@celnik.mateusz powiedział(a):
Nie chodzi o prychanie. Chodzi o skupienie uwagi na katechezie, z którą Pascha jest związana. Wyzwolenie z grzechu, z pogańskiego świata, w którym człowiek oddaje kult rzeczywistości materialnej.
Zajechało herezją. Tak mówili paulicjanie, katarzy i kalwiniści, że tylko tych bardziej znanych wymienię.
@czlowiek powiedział(a):
Losie ale właśnie zmartwychwstanie jest zasadnicze a przemienienie wody w wino nie ani czy był jeden czy dwóch Bartymeuszów
Tak właśnie twierdzili protestanci. Furda siedem sakramentów, ważny jest ten jeden - chrzest. Chleb się nie przemienia w ciało a wino w krew, to tylko taka bajeczka. Czytajmy starannie Biblię i "oczyszczajmy" (cokolwiek by to miało znaczyć) naszą wiarę. Świątynie też oczyszczajmy.
Takie drzewo zasadzili a po połowie tysiąclecia możemy obserwować jego owoce. Są imponujące? Mnie nie zachwycają.
@celnik.mateusz powiedział(a):
Nie chodzi o prychanie. Chodzi o skupienie uwagi na katechezie, z którą Pascha jest związana. Wyzwolenie z grzechu, z pogańskiego świata, w którym człowiek oddaje kult rzeczywistości materialnej.
Zajechało herezją. Tak mówili paulicjanie, katarzy i kalwiniści, że tylko tych bardziej znanych wymienię.
Chodzi o skupienie uwagi na katechezie, z którą Pascha jest związana. Wyzwolenie z grzechu, z pogańskiego świata, w którym człowiek oddaje kult rzeczywistości materialnej.
Proszę sobie poczytać np. Kalwina, pism Piotra Waldo, Bogomiła czy perskich paulicjan za wiele się nie zachowało ale puścizna Kalwina jest dostępna prawie cała. To główny motyw jego pisaniny, pewnie nawet i tymi słowami się znajdzie.
@MarianoX powiedział(a):
Ci, którzy oskarżają innych o "niepogłębiony, bezrefleksyjny katolicyzm" najczęściej utożsamiają owo "pogłębienie" z wątpliwościami co do prawdziwości religii katolickiej i jej wyjątkowości jako drogi zbawienia,
Ale skąd też kolega może wiedzieć że większość oskarżających tak sądzi?
Blachnicki, nie tylko on zresztą, mówił o pogaństwie w katolicyzmie, kiedy to jeszcze zdecydowana większość do kościoła chodziło.
Albo Pawlukiewicz mówił, że zrobiliśmy sobie z JP2 maskotkę, takiego misia do którego dobrze się przytulić ale żeby poważnie traktować to już nie do końca
Albo 'świecenie jajek'... Widział kolega te dzikie tłumy w każdym kościele na każdą godzinę, nawet teraz po pandemii. Co to za ludzie i co oni tam robią?
A tu jest problem, że gość wykorzystuje internet żeby ciekawie mówić o Biblii i to otwarcie katolikiem będąc. Jak dla kogoś istnienie rzeczywiste Adama i Ewy jest konieczne do wiary niech tak wierzy, ja spotkałem się częściej, że ludzie traktują dosłownie ten temat a później mają problemy typu skoro mieli dwóch synów a jeden zabił drugiego to skąd mieli wnuki? Nie da rady! Więc biblia jest bajką!
w oskarżeniach najczęściej prawdziwe jest tylko to, że ktoś kogoś oskarża.
Gdybyśmy nie obrośli w różne okołoreligijne obyczaje dzisiaj zamiast palić choinki muzułmanie niszczyliby tabernakula i ich zawartość. Zauważmy - w Polsce nawet zadeklarowani przeciwnicy Kościoła nie niszczą choinek, bo wiedzą, że one są tylko ozdóbką, niszczą krzyże.
Patrząc na tłumy święcących jaja widzę wielu niemal pogan, przeczuwających gdzie jest dobro. Jeśli tylko chcąc zakląć względny dobrobyt pomykają do Kościoła po błogosławieństwo, to i tak robią więcej, niż poganie całkowici. Jest od czego zaczynać nawracanie, jest kontakt i zamiast się obrażać na niedoskonałość materii trzeba skorzystać z tej okazji do ewangelizacji. Czy franciszkanie budując szopki obrażają się na wiernych idących zobaczyć rodzaj teatrzyku kukiełkowego?
A co do implementacji nauczania JP2 - może zobaczmy kontekst znany mi bliżej - Jana Góry OP. Całkowicie świadomie oparł duszpasterzowanie o nauczanie JP2, uzupełnieniem studiowania nauczania papieża było stworzenie małej kolekcji przedmiotów związanych z JP2. No i oskarżyciele pokazują nie te godziny i masy młodych słuchających i czytających JP2, tylko tę kolekcję (Fiona pisała o rąsi na przykład).
Przede wszystkim Pismo Święte nie jest "metodologicznie spójną monografią" tylko zbiorem literatury o różnym charakterze, stylu, zabiegach i środkach stylistycznych, autorstwie i czasie powstania. Dlatego głupie jest wszelkie gadanie że całe PŚ jest takie i takie (np. opowieścią a nie raportem) bo w danej księdze jest takie i takie słowo. Np. z faktu przedstawienia dwojakiego opisu stworzenia człowieka w Księdze Rodzaju można wnioskować, że podstawową intencją twórców/kompilatorów/redaktorów nie było "sprzedanie" konkretnej relacji "faktograficznej" ("jak było") tylko przekazanie treści teologicznych; przecież to nie byli debile. Wręcz przeciwnie, fakt, że starali się oni wyłuskać treść teologiczną z funkcjonujących wcześniej intuicji , choćby sumeryjskich czy babilońskich, świadczy o nich dobrze. Nie wydłubali sobie z nosa, a starali się dociekać prawdy. W ogóle mnie akurat osobiście to zachwyca, że początki naszej Wiary są właśnie zakorzenione znacznie głębiej niż warstwa "żydowska" oraz to, że ślady prób odczytywania Objawienia można odszukać także w kulturach pogańskich, choćby w filozofii greckiej ("ziarna prawdy" wspomniane przez Vaticanum Secundum). To świadczy o tym, że źródła tego Objawienia oraz narzędzia do jego poszukiwania i odkrywania zostały w nas przez Boga wszczepione niejako z natury, a także bardziej potwierdza ciągłość i prawdziwość nauczania katolickiego niż im zaprzecza.
Taki spirytus ze schodów: Zwrot "jak to było naprawdę" nie bardzo ma sens, bo jedynie Biblia opisuje przejście przez Morze Czerwone. Możemy uwierzyć albo nie. Jeśli jednak uznamy, że to morze wcale się nie rozstępowało, to odrzucimy obraz mocy Boga oraz ludzkiego zaufania Bogu. Czy takie "oczyszczanie wiary" uczyni ją mocniejszą i lepszą? Przypuszczam, że wątpię.
@czlowiek powiedział(a):
Trepie ja też lubię Biblię Paulistów, zawsze na prezent kupuje, problem jest taki że żeby po nią sięgnąć trzeba minimalnego zainteresowania a większość ludzi interesuje się tylko tym co widzi w smartfonie i może z nudów na jakiś klickbajtowy wykład o Biblii kliknie, albo o zgrozo jakiś Szustak do nich trafi czy inny Glas
Ja jestem neofitą. Miałem jakieś głupie wyobrażenie o PŚ, w tym wyobrażeniu widziałem różne sprzeczności, bzdury, fałsze. Na tej podstawie byłem niedowiarkiem (ale nakazanych Mszy Świętych nie opuszczałem, czemuś).
O podobnej sprawie u siebie i u innych pisał św. Augustyn w swoich wyznaniach.
Łaska Boża pokierowała mnie w różne strony, m.in. na forumki, m.in. na Rebelyę (tak). Mniej więcej wtedy splot okoliczności spowodował, że zacząłem zapoznawać się z wiarą taką, jaką ona jest. Mój umysł szukał jednak w dalszym ciągu różnych błędów, wewnętrznych sprzeczności. Na szczęście znalazła się dobra dusza (Quincunx), któremu mogłem się zwierzyć z wszystkich tych wątpliwości, jedna po drugiej, a on raczył mnie linkami do świętych i doktorów Kościoła, którzy pięknie klarowali, że żadnych sprzeczności nie ma. Że to tylko niewiedza (czy raczej dyletanctwo). Było takich przypadków n i żaden się nie ostał. To był przełom a potem to już poszło.
Tak czy siak traktuję teologię, jako naukę ścisłą. Taką, która nie zawiera żadnej sprzeczności, bo gdyby zawierała, byłaby nauką fałszywą. I wszystko co czytam (z wyj. jakichś pierdół, całkowicie nieistotnych) tylko mnie umacnia w tym, że jest to prawda.
Oczywiście, że jakiś jeden czy drugi kaznodzieja będzie jakieś bzdurki mniejsze czy większe z ambonki wygadywać, ale na to w ogóle nie ma co zwracać uwagi. Kazania to nie wykłady i nie prace naukowe.
I czytam czy to Tomasza, czy Augustyna, czasem Benedykta 16, rzadziej (ale też) Jana Pawła 2, x. prof. Chrostowskiego (pierwszego polskiego laureata nagrody B16 dla teologów) komentarze w Biblii Paulistów i wszystko tam do siebie pięknie pasuje.
I wyskakuje jakiś koleś i twierdzi, że tego nie było bo "inne źródło nie potwierdza" a tamto sobie ktoś wymyślił (Gwiazdę Betlejemską).
(Co do tej gwiazdy, szukano na niebie koniunkcji różnych planet i nawet coś tam znaleziono w tych okolicach czasu i miejsca. Ale czy Bóg Wszechmogący nie mógł stworzyć jednej gwiazdy, skoro stworzył wszystkie gwiazdy świata a my nawet nie wiemy, do której potęgi podnieść 10, by je policzyć? No, bez żartów proszę. Że astronomowie nie zarejestrowali jej istnienia? A cóż za problem stworzyć gwiazdę widoczną tylko dla magoi? Że Ktoś, kto stworzył cały Wszechświat i życie nie mógł otworzyć morza? Serio, nie mógł? Że tamci o tym nie pisali? Przecież i wiele tysięcy lat później historycy jakiegoś kraju pomijali milczeniem rzeczy dla nich nieprzyjemne. Ten film to dobrze wyjaśnia:
Koniec dygresji)
Ale mam pytanie do znawców twórczości p. "teologa" Maciejewskiego. Czy udowodnił on (w znaczeniu b. mocno uprawdopodobnił) nieprawdziwość czegokolwiek z Biblii, ale nie na zasadzie "braku potwierdzenia tam, gdzie on by się potwierdzenia spodziewał", lecz na wskazaniu czegoś, co przeczy opisanym zajściom?
Na sam koniec wrzucę coś z XX wieku i to z wiki:
Podczas objawień fatimskich według relacji świadków miał mieć miejsce tzw. Cud Słońca, który wedle wersji uznanej przez Kościół katolicki widziany miał być przez około 60 tysięcy osób, zarówno wierzących, jak niewierzących, obecnych na miejscu objawień w Cova da Iria oraz w miejscowościach odległych do 30-40 km[1]. Kościół katolicki po zbadaniu wydarzeń i treści objawień nie znalazł sprzeczności z doktryną i uznał ich autentyczność w październiku 1930 roku[2][3].
Reakcja władz w Portugalii
Ateistyczne władze były zaskoczone i przestraszone rozwojem wydarzeń w Fatimie. 13 sierpnia 1917 roku, jeden z lokalnych urzędników aresztował dzieci usiłując je zastraszyć i zmusić do przyznania się, iż wszystko zmyśliły. Jednak ani groźba śmierci ani tortur nic nie dała. Dzieci zostały w końcu wypuszczone[63].
13 października 1917 roku, kiedy miał się zdarzyć Cud Słońca, na miejsce objawień zaczęły napływać tłumy ludzi. Władze Portugalii zrobiły wszystko, aby przez akcję propagandową i zastraszenie nie dopuścić do zgromadzenia. Wysłano kilka tysięcy żołnierzy, aby blokowali drogi prowadzące do miejsca objawień i nie pozwalali ludziom tam się zgromadzić. Jednak napływ pielgrzymów był tak wielki, że wszystkie działania władz okazały się nieskuteczne.
Kiedy wydarzył się zapowiadany Cud Słońca, wielu ludzi, także ateistów zaczęło się masowo nawracać. Wywołało to panikę władz, które swoje rządy opierały na antyklerykalizmie. W środkach masowego przekazu usiłowano ośmieszyć to wydarzenie oraz dziesiątki tysięcy jego świadków. Wydawano biuletyny i pamflety wyszydzające objawienia, albo nadające im formę spisku lub manipulacji dokonanej przez jezuitów. Równocześnie zdarzały się zamachy bombowe w kościołach i próby zastraszania[63]. W 1922 r. agenci rządowi wysadzili w powietrze kaplicę zbudowaną na miejscu objawień.
A z Cudem Słońca przynajmniej są relacje drugiej strony: nie, nie, nic podobnego się nie wydarzyło, to tylko złudzenie apteczne. O rozstąpieniu Morza Czerwonego nie ma drugiej relacji tylko pan teolog sobie mówi: nie bo nie. OK, ma prawo.
Chodzi o skupienie uwagi na katechezie, z którą Pascha jest związana. Wyzwolenie z grzechu, z pogańskiego świata, w którym człowiek oddaje kult rzeczywistości materialnej.
Proszę sobie poczytać np. Kalwina, pism Piotra Waldo, Bogomiła czy perskich paulicjan za wiele się nie zachowało ale puścizna Kalwina jest dostępna prawie cała. To główny motyw jego pisaniny, pewnie nawet i tymi słowami się znajdzie.
Ale skoro nie wiem, co jest złego w takim myśleniu, to lektura Kalwina też mi w niczym nie pomoże. Najwyżej przybliży do protestantyzmu. By kolega coś z Boromeusza polecił albo Roberta Bellarmin.
@los powiedział(a):
A z Cudem Słońca przyajmniej są relacje drugiej strony: nie, nie, nic podobnego się nie wydarzyło, to tylko złudzenie apteczne. O rozstąpieniu Morza Czerwonego nie ma drugiej relacji tylko pan teolog sobie mówi: nie bo nie. OK, ma prawo.
W przejście przez Morze Czerwone faktycznie prof. Majewski powątpiewa, ale nie kategorycznie i na pewno nie na zasadzie nie, bo nie.
Wiesz, co jest złego (albo dobrego) w takim myśleniu, bo widzisz owoce drzewa, które pół tysiąclecia temu zasadzili. To czas wystarczająco długi na każdy osąd. Są owoce tego drzewa imponujące? Dla mnie nie.
A rozpoznawanie drzewa po owocach zalecał nawet nie Karol Boromeusz czy Robert Bellarmin tylko sam Jezus Chrystus.
@los powiedział(a):
Wiesz, co jest złego (albo dobrego) w takim myśleniu, bo widzisz owoce drzewa, które pół tysiąclecia temu zasadzili. To czas wystarczająco długi na każdy osąd. Są owoce tego drzewa imponujące? Dla mnie nie.
A rozpoznawanie drzewa po owocach zalecał nawet nie Karol Boromeusz czy Robert Bellarmin tylko sam Jezus Chrystus.
Nuale Kalwin mówił też, że Chrystus jest zbawicielem. To też źle? Przecież mnie rozumie Kolega tylko struga idiotę.
Przewagą forum dyskusyjnego nad rozmową jest to, że na forum widać wszystkie wypowiedzi a w rozmowie największe znaczenie ma ta ostatnia. Na ten temat jest już wpis.
@los powiedział(a):
A z Cudem Słońca przyajmniej są relacje drugiej strony: nie, nie, nic podobnego się nie wydarzyło, to tylko złudzenie apteczne. O rozstąpieniu Morza Czerwonego nie ma drugiej relacji tylko pan teolog sobie mówi: nie bo nie. OK, ma prawo.
W przejście przez Morze Czerwone faktycznie prof. Majewski powątpiewa, ale nie kategorycznie i na pewno nie na zasadzie nie, bo nie.
Cudów nie ma, więc Biblia opisująca cud kłamie. Czego nie rozumiecie?
@los powiedział(a):
Wiesz, co jest złego (albo dobrego) w takim myśleniu, bo widzisz owoce drzewa, które pół tysiąclecia temu zasadzili. To czas wystarczająco długi na każdy osąd. Są owoce tego drzewa imponujące? Dla mnie nie.
A rozpoznawanie drzewa po owocach zalecał nawet nie Karol Boromeusz czy Robert Bellarmin tylko sam Jezus Chrystus.
Nuale Kalwin mówił też, że Chrystus jest zbawicielem. To też źle? Przecież mnie rozumie Kolega tylko struga idiotę.
O! to jest modna obecnie linia. Głosi ją papież Franciszek a i (może nawet mocniej) nasz arcypasterz (w każdej religii są pierwiastki prawdy itd.). No i jednak trochę jego podwładnych. Ja jednak patrzę na to w sposób prosty.
Jeśli jeden mówi, że 2+2 to 4 a 3+3 to 6 a drugi mówi co prawda, że 2+2 to 4 ale 3+3 to 8, to ja uważam, że słuchanie tego drugiego można a nawet trzeba sobie odpuścić, gdyż jest szkodliwe.
@los powiedział(a):
A z Cudem Słońca przyajmniej są relacje drugiej strony: nie, nie, nic podobnego się nie wydarzyło, to tylko złudzenie apteczne. O rozstąpieniu Morza Czerwonego nie ma drugiej relacji tylko pan teolog sobie mówi: nie bo nie. OK, ma prawo.
W przejście przez Morze Czerwone faktycznie prof. Majewski powątpiewa, ale nie kategorycznie i na pewno nie na zasadzie nie, bo nie.
A na jakiej innej zasadzie? W biblistyce istotnie jestem niewiele wiedzącym amatorem ale w metodologii nauk siedzę od 40+ lat. Żeby czemuś zaprzeczyć trzeba mieć przynajmniej alternatywną relację. Jaką alternatywną relację ma prof. Majewski o przeprowadzce Żydów? Tylko wyobraźnię własną i innych podobnych sobie mędrków.
@los powiedział(a):
A z Cudem Słońca przyajmniej są relacje drugiej strony: nie, nie, nic podobnego się nie wydarzyło, to tylko złudzenie apteczne. O rozstąpieniu Morza Czerwonego nie ma drugiej relacji tylko pan teolog sobie mówi: nie bo nie. OK, ma prawo.
W przejście przez Morze Czerwone faktycznie prof. Majewski powątpiewa, ale nie kategorycznie i na pewno nie na zasadzie nie, bo nie.
A na jakiej innej zasadzie? W biblistyce istotnie jestem niewiele wiedzącym amatorem ale w metodologii nauk siedzę od 40+ lat. Żeby czemuś zaprzeczyć trzeba mieć przynajmniej alternatywną relację. Jaką alternatywną relację ma prof. Majewski o przeprowadzce Żydów? Tylko wyobraźnię własną i innych podobnych sobie mędrków.
Wi Kulega. W tej relacji nie ma nawet pewności, czy chodzi o Morze Czerwone.
@trep powiedział(a):
No, przecież mówił. Na podstawie tego, że nie znalazł źródeł egipskich potwierdzających zjawisko.
To już Rzymianie wiedzieli: Ignorantia argumentum non est. U psoferorów zauważyłem, że często robią błędy metodologiczne. Traktuję ich wtedy tak samo jak studentów: stawiam dwóje.
@czlowiek powiedział(a):
Losie ale właśnie zmartwychwstanie jest zasadnicze a przemienienie wody w wino nie ani czy był jeden czy dwóch Bartymeuszów
Tak właśnie twierdzili protestanci. Furda siedem sakramentów, ważny jest ten jeden - chrzest. Chleb się nie przemienia w ciało a wino w krew, to tylko taka bajeczka. Czytajmy starannie Biblię i "oczyszczajmy" (cokolwiek by to miało znaczyć) naszą wiarę. Świątynie też oczyszczajmy.
Takie drzewo zasadzili a po połowie tysiąclecia możemy obserwować jego owoce. Są imponujące? Mnie nie zachwycają.
Ja nie twierdzę, że nie było cudu w Kanie, ale bez zmartwychwstania próżna jest nasza wiara a cały stary testament to piękna historyjka, nowy też. Ani żadnych sakramentów nie podważam i nie słyszałem czegoś takiego u Majewskiego.
Cieszę się natomiast, że w kościele jest miejsce na takie badania i kontrowersyjne nawet tezy i że jest to dyskusja publiczna wręcz, przemilczanie wątpliwości prowadzi do śmieszności typu, że nie mogło powstać światło przed słońcem, albo kościół skrywa prawdę o gigantach (słyszałem od młodzieńca na własne uszy i poleciłem mu Majewskiego właśnie).
"Oczyszczanie" użyłem w formie, że czasem warto coś stracić żeby się obraz oczyścił z tyłu głowy mając swoją malutką drogę i wiele wyobrażeń, które w jej trakcie zostawiłem.
Oczyszczenie świątyń moim zdaniem ma niewiele wspólnego z działalnością biblistów nawet głoszących największe głupoty.
A po co tracić coś czego nie powinno się tracić a traci się tylko dlatego, że wierzy się randomowemu kolesiowi z YT? Że co? Że poświęcił setki czy tam tysiące godzin na badania? Wielcy teologowie Kościoła poświęcili o wiele więcej, pewnie kilka rzędów wielkości więcej, i twierdzą co innego. Tylko dlatego, że koleś gada "odważnie" albo "kontrowersyjnie"? Wiemy przecież co znaczą takie epitety np. w opisach i recenzjach filmów i książek.
Badania biblijne to nieprawdopodobna wręcz nauka. Pewnie żadnej innej nie poświęcono tyle czasu. Liczono liczbę unikalnych słów w każdej części. Liczono częstotliwość występowania imion w NT i porównywano ją z częstotliwością występowania imion w regionie we wszystkich dziełach historycznych (i była taka sama). W innym wątku omawiano przykład pięciu krużganków sadzawki - co przez wiele lat było argumentem za fałszywością przekazu biblijnego. Do czasu, aż nie wykonano badań archeologicznych. Ufam Kościołowi, wybitnym, potwierdzonym autorytetom teologicznym. Czy x. prof. Chrostowski mniej godzin poświęcił niż ten koleś? Wolne żarty. Czy ma może mniejszy potencjał intelektualny? Nie rozśmieszajcie mnie, gdyż mam zajady. Czy nie miał może dostępu do wiedzy, do której ma ten Maciejewski? Dajta spokój. Nic nie musimy "tracić". A przede wszystkim czasu na samodzielne oddzielanie ziarna od plew.
to, w co wierzymy mamy w Credo + dogmatach. Pismo św. już przez Pana Jezusa było interpretowane i wciąż je interpretujemy. I to, czy rozstąpiły się wody Morza Czerwonego, czy nie, czy tylko częściowo (bo np lokalne tsunami było) nie jest przedmiotem naszej wiary. Z tej opowieści wyciągamy wnioski - Pan opiekuje się swoim ludem tak bardzo, że może zmienić znane nam prawa przyrody. Wiemy, że może, może je zakwestionować bo jest ich twórcą. No i wiemy, że się nami opiekuje. Reszta to ozdobniki. Możemy o nich pogadać, ale nie sposób przez obrazowanie tej historii tracić wiarę - Pan uczynił to jak chciał, ważne, że uczynił.
Tak się składa że w ciągu dwóch dni byłem na dwóch pogrzebach.
Dwie bajki.
Wieś i miasto.
Wieś - jedna główna ulica z bocznymi placami, proste ludzie. Zamieszkana dokładnie przez 4389 osób - dane z 2023). Zmarła była osobą niewykształconą (po zawodówce a i tego pewien nie jestem), całe życie pracowała ciężko fizycznie na roli, żonata, dzieciata, wnuki. Wiara jej była prosta - msza, różaniec (należała do parafialnego ŻR). Podobnie wyglądało 90% uczestników pogrzebu.
Efekt?
Modlitwa, śpiew, cały różaniec przed Mszą , 95% obecnych przystąpiło do komunii. Złożono dokładnie 110 ofiar na msze za zmarłą. (rozmawiałem z rodziną zmarłej i się dowiedziałem że jak chowali męża nieboszczki to ofiar było 150)
Miasto.
~80 tys mieszkańców.
Zmarła młoda matka, osierociła 3 dzieci.
Pogrzeb w kaplicy cmentarnej, uczestników tak na oko z pięćdziesiąt parę. Modlitwy to jakieś pomruki pod nosem, zero śpiewu, o różańcu nie wspomnę nawet, trudności w wykonaniu podstawowych modlitw, problem związany z niewiedzą kiedy wstać, siedzieć lub klęczeć w czasie Mszy. Do sakramentu komunii przystąpiło 5 osób (nawet nie 10%). Zamówionych mszy za zmarłą było 5 (w tym jedna od zakładu pogrzebowego).
Nie oceniam i nie porównuje zmarłych - ta lepsze, a ta gorsza. Nie.
Wpływ otoczenia i siły wiary - skąd takie biegunowe różnice? Może właśnie z prostaczkowego podejścia do rozumienia PŚ i nauczania kościoła? Bez szukania dziury w całym.
W czym niby ma być pomocna wiedza nt koloru i długości rzemyka u sandała lub tego czy morze się rozstąpiło (jakie by ono nie było: żółte czy czerwone), a żydzi wyszli z Egiptu o 10:43 czasu miejscowego?
Idę o zakład że tam na wsi nikt nawet nie wie kto to Majewski czy nawet Chrostowski.
W mieście pewnie też nie ale ze statystyki wynika że paru się znajdzie.
Tam się żyje wiarą (i grzeszy) i wielką wagę przywiązuje do spraw wiecznych, tutaj niekoniecznie.
Duchowo miasta umierają, pustynia i zgliszcza. Wolę wieś. Z czysto osobistych pobudek. Bo jak zejdę z tego świata to ktoś jeszcze się za mną się wstawi u Boga.
Co tu oczyszczać jak już wszystko do imentu oczyszczone?
Co ciekawe, ten kto modli się i przystępuje do sakramentów - nawet "bezrefleksyjnie" - jest nieporównywanie lepszym teologiem niż ten, kto dowolnie "głęboko" niesakramentalnie reflektuje nad rzeczywistością.
@celnik.mateusz powiedział(a):
Bo ludzie na wsi mają kontakt z rzeczywistością. A straszni mieszczanie żyją fantazjami. Dlatego potrzebują swoją wiarę oczyszczać
Wiecie co sobie uświadomiłem?
Mieszczuchom się myli albo mają za równoważne sobie ofiarę/składkę na wiązankę z ofiarą/składką na mszę za zmarłego/zmarłą.
Ileż zachwytów było nad pięknem kwiatów i rozważań nad treścią napisu na wstędze wiązanki?
Nt mszy za zmarłą ani słowa.
Rozważane było że pięknie na skrzypcach i trąbce grali. Przy przejściu z kaplicy na grób trąbka grała jakiś utwór pop (znany bardzo ale ja mam drewniane ucho więc nie wiem jaki tytuł).
Komentarz
Zajechało herezją. Tak mówili paulicjanie, katarzy i kalwiniści, że tylko tych bardziej znanych wymienię.
Losie ale właśnie zmartwychwstanie jest zasadnicze a przemienienie wody w wino nie ani czy był jeden czy dwóch Bartymeuszów
Zaraz... tustrianie!
Tak właśnie twierdzili protestanci. Furda siedem sakramentów, ważny jest ten jeden - chrzest. Chleb się nie przemienia w ciało a wino w krew, to tylko taka bajeczka. Czytajmy starannie Biblię i "oczyszczajmy" (cokolwiek by to miało znaczyć) naszą wiarę. Świątynie też oczyszczajmy.
Takie drzewo zasadzili a po połowie tysiąclecia możemy obserwować jego owoce. Są imponujące? Mnie nie zachwycają.
Raczy Kolega wytłumaczyć?
A co tu tłumaczyć?
Proszę sobie poczytać np. Kalwina, pism Piotra Waldo, Bogomiła czy perskich paulicjan za wiele się nie zachowało ale puścizna Kalwina jest dostępna prawie cała. To główny motyw jego pisaniny, pewnie nawet i tymi słowami się znajdzie.
w oskarżeniach najczęściej prawdziwe jest tylko to, że ktoś kogoś oskarża.
Gdybyśmy nie obrośli w różne okołoreligijne obyczaje dzisiaj zamiast palić choinki muzułmanie niszczyliby tabernakula i ich zawartość. Zauważmy - w Polsce nawet zadeklarowani przeciwnicy Kościoła nie niszczą choinek, bo wiedzą, że one są tylko ozdóbką, niszczą krzyże.
Patrząc na tłumy święcących jaja widzę wielu niemal pogan, przeczuwających gdzie jest dobro. Jeśli tylko chcąc zakląć względny dobrobyt pomykają do Kościoła po błogosławieństwo, to i tak robią więcej, niż poganie całkowici. Jest od czego zaczynać nawracanie, jest kontakt i zamiast się obrażać na niedoskonałość materii trzeba skorzystać z tej okazji do ewangelizacji. Czy franciszkanie budując szopki obrażają się na wiernych idących zobaczyć rodzaj teatrzyku kukiełkowego?
A co do implementacji nauczania JP2 - może zobaczmy kontekst znany mi bliżej - Jana Góry OP. Całkowicie świadomie oparł duszpasterzowanie o nauczanie JP2, uzupełnieniem studiowania nauczania papieża było stworzenie małej kolekcji przedmiotów związanych z JP2. No i oskarżyciele pokazują nie te godziny i masy młodych słuchających i czytających JP2, tylko tę kolekcję (Fiona pisała o rąsi na przykład).
Przede wszystkim Pismo Święte nie jest "metodologicznie spójną monografią" tylko zbiorem literatury o różnym charakterze, stylu, zabiegach i środkach stylistycznych, autorstwie i czasie powstania. Dlatego głupie jest wszelkie gadanie że całe PŚ jest takie i takie (np. opowieścią a nie raportem) bo w danej księdze jest takie i takie słowo. Np. z faktu przedstawienia dwojakiego opisu stworzenia człowieka w Księdze Rodzaju można wnioskować, że podstawową intencją twórców/kompilatorów/redaktorów nie było "sprzedanie" konkretnej relacji "faktograficznej" ("jak było") tylko przekazanie treści teologicznych; przecież to nie byli debile. Wręcz przeciwnie, fakt, że starali się oni wyłuskać treść teologiczną z funkcjonujących wcześniej intuicji , choćby sumeryjskich czy babilońskich, świadczy o nich dobrze. Nie wydłubali sobie z nosa, a starali się dociekać prawdy. W ogóle mnie akurat osobiście to zachwyca, że początki naszej Wiary są właśnie zakorzenione znacznie głębiej niż warstwa "żydowska" oraz to, że ślady prób odczytywania Objawienia można odszukać także w kulturach pogańskich, choćby w filozofii greckiej ("ziarna prawdy" wspomniane przez Vaticanum Secundum). To świadczy o tym, że źródła tego Objawienia oraz narzędzia do jego poszukiwania i odkrywania zostały w nas przez Boga wszczepione niejako z natury, a także bardziej potwierdza ciągłość i prawdziwość nauczania katolickiego niż im zaprzecza.
Non plus ultra.
Taki spirytus ze schodów: Zwrot "jak to było naprawdę" nie bardzo ma sens, bo jedynie Biblia opisuje przejście przez Morze Czerwone. Możemy uwierzyć albo nie. Jeśli jednak uznamy, że to morze wcale się nie rozstępowało, to odrzucimy obraz mocy Boga oraz ludzkiego zaufania Bogu. Czy takie "oczyszczanie wiary" uczyni ją mocniejszą i lepszą? Przypuszczam, że wątpię.
Ja jestem neofitą. Miałem jakieś głupie wyobrażenie o PŚ, w tym wyobrażeniu widziałem różne sprzeczności, bzdury, fałsze. Na tej podstawie byłem niedowiarkiem (ale nakazanych Mszy Świętych nie opuszczałem, czemuś).
O podobnej sprawie u siebie i u innych pisał św. Augustyn w swoich wyznaniach.
Łaska Boża pokierowała mnie w różne strony, m.in. na forumki, m.in. na Rebelyę (tak). Mniej więcej wtedy splot okoliczności spowodował, że zacząłem zapoznawać się z wiarą taką, jaką ona jest. Mój umysł szukał jednak w dalszym ciągu różnych błędów, wewnętrznych sprzeczności. Na szczęście znalazła się dobra dusza (Quincunx), któremu mogłem się zwierzyć z wszystkich tych wątpliwości, jedna po drugiej, a on raczył mnie linkami do świętych i doktorów Kościoła, którzy pięknie klarowali, że żadnych sprzeczności nie ma. Że to tylko niewiedza (czy raczej dyletanctwo). Było takich przypadków n i żaden się nie ostał. To był przełom a potem to już poszło.
Tak czy siak traktuję teologię, jako naukę ścisłą. Taką, która nie zawiera żadnej sprzeczności, bo gdyby zawierała, byłaby nauką fałszywą. I wszystko co czytam (z wyj. jakichś pierdół, całkowicie nieistotnych) tylko mnie umacnia w tym, że jest to prawda.
Oczywiście, że jakiś jeden czy drugi kaznodzieja będzie jakieś bzdurki mniejsze czy większe z ambonki wygadywać, ale na to w ogóle nie ma co zwracać uwagi. Kazania to nie wykłady i nie prace naukowe.
I czytam czy to Tomasza, czy Augustyna, czasem Benedykta 16, rzadziej (ale też) Jana Pawła 2, x. prof. Chrostowskiego (pierwszego polskiego laureata nagrody B16 dla teologów) komentarze w Biblii Paulistów i wszystko tam do siebie pięknie pasuje.
I wyskakuje jakiś koleś i twierdzi, że tego nie było bo "inne źródło nie potwierdza" a tamto sobie ktoś wymyślił (Gwiazdę Betlejemską).
(Co do tej gwiazdy, szukano na niebie koniunkcji różnych planet i nawet coś tam znaleziono w tych okolicach czasu i miejsca. Ale czy Bóg Wszechmogący nie mógł stworzyć jednej gwiazdy, skoro stworzył wszystkie gwiazdy świata a my nawet nie wiemy, do której potęgi podnieść 10, by je policzyć? No, bez żartów proszę. Że astronomowie nie zarejestrowali jej istnienia? A cóż za problem stworzyć gwiazdę widoczną tylko dla magoi? Że Ktoś, kto stworzył cały Wszechświat i życie nie mógł otworzyć morza? Serio, nie mógł? Że tamci o tym nie pisali? Przecież i wiele tysięcy lat później historycy jakiegoś kraju pomijali milczeniem rzeczy dla nich nieprzyjemne. Ten film to dobrze wyjaśnia:
Koniec dygresji)
Ale mam pytanie do znawców twórczości p. "teologa" Maciejewskiego. Czy udowodnił on (w znaczeniu b. mocno uprawdopodobnił) nieprawdziwość czegokolwiek z Biblii, ale nie na zasadzie "braku potwierdzenia tam, gdzie on by się potwierdzenia spodziewał", lecz na wskazaniu czegoś, co przeczy opisanym zajściom?
Na sam koniec wrzucę coś z XX wieku i to z wiki:
Czytaj także:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Cud_Słońca
Był więc to cud czy może tylko wprowadzenie w błąd? A może złudzenie optyczne?
Obecnie mamy nawet cuda potwierdzone ekspertyzami naukowymi, więc sam fakt występowania takowych jest również w świetle nauki bezsprzeczny.
A z Cudem Słońca przynajmniej są relacje drugiej strony: nie, nie, nic podobnego się nie wydarzyło, to tylko złudzenie apteczne. O rozstąpieniu Morza Czerwonego nie ma drugiej relacji tylko pan teolog sobie mówi: nie bo nie. OK, ma prawo.
Ale skoro nie wiem, co jest złego w takim myśleniu, to lektura Kalwina też mi w niczym nie pomoże. Najwyżej przybliży do protestantyzmu. By kolega coś z Boromeusza polecił albo Roberta Bellarmin.
W przejście przez Morze Czerwone faktycznie prof. Majewski powątpiewa, ale nie kategorycznie i na pewno nie na zasadzie nie, bo nie.
Wiesz, co jest złego (albo dobrego) w takim myśleniu, bo widzisz owoce drzewa, które pół tysiąclecia temu zasadzili. To czas wystarczająco długi na każdy osąd. Są owoce tego drzewa imponujące? Dla mnie nie.
A rozpoznawanie drzewa po owocach zalecał nawet nie Karol Boromeusz czy Robert Bellarmin tylko sam Jezus Chrystus.
Nuale Kalwin mówił też, że Chrystus jest zbawicielem. To też źle? Przecież mnie rozumie Kolega tylko struga idiotę.
Przewagą forum dyskusyjnego nad rozmową jest to, że na forum widać wszystkie wypowiedzi a w rozmowie największe znaczenie ma ta ostatnia. Na ten temat jest już wpis.
Cudów nie ma, więc Biblia opisująca cud kłamie. Czego nie rozumiecie?
O! to jest modna obecnie linia. Głosi ją papież Franciszek a i (może nawet mocniej) nasz arcypasterz (w każdej religii są pierwiastki prawdy itd.). No i jednak trochę jego podwładnych. Ja jednak patrzę na to w sposób prosty.
Jeśli jeden mówi, że 2+2 to 4 a 3+3 to 6 a drugi mówi co prawda, że 2+2 to 4 ale 3+3 to 8, to ja uważam, że słuchanie tego drugiego można a nawet trzeba sobie odpuścić, gdyż jest szkodliwe.
A na jakiej innej zasadzie? W biblistyce istotnie jestem niewiele wiedzącym amatorem ale w metodologii nauk siedzę od 40+ lat. Żeby czemuś zaprzeczyć trzeba mieć przynajmniej alternatywną relację. Jaką alternatywną relację ma prof. Majewski o przeprowadzce Żydów? Tylko wyobraźnię własną i innych podobnych sobie mędrków.
Wi Kulega. W tej relacji nie ma nawet pewności, czy chodzi o Morze Czerwone.
To już Rzymianie wiedzieli: Ignorantia argumentum non est. U psoferorów zauważyłem, że często robią błędy metodologiczne. Traktuję ich wtedy tak samo jak studentów: stawiam dwóje.
Ja nie twierdzę, że nie było cudu w Kanie, ale bez zmartwychwstania próżna jest nasza wiara a cały stary testament to piękna historyjka, nowy też. Ani żadnych sakramentów nie podważam i nie słyszałem czegoś takiego u Majewskiego.
Cieszę się natomiast, że w kościele jest miejsce na takie badania i kontrowersyjne nawet tezy i że jest to dyskusja publiczna wręcz, przemilczanie wątpliwości prowadzi do śmieszności typu, że nie mogło powstać światło przed słońcem, albo kościół skrywa prawdę o gigantach (słyszałem od młodzieńca na własne uszy i poleciłem mu Majewskiego właśnie).
"Oczyszczanie" użyłem w formie, że czasem warto coś stracić żeby się obraz oczyścił z tyłu głowy mając swoją malutką drogę i wiele wyobrażeń, które w jej trakcie zostawiłem.
Oczyszczenie świątyń moim zdaniem ma niewiele wspólnego z działalnością biblistów nawet głoszących największe głupoty.
A po co tracić coś czego nie powinno się tracić a traci się tylko dlatego, że wierzy się randomowemu kolesiowi z YT? Że co? Że poświęcił setki czy tam tysiące godzin na badania? Wielcy teologowie Kościoła poświęcili o wiele więcej, pewnie kilka rzędów wielkości więcej, i twierdzą co innego. Tylko dlatego, że koleś gada "odważnie" albo "kontrowersyjnie"? Wiemy przecież co znaczą takie epitety np. w opisach i recenzjach filmów i książek.
Badania biblijne to nieprawdopodobna wręcz nauka. Pewnie żadnej innej nie poświęcono tyle czasu. Liczono liczbę unikalnych słów w każdej części. Liczono częstotliwość występowania imion w NT i porównywano ją z częstotliwością występowania imion w regionie we wszystkich dziełach historycznych (i była taka sama). W innym wątku omawiano przykład pięciu krużganków sadzawki - co przez wiele lat było argumentem za fałszywością przekazu biblijnego. Do czasu, aż nie wykonano badań archeologicznych. Ufam Kościołowi, wybitnym, potwierdzonym autorytetom teologicznym. Czy x. prof. Chrostowski mniej godzin poświęcił niż ten koleś? Wolne żarty. Czy ma może mniejszy potencjał intelektualny? Nie rozśmieszajcie mnie, gdyż mam zajady. Czy nie miał może dostępu do wiedzy, do której ma ten Maciejewski? Dajta spokój. Nic nie musimy "tracić". A przede wszystkim czasu na samodzielne oddzielanie ziarna od plew.
to, w co wierzymy mamy w Credo + dogmatach. Pismo św. już przez Pana Jezusa było interpretowane i wciąż je interpretujemy. I to, czy rozstąpiły się wody Morza Czerwonego, czy nie, czy tylko częściowo (bo np lokalne tsunami było) nie jest przedmiotem naszej wiary. Z tej opowieści wyciągamy wnioski - Pan opiekuje się swoim ludem tak bardzo, że może zmienić znane nam prawa przyrody. Wiemy, że może, może je zakwestionować bo jest ich twórcą. No i wiemy, że się nami opiekuje. Reszta to ozdobniki. Możemy o nich pogadać, ale nie sposób przez obrazowanie tej historii tracić wiarę - Pan uczynił to jak chciał, ważne, że uczynił.
Tak się składa że w ciągu dwóch dni byłem na dwóch pogrzebach.
Dwie bajki.
Wieś i miasto.
Wieś - jedna główna ulica z bocznymi placami, proste ludzie. Zamieszkana dokładnie przez 4389 osób - dane z 2023). Zmarła była osobą niewykształconą (po zawodówce a i tego pewien nie jestem), całe życie pracowała ciężko fizycznie na roli, żonata, dzieciata, wnuki. Wiara jej była prosta - msza, różaniec (należała do parafialnego ŻR). Podobnie wyglądało 90% uczestników pogrzebu.
Efekt?
Modlitwa, śpiew, cały różaniec przed Mszą , 95% obecnych przystąpiło do komunii. Złożono dokładnie 110 ofiar na msze za zmarłą. (rozmawiałem z rodziną zmarłej i się dowiedziałem że jak chowali męża nieboszczki to ofiar było 150)
Miasto.
~80 tys mieszkańców.
Zmarła młoda matka, osierociła 3 dzieci.
Pogrzeb w kaplicy cmentarnej, uczestników tak na oko z pięćdziesiąt parę. Modlitwy to jakieś pomruki pod nosem, zero śpiewu, o różańcu nie wspomnę nawet, trudności w wykonaniu podstawowych modlitw, problem związany z niewiedzą kiedy wstać, siedzieć lub klęczeć w czasie Mszy. Do sakramentu komunii przystąpiło 5 osób (nawet nie 10%). Zamówionych mszy za zmarłą było 5 (w tym jedna od zakładu pogrzebowego).
Nie oceniam i nie porównuje zmarłych - ta lepsze, a ta gorsza. Nie.
Wpływ otoczenia i siły wiary - skąd takie biegunowe różnice? Może właśnie z prostaczkowego podejścia do rozumienia PŚ i nauczania kościoła? Bez szukania dziury w całym.
W czym niby ma być pomocna wiedza nt koloru i długości rzemyka u sandała lub tego czy morze się rozstąpiło (jakie by ono nie było: żółte czy czerwone), a żydzi wyszli z Egiptu o 10:43 czasu miejscowego?
Idę o zakład że tam na wsi nikt nawet nie wie kto to Majewski czy nawet Chrostowski.
W mieście pewnie też nie ale ze statystyki wynika że paru się znajdzie.
Tam się żyje wiarą (i grzeszy) i wielką wagę przywiązuje do spraw wiecznych, tutaj niekoniecznie.
Duchowo miasta umierają, pustynia i zgliszcza. Wolę wieś. Z czysto osobistych pobudek. Bo jak zejdę z tego świata to ktoś jeszcze się za mną się wstawi u Boga.
Bo ludzie na wsi mają kontakt z rzeczywistością. A straszni mieszczanie żyją fantazjami. Dlatego potrzebują swoją wiarę oczyszczać
Co tu oczyszczać jak już wszystko do imentu oczyszczone?
Co ciekawe, ten kto modli się i przystępuje do sakramentów - nawet "bezrefleksyjnie" - jest nieporównywanie lepszym teologiem niż ten, kto dowolnie "głęboko" niesakramentalnie reflektuje nad rzeczywistością.
Z cudów.
Wiecie co sobie uświadomiłem?
Mieszczuchom się myli albo mają za równoważne sobie ofiarę/składkę na wiązankę z ofiarą/składką na mszę za zmarłego/zmarłą.
Ileż zachwytów było nad pięknem kwiatów i rozważań nad treścią napisu na wstędze wiązanki?
Nt mszy za zmarłą ani słowa.
Rozważane było że pięknie na skrzypcach i trąbce grali. Przy przejściu z kaplicy na grób trąbka grała jakiś utwór pop (znany bardzo ale ja mam drewniane ucho więc nie wiem jaki tytuł).