobno jedną z trudniejszych do wyleczenia przypadłości jest lęk przed pogorszeniem się stanu zdrowia. Coś jest więc na rzeczy.
Niemniej najczęstszą odpowiedzią z jaką się spotykam na informację, że każda dawka alkoholu jest szkodliwa to "trudno, na coś trzeba umrzeć!".
Bo to po prostu, nomen omen, zdrowa reakcja na spięte poślady.
Dokładnie tak, nie doceniamy życia w zdrowiu i wolności.
Ja na przykład bardzo lubię alkohol, więc go nie piję. Po około dwóch latach całkowitej abstynencji (nie piję, nie kupuję, nie częstuję) okazało się, że po pół butelki piwa kręci mi się w głowie. Resztę wylałem do zlewu.
Też potrafie wywołać taki efekt, wystarczy pić na czczo. A może jestem nastolatkiem? Ale nie wylewam drugiej połowy, tylko pije dalej, bo lubie ten efekt.
Hmm, a z tą całkowitą abstynęcją to chyba cięzko, bo zawsze gdzieś sie alkohol znajdzie, a to w ogórkach a to w kefirze. Małe pewnie procenty ale całkowicie się ciężko pewnie odtruć.
takie okresowe abstynencje - całkowite, połowiczne (jak zwał tak zwał) - są możliwe u osób kontrolujących swoje picie.
ktoś kto stracił nad tym kontrolę nie może sobie na takie zabawy pozwolić
ktoś kto pił dużo i długo i wrócił do picia to nie zaczyna od nowa (nawet po przerwie 5,10,15 czy 20 lat) ale zaczyna w tym miejscu w którym przerwał - to jest kwestia psychiczno-biologiczna, nie fizyczna
Ja na przykład bardzo lubię alkohol, więc go nie piję. Po około dwóch latach całkowitej abstynencji (nie piję, nie kupuję, nie częstuję) okazało się, że po pół butelki piwa kręci mi się w głowie. Resztę wylałem do zlewu.
Też potrafie wywołać taki efekt, wystarczy pić na czczo. A może jestem nastolatkiem? Ale nie wylewam drugiej połowy, tylko pije dalej, bo lubie ten efekt.
Hmm, a z tą całkowitą abstynęcją to chyba cięzko, bo zawsze gdzieś sie alkohol znajdzie, a to w ogórkach a to w kefirze. Małe pewnie procenty ale całkowicie się ciężko pewnie odtruć.
"W normalnych warunkach występuje w organizmie człowieka jako alkohol fizjologiczny, w stężeniu nie przekraczającym 0,15 promila".
Dlatego napisałem wyżej do Kulegi @Kuba_ , że może zmieniać wiarę, na tę właściwą dla ludów nomadycznych z plw. Arabskiego przemieszczających się do niedawna na dromaderach ("człowiek nie wielbłąd, pić musi")
"kto pije i pali, ten nie ma robali". Tak u mnie mówiono w podstawówce.
Ps. w maju minie mi 10 lat od rzucenia tego zgubnego nałogu 🚭 a ćmiłem te śmierdziele długo, od wakacji 1988r. (uczyłem się na Radomskich i Klubowych, tfu 🤢)
@Kuba_ powiedział(a):
Ciekawy wniosek, abstynencja jako kulturowe/religijne wypisanie się z polskości. Na zdrowie!
Przy papierosku też powinny pojawiać się te życzenia
Jeszcze przypomnieć warto, że piwo to kultura niemiecka, wódka - rosyjska, sarmaci pili wino.
@marniok powiedział(a):
takie okresowe abstynencje - całkowite, połowiczne (jak zwał tak zwał) - są możliwe u osób kontrolujących swoje picie.
ktoś kto stracił nad tym kontrolę nie może sobie na takie zabawy pozwolić
ktoś kto pił dużo i długo i wrócił do picia to nie zaczyna od nowa (nawet po przerwie 5,10,15 czy 20 lat) ale zaczyna w tym miejscu w którym przerwał - to jest kwestia psychiczno-biologiczna, nie fizyczna
Terapeuci mówią że są alkoholicy z taka silną wolą, że potrafią się powstrzymać od picia. Ale tam pod spodem te emocje które regulowali alkoholem nadal są nieuregulowane i domagają się innego demona.
Są -izmy które są mniej destrukcyjne dla zainteresowanych i ich najbliższych.
Praca, hobby, rodzina, religijność, stowarzyszenia itp, itd - najlepiej wszystkiego po trochu żeby się nie zafiksować monotematycznie
A ja to nie powiedziałbym, że lubię alkohol. Np. wódki wcale - a to wódka właśnie ma najbardziej smak alkoholu, a nie jakichś estrów. Natomiast lubię niektóre napoje zawierające alkohol. Czy to zasługa alkoholu? Nie wiem, nie jestem chemikiem.
Mnie też nie przeszkadza, że ktoś nie pije, nawet na imprezie. Natomiast głupia argumentacja już bardziej. Jeśli Kolega uważa, że zdrowotne ryzyka przeważają nad smakiem, to ok, tak ocenił. Ale jak ktoś wciska, że jest wiele pysznych win bezalkoholowych ale żadnego nie wymieni, to do niczego nie przekona.
@Kuba_ powiedział(a):
Ciekawy wniosek, abstynencja jako kulturowe/religijne wypisanie się z polskości. Na zdrowie!
Przy papierosku też powinny pojawiać się te życzenia
Jeszcze przypomnieć warto, że piwo to kultura niemiecka, wódka - rosyjska, sarmaci pili wino.
@rozum.von.keikobad powiedział(a):
A ja to nie powiedziałbym, że lubię alkohol. Np. wódki wcale - a to wódka właśnie ma najbardziej smak alkoholu, a nie jakichś estrów.
Konkretyzując, lubię smak zimnego piwa po zejściu z gór czy roweru, ale te potrzeby zaspokaja piwo bezalkoholowe. Efektów fizjologicznych samego etanolu nie lubię, a kulturowa otoczka picia o której pisywał @JORGE mnie odrzuca. Do tego doszła stosunkowo świeża wiedza o kancerogenności alko. Wina bezalkoholowego nie próbowałem.
Komentarz
Wyjdzie, że najzdrowsze czarny chleb i czarna kawa
A mówiąc poważniej jest też kwestia czasu. Jak będziemy kilka godzin dziennie analizować składy produktów, to tego czasu na coś nie przeznaczymy, np. na aktywność na powietrzu, podtrzymywanie znajomości (w konsekwencji zdrowia psychicznego) ... i też nie wyjdzie nam na zdrowie.
A co do "fajek" (papierosów). Ilu znacie takich trve alkoholików, co walą codziennie albo regularnie się upijają? A ilu abstynentów, co nawet toastu na weselu nie wypiją? Więc reszta jakoś się ogranicza, pije, ale z umiarem. W przypadku papierosów znam głównie takich, co palą albo codziennie albo wcale.
No ba...

.
.
.
👣
🐾
🐾
Etanol jest bardzo ciekawą substancją psychoaktywną, bo faktycznie może mieć korzystne efekty towarzyskie, o których wspomniał @MarianoX - zmniejsza elektryczną aktywność neuronów -> relaksuje, wprowadza w euforię, obniża koszt wejścia w interakcje społeczne.
Są to jednak efekty krótkotrwałe, nie przekładają się na stałą dyspozycję do chęci kontaktów z ludźmi bez "wspomagacza". A co się dzieje długofalowo nawet przy umiarkowanym, ale regularnym spożyciu, chyba nie ma sensu powtarzać - kto chciał przyjąć do wiadomości to przyjął. Opowiem więc tylko tak zwaną ciekawostkę z życia.
Ja na przykład bardzo lubię alkohol, więc go nie piję. Po około dwóch latach całkowitej abstynencji (nie piję, nie kupuję, nie częstuję) okazało się, że po pół butelki piwa kręci mi się w głowie. Resztę wylałem do zlewu. Pół roku później przy jakiejś uroczystej kolacji wypiłem trochę wina. Ten sam efekt. Przypomniało mi się, że to samo działo się gdy byłem nastolatkiem. Wygląda na to, że potrzeba czasu by organizm się odtruł i pozbył wszystkich półproduktów, również z mózgu. Potrzeba też czasu, żeby ponownie się przyzwyczaił do stanu podtrucia. Szkoda mi tego czasu, dlatego piję piwo bezalkoholowe, smaczne i zdrowe
Gdy się zastanawiam nad Panem Jezusem i winem, to wychodzi mi że musiał wiedzieć, że etanol jest kancerogenny. Ewentualnie ci słynni naukowcy się mylą i etanol jest zdrowiutki. Zakładam więc, ale to moje wyobrażenia, że radosne i umiarkowane spożycie wina raz na tydzień przy uczcie - z rodziną i przyjaciółmi - daje dużo więcej korzyści niż strat. Cieszę się, że mogę robić to samo bez wina. Myślę że byłoby niedobrze, gdybym musiał pić wino, żeby np. pobawić się z wnukami.
Kiedyś alkohol wiązało się z chorobami wenerycznymi i przygodnym seksem, a dziś - z konserwatywnym zakładaniem rodziny.
Tradycyjnie w ostatnich latach na forumnie. Dyskusja jest od Sasa do Lasa przez co zamienia się w przerzucanie sarkazmami i niemożliwe jest wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków.
Co zaś do tego:
To być może tak jest, że zbyt dużo uwagi przywiązujemy do zdrowia i życia. Zasadniczo standardem jest przy składaniu życzeń, w tym zdrowia, dodanie stwierdzenia "bo zdrowie jest NAJWAŻNIEJSZE".
Zasadniczo życzą sobie > @Przemko powiedział(a):
Alkohol z ....chorobami wenerycznymi? Koledze się zdaje ze strzykawką pomyliło ale w niej się alkoholu nie podaje, co najwyżej narkotyki.
Pomijając dyskusję nad psychoterapią jako taką, podobno jedną z trudniejszych do wyleczenia przypadłości jest lęk przed pogorszeniem się stanu zdrowia. Coś jest więc na rzeczy.
Najbardziej ekscetryczną formą spożycia jaką poznałem było polewanie wódką gorących kamieni w ruskiej bani. Istotnie, robiło się przyjemnie. Ale ze strzykawką to nie znam.
Niemniej najczęstszą odpowiedzią z jaką się spotykam na informację, że każda dawka alkoholu jest szkodliwa to "trudno, na coś trzeba umrzeć!".
i w ten sposób Kulega może śmiało już dokonać konwersji na ortodoksyjny islam. Ewentualnie zostać Świadkiem Jehowy
Znam z opowieści więźniów sposoby opicia się minimalna ilością alkoholu (wiadomo towar cenny w tamtym miejscu). Oprócz wspomnianych wersji "parowych" (wódka do gorącej wody i nakrywamy głowę i pojemnik z miksturą szczelnie ręcznikiem - inhalacja po prostu) jest bardziej hard wersja czyli namaczanie wacika alkoholem i przykładanie w okolicy odbytu - wchłanianie przez końcową, mocno ukrwioną część przewodu pokarmowego i jej śluzówkę bez strat % w wyniku trawienia przy tradycyjnym wlewaniu wódki do początkowego odcina ppok.
Ostrzejszą wersją tej metody jest namaczanie tamponu i aplikowanie go tam gdzie się zakłada czopki. Po takim "spożyciu" należy o miejsce intymne odpowiednio zadbać - natłuścić bo alkohol "żrący" jest dla śluzówki odbytnicy.
Dlaczego?
Bo to po prostu, nomen omen, zdrowa reakcja na spięte poślady.
Tajez! Miłość to najważniejsza rzecz na świecie.
Czy lepiej żyć sto lat w zdrowiu i samotności czy pisiont, łobtocony mniościo i nią bombardujący?
Hmm no ja w sumie nie piję. Kilka razy spróbowałem, ale stwierdziłem że mnie to zamula. Raczej się nauczyłem bawić z ludźmi co cpią i piją, choć sam nie ciągnę tego, a mam naturalny haj.
Ale najwięcej piłem wlasnie w ciupie. I to swojej produkcji. Mialem jakąś naturalną chęć drążenia tematu samodzielnej produkcji różnych rzeczy. Głównie robiłem zacier, miałem swoje patenty na ukrywanie, czasem znajdowali, czasem nie. To było takie tam najpierw zalewanie zepsutego chleba wodą z cukrem. Raz jakis typ zaczął to pić na samym początku fermentacji, bo tak mu brakowało picia w ciupie, choć mu mówiliśmy, że jeszcze nie jest gotowe, ani odcedzone. To tylko się zatruł. Ale jako lekkie winko było dobre, jak odczekałeś. Potem dopiero mnie nauczyli chlopaki ze wschodu jak z zacierem pójść dalej i gotować bimber.
Chłopak z Białorusi mnie nauczył robić rozne rzeczy ichnie, najlepiej pamiętam grib (kombuczę), a potem gotowanie bimbru. Tu w sumie jest szczegolowa instrukcja, którą jest zgodna z rzeczywistością poza jednym drobiazgiem, czyli ustabilizowaniem garnuszka do którego skapuje bimber

Potem do tej nauki doszedł taki bokser, błatny czieławiek z Litwy, co miał babcie Polkę i ogólnie się cieszył ze trafił na jakiś czas do polskiej ciupy, bo mogl sobie polski przypomnieć. Szczególnie c.k. dezerterzy mu się spodobali. Aż sobie ta ksiażkę wziął na pamiątkę. Szukał takiej przekory wobec systemu jak w tej książce mieli bohaterowie. Jak trafiliśmy na siebie to od razu mnie nauczył jak bimber o robić z jeszcze większą bezczelnością. Pędzić wódę 30% na litry. O ile w życiu nie piłem, to w ciupie chodziłem na sprawy na cyku, nawet w drodze do sądu piłem z takiej małej buteleczki po szamponie. Z innych cel przychodzili do nas się porobić. Na spacerniaku zacząłem rozdawać probki, a potem chciałem zacza sprzedawać.
Na spacerniaku mi jeden typek zaczął tłumaczyć, chodząc w kółko, że sobie tym piciem tworze w mózgu taki mały punkt, taki rowek, który uczę nowych rzeczy. Nie umiem tego powtórzyć, ale jakoś mnie to przejęło to jego obrazowe przedstawienie problemu. Jak jeszcze się to zeszło z tym, że mnie Mama na widzeniu poprosiła, żebym przestał pędzić, to przestałem.
Wybieram bramkę numer dwa. I właśnie o to mnie biegało.
Dokładnie tak, nie doceniamy życia w zdrowiu i wolności.
Też potrafie wywołać taki efekt, wystarczy pić na czczo. A może jestem nastolatkiem? Ale nie wylewam drugiej połowy, tylko pije dalej, bo lubie ten efekt.
Hmm, a z tą całkowitą abstynęcją to chyba cięzko, bo zawsze gdzieś sie alkohol znajdzie, a to w ogórkach a to w kefirze. Małe pewnie procenty ale całkowicie się ciężko pewnie odtruć.
takie okresowe abstynencje - całkowite, połowiczne (jak zwał tak zwał) - są możliwe u osób kontrolujących swoje picie.
ktoś kto stracił nad tym kontrolę nie może sobie na takie zabawy pozwolić
ktoś kto pił dużo i długo i wrócił do picia to nie zaczyna od nowa (nawet po przerwie 5,10,15 czy 20 lat) ale zaczyna w tym miejscu w którym przerwał - to jest kwestia psychiczno-biologiczna, nie fizyczna
"W normalnych warunkach występuje w organizmie człowieka jako alkohol fizjologiczny, w stężeniu nie przekraczającym 0,15 promila".
Dlatego napisałem wyżej do Kulegi @Kuba_ , że może zmieniać wiarę, na tę właściwą dla ludów nomadycznych z plw. Arabskiego przemieszczających się do niedawna na dromaderach ("człowiek nie wielbłąd, pić musi")
Ciekawy wniosek, abstynencja jako kulturowe/religijne wypisanie się z polskości. Na zdrowie!
Przy papierosku też powinny pojawiać się te życzenia
"kto pije i pali, ten nie ma robali". Tak u mnie mówiono w podstawówce.
Ps. w maju minie mi 10 lat od rzucenia tego zgubnego nałogu 🚭 a ćmiłem te śmierdziele długo, od wakacji 1988r. (uczyłem się na Radomskich i Klubowych, tfu 🤢)
Jeszcze przypomnieć warto, że piwo to kultura niemiecka, wódka - rosyjska, sarmaci pili wino.
Terapeuci mówią że są alkoholicy z taka silną wolą, że potrafią się powstrzymać od picia. Ale tam pod spodem te emocje które regulowali alkoholem nadal są nieuregulowane i domagają się innego demona.
Hehe.
Są -izmy które są mniej destrukcyjne dla zainteresowanych i ich najbliższych.
Praca, hobby, rodzina, religijność, stowarzyszenia itp, itd - najlepiej wszystkiego po trochu żeby się nie zafiksować monotematycznie
@Kuba_
A ja to nie powiedziałbym, że lubię alkohol. Np. wódki wcale - a to wódka właśnie ma najbardziej smak alkoholu, a nie jakichś estrów. Natomiast lubię niektóre napoje zawierające alkohol. Czy to zasługa alkoholu? Nie wiem, nie jestem chemikiem.
Mnie też nie przeszkadza, że ktoś nie pije, nawet na imprezie. Natomiast głupia argumentacja już bardziej. Jeśli Kolega uważa, że zdrowotne ryzyka przeważają nad smakiem, to ok, tak ocenił. Ale jak ktoś wciska, że jest wiele pysznych win bezalkoholowych ale żadnego nie wymieni, to do niczego nie przekona.
I miód.
Konkretyzując, lubię smak zimnego piwa po zejściu z gór czy roweru, ale te potrzeby zaspokaja piwo bezalkoholowe. Efektów fizjologicznych samego etanolu nie lubię, a kulturowa otoczka picia o której pisywał @JORGE mnie odrzuca. Do tego doszła stosunkowo świeża wiedza o kancerogenności alko. Wina bezalkoholowego nie próbowałem.